Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2009, 00:31   #21
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wieczór

Korytarz prowadzący do sali odpraw znajdował się na jednym poziomie. Początkowo przewijała się w tamtym miejscu duża ilość ludzi i nie tylko ich, patrzących, obserwujących dziwną zbieraninę, która za chwilę odleci z planety.
Zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że mijają osoby zwane Strażnikami...

Osoby, czy raczej stworzenia?-zapytał sam siebie, zadając sobie sprawę z tego, że oto gracz wysyła do boju swoje zabawki.
Właśnie rozpoczyna się gra.
Konsorcjum ustawiło w gotowości wszystkie swoje figury. Szachownica została zapełniona.


Konsorcjum ustawiło figury do gry o wielką stawkę. Pytanie nie stanowiło jednak o cel rozgrywki. Zarówno całe Konsorcjum, jak i Strażnicy nie widzieli drugiej strony szachownicy.
Co jest po drugiej stronie?
Nie wiadomo.

Być może graczem po drugiej stronie jest coś wyższego niż Konsorcjum. Być może jest to sama Natura, zaś w jej szeregach stoją dużo straszniejsze istoty niż każdy z nich mógłby sobie wyobrazić.

Osoby mijające ich parzyły na nich z czcią, czasami ze strachem, ale tak naprawdę to nie na nich powinni tak patrzeć. Nie na konsorcjum. To spojrzenie winno być zarezerwowane tylko dla natury, zaś oni udawali się do tej części kosmosu, w której jest ona najbardziej wściekła.
Na Ziemię. Czysta furia.

Najgorsze było jednak to, że on siłą wrzucony był w stronę stojącą po niewłaściwej stronie szachownicy. W jego mniemaniu.

W miarę zbliżania się do końca, ilość ras malała, jednakże spojrzenia były te same.
Patrzyli tak nie tylko na niego, ale również na ludzi idących przed nim oraz za nim.

Profesor widział jedynie zabawki. Człowiek w zbroi, niewidoma kobieta, rudowłosa, Roel. Oni wszyscy byli jedynie zabawkami. On również.
Czy oni dostrzegali to samo co on?

Ludzie chodzący po korytarzach zostali za nimi, zostawiając ich samych. Siedem par obutych stóp wybijało ponury, marszowy rytm, zbliżając się do celu. Świadczył o tym coraz głośniejszy dźwięk silników.

Nagle napotkali na swojej drodze potężnie zbudowanego mężczyznę, zaś na twarzy Midii zagościło wiele uczuć, mieszających się w jeden grymas, z którego dało się odczytać jedynie kilka uczuć, mieszczących się w przedziale strachu i współczucia.

Kim był ów człowiek, nie wiedział, jednakże szybko zapamiętał jego twarz, robiąc przy okazji jego zdjęcie, po czym wyminął go bez śladu emocji, których, swoją drogą, nie było.
Zwrócił na niego uwagę tylko dlatego, że zdołał on samą swoją obecnością usunąć spokój z twarzy niewidomej towarzyszki jak kilka ziarenek piasku ze stołu.

Nie zastanawiał się długo nad tożsamością mężczyzny, gdyż minął automatyczne drzwi, wchodząc do miejsca, które było platformą startową. Znajdował się tam wielki statek pasażerski, choć, jak ocenił Albiorix, nie potrzebna była do jego obsługi aż tak duża ilość osób.

Nagle Midia przystanęła, zastanawiając się, po czym ruszyła przed siebie, krok za krokiem, coraz pewniej.

~Tak dawno nigdzie nie wyruszalam sama. Wybaczcie mi moja niezgrabnosc. Wkrotce sie przyzwyczaje...-odezwała się mentalnie, emanując delikatnym wstydem i zdecydowanym zadowoleniem, gdy nagle potknęła się o jeden z kabli znajdujących się na platformie, upadając na kolana i dłonie.

Jej silny, fascynujący umysł zdołał zrobić coś innego niż telepatyczna rozmowa. To było niczym w porównaniu z tym, co zrobiła aktualnie.
Wysłała w przestrzeń swoje emocje, robiąc coś, czego większość nigdy nie zdołałaby zrobić, tym bardziej mimowolnie.
Spojrzał z zainteresowaniem na kobietę, od której płynęło zaskoczenie, oszołomienie i złość na własną osobę.

To, ze czuł te emocje, kierunek, w który były skierowane, za co i z jakiego powodu, było naprawdę niezwykłe.

Nagle poczuł coś dziwnego. Uderzyła kolejna fala złości, jednakże nie od niewidomej.

Na jego twarzy odmalowało się jeszcze większe zainteresowanie, szczególnie gdy Midia wstała, trzymając się powietrza przed sobą, wystrzeliwując kolejną falę od siebie. tym razem była to pogarda.

Zdecydowanie było to interesujące i to tym właśnie rozmyślaniom, poświęcił się, wchodząc do statku.

~Przepraszam. Nie zauwazylam-odezwała się jednocześnie z zamykającym się wejściem.

Znajdowali się w szerokim korytarzu, w którym zmieściłoby się czterech mężczyzn.
Dalej znajdowało się rozgałęzienie, przywodzące na myśl literę "Y", natomiast pomiędzy rozgałęzieniem znajdowały się drzwi.
Jednakże tuż przy wejściu na statek stało trzech członków załogi, z czego jeden był kapitanem.

-Witamy na Salvation. Nazywam sie Johansson i pelnie funkcje kapitana na tym statku. Oto moi oficerzy. Merik Shandor oraz Daglas Brik. Ewentualne pytania prosze kierowac wlasnie do nich. Ruszamy za niecaly kwadrans-powiedział kapitan, odchodząc, lecz najpierw złożył niewidomej towarzyszce lekki ukłon.

Rudowłosa strażniczka zajęła się dialogiem, nie, jak mogło się wydawać, monologiem, zapewne ze źródłem wściekłości. O tym, iż był to dialog, świadczyły zmiany emocji malujące się na twarzy z każdą przerwą pomiędzy jej wypowiedziami.

Jako pierwszy dialog z oficerami nawiązał strażnik, nazywający się Gandaszem Ninsunem. Przynajmniej wiedział jak ma się do niego zwracać.

-Witam panów oficerów. Inżynier elektroniki i technologii Albiorix Adrastea. Trewor Garti twierdzi, iż wszystkie potrzebne informacje posiadacie na pokładzie. Czy mógłbym uzyskać do nich dostęp?

-Oczywiscie. Informacje te beda dostepne po starcie w waszych komputerach. Mozna bedzie z nich kozystac dowolnie-odpowiedzial Merik Shandor sklaniajac lekko glowe na dzwiek imienia pasazera.

-Czy można wiedzieć jaką drogą będziemy lecieli?

-Zgodnie z wola Trevora Gartiego plan podrozy ma pozostac tajemnica, az do chwili dostania sie w okolice jednego z korytarzy miedzygalaktycznych.

-Dobrze-powiedział, po czym zapytał o jeszcze jedną sprawę:

-Do jakiego miejsca my, jako podróżnicy, możemy poruszać się swobodnie?

-Jezeli jakies drzwi sa zmakniete lub oznaczone napisem "wstep tylko dla zalogi" oznacza to, ze tak ma pozostac. Wszelkie inne miejsca sa do waszego uzytku. W razie watpliwosci prosze pytac zaloge lub zwracac sie bezposrednio do mnie lub drugiego oficera-odparł, zaś Albiorix skinął głową, a kiedy oni również odeszli ruszył przed siebie, przechodząc przez pierwsze drzwi pomiędzy rozgałęzieniem.

Znajdował się tam kolejny korytarz, prowadzący prosto i jeszcze jedne drzwi, po których przekroczeniu pokazał się obraz pokoju wspólnego.
Był to owalny pokój, dookoła którego znajdowało się coś, co przypominało pasaż, z którego przechodziło się do pokoi umieszczonych na planie okręgu.

Po drugiej stronie pokoju znajdował się korytarz oraz drzwi, które sprawdził. Za nimi znajdowało się kolejne przejście. Nie zbadał go ze względu na to, iż niedługo odlatują.

Przyjrzał się dokładnie pomieszczeniu, po czym zmarszczył brwi. Ściany pasażu zapewne są stworzone ze stopu jakichś metali, lecz to nie koniec, ponieważ ów metal przykrywa czarne drewno.

Kolor ścian idealnie pasował do sof, przy których stały białe stoliki i lampki.

Podłogę pokrywały dywany w kremowych oraz delikatnie błękitnych kolorach.

Białe były również drzwi do pokoju, na których znajdowała się elektroniczna tabliczka, obok których znajdował się panel służący do wprowadzenia kodu.

Profesor uniósł głowę, zaś jego oczom ukazała się imponująca kopuła z poliwęglanu, wokół której znajdowały się światła, dające jasność pokojowi. Już wiedział, że w tym miejscu spędzi dużo czasu.

Uśmiechnął się lekko, choć wcale nie był radosny. Mimo wszystko z tym właśnie uśmiechem podszedł do drzwi z cyfrą 2. One nie miały nazwiska na tabliczce, wiec postanowił je zająć.

Stanął przed panelem i zastanowił się, po czym zaczął wprowadzać cyfry szybko, lecz przemyślanie, a kiedy skończył, drzwi odsunęły się w bok, zapamiętując kod posiadający trzydzieści cyfr.

Pomieszczenie, jak się okazało, było jednym z tych, które nie posiadały iluminatora. Był jedynie ekran monitora wbudowanego w ścianę, pokazujący to, co dzieje się na zewnątrz.

Kiedy wszedł do środka, drzwi zamknęły się, zaś on spojrzał do tyłu. Była tam tabliczka, znajdująca się dokładnie w tym samym miejscu co na zewnątrz, jednakże z tej strony było coś jeszcze klapka pod wyświetlaczem.

Odwrócił się, po czym otworzył ją, dzięki czemu uzyskał dostęp do małej klawiatury elektronicznej na której napisał swoje imię i nazwisko. Zamknął osłonkę, sprawdzając poprawność zapisu. Było w porządku.

Obrócił się ponownie, kierując się w stronę komputera, znajdującego się w lewym górnym rogu pomieszczenia, znajdującego się tuż za głową pojedynczego łóżka.

Znajdował się tam blat, na którym umieszczona była klawiatura nachylona pod kątem do wysuwanego ze ściany, metalowego siedziska.
Usiadł natychmiast, włączając projektor, który ukazał jasnoniebieskie okno z polami tekstowymi.

Szybko zaczął przebierać palcami, sprawiając, że literki błyskawicznie zaczęły pojawiać się w wybranym miejscu.
Co prawda, mógł wydawać polecenia głosowe, jednakże bardzo przywykł do pisania na klawiaturze, gdyż w ten właśnie sposób pisał programy do swoich urządzeń.

"Ziemia. Dane dla Strażników"-wpisał, po czym potwierdził.

-Ziemia-trzecia planeta Układu Słonecznego znajdującego się na obrzeżach Drogi Mlecznej, galaktyki Układu Lokalnego.
Cel misji: znalezienie lustra.
Obiekt: lustro.
Umiejscowienie lustra: okolice dawnego jeziora Titicaca, miasto Nowa Nadzieja.
Obecny stan miasta: nie istnieje
-mówił kobiecy głos, przedstawiając aktualną przybliżoną sytuację na planecie. Oprócz tego na ekranie pojawiały się trójwymiarowe obrazy: jezioro, mapa miasta, budynek, w którym znajdowało się owe lustro.
Z głośników wypływały opisy ziemi pokrytej kraterami i lawą.

"<wykonaj>Transportuj do LX-300</wykonaj>"

Nagle na powierzchni okularów wyświetliły się te same dane, które przed chwilą miał na projektorze.

"Plany statku"

-Brak informacji w dziale danych dla Strażników.

To znaczyło, że są one w innym miejscu, jednakże nie miał stąd dostępu do pozostałych części.

"<otwórz>Konsola poleceń</otwórz>"

Przed jego twarzą pojawiło się dodatkowe okno, w którym zaczął szybko pisać, każąc komputerowi wykonywać różne polecenia, aż w końcu zbliżył się do końca.

"<wejdź>Baza danych</wejdź>"

Otworzyło się kolejne okno, przedstawiające pulpit bazy danych.

"<szukaj>Plany statku</szukaj>"

Przed nim pojawiły się obrazki, przedstawiające przekrój obiektu. Nagle zauważył pewną ciekawą informację. Większość pomieszczeń zakreślona była na czerwono, co oznaczało, jak wyjaśniała legenda "dla personelu", natomiast zakreślone na zielono były pomieszczenia dla gości, między innymi jego pokój. Stosunek prezentował się jak dwa do jednego.
To oznaczało jedno.

Poruszali się prywatną jednostką transportową Trewora Gartiego, szefa Konsorcjum, uśmiechnął się, zapamiętując jednocześnie plany i wypisując komendę:

"<wykonaj>Transportuj do LX-300</wykonaj>"

Nagle na szkłach okularów pojawiły się plany statków z opisami. Szybko powrócił do części przeznaczonej dla Strażników, po czym wyłączył projektor, wstał i schował krzesło.

Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, po czym wyszedł z niego, kierując się, według planów statku, do biblioteki.

Wieczór/Noc:

Biblioteka umiejscowiona była zaraz za pokojami do medytacji, salami do walk bronią białą i basenem.
Jak się okazało, była to przestrzeń podzielona na trzy części. Jedną z nich była czytelnia, do której wszedł. Znajdowały się tam fotele, stoliki, a także komody i regały.

Druga część, znajdująca się na prawo od czytelni, była biblioteką wypełnioną regałami z książkami. Co prawda w dobie elektroniki były to nieco przestarzałe metody przechowywania informacji, jednakże on przyzwyczaił się do nich.

Trzecia część znajdowała się na górze i była to biblioteka elektroniczna, czyli prawdopodobnie ta, do której aktualnie się kierował.

Nie mniej jednak nie był sam w bibliotece. Oprócz niego była też Midia.
Siedziała ona na jednym z foteli skupiona na ruchach palcow przebiegajacych po bialych kartach ksiegi, ktora trzyma na kolanach. Nie podnosci glowy, zupelnie jakby go nie zauwazyla.

Nagle zatrzymał się, zaczynając ją obserwować zza okularów.
Widział jak czyta dłońmi pustą księgę, zapisaną pismem dla niewidomych. Kiedyś obiło mu się coś o uszy na temat ziemskiego wynalazku pewnego człowieka na "B"... Bach? Bell?
Zbyt małą uwagę do tego przywiązał. Teraz nie miało to znaczenia oprócz takiego, że książki są nie dla niego.
Ciekaw był na ile była pochłonięta w lekturze. Ciekaw był kiedy go "zobaczy".

Uniosla glowe rozgladajac sie nieco niespokojnie. Wygladalo jakby przez chwile miala problemy z namierzeniem tego co wyrwalo ja z koncentracji.

~Kim jestes?

-Jednak dosyć szybko-uśmiechnął się odruchowo, po czym zdał sobie sprawę z tego, że to bezcelowe. On mógłby najwyżej przekazać jakieś emocje, ale z braku posiadania takowych...

-Albiorix Adrastea-przedstawił się.

-A jednocześnie maniak książkowy z tytułem, między innymi, doktorskim.

~Wybacz... Twoja aura.. Ciezko cie zobaczyc wsrod pozostalych. Jestem Midia. Jezeli nie bedzie ci przeszkadzalo posiedze tu jeszcze chwile. Obiecuje byc cicho...
Dokonczyla ze smiechem.

Uśmiechnął się lekko, wykazując coś, co kiedyś, dawno temu mogło być radością, nie jej iskierką.
-To raczej ja przeszkodziłem tobie. Na tak wrażliwy umysł cichy chód nie pomoże.

~Nie przeszkodziles.. Raczej zaskoczyles. Zazwyczaj udaje mi sie wylapac cudza aure.. No coz, wczesniej..

-Moja jest aż tak słaba?

~Raczej.. przytlumiona.

-Zapewne przez brak emocji. Nie mylę się?

~Tak, to bardzo prawdopodobne. Emocje nasycaja aure kolorem, moca.. Ich calkowity lub czesciowy brak wysusza ja pozostawiajac jedynie cieka warstwe, ktora z kolei jest dosc trudna do zauwazenia.

