Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2009, 00:31   #21
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wieczór

Korytarz prowadzący do sali odpraw znajdował się na jednym poziomie. Początkowo przewijała się w tamtym miejscu duża ilość ludzi i nie tylko ich, patrzących, obserwujących dziwną zbieraninę, która za chwilę odleci z planety.
Zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że mijają osoby zwane Strażnikami...

Osoby, czy raczej stworzenia?-zapytał sam siebie, zadając sobie sprawę z tego, że oto gracz wysyła do boju swoje zabawki.
Właśnie rozpoczyna się gra.
Konsorcjum ustawiło w gotowości wszystkie swoje figury. Szachownica została zapełniona.


Konsorcjum ustawiło figury do gry o wielką stawkę. Pytanie nie stanowiło jednak o cel rozgrywki. Zarówno całe Konsorcjum, jak i Strażnicy nie widzieli drugiej strony szachownicy.
Co jest po drugiej stronie?
Nie wiadomo.

Być może graczem po drugiej stronie jest coś wyższego niż Konsorcjum. Być może jest to sama Natura, zaś w jej szeregach stoją dużo straszniejsze istoty niż każdy z nich mógłby sobie wyobrazić.

Osoby mijające ich parzyły na nich z czcią, czasami ze strachem, ale tak naprawdę to nie na nich powinni tak patrzeć. Nie na konsorcjum. To spojrzenie winno być zarezerwowane tylko dla natury, zaś oni udawali się do tej części kosmosu, w której jest ona najbardziej wściekła.
Na Ziemię. Czysta furia.

Najgorsze było jednak to, że on siłą wrzucony był w stronę stojącą po niewłaściwej stronie szachownicy. W jego mniemaniu.

W miarę zbliżania się do końca, ilość ras malała, jednakże spojrzenia były te same.
Patrzyli tak nie tylko na niego, ale również na ludzi idących przed nim oraz za nim.

Profesor widział jedynie zabawki. Człowiek w zbroi, niewidoma kobieta, rudowłosa, Roel. Oni wszyscy byli jedynie zabawkami. On również.
Czy oni dostrzegali to samo co on?

Ludzie chodzący po korytarzach zostali za nimi, zostawiając ich samych. Siedem par obutych stóp wybijało ponury, marszowy rytm, zbliżając się do celu. Świadczył o tym coraz głośniejszy dźwięk silników.

Nagle napotkali na swojej drodze potężnie zbudowanego mężczyznę, zaś na twarzy Midii zagościło wiele uczuć, mieszających się w jeden grymas, z którego dało się odczytać jedynie kilka uczuć, mieszczących się w przedziale strachu i współczucia.

Kim był ów człowiek, nie wiedział, jednakże szybko zapamiętał jego twarz, robiąc przy okazji jego zdjęcie, po czym wyminął go bez śladu emocji, których, swoją drogą, nie było.
Zwrócił na niego uwagę tylko dlatego, że zdołał on samą swoją obecnością usunąć spokój z twarzy niewidomej towarzyszki jak kilka ziarenek piasku ze stołu.

Nie zastanawiał się długo nad tożsamością mężczyzny, gdyż minął automatyczne drzwi, wchodząc do miejsca, które było platformą startową. Znajdował się tam wielki statek pasażerski, choć, jak ocenił Albiorix, nie potrzebna była do jego obsługi aż tak duża ilość osób.

Nagle Midia przystanęła, zastanawiając się, po czym ruszyła przed siebie, krok za krokiem, coraz pewniej.

~Tak dawno nigdzie nie wyruszalam sama. Wybaczcie mi moja niezgrabnosc. Wkrotce sie przyzwyczaje...-odezwała się mentalnie, emanując delikatnym wstydem i zdecydowanym zadowoleniem, gdy nagle potknęła się o jeden z kabli znajdujących się na platformie, upadając na kolana i dłonie.

Jej silny, fascynujący umysł zdołał zrobić coś innego niż telepatyczna rozmowa. To było niczym w porównaniu z tym, co zrobiła aktualnie.
Wysłała w przestrzeń swoje emocje, robiąc coś, czego większość nigdy nie zdołałaby zrobić, tym bardziej mimowolnie.
Spojrzał z zainteresowaniem na kobietę, od której płynęło zaskoczenie, oszołomienie i złość na własną osobę.

To, ze czuł te emocje, kierunek, w który były skierowane, za co i z jakiego powodu, było naprawdę niezwykłe.

Nagle poczuł coś dziwnego. Uderzyła kolejna fala złości, jednakże nie od niewidomej.

Na jego twarzy odmalowało się jeszcze większe zainteresowanie, szczególnie gdy Midia wstała, trzymając się powietrza przed sobą, wystrzeliwując kolejną falę od siebie. tym razem była to pogarda.

Zdecydowanie było to interesujące i to tym właśnie rozmyślaniom, poświęcił się, wchodząc do statku.

~Przepraszam. Nie zauwazylam-odezwała się jednocześnie z zamykającym się wejściem.

Znajdowali się w szerokim korytarzu, w którym zmieściłoby się czterech mężczyzn.
Dalej znajdowało się rozgałęzienie, przywodzące na myśl literę "Y", natomiast pomiędzy rozgałęzieniem znajdowały się drzwi.
Jednakże tuż przy wejściu na statek stało trzech członków załogi, z czego jeden był kapitanem.

-Witamy na Salvation. Nazywam sie Johansson i pelnie funkcje kapitana na tym statku. Oto moi oficerzy. Merik Shandor oraz Daglas Brik. Ewentualne pytania prosze kierowac wlasnie do nich. Ruszamy za niecaly kwadrans-powiedział kapitan, odchodząc, lecz najpierw złożył niewidomej towarzyszce lekki ukłon.

Rudowłosa strażniczka zajęła się dialogiem, nie, jak mogło się wydawać, monologiem, zapewne ze źródłem wściekłości. O tym, iż był to dialog, świadczyły zmiany emocji malujące się na twarzy z każdą przerwą pomiędzy jej wypowiedziami.

Jako pierwszy dialog z oficerami nawiązał strażnik, nazywający się Gandaszem Ninsunem. Przynajmniej wiedział jak ma się do niego zwracać.

-Witam panów oficerów. Inżynier elektroniki i technologii Albiorix Adrastea. Trewor Garti twierdzi, iż wszystkie potrzebne informacje posiadacie na pokładzie. Czy mógłbym uzyskać do nich dostęp?

-Oczywiscie. Informacje te beda dostepne po starcie w waszych komputerach. Mozna bedzie z nich kozystac dowolnie-odpowiedzial Merik Shandor sklaniajac lekko glowe na dzwiek imienia pasazera.

-Czy można wiedzieć jaką drogą będziemy lecieli?

-Zgodnie z wola Trevora Gartiego plan podrozy ma pozostac tajemnica, az do chwili dostania sie w okolice jednego z korytarzy miedzygalaktycznych.

-Dobrze-powiedział, po czym zapytał o jeszcze jedną sprawę:

-Do jakiego miejsca my, jako podróżnicy, możemy poruszać się swobodnie?

-Jezeli jakies drzwi sa zmakniete lub oznaczone napisem "wstep tylko dla zalogi" oznacza to, ze tak ma pozostac. Wszelkie inne miejsca sa do waszego uzytku. W razie watpliwosci prosze pytac zaloge lub zwracac sie bezposrednio do mnie lub drugiego oficera-odparł, zaś Albiorix skinął głową, a kiedy oni również odeszli ruszył przed siebie, przechodząc przez pierwsze drzwi pomiędzy rozgałęzieniem.

Znajdował się tam kolejny korytarz, prowadzący prosto i jeszcze jedne drzwi, po których przekroczeniu pokazał się obraz pokoju wspólnego.
Był to owalny pokój, dookoła którego znajdowało się coś, co przypominało pasaż, z którego przechodziło się do pokoi umieszczonych na planie okręgu.

Po drugiej stronie pokoju znajdował się korytarz oraz drzwi, które sprawdził. Za nimi znajdowało się kolejne przejście. Nie zbadał go ze względu na to, iż niedługo odlatują.

Przyjrzał się dokładnie pomieszczeniu, po czym zmarszczył brwi. Ściany pasażu zapewne są stworzone ze stopu jakichś metali, lecz to nie koniec, ponieważ ów metal przykrywa czarne drewno.

Kolor ścian idealnie pasował do sof, przy których stały białe stoliki i lampki.

Podłogę pokrywały dywany w kremowych oraz delikatnie błękitnych kolorach.

Białe były również drzwi do pokoju, na których znajdowała się elektroniczna tabliczka, obok których znajdował się panel służący do wprowadzenia kodu.

Profesor uniósł głowę, zaś jego oczom ukazała się imponująca kopuła z poliwęglanu, wokół której znajdowały się światła, dające jasność pokojowi. Już wiedział, że w tym miejscu spędzi dużo czasu.

Uśmiechnął się lekko, choć wcale nie był radosny. Mimo wszystko z tym właśnie uśmiechem podszedł do drzwi z cyfrą 2. One nie miały nazwiska na tabliczce, wiec postanowił je zająć.

Stanął przed panelem i zastanowił się, po czym zaczął wprowadzać cyfry szybko, lecz przemyślanie, a kiedy skończył, drzwi odsunęły się w bok, zapamiętując kod posiadający trzydzieści cyfr.

Pomieszczenie, jak się okazało, było jednym z tych, które nie posiadały iluminatora. Był jedynie ekran monitora wbudowanego w ścianę, pokazujący to, co dzieje się na zewnątrz.

Kiedy wszedł do środka, drzwi zamknęły się, zaś on spojrzał do tyłu. Była tam tabliczka, znajdująca się dokładnie w tym samym miejscu co na zewnątrz, jednakże z tej strony było coś jeszcze klapka pod wyświetlaczem.

Odwrócił się, po czym otworzył ją, dzięki czemu uzyskał dostęp do małej klawiatury elektronicznej na której napisał swoje imię i nazwisko. Zamknął osłonkę, sprawdzając poprawność zapisu. Było w porządku.

Obrócił się ponownie, kierując się w stronę komputera, znajdującego się w lewym górnym rogu pomieszczenia, znajdującego się tuż za głową pojedynczego łóżka.

Znajdował się tam blat, na którym umieszczona była klawiatura nachylona pod kątem do wysuwanego ze ściany, metalowego siedziska.
Usiadł natychmiast, włączając projektor, który ukazał jasnoniebieskie okno z polami tekstowymi.

Szybko zaczął przebierać palcami, sprawiając, że literki błyskawicznie zaczęły pojawiać się w wybranym miejscu.
Co prawda, mógł wydawać polecenia głosowe, jednakże bardzo przywykł do pisania na klawiaturze, gdyż w ten właśnie sposób pisał programy do swoich urządzeń.

"Ziemia. Dane dla Strażników"-wpisał, po czym potwierdził.

-Ziemia-trzecia planeta Układu Słonecznego znajdującego się na obrzeżach Drogi Mlecznej, galaktyki Układu Lokalnego.
Cel misji: znalezienie lustra.
Obiekt: lustro.
Umiejscowienie lustra: okolice dawnego jeziora Titicaca, miasto Nowa Nadzieja.
Obecny stan miasta: nie istnieje
-mówił kobiecy głos, przedstawiając aktualną przybliżoną sytuację na planecie. Oprócz tego na ekranie pojawiały się trójwymiarowe obrazy: jezioro, mapa miasta, budynek, w którym znajdowało się owe lustro.
Z głośników wypływały opisy ziemi pokrytej kraterami i lawą.

"<wykonaj>Transportuj do LX-300</wykonaj>"

Nagle na powierzchni okularów wyświetliły się te same dane, które przed chwilą miał na projektorze.

"Plany statku"

-Brak informacji w dziale danych dla Strażników.

To znaczyło, że są one w innym miejscu, jednakże nie miał stąd dostępu do pozostałych części.

"<otwórz>Konsola poleceń</otwórz>"

Przed jego twarzą pojawiło się dodatkowe okno, w którym zaczął szybko pisać, każąc komputerowi wykonywać różne polecenia, aż w końcu zbliżył się do końca.

"<wejdź>Baza danych</wejdź>"

Otworzyło się kolejne okno, przedstawiające pulpit bazy danych.

"<szukaj>Plany statku</szukaj>"

Przed nim pojawiły się obrazki, przedstawiające przekrój obiektu. Nagle zauważył pewną ciekawą informację. Większość pomieszczeń zakreślona była na czerwono, co oznaczało, jak wyjaśniała legenda "dla personelu", natomiast zakreślone na zielono były pomieszczenia dla gości, między innymi jego pokój. Stosunek prezentował się jak dwa do jednego.
To oznaczało jedno.

Poruszali się prywatną jednostką transportową Trewora Gartiego, szefa Konsorcjum, uśmiechnął się, zapamiętując jednocześnie plany i wypisując komendę:

"<wykonaj>Transportuj do LX-300</wykonaj>"

Nagle na szkłach okularów pojawiły się plany statków z opisami. Szybko powrócił do części przeznaczonej dla Strażników, po czym wyłączył projektor, wstał i schował krzesło.

Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, po czym wyszedł z niego, kierując się, według planów statku, do biblioteki.

Wieczór/Noc:

Biblioteka umiejscowiona była zaraz za pokojami do medytacji, salami do walk bronią białą i basenem.
Jak się okazało, była to przestrzeń podzielona na trzy części. Jedną z nich była czytelnia, do której wszedł. Znajdowały się tam fotele, stoliki, a także komody i regały.

Druga część, znajdująca się na prawo od czytelni, była biblioteką wypełnioną regałami z książkami. Co prawda w dobie elektroniki były to nieco przestarzałe metody przechowywania informacji, jednakże on przyzwyczaił się do nich.

Trzecia część znajdowała się na górze i była to biblioteka elektroniczna, czyli prawdopodobnie ta, do której aktualnie się kierował.

Nie mniej jednak nie był sam w bibliotece. Oprócz niego była też Midia.
Siedziała ona na jednym z foteli skupiona na ruchach palcow przebiegajacych po bialych kartach ksiegi, ktora trzyma na kolanach. Nie podnosci glowy, zupelnie jakby go nie zauwazyla.

