| Urodziła się w świecie w którym nie miała szans przeżyć. Wyrwana z niego i otoczona kręgiem istot, które służyły i żyły dla Bieli. Biała filozofia była bardzo trudna i bardzo bolesna. Teraz wiedziała, jak bardzo wojownicy Światła cierpią i na ile poświęceń muszą się w życiu zdobyć, że wyznawanie Bieli to najtrudniejsza z istniejących religii, o ile można to nazwać religią, nie sposobem życia, Duszą. Ale wtedy Światło i jego ideały były dla niej prawdziwą, kochająca rodziną, filozofia Bieli oznaczała, że zawsze byli przy niej przyjaciele, istoty dobre, dbające o nią, troszczące się o nią, gotowe się dla niej poświęcać i za nią zginąć. Że nigdy nie była sama i zawsze miała przy sobie oddanych przyjaciół i niezmordowanych wojowników w jednym, żyła wśród istot potrafiących kochać i zabija jak nikt inny na świecie. Była taka jak Oni, chociaż była inna. Ale oni przygarnęli jej, oni nie widzieli jej Chaosu, uczyli ją Bieli, dawali jej Biel, kochali ją i dbali o nią. Była z nimi bardzo szczęśliwa, bardzo bezpieczna, w swojej rodzinie, wśród przyjaciół, wśród Bieli, za która wspólnie walczyli i ginęli. Cały czas pamiętała o swojej klątwie, oni także wiedzieli. Może nie wszyscy, ale wiedzieli. Albo ukrywali, że wiedzą, aby jej nie martwić.
Wychowała się w świecie, gdzie śmierć w walce o czyjeś życie była największym osiągnięciem, jakiego mógł dokonać śmiertelnik w swoim żywocie. Wychowała się w filozofii Bieli, pod skrzydłami najwyższego ideału, do którego miała dążyć, która zabraniała wspominać dawnych zatargów, wojen i śmierci, która nakazywała przebaczać i zapominać krzywdy wybaczalne. Ci, którzy zginęli, byli wciąż tutaj, z nią. Jej przyjaciele, jej syn. Wychowała się i żyła w świecie, w którym przyjaciel z jakim dziś rozmawiała i śmiałą się, jutro mógł zginąć w walce. Cały czas o tym pamiętała, tak jak wszyscy wojownicy Światła. Nauczyła się tak jak oni, nie ukrywać swoich uczuć, miłości, przyjaźni, nauczyła się drobnych gestów, nauczyła się pokazywać tu i teraz, jak bardzo kochać, jak bardzo jej zależy, jak bardzo będzie tęsknić, jeśli jutro...
* * *
I znów ten sen.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=PhfGUwJHZaw&feature=related[/media]
Jej przyjaciele. Filar. Wyruszyli, by go zniszczyć.
Wśród sztandarów zabrakło tego jednego, o który elfy tak bardzo zabiegała, rozpaczliwie, przez kilka lat. Drowy i elfy, nigdy nie walczyły pod jednym sztandarem. Legiony demonów broniące Filaru nie były z pewnością największą armią na jaką stać było Fiolet... Ale zdrada w naszych szeregach i brak jakiegokolwiek wsparcia sprawiły, że Filar pozostał.
Nizzre uważała, że to nie drowy zawiniły, ale tacy jak ona. To oni nie potrafili pokazać im Światła i przekonać ich. Ich i wielu innych. Uważała, teraz, po latach, że wszystkiemu winni byli ludzie i ich spaczone pojęcie Bieli. Ludzie nie wyznawali Bieli. Mówiono wtedy, ze byli sojusznikami, nie wojownikami Światła. Teraz wiedziała dlaczego. Dla ludzi obsydianowa skóra drowów i ich świecące w mroku oczy były przeszkodą dla poznania duszy, dla kompromisów, zrozumienia, dzielenia się, jedną ziemia, jednym niebem. Drowy pełne były nienawiści, ale tę nienawiść dałoby się wymazać z ich dusz, pamięci i umysłów. Ludzie nie mieli na to cierpliwości, nie umieli cierpieć dla dobrej sprawy, jak wojownicy Światła.
W tej bitwie polegli niemal wszyscy jej przyjaciele. I jej mentor, którego stalowe, bezlitosne oczy wojownika, a zarazem oczy najczulszego, kochającego przybranego ojca bezbłędnie pamiętała do dzisiaj. Był ich przywódcą i wykonywała bez pytania każdy jego rozkaz. Nawet ten ostatni, który ocalił jej życie, a jego zabił.
A potem, po wielu latach, była ta twierdza. Przeklęta twierdza, gdzie straciła swego ostatniego bliskiego. Gdzie straciła oko i narodziła się na nowo. Gdzie spotkała pierwszego w życiu drowa i gdzie owy drow powiedział jej o pokoju. Drowy i elfy pod jednym sztandarem. Wszystko na nowo. Nowa droga.