-Atut w przypadku próby wyśledzenia przez stronę, z którą będziemy się zmagać, ale... jakoś mnie nie cieszy-powiedział nieco ironicznie ze względu na swoją możliwość do cieszenia się czymkolwiek. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Swoją drogą, musisz mieć bardzo silny umysł. Fascynująca jest twoja umiejętność wysyłania emocji i wyczuwania aury.

Twarz Midii pokryl lekki rumieniec.

~Dziekuje. To dosc.. Niezwykly komplement. Co cie tu sprowadza? O tej porze? Nie powinienes przypadkiem spac lub chociazby odpoczywac?

-Jestem całkowicie przyzwyczajony do małej ilości odpoczynku. Kiedy jeszcze zajmowałem na uczelni tytuł profesorski, cały dzień poświęcałem młodym, natomiast noc... Ta była dla mnie.
Wtedy właśnie powstały wszystkie moje projekty. Wtedy konstruowałem, naprawiałem czy rozkładałem na części, by zrobić plany.


~Ja natomiast nie potrzebuje snu. Naukowiec. To nieco tlumaczy twoje opanowanie emocji. Nigdy nie bylam dobra w nauce.

Rozesmiala sie ponownie odkladajac jednoczesnie ksiazke na stolik.

~Zatem czego szukasz w tej sali? Niewielu tu zaglada..

-Dla mnie, podczas treningów, najgorsza była walka. Wszelkiego rodzaju. Co prawda nauczyłem się, chyba, dosyć skutecznie, ale nie lubię walczyć.
Wolę przyjść do miejsca takiego jak to i nawet pobłądzić po bibliotece.
Zapewne najpierw poczytam o Drodze Mlecznej, poświęcając najwięcej uwagi Układowi Słonecznemu, a potem... Jeszcze raz spojrzę na mój dom
-powiedział z okrutnym spokojem, za co niemal się znienawidził.

~Moge ci pomoc w cwiczeniach jezeli bedziesz chcial. I tak nie mam lepszego zajecia.

Wstala i odsunawszy fotel ruszyla w strone Albiorixa.

~Twoj dom?

-Z pewnością skorzystam. Na pewno będą mniej uciążliwe niż zwykle.

-Tak-skinął głową.
-Mam na myśli moją planetę, Artemidę. Zobaczyć ją przynajmniej na ekranie czy hologramie.

~Nie znam tej planety. Wlasciwie niewiele wiem o tym swiecie mimo lat w nim spedzonych. Jest taki.. inny od mojego. Jednak jezeli chcesz skozystac z dzialu komputerowego to musisz sie udac na gorne pietro. Tu znajdziesz jedynie ksiegi pisane, a i to wiekszosc przeznaczona dla takich jak ja.

Uśmiechnął się ponownie. Odruch z przeszłości.
-Mam jeszcze sporo czasu-zamilkł na chwilę, po czym odezwał się.

-Chciałbym cię o coś zapytać, ale nie jestem pewien jakiego typu jest to pytanie. Chodzi o pewnego człowieka, nie mojego... szefa-dodał po chwili namysłu.

-Czy mogę?-zapytał.

~Postaram sie odpowiedziec, o ile bede mogla.

-Jeszcze przed wejściem na statek pojawiła się pewna osoba. Wielki mężczyzna. Kim on był?

~Wielki mezczyzna?

Elfka sprawiala wrazenie zaskoczonej.

~Nie jestem.. Nie jestem pewna o kogo ci chodzi..

Spojrzał uważnie, marszcząc brwi.

-Chodzi o człowieka, który na szerokość był taki jak trzy moje osoby ustawione w jednym rzędzie.

Midia przez chwile sie zastanawiala.

~Wydaje mi sie, ze wiem o kogo ci chodzi jednak.. To nie dziala w ten sposob... Nie widze.. gabarytow. To.. To nieco bardziej pogmatwane. Osoba, o ktora ci zapewne chodzi... Nie znam go. Jego aura jednak... Ten czlowiek zrobi cos zlego... Potwornego, lecz nie bedzie to jego wina.. Zobaczylam tylko fragment w uklacie..

Dziewczyna rozlozyla dlonie w gescie bezradnosci.

~Dosc ciezko to opisac lub wytlumaczyc.

To co powiedziała, uderzyło go jak młot. Nagle miliardy myśli eksplodowały w jego głowie.
-Masz przebłyski przyszłości?-zapytał.

-Twój umysł jest naprawdę bardzo silny... i bardzo piękny, ale nie wiedziałem, że aż do tego stopnia-powiedział ze spokojem, przyglądając się kobiecie. Zdecydowanie była niezwykła.

Elfka pokrecila glowa w gescie sprzeciwu.

~To nie tak.. To bardziej slady.. Smugi, ktore moga lub nie musza ulozyc sie w dana sekwecje. Czasami sa niezwykle silne, jak u tamtego mezczyzny. Wtedy, przy sprzyjajacych okolicznosciach moge zobaczyc wiecej ale.. Nigdy nie nazwalabym tego przeblyskami przyszlosci.

Spojrzał na kobietę jak na żywy cud świata.
-W tej chwili nie jest ważne ile. Ważne jest istnienie czegoś takiego.
Gdyby dostało się to do wiedzy publicznej
-pokręcił głową.

-Czy Konsorcjum o tym wie?-zapytał delikatnie zaniepokojony.

~Wlasciwie.. tak. Jedna osoba.. Dlaczego pytasz?

Albiorix wiedział już kim jest ta osoba. Był przekonany, że jest nią...
-Trewor Garti-oczy zwęziły mu się gwałtownie.

-Przyjmuję, że wszędzie są osoby, które chciałyby wykorzystać innych pod różnymi względami. Ciebie szczególnie-powiedział, zaś jego umysł pracował intensywnie.

-Chciałbym zapytać czy Konsorcjum pragnie, byś pomogła im w projekcje z lustrem?

Twarz elfki spowazniala.

~Zglosilam sie na ochotnika. Ta misja ma dla mnie znaczenie osobiste. Opinia i pragnienia Konsorcjum co do mojego w niej udzialu nie maja tu znaczenia.

-Przewrażliwienie-mruknął, po czym podszedł do stołu, za którym usiadł. Nie był przekonany w prawdziwość tego, co właśnie powiedział.
Wsparł głowę na dłoniach, zdejmując okulary, które położył na stole.

-Ględzenie starego dziada, który powinien siedzieć za biurkiem, katalogując pliki, a nie być wysyłanym nie wiadomo gdzie-roześmiał się, choć nie było w nim ani śladu radości. Odruch z przeszłości.
Podniósł głowę, opierając się wygodnie, po czym spojrzał na rozmazany świat i na rozmazaną Midię, z której twarzy nie potrafił obecnie wyróżnić żadnego szczegółu.
Uśmiechała się, smuciła... Było to dla niego bez różnicy, bo nie widział jej twarzy. Oczywiście, wiedział gdzie ona jest, widział jasną, owalną plamę, ale nic więcej.

~Chyba nie do konca rozumiem... Moze jednak odejde bys mogl w spokoju przegladnac zawartosc bazy danych lub te nieliczne ksiazki nadajace sie do czytania przez osoby widzace. Jezeli bedziesz chcial pocwiczyc lub zapragniesz towarzystwa zastaniesz mnie w pokoju medytacyjnym.

-Czy będziesz mogła mi pomóc w jeszcze jednej kwestii? Chodzi o mój umysł-przerwał, po czym założył okulary, spoglądając na kobietę, dużo wyraźniejszą niż przed chwilą.

-Konsorcjum otworzyło mi drogę do własnego umysłu. Do świadomości, podświadomości, nadświadomości. Do każdej części mojego mózgu. Sądzę, że moje naturalne predyspozycje są duże, zważając na to, do czego doszedłem bez pomocy i do czego mógłbym dojść gdybym wiedział jak.
Teraz mam małą furteczkę, za którą jest mgła, a moja latarnia oświetla tylko część terenów. Chciałbym poznać całe. Obecnie potrafię jedynie część tego co mogę osiągnąć.
Chciałbym się rozwinąć dla samego rozwoju.
Słyszałaś kiedyś o buddyzmie Ziemskim?


Midia przystanela zaintrygowana.

~Tak, slyszalam. Na czym mialaby polegac moja pomoc?

-Buddyzm zakłada rozwój duchowy. Ja chciałbym rozwinąć się umysłowo, lecz dla podobnej idei.
Czy mogłabyś pomóc mi w tym?
Nie wiem w jaki sposób. Być może medytacją? Nie wiem. Moją dziedziną jest neurologia, lecz od neurologii dosyć daleko do neuropsychologii.


~Ja... Nie jestem pewna czy potrafie.. Swiat duchowy jest dosc.. specyficzny i niezwykle delikatny. Moge ci pomoc przy medytacjach wprowadzajac cie w strefe wlasnej nadswiadomosci jednak nie moge reczyc za twoj bezpieczny powrot.

-Świat duchowy? To może później, bo sam nie czuję się na siłach-uśmiechnął się lekko.

-Na początek chciałbym uzyskać pełnię możliwości ciała i umysłu. Jeśli chodzi o umysł to pragnąłbym poprawić umiejętności takie jak logiczne myślenie czy szybkość nauki, zapamiętywania, myślenia. Ogólnie rzecz biorąc mam nadzieję uczynić się bardziej wydajnym.

~To rowniez moze byc dla ciebie niebezpieczne. Twoja aura jest slaba. Nie wiem... Nie jestem pewna czy powinnam ci w tym pomoc.

-Mówiłaś, że możliwe, iż jest to związane z emocjami-powiedział ze spokojem.

~Tak. Niewielu zdaje sobie sprawe z tego jak wielka role one odgrywaja. Jezeli ci pomoge, a cos sie nie uda... Nie chce brac na siebie takiej odpowiedzialnosci. Nawet, jezeli w moich mozliwosciach bedzie czesciowe odwrocenie skutkow. Nie, Albiorixie, przykro mi.

-Żyję już tak długo, że nie na wielu rzeczach mi zależy. Może jedynie na Artemidzie, lecz tylko na niej. Przynajmniej tylko ona mi przychodzi do głowy na obecną chwilę.
Wszystko wyparowało z czasem jak woda z rozgrzanej blachy
-stwierdził, po czym zamyślił się.

-Jaką rolę one pełnią? Co straciłem?

Midia dosc dlugo zastanawiala sie nad odpowiedzia. Gdy w koncu rozlegl sie jej glos brzmiala w nim nieco smutna, ale przede wszystkim powazna nuta.

~Emocje czynia z nas istoty ludzkie. Bez nich nie byli bysmy niczym wiecej jak tylko robotami wtloczonymi w organiczna powloke. Pozwalaja nam czuc. Pozwalaja obdarzac uczuciami innych. Pozwalaja te uczucia okazywac. Wiele z tego juz utraciles,a moze byc znacznie gorzej. Powiem ci co moze sie stac. Twoja aura jest bardzo slaba, cieka, krucha. Jezeli poglebimy ten stan, moze sie zalamac. Wtedy albo staniesz sie maszyna albo czarna dziura. Maszyna, gdyz twoj umysl bedzie mogl co prawda przyswoic nico wiecej informacji, zrozumiec wiecej rzeczy, jednak.. Wszelkie uczucia, sympatie, pragnienia odejda. Zgasna niczym zdmuchniety plomin swiecy. Staniesz sie zimny, nieludzki, obojetny na wszystko. Druga opcja uczyni z ciebie emocjonalnego wampira. Zaczniesz wysysac aury osob, ktore beda mialy z toba kontakt, aby uzupelnic wlasne braki. Bedzie sie to dzialo bezwiednie jednak inni beda to wyczuwac i odgradzac sie od ciebie, az zostaniesz sam. Staniesz sie niechciany, nierozumiany, wyrzucony poza nawias spoleczenstwa. Oczywiscie rozszerzy sie twoja zdolnosc pojmowania i przyswajania wiedzy, jednak dalszy rozwoj nie bedzie juz mozliwy. Bedziesz rowniez odczuwal swoisty glod, ktory nie bedzie mozna zaspokoic zwyklym pokarmem. Bedzie cie niszczyl, a z czasem ograniczal to co osiagniesz. Jedynie wsrod innych, w tlumie, w miejscach gdzie emocje sa silne. Jedynie tam dane ci bedzie tworzyc i rozumowac. Jednak istoty posiadajace te aury, zwierzeta, ludzie, przedstawiciele innych ras, beda sie odsowac, uciekac. Czasami nawet reagowac agresja. Jest tez szansa. Bardzo, bardzo mala, na powodzenie. Wtedy osiagniesz stan wiedzy absolutnej. Twoj rozum bedzie mogl przyswajac i analizowac nieograniczone ilosci informacji. Naturalnie twoja aura i w tym wypadku zaniknie jednak bez skutkow ubocznych. Zapytam cie jednak, czy jest sens ryzykowac. Czy jest sens rzucenia wszystkiego na jedna szale tylko dla poszerzenia wlasnych umiejetnosci? Czy jest sens ryzykowania utraty tego co czyni z ciebie istote zywa na rzecz wiedzy? Dlaczego? Po co?

-Tylko jest pewien problem. Ja już nie mogę niczego więcej stracić, gdyż to, co odeszło, jest wszystkim. Zostało już tylko to, czego nie można stracić.
Poza tym Konsorcjum uczyło mnie jak korzystać z tej możliwości i, nie powiem, nauczyło mnie sporo, ale potrzebny mi jest ktoś, kto poprowadzi to dalej.
Ponadto przez ten czas nie zauważyłem żadnych efektów ubocznych, a obserwowałem uważnie, gdyż jest to moja konstrukcja. Mogło coś pójść nie tak. Wszystko poszło jednak w porządku.
Konstrukcja się sprawdziła. Żadnych usterek, żadnych efektów ubocznych.
Sam, bez pokierowania, mogę wejść tam, gdzie nie powinienem wchodzić od razu. Efekt będzie jeszcze gorszy, gdyż nie wątpię, że to również musi być proces, nie nagła zmiana.
Tego elementu może zabraknąć, jeśli przystąpię do tego sam, choć niewątpliwie starałbym się iść delikatnie, powoli i cierpliwie.


~Nie dotarles jeszcze tak daleko jak sadzisz. Jeszcze masz szanse na.. Na normalnosc. Jezeli jednak... Nie, nawet takiej odpowiedzialnosci nie moge brac na siebie..

Dziewczyna wygladal jakby stala przed przepascia, a za nia szalal pozar. Ani w ta, ani w ta strone nie chciala robic kroku.

~Stawiasz mnie przed trudna decyzja. Musze to przemyslec... Jednak.. Nie, poprostu musze przemyslec.

-To, co ty nazywasz normalnością, ja nazywam przeszłością. To stało się naturalnie. Przeżyłem prawie dwa wieki. Za sześć lat wejdę w trzeci wiek. Nie wrócę już do tego, bo nie ma jak. Życie przestało mnie bawić, fascynować. Jest dla mnie obojętne.
Co z tego, że jakaś planeta uległa zniszczeniu? Nie jest mi z tego powodu smutno, ale też się nie cieszę.


~Alez to mozna cofnac. Moge.. Moge przywrocic ci radosc zycia. Jestem w stanie naprawic to co zostalo zniszczone. Jestem.. Jestem pewna, ze moge. Co prawda bedzie to wymagalo duzo mocy i .. Ale to nie jest wazne. Moge ci przywrocic zycie takim, jakim byc powinno bez zmien w twoim umysle.

Zdawac by sie moglo, ze dziewczyna niemal bolesnie pragnie by mezczyzna zgodzil sie na jej slowa. Niebieskie oczy zalsnily nowym blaskiem, a z calej postaci zaczela emanowac lekka, swietlista poswiata.

Uśmiechnął się lekko z delikatną radością.
-Nie chciałbym tracić doświadczeń i wspomnień, a to te wyprały mnie ze wszystkich odczuć. Może i uda się to na chwilę, ale zapewne czeka mnie wirówka doświadczeń i znowu to samo.

~Moze... Niekoniecznie.

Blask przygasl.

~Warto jednak sprobowac.