Nagle zatrzymał się, zaczynając ją obserwować zza okularów.
Widział jak czyta dłońmi pustą księgę, zapisaną pismem dla niewidomych. Kiedyś obiło mu się coś o uszy na temat ziemskiego wynalazku pewnego człowieka na "B"... Bach? Bell?
Zbyt małą uwagę do tego przywiązał. Teraz nie miało to znaczenia oprócz takiego, że książki są nie dla niego.
Ciekaw był na ile była pochłonięta w lekturze. Ciekaw był kiedy go "zobaczy".

Uniosla glowe rozgladajac sie nieco niespokojnie. Wygladalo jakby przez chwile miala problemy z namierzeniem tego co wyrwalo ja z koncentracji.

~Kim jestes?

-Jednak dosyć szybko-uśmiechnął się odruchowo, po czym zdał sobie sprawę z tego, że to bezcelowe. On mógłby najwyżej przekazać jakieś emocje, ale z braku posiadania takowych...

-Albiorix Adrastea-przedstawił się.

-A jednocześnie maniak książkowy z tytułem, między innymi, doktorskim.

~Wybacz... Twoja aura.. Ciezko cie zobaczyc wsrod pozostalych. Jestem Midia. Jezeli nie bedzie ci przeszkadzalo posiedze tu jeszcze chwile. Obiecuje byc cicho...
Dokonczyla ze smiechem.

Uśmiechnął się lekko, wykazując coś, co kiedyś, dawno temu mogło być radością, nie jej iskierką.
-To raczej ja przeszkodziłem tobie. Na tak wrażliwy umysł cichy chód nie pomoże.

~Nie przeszkodziles.. Raczej zaskoczyles. Zazwyczaj udaje mi sie wylapac cudza aure.. No coz, wczesniej..

-Moja jest aż tak słaba?

~Raczej.. przytlumiona.

-Zapewne przez brak emocji. Nie mylę się?

~Tak, to bardzo prawdopodobne. Emocje nasycaja aure kolorem, moca.. Ich calkowity lub czesciowy brak wysusza ja pozostawiajac jedynie cieka warstwe, ktora z kolei jest dosc trudna do zauwazenia.

-Atut w przypadku próby wyśledzenia przez stronę, z którą będziemy się zmagać, ale... jakoś mnie nie cieszy-powiedział nieco ironicznie ze względu na swoją możliwość do cieszenia się czymkolwiek. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Swoją drogą, musisz mieć bardzo silny umysł. Fascynująca jest twoja umiejętność wysyłania emocji i wyczuwania aury.

Twarz Midii pokryl lekki rumieniec.

~Dziekuje. To dosc.. Niezwykly komplement. Co cie tu sprowadza? O tej porze? Nie powinienes przypadkiem spac lub chociazby odpoczywac?

-Jestem całkowicie przyzwyczajony do małej ilości odpoczynku. Kiedy jeszcze zajmowałem na uczelni tytuł profesorski, cały dzień poświęcałem młodym, natomiast noc... Ta była dla mnie.
Wtedy właśnie powstały wszystkie moje projekty. Wtedy konstruowałem, naprawiałem czy rozkładałem na części, by zrobić plany.


~Ja natomiast nie potrzebuje snu. Naukowiec. To nieco tlumaczy twoje opanowanie emocji. Nigdy nie bylam dobra w nauce.

Rozesmiala sie ponownie odkladajac jednoczesnie ksiazke na stolik.

~Zatem czego szukasz w tej sali? Niewielu tu zaglada..

-Dla mnie, podczas treningów, najgorsza była walka. Wszelkiego rodzaju. Co prawda nauczyłem się, chyba, dosyć skutecznie, ale nie lubię walczyć.
Wolę przyjść do miejsca takiego jak to i nawet pobłądzić po bibliotece.
Zapewne najpierw poczytam o Drodze Mlecznej, poświęcając najwięcej uwagi Układowi Słonecznemu, a potem... Jeszcze raz spojrzę na mój dom
-powiedział z okrutnym spokojem, za co niemal się znienawidził.

~Moge ci pomoc w cwiczeniach jezeli bedziesz chcial. I tak nie mam lepszego zajecia.

Wstala i odsunawszy fotel ruszyla w strone Albiorixa.

~Twoj dom?

-Z pewnością skorzystam. Na pewno będą mniej uciążliwe niż zwykle.

-Tak-skinął głową.
-Mam na myśli moją planetę, Artemidę. Zobaczyć ją przynajmniej na ekranie czy hologramie.

~Nie znam tej planety. Wlasciwie niewiele wiem o tym swiecie mimo lat w nim spedzonych. Jest taki.. inny od mojego. Jednak jezeli chcesz skozystac z dzialu komputerowego to musisz sie udac na gorne pietro. Tu znajdziesz jedynie ksiegi pisane, a i to wiekszosc przeznaczona dla takich jak ja.

Uśmiechnął się ponownie. Odruch z przeszłości.
-Mam jeszcze sporo czasu-zamilkł na chwilę, po czym odezwał się.

-Chciałbym cię o coś zapytać, ale nie jestem pewien jakiego typu jest to pytanie. Chodzi o pewnego człowieka, nie mojego... szefa-dodał po chwili namysłu.

-Czy mogę?-zapytał.

~Postaram sie odpowiedziec, o ile bede mogla.

-Jeszcze przed wejściem na statek pojawiła się pewna osoba. Wielki mężczyzna. Kim on był?

~Wielki mezczyzna?

Elfka sprawiala wrazenie zaskoczonej.

~Nie jestem.. Nie jestem pewna o kogo ci chodzi..

Spojrzał uważnie, marszcząc brwi.

-Chodzi o człowieka, który na szerokość był taki jak trzy moje osoby ustawione w jednym rzędzie.

Midia przez chwile sie zastanawiala.

~Wydaje mi sie, ze wiem o kogo ci chodzi jednak.. To nie dziala w ten sposob... Nie widze.. gabarytow. To.. To nieco bardziej pogmatwane. Osoba, o ktora ci zapewne chodzi... Nie znam go. Jego aura jednak... Ten czlowiek zrobi cos zlego... Potwornego, lecz nie bedzie to jego wina.. Zobaczylam tylko fragment w uklacie..

Dziewczyna rozlozyla dlonie w gescie bezradnosci.

~Dosc ciezko to opisac lub wytlumaczyc.

To co powiedziała, uderzyło go jak młot. Nagle miliardy myśli eksplodowały w jego głowie.
-Masz przebłyski przyszłości?-zapytał.

-Twój umysł jest naprawdę bardzo silny... i bardzo piękny, ale nie wiedziałem, że aż do tego stopnia-powiedział ze spokojem, przyglądając się kobiecie. Zdecydowanie była niezwykła.

Elfka pokrecila glowa w gescie sprzeciwu.

~To nie tak.. To bardziej slady.. Smugi, ktore moga lub nie musza ulozyc sie w dana sekwecje. Czasami sa niezwykle silne, jak u tamtego mezczyzny. Wtedy, przy sprzyjajacych okolicznosciach moge zobaczyc wiecej ale.. Nigdy nie nazwalabym tego przeblyskami przyszlosci.

Spojrzał na kobietę jak na żywy cud świata.
-W tej chwili nie jest ważne ile. Ważne jest istnienie czegoś takiego.
Gdyby dostało się to do wiedzy publicznej
-pokręcił głową.

-Czy Konsorcjum o tym wie?-zapytał delikatnie zaniepokojony.

~Wlasciwie.. tak. Jedna osoba.. Dlaczego pytasz?

Albiorix wiedział już kim jest ta osoba. Był przekonany, że jest nią...
-Trewor Garti-oczy zwęziły mu się gwałtownie.

-Przyjmuję, że wszędzie są osoby, które chciałyby wykorzystać innych pod różnymi względami. Ciebie szczególnie-powiedział, zaś jego umysł pracował intensywnie.

-Chciałbym zapytać czy Konsorcjum pragnie, byś pomogła im w projekcje z lustrem?

Twarz elfki spowazniala.

~Zglosilam sie na ochotnika. Ta misja ma dla mnie znaczenie osobiste. Opinia i pragnienia Konsorcjum co do mojego w niej udzialu nie maja tu znaczenia.

-Przewrażliwienie-mruknął, po czym podszedł do stołu, za którym usiadł. Nie był przekonany w prawdziwość tego, co właśnie powiedział.
Wsparł głowę na dłoniach, zdejmując okulary, które położył na stole.

-Ględzenie starego dziada, który powinien siedzieć za biurkiem, katalogując pliki, a nie być wysyłanym nie wiadomo gdzie-roześmiał się, choć nie było w nim ani śladu radości. Odruch z przeszłości.
Podniósł głowę, opierając się wygodnie, po czym spojrzał na rozmazany świat i na rozmazaną Midię, z której twarzy nie potrafił obecnie wyróżnić żadnego szczegółu.
Uśmiechała się, smuciła... Było to dla niego bez różnicy, bo nie widział jej twarzy. Oczywiście, wiedział gdzie ona jest, widział jasną, owalną plamę, ale nic więcej.

~Chyba nie do konca rozumiem... Moze jednak odejde bys mogl w spokoju przegladnac zawartosc bazy danych lub te nieliczne ksiazki nadajace sie do czytania przez osoby widzace. Jezeli bedziesz chcial pocwiczyc lub zapragniesz towarzystwa zastaniesz mnie w pokoju medytacyjnym.

-Czy będziesz mogła mi pomóc w jeszcze jednej kwestii? Chodzi o mój umysł-przerwał, po czym założył okulary, spoglądając na kobietę, dużo wyraźniejszą niż przed chwilą.

-Konsorcjum otworzyło mi drogę do własnego umysłu. Do świadomości, podświadomości, nadświadomości. Do każdej części mojego mózgu. Sądzę, że moje naturalne predyspozycje są duże, zważając na to, do czego doszedłem bez pomocy i do czego mógłbym dojść gdybym wiedział jak.
Teraz mam małą furteczkę, za którą jest mgła, a moja latarnia oświetla tylko część terenów. Chciałbym poznać całe. Obecnie potrafię jedynie część tego co mogę osiągnąć.
Chciałbym się rozwinąć dla samego rozwoju.
Słyszałaś kiedyś o buddyzmie Ziemskim?


Midia przystanela zaintrygowana.

~Tak, slyszalam. Na czym mialaby polegac moja pomoc?

-Buddyzm zakłada rozwój duchowy. Ja chciałbym rozwinąć się umysłowo, lecz dla podobnej idei.
Czy mogłabyś pomóc mi w tym?
Nie wiem w jaki sposób. Być może medytacją? Nie wiem. Moją dziedziną jest neurologia, lecz od neurologii dosyć daleko do neuropsychologii.


~Ja... Nie jestem pewna czy potrafie.. Swiat duchowy jest dosc.. specyficzny i niezwykle delikatny. Moge ci pomoc przy medytacjach wprowadzajac cie w strefe wlasnej nadswiadomosci jednak nie moge reczyc za twoj bezpieczny powrot.

-Świat duchowy? To może później, bo sam nie czuję się na siłach-uśmiechnął się lekko.

-Na początek chciałbym uzyskać pełnię możliwości ciała i umysłu. Jeśli chodzi o umysł to pragnąłbym poprawić umiejętności takie jak logiczne myślenie czy szybkość nauki, zapamiętywania, myślenia. Ogólnie rzecz biorąc mam nadzieję uczynić się bardziej wydajnym.

~To rowniez moze byc dla ciebie niebezpieczne. Twoja aura jest slaba. Nie wiem... Nie jestem pewna czy powinnam ci w tym pomoc.

-Mówiłaś, że możliwe, iż jest to związane z emocjami-powiedział ze spokojem.

~Tak. Niewielu zdaje sobie sprawe z tego jak wielka role one odgrywaja. Jezeli ci pomoge, a cos sie nie uda... Nie chce brac na siebie takiej odpowiedzialnosci. Nawet, jezeli w moich mozliwosciach bedzie czesciowe odwrocenie skutkow. Nie, Albiorixie, przykro mi.

-Żyję już tak długo, że nie na wielu rzeczach mi zależy. Może jedynie na Artemidzie, lecz tylko na niej. Przynajmniej tylko ona mi przychodzi do głowy na obecną chwilę.
Wszystko wyparowało z czasem jak woda z rozgrzanej blachy
-stwierdził, po czym zamyślił się.

-Jaką rolę one pełnią? Co straciłem?

Midia dosc dlugo zastanawiala sie nad odpowiedzia. Gdy w koncu rozlegl sie jej glos brzmiala w nim nieco smutna, ale przede wszystkim powazna nuta.

