Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2009, 20:41   #565
Kejsi2
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Urodziła się w świecie w którym nie miała szans przeżyć. Wyrwana z niego i otoczona kręgiem istot, które służyły i żyły dla Bieli. Biała filozofia była bardzo trudna i bardzo bolesna. Teraz wiedziała, jak bardzo wojownicy Światła cierpią i na ile poświęceń muszą się w życiu zdobyć, że wyznawanie Bieli to najtrudniejsza z istniejących religii, o ile można to nazwać religią, nie sposobem życia, Duszą. Ale wtedy Światło i jego ideały były dla niej prawdziwą, kochająca rodziną, filozofia Bieli oznaczała, że zawsze byli przy niej przyjaciele, istoty dobre, dbające o nią, troszczące się o nią, gotowe się dla niej poświęcać i za nią zginąć. Że nigdy nie była sama i zawsze miała przy sobie oddanych przyjaciół i niezmordowanych wojowników w jednym, żyła wśród istot potrafiących kochać i zabija jak nikt inny na świecie. Była taka jak Oni, chociaż była inna. Ale oni przygarnęli jej, oni nie widzieli jej Chaosu, uczyli ją Bieli, dawali jej Biel, kochali ją i dbali o nią. Była z nimi bardzo szczęśliwa, bardzo bezpieczna, w swojej rodzinie, wśród przyjaciół, wśród Bieli, za która wspólnie walczyli i ginęli. Cały czas pamiętała o swojej klątwie, oni także wiedzieli. Może nie wszyscy, ale wiedzieli. Albo ukrywali, że wiedzą, aby jej nie martwić.
Wychowała się w świecie, gdzie śmierć w walce o czyjeś życie była największym osiągnięciem, jakiego mógł dokonać śmiertelnik w swoim żywocie. Wychowała się w filozofii Bieli, pod skrzydłami najwyższego ideału, do którego miała dążyć, która zabraniała wspominać dawnych zatargów, wojen i śmierci, która nakazywała przebaczać i zapominać krzywdy wybaczalne. Ci, którzy zginęli, byli wciąż tutaj, z nią. Jej przyjaciele, jej syn. Wychowała się i żyła w świecie, w którym przyjaciel z jakim dziś rozmawiała i śmiałą się, jutro mógł zginąć w walce. Cały czas o tym pamiętała, tak jak wszyscy wojownicy Światła. Nauczyła się tak jak oni, nie ukrywać swoich uczuć, miłości, przyjaźni, nauczyła się drobnych gestów, nauczyła się pokazywać tu i teraz, jak bardzo kochać, jak bardzo jej zależy, jak bardzo będzie tęsknić, jeśli jutro...

* * *
I znów ten sen.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=PhfGUwJHZaw&feature=related[/media]

Jej przyjaciele. Filar. Wyruszyli, by go zniszczyć.
Wśród sztandarów zabrakło tego jednego, o który elfy tak bardzo zabiegała, rozpaczliwie, przez kilka lat. Drowy i elfy, nigdy nie walczyły pod jednym sztandarem. Legiony demonów broniące Filaru nie były z pewnością największą armią na jaką stać było Fiolet... Ale zdrada w naszych szeregach i brak jakiegokolwiek wsparcia sprawiły, że Filar pozostał.
Nizzre uważała, że to nie drowy zawiniły, ale tacy jak ona. To oni nie potrafili pokazać im Światła i przekonać ich. Ich i wielu innych. Uważała, teraz, po latach, że wszystkiemu winni byli ludzie i ich spaczone pojęcie Bieli. Ludzie nie wyznawali Bieli. Mówiono wtedy, ze byli sojusznikami, nie wojownikami Światła. Teraz wiedziała dlaczego. Dla ludzi obsydianowa skóra drowów i ich świecące w mroku oczy były przeszkodą dla poznania duszy, dla kompromisów, zrozumienia, dzielenia się, jedną ziemia, jednym niebem. Drowy pełne były nienawiści, ale tę nienawiść dałoby się wymazać z ich dusz, pamięci i umysłów. Ludzie nie mieli na to cierpliwości, nie umieli cierpieć dla dobrej sprawy, jak wojownicy Światła.
W tej bitwie polegli niemal wszyscy jej przyjaciele. I jej mentor, którego stalowe, bezlitosne oczy wojownika, a zarazem oczy najczulszego, kochającego przybranego ojca bezbłędnie pamiętała do dzisiaj. Był ich przywódcą i wykonywała bez pytania każdy jego rozkaz. Nawet ten ostatni, który ocalił jej życie, a jego zabił.
A potem, po wielu latach, była ta twierdza. Przeklęta twierdza, gdzie straciła swego ostatniego bliskiego. Gdzie straciła oko i narodziła się na nowo. Gdzie spotkała pierwszego w życiu drowa i gdzie owy drow powiedział jej o pokoju. Drowy i elfy pod jednym sztandarem. Wszystko na nowo. Nowa droga.
Żyła teraz w świecie, gdzie nikt nie znał i nie szanował Bieli. Gdzie uparcie starała się uczyć Bieli, szukać ucieczki od swej klątwy. Gdzie przepowiednia zaczynała się spełniać. Gdzie istoty, które miały z nią kontakt, mogły zginąć, dziś, jutro, z jej winy, lub nie. Gdzie nie miała czasu na szukanie miłości i dobroci, oczekiwanie na powrót dawnej, gdzie drow, z którym spędziła noc mógł już nie żyć lub poderżnąć jej za chwilę gardło. Budził się wokół niej świat z którego pochodziła i do którego należała. Ale wciąż niosła ze sobą to, co dały jej istoty, które pokochała lata temu. Za które walczyła i za którego wciąż gotowa była umrzeć. Bo oni nie umarli. Oni wciąż są tutaj. Nadal pamiętała, jak szarżowali na wrogów, ramię w ramię, ostrze przy ostrzu, tarcza przy tarczy, jak ilekroć upadła, raniona, natychmiast ktoś zjawiał się obok, osłaniając ją swoim mieczem, tarczą, swoim ciałem i życiem. Pamiętał jak przed każdą bitwa wymieniali pełne miłości i –już– tęsknoty spojrzenia, jak przed i po bitwach szli razem do świątyni, zaśpiewać ku chwale Światła, pożegnać i uczcić poległych towarzyszów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=91vnPQEMJdE&feature=PlayList&p=DEE0AD01A19 54852&index=3[/media]