-Lubię na ciebie patrzeć. Twój umysł wyprawia niesamowite rzeczy z otoczeniem, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu-powiedział, uśmiechając się lekko podczas obserwowania blasku. Nigdy by jej tego nie powiedział, gdyby nie to, ze miał w sobie trochę bezczelności i odwagi w tej materii. Dawniej nie mógłby tego powiedzieć.

Blask na chwile ponownie przybral na sile. Tym razem bardzo wyraznie zaplonela w nim zlota aura.

~Przygotowuje sie.

Odpowiedziala, ale jej glos nie zabrzmial jak zwykle. Dalo sie w nim wyczuc glebsze nuty, emocje, uczucia falujace gdzies na jego obrzezach.

-Nie musisz, przeżywanie tego samego co przez niemal dwa wieki, tyle, że przyspieszone do kilku dni, nie jest tym, czego wybitnie pragnę.
Wiem, iż to nie będzie przyjemne doświadczenie i tak naprawdę aktualnie niewiele mnie to obchodzi, lecz obchodzić będzie, kiedy odzyskam to, co straciłem.


~Zatem nie chcesz..? Odrzucasz szanse? Nie rozumiem cie.. Jednak nie bede juz nalegac. Dobrej nocy Albiorixie.

-Dziękuję za propozycję. Dobranoc-odezwał się, gdy Midia wychodziła. Siedział tak jeszcze chwilę, myśląc o powrocie do tego, co już utracił, gdy nagle pokręcił głową.

Wstał, po czym ruszył po schodach na górę. Znajdowały się tam wygodne fotele oraz stoliki. Nigdzie nie było klawiatur.
Usiadł na jednym z siedzisk, aktywując okulary.

"<wykonaj>Wyszukaj i połącz z komputerem pokładowym</wykonaj>"

Projekcja na powierzchni szkieł zabłysła, przedstawiając pasek wczytywania, który szybko zniknął na rzecz napisu "Połączono", zaś Albiorix, mając dostęp do komputera, aktywował projektor hologramowy.

"<zapisuj>LX-300</zapisuj>"

"Droga Mleczna. Dane."

Nagle na ścianie pojawiły się dane o galaktyce opatrzone odpowiednimi obrazkami. Włączona była również funkcja czytania tekstu, więc z głośników popłynął damski głos.


-Droga Mleczna-galaktyka spiralna z poprzeczką o wieku około 14 miliardów lat. Średnica to około 100 000 lat świetlnych. Grubość to około 12 000 lat świetlnych. Zawiera ponad 400 miliardów gwiazd.
Składa się z centralnie umieszczonego jądra, będącego supermasywną czarną dziurą, wokół której, z ogromną prędkością, porusza się dysk galaktyczny
-mówił nieprzerwanie głos, natomiast Profesor słuchał.

Dostarczane były dane na temat masy galaktyki, poszczególnych ramion dysku, sąsiedztwa z innymi galaktykami. Poruszone zostały również najbardziej znane i ważne układy gwiazdowe, wśród których pojawiła się nazwa, do której miał zamiar przejść.

"Układ Słoneczny. Dane."

Tak jak w przypadku galaktyki, pojawiły się zapiski opatrzone hologramem.


Z głośników popłynął szczegółowy opis Układy Słonecznego z krótkimi opisami Słońca, pasów planetoid, obłoku Opika-Oorta, a także poszczególnych planet. Warto było coś wiedzieć o wszystkim, jednakże stosunkowo przeszedł do Ziemi.

"Ziemia. Dane."


Głos zaczął zdawać relację od początku świata, zaczynając od faz bakteryjnych, prezentując przy tym dynamiczny obraz planety, gdzie można było dostrzec ruchy kontynentów oraz mikroorganizmy, o których mówiono. Historia przechodziła dalej, pokazując obrazy morza, stworzeń w nim żyjących, a następnie tych, które wyszły na ląd.
Pokazany był rozwój gadów, które osiągnęły monstrualne rozmiary, ich zagłada i rozpoczęcie panowania ssaków, piekło na ziemi, wielkie zlodowacenie.
W późniejszych etapach nacisk położono na rozwój małp, które przechodziły do wyprostowanej pozycji, zaczynając wykorzystywać narzędzia.
W końcu pojawił się człowiek. Rewolucja neolityczna, pierwsze, prymitywne kultury, rozwijające się w dorzeczach największych rzek.
Nil, Ganges, Indus, Tygrys, Eufrat, Huang-ho.
Przez ekran przepływały obrazy piramid, zikkuratów. Był twór zwany Wiszącymi Ogrodami Semiramidy.
Rozwój człowieka postępował. Wynaleziono koło, pismo. Powstawały pierwsze organizacje państwowe, a z tym wiązały się wojny.
Zaprezentowano Grecję z dwoma największymi polis, które rozwinęły się w czasie. Były nimi Ateny i Sparta.
Bitwy z Persami. Legenda Spartan o bitwie pod Termopilami.
Dalej był Aleksander Macedoński wraz ze swoimi najważniejszymi bitwami oraz gigantycznymi podbojami. Upadek imperium.
Rzym. Wojny punickie. Juliusz Cezar. Oktawian August. Powstawanie chrześcijaństwa. Upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego.
Dalsze wydarzenia skupiały się często na wojnach i knowaniach, lecz nie pominięto roli Karola Wielkiego w edukacji.

Mijał czas, zaś komputer wygłaszał swój wykład, nie pomijając niczego. Mówił między innymi o Hannibalu, Władysławie Jagielle, Jerzym Waszyngtonie, Napoleonie Bonaparte, dynastiach, Włodzimierzu Leninie, Józefie Stalinie, którego, nazwano ironicznie "wąsatym słoneczkiem", Adolfie Hitlerze. Oprócz politycznych postaci, były również inne.
Nie odważono się pominąć pewnego "człowieka z dalekiego kraju", z Polski. Nazywał się Karol Wojtyła i był pierwszym papieżem Polakiem.

Sfera religijna była ważna, więc na ten temat było całkiem sporo informacji, w tym relacje z pielgrzymek do różnych narodów, a także śmierć po latach, która złączyła wszystkie wyznania na świecie, pokazując, iż są wiarą w jednego boga.

Dalej był czas pokoju i eksplozja myśli technologicznych, postępujących coraz szybciej.

Nie mniej jednak i ten czas spokoju skończył się, rozpoczynając fazę nazywaną "Furią Natury".
Po próbach jądrowych w Pekinie dziura ozonowa powiększyła się. Rozpętała się III Wojna Światowa nazywana tak z powodu, iż jej działanie miało efekt globalny.
Mimo, że trwała ona jeden dzień i nie uczestniczyły w niej wszystkie państwa, wyrządziła ogromne szkody.
Udział w niej brała między innymi Ameryka Południowa, Australia, bieguny.

Zaatakowano Rosję Środkową, blisko Chin, Wielką Brytanię. Trzy bomby uderzyły w Stany Zjednoczone, dwie na Japonię i Chiny.

Promieniowanie objęło obszarem całą Europę, Azję i Amerykę Północną, jednakże było państwo, które odegrało pozytywną rolę. Były to Niemcy, którzy świetnie przygotowali się na taką ewentualność.

Państwa, na które spadły bomby, zostały kompletnie zniszczone, jednakże dzięki tak zwanemu Wielkiemu Spiskowi Niemieckiemu, nie doszło do zagłady całej Ziemi. Ów Spisek dokonał czegoś wielkiego. Dzięki niemu nie wszystkie głowice zostały uzbrojone.

W tym momencie nastąpiło rozszerzenie informacji o Niemcach, dając wiadomość, iż rządziła tam Rada Pięciu.
Były również sugestie o tajnych zgromadzeniach, jednakże żadna konkretna informacja nie jest znana.

Do tego czasu wiara straciła na znaczeniu. Watykan już się nie liczył tak jak inne religie. Przetrwał buddyzm, choć mnisi zamknęli się w swoim klasztorze.
Powstały dziesiątki sekt, z których najpopularniejszą byli Wyznawcy Końca Dni.
Głosiła ona, że kiedy koniec świata nadejdzie, a wielu wierzyło, że nadejdzie już niedługo, wszyscy ludzie staną się półbogami i zamieszkają pod wodą i pod powierzchnią ziemi. Ludzie wierzyli.
Sekta była tak naprawdę przedsiębiorstwem, które wstrzeliło się w nisze rynkową. Wykorzystywała ona ludzi, których wykorzystywało do rozmaitych badań i testów, by móc dzięki temu przeżyć. Wielu zabili, lecz większość dalej wierzyła.

Tymczasem populacja ludzi na całej ziemi drastycznie wzrastała. Wszystko stało się dozwolone. Zapanował chaos i anarchia.

Naukowcy mięli jednak własne zmartwienia. Byli towarem deficytowym, o który zabiegał każdy bogacz. W tamtych czasach spadło znaczenie tego, ile kto ma pieniędzy, ale ile kto ma naukowców pod swoją komendą.
To z kolei dawało możliwości naukowcom. Rozpoczął się edukacyjny wyścig szczurów.

Każdy z nich miał zagwarantowane dobre życie, żywność, której nie było, czystą wodę, tlen i możliwość ucieczki z rozwścieczonej planety.

Nie mniej jednak i tak wszystko kręciło się wokół pieniędzy, nawet jeszcze bardziej niż poprzednio, gdyż to za nie można było kupić większość potrzebnych przedmiotów, zaś kapłani boga, którym były pieniądze, zawsze znajdą sposób na wzbogacenie się. Tak też się stało.

Podziały finansowe rosły, przez co rozpoczął się neofeudalizm oraz powrót do zamków średniowiecza. Tym razem jednak owe zamki naszpikowane były nowoczesną technologią.

Era ta trwała krótko, ale intensywnie. Naukowcy nie spali po nocach i harowali po kilka dni bez przerwy, lecz praca opłaciła się. Powstały statki, dzięki którym ludzie zdolni byli opuścić planetę, uciekając przed mieczem Słonecznym.

Wzrost masy słońca na przestrzeni czasu, nie tylko zasypywał większą ilością promieniowania, lecz również delikatnie zmienił orbitę Ziemi, przybliżając ją do siebie.
Lodowce zaczęły topnieć, lądy zostały podtopione, zaś surowce ziemskie kończą się. Miasta popadają w ruinę.

Bogacze zaczęli triumfować, odlatując z Ziemi statkami, na które pchały się tabuny ludzi. Rozpoczęła się Wojna Społecznościowa, podczas której ludzie gotowi byli zabić, by dostać się na statek i przetrwać, jednakże były wybierane tylko osobniki najlepsze.

W tej sposób ludzie zatracali człowieczeństwo wkraczając w "ewolucję wsteczną". Uaktywniły się prymitywne instynkty, a kiedy nastąpił Wielki Odlot zwany również Wielką Ucieczką, pozostały jedynie osoby w połowie zdziczałe, nie wyróżniające się niczym, patrzące z rozpaczą w niebo.
Ci, którzy zostali, zmuszeni byli do powrotu do jaskiń i nor. Brudne społeczeństwo pogrążyło się narkotykach, nałogach, libacjach. Ludzkość pogrążyła się w hedonizmie i rozmaitych chorobach.

Stopniowo Ziemia stała się pustą skorupą, na której jedynie zwierzęta, organizmy o doskonałym przystosowaniu ewolucyjnym, przystosowały się, stając się groźnymi bestiami, a także producentami żywności dla siebie samych. Prawdopodobnie odżywiają się za pomocą fotosyntezy lub chemosyntezy.

Ludzie z pozostałymi zwierzętami zeszli pod ziemię, stając się kanibalami, niszczący ludzi od środka, tak jak zwierzęta niszczyły od zewnątrz. Człowiek stał się ofiarą, przez co musiał zejść głęboko pod ziemię.

Natura nie oszczędzała ludzi, bestialskich niszczycieli. Odpłacała im za krzywdy windując zwierzęta na pozycję dominującą.

To, co kiedyś było człowiekiem, zaczęło łączyć się i krzyżować ze zwierzętami, którymi się stali, tworząc nową rasę.

Tutaj dane urywały się, gdyż misje badawcze nigdy nie powróciły. Od tamtego czasu nie dały nawet znaku życia, więc przyjęto, że umarli.

LX-300 zakończyło zapisywanie informacji, zaś Albiorix zastanowił się, patrząc na aktualny obraz planety. Nie mogło być łatwo. Wydał kolejną komendę, polegającą na rozłączeniu się i wyłączeniu systemu, po czym wstał.
Musiał chwilę odpocząć, a do tego idealnie nadawał się pokój medytacyjny.

Noc

Pokój medytacyjny nie był daleko, więc doszedł do niego bardzo szybko.

Wewnątrz panował spokój. Cicha muzyka i przyjemny zapach krążyły po pokoju wyłożonym matami.
Wystrój był całkiem przyjemny oraz uspokajający.

Nagle dostrzegł jeszcze coś. A raczej kogoś.

Midia lezala zwinieta w klebek pod jedna ze scian. Wlosy w nieladzie splywaly fala na jej twarz tak iz nie dalo sie jej dostrzec. Na odslonietych fragmetach nog i ramion widac bylo slady krwi.

Nagle rozejrzał się uważnie po pokoju, szukając kogoś, lecz kiedy nikogo więcej niż znalazł, zbliżył się do kobiety.

-Co się stało?-zapytał spokojnie i łagodnie klękając przy niej, po czym siadając na stopach.

Uniosla lekko glowe, tak ze mozna bylo dostrzec na jej twarzy slady lez. Wbrew jednak temu co bylo widac, usmiechnela sie.

~Nic. Przepraszam, juz sobie ide.

Po czym zaczela ostroznie sie podnosic do pozycji siedzacej. Dala sie przy tym zauwazyc pewnna niedbalosc zalozenia i dosc zmiety wyglad tuniki, ktora wczesnie, w bibliotece wyglada nienagannie.
Elfka sprawiala tez wrazenie znacznie starszej niz w trakcie tamtego spotkania.

-Jeżeli nie chcesz mówić, nie będę nalegał, ale jeśli chcesz porozmawiać, to mów śmiało-powiedział, wykazując delikatne zaniepokojenie, któremu przeczył uśmiech na twarzy.

Wygladala jakby chciala otworzyc usta i powiedziec cos na glos, lecz.. Pospiesznie odwrocila glowe.

~To tylko wspomnienia.

Nastepnie jakby chcac zmienic temat, zapytala.

~Znalazles cos ciekawego w bibliotece, Albiorixie?

Przesłanie było jasne. Nie chciała o tym mówić. Dlatego też nie pytał więcej.
Skinął głową.

-Tuż przed wyjściem zastanowiło mnie jedno. Czy nikt nie pomyślał o przywróceniu ci wzroku i mowy?
Ja sam, jako neurolog mógłbym przeprowadzić taki zabieg. Myślę, że prawie napewno by się udał. Zostaje granica niepewności, wynosząca jeden procent, może nawet mniej.
Pobudzając odpowiednie części mózgu, mogę sprawić, że znowu zaczniesz widzieć i mówić.
Problem jest taki, że potrzebuję swojej pracowni lub profesjonalnej sali operacyjnej oraz sprzętu badawczego.
Jeżeli byśmy lecieli w kierunku Andromedy i przelatywali koło Artemidy, moglibyśmy się tam zatrzymać.
Jeżeli nie, mogę spróbować w Konsorcjum, po powrocie.
Czy wyraziłabyś na to zgodę?


Przez dluzsza chwile siedziala w ciszy. Zanim odpowiedziala uniosla glowe tak by widziec swojego rozmowce. Jej twarz wyrazala bol i smutek, ale i pogodzenie z faktem.

~Gdyby przywrocenie mi tych zmyslow bylo takie proste, nastapilo by dawno temu. Nie. Nie moge ich odzyskac gdyz ich utrata jest czescia kary. Mimo, iz nastapila zanim wydano na mnie wyrok. Przywrocic je moge tylko w jeden sposob. Umierajac.

-Kto zadał ci taką karę? Ciężko mi sobie wyobrazić za co mogłabyś ją dostać, patrząc pod kątem tego, jaka jesteś obecnie-pokręcił głową ze spokojem.