~Emocje czynia z nas istoty ludzkie. Bez nich nie byli bysmy niczym wiecej jak tylko robotami wtloczonymi w organiczna powloke. Pozwalaja nam czuc. Pozwalaja obdarzac uczuciami innych. Pozwalaja te uczucia okazywac. Wiele z tego juz utraciles,a moze byc znacznie gorzej. Powiem ci co moze sie stac. Twoja aura jest bardzo slaba, cieka, krucha. Jezeli poglebimy ten stan, moze sie zalamac. Wtedy albo staniesz sie maszyna albo czarna dziura. Maszyna, gdyz twoj umysl bedzie mogl co prawda przyswoic nico wiecej informacji, zrozumiec wiecej rzeczy, jednak.. Wszelkie uczucia, sympatie, pragnienia odejda. Zgasna niczym zdmuchniety plomin swiecy. Staniesz sie zimny, nieludzki, obojetny na wszystko. Druga opcja uczyni z ciebie emocjonalnego wampira. Zaczniesz wysysac aury osob, ktore beda mialy z toba kontakt, aby uzupelnic wlasne braki. Bedzie sie to dzialo bezwiednie jednak inni beda to wyczuwac i odgradzac sie od ciebie, az zostaniesz sam. Staniesz sie niechciany, nierozumiany, wyrzucony poza nawias spoleczenstwa. Oczywiscie rozszerzy sie twoja zdolnosc pojmowania i przyswajania wiedzy, jednak dalszy rozwoj nie bedzie juz mozliwy. Bedziesz rowniez odczuwal swoisty glod, ktory nie bedzie mozna zaspokoic zwyklym pokarmem. Bedzie cie niszczyl, a z czasem ograniczal to co osiagniesz. Jedynie wsrod innych, w tlumie, w miejscach gdzie emocje sa silne. Jedynie tam dane ci bedzie tworzyc i rozumowac. Jednak istoty posiadajace te aury, zwierzeta, ludzie, przedstawiciele innych ras, beda sie odsowac, uciekac. Czasami nawet reagowac agresja. Jest tez szansa. Bardzo, bardzo mala, na powodzenie. Wtedy osiagniesz stan wiedzy absolutnej. Twoj rozum bedzie mogl przyswajac i analizowac nieograniczone ilosci informacji. Naturalnie twoja aura i w tym wypadku zaniknie jednak bez skutkow ubocznych. Zapytam cie jednak, czy jest sens ryzykowac. Czy jest sens rzucenia wszystkiego na jedna szale tylko dla poszerzenia wlasnych umiejetnosci? Czy jest sens ryzykowania utraty tego co czyni z ciebie istote zywa na rzecz wiedzy? Dlaczego? Po co?

-Tylko jest pewien problem. Ja już nie mogę niczego więcej stracić, gdyż to, co odeszło, jest wszystkim. Zostało już tylko to, czego nie można stracić.
Poza tym Konsorcjum uczyło mnie jak korzystać z tej możliwości i, nie powiem, nauczyło mnie sporo, ale potrzebny mi jest ktoś, kto poprowadzi to dalej.
Ponadto przez ten czas nie zauważyłem żadnych efektów ubocznych, a obserwowałem uważnie, gdyż jest to moja konstrukcja. Mogło coś pójść nie tak. Wszystko poszło jednak w porządku.
Konstrukcja się sprawdziła. Żadnych usterek, żadnych efektów ubocznych.
Sam, bez pokierowania, mogę wejść tam, gdzie nie powinienem wchodzić od razu. Efekt będzie jeszcze gorszy, gdyż nie wątpię, że to również musi być proces, nie nagła zmiana.
Tego elementu może zabraknąć, jeśli przystąpię do tego sam, choć niewątpliwie starałbym się iść delikatnie, powoli i cierpliwie.


~Nie dotarles jeszcze tak daleko jak sadzisz. Jeszcze masz szanse na.. Na normalnosc. Jezeli jednak... Nie, nawet takiej odpowiedzialnosci nie moge brac na siebie..

Dziewczyna wygladal jakby stala przed przepascia, a za nia szalal pozar. Ani w ta, ani w ta strone nie chciala robic kroku.

~Stawiasz mnie przed trudna decyzja. Musze to przemyslec... Jednak.. Nie, poprostu musze przemyslec.

-To, co ty nazywasz normalnością, ja nazywam przeszłością. To stało się naturalnie. Przeżyłem prawie dwa wieki. Za sześć lat wejdę w trzeci wiek. Nie wrócę już do tego, bo nie ma jak. Życie przestało mnie bawić, fascynować. Jest dla mnie obojętne.
Co z tego, że jakaś planeta uległa zniszczeniu? Nie jest mi z tego powodu smutno, ale też się nie cieszę.


~Alez to mozna cofnac. Moge.. Moge przywrocic ci radosc zycia. Jestem w stanie naprawic to co zostalo zniszczone. Jestem.. Jestem pewna, ze moge. Co prawda bedzie to wymagalo duzo mocy i .. Ale to nie jest wazne. Moge ci przywrocic zycie takim, jakim byc powinno bez zmien w twoim umysle.

Zdawac by sie moglo, ze dziewczyna niemal bolesnie pragnie by mezczyzna zgodzil sie na jej slowa. Niebieskie oczy zalsnily nowym blaskiem, a z calej postaci zaczela emanowac lekka, swietlista poswiata.

Uśmiechnął się lekko z delikatną radością.
-Nie chciałbym tracić doświadczeń i wspomnień, a to te wyprały mnie ze wszystkich odczuć. Może i uda się to na chwilę, ale zapewne czeka mnie wirówka doświadczeń i znowu to samo.

~Moze... Niekoniecznie.

Blask przygasl.

~Warto jednak sprobowac.

-Lubię na ciebie patrzeć. Twój umysł wyprawia niesamowite rzeczy z otoczeniem, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu-powiedział, uśmiechając się lekko podczas obserwowania blasku. Nigdy by jej tego nie powiedział, gdyby nie to, ze miał w sobie trochę bezczelności i odwagi w tej materii. Dawniej nie mógłby tego powiedzieć.

Blask na chwile ponownie przybral na sile. Tym razem bardzo wyraznie zaplonela w nim zlota aura.

~Przygotowuje sie.

Odpowiedziala, ale jej glos nie zabrzmial jak zwykle. Dalo sie w nim wyczuc glebsze nuty, emocje, uczucia falujace gdzies na jego obrzezach.

-Nie musisz, przeżywanie tego samego co przez niemal dwa wieki, tyle, że przyspieszone do kilku dni, nie jest tym, czego wybitnie pragnę.
Wiem, iż to nie będzie przyjemne doświadczenie i tak naprawdę aktualnie niewiele mnie to obchodzi, lecz obchodzić będzie, kiedy odzyskam to, co straciłem.


~Zatem nie chcesz..? Odrzucasz szanse? Nie rozumiem cie.. Jednak nie bede juz nalegac. Dobrej nocy Albiorixie.

-Dziękuję za propozycję. Dobranoc-odezwał się, gdy Midia wychodziła. Siedział tak jeszcze chwilę, myśląc o powrocie do tego, co już utracił, gdy nagle pokręcił głową.

Wstał, po czym ruszył po schodach na górę. Znajdowały się tam wygodne fotele oraz stoliki. Nigdzie nie było klawiatur.
Usiadł na jednym z siedzisk, aktywując okulary.

"<wykonaj>Wyszukaj i połącz z komputerem pokładowym</wykonaj>"

Projekcja na powierzchni szkieł zabłysła, przedstawiając pasek wczytywania, który szybko zniknął na rzecz napisu "Połączono", zaś Albiorix, mając dostęp do komputera, aktywował projektor hologramowy.

"<zapisuj>LX-300</zapisuj>"

"Droga Mleczna. Dane."

Nagle na ścianie pojawiły się dane o galaktyce opatrzone odpowiednimi obrazkami. Włączona była również funkcja czytania tekstu, więc z głośników popłynął damski głos.


-Droga Mleczna-galaktyka spiralna z poprzeczką o wieku około 14 miliardów lat. Średnica to około 100 000 lat świetlnych. Grubość to około 12 000 lat świetlnych. Zawiera ponad 400 miliardów gwiazd.
Składa się z centralnie umieszczonego jądra, będącego supermasywną czarną dziurą, wokół której, z ogromną prędkością, porusza się dysk galaktyczny
-mówił nieprzerwanie głos, natomiast Profesor słuchał.

Dostarczane były dane na temat masy galaktyki, poszczególnych ramion dysku, sąsiedztwa z innymi galaktykami. Poruszone zostały również najbardziej znane i ważne układy gwiazdowe, wśród których pojawiła się nazwa, do której miał zamiar przejść.

"Układ Słoneczny. Dane."

Tak jak w przypadku galaktyki, pojawiły się zapiski opatrzone hologramem.


Z głośników popłynął szczegółowy opis Układy Słonecznego z krótkimi opisami Słońca, pasów planetoid, obłoku Opika-Oorta, a także poszczególnych planet. Warto było coś wiedzieć o wszystkim, jednakże stosunkowo przeszedł do Ziemi.

"Ziemia. Dane."


Głos zaczął zdawać relację od początku świata, zaczynając od faz bakteryjnych, prezentując przy tym dynamiczny obraz planety, gdzie można było dostrzec ruchy kontynentów oraz mikroorganizmy, o których mówiono. Historia przechodziła dalej, pokazując obrazy morza, stworzeń w nim żyjących, a następnie tych, które wyszły na ląd.
Pokazany był rozwój gadów, które osiągnęły monstrualne rozmiary, ich zagłada i rozpoczęcie panowania ssaków, piekło na ziemi, wielkie zlodowacenie.
W późniejszych etapach nacisk położono na rozwój małp, które przechodziły do wyprostowanej pozycji, zaczynając wykorzystywać narzędzia.
W końcu pojawił się człowiek. Rewolucja neolityczna, pierwsze, prymitywne kultury, rozwijające się w dorzeczach największych rzek.
Nil, Ganges, Indus, Tygrys, Eufrat, Huang-ho.
Przez ekran przepływały obrazy piramid, zikkuratów. Był twór zwany Wiszącymi Ogrodami Semiramidy.
Rozwój człowieka postępował. Wynaleziono koło, pismo. Powstawały pierwsze organizacje państwowe, a z tym wiązały się wojny.
Zaprezentowano Grecję z dwoma największymi polis, które rozwinęły się w czasie. Były nimi Ateny i Sparta.
Bitwy z Persami. Legenda Spartan o bitwie pod Termopilami.
Dalej był Aleksander Macedoński wraz ze swoimi najważniejszymi bitwami oraz gigantycznymi podbojami. Upadek imperium.
Rzym. Wojny punickie. Juliusz Cezar. Oktawian August. Powstawanie chrześcijaństwa. Upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego.
Dalsze wydarzenia skupiały się często na wojnach i knowaniach, lecz nie pominięto roli Karola Wielkiego w edukacji.

Mijał czas, zaś komputer wygłaszał swój wykład, nie pomijając niczego. Mówił między innymi o Hannibalu, Władysławie Jagielle, Jerzym Waszyngtonie, Napoleonie Bonaparte, dynastiach, Włodzimierzu Leninie, Józefie Stalinie, którego, nazwano ironicznie "wąsatym słoneczkiem", Adolfie Hitlerze. Oprócz politycznych postaci, były również inne.
Nie odważono się pominąć pewnego "człowieka z dalekiego kraju", z Polski. Nazywał się Karol Wojtyła i był pierwszym papieżem Polakiem.

Sfera religijna była ważna, więc na ten temat było całkiem sporo informacji, w tym relacje z pielgrzymek do różnych narodów, a także śmierć po latach, która złączyła wszystkie wyznania na świecie, pokazując, iż są wiarą w jednego boga.

Dalej był czas pokoju i eksplozja myśli technologicznych, postępujących coraz szybciej.

Nie mniej jednak i ten czas spokoju skończył się, rozpoczynając fazę nazywaną "Furią Natury".
Po próbach jądrowych w Pekinie dziura ozonowa powiększyła się. Rozpętała się III Wojna Światowa nazywana tak z powodu, iż jej działanie miało efekt globalny.
Mimo, że trwała ona jeden dzień i nie uczestniczyły w niej wszystkie państwa, wyrządziła ogromne szkody.
Udział w niej brała między innymi Ameryka Południowa, Australia, bieguny.

Zaatakowano Rosję Środkową, blisko Chin, Wielką Brytanię. Trzy bomby uderzyły w Stany Zjednoczone, dwie na Japonię i Chiny.

Promieniowanie objęło obszarem całą Europę, Azję i Amerykę Północną, jednakże było państwo, które odegrało pozytywną rolę. Były to Niemcy, którzy świetnie przygotowali się na taką ewentualność.

Państwa, na które spadły bomby, zostały kompletnie zniszczone, jednakże dzięki tak zwanemu Wielkiemu Spiskowi Niemieckiemu, nie doszło do zagłady całej Ziemi. Ów Spisek dokonał czegoś wielkiego. Dzięki niemu nie wszystkie głowice zostały uzbrojone.

W tym momencie nastąpiło rozszerzenie informacji o Niemcach, dając wiadomość, iż rządziła tam Rada Pięciu.
Były również sugestie o tajnych zgromadzeniach, jednakże żadna konkretna informacja nie jest znana.

Do tego czasu wiara straciła na znaczeniu. Watykan już się nie liczył tak jak inne religie. Przetrwał buddyzm, choć mnisi zamknęli się w swoim klasztorze.
Powstały dziesiątki sekt, z których najpopularniejszą byli Wyznawcy Końca Dni.
Głosiła ona, że kiedy koniec świata nadejdzie, a wielu wierzyło, że nadejdzie już niedługo, wszyscy ludzie staną się półbogami i zamieszkają pod wodą i pod powierzchnią ziemi. Ludzie wierzyli.
Sekta była tak naprawdę przedsiębiorstwem, które wstrzeliło się w nisze rynkową. Wykorzystywała ona ludzi, których wykorzystywało do rozmaitych badań i testów, by móc dzięki temu przeżyć. Wielu zabili, lecz większość dalej wierzyła.

Tymczasem populacja ludzi na całej ziemi drastycznie wzrastała. Wszystko stało się dozwolone. Zapanował chaos i anarchia.

Naukowcy mięli jednak własne zmartwienia. Byli towarem deficytowym, o który zabiegał każdy bogacz. W tamtych czasach spadło znaczenie tego, ile kto ma pieniędzy, ale ile kto ma naukowców pod swoją komendą.
To z kolei dawało możliwości naukowcom. Rozpoczął się edukacyjny wyścig szczurów.

Każdy z nich miał zagwarantowane dobre życie, żywność, której nie było, czystą wodę, tlen i możliwość ucieczki z rozwścieczonej planety.

Nie mniej jednak i tak wszystko kręciło się wokół pieniędzy, nawet jeszcze bardziej niż poprzednio, gdyż to za nie można było kupić większość potrzebnych przedmiotów, zaś kapłani boga, którym były pieniądze, zawsze znajdą sposób na wzbogacenie się. Tak też się stało.

Podziały finansowe rosły, przez co rozpoczął się neofeudalizm oraz powrót do zamków średniowiecza. Tym razem jednak owe zamki naszpikowane były nowoczesną technologią.

