Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2009, 21:43   #192
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Adiomene popatrzyła na obraz planety, widoczny za przeźroczystą szybą Roriana: Ligheim, jedyne miejsce, które poza statkiem nazywała domem.


Setki gildii miały tu swoje siedziby, a tysiące feniksów zmieniały w każdej sekundzie swych właścicieli, nie zawsze w całkiem legalny sposób. W jedną noc można było zyskać fortunę, albo ją stracić. Pilotka uśmiechnęła się. Powierzchnia planety była coraz bliżej. Sprawdziła parametry wejścia w atmosferę i popatrzyła na siedzącego obok Amxa i rozentuzjazmowane dzieci. Miała szczerą nadzieję, że jej rodzice przyjmą je pod opiekę. Że ucieszą się z jej powrotu...
Jej myśli popłynęły do tego co działo się w ciągu ostatniego roku. Zwłaszcza zaś do ostatniej bitwy...

...od momentu przekroczenia okrętu obcych miała wrażenie że jej ciało rozciąga się we wszystkich kierunkach niczym guma. Kiedyś była z ojcem w sali luster, obrazy zmieniały się tam i przekształcały w przedziwny sposób. Wszyscy śmiali się, gdy ich ciała w taflach wyginały się wykrzywiały i wydłużały w przedziwny sposób, ale małej Andiomene nie było do śmiechu. Rozpłakała się i ojciec musiał ja zabrać z tego miejsca. Teraz miała dokładnie takie same odczucia, tyle, że teraz nie były to zwodnicze odbicia! Strach ściskał jej serce, spocone ręce obejmowały karabin gotowy do strzału. Szła w najgorszym koszmarze swojego życia, naprzód do jego środka...
Potem, kiedy doszli do głównej sali wszystko zaczęło toczyć się błyskawicznie: Potworne istoty z nicości obejmujące golema, śmierć, kolejnych Wojennych Braci, szalona Decadoska z rapierem nacierająca na Elenę i Alexandra, Bru siejący śmierć niczym demon zemsty, Amx walczący z jakiś stworem i ona: Bez ruchu z przerażeniem w sercu: Niemy i zdrętwiały świadek tego wszystkiego. Odrętwienie opadło z niej w chwili gdy rapier kobiety przebił ciało młodego Hawkwooda ich oczy w tej sekundzie spotkały się. Zobaczyła w nich zaskoczenie i smutek, a potem, zanim jeszcze jego ciało dotknęło posadzki, zasnuły się mgłą.
Nie było czasu na żal.
Potwory zbliżały się. Czy to było złudzenie, czy stały się bardziej materialne?
Dziewczyna mocniej chwyciła broń i wypaliła.
Wraz z pociskami wypływały jej lęki przed robactwem, jej obawy z dzieciństwa, jej gniew i poczucie straty!
- Gińcie przebrzydłe poczwary! - Kolejne kule trafiały w ciała robiąc z nich zieloną papkę, a potem Golem zniknął w czarnej otchłani, a świat zaczął się zapadać.
- Bru zabierz Alexandra! - Krzykneła pilotka podbiegając do Rota i wsuwając głowę pod jego ramię – Gazu! Z powrotem do Roriana – krzyknęła do reszty.
- Amx! Każ Dinksowi natychmiast uruchomić procedury startowe – Zawołała już w biegu.
Nie było na nic czasu.
Świat zapadał się w nicość.
Czarna dziura z nimi robiła się coraz większa
Biegli
ile sił!

Gdy tylko dopadli statku drzwi zamknęły się za nimi z cichym zgrzytem, a pilotka chwyciwszy komunikator wykrzyczała polecenie startu.
„Dzięki Ci Wszechstwórco za roboty!” pomyślała jeszcze, gdy frachtowiec oddalał się od znikającego gniazda obcych.

...Oderwała się od tamtych wspomnień. Na ekranie komunikatora pojawił się obraz mechanicznej istoty:
- To prywatne lądowisko. Podaj kod dostępu, albo oddal się na bezpieczną odległość – Metaliczny głos przemówił bez emocji.
Podała liczby, które poznała jeszcze jako dziecko:
- Kod aktywny. Dok numer pięć. Witamy w domu panno Valentine.

Andi uśmiechnęła się patrząc na towarzyszy:
„Dom. Nareszcie w domu.”
 
Eleanor jest offline