~Nie zawsze taka bylam. Kiedys... Dawno temu zlamalam prawo. Trafilam do niewoli gdzie pozbawiono mnie mozliwosci ogladania swiata i ... Zabrano mi to co mialam najcenniejszego, moj glos. Ucieklam i wrocilam do domu, lecz zbrodnia nie zostala wybaczona. Wygnano mnie nakladajac ultimatum. Musze oddac zycie. Za kogos. Za cos. Musze to zrobic dobrowolnie, a wtedy...

Jej twarz rozjasnil radosny usmiech.

~Wtedy bede mogla wrocic.

Powrót. Po śmierci.

-Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że jesteś dużo bardziej niezwykła niż mi się początkowo wydawało. Kim jesteś?

~Na Ziemi zwa nas aniolami. My sami wolimy jednak okreslenie Edenczycy.

-Ziemia-powiedział z zastanowieniem. Przepełniło go nagłe zainteresowanie, ledwo zauważalne podniecenie i... delikatna iskierka obawy, natomiast kiedy patrzył na rozmówczynię, lekko się ona pogłębiła.

Zasmucila sie.

~Obawiasz sie... Czego? Nie moge cie skrzywdzic.Obawiasz sie.. Twoja aura jest zbyt nikla.. Nie widze dokladnie..

-Nie ciebie. Przyszłości. Jesteś żywym dowodem na prawdziwość Mitu z Ziemi. Radość, a przede wszystkim miłość.
Kto nie ma miłości w sercu, nie zazna wiecznej szczęśliwości. A ja jej nie mam i, co gorsza, wcale jej nie chcę.
Wyzbywa się nienawiści.
Ja ją posiadam i chcę ją mieć.
Dla takich osób przeznaczone jest wieczne potępienie w bólach, mękach, cierpieniu. Nie boję się Boga. Nie boję się piekła. Są mi one obojętne.
Obawa płynie z innego źródła. Teraz mnie nie obchodzi, ale kiedy będę doświadczał tego, jak najbardziej będzie mnie obchodziło.


Odczekala chwile dajac slowom czas na przebrzmienie. Gdy to sie stalo wyciagnela dlon i lekko dotknela policzka Albiorixa.

~To wszystko nie tak. Te slowa... Tak, dawno temu na Ziemi istnial mit, o ktorym mowisz. Stworzono go jednak glownie w celu wyjasnienia naszej obecnosci na tej planecie i zapobiegniecia wojen miedzy nami. Innym powodem byla chec ostrzezenia ich przed wyslannikami Otchlani. Ziemia od zawsze byla bowiem placem bitwy pomiedzy naszymi swiatami i tak jest zapewne do dzis. Otchlan wygrala. Widziales ta planete. Wiesz jak wygladala gdy ostatnio robiono zdjecia. Dokladnie tak samo wyglada Otchlan. Jak jest teraz.. Gdybym mogla powrocic do Edenu chociaz na chwile.. Przejsc przez brame... Lecz nie moge i tak jak wszyscy musze czekac, az tam dotrzemy.

Kiedy dotknęła jego policzka, uśmiechnął się lekko. Odruchowa reakcja, jednakże czuł, że byłoby to miłe, gdyby mógł to poczuć również na płaszczyźnie emocjonalnej.

-Czyli podążamy wprost do Otchłani. Do piekła. Wymowne zobrazowanie-westchnął lekko z delikatnym żartem w glosie.

-Czyli tak bardzo chciałaś, żebym odzyskał to, co ludzkie, bardziej ze względu na pochodzenie niż perspektywę tego, co mogłoby mnie czekać?

Cofnela dlon.

~Nie do Otchlani. Otchlan jest gorsza, znacznie gorsza. Ziemia przypomina ja tylko z zewnatrz i chce wierzyc, ze nie zostala zmieniona bardziej.. Twoj brak uczuc... Nienawisc ktora, jak powiedziales, chcesz zachowac. Wszystko to czyni cie slabszym, bardziej podatnym. Bez silnej aury nie masz tarczy. Bez tarczy... Giniesz.

Zamilkla i przez chwile jakby cos rozwazala.

~Jezeli sadzisz, ze wytrzymasz moge cie tam zabrac. Beda to tylko moje wspomnienia, jednak dadza ci pewien obraz.. Punkt odniesienia.

-To było tylko porównanie, jakie mi się nasunęło, jednakże nigdy nie lubiłem poezji-uśmiechnął się.

-Chętnie zobaczę jak tam jest-stwierdził z powagą.

Nie wiadomo czy usmiech, ktory zajasnial na jej twarzy mial pokrzepic jego czy jej samej dodac sil i odwagi. Usadowila sie wygodniej przyjmujac pozycje zwana kwiatem lotosu. Odczekawszy, az Albiorix rowniez usiadzie wygodnie, powiedziala.

~Musisz oczyscic swoj umysl. Potrzebuje bys udostepnil mi jak najwieksza jego czesc-powiedziała, zaś Profesor wybrał pozycję półlotosu. Ściągnął okulary, po czym zamknął oczy udostępniając Midii niemal cały jego umysł.

Odczekala, az wykona jej polecenie, a gdy tak sie stalo wyciagnela dlonie i polaczyla je z jego wlasnymi. Swiat zawirowal...
Gdy ponownie powrocil do stabilnego stanu, nie byli juz w pokoju medytacyjnym. Unosili sie w powietrzu, a pod ich nogami szalaly plomienie. Strumienie lawy niczym wodospady wplywaly do wnetrza ogromnej szczeliny. Jak okiem siegnac nie bylo widac niczego poza czarnymi skalami, szarymi oparami dymu i ta ognista ciecza.

~Tak na zewnatrz wyglada znaczna czesc tej planety.

Odezwal sie glos tuz przy mezczyznie, a gdy odwrocil spojrzenie od widokow w dole, ujrzal postac kobiety mniej wiecej dwudziestoletniej. Ubrana byla w zwiewna, lekko lsniaca suknie, ktora lagodnie falowala w rytm poruszen pary ogromnych, bialych skrzydel. Usmiechala sie lekko, smutnym usmiechem, ktory poglebial blekit jej oczu. Zdawaly sie widziec, tak jak usta poruszac w rytm jej slow, jednak dzwiek wciaz rozlegal sie jedynie w jego umysle.

~Tak tez, najprawdopodobniej wyglada teraz Ziemia. Moze nie jest do tego stopnia zniszczona i pochlonieta przez zywiol, jednak watpie by swym obrazem znacznie odbiegala od tego tutaj.

Swiat ponownie zawirowal.
Nowy widok nie byl wcale lepszy od poprzedniego. Stali na czarnej skale. Nie bylo tu rzek lawy. Pozostal jednak dym, ktory otulal ich stopy szarym calunem. W szczelinach mozna bylo dostrzec czerwona poswiate dobiegajaca z wnetrza planety.

~Teraz przejdziemy przez brame.

Powiedziala cicho wskazujac cos za plecami mezczyzny. Gdy podazyl za jej dlonia jego oczom ukazala sie brama, lecz nie tylko. Okazalo sie bowiem iz stali na wiodacej do niej drodze po ktorej obu bokach wznosily sie nagrobki. Szare, czarne, zniszczone. Pomiedzy nimi strszyly kikuty drzew, rownie martwych jak wszystko wokolo. Wszedobylski dym snul sie wsrod nich muskajac je lekko, jakby czule. Nie dala mu jednak zbyt duzo czasu by mogl przyjrzec sie temu dokladnie. Chwyciwszy jego dlon pociagnela za soba w kierunku bramy. Jsniala zlota poswiata, ktora mieszala sie z czerwienia buchajaca w glebi tego co skrywala.

~To glowny palac.

Wyjasnila gdy przenikali przez zamkniete wrota. O dziwo, wbrew temu czego mozna sie bylo spodziewac, nie panowal tam gorac, lecz dosc przyjemny chlod. Na dziedzincu, bo to wlasnie znajdowalo sie za brama, staly liczne ogniste posagi przedstawiajace skrzydlate postacie. Byly bardzo podobne do jego towarzyszki...

~To wiezniowie.

Wyjasnila krotko przechodzac pospiesznie obok i nie spogladajac w ich strone. Nagle cisze przeszyl straszliwy krzyk cierpienia. Zaraz za nim rozlegl sie kolejny, a po nim nastepny i nastepny i... Midia puscila dlon towarzysza i w daremnej probie powstrzymania tych dzwiekow zaslonila uszy. Lecz one brzmialy nadal. Nie na zewnatrz lecz w ich glowach. Prosily, blagaly o ratunek. Ostrzegaly. Napelnialy wslasnym bolem i tesknota. Upadla na kolana. Kolejno, jedno po drugim, piora tworzace jej snieznobiale skrzydla, zaczely plonac. Rozpalone do czerwonosci lancuchy wystrzelily z podloza unieruchamiajac jej nogi, oplatajac tulow.

~Wystarczy!

W umysle mezczyzny rozlegl sie jej glos na chwile przekrzykujac pozostale.
Swiat ponownie zawirowal.
Pokoj medytacyjny wygladal dokladnie tak samo, jak w chwili gdy przekroczyl jego prog.

Rozejrzał się po sali medytacyjnej, po czym zamrugał oczami. Wszystko było niewyraźne i rozmazane. Zamrugał jeszcze raz, nieco szybciej, gdy nagle zorientował się, że nie ma na sobie okularów.
Wyciągnął rękę, bardziej na pamięć niż wzrokowo, lecz nie trafił na nie, więc wyciągnął ją dalej...
Nagle grzbietem dłoni trącił coś... Podniósł rękę trochę wyżej, gdzie opuszki palców trafiły na nogę, jak się okazało Midii.
Nagle, druga ręka natrafiła na szkła, które szybko wylądowały na nosie.
Do tej pory widział słabo, ale kiedy tylko spojrzał ku kobiecie, wstrzymał oddech.
Mógłby spróbować wybudzić ją fizycznie, lecz nie chciał, by poniosła tego konsekwencje.
Ocenił szybko to, co działo się z otoczeniem, po czym ściągnął okulary i zamknął oczy.
Miał nadzieję, że uda mu się odtworzyć drogę, którą przebył. Miał nadzieję, że uda mu się trafić we właściwe miejsce, bo jest jej to winien.

Próbował przebrnąć przez rwącą rzekę. Uważnie poszukiwał brodu, lecz nie mógł go znaleźć i nie wiedział czy kiedykolwiek znajdzie go w ten sposób. To było bez sensu. Był zbyt słaby, żeby móc przejść tą drogą.
Otworzył oczy, marszcząc brwi. Spojrzał na rozmazany kształt lewitującej kobiety, po czym ponownie je zamknął.
Próbując jeszcze raz, tym razem postanowił podejść do od innej strony.

Tym razem szczescie dopisalo mu nieco bardziej. Swiat zawirowal jednak miejsce w ktorym sie znalazl nie wygladalo jak to do ktorego zabrala go Midia. Stal na osniezonym szczycie. Przed nim malowala sie potega gor w calej swej krasie. Siegajace chmur szczyty pokrywal lsniacy biela snieg. Powietrze bylo krystalicznie czyste. Cudownie rzezkie. Pobudzajace. Nie byl sam. Tuz obok stala postac jakby utkana z tego sniegu i tych chmur. Postac mezczyzny o lsniacym blekitnych swiatlem sercu.


Nagle znalazł się w jakimś miejscu. Znajdował się na szczycie góry. Widok był naprawdę imponujący, lecz szybko stwierdził, że nie jest sam.

-Kim jesteś i gdzie ja się znalazłem?-spróbował znaleźć punkt odniesienia.

Postac odwrocila sie w jego kierunku. Nie mial twarzy tak jak i nie mial prawdziwego ciala.

~Jestem Traveller. To miejsce nosi nazwe Szczytu Swiata. Nie powinno cie tu byc.

-Masz rację tutaj mnie nie powinno być. Powinienem być w innym miejscu. Czy mógłbyś skierować mnie do Otchłani? Muszę tam dojść-powiedział ze spokojem i powagą, podziwiając otoczenie oraz przyglądając się rozmówcy.

~Otchlan nie jest miejscem dla takich jak ty. Jaki masz cel w tym by sie tam udac?

-Właśnie to jest chyba najodpowiedniejsze miejsce dla mnie-uśmiechnął się lekko, odruchowo.

-Znalazła się tam jedna osoba, której muszę pomóc wrócić. Możesz wierzyć lub nie, ale potrzebuję tej wiedzy-utkwił poważne oczy w beztwarzowej postaci. W jego wnętrzu na, ten widok, nie poruszyło się nic. Martwa pustka.

~Z Otchlani sie nie wraca.

-Nic mnie to nie obchodzi. Nie kocham świata, w którym żyję i nie będę płakał, jeśli się z nim rozstanę. Wiem, że jak tam zamieszkam, zacznie mnie to obchodzić, ale obecnie bardziej interesuje mnie to, czy w tamtym miejscu będę miał moje sprzęty.
Muszę się dostać do Otchłani. Tam jest osoba, która kocha świat bardziej niż ja i ma szansę na przyszłą szczęśliwość.
Nie zmuszam cię, byś szedł ze mną. Poprostu pokaż mi drogę
-nalegał, prezentując idealnie stoicką postawę.

Traveller po raz pierwszy wykazal niewielka doze zainteresowania.

~Kim niby jest ta cudowna istota?

-Sądzę, że musisz ją znać, gdyż jesteśmy, mam nadzieję, w jej wspomnieniach.
To Midia i nie dam jej tam zostać. Już byłem w Otchłani, gdyż zaprowadziła mnie tam. Wiem, że to okropne miejsce, jednakże mnie całkowicie nie obchodzi.
Skieruj mnie do Otchłani
-nalegał dalej, zachowując powagę.

Przez chwile wygladalo jakby istota nie uslyszala jego slow. Nagle zerwal sie porywisty wiatr niosacy ze soba drobne platki sniegu. Obraz zamazywal sie coraz bardziej az znikl zupelnie. Gdy burza ustala byl juz w pokoju medytacyjnym. Midia nadal lewitowala nad podloga i nikogo oprocz nich nie bylo.

Otworzył oczy, zaś zamazany obraz powiedział mu, iż znajduje się w pokoju medytacyjnym. Pokręcił głową z rezygnacją.
Kimkolwiek był Traveller, nie pomógł mu wogóle.
Nie mniej jednak on wcale nie zamierzał ustępować. Musiał dostać się we właściwe miejsce, więc ponownie zamknął oczy.
Powinien wiedzieć jak dostać się przynajmniej na Szczyt Świata.

Nic sie nie dzialo. Nic, do chwili gdy nagle zaczela grac muzyka. Lagodna, cicha, relaksacyjna.

Awaria komputera? Być może. Nowy utwór? Możliwe, lecz była jeszcze jedna możliwość, którą zamierzał sprawdzić.

-Dzień dobry-powiedział, nie otwierając oczu.

-A raczej dobry wieczór-poprawił się.

Odpowiedziala mu cisza. Lecz po chwili...

~Albiorixie?...

Uśmiechnął się lekko, zmieniając pozycję bez otwierania oczu. Już nie siedział. Poprosru się położył, próbując wymacać okulary, ale kiedy mu się to nie udało, podłożył ręce pod głowę.

-Udało ci się-stwierdził pogodnie. Cieszył się. Delikatnie, ale się cieszył, lecz było w tym coś jeszcze. Ciut goryczy.

-Dobrze, że wróciłaś, bo nie było przyjemnie patrzeć na ten widok.

~Pomogles mi. Wezwales Opiekuna. Bez niego.. Bez ciebie.. Dziekuje.

-Nie masz za co dziękować. To była moja osobista porażka, której nie mam zamiaru sobie wybaczyć.
Muszę się nauczyć kontrolować umysł w większym stopniu, bo bez tego, w takich sytuacjach, jestem bezradny. Gdyby nie to, że spotkałem Travellera, całkowicie przypadkiem, nie wiem czy zdołałbym pomóc
-powiedział, zaś szczątki radości zostały brutalnie zmienione, zostawiając samą gorycz, będącą jak kilka liści na wielkim jeziorze spokoju.
Przez chwilę nic nie mówił, po czym ponownie zabrał głos.