Era ta trwała krótko, ale intensywnie. Naukowcy nie spali po nocach i harowali po kilka dni bez przerwy, lecz praca opłaciła się. Powstały statki, dzięki którym ludzie zdolni byli opuścić planetę, uciekając przed mieczem Słonecznym.

Wzrost masy słońca na przestrzeni czasu, nie tylko zasypywał większą ilością promieniowania, lecz również delikatnie zmienił orbitę Ziemi, przybliżając ją do siebie.
Lodowce zaczęły topnieć, lądy zostały podtopione, zaś surowce ziemskie kończą się. Miasta popadają w ruinę.

Bogacze zaczęli triumfować, odlatując z Ziemi statkami, na które pchały się tabuny ludzi. Rozpoczęła się Wojna Społecznościowa, podczas której ludzie gotowi byli zabić, by dostać się na statek i przetrwać, jednakże były wybierane tylko osobniki najlepsze.

W tej sposób ludzie zatracali człowieczeństwo wkraczając w "ewolucję wsteczną". Uaktywniły się prymitywne instynkty, a kiedy nastąpił Wielki Odlot zwany również Wielką Ucieczką, pozostały jedynie osoby w połowie zdziczałe, nie wyróżniające się niczym, patrzące z rozpaczą w niebo.
Ci, którzy zostali, zmuszeni byli do powrotu do jaskiń i nor. Brudne społeczeństwo pogrążyło się narkotykach, nałogach, libacjach. Ludzkość pogrążyła się w hedonizmie i rozmaitych chorobach.

Stopniowo Ziemia stała się pustą skorupą, na której jedynie zwierzęta, organizmy o doskonałym przystosowaniu ewolucyjnym, przystosowały się, stając się groźnymi bestiami, a także producentami żywności dla siebie samych. Prawdopodobnie odżywiają się za pomocą fotosyntezy lub chemosyntezy.

Ludzie z pozostałymi zwierzętami zeszli pod ziemię, stając się kanibalami, niszczący ludzi od środka, tak jak zwierzęta niszczyły od zewnątrz. Człowiek stał się ofiarą, przez co musiał zejść głęboko pod ziemię.

Natura nie oszczędzała ludzi, bestialskich niszczycieli. Odpłacała im za krzywdy windując zwierzęta na pozycję dominującą.

To, co kiedyś było człowiekiem, zaczęło łączyć się i krzyżować ze zwierzętami, którymi się stali, tworząc nową rasę.

Tutaj dane urywały się, gdyż misje badawcze nigdy nie powróciły. Od tamtego czasu nie dały nawet znaku życia, więc przyjęto, że umarli.

LX-300 zakończyło zapisywanie informacji, zaś Albiorix zastanowił się, patrząc na aktualny obraz planety. Nie mogło być łatwo. Wydał kolejną komendę, polegającą na rozłączeniu się i wyłączeniu systemu, po czym wstał.
Musiał chwilę odpocząć, a do tego idealnie nadawał się pokój medytacyjny.

Noc

Pokój medytacyjny nie był daleko, więc doszedł do niego bardzo szybko.

Wewnątrz panował spokój. Cicha muzyka i przyjemny zapach krążyły po pokoju wyłożonym matami.
Wystrój był całkiem przyjemny oraz uspokajający.

Nagle dostrzegł jeszcze coś. A raczej kogoś.

Midia lezala zwinieta w klebek pod jedna ze scian. Wlosy w nieladzie splywaly fala na jej twarz tak iz nie dalo sie jej dostrzec. Na odslonietych fragmetach nog i ramion widac bylo slady krwi.

Nagle rozejrzał się uważnie po pokoju, szukając kogoś, lecz kiedy nikogo więcej niż znalazł, zbliżył się do kobiety.

-Co się stało?-zapytał spokojnie i łagodnie klękając przy niej, po czym siadając na stopach.

Uniosla lekko glowe, tak ze mozna bylo dostrzec na jej twarzy slady lez. Wbrew jednak temu co bylo widac, usmiechnela sie.

~Nic. Przepraszam, juz sobie ide.

Po czym zaczela ostroznie sie podnosic do pozycji siedzacej. Dala sie przy tym zauwazyc pewnna niedbalosc zalozenia i dosc zmiety wyglad tuniki, ktora wczesnie, w bibliotece wyglada nienagannie.
Elfka sprawiala tez wrazenie znacznie starszej niz w trakcie tamtego spotkania.

-Jeżeli nie chcesz mówić, nie będę nalegał, ale jeśli chcesz porozmawiać, to mów śmiało-powiedział, wykazując delikatne zaniepokojenie, któremu przeczył uśmiech na twarzy.

Wygladala jakby chciala otworzyc usta i powiedziec cos na glos, lecz.. Pospiesznie odwrocila glowe.

~To tylko wspomnienia.

Nastepnie jakby chcac zmienic temat, zapytala.

~Znalazles cos ciekawego w bibliotece, Albiorixie?

Przesłanie było jasne. Nie chciała o tym mówić. Dlatego też nie pytał więcej.
Skinął głową.

-Tuż przed wyjściem zastanowiło mnie jedno. Czy nikt nie pomyślał o przywróceniu ci wzroku i mowy?
Ja sam, jako neurolog mógłbym przeprowadzić taki zabieg. Myślę, że prawie napewno by się udał. Zostaje granica niepewności, wynosząca jeden procent, może nawet mniej.
Pobudzając odpowiednie części mózgu, mogę sprawić, że znowu zaczniesz widzieć i mówić.
Problem jest taki, że potrzebuję swojej pracowni lub profesjonalnej sali operacyjnej oraz sprzętu badawczego.
Jeżeli byśmy lecieli w kierunku Andromedy i przelatywali koło Artemidy, moglibyśmy się tam zatrzymać.
Jeżeli nie, mogę spróbować w Konsorcjum, po powrocie.
Czy wyraziłabyś na to zgodę?


Przez dluzsza chwile siedziala w ciszy. Zanim odpowiedziala uniosla glowe tak by widziec swojego rozmowce. Jej twarz wyrazala bol i smutek, ale i pogodzenie z faktem.

~Gdyby przywrocenie mi tych zmyslow bylo takie proste, nastapilo by dawno temu. Nie. Nie moge ich odzyskac gdyz ich utrata jest czescia kary. Mimo, iz nastapila zanim wydano na mnie wyrok. Przywrocic je moge tylko w jeden sposob. Umierajac.

-Kto zadał ci taką karę? Ciężko mi sobie wyobrazić za co mogłabyś ją dostać, patrząc pod kątem tego, jaka jesteś obecnie-pokręcił głową ze spokojem.

~Nie zawsze taka bylam. Kiedys... Dawno temu zlamalam prawo. Trafilam do niewoli gdzie pozbawiono mnie mozliwosci ogladania swiata i ... Zabrano mi to co mialam najcenniejszego, moj glos. Ucieklam i wrocilam do domu, lecz zbrodnia nie zostala wybaczona. Wygnano mnie nakladajac ultimatum. Musze oddac zycie. Za kogos. Za cos. Musze to zrobic dobrowolnie, a wtedy...

Jej twarz rozjasnil radosny usmiech.

~Wtedy bede mogla wrocic.

Powrót. Po śmierci.

-Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że jesteś dużo bardziej niezwykła niż mi się początkowo wydawało. Kim jesteś?

~Na Ziemi zwa nas aniolami. My sami wolimy jednak okreslenie Edenczycy.

-Ziemia-powiedział z zastanowieniem. Przepełniło go nagłe zainteresowanie, ledwo zauważalne podniecenie i... delikatna iskierka obawy, natomiast kiedy patrzył na rozmówczynię, lekko się ona pogłębiła.

Zasmucila sie.

~Obawiasz sie... Czego? Nie moge cie skrzywdzic.Obawiasz sie.. Twoja aura jest zbyt nikla.. Nie widze dokladnie..

-Nie ciebie. Przyszłości. Jesteś żywym dowodem na prawdziwość Mitu z Ziemi. Radość, a przede wszystkim miłość.
Kto nie ma miłości w sercu, nie zazna wiecznej szczęśliwości. A ja jej nie mam i, co gorsza, wcale jej nie chcę.
Wyzbywa się nienawiści.
Ja ją posiadam i chcę ją mieć.
Dla takich osób przeznaczone jest wieczne potępienie w bólach, mękach, cierpieniu. Nie boję się Boga. Nie boję się piekła. Są mi one obojętne.
Obawa płynie z innego źródła. Teraz mnie nie obchodzi, ale kiedy będę doświadczał tego, jak najbardziej będzie mnie obchodziło.


Odczekala chwile dajac slowom czas na przebrzmienie. Gdy to sie stalo wyciagnela dlon i lekko dotknela policzka Albiorixa.

~To wszystko nie tak. Te slowa... Tak, dawno temu na Ziemi istnial mit, o ktorym mowisz. Stworzono go jednak glownie w celu wyjasnienia naszej obecnosci na tej planecie i zapobiegniecia wojen miedzy nami. Innym powodem byla chec ostrzezenia ich przed wyslannikami Otchlani. Ziemia od zawsze byla bowiem placem bitwy pomiedzy naszymi swiatami i tak jest zapewne do dzis. Otchlan wygrala. Widziales ta planete. Wiesz jak wygladala gdy ostatnio robiono zdjecia. Dokladnie tak samo wyglada Otchlan. Jak jest teraz.. Gdybym mogla powrocic do Edenu chociaz na chwile.. Przejsc przez brame... Lecz nie moge i tak jak wszyscy musze czekac, az tam dotrzemy.

Kiedy dotknęła jego policzka, uśmiechnął się lekko. Odruchowa reakcja, jednakże czuł, że byłoby to miłe, gdyby mógł to poczuć również na płaszczyźnie emocjonalnej.

-Czyli podążamy wprost do Otchłani. Do piekła. Wymowne zobrazowanie-westchnął lekko z delikatnym żartem w glosie.

-Czyli tak bardzo chciałaś, żebym odzyskał to, co ludzkie, bardziej ze względu na pochodzenie niż perspektywę tego, co mogłoby mnie czekać?

Cofnela dlon.

~Nie do Otchlani. Otchlan jest gorsza, znacznie gorsza. Ziemia przypomina ja tylko z zewnatrz i chce wierzyc, ze nie zostala zmieniona bardziej.. Twoj brak uczuc... Nienawisc ktora, jak powiedziales, chcesz zachowac. Wszystko to czyni cie slabszym, bardziej podatnym. Bez silnej aury nie masz tarczy. Bez tarczy... Giniesz.

Zamilkla i przez chwile jakby cos rozwazala.

~Jezeli sadzisz, ze wytrzymasz moge cie tam zabrac. Beda to tylko moje wspomnienia, jednak dadza ci pewien obraz.. Punkt odniesienia.

-To było tylko porównanie, jakie mi się nasunęło, jednakże nigdy nie lubiłem poezji-uśmiechnął się.

-Chętnie zobaczę jak tam jest-stwierdził z powagą.

Nie wiadomo czy usmiech, ktory zajasnial na jej twarzy mial pokrzepic jego czy jej samej dodac sil i odwagi. Usadowila sie wygodniej przyjmujac pozycje zwana kwiatem lotosu. Odczekawszy, az Albiorix rowniez usiadzie wygodnie, powiedziala.

~Musisz oczyscic swoj umysl. Potrzebuje bys udostepnil mi jak najwieksza jego czesc-powiedziała, zaś Profesor wybrał pozycję półlotosu. Ściągnął okulary, po czym zamknął oczy udostępniając Midii niemal cały jego umysł.

Odczekala, az wykona jej polecenie, a gdy tak sie stalo wyciagnela dlonie i polaczyla je z jego wlasnymi. Swiat zawirowal...
Gdy ponownie powrocil do stabilnego stanu, nie byli juz w pokoju medytacyjnym. Unosili sie w powietrzu, a pod ich nogami szalaly plomienie. Strumienie lawy niczym wodospady wplywaly do wnetrza ogromnej szczeliny. Jak okiem siegnac nie bylo widac niczego poza czarnymi skalami, szarymi oparami dymu i ta ognista ciecza.

~Tak na zewnatrz wyglada znaczna czesc tej planety.

Odezwal sie glos tuz przy mezczyznie, a gdy odwrocil spojrzenie od widokow w dole, ujrzal postac kobiety mniej wiecej dwudziestoletniej. Ubrana byla w zwiewna, lekko lsniaca suknie, ktora lagodnie falowala w rytm poruszen pary ogromnych, bialych skrzydel. Usmiechala sie lekko, smutnym usmiechem, ktory poglebial blekit jej oczu. Zdawaly sie widziec, tak jak usta poruszac w rytm jej slow, jednak dzwiek wciaz rozlegal sie jedynie w jego umysle.

~Tak tez, najprawdopodobniej wyglada teraz Ziemia. Moze nie jest do tego stopnia zniszczona i pochlonieta przez zywiol, jednak watpie by swym obrazem znacznie odbiegala od tego tutaj.

Swiat ponownie zawirowal.
Nowy widok nie byl wcale lepszy od poprzedniego. Stali na czarnej skale. Nie bylo tu rzek lawy. Pozostal jednak dym, ktory otulal ich stopy szarym calunem. W szczelinach mozna bylo dostrzec czerwona poswiate dobiegajaca z wnetrza planety.

~Teraz przejdziemy przez brame.

Powiedziala cicho wskazujac cos za plecami mezczyzny. Gdy podazyl za jej dlonia jego oczom ukazala sie brama, lecz nie tylko. Okazalo sie bowiem iz stali na wiodacej do niej drodze po ktorej obu bokach wznosily sie nagrobki. Szare, czarne, zniszczone. Pomiedzy nimi strszyly kikuty drzew, rownie martwych jak wszystko wokolo. Wszedobylski dym snul sie wsrod nich muskajac je lekko, jakby czule. Nie dala mu jednak zbyt duzo czasu by mogl przyjrzec sie temu dokladnie. Chwyciwszy jego dlon pociagnela za soba w kierunku bramy. Jsniala zlota poswiata, ktora mieszala sie z czerwienia buchajaca w glebi tego co skrywala.

