Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2009, 01:50   #81
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu

Światło stroboskopu załamywało się i rozbijało na tysiące barwnych iskier napotykając na swej drodze wysoką szklankę, wypełnioną musującą mieszanką ginu z tonikiem oraz kostkami lodu w fantazyjnych kształtach.




Rose uniosła do twarzy delikatną, bladą dłoń. W długich palcach, zakończonych karminowymi paznokciami tkwiła ciemna cygaretka. Nie, wampirzyca, nie zaciągnęła się. W jej stanie byłby to jedynie tandetny, śmieszny gest. Imitacja życia, które dawno się skończyło. Niewielka loża z obitą czarną skórą kanapą, dawała przyjemne czucie pewnej prywatności i izolacji w tym zatłoczonym miejscu, zarazem pozwalając na baczną obserwację otoczenia. Kobieta zanurzyła się w słodkawym zapachu wiśniowego tytoniu. Wąska smużka dymu wiła się niczym żywa istota, by w końcu ulecieć gdzieś w przestrzeń i zniknąć w otchłani otaczającego ich wszechświata. Rose z mieszanką irytacji i znudzenia śledziła tor ześlizgujących się po gładkiej, powierzchni szklanki kropel. Jako osobie gustującej w muzyce klasycznej, gruntownie wykształconej w tym kierunku, dobiegająca z głośników łupanina sprawiała prawie fizyczny ból. Wampirzyca westchnęła i rozejrzała się po zatłoczonej sali. Nic... Zastanawiała się co młodzi ludzie w tym widzą. Przypomniała sobie słodkiego, niebieskookiego Tomasa o wyglądzie cherubinka, który z takim zapałem i pasją opowiadał o tym miejscu. Jej młody uczeń, między jednym, a drugim ćwiczeniem gamy, rozpływał się w opowieściach o tym fantastycznym, jak to ujął miejscu, do którego trafił w pewien sobotni wieczór z kolegami. Z różnych względów Rose chciała być blisko ze swymi młodymi podopiecznymi, dlatego zdecydowała się odwiedzić klub, który zachwycił nie tylko Tomasa, ale był również popularny w kręgach młodzieży, która chciała być... Jak oni to obecnie nazywali... TRENDY. Faktycznie, to miejsce miało coś w sobie. Ta duszna, przesycona skrajnymi emocjami atmosfera, wielokulturowość bywalców tego lokalu. To wszystko czyniło go na swój sposób atrakcyjnym. Kolejne spojrzenie. Tym razem wampirzyca zauważyła coś ciekawego. W tłumie rozgrzanych, rozbawionych ludzi mignęła znajoma twarz. Znajoma to zbyt mocno powiedziane. Adrien Mills, młody wampir, syn tego Markusa, jak zdążyła się dowiedzieć. Rose uwielbiała obrazy starego Toreadora, była w nich za razem siła i kruchość, rozpacz i szaleńcza radość. Wszystko zaklęte w ferii barw i kształtów. Pasja zamknięta i uwięziona w formie. Czy Adrien też był artystą? Rose nie wiedziała tego, mężczyzna sam wyglądał jak dzieło sztuki. Jego rysy zdawały się wyjść spod dłuta samego Fidiasza lub Michała Anioła. Kobieta rozsiadła się wygodniej i zaczęła bacznie obserwować młodego Kainitę, z braku innego ciekawszego zajęcia.





Jak się wkrótce okazało wampir przyszedł tu zapolować. Po chwili u jego boku pojawiła się apetyczna blond piękność. Wampirzyca uśmiechnęła się z uznaniem.

- Co taka piękna dziewczyna robi sam w taką noc jak ta? - zirytowana Rose oderwała wzrok od Millsa i przeniosła na barczystego, opalonego jegomościa, który rzuciwszy tę trywialną i oklepaną formułkę
przysiadł się do jej stolika.

- Czy coś Ci się nie pomyliło koleś, szukasz guza geju jebany? - owłosiona, umięśniona, pokryta tatuażami łapa zacisnęła się na blado różowej koszulce polo.

Podrywacz, który jeszcze przed chwila tryskał humorem i pewnością siebie, zastygł z na wpół otwartymi ustami wpatrzony w wielkiego, łysego draba w koszulce Lonsedale.*

- Sorrrry... Stary... - niedoszły Casanova odskoczył od stolika jak oparzony, potknął się po drodze oblewając kogoś trzymanym przez siebie kurczowo piwem.

Ros zachichotała i wróciła do przerwanej w tak nietaktowny sposób obserwacji Adriena na łowach. Na początku nie mogła go znaleźć, gorączkowo przebiegała wzrokiem po zgromadzonych w klubie ludziach, aż w końcu. Długie blond włosy, krótka, lekko błyszcząca sukienka... tak to była ona. Toreador wraz ze swoją potencjalną ofiarą kierowali się ku wyjściu. Wampirzyca, zgasiła cygaretkę, wstała, wygładziła czarną, satynową spódnicę i ruszyła w kierunku parkietu. Jej smukłe ciało wyginało się w rytm, tak przez nią nielubianego łomotu, który ktoś, zapewne głuchy, nazwał muzyką. Po chwili zniknęła w tłumie tańczących.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-10-2009 o 01:55.
MigdaelETher jest offline