Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2009, 18:27   #561
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Spał se w najlepsze. Zasypiając w głowie kotłowały mu się myśli zrodzone z minionego dnia. Walki, alchemik, krowy i kasa. Do tego Tharkun, jego krewniak. Który sprezentował mu nie lada upominek. A do tego kwaterę. Miał trochę kasy i sztywne ramię. Na szczęście lewe. Najwyraźniej pozostanie takie przez dłuższy czas. I to go niepokoiło, gdyż, jak sobie właśnie uświadomił, z myśliwego przerodził się w wojownika. I to, w zasadzie, niezgorsza wojownika.
Zamknął oczy i odpłynął.

Gdy je ponownie otworzył rozległ się błysk. Już instynktownie skulił się by zatrzymać odruch wymiotny. A w głowie zaiskrzyła jedna myśl: Gdzie tym razem?

Leżał chwilę w pozycji embrionalnej, chociaż to nie łatwe z tym całym sprzętem na plecach, i czekał aż blask się skończy. Niestety jasność za zamkniętymi krasnoludzkimi powiekami trwała i trwała. Co zirytowało trochę Kall'eha, który to lekko rozchylił powieki. Pożar. Zobaczył pożar. Wstał na równe nogi szybciej niż wypija piffo. Pożar!

- Niechaj to dunder świśnie! - krzyknął obracając się. - tosz takie cóś nie idzie być. Przecie, to o się pali i ni zarazem.

Szeroko otwarte oczy badały obszar ognia gdy rozległ się już znany wszem i wobec skrzeczący głos kruka. Po raz chyba setny Kall'eh zaprzysiągł odpłacić się mu za to w co go wpakował. No i za te źle znoszone teleportacje oczywiście.

- Waszym pierwszym zadaniem będzie wejście do Żmijowego Lasu bez poparzenia się – ogłosił Kruk. – Można tego dokonać na dwa sposoby. Zdobywając odpowiednie obuwie, lub jadąc wierzchem na istocie, której ten ogień nie parzy. Ziemia tutaj płonie i zabije wszystko, co na niej stanie, a co stanąć nie ma prawa. Aby zdobyć buty ze skóry ognistego smoka, musicie przechytrzyć starego chochlika, który ma swą siedzibę niedaleko stąd. Aby schwytać sobie wierzchowce, wystarczy je wytropić, ale jedna osoba nie utrzyma tych dzikich zwierząt na wodzy. Wybierzcie co wolicie.

Tropienie, tak to jest to. Ale Kall'eh znał już dobrze tego chędożonego Kruka. Wiedział, że przyjdzie im ujarzmiać jakiegoś gada o 16 metrowej długości albo co gorsza jakiegoś latającego konia, czy coś bardziej wymyślnego. Kto wie, może kreta jakiegoś? Kto wie?!