~To glowny palac.

Wyjasnila gdy przenikali przez zamkniete wrota. O dziwo, wbrew temu czego mozna sie bylo spodziewac, nie panowal tam gorac, lecz dosc przyjemny chlod. Na dziedzincu, bo to wlasnie znajdowalo sie za brama, staly liczne ogniste posagi przedstawiajace skrzydlate postacie. Byly bardzo podobne do jego towarzyszki...

~To wiezniowie.

Wyjasnila krotko przechodzac pospiesznie obok i nie spogladajac w ich strone. Nagle cisze przeszyl straszliwy krzyk cierpienia. Zaraz za nim rozlegl sie kolejny, a po nim nastepny i nastepny i... Midia puscila dlon towarzysza i w daremnej probie powstrzymania tych dzwiekow zaslonila uszy. Lecz one brzmialy nadal. Nie na zewnatrz lecz w ich glowach. Prosily, blagaly o ratunek. Ostrzegaly. Napelnialy wslasnym bolem i tesknota. Upadla na kolana. Kolejno, jedno po drugim, piora tworzace jej snieznobiale skrzydla, zaczely plonac. Rozpalone do czerwonosci lancuchy wystrzelily z podloza unieruchamiajac jej nogi, oplatajac tulow.

~Wystarczy!

W umysle mezczyzny rozlegl sie jej glos na chwile przekrzykujac pozostale.
Swiat ponownie zawirowal.
Pokoj medytacyjny wygladal dokladnie tak samo, jak w chwili gdy przekroczyl jego prog.

Rozejrzał się po sali medytacyjnej, po czym zamrugał oczami. Wszystko było niewyraźne i rozmazane. Zamrugał jeszcze raz, nieco szybciej, gdy nagle zorientował się, że nie ma na sobie okularów.
Wyciągnął rękę, bardziej na pamięć niż wzrokowo, lecz nie trafił na nie, więc wyciągnął ją dalej...
Nagle grzbietem dłoni trącił coś... Podniósł rękę trochę wyżej, gdzie opuszki palców trafiły na nogę, jak się okazało Midii.
Nagle, druga ręka natrafiła na szkła, które szybko wylądowały na nosie.
Do tej pory widział słabo, ale kiedy tylko spojrzał ku kobiecie, wstrzymał oddech.
Mógłby spróbować wybudzić ją fizycznie, lecz nie chciał, by poniosła tego konsekwencje.
Ocenił szybko to, co działo się z otoczeniem, po czym ściągnął okulary i zamknął oczy.
Miał nadzieję, że uda mu się odtworzyć drogę, którą przebył. Miał nadzieję, że uda mu się trafić we właściwe miejsce, bo jest jej to winien.

Próbował przebrnąć przez rwącą rzekę. Uważnie poszukiwał brodu, lecz nie mógł go znaleźć i nie wiedział czy kiedykolwiek znajdzie go w ten sposób. To było bez sensu. Był zbyt słaby, żeby móc przejść tą drogą.
Otworzył oczy, marszcząc brwi. Spojrzał na rozmazany kształt lewitującej kobiety, po czym ponownie je zamknął.
Próbując jeszcze raz, tym razem postanowił podejść do od innej strony.

Tym razem szczescie dopisalo mu nieco bardziej. Swiat zawirowal jednak miejsce w ktorym sie znalazl nie wygladalo jak to do ktorego zabrala go Midia. Stal na osniezonym szczycie. Przed nim malowala sie potega gor w calej swej krasie. Siegajace chmur szczyty pokrywal lsniacy biela snieg. Powietrze bylo krystalicznie czyste. Cudownie rzezkie. Pobudzajace. Nie byl sam. Tuz obok stala postac jakby utkana z tego sniegu i tych chmur. Postac mezczyzny o lsniacym blekitnych swiatlem sercu.


Nagle znalazł się w jakimś miejscu. Znajdował się na szczycie góry. Widok był naprawdę imponujący, lecz szybko stwierdził, że nie jest sam.

-Kim jesteś i gdzie ja się znalazłem?-spróbował znaleźć punkt odniesienia.

Postac odwrocila sie w jego kierunku. Nie mial twarzy tak jak i nie mial prawdziwego ciala.

~Jestem Traveller. To miejsce nosi nazwe Szczytu Swiata. Nie powinno cie tu byc.

-Masz rację tutaj mnie nie powinno być. Powinienem być w innym miejscu. Czy mógłbyś skierować mnie do Otchłani? Muszę tam dojść-powiedział ze spokojem i powagą, podziwiając otoczenie oraz przyglądając się rozmówcy.

~Otchlan nie jest miejscem dla takich jak ty. Jaki masz cel w tym by sie tam udac?

-Właśnie to jest chyba najodpowiedniejsze miejsce dla mnie-uśmiechnął się lekko, odruchowo.

-Znalazła się tam jedna osoba, której muszę pomóc wrócić. Możesz wierzyć lub nie, ale potrzebuję tej wiedzy-utkwił poważne oczy w beztwarzowej postaci. W jego wnętrzu na, ten widok, nie poruszyło się nic. Martwa pustka.

~Z Otchlani sie nie wraca.

-Nic mnie to nie obchodzi. Nie kocham świata, w którym żyję i nie będę płakał, jeśli się z nim rozstanę. Wiem, że jak tam zamieszkam, zacznie mnie to obchodzić, ale obecnie bardziej interesuje mnie to, czy w tamtym miejscu będę miał moje sprzęty.
Muszę się dostać do Otchłani. Tam jest osoba, która kocha świat bardziej niż ja i ma szansę na przyszłą szczęśliwość.
Nie zmuszam cię, byś szedł ze mną. Poprostu pokaż mi drogę
-nalegał, prezentując idealnie stoicką postawę.

Traveller po raz pierwszy wykazal niewielka doze zainteresowania.

~Kim niby jest ta cudowna istota?

-Sądzę, że musisz ją znać, gdyż jesteśmy, mam nadzieję, w jej wspomnieniach.
To Midia i nie dam jej tam zostać. Już byłem w Otchłani, gdyż zaprowadziła mnie tam. Wiem, że to okropne miejsce, jednakże mnie całkowicie nie obchodzi.
Skieruj mnie do Otchłani
-nalegał dalej, zachowując powagę.

Przez chwile wygladalo jakby istota nie uslyszala jego slow. Nagle zerwal sie porywisty wiatr niosacy ze soba drobne platki sniegu. Obraz zamazywal sie coraz bardziej az znikl zupelnie. Gdy burza ustala byl juz w pokoju medytacyjnym. Midia nadal lewitowala nad podloga i nikogo oprocz nich nie bylo.

Otworzył oczy, zaś zamazany obraz powiedział mu, iż znajduje się w pokoju medytacyjnym. Pokręcił głową z rezygnacją.
Kimkolwiek był Traveller, nie pomógł mu wogóle.
Nie mniej jednak on wcale nie zamierzał ustępować. Musiał dostać się we właściwe miejsce, więc ponownie zamknął oczy.
Powinien wiedzieć jak dostać się przynajmniej na Szczyt Świata.

Nic sie nie dzialo. Nic, do chwili gdy nagle zaczela grac muzyka. Lagodna, cicha, relaksacyjna.

Awaria komputera? Być może. Nowy utwór? Możliwe, lecz była jeszcze jedna możliwość, którą zamierzał sprawdzić.

-Dzień dobry-powiedział, nie otwierając oczu.

-A raczej dobry wieczór-poprawił się.

Odpowiedziala mu cisza. Lecz po chwili...

~Albiorixie?...

Uśmiechnął się lekko, zmieniając pozycję bez otwierania oczu. Już nie siedział. Poprosru się położył, próbując wymacać okulary, ale kiedy mu się to nie udało, podłożył ręce pod głowę.

-Udało ci się-stwierdził pogodnie. Cieszył się. Delikatnie, ale się cieszył, lecz było w tym coś jeszcze. Ciut goryczy.

-Dobrze, że wróciłaś, bo nie było przyjemnie patrzeć na ten widok.

~Pomogles mi. Wezwales Opiekuna. Bez niego.. Bez ciebie.. Dziekuje.

-Nie masz za co dziękować. To była moja osobista porażka, której nie mam zamiaru sobie wybaczyć.
Muszę się nauczyć kontrolować umysł w większym stopniu, bo bez tego, w takich sytuacjach, jestem bezradny. Gdyby nie to, że spotkałem Travellera, całkowicie przypadkiem, nie wiem czy zdołałbym pomóc
-powiedział, zaś szczątki radości zostały brutalnie zmienione, zostawiając samą gorycz, będącą jak kilka liści na wielkim jeziorze spokoju.
Przez chwilę nic nie mówił, po czym ponownie zabrał głos.

-Przepraszam, że bezprawnie wkroczyłem do twojego umysłu. Teraz ty wejdź do mojego. Wszelkie obrazy, jakie napłyną, mogę komentować, jeśli będziesz tego chciała-uśmiechnął się odruchowo.

~To nie bylo bezprawne. Zaprosilam cie. Wyraziles zgode. Reszta .. Reszta byla w calosci moja wina i to ja powinnam cie przepraszac. Okazalam sie za slaba. Za duzo energii stracilam wczesniej by utrzymac wspomnienia w klatce. Nie powinnam podejmowac tego ryzyka. Twoja propozycja. Jestem zaszczycona lecz nie moge. Otworz oczy Albiorixie.

-Możesz. Potraktuj to jako rewanż, na który masz całkowitą zgodę-stwierdził, lecz kiedy usłyszał prośbę, zastanowił się, otwierając oczy.

Stala nad nim. Nie widzial dokladnie. Ledwie zarys sylwetki, rozmyty kolor.

~Zostalo mi jeszcze tyle by...
Przyblizyla sie, uklekla, dotknela jego skroni. Nic sie nie dzialo. Jej skora wciaz byla goraca, jednak nie tak, jak wczesniej. Zabawne... Wrazenie przypominalo kolejna podroz w glab umyslu. Swiat zawirowal, gdy powrocil do normalnego wygladu byl... Wyrazny. Kazdy szczegol, kolor, wzor na scianie....

Czuł jej ciepło na swojej głowie. Nienaturalnie gorące dłonie były chłodniejsze niż poprzednio. Było to całkiem miłe doznanie, którego nie miał od wielu lat, lecz jego chłodny umysł nie poddawał się, analizując jak eksteroreceptory, a precyzując, mechanoreceptory, przekazują odczucie dotyku płytkiego, wprost do mózgu.
Nagle świat zawirował, przez co Albiorix zamrugał oczami, lecz chwilę później znowu znalazł się w pokoju medytacyjnym...
Wstrzymał oddech, nie dowierzając. Wzrok powrócił bez operacji, na którą nigdy by się nie zgodził.
Głośno wypuścił powietrze, po czym roześmiał się. Mechanoreceptory i termoreceptory wciąż wykrywały dłonie Midii na jego skroniach, więc nie podnosił się, uważnie oglądając kobietę przez wyleczone oczy.
Jego drobna radość i zaskoczenie były ledwie delikatnymi falami na powierzchni jeziora, lecz biorąc pod uwagę jego system emocjonalny, było to naprawdę dużo. Pogłębiło to jednak poczucie winy, że nie zdołał jej pomóc, gdy potrzebowała tego.
Czuł się zarówno lepiej jak i gorzej. Chciał jej jakoś odpłacić, lecz nie wiedział jak.
-Jesteś prawdziwym aniołem. Zarówno w sensie dosłownym jak i przenośnym-uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. To już nie był odruch.
Nie wiadomo było jednak czy chodziło mu o jej wygląd czy o charakter.

Rozesmiala sie wesolo. Odjela dlonie od jego skroni po czym wstala. Przez chwile wygladala jakby miala upasc, jednak koncem oncow ustala.

~Powinnam odpoczac. Musze odzyskac sily nim zacznie sie dzien. Dziekuje ci za towarzystwo i troske.

Szybko podniósł się na nogi, zabierając swoje okulary. Należało je poprawić i to szybko. Nie potrzebował ich już, lecz w nich był komputer.
Co prawda większość danych miał w głowie, a było ich sporo, lecz mimo wszystko potrzebował zabezpieczenia.
Schował szkła do kieszeni, po czym podszedł do Midii.

-Nie mam pojęcia do jakiego stopnia mi pomogłaś, ale wiem, że jest to bardzo dużo. Być może właśnie wytrąciłaś broń z ręki wroga, który pozbył się moich poliwęglanowych oczu. Być może właśnie uchroniłaś mnie przed pominięciem ruchu, którego nie powinno się pominąć-wzruszył ramionami, zaś jego odczucia powoli opadały.
Nagle objął dziewczynę, przejmując na siebie część jej ciężaru i wspomóc własną siłą, której nie utracił.

-To przeze mnie jesteś osłabiona, nie pomogłem ci wtedy, kiedy tego potrzebowałaś i przywróciłaś mi wzrok, więc nie odmawiaj mi możliwości pomocy, chociażby w zaprowadzeniu cię pod twój pokój-stwierdził całkowicie już spokojnie.

Szli w milczeniu, zaś Profesor odtwarzał w pamięci potrzebne fragmenty statku, by wybrać najkrótszą drogę, dzięki której szybko doszli do pokoju wspólnego. Tam właśnie doprowadził Midię, zostawiając ją.

~Dziękuję-powiedziała, po czum weszła do środka.

Było już późno, więc postanowił w końcu wejść do swojego pokoju. Stanął przed panelem, gdzie wpisał trzydziestocyfrowy kod, zaś drzwi otworzyły się i zamknęły za nim.

Swoje kroki skierował bezpośrednio do komputera, uprzednio wysuwając fotel. Włączył szybko projektor, zaczynając wydawać polecenia, które otworzyły funkcję rysowania.
Pospiesznie, choć dokładnie, naszkicował swoje okulary, zachowując odpowiednie wymiary, które zapamiętał.

Ustawił okulary, przyglądając się im uważnie. Należało stworzyć nakładki neutralizujące działanie optyczne, by zaczęło służyć jedynie za zwykłe okulary, w tym przeciwsłoneczne.