-Przepraszam, że bezprawnie wkroczyłem do twojego umysłu. Teraz ty wejdź do mojego. Wszelkie obrazy, jakie napłyną, mogę komentować, jeśli będziesz tego chciała-uśmiechnął się odruchowo.

~To nie bylo bezprawne. Zaprosilam cie. Wyraziles zgode. Reszta .. Reszta byla w calosci moja wina i to ja powinnam cie przepraszac. Okazalam sie za slaba. Za duzo energii stracilam wczesniej by utrzymac wspomnienia w klatce. Nie powinnam podejmowac tego ryzyka. Twoja propozycja. Jestem zaszczycona lecz nie moge. Otworz oczy Albiorixie.

-Możesz. Potraktuj to jako rewanż, na który masz całkowitą zgodę-stwierdził, lecz kiedy usłyszał prośbę, zastanowił się, otwierając oczy.

Stala nad nim. Nie widzial dokladnie. Ledwie zarys sylwetki, rozmyty kolor.

~Zostalo mi jeszcze tyle by...
Przyblizyla sie, uklekla, dotknela jego skroni. Nic sie nie dzialo. Jej skora wciaz byla goraca, jednak nie tak, jak wczesniej. Zabawne... Wrazenie przypominalo kolejna podroz w glab umyslu. Swiat zawirowal, gdy powrocil do normalnego wygladu byl... Wyrazny. Kazdy szczegol, kolor, wzor na scianie....

Czuł jej ciepło na swojej głowie. Nienaturalnie gorące dłonie były chłodniejsze niż poprzednio. Było to całkiem miłe doznanie, którego nie miał od wielu lat, lecz jego chłodny umysł nie poddawał się, analizując jak eksteroreceptory, a precyzując, mechanoreceptory, przekazują odczucie dotyku płytkiego, wprost do mózgu.
Nagle świat zawirował, przez co Albiorix zamrugał oczami, lecz chwilę później znowu znalazł się w pokoju medytacyjnym...
Wstrzymał oddech, nie dowierzając. Wzrok powrócił bez operacji, na którą nigdy by się nie zgodził.
Głośno wypuścił powietrze, po czym roześmiał się. Mechanoreceptory i termoreceptory wciąż wykrywały dłonie Midii na jego skroniach, więc nie podnosił się, uważnie oglądając kobietę przez wyleczone oczy.
Jego drobna radość i zaskoczenie były ledwie delikatnymi falami na powierzchni jeziora, lecz biorąc pod uwagę jego system emocjonalny, było to naprawdę dużo. Pogłębiło to jednak poczucie winy, że nie zdołał jej pomóc, gdy potrzebowała tego.
Czuł się zarówno lepiej jak i gorzej. Chciał jej jakoś odpłacić, lecz nie wiedział jak.
-Jesteś prawdziwym aniołem. Zarówno w sensie dosłownym jak i przenośnym-uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. To już nie był odruch.
Nie wiadomo było jednak czy chodziło mu o jej wygląd czy o charakter.

Rozesmiala sie wesolo. Odjela dlonie od jego skroni po czym wstala. Przez chwile wygladala jakby miala upasc, jednak koncem oncow ustala.

~Powinnam odpoczac. Musze odzyskac sily nim zacznie sie dzien. Dziekuje ci za towarzystwo i troske.

Szybko podniósł się na nogi, zabierając swoje okulary. Należało je poprawić i to szybko. Nie potrzebował ich już, lecz w nich był komputer.
Co prawda większość danych miał w głowie, a było ich sporo, lecz mimo wszystko potrzebował zabezpieczenia.
Schował szkła do kieszeni, po czym podszedł do Midii.

-Nie mam pojęcia do jakiego stopnia mi pomogłaś, ale wiem, że jest to bardzo dużo. Być może właśnie wytrąciłaś broń z ręki wroga, który pozbył się moich poliwęglanowych oczu. Być może właśnie uchroniłaś mnie przed pominięciem ruchu, którego nie powinno się pominąć-wzruszył ramionami, zaś jego odczucia powoli opadały.
Nagle objął dziewczynę, przejmując na siebie część jej ciężaru i wspomóc własną siłą, której nie utracił.

-To przeze mnie jesteś osłabiona, nie pomogłem ci wtedy, kiedy tego potrzebowałaś i przywróciłaś mi wzrok, więc nie odmawiaj mi możliwości pomocy, chociażby w zaprowadzeniu cię pod twój pokój-stwierdził całkowicie już spokojnie.

Szli w milczeniu, zaś Profesor odtwarzał w pamięci potrzebne fragmenty statku, by wybrać najkrótszą drogę, dzięki której szybko doszli do pokoju wspólnego. Tam właśnie doprowadził Midię, zostawiając ją.

~Dziękuję-powiedziała, po czum weszła do środka.

Było już późno, więc postanowił w końcu wejść do swojego pokoju. Stanął przed panelem, gdzie wpisał trzydziestocyfrowy kod, zaś drzwi otworzyły się i zamknęły za nim.

Swoje kroki skierował bezpośrednio do komputera, uprzednio wysuwając fotel. Włączył szybko projektor, zaczynając wydawać polecenia, które otworzyły funkcję rysowania.
Pospiesznie, choć dokładnie, naszkicował swoje okulary, zachowując odpowiednie wymiary, które zapamiętał.

Ustawił okulary, przyglądając się im uważnie. Należało stworzyć nakładki neutralizujące działanie optyczne, by zaczęło służyć jedynie za zwykłe okulary, w tym przeciwsłoneczne.

W tym calu od razu zaczął wyliczenia, czując się jak w domu...

Ranek

Rano miał już projekt, z którym skierował się się do pracowni. Wiedział gdzie ona jest dzięki planowi, więc dotarł do niej stosunkowo szybko.

Było to duże pomieszczenie z centralnie umieszczonym, metalowym stołem, na którym stały rozmaite przyrządy, również optyczne.
On jednak widział tylko to, co mogło mu się przydać. Szlifierka, mikroskop, lupa, obcęgi, śrubokręt, miernik laserowy, elektroniczne ramiona, imadło, piła, polerka.

Usiadł przy stole, wyciągając plany, które przygniótł wiertarką, wkrętarką oraz dwoma kluczami.
Wyciągnął również okulary, którym przyjrzał się krytycznie. Wystarczyły drobne nakładki o grubości dwóch folii spożywczych. Problem polegał na tym, że musiał je stworzyć z poliwęglanu.

***

Nareszcie skończył. Spojrzał na zegar. Dochodziło południe, zaś jemu zostało już tylko wypróbowanie nakładek. Gdyby pomylił się o dziesiątą część stopnia, obraz byłby nieostry, zamazany. Nie potrzebował już efektu zbliżania bądź oddalania.
Zdejmowanie nakładek, w razie potrzeby, również było proste, jednakże gdyby nie udało mu się ich dopasować, musiałby zaczynać jeszcze raz.

Założył szybko szkła i... stwierdził, że jest dobrze. Elektroniczne ramiona bardzo mu pomogły, więc mógł teraz nosić okulary, tak jak się do tego przyzwyczaił.
Pospiesznie sprawdził jeszcze czy komputer działa, a kiedy stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku, uśmiechnął się do siebie, zabierając plany, które umieścił w okularach. Papierowe spalił, wychodząc.

Ranek/Południe

Stał przed wejściem do symulatora, zastanawiając się. Właściwie to nie wiedział co on miałby tam robić.
Odpowiedź była prosta. Miał walczyć, choć nie lubił tego. Nie mniej jednak samą siłą umysłu nie dało się przeżyć.

Pokręcił głową, przestępując próg.

Zalazł się w obszernym, pustym pomieszczeniu, w którym działały jedynie komendy głosowe, co stwierdził po braku klawiatury.
Zignorował również identyfikację, jaką uraczył go komputer.

-Pokaż mi dostępne symulacje wulkanicznych planet-powiedział, za przed nim pojawił się hologram planety gęsto pokrytej kraterami.

-Kraster, symulacja 453. Wybierz stworzenia-powiedział komputer, wyświetlając listę dostępnych stworzeń...

Południe

Po symulacji postanowił pójść na basen. Dobrze by mu to zrobiło, więc wszedł do środka, gdzie zdjął ubranie, gdy nagle dostrzegł Midię, unoszącą się na powierzchni, dzięki powolnym ruchom rąk.
Patrząc na nią, stwierdził, że ponownie stała się tak młoda jak podczas spotkania w bibliotece.

-Z tego co widzę, odzyskałaś siły-stwierdził, wchodząc do pomieszczenia z basenem.

Gdyby mogla zapewne w tej wlasnie chwili wydalaby z siebie okrzyk zaskoczenia. Tracac rownowage zanurkowala pod wode by po chwili wyplynac prychajac, kaszlac i probujac zlapac oddech.

Kiedy kobieta zanurzyła się pod wodę, by po chwili wynurzyć się, Profesor westchnął. Znowu przez niego coś się stało. Poraz kolejny nieprzyjemności.

-Znowu przeze mnie. Przepraszam, nie chciałem cię zaskoczyć. Ciągle zapominam, że jestem dla ciebie niemalże niewidoczny. Jak widać, ma to swoje wady.

~Nie.. To ja, zamyslilam sie i nie uwazalam.. Przepraszam.

Usmiechnela sie pogodnie.

~Masz ochote poplywac?

Zapytala nieco figlarnie po czym juz w pelni kontrolujac ruchy swojego ciala, zanurzyla sie pod wode by po chwili wynurzyc sie blizej niespodziewanego towarzysza.

Obdarzył ją wyjątkowym uśmiechem, który odmładzał twarz druwiecznego Artemidianina, choć i tak nie wyglądał staro. Nawet przybielane włosy nad uszami, dochodzące do skroni, nie postarzały go na więcej niż niewiele ponad trzydzieści lat.

-Zasadniczo to chętnie-odparł, po czym wskoczył do wody, zanurzając się.
Przez chwilę nie wypływał, a następnie nagle wystawił głowę nad powierzchnię, usuwając włosy do tyłu jednym ruchem ręki.

Rozesmiala sie. Jej wesolosc wypelnila caly jego umysl.

~Wiec.. ?

Zapytala po chwili leniwego plywania.

~Co sadzisz o naszej wyprawie?

-Według mnie będzie ona bardzo trudna-położył się na wodzie.

-Właśnie odbyłem symulację w środowisku, do pewnego stopnia, przypominającym ziemskie. Jedna osoba nie ma szans przetrwać do powrotu statku, a jeśli przeżyje, będzie to cud.

-Ponadto uważam, że znalazłem sie w niewłaściwym miejscu. Nie popieram badań nad podróżami czasowymi-powiedział zdecydowanie, przepływając koło Midii.

~Dlaczego? Tyle dobrego mozna dzieki nim zrobic. Ocalic tyle informacji o innych swiatach, ich kulturze, zyciu codziennym. Jako anukowiec powinienes sie cieszyc ta nowa forma zdobywania wiedzy.

Mowila entuzjastycznie, lecz jej twarz przeczyla glosowi.

-Być może-powiedział.

-W każdym razie ja obawiam się, że to jest bardzo poważny krok w kierunku zmian przeprowadzonych w przeszłości, natomiast żadna z ras czy nawet Konsorcjum nie jest w stanie przewidzieć skutków tychże zmian. Po powrocie świat może wyglądać inaczej, zaś osoby przebywające w tym świecie... Na nich również się to odbije-westchnął lekko.

~Moze nie bedzie tak zle.. Chociaz..

Woda wokol niej zafalowala gdy zmienial pozycje i podplynela do drabinki.

~Przyszlosc... Ta misja... Wiem.. Czuje, ze stanie sie cos zlego tylko nie jestem pewna czy dotyczy to konkretnie naszej misji czy czasow po niej. Wiem jednak, ze nie bedzie to moja jedyna wyprawa zwiazana z lustrem.

Wyszla z basenu i skierowala sie w strone rzuconej niedbale tuniki. Tym razem jej kolor charmonizowal z kolorem wlosow elfki.

~Dziwne, ale nie czuje niepokoju ani strachu. Gdy mysle o przyszlosci jestem dziwnie spokojna. Kto wie, moze wkrotce wroce..

Dziwne ale mialo sie wrazenie, ze nie mowi o powrocie do Konsorcjum.

Zrozumiał ją. Mówiła o powrocie do jej domu, a to oznaczało jej śmierć.

-Wolałabyś wrócić czy zostać?-zapytał, zatrzymując się.

~Nie wiem... Chyba wrocic. Tak...

Jej mina wspolgrala z watpliwoscia w glosie.

~Bede tesknic, ale tam jest moj dom. Mozliwe.. Mozliwe, ze nadal bede mogla podrozowac. Zreszta.. Czy to wazne.

Wzruszyla ramionami.

~Najwazniejsza jest szansa jaka ta podroz daje Ziemi. Tylko to powinno sie liczyc.

Nagle on również spochmurniał. Przypomniała mu się Artemida i monotonne życie na niej. Monotonne, lecz miał to, co chciał. Uczelnia gwarantowała mu tyle nowych technologii, na ile mogła sobie pozwolić. Miał również dostęp do nowin naukowych, wśród których przodowała.
On również pragnął wrócić do domu. Od chwili rozpoczęcia wyprawy, coraz bardziej uświadamiał sobie, jakim to on jest zgrzybiałym mentalnie staruchem, którym był od dawna.
Najchętniej nie wychodziłby ze swojego gabinetu, a teraz musiał latać, wykonując misje dla zakłamanej korporacji.

-Też chciałbym wrócić do domu, ale ja nie mam szans, by trafić tam po śmierci-podciągnął się przy boku basenu, wychodząc, po czym podszedł do Midii.

-Chyba nasze spotkania mają na ciebie niekorzystny wpływ-zażartował.

-Zawsze jesteś po nich smutna lub wpadasz w jakieś kłopoty, przeze mnie. Chyba jestem dla ciebie pechowy-uśmiechnął się.

Rozesmiala sie wesolo.

~Nie. Nie wierze w pech czy szczescie. Poprostu.. Probuje przy tobie przekraczac granice, ktorych nie powinnam. Slymulujesz mnie rowniez do myslenia o rzeczach, ktore zazwyczaj pozostawiam sobie do przemyslen na osobnosci.

Nagle wyciagnela dlon probujac dotknac czegos co znajdowalo sie pomiedzy nia a Albiorixem.

~Twoja aura.. Zmienila sie.. Nabrala sily. To wciaz niewiele, jednak...

Usmiechnela sie radosnie..

-Najwyraźniej masz dobry wpływ na mnie-uśmiechnął się lekko.

-Będziesz mnie lepiej widziała-stwierdził, przyglądając wnętrzu dłoni Midii, wyciągniętemu w jego stronę.

~Ty zas bedziesz mial lepsza ochroche.

Odpowiedziala powazniejac po czym nagle sie rozesmiala cofajac niechetnie dlon.

~Chcialabym cie zobaczyc..

-Ale przecież...-ugryzł się w język, po czym uśmiechnął się.

-Rozumiem-przysunął się bliżej, by nie musiała wyciągać ręki.

Wyciagnela ponownie dlon tym razem dotykajac nie tylko aure ale i skore mezczyzny. Opuszkami palcow delikatnie wodzila po twarzy. Poznawala.

~Nie jestes... stary.

Powiedziala nagle, nieco zdumiona.

-Jestem, ale nie wyglądem-uśmiechnął się, czując na twarzy palce Midii.

-Mój wiek jest całkiem pokaźny, ale nie zmieniłem się prawie wogóle. No, może nie jestem już tak chudy jak przed przybyciem do Konsorcjum-wzruszył ramionami.

~Rozmumiem.

Wycofala dlon.

~Nie darzysz Konsorcjum szczegolnymi wzgledami, prawda?

-Nie da się ukryć. Przekupiło mnie nowymi możliwościami, wyprowadzając z domu, a teraz bawi się jak marionetkami, które nie mogą odejść.
Kolekcjonują najlepszych. Wiem, zabrzmiało to nieskromnie, ale na Artemidzie byłem jednym z najlepszych w swoim fachu.
Teraz kontrolują moje życie i nakazują iść na wyprawę, z której zapewne nie wrócę, a wszystko po to, by mieć możliwość podróży w czasie.
Nie, nie mam o Konsorcjum dobrego zdania, jednajże nie wszystko było złe.
Otrzymałem nowe możliwości, nowe spojrzenie na świat, poznałem nowych ludzi. Nie wszystko jest złe.