- A cło to za zwierzaki som? Te no, łogniołotporne? - Wiedza jak wiedza, bywa przydatna ale i tak zamierza wpierw do chochlika się udać. Powiedźmy, że idzie na łatwiznę.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 08-10-2009, 19:23   #562
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Błyski już nie robiły na nim wrażenia, co najwyżej samo słowo budziło złe wspomnienia. Samael wylądował w lesie... Płonącym lesie. Konkluzja była jedna a półdemon ze swoim właściwym wdziękiem ją wyraził.
-Mam deja vu.
Rozejrzał się. Las w miejscu w którym stali był spalony a trochę dalej ciągle się palił. Kruk, krótko i rzeczowo z właściwym dla niego braku wdzięku poinformował ich o zadaniu. Szamil rozejrzał się. Zimne, szare oczy przebiegły po Kallehu nie zatrzymując się na nim, przebiegły równie beznamiętnie po Isendirze i na tym zakończył się brak emocji. Zielony stał niedaleko z swoim maleństwem w dłoni, półdemon skinął mu lekko głową i się uśmiechnął. Flafi i Fufi padli sobie w objęciach czego skutkiem była ogólna wywrotka a na Uzjelu leżała... Nizzre?! Samael uniósł lekko jedną brew w zdziwieniu, na twarzy wykwitł mu kpiący uśmiech.
-Popatrzcie tylko co też kot przyniósł.
Półdemon jednak szybko spoważniał. Klasnął w dłonie chcąc zwrócić na siebie uwagę.
-Dobra ferajna! Do rzeczy! Parę spraw. Jest nas szóstka a na początku była dziesiątka, zaskakujące prawda? Ni Astarotha nie mam pojęcia dlaczego tamta czwórka zniknęła ale wygląda jakby ktoś nas wykańczał. Nie wiem czy to drugi team czy ktoś z nas odkrył jak trwale tu zabić. Ha! Jako jedyny z większością zaginionych miałem zatargi. Cóż... Trzeba nad tym się zastanowić tylko o to Was proszę.
-Co do tego miejsca... Nie możemy się rozdzielać i ja i Uzjel wiemy z autopsji, że to pomaga stwórcy. Dlatego trzymajmy się razem. Gdyby Anioł nie zniknęła przy Krewetce miałbym znacznie trudniejsze zadanie. Pamiętajmy też o czymś innym, nie tylko nasza ferajna może być w tym miejscu.
-Co ja jeszcze chciałem powiedzieć... No tak. Nie zaszkodzi zabezpieczyć się na dwa sposoby, wtedy mniejsze ryzyko wpadki. Poszukajmy i wierzchowców i załatwmy sobie buty.
-W poprzednim miejscu polegliśmy podwójnie. I jako drużyna i jako istoty. Nie dość, że nie zyskaliście dusz to jeszcze nie przywróciliśmy spokoju duszy dla staruszki, nimfy i drwala. Nie możemy teraz na to pozwolić! Możemy nawzajem wyrządzać sobie świństwa ale nie możemy niszczyć innych! Powinniśmy im pomagać nawet gdy możemy na tym stracić.
Twarz półdemona stała się jeszcze bardziej zacięta.
-To jest nasza wojna i nie można pozwolić by ktoś niewinny ucierpiał.
Samael po przemowie odchylił głowę do tyłu, przymknął oczy.
-Kruku... powiedz mi... gdzie znajdźmy wierzchowce i chochlika.
Samael miał zamiar najpierw pójść do chochlika, chyba, że ktoś z ferajny mocno nalegałby na złapanie wierzchowców w pierwszej kolejności.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 08-10-2009, 20:40   #563
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nizzre dłuższą chwilę leżała na Uzjelu z wielkim bananem na twarzy, zanim zrobiło się jej chłodno od metalu jego zbroi. Na wpół rozbudzona skapnęła się że coś jest nie tak. Zmarszczyła brwi przez sen, macając badawczo dłonią swojego drowiego drowa, który był podejrzanie niedrowi i chłodny, choć wciąż, bardzo przyjemny w obcowaniu. To nie był drow. To był ktoś, od kogo biła niesamowita, ciepła, elektryzująca, znajoma aura. Przesunęła dłonią po zdobieniach napierśnika i podniosła głowę, otwierając oko. jej zdumione spojrzenie celowało pytająco w szpary metalowej maski, za którymi błyszczami ślepka równie chyba zdumionego Uzjela. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to że...
- ...Chyba pomyliłam wyra! – wyjąkała niewinnie do Uzjel i buchnęła śmiechem. – Wybacz, wybacz, wybacz!
Szybko wstała i odsunęła się na kilka kroków od rycerza.
- Popatrzcie tylko co też kot przyniósł.
Wzdrygnęła się. Sam głos Szamila doprowadzał ją do szału. Gościu klaskał na dodatek, jak niedorozwój jakiś. Obejrzała się na niego kątem oka. Przemawiał.
- ...Cóż... Trzeba nad tym się zastanowić tylko o to Was proszę.
Nizzre milczała, mierząc o wzrokiem. Ostatecznie, nie miał już nawet miecza. Nie miał niczego, co mogłaby chcieć. Nie był celem godnym uwagi.
- Gdyby Anioł nie zniknęła przy Krewetce miałbym znacznie trudniejsze zadanie.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Pamiętajmy też o czymś innym, nie tylko nasza ferajna może być w tym miejscu.
- Moja będzie na pewno – mruknęła Nizzre, bardziej do siebie niż do reszty.
Obojętnie obejrzała się w las i odeszła kawałek na bok, odciągając ze sobą Fufiego, który łasił się do Flafie.
- Możemy nawzajem wyrządzać sobie świństwa ale nie możemy niszczyć innych! Powinniśmy im pomagać nawet gdy możemy na tym stracić.
I kto to mówi!? Półdemon!
-To jest nasza wojna i nie można pozwolić by ktoś niewinny ucierpiał.
Nizzre pomyślała o czymś dziwnym. To tylko twory tego miejsca. Czy one cierpią? Nie wiedziała.
Nieważne, co mówił. Chciała zabić Szamila. Bardzo chciała go zabić. Za to co robił w przeszłości, za to że był jej wrogiem i obiecała mu niemiłe niespodzianki. Bardzo chciała skrócić go o głowę, albo i o dwie. Ale teraz nie była sama. Teraz szli za nią inni i gdyby zaatakowała, wspieraliby ją. Nie chciałaby jej prywatna nienawiść rozpętała wojnę dwóch drużyn. Póki co przynajmniej. Póki Uzjel był po tamtej stronie i mógł niepotrzebnie ucierpieć. Ostatecznie, było coś, co sprawiało, że drobne wspomaganie tej drużyny się opłacało...
Stała na uboczu, milcząc, głaszcząc wielkiego pająka.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 10-10-2009, 20:01   #564
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
https://mediawiki.middlebury.edu/wik...rest_Fire.jpeg

- A cło to za zwierzaki som? Te no, łogniołotporne?
- W Żmijowym Lesie wszystkie żyjące tu zwierzęta są ognioodporne – wyjaśnił Kruk. Chociaż wyglądają jak te żyjące w zwykłych lasach, lub podobnie. Cokolwiek zdołacie schwytać może posłużyć wam za wierzchowca... o ile was udźwignie – stwierdził z rozbawieniem Kruk.
- Kruku... powiedz mi... gdzie znajdźmy wierzchowce i chochlika – dodał Szamil.
- Wierzchowcem może być dla was każe zwierzę jakie tu spotkacie... oczywiście jeśli pozwolą na to gabaryty tego zwierzęcia i jego temperament... Ah, zapomniałem wspomnieć... Tutejsze zwierzęta znacznie przewyższają siłą swoje odpowiedniki z innych Miejsc... Chochlika znajdziecie na południe stąd, w niewielkiej grocie.