W tym calu od razu zaczął wyliczenia, czując się jak w domu...

Ranek

Rano miał już projekt, z którym skierował się się do pracowni. Wiedział gdzie ona jest dzięki planowi, więc dotarł do niej stosunkowo szybko.

Było to duże pomieszczenie z centralnie umieszczonym, metalowym stołem, na którym stały rozmaite przyrządy, również optyczne.
On jednak widział tylko to, co mogło mu się przydać. Szlifierka, mikroskop, lupa, obcęgi, śrubokręt, miernik laserowy, elektroniczne ramiona, imadło, piła, polerka.

Usiadł przy stole, wyciągając plany, które przygniótł wiertarką, wkrętarką oraz dwoma kluczami.
Wyciągnął również okulary, którym przyjrzał się krytycznie. Wystarczyły drobne nakładki o grubości dwóch folii spożywczych. Problem polegał na tym, że musiał je stworzyć z poliwęglanu.

***

Nareszcie skończył. Spojrzał na zegar. Dochodziło południe, zaś jemu zostało już tylko wypróbowanie nakładek. Gdyby pomylił się o dziesiątą część stopnia, obraz byłby nieostry, zamazany. Nie potrzebował już efektu zbliżania bądź oddalania.
Zdejmowanie nakładek, w razie potrzeby, również było proste, jednakże gdyby nie udało mu się ich dopasować, musiałby zaczynać jeszcze raz.

Założył szybko szkła i... stwierdził, że jest dobrze. Elektroniczne ramiona bardzo mu pomogły, więc mógł teraz nosić okulary, tak jak się do tego przyzwyczaił.
Pospiesznie sprawdził jeszcze czy komputer działa, a kiedy stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku, uśmiechnął się do siebie, zabierając plany, które umieścił w okularach. Papierowe spalił, wychodząc.

Ranek/Południe

Stał przed wejściem do symulatora, zastanawiając się. Właściwie to nie wiedział co on miałby tam robić.
Odpowiedź była prosta. Miał walczyć, choć nie lubił tego. Nie mniej jednak samą siłą umysłu nie dało się przeżyć.

Pokręcił głową, przestępując próg.

Zalazł się w obszernym, pustym pomieszczeniu, w którym działały jedynie komendy głosowe, co stwierdził po braku klawiatury.
Zignorował również identyfikację, jaką uraczył go komputer.

-Pokaż mi dostępne symulacje wulkanicznych planet-powiedział, za przed nim pojawił się hologram planety gęsto pokrytej kraterami.

-Kraster, symulacja 453. Wybierz stworzenia-powiedział komputer, wyświetlając listę dostępnych stworzeń...

Południe

Po symulacji postanowił pójść na basen. Dobrze by mu to zrobiło, więc wszedł do środka, gdzie zdjął ubranie, gdy nagle dostrzegł Midię, unoszącą się na powierzchni, dzięki powolnym ruchom rąk.
Patrząc na nią, stwierdził, że ponownie stała się tak młoda jak podczas spotkania w bibliotece.

-Z tego co widzę, odzyskałaś siły-stwierdził, wchodząc do pomieszczenia z basenem.

Gdyby mogla zapewne w tej wlasnie chwili wydalaby z siebie okrzyk zaskoczenia. Tracac rownowage zanurkowala pod wode by po chwili wyplynac prychajac, kaszlac i probujac zlapac oddech.

Kiedy kobieta zanurzyła się pod wodę, by po chwili wynurzyć się, Profesor westchnął. Znowu przez niego coś się stało. Poraz kolejny nieprzyjemności.

-Znowu przeze mnie. Przepraszam, nie chciałem cię zaskoczyć. Ciągle zapominam, że jestem dla ciebie niemalże niewidoczny. Jak widać, ma to swoje wady.

~Nie.. To ja, zamyslilam sie i nie uwazalam.. Przepraszam.

Usmiechnela sie pogodnie.

~Masz ochote poplywac?

Zapytala nieco figlarnie po czym juz w pelni kontrolujac ruchy swojego ciala, zanurzyla sie pod wode by po chwili wynurzyc sie blizej niespodziewanego towarzysza.

Obdarzył ją wyjątkowym uśmiechem, który odmładzał twarz druwiecznego Artemidianina, choć i tak nie wyglądał staro. Nawet przybielane włosy nad uszami, dochodzące do skroni, nie postarzały go na więcej niż niewiele ponad trzydzieści lat.

-Zasadniczo to chętnie-odparł, po czym wskoczył do wody, zanurzając się.
Przez chwilę nie wypływał, a następnie nagle wystawił głowę nad powierzchnię, usuwając włosy do tyłu jednym ruchem ręki.

Rozesmiala sie. Jej wesolosc wypelnila caly jego umysl.

~Wiec.. ?

Zapytala po chwili leniwego plywania.

~Co sadzisz o naszej wyprawie?

-Według mnie będzie ona bardzo trudna-położył się na wodzie.

-Właśnie odbyłem symulację w środowisku, do pewnego stopnia, przypominającym ziemskie. Jedna osoba nie ma szans przetrwać do powrotu statku, a jeśli przeżyje, będzie to cud.

-Ponadto uważam, że znalazłem sie w niewłaściwym miejscu. Nie popieram badań nad podróżami czasowymi-powiedział zdecydowanie, przepływając koło Midii.

~Dlaczego? Tyle dobrego mozna dzieki nim zrobic. Ocalic tyle informacji o innych swiatach, ich kulturze, zyciu codziennym. Jako anukowiec powinienes sie cieszyc ta nowa forma zdobywania wiedzy.

Mowila entuzjastycznie, lecz jej twarz przeczyla glosowi.

-Być może-powiedział.

-W każdym razie ja obawiam się, że to jest bardzo poważny krok w kierunku zmian przeprowadzonych w przeszłości, natomiast żadna z ras czy nawet Konsorcjum nie jest w stanie przewidzieć skutków tychże zmian. Po powrocie świat może wyglądać inaczej, zaś osoby przebywające w tym świecie... Na nich również się to odbije-westchnął lekko.

~Moze nie bedzie tak zle.. Chociaz..

Woda wokol niej zafalowala gdy zmienial pozycje i podplynela do drabinki.

~Przyszlosc... Ta misja... Wiem.. Czuje, ze stanie sie cos zlego tylko nie jestem pewna czy dotyczy to konkretnie naszej misji czy czasow po niej. Wiem jednak, ze nie bedzie to moja jedyna wyprawa zwiazana z lustrem.

Wyszla z basenu i skierowala sie w strone rzuconej niedbale tuniki. Tym razem jej kolor charmonizowal z kolorem wlosow elfki.

~Dziwne, ale nie czuje niepokoju ani strachu. Gdy mysle o przyszlosci jestem dziwnie spokojna. Kto wie, moze wkrotce wroce..

Dziwne ale mialo sie wrazenie, ze nie mowi o powrocie do Konsorcjum.

Zrozumiał ją. Mówiła o powrocie do jej domu, a to oznaczało jej śmierć.

-Wolałabyś wrócić czy zostać?-zapytał, zatrzymując się.

~Nie wiem... Chyba wrocic. Tak...

Jej mina wspolgrala z watpliwoscia w glosie.

~Bede tesknic, ale tam jest moj dom. Mozliwe.. Mozliwe, ze nadal bede mogla podrozowac. Zreszta.. Czy to wazne.

Wzruszyla ramionami.

~Najwazniejsza jest szansa jaka ta podroz daje Ziemi. Tylko to powinno sie liczyc.

Nagle on również spochmurniał. Przypomniała mu się Artemida i monotonne życie na niej. Monotonne, lecz miał to, co chciał. Uczelnia gwarantowała mu tyle nowych technologii, na ile mogła sobie pozwolić. Miał również dostęp do nowin naukowych, wśród których przodowała.
On również pragnął wrócić do domu. Od chwili rozpoczęcia wyprawy, coraz bardziej uświadamiał sobie, jakim to on jest zgrzybiałym mentalnie staruchem, którym był od dawna.
Najchętniej nie wychodziłby ze swojego gabinetu, a teraz musiał latać, wykonując misje dla zakłamanej korporacji.

-Też chciałbym wrócić do domu, ale ja nie mam szans, by trafić tam po śmierci-podciągnął się przy boku basenu, wychodząc, po czym podszedł do Midii.

-Chyba nasze spotkania mają na ciebie niekorzystny wpływ-zażartował.

-Zawsze jesteś po nich smutna lub wpadasz w jakieś kłopoty, przeze mnie. Chyba jestem dla ciebie pechowy-uśmiechnął się.

Rozesmiala sie wesolo.

~Nie. Nie wierze w pech czy szczescie. Poprostu.. Probuje przy tobie przekraczac granice, ktorych nie powinnam. Slymulujesz mnie rowniez do myslenia o rzeczach, ktore zazwyczaj pozostawiam sobie do przemyslen na osobnosci.

Nagle wyciagnela dlon probujac dotknac czegos co znajdowalo sie pomiedzy nia a Albiorixem.

~Twoja aura.. Zmienila sie.. Nabrala sily. To wciaz niewiele, jednak...

Usmiechnela sie radosnie..

-Najwyraźniej masz dobry wpływ na mnie-uśmiechnął się lekko.

-Będziesz mnie lepiej widziała-stwierdził, przyglądając wnętrzu dłoni Midii, wyciągniętemu w jego stronę.

~Ty zas bedziesz mial lepsza ochroche.

Odpowiedziala powazniejac po czym nagle sie rozesmiala cofajac niechetnie dlon.

~Chcialabym cie zobaczyc..

-Ale przecież...-ugryzł się w język, po czym uśmiechnął się.

-Rozumiem-przysunął się bliżej, by nie musiała wyciągać ręki.

Wyciagnela ponownie dlon tym razem dotykajac nie tylko aure ale i skore mezczyzny. Opuszkami palcow delikatnie wodzila po twarzy. Poznawala.

~Nie jestes... stary.

Powiedziala nagle, nieco zdumiona.

-Jestem, ale nie wyglądem-uśmiechnął się, czując na twarzy palce Midii.

-Mój wiek jest całkiem pokaźny, ale nie zmieniłem się prawie wogóle. No, może nie jestem już tak chudy jak przed przybyciem do Konsorcjum-wzruszył ramionami.

~Rozmumiem.

Wycofala dlon.

~Nie darzysz Konsorcjum szczegolnymi wzgledami, prawda?

-Nie da się ukryć. Przekupiło mnie nowymi możliwościami, wyprowadzając z domu, a teraz bawi się jak marionetkami, które nie mogą odejść.
Kolekcjonują najlepszych. Wiem, zabrzmiało to nieskromnie, ale na Artemidzie byłem jednym z najlepszych w swoim fachu.
Teraz kontrolują moje życie i nakazują iść na wyprawę, z której zapewne nie wrócę, a wszystko po to, by mieć możliwość podróży w czasie.
Nie, nie mam o Konsorcjum dobrego zdania, jednajże nie wszystko było złe.
Otrzymałem nowe możliwości, nowe spojrzenie na świat, poznałem nowych ludzi. Nie wszystko jest złe.


~Nie wszystko...

Powtorzyla nieco nieobecnie po czym z usmiechem na ustach ruszyla w strone sali cwiczebnej.

~Chodz..-powiedziała, zaś Profesor podążył za nią.

~Od czego zaczniemy? Wybierz..

Rzucila podchodzac do stojakow.

-A co proponujesz-zapytał.

~Mozemy zaczac od sztyletow.

Wyciagnela jeden z wiszacych na scienie, wygladajacy na idealnie naostrzony.

-Dobrze-zgodził się, chwytając za drugi sztylet. Nagle zorientował się, że jego twór już działa. Adrenalina krążyła we krwi, zaś umysł rozpoczął działanie.
Podrzucił sztylet na próbę, błyskawicznie łapiąc go, co było objawem działania stymulowanego umysłu.

-Jak dla mnie możemy zaczynać.

Zaczęli. Ostrza sztyletów spotkały się bardzo szybko, zbijając ostrza przeciwników, zaś salę wypełnił dźwięk zderzających się metali.

Szybkie pchnięcie spotkało się z niespodziewaną zastawą i błyskawicznym kontratakiem, przed którym ledwo udało mu się umknąć, lecz on nie zatrzymywał się.
Wykorzystał siłę rozpędu, przekształcając ją w obrót z szerokim rozmachem, lecz ponownie w miejscu, gdzie ostrze powinno zderzyć się ze skórą, napotkał twardy blok, na którym zatrzymał się.

Wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewał. Gwałtowny wypad na przód od góry w dół. Tego już nie udało się uniknąć pomimo najszczerszych chęci.
Mimo wszystko udało mu się zminimalizować rozmiar rany.

Odskoczył szybko, lecz tym razem ona zaatakowała, przez co złączyli się w kolejnej wymianie ciosów, by po pewnym czasie rozłączyć się. Przerwali.

~Twoje szanse na przezycie sa wieksze niz myslisz.

Powiedziala odkladajac sztylet i podchodzac do swojego przeciwnika. Nie liczac lekko przyspieszonego oddechu i kilku ran, nie widac bylo po niej sladow walki.

~Daj, zajme sie ranami.

-A nie zużyje to zbyt wielu twoich sił?-zapytał.

-To się zagoi samo, a niedaleko są medykamenty. Jako lekarz medycyny mogę sobie pomóc, choć z pewnością nie aż tak szybko.

-Nie musisz zużywać na mnie swoich sił. Już w nocy wykorzystałaś ich wiele-uśmiechnął się.

~Te sily juz powrocily. Leczenie zas.. To jedynie lekkie..

Mowiac przykladala dlonie do ran, ktore cofaly sie i zasklepialy jakby sztylet, ktory je robil biegl po skorze w odwrotnym kierunku.

~Cofniecie w czasie.

Czuł jak palce Midii wodzą po jego ciele, dotykając ran, które cofają się, a kiedy stwierdziła, że to lekkie cofnięcie czasu, spojrzał na nią ze zdziwieniem.