Żyła teraz w świecie, gdzie nikt nie znał i nie szanował Bieli. Gdzie uparcie starała się uczyć Bieli, szukać ucieczki od swej klątwy. Gdzie przepowiednia zaczynała się spełniać. Gdzie istoty, które miały z nią kontakt, mogły zginąć, dziś, jutro, z jej winy, lub nie. Gdzie nie miała czasu na szukanie miłości i dobroci, oczekiwanie na powrót dawnej, gdzie drow, z którym spędziła noc mógł już nie żyć lub poderżnąć jej za chwilę gardło. Budził się wokół niej świat z którego pochodziła i do którego należała. Ale wciąż niosła ze sobą to, co dały jej istoty, które pokochała lata temu. Za które walczyła i za którego wciąż gotowa była umrzeć. Bo oni nie umarli. Oni wciąż są tutaj. Nadal pamiętała, jak szarżowali na wrogów, ramię w ramię, ostrze przy ostrzu, tarcza przy tarczy, jak ilekroć upadła, raniona, natychmiast ktoś zjawiał się obok, osłaniając ją swoim mieczem, tarczą, swoim ciałem i życiem. Pamiętał jak przed każdą bitwa wymieniali pełne miłości i –już– tęsknoty spojrzenia, jak przed i po bitwach szli razem do świątyni, zaśpiewać ku chwale Światła, pożegnać i uczcić poległych towarzyszów.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=91vnPQEMJdE&feature=PlayList&p=DEE0AD01A19 54852&index=3[/media]
And they`re gone...
Bardzo jej tego brakowało. Nauczyła się z tym żyć, ale bardzo brakowało jej wspólnego maszerowania w nieznane, wspólnych walk, wspólnego biesiadowania, wspólnego marznięcia po lasach zimnymi nocami, wspólnego ogrzewania się przy ognisku, wspólnego śpiewania, wspólnych rozmów, wspólnych kłótni, wspólnych kąpieli w jeziorach, wspólnego niewygodnego spania po kilkanaście osób w jednym karczmowym pokoju. A mogła mieć tak wielu... mogła mieć całą armię...
Szła za towarzyszami swej dawnej drużyny, w milczeniu, trzymając Fufiego na smyczy. Chciała być wobec nich dobra. Chciała pokazać im Biel. Raz się nie udało, ale chciała próbować. Szamila skreśliła, ale... może...? Może zawsze... nadal...? Taka już była.
„- Gate...? – pomyślała w skupieniu.
Po chwili ciszy mag odezwał się do niej mentalnie, wyraźnie z ulgą.
- Nizzre! Gdzie jesteś?
- Wszystko w porządku, jestem w... jednym z Miejsc.
- Nic ci nie jest? Tego się obawiałem. Teleportowało cię wraz z tamtą drużyną, prawda?
- Tak. Chyba.
- Nie spotkałaś ich jeszcze?
- Kogo?
- Tamtych. Isendira. Szamila. Reszty.
Nizzre tego się spodziewała. Nawet Gate nie widział jej, nie mógł jej zlokalizować swą magią.
- Nie – odpowiedziała. – Nie ma ich chyba tutaj.
- Dobrze. Poproś Kruka, żeby teleportował cię z powrotem do miasta. Spotkamy się pod świątynią.
- Nie mogę! To nie działa! Nie wiem jak to zrobić!
- Spokojnie. Nie obawiaj się, odnajdziemy cię.
- W porządku, nic mi nie jest.
- Gdzie jesteś? Co to za miejsce? Zaraz tam będziemy.
- Nie wiem... Kruk się do mnie nie odzywa.
- Nie odzywa się?
- Nie.
- Co widzisz wokół siebie?
- Jakiś las. Gęsty las.
- Szczegóły?
- Widzę w oddali jezioro.
- Jezioro?
- Tak, chyba duże jezioro.
- Idź nad jego brzeg. Znajdziemy cię.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Zdążyłaś zrobić zapasy w mieście? Potrzebujesz czegoś?
- Gate!
- Tak?
- Byliście w karczmie?
- Dlaczego pytasz, Nizzre?
Byli. Cholera.
- Gdybyście... spotkali znów tego drowa... którego związałeś...
- Tak?
- Nie róbcie mu krzywdy. Nie ważcie się go krzywdzić – dodała z naciskiem.
- Jak sobie życzysz, Nizzre. Obiecywałem.
- Tak.
- Jeśli spotkasz Szamila, zabij go. Mój wywar nadal działa. Zdobędziesz kilka Dusz i Kruk na pewno się do ciebie odezwie, o ile jakimś cudem znalazłaś się w jego niełasce.
- ...Spróbuję.
- Dobrze. Wybacz że spytam, ale... czy ten drow...? Czy coś mu... zrobiłaś? Może milczenie Kruka wiąże się z drowią klątwą...?
- N-nie wiem. Słabo cię słyszę, Gate!
- Idź nad jezioro. Jeśli spotkasz Szamila, zabij. Jeśli będzie z kimś, nie ryzykuj.
- Dobrze. Dzięki, Gate.
- Wyruszamy. Zaraz tam będziemy.”
__________________ "Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 11-10-2009 o 20:53.
|