Wyruszacie zatem na południe, oddalając się póki co od ściany płonącego lasu. Po drodze natrafiacie na tropy różnych zwierząt [półelfickie oko Szamilowe je wypatrzyło].

http://www.galeria.nagrzyby.pl/d/330...+zwierz__t.jpg
http://images.photo.bikestats.eu/zdj...rowerzysty.jpg
http://21wdhy.harc.pl/materialy/tech...wo/sl-ptak.jpg
Kall`eh zaś wypatrzył nieopodal podejrzany kopiec sporej wielkości...
http://wd8.photoblog.pl/lvp4/200905/2C/39405017.jpg

Wreszcie docieracie pod niewielką grotę, ale nigdzie nie widać chochlika.

http://www.arslibra.vel.pl/pliki/Altaj.pieczara.280.JPG
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 11-10-2009, 20:41   #565
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Urodziła się w świecie w którym nie miała szans przeżyć. Wyrwana z niego i otoczona kręgiem istot, które służyły i żyły dla Bieli. Biała filozofia była bardzo trudna i bardzo bolesna. Teraz wiedziała, jak bardzo wojownicy Światła cierpią i na ile poświęceń muszą się w życiu zdobyć, że wyznawanie Bieli to najtrudniejsza z istniejących religii, o ile można to nazwać religią, nie sposobem życia, Duszą. Ale wtedy Światło i jego ideały były dla niej prawdziwą, kochająca rodziną, filozofia Bieli oznaczała, że zawsze byli przy niej przyjaciele, istoty dobre, dbające o nią, troszczące się o nią, gotowe się dla niej poświęcać i za nią zginąć. Że nigdy nie była sama i zawsze miała przy sobie oddanych przyjaciół i niezmordowanych wojowników w jednym, żyła wśród istot potrafiących kochać i zabija jak nikt inny na świecie. Była taka jak Oni, chociaż była inna. Ale oni przygarnęli jej, oni nie widzieli jej Chaosu, uczyli ją Bieli, dawali jej Biel, kochali ją i dbali o nią. Była z nimi bardzo szczęśliwa, bardzo bezpieczna, w swojej rodzinie, wśród przyjaciół, wśród Bieli, za która wspólnie walczyli i ginęli. Cały czas pamiętała o swojej klątwie, oni także wiedzieli. Może nie wszyscy, ale wiedzieli. Albo ukrywali, że wiedzą, aby jej nie martwić.
Wychowała się w świecie, gdzie śmierć w walce o czyjeś życie była największym osiągnięciem, jakiego mógł dokonać śmiertelnik w swoim żywocie. Wychowała się w filozofii Bieli, pod skrzydłami najwyższego ideału, do którego miała dążyć, która zabraniała wspominać dawnych zatargów, wojen i śmierci, która nakazywała przebaczać i zapominać krzywdy wybaczalne. Ci, którzy zginęli, byli wciąż tutaj, z nią. Jej przyjaciele, jej syn. Wychowała się i żyła w świecie, w którym przyjaciel z jakim dziś rozmawiała i śmiałą się, jutro mógł zginąć w walce. Cały czas o tym pamiętała, tak jak wszyscy wojownicy Światła. Nauczyła się tak jak oni, nie ukrywać swoich uczuć, miłości, przyjaźni, nauczyła się drobnych gestów, nauczyła się pokazywać tu i teraz, jak bardzo kochać, jak bardzo jej zależy, jak bardzo będzie tęsknić, jeśli jutro...

* * *
I znów ten sen.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=PhfGUwJHZaw&feature=related[/media]

Jej przyjaciele. Filar. Wyruszyli, by go zniszczyć.
Wśród sztandarów zabrakło tego jednego, o który elfy tak bardzo zabiegała, rozpaczliwie, przez kilka lat. Drowy i elfy, nigdy nie walczyły pod jednym sztandarem. Legiony demonów broniące Filaru nie były z pewnością największą armią na jaką stać było Fiolet... Ale zdrada w naszych szeregach i brak jakiegokolwiek wsparcia sprawiły, że Filar pozostał.
Nizzre uważała, że to nie drowy zawiniły, ale tacy jak ona. To oni nie potrafili pokazać im Światła i przekonać ich. Ich i wielu innych. Uważała, teraz, po latach, że wszystkiemu winni byli ludzie i ich spaczone pojęcie Bieli. Ludzie nie wyznawali Bieli. Mówiono wtedy, ze byli sojusznikami, nie wojownikami Światła. Teraz wiedziała dlaczego. Dla ludzi obsydianowa skóra drowów i ich świecące w mroku oczy były przeszkodą dla poznania duszy, dla kompromisów, zrozumienia, dzielenia się, jedną ziemia, jednym niebem. Drowy pełne były nienawiści, ale tę nienawiść dałoby się wymazać z ich dusz, pamięci i umysłów. Ludzie nie mieli na to cierpliwości, nie umieli cierpieć dla dobrej sprawy, jak wojownicy Światła.
W tej bitwie polegli niemal wszyscy jej przyjaciele. I jej mentor, którego stalowe, bezlitosne oczy wojownika, a zarazem oczy najczulszego, kochającego przybranego ojca bezbłędnie pamiętała do dzisiaj. Był ich przywódcą i wykonywała bez pytania każdy jego rozkaz. Nawet ten ostatni, który ocalił jej życie, a jego zabił.
A potem, po wielu latach, była ta twierdza. Przeklęta twierdza, gdzie straciła swego ostatniego bliskiego. Gdzie straciła oko i narodziła się na nowo. Gdzie spotkała pierwszego w życiu drowa i gdzie owy drow powiedział jej o pokoju. Drowy i elfy pod jednym sztandarem. Wszystko na nowo. Nowa droga.
Żyła teraz w świecie, gdzie nikt nie znał i nie szanował Bieli. Gdzie uparcie starała się uczyć Bieli, szukać ucieczki od swej klątwy. Gdzie przepowiednia zaczynała się spełniać. Gdzie istoty, które miały z nią kontakt, mogły zginąć, dziś, jutro, z jej winy, lub nie. Gdzie nie miała czasu na szukanie miłości i dobroci, oczekiwanie na powrót dawnej, gdzie drow, z którym spędziła noc mógł już nie żyć lub poderżnąć jej za chwilę gardło. Budził się wokół niej świat z którego pochodziła i do którego należała. Ale wciąż niosła ze sobą to, co dały jej istoty, które pokochała lata temu. Za które walczyła i za którego wciąż gotowa była umrzeć. Bo oni nie umarli. Oni wciąż są tutaj. Nadal pamiętała, jak szarżowali na wrogów, ramię w ramię, ostrze przy ostrzu, tarcza przy tarczy, jak ilekroć upadła, raniona, natychmiast ktoś zjawiał się obok, osłaniając ją swoim mieczem, tarczą, swoim ciałem i życiem. Pamiętał jak przed każdą bitwa wymieniali pełne miłości i –już– tęsknoty spojrzenia, jak przed i po bitwach szli razem do świątyni, zaśpiewać ku chwale Światła, pożegnać i uczcić poległych towarzyszów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=91vnPQEMJdE&feature=PlayList&p=DEE0AD01A19 54852&index=3[/media]

And they`re gone...

Bardzo jej tego brakowało. Nauczyła się z tym żyć, ale bardzo brakowało jej wspólnego maszerowania w nieznane, wspólnych walk, wspólnego biesiadowania, wspólnego marznięcia po lasach zimnymi nocami, wspólnego ogrzewania się przy ognisku, wspólnego śpiewania, wspólnych rozmów, wspólnych kłótni, wspólnych kąpieli w jeziorach, wspólnego niewygodnego spania po kilkanaście osób w jednym karczmowym pokoju. A mogła mieć tak wielu... mogła mieć całą armię...
Szła za towarzyszami swej dawnej drużyny, w milczeniu, trzymając Fufiego na smyczy. Chciała być wobec nich dobra. Chciała pokazać im Biel. Raz się nie udało, ale chciała próbować. Szamila skreśliła, ale... może...? Może zawsze... nadal...? Taka już była.
„- Gate...? – pomyślała w skupieniu.
Po chwili ciszy mag odezwał się do niej mentalnie, wyraźnie z ulgą.
- Nizzre! Gdzie jesteś?
- Wszystko w porządku, jestem w... jednym z Miejsc.
- Nic ci nie jest? Tego się obawiałem. Teleportowało cię wraz z tamtą drużyną, prawda?
- Tak. Chyba.
- Nie spotkałaś ich jeszcze?
- Kogo?
- Tamtych. Isendira. Szamila. Reszty.
Nizzre tego się spodziewała. Nawet Gate nie widział jej, nie mógł jej zlokalizować swą magią.
- Nie – odpowiedziała. – Nie ma ich chyba tutaj.
- Dobrze. Poproś Kruka, żeby teleportował cię z powrotem do miasta. Spotkamy się pod świątynią.
- Nie mogę! To nie działa! Nie wiem jak to zrobić!
- Spokojnie. Nie obawiaj się, odnajdziemy cię.
- W porządku, nic mi nie jest.
- Gdzie jesteś? Co to za miejsce? Zaraz tam będziemy.
- Nie wiem... Kruk się do mnie nie odzywa.
- Nie odzywa się?
- Nie.
- Co widzisz wokół siebie?
- Jakiś las. Gęsty las.
- Szczegóły?
- Widzę w oddali jezioro.
- Jezioro?
- Tak, chyba duże jezioro.
- Idź nad jego brzeg. Znajdziemy cię.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Zdążyłaś zrobić zapasy w mieście? Potrzebujesz czegoś?
- Gate!
- Tak?
- Byliście w karczmie?
- Dlaczego pytasz, Nizzre?
Byli. Cholera.
- Gdybyście... spotkali znów tego drowa... którego związałeś...
- Tak?
- Nie róbcie mu krzywdy. Nie ważcie się go krzywdzić – dodała z naciskiem.
- Jak sobie życzysz, Nizzre. Obiecywałem.
- Tak.
- Jeśli spotkasz Szamila, zabij go. Mój wywar nadal działa. Zdobędziesz kilka Dusz i Kruk na pewno się do ciebie odezwie, o ile jakimś cudem znalazłaś się w jego niełasce.
- ...Spróbuję.
- Dobrze. Wybacz że spytam, ale... czy ten drow...? Czy coś mu... zrobiłaś? Może milczenie Kruka wiąże się z drowią klątwą...?
- N-nie wiem. Słabo cię słyszę, Gate!
- Idź nad jezioro. Jeśli spotkasz Szamila, zabij. Jeśli będzie z kimś, nie ryzykuj.
- Dobrze. Dzięki, Gate.
- Wyruszamy. Zaraz tam będziemy.”
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D

Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 11-10-2009 o 20:53.
Kejsi2 jest offline  
Stary 11-10-2009, 22:11   #566
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jedyna pamiątka po dziadku jaką zachował spoczywała na ołtarzu, utkanym z jego własnych mgieł. Wciąż pamiętał rodową legendę, dotyczącą właśnie tej broni. Ostrze Nieśmiertelne wzięło swoją nazwę od tego, że niezależnie jaką magią lub uderzeniem można było na nie oddziałać i tak nie pojawiła się na nim najmniejsza rysa. Jednak nazwa miała także swoje drugie znaczenie, dotyczące pochodzenia tej nietypowej zdolności. Krzysztof Szalony, legendarny założyciel rodu podobno po trwającej trzy dni walce pokonał i zapieczętował w niej Nieśmiertelnego, tajemniczą istotę najbardziej przypominającą demona. Od tego momentu broń ta i legenda stanowiły rdzeń ich rodziny, najcenniejszą pamiątkę przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Teraz natomiast Astaroth miał zamiar zrobić z niej praktyczny użytek. Miał zamiar uwolnić Nieśmiertelnego i nadać mu materialną formę

Ostrze, odzyskane dzięki wsparciu grupki śmiertelnych już od pewnego czasu stanowiło obiekt jego badań. Odkrył, że faktycznie znajduje się w nim zapieczętowany jakiś byt, przypominający demona. Klątwa, którą został obłożony była jednak wyjątkowo potężna, można by powiedzieć że wręcz nienaturalnie. Czerpała ona swoją siłę z energii życiowej uwięzionego demona, więc próba przełamania jej siłą spowodowałaby zabicie uwięzionego. Dlatego Astaroth potrzebował naprawdę dużych ilości energii, przesyłanych bezpośrednio do szabli. Po to właśnie był mu eksperyment z Uzjelem. Dzięki poczynaniom drużyny w rycerzyku zebrała się wystarczająca ilość negatywnych emocji mających być pożywką dla uwięzionego, a dzięki podarowanemu mu fragmentowi Ostrza Upadłych, należącego wcześniej do Thomasa i będących silnym przekaźnikiem jego mocy mógł przesyłać tą energię bez żadnych strat.

Wszystko było już gotowe

***

Uzjel ocknął się w lesie, z leżącą na nim... elfką? Nizzre, która wcześniej ich opuściła wróciła i to w dość nietypowy sposób. Gdy odskoczyła z niego z niego i wybuchła śmiechem rycerz nie wytrzymał i także się roześmiał. Wstał i zwrócił się do elfki

- Dobrze widzieć, że nic ci nie jest. Zniknęłaś tak nagle, że myślałem że to stwórca cię załatwił. Co się działo?

Zanim Nizzre odpowiedziała usłyszał słowa Szamila i bezwiednie sięgnął po ułomek miecza. Wyjął go i zaczął się nim bawić w dość wyraźny sposób sugerując Szamilowi co ma zamiar zrobić, jeśli ten nie skończy pieprzyć podobnych bzdur. Nie ich wojna... niewinni nie mogą ucierpieć... dobre sobie! Miał ochotę pokazać mu jak to miło jest być torturowanym. Miał zamiar pokazać mu co myślał o poświęcaniu żyć goblinów. Miał zamiar wbić mu ułomek miecza w brzuch i patrzeć jak półelf umiera w męczarniach

***

Próba osiągnęła punkt kulminacyjny. Wystarczająca ilość pożywki zebrała się w rycerzyku, przez co stracił on swoją użyteczność. Nie widząc dłuższego sensu w podtrzymywaniu go przy życiu, dlatego uwolnił swoją energię przelewając ją na pieczęć

***

A pusta zbroja, która do niedawna była Uzjelem rozpadła się na kawałki
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-10-2009, 19:32   #567
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Ze wszystkich wojowników świata musiała wybrać akurat jego - prychnął Kruk.
- Nigdy nie wiesz, co z tego wyrośnie - mruknął czarnowłosy. - Ona widzi rzeczy przykryte Mgłami.
- You think He sees it too?
Czarnowłosy uśmiechnął się krzywo.
- Oczywiście. On także wybrał dla Uzjela taką a nie inną drogę, więc innej nie ma.
Kruk spojrzał w nicość.
- To potrwa jeszcze bardzo długo.
Czarnowłosy spojrzał w gorejące w mroku oko.
- Ona ma czas. Wszyscy mamy czas i jesteśmy nieskończenie cierpliwi. Kiedy ta armia nadejdzie, nic jej nie powstrzyma.
- Myślisz, że to się uda?
- Gdyby miało sie nie udać nie zdążyłbyś nawet pomyśleć o tym, co właśnie powiedziałeś.
Kruk machnął ogonem.
- Więc się zgadza. Ale czy się uda?
- Jakich Dusz nam brakuje?
Kruk rozejrzał się.
- Czerwonych.
- Znajdź im cel.
Kruk rozglądał się przez moment.
- Al Kazam ma cztery w tej chwili.
- Niech mu je odbiorą nim zdobędzie piątą.
* * *