And they`re gone...

Bardzo jej tego brakowało. Nauczyła się z tym żyć, ale bardzo brakowało jej wspólnego maszerowania w nieznane, wspólnych walk, wspólnego biesiadowania, wspólnego marznięcia po lasach zimnymi nocami, wspólnego ogrzewania się przy ognisku, wspólnego śpiewania, wspólnych rozmów, wspólnych kłótni, wspólnych kąpieli w jeziorach, wspólnego niewygodnego spania po kilkanaście osób w jednym karczmowym pokoju. A mogła mieć tak wielu... mogła mieć całą armię...
Szła za towarzyszami swej dawnej drużyny, w milczeniu, trzymając Fufiego na smyczy. Chciała być wobec nich dobra. Chciała pokazać im Biel. Raz się nie udało, ale chciała próbować. Szamila skreśliła, ale... może...? Może zawsze... nadal...? Taka już była.
„- Gate...? – pomyślała w skupieniu.
Po chwili ciszy mag odezwał się do niej mentalnie, wyraźnie z ulgą.
- Nizzre! Gdzie jesteś?
- Wszystko w porządku, jestem w... jednym z Miejsc.
- Nic ci nie jest? Tego się obawiałem. Teleportowało cię wraz z tamtą drużyną, prawda?
- Tak. Chyba.
- Nie spotkałaś ich jeszcze?
- Kogo?
- Tamtych. Isendira. Szamila. Reszty.
Nizzre tego się spodziewała. Nawet Gate nie widział jej, nie mógł jej zlokalizować swą magią.
- Nie – odpowiedziała. – Nie ma ich chyba tutaj.
- Dobrze. Poproś Kruka, żeby teleportował cię z powrotem do miasta. Spotkamy się pod świątynią.
- Nie mogę! To nie działa! Nie wiem jak to zrobić!
- Spokojnie. Nie obawiaj się, odnajdziemy cię.
- W porządku, nic mi nie jest.
- Gdzie jesteś? Co to za miejsce? Zaraz tam będziemy.
- Nie wiem... Kruk się do mnie nie odzywa.
- Nie odzywa się?
- Nie.
- Co widzisz wokół siebie?
- Jakiś las. Gęsty las.
- Szczegóły?
- Widzę w oddali jezioro.
- Jezioro?
- Tak, chyba duże jezioro.
- Idź nad jego brzeg. Znajdziemy cię.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Zdążyłaś zrobić zapasy w mieście? Potrzebujesz czegoś?
- Gate!
- Tak?
- Byliście w karczmie?
- Dlaczego pytasz, Nizzre?
Byli. Cholera.
- Gdybyście... spotkali znów tego drowa... którego związałeś...
- Tak?
- Nie róbcie mu krzywdy. Nie ważcie się go krzywdzić – dodała z naciskiem.
- Jak sobie życzysz, Nizzre. Obiecywałem.
- Tak.
- Jeśli spotkasz Szamila, zabij go. Mój wywar nadal działa. Zdobędziesz kilka Dusz i Kruk na pewno się do ciebie odezwie, o ile jakimś cudem znalazłaś się w jego niełasce.
- ...Spróbuję.
- Dobrze. Wybacz że spytam, ale... czy ten drow...? Czy coś mu... zrobiłaś? Może milczenie Kruka wiąże się z drowią klątwą...?
- N-nie wiem. Słabo cię słyszę, Gate!
- Idź nad jezioro. Jeśli spotkasz Szamila, zabij. Jeśli będzie z kimś, nie ryzykuj.
- Dobrze. Dzięki, Gate.
- Wyruszamy. Zaraz tam będziemy.”
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D

Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 11-10-2009 o 20:53.
Kejsi2 jest offline