~Nie wszystko...

Powtorzyla nieco nieobecnie po czym z usmiechem na ustach ruszyla w strone sali cwiczebnej.

~Chodz..-powiedziała, zaś Profesor podążył za nią.

~Od czego zaczniemy? Wybierz..

Rzucila podchodzac do stojakow.

-A co proponujesz-zapytał.

~Mozemy zaczac od sztyletow.

Wyciagnela jeden z wiszacych na scienie, wygladajacy na idealnie naostrzony.

-Dobrze-zgodził się, chwytając za drugi sztylet. Nagle zorientował się, że jego twór już działa. Adrenalina krążyła we krwi, zaś umysł rozpoczął działanie.
Podrzucił sztylet na próbę, błyskawicznie łapiąc go, co było objawem działania stymulowanego umysłu.

-Jak dla mnie możemy zaczynać.

Zaczęli. Ostrza sztyletów spotkały się bardzo szybko, zbijając ostrza przeciwników, zaś salę wypełnił dźwięk zderzających się metali.

Szybkie pchnięcie spotkało się z niespodziewaną zastawą i błyskawicznym kontratakiem, przed którym ledwo udało mu się umknąć, lecz on nie zatrzymywał się.
Wykorzystał siłę rozpędu, przekształcając ją w obrót z szerokim rozmachem, lecz ponownie w miejscu, gdzie ostrze powinno zderzyć się ze skórą, napotkał twardy blok, na którym zatrzymał się.

Wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewał. Gwałtowny wypad na przód od góry w dół. Tego już nie udało się uniknąć pomimo najszczerszych chęci.
Mimo wszystko udało mu się zminimalizować rozmiar rany.

Odskoczył szybko, lecz tym razem ona zaatakowała, przez co złączyli się w kolejnej wymianie ciosów, by po pewnym czasie rozłączyć się. Przerwali.

~Twoje szanse na przezycie sa wieksze niz myslisz.

Powiedziala odkladajac sztylet i podchodzac do swojego przeciwnika. Nie liczac lekko przyspieszonego oddechu i kilku ran, nie widac bylo po niej sladow walki.

~Daj, zajme sie ranami.

-A nie zużyje to zbyt wielu twoich sił?-zapytał.

-To się zagoi samo, a niedaleko są medykamenty. Jako lekarz medycyny mogę sobie pomóc, choć z pewnością nie aż tak szybko.

-Nie musisz zużywać na mnie swoich sił. Już w nocy wykorzystałaś ich wiele-uśmiechnął się.

~Te sily juz powrocily. Leczenie zas.. To jedynie lekkie..

Mowiac przykladala dlonie do ran, ktore cofaly sie i zasklepialy jakby sztylet, ktory je robil biegl po skorze w odwrotnym kierunku.

~Cofniecie w czasie.

Czuł jak palce Midii wodzą po jego ciele, dotykając ran, które cofają się, a kiedy stwierdziła, że to lekkie cofnięcie czasu, spojrzał na nią ze zdziwieniem.

-Potrafisz cofnąć czas?-zapytał, zdając sobie sprawę z opinii jakie wygłosił o czasie. To nie było to samo, jednakże nie chciał się tłumaczyć.

~To jedna z podstawowych umiejetnosci mojej klasy. Uczylam sie tego odkad tylko podarowano mi trzecia pare skrzydel.. To bylo dawno temu..

-Jesteś prawdziwie niezwykła-stwierdził, przyglądając się jej uważnie.
Podsumował w myślach całą istotę Midii, jaką zdołał poznać. Była piękna, zarówno pod postacią Edenki jak i tą, w której występuje obecnie. Ważniejsze było jednak to, iż to bardzo dobra osoba, a także jej niezwykłe umiejętności.

-Potrafisz manipulować czasem? Masz wielką moc.

~Nie. Manipulowanie czasem o jakim zapewne myslisz wymaga mocy, ktorej nie posiadam i zapewne nigdy posiadac nie bede. Moje mozliwosci sa niewielkie. Nie potrafie wskrzesic zycia. Nie moge wskrzesic planety. Moge jedynie zatrzymac pewne procesy, cofnac je lub przyspieszyc. Nie moge tez przeniesc sie w przeszlosc czy przyszlosc.

~Tej mocy uzywam zazwyczaj jedynie w walce lub do leczenia ran czy ..

Usmiechnela sie.

~Powstrzymania procesu starzenia..

-Trzeba przyznać, że świetnie ci to wychodzi-również się uśmiechnął.

-A jak ją wykorzystujesz w walce? Przychodzi mi do głowy jedynie zatrzymanie lub spowolnienie czasu.

Rozesmiala sie.

~Dokladnie tak.

-To i tak bardzo duża siła. Jesteś unikatową osobą, chociażby pod względem mocy. Nikt nie potrafi tego dokonać. Co prawda umysły dysponują własnym "spowolnieniem czasu", jednakże jest to jedynie zwiększenie wydajności i prędkości w odbieraniu i wysyłaniu informacji.

~W twoim wypadku wychodzi to mniej wiecej na to samo, co moje zwolnienie i przyspieszenie czasu.

Odpowiedziala ze smiechem.

~Kolejna bron?

-Jestem za. Co myślisz o nieco dłuższych ostrzach?-zapytał, patrząc na ścianę z bronią.

Wzrok Profesora padł na miecz jednoręczny. Długi, nadający się do zadawania cięć oraz pchnięć. Szerokość jego klingi wynosiła około półtora cala. Chwycił dwa miecze za rękojeści, z czego jeden z nich obrócił tak, by trzymać za płaz klingi.

-Może być?-zapytał, podając broń, rękojeścią w stronę Midii.

~Sprobujmy.

Zgodzila sie chwytajac klinge, lekko jakby nic nie wazyla.

***

Podszedł do ściany, gdzie zawiesił miecz na swoim miejscu.

-Kończymy?

Skinela glowa.

~Dobrze. Wlasciwie mialam wstapic na chwile do czytelni gdy skoncze na basenie. Masz ochote mi potowarzyszyc?

-Chętnie. W sumie czytelnia i biblioteka to pomieszczenia, w których się najlepiej czuję-uśmiechnął się lekko, idąc wraz z kobietą.

Kiedy byli na miejscu, Midia ruszyła wprost do jednego regalu i wyciagnęła jedna, konkretna ksiazke jakby szla do niej po sznurku. Nastepnie usmiechnęła sie troche niepewnie po czym ruszyła w strone fotela, ale... zaczepiła udem o kant jednego z luzno stojacych jakby go nie zauwazyla.

-O czym jest ta księga?-zapytał z zainteresowaniem, bynajmniej nie udawanym, podchodząc do Midii, którą objął lekko, prowadząc do fotela.

~Dziękuję-powiedziała lekko zmieszana.

~To ksiega o Edenie.. Przynajmniej takim jakim widzieli go ludzie zamieszkujacy Ziemie.

Kiedy doprowadził dziewczynę, sam usiadł obok niej, opierając się wygodnie o fotel zwrócony lekko w kierunku siedzenia Midii.

-Ludzie inaczej wyobrażali sobie Otchłań. Nawet znali ją pod inną nazwą.
A jak jest naprawdę w miejscu, z którego się wywodzisz?


~W Edenie.. Jest pieknie, spokojnie. To planeta jak kazda inna z tym ze.. Moze nieco skryta i niedostepna dla innych. Mamy swoje wojny i swoje sojusze. Zyjemy, umieramy, rodzimy sie na nowo. Cenimy sztuke, wiedze.. Jednak potrafimy tez walczyc. Nic niezwyklego poza tym ze.. To dom.

-Czy mają tam wstęp jedynie Edeńczycy i osoby, które tam mieszkały lub urodziły się?

~Nie, nie tylko. Czasami dopuszczamy innych, jednak.. Nie zdarza sie to czesto.

~Mozliwe ze wlasnie z tego powodu powstaja mity jak ten..

Wskazala na ksiege.

-Traveller też stamtąd pochodzi?

~Nie. On... Traveller pochodzi z Otchlani.

Zmarszczył brwi.

-Z Otchłani? To raczej niezwykłe-zamilkł na chwilę.

-Możesz mi opowiedzieć o sobie?

Usadowila sie nieco wygodniej odkladajac jednoczesnie kesiege na stolik.

~Twoj glod wiedzy.. O czym ci opowiedziec? Moja historia nie jest zbyt ciekawa...

Uśmiechnął się lekko.

-Sądzę, że dużo ciekawsza niż moja-stwierdził, zmieniając pozycją na taką, by siedzieć dokładnie naprzeciw rozmówczyni.

~Zatem...

Zamyslila sie.

~Urodzilam sie.. To bylo dawno temu, nie wiem jak to przeliczyc biorac pod uwage rozne mierniki czasu na planetach, ktore odwiedzilam. Odkad pamietam uczono mnie i przygotowywano w kazdy z przyjetych sposobow, do roli, ktora mialam wyznaczona. Gdy.. Gdy wkroczylam do Otchlani.. To bylo krotko po mianowaniu. Nie bylam przygotowana na to co moglo i co mnie tam spotkalo. Na to co nastapilo po ucieczce i powrocie do Edenu, rowniez...

-Do czego zostałaś wyznaczona?

~Do roli Serafina. Mialam byc jedna z tych, ktore stoja przy tronie naszego wladcy w trakcie audiencji. Jedna z moich powinnosci mial byc spiew... Moj glos... Sala tronowa zostala wybodowana tak by dzwiek rochodzil sie po kazdym jej zakamarku. To bylo cudowane uczucie..

-I krótko po tym zeszłaś do Otchłani. Czy spotkało cię to, co mi pokazałaś?

Zawachala sie.

~To byla tylko czesc.. Chwila.. Zdazylam cie wypchnac zanim..

Umilkla, a na jej twarzy pojawil sie cien bolu.

Nagle wstał i usiadł na oparciu dla rąk, by móc przytulić kobietę. Jemu nic to nie szkodziło, ale jej mogło pomóc.

Ulozyla glowe na jego ramieniu. Trwala tak przez chwile w calkowitej ciszy. Gdy przemowila jej glos brzmial dziwnie pusto.

~Nie wyobrazasz sobie na ile sposobow mozna zadac bol. Nie mowie tylko o bolu cielesnym. Umysl... To takie kruche dzielo. Wrazliwe.. Mysli, uczucia, wspomnienia. Wszystko to moze sprawiac bol. Moze.. Niszczyc. Odebranie glosu boli fizycznie, lecz bol psychiczny... Odebranie wzroku.. Swiadomosc niemozliwosci zobaczenia wschodu slonca.. Kwiatu... Boli bardziej niz bol ciala. Gdy doda sie do tego ciagly przymus by byc czujnym, by byc gotowym odeprzec kolejny atak, by trwac...

Nagle podniosla glowe spogladajac wprost w oczy mezczyzny.

~Dokladnie to czeka nas na Ziemi. Nie tak moce, jednak.. Wlasnie to.

Przez chwilę trwał w zamyśleniu, dziwiąc się lekko reakcji Midii.
Nigdy nie był w takiej sytuacji, więc czuł się nieco dziwnie, ale jednocześnie nie było to nieprzyjemne.
Jak wielu rzeczy nie potrafił.
Ciągła styczność z chłodnym, twardym metalem, a nie miękkim, ciepłym ciałem, wywarły duży wpływ na umysł Profesora.
Chwilę później jego myśli przeskoczyły na inny tor. Midia nie widziała, a on nie potrafił jej przywrócić wzroku przy całej wiedzy medycznej jaką posiadał. Nie wiedział ja mógłby pomóc...

-A jakbyś spojrzała na świat moimi oczami?-zapytał, patrząc wprost na dziewczynę.

Pokrecila przeczaco glowa.

~Nie moge. Nie posiadam takiej umiejetnosci ani mocy do tego potrzebnej.

-A gdybyś weszła do mojego umysłu, który, ja, całkowicie bym oddał do twojej dyspozycji? Chociaż na chwilę.

-Pomógłbym ci własnymi siłami-dodał po chwili.

~Nie. Nigdy bym sie na cos takiego nie zgodzila. Wejsc do umyslu by pomoc, tak. Lecz by zadoscuczynic wlasnym pragnieniom.. Nie. Zreszta.. I tak nie moglabym spojrzec twoimi oczami. Co najwyzej zerknac na twoje wspomnienia.

Dla podkreslenia swych slow ponownie pokrecila glowa w ramach protestu.

-W takim razie nalegam, byś spojrzała w moje wspomnienia. Możesz przyjąć, że bardzo pragnę ci je pokazać-uśmiechnął się lekko.

-Chyba nie odmówisz potrzebie serca-uśmiech poszerzył się delikatnie.

Coś w tym było, gdyż naprawdę chciał, żeby coś zobaczyła.

~Nie rozumiesz? Nie chce.. Po co? Przeciez.. To bedzie tylko na chwile, a da mi nadzieje na wiecej. Nie chce tego bolu. Nie chce nadzieii. Dosc czasu spedzilam na ukrywaniu jej w zakamarkach.

Wstala i chwyciwszy ksiege odsunela sie od niego.

~Lepiej juz pojde...

Po czym ruszyla w strone drzwi.

Był zły. Zły na siebie. Poraz kolejny wpędził ją w stan przygnębienia, tylko teraz było gorzej. Dużo gorzej.
Brak doświadczeń z kobietami oraz długotrwałe zamknięcie w swoim świecie przyniosło skutek. Negatywny, w tym wypadku.
Czuł się bardzo źle. Nie chciał, a mimo wszystko tak wychodziło. Wpędził ją do Otchłani. Doprowadził do łez, sprawiał przykrość, sprawił, że na basenie zachłysnęła się wodą.
Nagle zatęsknił do domu, do miejsca, które znał i, w którym czuł się pewnie.
Chciał wrócić do uczniów, by ponownie stać się belfrem, wystawiającym punktację za wszystko.

-Przepraszam. Nie chciałem... Znowu to samo-westchnął, nie wiedząc co powiedzieć i jak zareagować, za co niemal się znienawidził.
Musiał być bardzo paskudny, nieświadomie, ale jednak, skoro anioła potrafił doprowadzić do czegoś takiego.
Opadł bezradnie na fotel, czując się jak dziecko w obluczu kopnięcia przez wielkiego dorosłego.

Niespodziewanie poczul jak cos go oplata. Cos cieplego, miekkiego, przyjemnego. Nagle.. Poczul.. Drgnienie. Jego emocje, uczucia. Wszystkie ozyly w jednej chwili zalewajac umysl, przesylajac wrazenia, pragnienia by byc wysluchanymi...

Nie spodziewał się tego. Nastąpiło gwałtowne uderzenie, od którego zwinął się na fotelu. Jego umysł wrzeszczał o powrocie na Artemidę, zaś jegomogarnęło potężne zdezorientowanie.
Racjonalny umysł odszedł w kąt, planując powrót do niepodległości w ciele, jednocześnie zostawiając Profesora samego.
Nagle włączył się instynkt, dzięki któremu znalazł pozycję, w której opanowanie się przychodziło mu łatwiej.
Nie wiedział czy Midia już wyszła. Jedna część chciała, by jej tu nie było. Nie chciał, że by patrzyła na niego w takim stanie, natomiast druga część bardzo pragnęła, by ktoś był tutaj.
Postanowił sobie wyłączyć się, kiedy tylko się uspokoi.

Rownie nagle jak sie zaczelo.. Ustalo.

~Czy teraz rozumiesz?

Zapytal cichy, smutny glos w jego glowie.

Skinął głową, nagle czując się bardzo głupio z różnych powodów, między innymi z tego, w jakiej pozycji się zastał.
Podniósł się, analizując uważnie reakcję własnego umysłu, po czym stwierdził, że zachował się on bardzo racjonalnie. Wpuścił zadziwiająco silne i niespodziewane uderzenie, by atakować później.
Nie mniej jednak i tak czuł się źle. Nawet jeszcze gorzej niż poprzednio.

-Przepraszam-powiedział z westchnięciem, po czym podniósł się tak, jakby chciał podejść i pocieszyć ją, ale nagle opadł, jakby ktoś wypompował z niego wszystkie siły.

Nagle Midia wyszła, przez po poczuł się jeszcze bardziej podle. Bardzo długo siedział sam w bibliotece, nie myśląc o niczym, a kiedy poczuł się na tyle dobrze wy móc wyjść, zrobił to.

Wieczór

Wszedł na salę treningową, gdzie, poraz pierwszy od wejścia na statek, zobaczył Roela.

-Przygotowanie do treningu?-zapytał spokojnie.

-Tak, dawno nie ćwiczyłem i przyda mi się trochę ruchu.

-Co myślisz o wspólnej zabawie?-zapytał, przy czym ostatnie słowo było nieco ironiczne.

-Czemu nie?-wzruszył ramionami.

-To ciekawsze niż praca w pojedynkę-dodał Roel.

-W takim razie jaką broń proponujesz? Dla mnie każda może być. Tak samo je lubię, bądź nie lubię-stwierdził, przypatrując się ścianie z zabawkami.

-Hmm po co broń może wręcz?- lekko sie uśmiechnął.

-Dobrze, nie mam nic przeciwko-powiedział, czując jak ręka zaczyna ślizgać się w powietrzu. Umysł zaczął działać.

Roel stanął naprzeciwko przyjmując pozycję obronną.

-Techniki jedynie ręczne czy również nożne?-zapytał, stając w pozycji.

-Te i te, w terenie i tak walczy się bez zasad.

Skinął krótko głową. Nagle zrobił wypad do przodu, markując kopnięcie w pierś, lecz tak naprawdę miał to być jedynie doskok, by móc zadać cios pięścią.

***

-No to chyba mamy remis-powiedział czując ból w ręce, na którą założoną miał dźwignię, jednakże on ze swojej również nie miał zamiaru rezygnować.
Nagle odpuścił, rozplatając nogi.

-Taak-Roel zaczął masować obolałe miejsce.
-Jak na swój wiek dobrze walczysz.

-Dziękuję-uśmiechnął się, zaczynając obracać ręką, by ziększyć dopływ krwi.
-Dobrze było zmierzyć się z kimś, kto wie o walce więcej niż ja-uśmiechnął się lekko.

-Jakbym wiedział aż tyle to nie byłoby remisu.

-Kilka razy miałem szczęście-powiedział.

-W każdym razie dobrze, że wspólnie wyruszamy na tą misję, bo może być bardzo ciężko.

-Zwłaszcza mając takich współtowrzyszy jak Yachi. Z nią mogą być problemy i to spore.

-Mogą. Sprawia wrażenie porywczej i upartej nawet wtedy, gdy nie ma racji. Jednakże większość drużyny chyba jest spokojna, nie sądzisz?

-Ergo chociaż trochę dziwny wydaje się opanowany, o reszcie nie mam zdania. Przynajmniej na razie. Zresztą bardziej niż oni martwi mnie miejsce naszej podróży.

-Masz rację. Odbyłem symulację w zbliżonych warunkach do ziemskich. W miarę podobną.
W pojedynkę na dłuższą metę nie ma szans.


-A kiedyś to była ponoc piękna planeta. Cholera jak można tak bardzo zniszczyć miejsce, gdzie się żyje?-powiedział Roel.

-W bibliotece mają całkiem ładne hologramy tego miejsca. Pełno błękitu, nie co mniej zieleni, jednakże zapełniała lądy. Tam musiało być naprawdę ładnie.
Problem w tym, że ludzie nie potrafili uszanować tego miejsca.


-Zasadniczo ludziej dalej tego nie potrafią. Choćby patrząc na Konsorcju, które robi co chce.

-Robi co chce i gromadzi osoby specjalnie uzdolnione w jakiejś dziedzinie. Jesteśmy jak figurki, którymi w ostateczności rozgrywa się partię.

-Dokładnie, pytanie tylko co można z tym zrobic? Bo w mojej opinii na razie nic.

-Nie wolno dopuścić, by Konsorcjum posiadło możliwość podróży w czasie.

Roel spojrzał na niego zdziwiony.
-Czyli zamierzasz utrudnić zdobycie lustra?

-Nie, bo to oznaczałoby dłuższy pobyt na planecie, którą szyko trzeba opuścić. Trzeba je poprostu zniszczyć lub opmóc w tym jakiemuś stworzeniu-powiedział.

-Jeśli znisczysz je własnoręcznie to nie licz, że dozyjesz kolejnego roku. Konsorcjum jakie by nie było zemści się za to.

-Zakładając, że będzie o tym wiedziało. Nie mniej jednak, ile będę żył, nie obchodzi mnie to-wzruszył ramionami.

-No cóż ja aż tak beztrosko nie odnosze się do swojego życia.-przeciągnął się z westchnieniem, po czym spojrzał poważnie na mężczyznę.

-Nie powiem nikomu o tym co mi tu powiedziałeś, ale nie mogę cię teraz poprzeć... możliwe, że to zmieni się w czasie podróży, ale na razie... Na razie pozostaję na wikcie konsorcjum, nawet jeśli nie lubię ich metod.

-Nie wymagam od ciebie tego. Poza tym, nie ma w tym niczego z beztroski-pokręcił głową.

Roel uśmiechnął się lekko.

-Więc pozostaje nam czekac na rozwój sprawy. A teraz wybacz, ale chyba pójdę coś przegryźć. Zgłodniałem po tym wszystkim.

-Dobrze. Dziękuję za wspólny trening-odezwał się, z lekkim uśmiechem.

Trening z Roelem skończył sie już jakiś czas wcześniej, jednakże on został dłużej i, oparty o ścianę, wpatrywał się w lustro wody basenu.
Nagle pokręcił głową. Nie było sensu stać tak w jednym miejscu. Oderwał się od ściany i, zakładając okulary, wyszedł.
Miał zamiar odejść, jednakże zobaczył towarzysza przyszłej podróży w pełnym opancerzeniu, więc zaczekał na niego.

Ergo kiwnął tylko lekko głową i chciał go wyminąć. Najwyraźniej traktował go lekceważąco.

-Czy tak wyobrażasz sobie kooperację na planecie, gdzie nie ma miejsca na indywidualności?-odezwał się ze spokojem w głosie.

Ergo zatrzymał się stojąc tyłem do niego, jakby zawahał się rozważając jego słowa.

-Wybacz mi proszę. To nic osobistego, po prostu jesteś naukowcem a ja nie ufam nauce, uważam ją za zbyt niebezpieczną i zbyt szkodliwą dla społeczeństwa-powiedział obojętnym tonem, mającym charakter wyjaśnienia z uprzejmości.

-W takim razie możesz mnie zacząć traktować jak wojownika-uśmiechnął się lekko, ściągając okulary, które schował do kieszeni.

-Wojownik i naukowiec? Może jeszcze kaznodzieja?-powiedział z pogardą.

-Uważasz, że nie można być jednym i drugim? Nawet wtedy, kiedy ma się stulecia na opanowanie jednego, zaś dziesięciolecia na opanowanie drugiego?

-Uważam, że wojownik walczy dla ludzi, ma jasno sprecyzowany cel. Naukowcy myślą o ludziach jakby nie byli nic warci, myślą o nich jak o szczurach laborytoryjnych. Jak o cyfrach w kolejnym równananiu, tylko kolejna statystyka na ekranie monitora.

-Byłeś kiedyś naukowcem, że wiesz tyle? Moim zdaniem to jedynie uprzedzenie.
Inna sprawa to taka, że mierzysz każdą osobę z danej profesji tą samą miarą, zawyżoną lub zaniżoną, ale czemu nie zwracasz uwagi na osobę, która kryje się za profesją?


Pokazuje korytarz, który się przed nimi znajduje dając znać że możesz mu towarzyszyć w powrocie do kajuty.

Uśmiechnął się lekko, po czym skinął głową, ruszając razem z towarzyszem wyprawy.

-Widziałem ludzi tworzących bomby, które spadały na kolejne światy. Widziałem znacznie więcej.. Uprzedzenia? Może je mam, ale nie są bezpodstawne, gdybyście spędzili więcej czasu na skupieniu się na potrzebach zwykłych ludzi niż tworzeniu kolejnej broni zagłady... To może.. To może spojrzałbym na was inaczej.

-Patrzysz na ludzi, którzy tworzą bomby. Nie patrzysz jednak na tych, którzy bronią przed nimi. Ci, którzy konstruują siły, które przeciwdziałają bombom, również są naukowcami, zaś ci którzy je wykorzystują są swego rodzaju wojownikami.

-Zrzucajacych bomby na niewinne istoty niegododzi się nazywać wojownikami. Wojownik boni, walczy w ostateczności i jest wierny swoim zasadom. Sumieniu. Powiedz mi czy wiesz co znaczy to słowo Albiorixie?

-Pragnę zwrócić uwagę na wyrażenie "swego rodzaju", jednakże twoje pojęcie wojownika jest mocno wyidealizowane. W skali galaktyk niewiele takich znajdziesz. Każdy wie, nawet wtedy, kiedy nie zdaje sobie z tego sprawy.

-Nawet jeśli kryje się prawda w twoich słowach, to twoje "niewiele" wciąż dowodzi moim racjom. Nie można marginalizować ludzkiego życia. Poza tym.. nie odpowiedziałeś na pytanie.

-Odpowiedziałem. Pytałeś czy wiem, a nie co w mojej opinii oznacza. Dla mnie jest to rozróżnienie dobra od zła, zdolność empatii, oceniania pod kątem moralnym nie tylko innych, ale też siebie. Coś, co sprawia, że jeśli postąpi się źle lub niewłaściwie, osoba ta również będzie czuła się przynajmniej niekomfortowo-streścił.

-Jak myślisz więc, ilu z tzw. naukowców posiadą ową zdolność?

-Większa niż ci się wydaje. Wiem to, ponieważ obcowałem z wieloma przedstawicielami z wielu światów. Byli różni. Zamknięci w sobie, pogodni, zgryźliwi, zdystansowani. Różnie, jednakże każdy z nich wyraźnie dostrzegał czyny dobre i złe.

-Mówisz szczerze i nawet jeśli twoje słowa w tym wypadku mijają się z rzeczywistym stanem rzeczy. To wierzysz w to. Jesteś więc albo głupcem będac tak naiwnym... Lub świat nie jest do końca taki jaki mi się wydaje. Musi minąc trochę czasu zanim zdecyduję, z zainteresowaniem będę przyglądał się twoim przyszłym poczynaniom podczas czekającej nasz misji.

-Błąd nie tkwi we mnie. Z dużą częścią utrzymywałem kontakt przez ponad wiek i przez ten czas zdążyłem poznać wielu bardzo dokładnie. Nawet jeśli mówili nieprawdę, po tylu latach da się to bez problemu wyłapać. Wszelkie sprzeczności, niedomówienia. W tej kwestii możesz mi wierzyć, gdyż ludzie z ziemi nie żyją tyle, co ja obracam się w tym środowisku.
Oczywiście nie wszyscy są dobrzy. Spotykałem naprawdę paskudnych ludzi. Nic nie jest doskonałe.


-Starczy.. Rozumiem twój punkt widzenia, ale sam muszę się o tym przekonać-powiedział, gdy doszli do pokoju wspólnego, zaś Albiorix skinął głową, kiedy Ergo znikał w swoim pokoju.
Spojrzał na zegar. Była już noc.

Noc

Profesor leżał na kanapie w pokoju wspólnym, wpatrując się w gwiazdy. Zadziwiające było to jak piękne potrafią być małe, świecące punkciki. Żadne inne światełka nie dałyby mu tyle radości. Chociaż z tą radością było różnie.
Nie mniej jednak nie miał zbyt wiele okazji, by popatrzeć w niebo, więc fascynowało go. Wszystkie mgławice, konstelacje, galaktyki, asteroidy, gwiazdy.
Uśmiechnął się lekko do siebie, zastanawiając się, jakby to było, gdyby był gwiazdą.

Nagle usłyszał jak ktoś przemierza korytarz, więc szybko odkręcił głowę. Stwierdził, że to Midia, więc uśmiechnął się smutno.
Kiedy ją zobaczył, ponownie poczuł się potwornie podle, więc ponownie spojrzał w niebo, kręcąc delikatnie głową przy akompaniamencie lekkiego, nieco żałosnego westchnięcia.

Przystanela.

~Albiorix?

-Niestety-powiedział z lekką rezygnacją.

Przez chwile milczala.

~Jestes.. smutny? Przygnebiony? Dlaczego?

Ostroznie zaczela isc wzdloz galeryjki by po chwili znalezc sie przy fotelu mezczyzny.

-Bo podgryzam dłoń, która mnie karmi-powiedział, choć sam nie wiedział czemu takie porównanie nasunęło mu się do głowy.

-Nie sprawiam przykrości większości ludzi, ale robię to w stosunku do osób, które okazują mi więcej... sympatii czy czułości niż inne. Nie chcę. To tak wychodzi. Tylko czemu w stosunku właśnie to tych osób?
Przecież nie mam nikogo, kto by się mną przejmował czy naprawdę zmartwił się wtedy, kiedy odejdę.
Owszem, kiedy na Uczelnię dotrze fakt mojej śmierci, postawią mi pomnik i tablicę, jak wszystkim osobom, które osiągnęły coś podobnego.
Uczniowie dowiedzą się, że ich stary, znienawidzony belfer wyzionął ducha, więc pójdą na publiczny pogrzeb bez ciała. Pójdą z chęcią, bo będzie to oznaczało dzień wolny, ale nikt nie przejmie się osobą, która za wszystko wystawia punkty i wyciąga z tego oceny.
Mam dużo znajomych lekarzy, ale są to tylko znajomi, nie mam przyjaciela i go nie potrzebuję.
Nie mam dzieci, żony. Wogóle nie mam przy sobie żadnej kobiety i nigdy nie miałem...
-urwał nagle.

-Miałem. Była dla mnie ważną osobą, której mimo wszystko i tak nie kochałem, chociaż ona wyraźnie dawała mi do zrozumienia co czuje.
Zależało mi na tym, by nie zmarnowała sobie życia z kimś takim jak ja, bo ja jej nie pokocham. Nie wiem czy pokochałbym własne dzieci i wolę tego nie sprawdzać-skrzywił się z niesmakiem do własnej osoby.
-Bardzo nie chciałem, żeby przeze mnie cierpiała uczuciowo, więc kiedy do mnie przyszła, poprostu powiedziałem jej, że to się nie uda i poprosiłem, żeby wyszła.
Okazało się, że w ten sposób zmarnowałem jej dwa lata życia.
Obecnie ma męża, a ja uczę... uczyłem trójkę jej dzieci. Zdolna, pracowita córka, ambitni, choć leniwi synowie
-urwał, wpatrując się w gwiazdy.

-Niewiele było takich osób, które dały mi coś więcej, a przynajmniej okazywały to, nawet wtedy, gdy nie były szczere. Takie właśnie osoby doprowadzam do płaczu i sprawiam, że są nieszczęśliwe-powiedział znowu przerywając.

-W stosunku do ciebie jest to samo, a ja wciąż nie mogę zrozumieć, czemu unieszczęśliwiam osoby, do których coś czuję-był naprawdę zły na siebie. Dopiero po chwili doszło do niego to, co powiedział.
Czemu to powiedział? Nie wiedział, jednakże nie wycofał się z tego, nie chcąc zostać hipokrytą. Od wielu lat tłukł uczniom do głowy, że pierwsza myśl jest zazwyczaj najlepsza i jak nie znają odpowiedzi, to niech piszą to, co pierwsze przyszło im do głowy. Twierdził, że w przyszłości będą mogli podyskutować z innymi lekarzami, lecz teraz nie mają prawa, więc mogą się mylić.
Nie miał zamiaru się wycofywać. Poprostu zamilkł, patrząc w gwiazdy z goryczą i lekkim wyrzutem.

Spogladala chociaz nie widziala. Cisza trwala...

~Nie unieszczesliwiasz mnie.

Odezwala sie po dluzszej chwili.