Nizzre; Usłyszałaś znów znajome głosy w sowich myślach [tak, słyszysz głosy! ]
- Nizzre? Kruk nadal milczy? – spytał Gate.
- Mamy zadanie - usłyszałaś głos Deena. - Jakiś upierdliwy mag.
- Nie jest sam – zaznaczył Gate, swym miękkim, łagodnym głosem bez emocji. - Dobrze byłoby mieć twoje wsparcie, Nizzre.
- Podobno masz wprawę w ubijaniu Manowców - dodał Deen. - Ja tam na siebie go nie biorę, gość rzuca piorunami a zbroja zbyt dobrze przewodzi!
- To niebezpieczny przeciwnik, jest z nim doświadczona drużyna - ciągnął Gate. - Jest ich pięciu, dwóch magów, dwóch wojowników i kleryk.
- Sprawa nie cierpi zwłok!
- Tak, obawiam się, że sprawa jest pilna, Nizzre. Możesz do nas dołączyć? Natychmiast?
- Jeśli go nie dorwiemy będzie cienko!
- Nie mogę polegać wyłącznie na swojej magii w tej walce, bez wsparcia. Wypiłem eliksir, Kruk zrobi wszystko, żeby ta walka źle się dla mnie skończyła.
- A jeśli Gate się nie utrzyma i nie będzie wsparcia, nie damy im rady – wtórował zły Deen. – Potrzebny nam paker, jednooka!
- Gdzie jesteś, Nizzre? Przylecę po ciebie i jeśli teleportacja się nie powiedzie, polecimy na miejsce na grzbiecie mojej Bestii.
- Vari tropi tamtą drużynę.
- Nie mamy czasu. Wobec zaistniałych okoliczności zanim cię znajdę minie dużo czasu.
- Niech wraca do miasta! NIE MAMY czasu, Gatenowhere!
- Nie trafi do miasta. Sama nie przejdzie przez Żmijowy Las i Bagna. Nizzre, posłuchaj. Przylecę po ciebie na mojej Bestii, ale muszę znać miejsce spotkania!
- Nie ma czasu! - jęczał Deen. - Może damy radę bez wsparcia?
- Nie damy - westchnął Gate. - Kruk chce Dusz tego maga, albo moich.
Milczeli chwilę.
- Nizzre, co wybierasz? Usłucham.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 14-10-2009, 10:32   #568
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Jego przemowa nie została przyjęta z entuzjazmem, Nizzre odeszła kawałek w bok a Uzjel ostentacyjnie bawił się mieczem a właściwie ułomkiem miecza. Samael jakoś się nie przejął, to normalne, potępiają go za czyny niemoralne a namowa do tych moralnych spotyka się z brakiem zainteresowania.
Samael już miał się odwrócić i pójść do jaskini chochlika gdy Uzjel się rozleciał, normalnie rozleciał się na kawałki jakby ktoś mu wyciągnął zawleczkę. Wszystko było w porządku ale gdzie u Astarotha jest ciało rycerzyka?! Samael długo nie zajmował się rozmyślaniem, w paru szybkich krokach stanął przy zbroi i zaczął ja obszukiwać. Na bok poleciał naramiennik i nagolennik, obok nich wyleciał fartuch z naplecznikiem w ślad, których poszedł napierśnik. Generalnie cała zbroja zmieniła miejsce pobytu ale Samael duszy nie znalazł.
"Znaczy się nie umarł naprawdę. Nie ma ciała ani duszy. Znaczy się użył iluzji."
Rycerzyk od zawsze irytował Samaela, do tego półdemon miał w pamięci jego bierność w walce z Krewetką. Szamil sięgnął po ułomek miecza, broń musiała mieć wartość sentymentalną jeśli demoniczny rycerz jeśli ten jej używał mimo uszkodzenia. Półdemon chwilę obracał broń jakby się zastanawiał czy ją zachować w końcu jednak rzucił ją niedbale za plecy.
-No to jest nas jeszcze mniej.
Półdemon postanowił nie dzielić się z innymi pomysłem co do iluzji.

***

Cóż... Chochlika chyba nie było w domciu, za to znaleźli masę dziwnych śladów. Stali przed jaskinią, Nizz stała trochę z tyłu, dziwnie nieobecna.
-Hej, Aniele! Nie zostawiaj w tyle bo została już nas tylko piątka, ktoś naprawdę na nas poluje. Cóż... Niedługo my zapolujemy.
Samael rozejrzał się po reszcie.
-No dobra, trzeba wejść do środka. Przepuściłbym kurtuazyjnie Nizz przodem ale w jaskini może siedzieć coś brzydkiego co spróbuje nas wszamać. Tak więc ja wchodzę bo buty.
Samael wszedł powoli do środka, szedł ostrożnie.
-Hej! Chochliku! Przybywamy w pokoju! Jesteś tam?!
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-10-2009, 16:44   #569
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nizzre była niemile zaskoczona wieściami o zadaniu. Sprawa skomplikowała się, a na dodatek to Kruk wybrał cel, nie oni. Ona mogła znaleźć cel o złej duszy, czy Kruk zwracał na to uwagę wątpiła. Do tego wróg był groźny i potrzebowali jej wsparcia, musiałaby opuścić resztę na jakiś czas. Nie, żeby jej to przeszkadzało, ale teraz Gatenowhere mógł łatwo wykryć jej kłamstwa. Poza tym, musiałaby tu wrócić z nimi i bez wykrętów. Przez moment zastanawiała się, czy Gate nie skłamał tylko po to, by zdemaskować jej własne kłamstwa i zwabić ją tam, gdzie chciał. Na taką odległość miała problem z oceną jego wiarygodności. Jakby tego wszystkiego było mało, Uzjel naraz... rozpadł się!? Nizzre podskoczyła aż cała kiedy zbroja rycerza rozpadła się na kawałki i sam Uzjel wyparował!
- O kurcze! - jęknęła w szoku.
Po chwili podeszła do rozsypanych kawałków zbroi, trąciła jeden nogą i podniosła go, oglądając.
- Uzjel wyparował!
- Łik! - Fufi w skupieniu węszył po kawałkach zbroi leżących wokół.
- Jak Światło kocham!
Nizzre w zdumieniu rozglądała się wokół poszukując rycerza.
- Ciężka cholipa, żeby chłopa ze zbroi wywiało!?
Uzjel jednak nie pojawiał się nigdzie, jeśli był to żart to jakiś taki dziwny. Kto wie może zaraz rycerz wyskoczy z krzaków w samych gaciach, drąc się "nabrałem was"?
- Dziwne - odłożyła kawałek pięknej zbroi, pewna, że rycerz zaraz się po niego zjawi.
Szarlej podniósł miecz Uzjela, oko Nizzre zapłonęło ogniem, a Fufi zjeżył się. Mało brakowało, a warknęłaby „rzuć to!” i dobyła broni, na szczęście Szamil sam porzucił broń wojownika. Niedbale, co Nizzre dopisała do listy powodów „dlaczego warto zabijać półefly”. W sumie zastanawiała się, czy Gate da się namówić z maga na półelf. Gdyby tak zabić Szmaila z 15 razy, może udałoby się zebrać te czerwone Dusze.

