Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2009, 17:42   #2
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-Wstawaj śpiochu! Już prawie świt a ty jeszcze cały w proszku. Faaabian!

-Hmm?

Przewrócił się tylko na bok, miał taki piękny sen. Praca nie zając, nie ucieknie prawda? Kolejne kobiece westchnienie wypełniło niewielką skromną izbę.

-Mężczyźni.


Dodatkowo rozpłakało się niemowlę w kołysce. Dziewczynka miała niecałe pół roku, jej braciszek ledwie 5 letni próbował ją uspokoić, ale nie szło mu zbytnio, prawdopodobnie sam był źródłem płaczu swojej siostry a teraz chciał zamazać swoje winy przed rodzicami. Mężczyzna przetarł oczy i spojrzał ze szczerym zdumnieniem na wskazujący szóstą budzik.

-Już tak późno?


Usiadł na łóżku ubierając leżące na krześle spodnie.

-Nie mów że cię nie ostrzegałam... Jak wyrzucą cię z roboty będziemy musieli żebrać, a nie chcesz chyba żeby twoje dzieci nie miały czym żywić się w zimę?


Wzięła małą na ręce i odsłoniła pierś, do której niemowlę momentalnie się przyssało zapominając o całym bożym świecie.

Tak, niechybnie zbliżała się zima. Dni były coraz krótsze, noce coraz dłuższe. Liście dawno opadły z drzew zostawiając suche gałęzie. Jednak praca była pracą, nieważne czy musiałby się przedzierać przez zaspy śnieżne czy broczyć po kolana w wodzie.

Zaszaleli wczoraj trochę z chłopakami. Tak rzadko mieli okazję, Maria była w ciąży. Zostanie ojcem, kolejny raz. Trzeci dziecko, byl to niewątpliwe powód do radości, ale nie chciał myśleć jak uda mu się wyżywić to rosnące stado małych wilków. Bo z pewnością te dzieciaki miały wilczy apetyt, sami odmawiali sobie z żoną jedzenia by małe mogły się prawidłowo rozwijać.

Mark podał mu siekierę. Skwitował czyn ojcowskim gestem kładąc mu rękę na głowie. Dobry chłopak, za parę lat będzie mógł go uczyć zawodu. Wtedy powinno być im lżej. Póki co był typem łobuza, podobnie jak ojciec, matka przymykała oczy na jego wybryki ale on sam musiał być surowy. Tak jak jego własny ojciec, i ojciec jego ojca. Widok solidnego brązowego pasa wystarczał, żeby chłopak spuszczał głowę i zachowywał się z pokorą przy ojcu. Metoda stara jak świat, ale wciąż skuteczna. Zapiął ostatnią koszulę w swojej czerwonej koszuli w kratę i narzucił jeszcze brązową wysłużoną kamizelkę. Na dworze było coraz chłodniej, ale on był zahartowanym mężczyzną w sile wieku, mrozy nie były mu straszne a dodatkowo kawa w termosie potrafiła czynić cuda. Lekko ucałował żonę w usta, dzieciątko w głowę i przejechał ręką po bujnej fryzurze pierworodnego. Chwycił kapelusz z wieszaka i już zmierzał do drzwi. Zatrzymał się przed samymi drzwiami jakby niepewny czy może czegoś nie zapomniał. Odwrócił głowę, a Mark już niósł worek z jedzeniem obejmującym dwa jabłka i złożoną kromkę chleba oraz termos z świeżo zaparzoną kawą. Może nie byli bogaci, ale nie wątpliwie byli dość szczęśliwi jak na tak ciężkie czasy. Uśmiechnął się do nich i pomachał na pożegnanie.

---



Widok był niesamowity, niezliczone drzewa, przestrzeń której nie mógł objąć ludzki wzrok. Góry majaczące gdzieś na horyzoncie, nie wiedział co jest za nimi. Nigdy nie był dalej niż okoliczne lasy. Nigdy nie widział oceanu, nie czuł morskiej bryzy, nie podróżował do wielkich miast gdzie żyją tysiące ludzi takich jak on i tych zupełnie mu niepodobnych. W takim miejscu na tym niewielkim wzniesieniu mógł naprawdę poczuć, że żyje. Poczuć się wolny, tak wolny jak czują się ptaki pierwszy raz wylatujące ze swojego gniazda. Lubił tu stać, podziwiać, odpoczywać. W drodze do domu lub w drodze do pracy nadkładał często trochę drogi by móc nacieszyć się spokojem tego miejsca. Był już spóźniony, ale jego szef i tak mu to wybaczy. Pracował za dwóch, nie skarżył się w pracy, nie prosił o podwyżkę. Młodzi drwale, podpatrywali go i zazdrością szeptali o nim między sobą. Zapewne kiedyś będą tacy jak on, ale upłynie jeszcze wiele lat zanim tak się stanie. Po ostatniej zimie która zabrała ze sobą żniwo wśród wielu starszych mieszkańców wsi brakowało doświadczonych rąk do pracy, trzeba było polegać na młodych. Mieli zapał, mieli siłę, ale brakowało im doświadczenia.

Nagle wytężył swój wzrok dostrzegając coś co wyróżniało się na tle jednostajnego krajobrazu. Plamka czerwieni, gdzieś daleko pomiędzy drzewami. Poruszała się, więc to mógł być człowiek. To raczej nie mógłbyś któryś z drwali więc... Ścisnął mocniej swoją naostrzoną siekier. Wilk.... Był pewien że jakieś sto metrów za owym czerwonym punkcikiem szedł drapieżnik dobrze znany nawet każdemu mieszkającemu we wsi dziecku. Rodzice straszą swoje pociechy wilkami, bo jest czego się bać. Są bardziej materialne niż inne potwory których nigdy nie widziały, a przy tym równie niebezpieczne. Zwłaszcza w zimę kiedy błąkają się wygłodniałe po lasach w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów pożywienia. Zwykle polują w stadach, więc należało być wdzięcznym za to że ten osobnik odłączył się od reszty. Nie było jednak czasu do stracenia, człowiek miał w pojedynkę małe szanse z tym zwierzęciem, zwłaszcza jeśli nie był przygotowany do spotkania z nim. Drwal zbiegł śpiesznie stromym zboczem w stronę wydarzeń, które niechybnie miały zmienić jego dotychczasowe życie.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline