Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2009, 14:41   #85
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
~Ostatnie dwa lata były obfitujące w wydarzenia i pracę. Przede wszystkim pracę.~ tylko ta myśl przebijała się z trudem do umysłu Szona. Dzięki fałszywym papierom, załatwionym dzięki znajomościom Sama Davies'a udało się chłopakowi ukończyć wieczorową szkołę pielęgniarska. Cóż z tego, skoro wiele miejsc zajętych jest przez przybyszy ze wschodu i to z dyplomami wyższych uczelni. Jak do tej pory szczęście nie uśmiechało się do chłopaka pod względem pracy. Te kilkanaście zastępstw w karetkach było na razie najbardziej opłacalnymi fuchami jakich się imał.
~Cad White mówił, iż ma coś dla mnie na Erkach, mam nadzieje, iż fortuna się odwróci i to będzie to.~ Po czym potrząsnął głową w starym nawyku odgarniającym włosy z czoła. Całkowicie niepotrzebnym, gdyż rude włosy obcinał od dłuższego czasu bardzo krótko, tak aby nie przeszkadzały mu w pracy, czy też, co jest o wiele ważniejsze w walce. Nie tylko to się zmieniło, z drobnego chłopaka przemienił się w dobrze zbudowanego mężczyznę, może nie najwyższego, bo cóż to jest w dzisiejszych czasach metr osiemdziesiąt wzrostu.
Szon z uwagą zlustrował otoczenie. Domek przez ostatnie dwa lat też się zmienił. Przybyło wiele używanych, lecz całkiem porządnych przedmiotów. W salonie Dana wykłócała się z Elizabeth Swan. Jak zwykle poszło o program. Ośmiolatka domagała się Cartoonów, trzynastoletnia Beth Romatici. W pokoju obok, Fred Swan, brat bliźniak Beth, grał właśnie w jakaś strzelankę na komputerze, pewnie w Unreala albo Dooma bo tylko to chodziło na tak starym sprzęcie.
Szon energicznie wstał z głębokiego skórzanego fotela w którym drzemał. Zerknął na zegar z kukułką.
~Wpół do jedenastej, godzina, jeszcze młoda, dawno nie byłem w żadnym klubie trzeba to nadrobić.~
Przygotował się do wyjścia.
Sztylet umocowany w pochwie na lewym przedramieniu wychodził gładko. Sprawdził plecaczek dar od Deidre, wszystko było na swoim miejscu, nawet dowód, wiek oczywiście był fałszywy.
~Szon Borowski, dwadzieścia dwa lata. Jakby to miało znaczenie od dwunastego roku życia radziłem sobie dobrze sam.~
Wszystko to było tak śmieszne, iż po raz kolejny wybuchnął głośnym śmiechem. Rzeczywiście potrafił sobie radzić czy to samodzielnie czy też z pomocą swoich sprzymierzeńców. Prawdą też było, iż nie pozyskał by żadnego gdyby nie było w nim niezmierzonej woli walki i przetrwania. Takimi samymi cechami charakteryzowały się wszystkie dzieciaki, którymi się opiekował i opiekuje.
~ Na fałszu stoi cały świat, grunt aby wiedzieć co jest ważne~ pomyślał, przypominając sobie, iż według fałszywych papierów i wpisów w Opiece Społecznej adoptował Danę, i jest opiekunem prawny bliźniaków, nawet za tym szły jakieś drobne i śmieszne kwoty. Chłopak sam przed sobą nawet nie chciał przyznać jak wiele zawdzięczał Samowi Davies'owi.
Przed wyjściem wszedł do pokoju Freda.
- Fred, Fred. Tu Ziemia – zawołał do chłopak pogrążonego w grze.
- No. - odpowiedział monosylabą blond młodzian.
- Wychodzę twoja głowa aby Dana była przed północą w łóżku, dopilnujcie tego z Beth.
- OK.
- Po tych słowach chłopak znowu pogrążył się w grze.
Okolica również zmieniła się przy pomocy chłopak przez ostatnie dwa lata. Może po bliźniaczych domkach nie było widać zamożności, lecz czysto i spokojnie było wszędzie. Parę wizyt poprzez Penumbrę w postaci Crinos i niechciany element bardzo szybko rezygnował z mieszkania w takiej okolicy. Pozostali tylko ludzie sprawdzeni, chociaż niektórzy z nich byli wielkimi ekscentrykami. W strategicznych miejscach wyryte były glify Garou przypominające nieobeznanym tylko artystyczne ryty. Torowiskiem w pobliżu przejechał skład towarowy zakłócając nocną ciszę.
Chłopak szybko dotarł do klubu, który był najbliżej. Tłok był straszliwy i to już zdziwiło Szona. ~W tym dniu tygodnia o tej porze w tym klubie nie powinno być takich tłumów~ pomyślał sącząc powoli małego Fostera z oszronionego kufla.
~Trzeba się temu przyjrzeć dokładniej, już dawno nie patrolowałem okolicy Penumbrą~
W ubikacji dokonał skoku w bok.