Gate znów odezwał się do niej. Była pełna podejrzeń i bardzo niechętna na tę wyprawę, ale słyszała gdzieś w głębi duszy słowa ojca, które tak często powtarzał w tragicznych sytuacjach, jak wszyscy inni wojownicy światła: "we cannot abandon our alies!". Tymczasem w tym momencie Gate i zespół byli elfce bliższymi przyjaciółmi niż półelf i spółka.

Było jej tym bardziej głupio, że Gate przyszedł po nią, kiedy omdlała. Teoretycznie, Illiamdril wcale nie musiał mieć dobrych zamiarów, i kto wie czy miał tak naprawdę, może Gate ocalił jej wtedy życie przywiązując drowa do stołu? Nieważne czy było to do końca szczere, ona też nie do końca im ufała i okłamywała ich. Zgodziła się z nimi iść, nosiła pajęczy tatuaż i była jednym z drużyny. Tak ją wychowano, niemal bezgranicznie nie potrafiła odmówić, kiedy ktoś prosił ją o wsparcie w walce. Ci, którzy ją wychowali, nigdy nie odmawiali swoim sojusznikom. Teraz musiała tylko wymyśleć co zrobić żeby jej kłamstwo nikogo nie zraniło.
-Hej, Aniele! Nie zostawiaj w tyle bo została już nas tylko piątka, ktoś naprawdę na nas poluje.
- Wybaczcie, ktoś mnie wzywa - rzuciła do drużyny, patrząc tylko na Kall`eha, na ostatniego tutaj, na którego zdolna była patrzeć bez urazy.
Wskoczyła na grzbiet Fufiego i ruszyła dalej na południe, oddalając się od płonącej ściany Żmijowego Lasu.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 16-10-2009, 21:20   #570
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Imię jego już dawno zatarł czas, pozostawiając tylko niewyraźny zarys napisu na kamieniu nagrobnym. Był tylko jednym z dwóch setek wypisanych tam ludzi, po których jedynym śladem pozostał już tylko ten zimny i omszały kamień. Być może ktoś z jego rodziny wciąż żył, czy może raczej żyli jego potomkowie, jednak nigdy się tym nie interesował. Dla świata był martwy i o wiele lepiej było, gdy takim dla nich pozostawał. W końcu czyż nazwisko i pamięć jako jednego z bohaterów którzy stanęli do nierównej bitwy by dać swoich bliskim czas na ucieczkę nie jest o wiele lepsze niż to, kim był obecnie? Czyż to nie brzmi romantyczniej gdy mówią o nim że na progu dorosłości oddał swoje życie w obronie ojczyzny? Dlatego wolał by osoba którą był dawniej pozostała martwa, dzięki czemu mógł żyć jako ktoś zupełnie inny

Bo choć wtedy, podczas bitwy spotkał go los po stokroć gorszy od śmierci jeśli teraz dzięki temu mógł wciąż być żywy? Ci z którymi stał ramie w ramie podczas tamtej pamiętnej bitwy, wrogowie przeciwko którym przyszło im walczyć - oni wszyscy nie żyli, tak samo jak ich bliscy. Czas okazał się dla tych wszystkich ludzi bezlitosny, podczas gdy on mógł śmiać się z jego upływu. Był wolny od pośpiechu krępującemu ludzi umysł, miał nieskończenie długi czas tylko dla siebie. Nie obawiał się też żadnych ran ani nawet śmierci, gdyż nie mogły one zakończyć jego istnienia