-Potrafisz cofnąć czas?-zapytał, zdając sobie sprawę z opinii jakie wygłosił o czasie. To nie było to samo, jednakże nie chciał się tłumaczyć.

~To jedna z podstawowych umiejetnosci mojej klasy. Uczylam sie tego odkad tylko podarowano mi trzecia pare skrzydel.. To bylo dawno temu..

-Jesteś prawdziwie niezwykła-stwierdził, przyglądając się jej uważnie.
Podsumował w myślach całą istotę Midii, jaką zdołał poznać. Była piękna, zarówno pod postacią Edenki jak i tą, w której występuje obecnie. Ważniejsze było jednak to, iż to bardzo dobra osoba, a także jej niezwykłe umiejętności.

-Potrafisz manipulować czasem? Masz wielką moc.

~Nie. Manipulowanie czasem o jakim zapewne myslisz wymaga mocy, ktorej nie posiadam i zapewne nigdy posiadac nie bede. Moje mozliwosci sa niewielkie. Nie potrafie wskrzesic zycia. Nie moge wskrzesic planety. Moge jedynie zatrzymac pewne procesy, cofnac je lub przyspieszyc. Nie moge tez przeniesc sie w przeszlosc czy przyszlosc.

~Tej mocy uzywam zazwyczaj jedynie w walce lub do leczenia ran czy ..

Usmiechnela sie.

~Powstrzymania procesu starzenia..

-Trzeba przyznać, że świetnie ci to wychodzi-również się uśmiechnął.

-A jak ją wykorzystujesz w walce? Przychodzi mi do głowy jedynie zatrzymanie lub spowolnienie czasu.

Rozesmiala sie.

~Dokladnie tak.

-To i tak bardzo duża siła. Jesteś unikatową osobą, chociażby pod względem mocy. Nikt nie potrafi tego dokonać. Co prawda umysły dysponują własnym "spowolnieniem czasu", jednakże jest to jedynie zwiększenie wydajności i prędkości w odbieraniu i wysyłaniu informacji.

~W twoim wypadku wychodzi to mniej wiecej na to samo, co moje zwolnienie i przyspieszenie czasu.

Odpowiedziala ze smiechem.

~Kolejna bron?

-Jestem za. Co myślisz o nieco dłuższych ostrzach?-zapytał, patrząc na ścianę z bronią.

Wzrok Profesora padł na miecz jednoręczny. Długi, nadający się do zadawania cięć oraz pchnięć. Szerokość jego klingi wynosiła około półtora cala. Chwycił dwa miecze za rękojeści, z czego jeden z nich obrócił tak, by trzymać za płaz klingi.

-Może być?-zapytał, podając broń, rękojeścią w stronę Midii.

~Sprobujmy.

Zgodzila sie chwytajac klinge, lekko jakby nic nie wazyla.

***

Podszedł do ściany, gdzie zawiesił miecz na swoim miejscu.

-Kończymy?

Skinela glowa.

~Dobrze. Wlasciwie mialam wstapic na chwile do czytelni gdy skoncze na basenie. Masz ochote mi potowarzyszyc?

-Chętnie. W sumie czytelnia i biblioteka to pomieszczenia, w których się najlepiej czuję-uśmiechnął się lekko, idąc wraz z kobietą.

Kiedy byli na miejscu, Midia ruszyła wprost do jednego regalu i wyciagnęła jedna, konkretna ksiazke jakby szla do niej po sznurku. Nastepnie usmiechnęła sie troche niepewnie po czym ruszyła w strone fotela, ale... zaczepiła udem o kant jednego z luzno stojacych jakby go nie zauwazyla.

-O czym jest ta księga?-zapytał z zainteresowaniem, bynajmniej nie udawanym, podchodząc do Midii, którą objął lekko, prowadząc do fotela.

~Dziękuję-powiedziała lekko zmieszana.

~To ksiega o Edenie.. Przynajmniej takim jakim widzieli go ludzie zamieszkujacy Ziemie.

Kiedy doprowadził dziewczynę, sam usiadł obok niej, opierając się wygodnie o fotel zwrócony lekko w kierunku siedzenia Midii.

-Ludzie inaczej wyobrażali sobie Otchłań. Nawet znali ją pod inną nazwą.
A jak jest naprawdę w miejscu, z którego się wywodzisz?


~W Edenie.. Jest pieknie, spokojnie. To planeta jak kazda inna z tym ze.. Moze nieco skryta i niedostepna dla innych. Mamy swoje wojny i swoje sojusze. Zyjemy, umieramy, rodzimy sie na nowo. Cenimy sztuke, wiedze.. Jednak potrafimy tez walczyc. Nic niezwyklego poza tym ze.. To dom.

-Czy mają tam wstęp jedynie Edeńczycy i osoby, które tam mieszkały lub urodziły się?

~Nie, nie tylko. Czasami dopuszczamy innych, jednak.. Nie zdarza sie to czesto.

~Mozliwe ze wlasnie z tego powodu powstaja mity jak ten..

Wskazala na ksiege.

-Traveller też stamtąd pochodzi?

~Nie. On... Traveller pochodzi z Otchlani.

Zmarszczył brwi.

-Z Otchłani? To raczej niezwykłe-zamilkł na chwilę.

-Możesz mi opowiedzieć o sobie?

Usadowila sie nieco wygodniej odkladajac jednoczesnie kesiege na stolik.

~Twoj glod wiedzy.. O czym ci opowiedziec? Moja historia nie jest zbyt ciekawa...

Uśmiechnął się lekko.

-Sądzę, że dużo ciekawsza niż moja-stwierdził, zmieniając pozycją na taką, by siedzieć dokładnie naprzeciw rozmówczyni.

~Zatem...

Zamyslila sie.

~Urodzilam sie.. To bylo dawno temu, nie wiem jak to przeliczyc biorac pod uwage rozne mierniki czasu na planetach, ktore odwiedzilam. Odkad pamietam uczono mnie i przygotowywano w kazdy z przyjetych sposobow, do roli, ktora mialam wyznaczona. Gdy.. Gdy wkroczylam do Otchlani.. To bylo krotko po mianowaniu. Nie bylam przygotowana na to co moglo i co mnie tam spotkalo. Na to co nastapilo po ucieczce i powrocie do Edenu, rowniez...

-Do czego zostałaś wyznaczona?

~Do roli Serafina. Mialam byc jedna z tych, ktore stoja przy tronie naszego wladcy w trakcie audiencji. Jedna z moich powinnosci mial byc spiew... Moj glos... Sala tronowa zostala wybodowana tak by dzwiek rochodzil sie po kazdym jej zakamarku. To bylo cudowane uczucie..

-I krótko po tym zeszłaś do Otchłani. Czy spotkało cię to, co mi pokazałaś?

Zawachala sie.

~To byla tylko czesc.. Chwila.. Zdazylam cie wypchnac zanim..

Umilkla, a na jej twarzy pojawil sie cien bolu.

Nagle wstał i usiadł na oparciu dla rąk, by móc przytulić kobietę. Jemu nic to nie szkodziło, ale jej mogło pomóc.

Ulozyla glowe na jego ramieniu. Trwala tak przez chwile w calkowitej ciszy. Gdy przemowila jej glos brzmial dziwnie pusto.

~Nie wyobrazasz sobie na ile sposobow mozna zadac bol. Nie mowie tylko o bolu cielesnym. Umysl... To takie kruche dzielo. Wrazliwe.. Mysli, uczucia, wspomnienia. Wszystko to moze sprawiac bol. Moze.. Niszczyc. Odebranie glosu boli fizycznie, lecz bol psychiczny... Odebranie wzroku.. Swiadomosc niemozliwosci zobaczenia wschodu slonca.. Kwiatu... Boli bardziej niz bol ciala. Gdy doda sie do tego ciagly przymus by byc czujnym, by byc gotowym odeprzec kolejny atak, by trwac...

Nagle podniosla glowe spogladajac wprost w oczy mezczyzny.

~Dokladnie to czeka nas na Ziemi. Nie tak moce, jednak.. Wlasnie to.

Przez chwilę trwał w zamyśleniu, dziwiąc się lekko reakcji Midii.
Nigdy nie był w takiej sytuacji, więc czuł się nieco dziwnie, ale jednocześnie nie było to nieprzyjemne.
Jak wielu rzeczy nie potrafił.
Ciągła styczność z chłodnym, twardym metalem, a nie miękkim, ciepłym ciałem, wywarły duży wpływ na umysł Profesora.
Chwilę później jego myśli przeskoczyły na inny tor. Midia nie widziała, a on nie potrafił jej przywrócić wzroku przy całej wiedzy medycznej jaką posiadał. Nie wiedział ja mógłby pomóc...

-A jakbyś spojrzała na świat moimi oczami?-zapytał, patrząc wprost na dziewczynę.

Pokrecila przeczaco glowa.

~Nie moge. Nie posiadam takiej umiejetnosci ani mocy do tego potrzebnej.

-A gdybyś weszła do mojego umysłu, który, ja, całkowicie bym oddał do twojej dyspozycji? Chociaż na chwilę.

-Pomógłbym ci własnymi siłami-dodał po chwili.

~Nie. Nigdy bym sie na cos takiego nie zgodzila. Wejsc do umyslu by pomoc, tak. Lecz by zadoscuczynic wlasnym pragnieniom.. Nie. Zreszta.. I tak nie moglabym spojrzec twoimi oczami. Co najwyzej zerknac na twoje wspomnienia.

Dla podkreslenia swych slow ponownie pokrecila glowa w ramach protestu.

-W takim razie nalegam, byś spojrzała w moje wspomnienia. Możesz przyjąć, że bardzo pragnę ci je pokazać-uśmiechnął się lekko.

-Chyba nie odmówisz potrzebie serca-uśmiech poszerzył się delikatnie.

Coś w tym było, gdyż naprawdę chciał, żeby coś zobaczyła.

~Nie rozumiesz? Nie chce.. Po co? Przeciez.. To bedzie tylko na chwile, a da mi nadzieje na wiecej. Nie chce tego bolu. Nie chce nadzieii. Dosc czasu spedzilam na ukrywaniu jej w zakamarkach.

Wstala i chwyciwszy ksiege odsunela sie od niego.

~Lepiej juz pojde...

Po czym ruszyla w strone drzwi.

Był zły. Zły na siebie. Poraz kolejny wpędził ją w stan przygnębienia, tylko teraz było gorzej. Dużo gorzej.
Brak doświadczeń z kobietami oraz długotrwałe zamknięcie w swoim świecie przyniosło skutek. Negatywny, w tym wypadku.
Czuł się bardzo źle. Nie chciał, a mimo wszystko tak wychodziło. Wpędził ją do Otchłani. Doprowadził do łez, sprawiał przykrość, sprawił, że na basenie zachłysnęła się wodą.
Nagle zatęsknił do domu, do miejsca, które znał i, w którym czuł się pewnie.
Chciał wrócić do uczniów, by ponownie stać się belfrem, wystawiającym punktację za wszystko.

-Przepraszam. Nie chciałem... Znowu to samo-westchnął, nie wiedząc co powiedzieć i jak zareagować, za co niemal się znienawidził.
Musiał być bardzo paskudny, nieświadomie, ale jednak, skoro anioła potrafił doprowadzić do czegoś takiego.
Opadł bezradnie na fotel, czując się jak dziecko w obluczu kopnięcia przez wielkiego dorosłego.

Niespodziewanie poczul jak cos go oplata. Cos cieplego, miekkiego, przyjemnego. Nagle.. Poczul.. Drgnienie. Jego emocje, uczucia. Wszystkie ozyly w jednej chwili zalewajac umysl, przesylajac wrazenia, pragnienia by byc wysluchanymi...

Nie spodziewał się tego. Nastąpiło gwałtowne uderzenie, od którego zwinął się na fotelu. Jego umysł wrzeszczał o powrocie na Artemidę, zaś jegomogarnęło potężne zdezorientowanie.
Racjonalny umysł odszedł w kąt, planując powrót do niepodległości w ciele, jednocześnie zostawiając Profesora samego.
Nagle włączył się instynkt, dzięki któremu znalazł pozycję, w której opanowanie się przychodziło mu łatwiej.
Nie wiedział czy Midia już wyszła. Jedna część chciała, by jej tu nie było. Nie chciał, że by patrzyła na niego w takim stanie, natomiast druga część bardzo pragnęła, by ktoś był tutaj.
Postanowił sobie wyłączyć się, kiedy tylko się uspokoi.

Rownie nagle jak sie zaczelo.. Ustalo.

~Czy teraz rozumiesz?

Zapytal cichy, smutny glos w jego glowie.

Skinął głową, nagle czując się bardzo głupio z różnych powodów, między innymi z tego, w jakiej pozycji się zastał.
Podniósł się, analizując uważnie reakcję własnego umysłu, po czym stwierdził, że zachował się on bardzo racjonalnie. Wpuścił zadziwiająco silne i niespodziewane uderzenie, by atakować później.
Nie mniej jednak i tak czuł się źle. Nawet jeszcze gorzej niż poprzednio.

-Przepraszam-powiedział z westchnięciem, po czym podniósł się tak, jakby chciał podejść i pocieszyć ją, ale nagle opadł, jakby ktoś wypompował z niego wszystkie siły.

Nagle Midia wyszła, przez po poczuł się jeszcze bardziej podle. Bardzo długo siedział sam w bibliotece, nie myśląc o niczym, a kiedy poczuł się na tyle dobrze wy móc wyjść, zrobił to.

Wieczór

Wszedł na salę treningową, gdzie, poraz pierwszy od wejścia na statek, zobaczył Roela.

-Przygotowanie do treningu?-zapytał spokojnie.

-Tak, dawno nie ćwiczyłem i przyda mi się trochę ruchu.

-Co myślisz o wspólnej zabawie?-zapytał, przy czym ostatnie słowo było nieco ironiczne.

-Czemu nie?-wzruszył ramionami.

-To ciekawsze niż praca w pojedynkę-dodał Roel.