Krajobraz zmienił się radykalnie.

Ściany klubu stały się nagle przeźroczyste, w jego środku wyrastał wiktoriański dom Merencerów. Szon wiedział, iż gdy wszedł po schodach na pierwsze piętro, wszedł do gabinetu spotkałby tam Euzebiasz . Za życia był on antykwariuszem, a i po śmierci nie porzucił on swojego księgozbioru, w którym było nawet kilkanaście inkanabułów. Lecz teraz Szon nie miał czasu. Szybko powrócił do swojej naturalnej postaci.
Rudoczarny wilk stepowy przez chwilę jeszcze stał intonując prośbę do Gai, aby ta użyczyła mu swych mocy. Zmysły wyostrzyły się poza granice dostępną nawet zwierzętom. Usłyszał zew epifaniaków bólu, poczuł w nozdrzach zapach epifaniaków krwi. Niedaleko tylko z dwa kilometry.
Szybko pomknął po widmowych schodach klubu na parter. Okolica tylko trochę przypinała tą z dwudziestego pierwszego wieku. Istniejące budynki najczęściej były tylko przejrzystymi duchami z rzeczywistości, zaś jak prawdziwe odbijały się budynki, które już dawno zostały wyburzone. Na rogu ominął stojący na środku ulicy i zajmujący cześć chodnika średniowieczny donżon. Tuż obok był zaparkowany Ford T, który pewnie wiele znaczył dla właściciela. Szon gnał przed siebie poddając się zewowi. Dwie przecznice dalej minął ogromny dąb wyrastający z widmowego domku. Obok dębu jak zwykle medytował odziany w skóry Eretoin Druid Starej Wiary. Szon pozdrowił go krótkim skowytem.

W końcu dotarł.

Przy tej ulicy było kilka klubów.
Na parkingu jednego z nich gromadziły się epifaniaki bólu wyglądające jak połączenie wielu maszyn tortur oraz krwi, wielkie czerwone ameby. Przemiana jak zwykle była szybka i płynna. Olbrzymi, prawie trzy metrowy Crinos w ciemnozielonym polarze z aplikacjami jasnoniebieskiego w czarnych dżinsach i skórzanych butach, przejrzał się w metalowej plakietce ozdabiającej powiększone paski od plecaczku. Gdy już poczuł, iż przekracza barierę ponownie przemienił się w Lupusa.
Znalazłszy się na parkingu w rzeczywistości (albo tym co poniektórzy uważają za rzeczywistość) jego wyostrzone zmysły zaatakowała gama zapachów i odgłosów, a mózg przetworzył je na potrzebne informacje. Był przygotowany na walkę na śmieć i życie.

[inicjatywa trzy sukcesy][z pierwotnych instynktów 3] Łącznie 6 sukcesów
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-10-2009 o 22:06.
Cedryk jest offline