-Wiele razy byłaś przeze mnie smutna, przeze mnie ugrzęzłaś w Otchłani, zachłysnęłaś się wodą, a ostatnio przyprawiłem cię o łzy. To nie był płacz ze szczęścia-pokręcił głową.

-Kiedy wracałem z Ergo, rozmawialiśmy o sumieniu. Po tym poczułem się jeszcze gorzej. Teraz boję się, że znowu sprawię ci przykrość, czego naprawdę nie chcę.
Owa kobieta dała mi spokój na wiele, wiele lat aż do teraz. Dlatego, że teraz wszystko wygląda identycznie.


~Nie sprawisz mi przykrosci. Moj smutek, moje lzy... Bierzesz sie zbytnio do siebie. To raczej ja powinnam przeprosic. Sprawilam ci bol, tam w bibliotece. Nie powinnam otaczac cie aura, zmuszac bys czul. Wybor jest twoj. To, ze nie potrafie go zrozumiec... Mimo wszystko nie powinnam tego robic.

-Nie mam do ciebie pretensji, przeciwnie. Nawet lepiej, że to zrobiłaś.
Nie chcę, żebyś myślała, że to przez to czuję się tak podle. To przeze mnie się tak czuję...
Właśnie zadręczam cię swoimi, tak zwanymi, problemami, kiedy to ty zmagasz się ze swoimi.
Jesteś bardzo silna, ale to nie znaczy, że mogę zarzucać cię tym wszystkim
-odwrócił głowę ku niej, po czym podniósł rękę. Wydawało się, że chce ją wyciągnąć w kierunku Midii, ale szybko opadła ona ponownie, zaś w nim ponownie zagościła rezygnacja.

~Przestan.

Tym razem w jej glosie brzmiala zlosc, co nie mialo chyba jeszcze nigdy miejsca.

~Uzalasz sie nad soba.

Podeszla blizej i chwycila dlon, ktora opadla.

~Najgorsze zas jest to, ze myslisz za mnie. Nie jestem dzieckiem. Moze nie mam twojego umyslu, jednak potrafie decydowac za siebie. Jezeli sie nie skarze, nie uciekam od ciebie to nie masz prawa wtlaczac we mnie tego co nie czuje, nie mysle, nie ...

Wziela glebszy oddech.

~Przepraszam. Ostatni dzien.. Dni..

Pokrecila glowa w gescie rezygnacji.

~ Mysl co uwazasz, jednak rozmowy z toba zawsze sprawialy mi przyjemnosc.

Kiedy w jej głosie zabrzmiała złość. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, które pogłębiło się, kiedy poczuł jej dłoń na swojej.
Wszystko uleciało z niego w jednej chwili, zostawiając jedynie zdziwienie.

-Nigdy nie myślałem o tobie jak o dziecku, zawsze byłaś w moich oczach kobietą, nie małą dziewczynką-powiedział, chcąc to udowodnić, ale... nie miał pojęcia jak.
Delikatnie odwzajemnił jej uścisk, zaś drugą dłonią dotknął jej policzka.

-Wierzę ci-uśmiechnął się lekko.

Usmiechnela sie lekko wtulajac twarz w jego dlon.

~Widzisz.. Tak brzmisz o wiele lepiej.

Jej reakcja ponownie go zdziwiła. Poruszył dłoń przy policzku, dotykając jej ust, a następnie włosów.
Zadawał sobie pytanie, co robi? Chce jej coś udowodnić? Jeżeli tak, to powinien skończyć. A jeśli nie... to co?
Czasami jego umysł był zbyt skomplikowany, by mógł pojąć jego działania. Czasem wiedział lepiej, czasami gorzej.

Chetnie poddala sie niespodziewanej pieszczocie. Uklekla blizej fotela i polozyla glowe na jego oparciu.

~W takich czasach dobrze miec przy sobie kogos kto nas wyslucha i poprostu bedzie..

-Bardzo ważne jest to, by ktoś poprostu był-powiedział, nie wierząc w to, iż owe słowa wypłynęły z jego ust.
Nie mniej jednak nie poświęcił tym myślom zbyt wiele czasu. Jego palce wodziły wśród gęstwiny włosów, dotykając przy okazji ucha, od którego bardzo blisko, wręcz niebezpiecznie blisko, było do szyi.

-Ty możesz być pewna, że ktoś przy tobie będzie. Z pewnością będę ja-uśmiechnął się lekko-przeczesując włosy tuż przy szyi.

Uniosla glowe by moc na niego spojrzec.

~Nie, nie zawsze.. Jednak.. Dziekuje.

Uniosla sie i lekko pocalowala go w usta po czym powrocila do poprzedniej pozycji.

Midia coraz bardziej go zadziwiała. Jeszcze nikt nigdy go nie pocałował. Nie mniej jednak nie było w tym nic nieprzyjemnego. Miękkie, ciepłe usta dawały jakąś dziwną, choć bardzo przewrotną siłę.

-Nie zawsze, ale z pewnością wtedy, kiedy będę mógł-powiedział cicho, delikatnie wodząc po karku, po czym zastanowił się chwilę. Pomyślał, że najwyżej go znienawidzi, ale...
Łagodnym ruchem skierował jej głowę tak, by popatrzyła wprost na niego. Nachylił się, składając własny pocałunek na jej ustach.

Odpowiedziala. Niesmialo, delikatnie, jakby niepewnie. Jej usta zlaczyly sie na dluzsza chwile z jego. Jej czar trwal. Zmysly mezczyzny zostaly nagle zaatakowane seria doznan, uczuc, emocji. Nie tak mocna i gwaltowna jak w bibliotece, jednak... Pozwalaly czuc mocniej, glebiej. Pozwalaly zrozumiec, pojac to co dzialo sie miedzy nimi. Lagodne siatlo zalsnilo miedzy nimi oplatajac oboje ochronnym kokonem. Dzielila sie z nim tym co miala najcenniejszego. Dzielila sie aura. Przez chwile mogl czuc to co ona czula. Pragnac tego czego ona pragnela. Stac sie z kims caloscia. W pelni...

Brnął coraz dalej, nie wiedzieć czemu. Przecież już udowodnił jej, że nigdy nie była dla niego dzieckiem. Po co szedł dalej?
Jednakże szedł.
Nagle kolejna fala uczuć zalała go. Była o ta sama aura, którą czuł w bibliotece, lecz dużo słabsza. Był jednakże niemal pewien, że obecnie mógłby przyjąć na siebie całą. Wiedział czego ma się spodziewać.
Powoli zsunął się z fotela, zrównując się z Midią, lecz ani na chwilę nie puścił kobiety, cały czas trwając w połączeniu, jakie zainicjował.
Oparł się bokiem o fotel, po czym przylgnął do niej, czując jej bliskość. Odczuwał ją bardzo mocno, nie tylko psychicznie, ale również fizycznie. Ciało Midii stykało się z jego, lecz pocałunek pozostał ten sam. Czuły i delikatny, pozostawiający posmak namiętności, zaś ciepło kobiety zdecydowanie zachęcało do kontynuacji.
Jego dłonie powoli wodziły po jej plecach. Wszystko wykonywał powoli, nie narzucając się.

Odpowiedziala dotykiem. Najpierw na twarzy, uwaznie, jak przy basenie. Pozniej nizej. Syja.. Lagodnie zchodzila nizej. Powoli.. Badajac kazdy milimetr. Barki, ramiona. Ona rowniez sie nie spieszyla chlonac kazde doznanie. Wciaz calujac wyszeptala.

~Albiorixie... Nie.. Nie teraz, nie tutaj... Inni..

Nie przerywala pieszczoty, lecz ostroznie wycofala aure. Ostatnia rzecza, ktora od niej poczul byla fala oniesmielenia i lagodnej radosci..

Jej dotyk sprawiał nadspodziewanie wiele przyjemności, której nie chciał przerywać. I żadne z nich nie przerywało.
Kiedy Midia odezwała się, poczuł lekki zawód, ale też na jej radość odpowiedział swoją, a potem... z powrotem był sam. Był on i jego chłodny, racjonalny spokój, lecz nie oznaczało to, iż odczuwał mniejszą przyjemność. Dalej chciał być blisko niej. Tak blisko jak tylko mógł na obecną chwilę.
Powoli, bardzo niechętnie oddalił swoje usta od jej, jednakże nie przestał jak obejmować, choć dłonie zatrzymały się z tyłu w jej talii.
Nagle zbliżył się jeszcze raz, całując ostatni raz, natomiast jego dłonie przeszły na biodra.

-Nie obchodzą mnie inni-uśmiechnął się. Dziwne... Nie, właściwie to całkiem naturalne. Niewiele rzeczy go obchodziło, jak zawsze.
Puścił kobietę, opierając się plecami o fotel, po czym objął ją ponownie, tym razem nie zamierzał oferować nic więcej. Poprostu siedział obok, wtulając twarz w jej włosy, gdy podniósł głowę.
Uśmiechnął się, po czym popatrzył w gwiazdy.

-Niedługo dotrzemy na Ziemię... Chcę ci jeszcze coś pokazać...
Położył swoją dłoń na jej dłoni, rozpoczynając przemianę. Szczupła ręka ze smukłymi palcami powiększyła się i zarosła futrem. Zmienił jedynie część do nadgarstka, po czym pocałował kobietę w głowę, ale nie przypominał on takie, jakimi obdarza się dzieci. Pod żadnym względem.

Rozesmiala sie. Wesolo, radosnie.. Po czym.. Jej cialo zaczynalo sie zmieniac. Pierwsa zmiane mozna bylos dostrzec w oczach, ktore nabraly zlocistego koloru. Pozniej... To bylo nagle. Mocniejszy blysk kremowego swiatla i juz ukladala glowe na jego kolanach. Nie byla jednak Midia, elfka-aniolem. Byla Midia-lwica. Zwierrzeciem o jedwabistej, zlotej sierci i smiertelnie niebezpiecznych klach oraz pacurach. Lowczynia. Wojowniczka. Opiekunka.


Kiedy Midia zmieniła się, przyjrzał się jej uważnie, czując pod palcami sierść stworzenia, w które się zmieniła, a kiedy położyła głowę na jego kolanach, uśmiechnął się, zmieniając łapę z powrotem w dłoń, ponieważ ogromna kończyna potwornie mu ciążyła.
Przez chwilę trwał tak, po czym również się przemienił. W całości. Ledwo zdołał się ułożyć z powodu zbyt małej ilości miejsca jak na takie stworzenie, lecz kiedy je znalazł, ułożył potężny łeb obok lwiej głowy Midii.

Po pewnym czasie ponownie przemienił się, spoglądając przez kopułę nad nim.
Trwał w milczeniu długo, trzymając dłonie na ciele lwicy, gdy nagle również ona zaczęła się przemieniać Kiedy zakończyła, ponownie usiadła koło niego.

-Może zatrzymasz się na tą noc w mojej kajucie?-zapytał, uśmiechając się.

Odwzajemnila usmiech.

~Wlasciwie... Tak. Jezeli chcesz...

Nie zdążył ugryźć się w język, za późno orientując się, iż zabrzmiało to bardzo dwuznacznie, jednak gdy tylko Midia zgodziła się, stał się pewny, iż zrozumiała właściwe znaczenie.
Był niemalże przekonany, że odebrała to jako chęć, pobytu z nią przez całą noc, bez pod tekstów.
Uśmiechnął się lekko, wstając, po czym zaprowadził Midię do drzwi, wprowadzając kod.
Drzwi otworzyły się, zaś Profesor przepuścił kobietę przodem.

Zadziwiające było to, jak trzy dni potrafią zbliżyć osobę zimną, spokojną, taką jak Albiorix. Z jednej strony mu się to nie podobało, a z drugiej… Z drugiej było niezwykle interesujące i zachęcające.
Poza tym jeszcze nigdy nie był tak blisko z żadną kobietą. Tylko z Midią.

Spojrzał jeszcze ostatni raz na gwiazdy. Piękne, odległe, niemalże nieosiągalne. Jak on rzadko patrzył na takie widoki.

Nagle pokręcił głową i wszedł do kajuty za Midią, zaś chwilę później drzwi zasunęły się z sykiem.

~Czysta..

To bylo pierwsze slowo jakie wypowiedziala zaraz po tym jak usadowila sie na lozku.

~Czystsza niz moja i Gandasza.

Jej i Gandasza.
Poczuł nagle coś nieprzyjemnego. Coś ścisnęło mu żołądek jak imadło, lecz odpuściło za chwilę. Uczucie było zdecydowanie nieprzyjemne, choć nie potrafił go sklasyfikować. To była dla niego nowość, więc nie bardzo wiedział co o tym myśleć.
Mało tego, owe nieprzyjemne doznanie pojawiało się za każdym razem, kiedy przypomniał sobie te trzy słowa, wypowiedziane przez Midię.

-Właściwie to byłem tutaj jedynie na noc. Resztę czasu...-urwał, siadając obok niej.

-Większość czasu wiesz jak spędziłem-powiedział, uśmiechając się.

Usmiechnela sie.

~To troche tlumaczy, ale wczesniej tez musiala dlugo stac wolna bo emocje sa bardzo slabe, albo bardzo znikome. Lubie takie pomieszczenia. Pomagaja mi odpoczac, pomyslec.

Nagla jakby zdala sobie sprawe z tego co powiedzial na koncu.

~Czy.. Mam nadzieje, ze nie... Nie chcialabym odrywac cie od twoich zajec. Wlasciwie.. Moge sobie pojsc...

Kiedy powiedziała o wyjściu, nie powiedział nic. Poprostu objął ją, odgarnął włosy i ucałował w szyję.

-Nie mam zajęć. Nie w tym miejscu i nie teraz. Na Artemidzie... Jakbyś tam była, zrezygnowałbym z nich na jakiś czas-powiedział, po czym zamilkł na chwilę, wpatrując się w towarzyszkę.

-Zostań-poprosił, dotykając grzbietem dłoni jej policzka.

Uniosla dlonie i oplotla nimi jego szyje. Przekrecila twarz tak by jak najdluzej cieszyc sie pieszczota.

~Zostane...

Jej reakcja porwała go jak fala. Była niezwykle silna i zmuszała do oddania się sytuacji, której, ku jego zdziwieniu, poddawał się z czymś w rodzaju chęci. Było mu z nią dobrze.
Jego dłoń, do tej pory spoczywająca na talii, błądziła swobodnie po jej boku, wkraczając co jakiś czas na brzuch.
Usta, do tej pory oddane jednej części ciała, którą muskały delikatnie i czule, przesunęły się trochę niżej, wędrując ku ramionom.
Nie planował tego. On poprostu chciał spędzić więcej czasu z Midią.

~Albiorixie...

Wyszeptala cicho poddajac sie jednoczesnie pieszczocie.

~Jestes tego pewien?

W jej glosie zabrzmiala ledwo wyczuwalna niepewnosc.

Gdy zadała pytanie, poczuł się jakby ktoś kopnął go w brzuch. To jego racjonalna część doszła do głosu.
Nie wiedział jak ona robiła, jednakże potrafiła w ten sposób zagłuszyć jego proces myślenia.
Co on robi? Przecież miał z nią jedynie porozmawiać!
Wszystko rozwinęło się od jednego pocałunku. Zarówno poprzednio jak i teraz.
Nie wiedział jednak co ma zrobić. Nie mógł zająć dwóch stanowisk jednocześnie.

-Jeśli ty jesteś... to ja również-jej lekka niepewność przeszła na niego. W mniejszym stopniu, ale jednak.
Mimo wszystko nie przerwał, czule całując okolice ramion i delikatnie badając dotykiem jej biodro.
Wszystko było tak subtelne, że z łatwością mogła go powstrzymać. Nie mniej jednak nie straciło przez to na namiętności.

Nie usłyszał odpowiedzi. Nie było jej. Zamiast tego ponownie poczuł jej aurę...

***

Gdy wychodzila, spal. Usmiechnela sie widzac jak lsni. Byla zadowolona. Dala mu chwile szczescia i wzmocnila jego ochrone. Byl dobrym czlowiekiem i przyjacielem. Zaslugiwal na wszystko co mogla mu zaofiarowac.

~Dobranoc..

Wyszeptala juz zza zamknietych drzwi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-10-2009 o 18:46.
Alaron Elessedil jest offline