Był tego dość prosty powód. Był w końcu demonem

Posiadał wystarczającą moc by spełniać wszystkie swoje zachcianki nie obawiając się konsekwencji. Korzystał z życia, a raczej jego braku tak jak tylko miał ochotę i nikt nie mógł go powstrzymać. Początkowo wielu próbowało, poczynając od zwykłych zabijaków poprzez dobrze wyszkolonych najemników kończąc na sługach dobrych bóstw władających magią bieli. Nikomu się to nie udało, gdyż pomimo że zdarzało się że był zmuszony powracać w fiolet by uzupełnić energię to jednak nigdy żaden sługa białego świata nie zdołał go zabić na dobre. Nie reagował bowiem na magię światła prawie w ogóle. Będąc bowiem demonem nigdy nie przestał być człowiekiem. Poza tym sam był wyznawcą białego bóstwa

Wszystko było pięknie, dopóki nie natknął się na przeciwnika naprawdę silniejszego od siebie. Choć i jego samego można by go nazwać potworem, to jednak jego przeciwnik był prawdziwą bestią. Choć z natury był człowiekiem, to jednak opętany był zimnym, złym szaleństwem na jakiego widok nawet lordowie chaosu ze zgrozą odwracają wzrok. Bitwa z nim trwała trzy dni, w trakcie których trzykrotnie musiał uciekać by odnowić siły w fiolecie. Pod koniec trzeciego dnia, gdy po raz kolejny już miał uciekać w fiolet szalony szlachcic użył jakiejś plugawej mocy i zapieczętował go w swojej szabli

Szlachcicem tym był Krzysztof Szalony, dziad tego którego później nazywano Legionem lub Astarothem

Obserwował ze swojego więzienia całą drogę jaką przebył Legion stając się demonem Astarothem, a później ścigając swojego stwórcę Ritha wzrastał w siłę. Poznał w ten sposób siłę uwięzionych dusz, jednak choć tak pragnął wolności to jedynym co mu pozostawało to bierne obserwowanie wydarzeń. Do dnia w którym Astaroth zdecydował się zwrócić mu wolność dzięki specjalnie przygotowanemu w tym celu człowiekowi

Rycerz Uzjel był tylko zbiornikiem negatywnej energii która była potrzebna do przełamania pieczęci. Spełnił swoje zadanie doskonale myśląc, że walczy z demonem. Do samego końca nie zdał sobie sprawy, że jest tylko sterowanym naczyniem, zwykłym kielichem który po napełnieniu się przestawał być dłużej przydatny. I tak właśnie gdy rycerz spełnił swoje zadanie i zebrał wystarczającą ilość energii z poczynań swoich i pozostałych członków drużyny do której należał przestał być użyteczny. Choć Astaroth mógłby pozostawić go przy życiu to najwyraźniej nie widząc dla niego żadnego pożytku zakończył jego żywot

A teraz nadchodził jego czas. Znał ich imiona, wiedział o nich dość sporo. Obserwował ich w końcu z perspektywy Uzjela i posiadał wiedzę podobną tej, którą miał rycerz. Można by powiedzieć że wiedział o nich nawet więcej, bo nie cechowała go tak charakterystyczna dla rycerza naiwność i wiara w innych jaką w swojej głupocie przejawiał wobec nich. Teraz jednak pora było skonfrontować wiedzę z rzeczywistością

Zjawił się kawałek za Szamilem, gdy ten wyrzucał broń Uzjela. Demon złapał ją w locie uśmiechając się do siebie. Półelf nie mógł wiedzieć, że był to przekaźnik dzięki któremu energia Uzjela została przekazana do Astarotha. Dotykanie go mogło go w przyszłości wiele kosztować, jednak uprzedzanie faktów nie leżało w jego naturze. Ważniejszym było że ten ułomek miecza to kawałek Ostrza Upadłych, miecza należącego kiedyś do archanioła Thomasa, jednego z trzech przyjaciół jakich miał Astaroth przez całe swoje życie. Miecz ten miał dość ciekawą historię, jednak nie wypadało pozwolić śmiertelnym na jej poznanie. Zresztą, nie była ona dla nich ważna. Ważne było, że miecz ten śmiało można by nazwać przeklętym. To jednak także było dla niego nieważne

Ważniejsze było to, co się działo w tej chwili. Dlatego dość głośno, tak by zwrócić na siebie uwagę powiedział do półelfa

- Nie wiesz, że z nie swoimi rzeczami nie powinno się rzucać? Nawiasem mówiąc to jak traktujemy przedmioty innych świadczy o naszej kulturze. Ale co ja cię będę zanudzał, w końcu i tak pewnie nie wiesz o czym mówię, prawda?

Po czym ignorując odpowiedź elfa zwrócił się do pozostałych

- Jestem uzupełnieniem dla waszej drużyny. W końcu jak to przed chwilą wasz władający ogniem koleżka stwierdził jest was stanowczo miało, zważywszy szczególnie na to że ta urocza elfia dama ma zamiar was opuścić. Dlatego od tej chwili będę podróżował razem z wami

***

Był on mężczyzną, dość wysokim jak na standardy ludzkiej rasy. Nie wyglądał na zbyt umięśnionego, był też dość chudy. Miał czarne włosy sięgające mu do ramion, na twarzy miał widoczny kilkudniowy zarost. Ubrany był w czerwoną koszulę i czarne skórzane spodnie. Na szyi nosił naszyjnik z symbolem religijnym. Tym, co odróżniało go od człowieka były oczy - białkówkę miał całkowicie czarną, tęczówkę pomarańczową a źrenice pionowe.

http://fc08.deviantart.com/fs46/f/20...evilsHaven.png
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 16-10-2009 o 21:27.
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172