-W takim razie jaką broń proponujesz? Dla mnie każda może być. Tak samo je lubię, bądź nie lubię-stwierdził, przypatrując się ścianie z zabawkami.

-Hmm po co broń może wręcz?- lekko sie uśmiechnął.

-Dobrze, nie mam nic przeciwko-powiedział, czując jak ręka zaczyna ślizgać się w powietrzu. Umysł zaczął działać.

Roel stanął naprzeciwko przyjmując pozycję obronną.

-Techniki jedynie ręczne czy również nożne?-zapytał, stając w pozycji.

-Te i te, w terenie i tak walczy się bez zasad.

Skinął krótko głową. Nagle zrobił wypad do przodu, markując kopnięcie w pierś, lecz tak naprawdę miał to być jedynie doskok, by móc zadać cios pięścią.

***

-No to chyba mamy remis-powiedział czując ból w ręce, na którą założoną miał dźwignię, jednakże on ze swojej również nie miał zamiaru rezygnować.
Nagle odpuścił, rozplatając nogi.

-Taak-Roel zaczął masować obolałe miejsce.
-Jak na swój wiek dobrze walczysz.

-Dziękuję-uśmiechnął się, zaczynając obracać ręką, by ziększyć dopływ krwi.
-Dobrze było zmierzyć się z kimś, kto wie o walce więcej niż ja-uśmiechnął się lekko.

-Jakbym wiedział aż tyle to nie byłoby remisu.

-Kilka razy miałem szczęście-powiedział.

-W każdym razie dobrze, że wspólnie wyruszamy na tą misję, bo może być bardzo ciężko.

-Zwłaszcza mając takich współtowrzyszy jak Yachi. Z nią mogą być problemy i to spore.

-Mogą. Sprawia wrażenie porywczej i upartej nawet wtedy, gdy nie ma racji. Jednakże większość drużyny chyba jest spokojna, nie sądzisz?

-Ergo chociaż trochę dziwny wydaje się opanowany, o reszcie nie mam zdania. Przynajmniej na razie. Zresztą bardziej niż oni martwi mnie miejsce naszej podróży.

-Masz rację. Odbyłem symulację w zbliżonych warunkach do ziemskich. W miarę podobną.
W pojedynkę na dłuższą metę nie ma szans.


-A kiedyś to była ponoc piękna planeta. Cholera jak można tak bardzo zniszczyć miejsce, gdzie się żyje?-powiedział Roel.

-W bibliotece mają całkiem ładne hologramy tego miejsca. Pełno błękitu, nie co mniej zieleni, jednakże zapełniała lądy. Tam musiało być naprawdę ładnie.
Problem w tym, że ludzie nie potrafili uszanować tego miejsca.


-Zasadniczo ludziej dalej tego nie potrafią. Choćby patrząc na Konsorcju, które robi co chce.

-Robi co chce i gromadzi osoby specjalnie uzdolnione w jakiejś dziedzinie. Jesteśmy jak figurki, którymi w ostateczności rozgrywa się partię.

-Dokładnie, pytanie tylko co można z tym zrobic? Bo w mojej opinii na razie nic.

-Nie wolno dopuścić, by Konsorcjum posiadło możliwość podróży w czasie.

Roel spojrzał na niego zdziwiony.
-Czyli zamierzasz utrudnić zdobycie lustra?

-Nie, bo to oznaczałoby dłuższy pobyt na planecie, którą szyko trzeba opuścić. Trzeba je poprostu zniszczyć lub opmóc w tym jakiemuś stworzeniu-powiedział.

-Jeśli znisczysz je własnoręcznie to nie licz, że dozyjesz kolejnego roku. Konsorcjum jakie by nie było zemści się za to.

-Zakładając, że będzie o tym wiedziało. Nie mniej jednak, ile będę żył, nie obchodzi mnie to-wzruszył ramionami.

-No cóż ja aż tak beztrosko nie odnosze się do swojego życia.-przeciągnął się z westchnieniem, po czym spojrzał poważnie na mężczyznę.

-Nie powiem nikomu o tym co mi tu powiedziałeś, ale nie mogę cię teraz poprzeć... możliwe, że to zmieni się w czasie podróży, ale na razie... Na razie pozostaję na wikcie konsorcjum, nawet jeśli nie lubię ich metod.

-Nie wymagam od ciebie tego. Poza tym, nie ma w tym niczego z beztroski-pokręcił głową.

Roel uśmiechnął się lekko.

-Więc pozostaje nam czekac na rozwój sprawy. A teraz wybacz, ale chyba pójdę coś przegryźć. Zgłodniałem po tym wszystkim.

-Dobrze. Dziękuję za wspólny trening-odezwał się, z lekkim uśmiechem.

Trening z Roelem skończył sie już jakiś czas wcześniej, jednakże on został dłużej i, oparty o ścianę, wpatrywał się w lustro wody basenu.
Nagle pokręcił głową. Nie było sensu stać tak w jednym miejscu. Oderwał się od ściany i, zakładając okulary, wyszedł.
Miał zamiar odejść, jednakże zobaczył towarzysza przyszłej podróży w pełnym opancerzeniu, więc zaczekał na niego.

Ergo kiwnął tylko lekko głową i chciał go wyminąć. Najwyraźniej traktował go lekceważąco.

-Czy tak wyobrażasz sobie kooperację na planecie, gdzie nie ma miejsca na indywidualności?-odezwał się ze spokojem w głosie.

Ergo zatrzymał się stojąc tyłem do niego, jakby zawahał się rozważając jego słowa.

-Wybacz mi proszę. To nic osobistego, po prostu jesteś naukowcem a ja nie ufam nauce, uważam ją za zbyt niebezpieczną i zbyt szkodliwą dla społeczeństwa-powiedział obojętnym tonem, mającym charakter wyjaśnienia z uprzejmości.

-W takim razie możesz mnie zacząć traktować jak wojownika-uśmiechnął się lekko, ściągając okulary, które schował do kieszeni.

-Wojownik i naukowiec? Może jeszcze kaznodzieja?-powiedział z pogardą.

-Uważasz, że nie można być jednym i drugim? Nawet wtedy, kiedy ma się stulecia na opanowanie jednego, zaś dziesięciolecia na opanowanie drugiego?

-Uważam, że wojownik walczy dla ludzi, ma jasno sprecyzowany cel. Naukowcy myślą o ludziach jakby nie byli nic warci, myślą o nich jak o szczurach laborytoryjnych. Jak o cyfrach w kolejnym równananiu, tylko kolejna statystyka na ekranie monitora.

-Byłeś kiedyś naukowcem, że wiesz tyle? Moim zdaniem to jedynie uprzedzenie.
Inna sprawa to taka, że mierzysz każdą osobę z danej profesji tą samą miarą, zawyżoną lub zaniżoną, ale czemu nie zwracasz uwagi na osobę, która kryje się za profesją?


Pokazuje korytarz, który się przed nimi znajduje dając znać że możesz mu towarzyszyć w powrocie do kajuty.

Uśmiechnął się lekko, po czym skinął głową, ruszając razem z towarzyszem wyprawy.

-Widziałem ludzi tworzących bomby, które spadały na kolejne światy. Widziałem znacznie więcej.. Uprzedzenia? Może je mam, ale nie są bezpodstawne, gdybyście spędzili więcej czasu na skupieniu się na potrzebach zwykłych ludzi niż tworzeniu kolejnej broni zagłady... To może.. To może spojrzałbym na was inaczej.

-Patrzysz na ludzi, którzy tworzą bomby. Nie patrzysz jednak na tych, którzy bronią przed nimi. Ci, którzy konstruują siły, które przeciwdziałają bombom, również są naukowcami, zaś ci którzy je wykorzystują są swego rodzaju wojownikami.

-Zrzucajacych bomby na niewinne istoty niegododzi się nazywać wojownikami. Wojownik boni, walczy w ostateczności i jest wierny swoim zasadom. Sumieniu. Powiedz mi czy wiesz co znaczy to słowo Albiorixie?

-Pragnę zwrócić uwagę na wyrażenie "swego rodzaju", jednakże twoje pojęcie wojownika jest mocno wyidealizowane. W skali galaktyk niewiele takich znajdziesz. Każdy wie, nawet wtedy, kiedy nie zdaje sobie z tego sprawy.

-Nawet jeśli kryje się prawda w twoich słowach, to twoje "niewiele" wciąż dowodzi moim racjom. Nie można marginalizować ludzkiego życia. Poza tym.. nie odpowiedziałeś na pytanie.

-Odpowiedziałem. Pytałeś czy wiem, a nie co w mojej opinii oznacza. Dla mnie jest to rozróżnienie dobra od zła, zdolność empatii, oceniania pod kątem moralnym nie tylko innych, ale też siebie. Coś, co sprawia, że jeśli postąpi się źle lub niewłaściwie, osoba ta również będzie czuła się przynajmniej niekomfortowo-streścił.

-Jak myślisz więc, ilu z tzw. naukowców posiadą ową zdolność?

-Większa niż ci się wydaje. Wiem to, ponieważ obcowałem z wieloma przedstawicielami z wielu światów. Byli różni. Zamknięci w sobie, pogodni, zgryźliwi, zdystansowani. Różnie, jednakże każdy z nich wyraźnie dostrzegał czyny dobre i złe.

-Mówisz szczerze i nawet jeśli twoje słowa w tym wypadku mijają się z rzeczywistym stanem rzeczy. To wierzysz w to. Jesteś więc albo głupcem będac tak naiwnym... Lub świat nie jest do końca taki jaki mi się wydaje. Musi minąc trochę czasu zanim zdecyduję, z zainteresowaniem będę przyglądał się twoim przyszłym poczynaniom podczas czekającej nasz misji.

-Błąd nie tkwi we mnie. Z dużą częścią utrzymywałem kontakt przez ponad wiek i przez ten czas zdążyłem poznać wielu bardzo dokładnie. Nawet jeśli mówili nieprawdę, po tylu latach da się to bez problemu wyłapać. Wszelkie sprzeczności, niedomówienia. W tej kwestii możesz mi wierzyć, gdyż ludzie z ziemi nie żyją tyle, co ja obracam się w tym środowisku.
Oczywiście nie wszyscy są dobrzy. Spotykałem naprawdę paskudnych ludzi. Nic nie jest doskonałe.


-Starczy.. Rozumiem twój punkt widzenia, ale sam muszę się o tym przekonać-powiedział, gdy doszli do pokoju wspólnego, zaś Albiorix skinął głową, kiedy Ergo znikał w swoim pokoju.
Spojrzał na zegar. Była już noc.

Noc

Profesor leżał na kanapie w pokoju wspólnym, wpatrując się w gwiazdy. Zadziwiające było to jak piękne potrafią być małe, świecące punkciki. Żadne inne światełka nie dałyby mu tyle radości. Chociaż z tą radością było różnie.
Nie mniej jednak nie miał zbyt wiele okazji, by popatrzeć w niebo, więc fascynowało go. Wszystkie mgławice, konstelacje, galaktyki, asteroidy, gwiazdy.
Uśmiechnął się lekko do siebie, zastanawiając się, jakby to było, gdyby był gwiazdą.

Nagle usłyszał jak ktoś przemierza korytarz, więc szybko odkręcił głowę. Stwierdził, że to Midia, więc uśmiechnął się smutno.
Kiedy ją zobaczył, ponownie poczuł się potwornie podle, więc ponownie spojrzał w niebo, kręcąc delikatnie głową przy akompaniamencie lekkiego, nieco żałosnego westchnięcia.

Przystanela.

~Albiorix?

-Niestety-powiedział z lekką rezygnacją.

Przez chwile milczala.

~Jestes.. smutny? Przygnebiony? Dlaczego?

Ostroznie zaczela isc wzdloz galeryjki by po chwili znalezc sie przy fotelu mezczyzny.

-Bo podgryzam dłoń, która mnie karmi-powiedział, choć sam nie wiedział czemu takie porównanie nasunęło mu się do głowy.

-Nie sprawiam przykrości większości ludzi, ale robię to w stosunku do osób, które okazują mi więcej... sympatii czy czułości niż inne. Nie chcę. To tak wychodzi. Tylko czemu w stosunku właśnie to tych osób?
Przecież nie mam nikogo, kto by się mną przejmował czy naprawdę zmartwił się wtedy, kiedy odejdę.
Owszem, kiedy na Uczelnię dotrze fakt mojej śmierci, postawią mi pomnik i tablicę, jak wszystkim osobom, które osiągnęły coś podobnego.
Uczniowie dowiedzą się, że ich stary, znienawidzony belfer wyzionął ducha, więc pójdą na publiczny pogrzeb bez ciała. Pójdą z chęcią, bo będzie to oznaczało dzień wolny, ale nikt nie przejmie się osobą, która za wszystko wystawia punkty i wyciąga z tego oceny.
Mam dużo znajomych lekarzy, ale są to tylko znajomi, nie mam przyjaciela i go nie potrzebuję.
Nie mam dzieci, żony. Wogóle nie mam przy sobie żadnej kobiety i nigdy nie miałem...
-urwał nagle.

-Miałem. Była dla mnie ważną osobą, której mimo wszystko i tak nie kochałem, chociaż ona wyraźnie dawała mi do zrozumienia co czuje.
Zależało mi na tym, by nie zmarnowała sobie życia z kimś takim jak ja, bo ja jej nie pokocham. Nie wiem czy pokochałbym własne dzieci i wolę tego nie sprawdzać-skrzywił się z niesmakiem do własnej osoby.
-Bardzo nie chciałem, żeby przeze mnie cierpiała uczuciowo, więc kiedy do mnie przyszła, poprostu powiedziałem jej, że to się nie uda i poprosiłem, żeby wyszła.
Okazało się, że w ten sposób zmarnowałem jej dwa lata życia.
Obecnie ma męża, a ja uczę... uczyłem trójkę jej dzieci. Zdolna, pracowita córka, ambitni, choć leniwi synowie
-urwał, wpatrując się w gwiazdy.

-Niewiele było takich osób, które dały mi coś więcej, a przynajmniej okazywały to, nawet wtedy, gdy nie były szczere. Takie właśnie osoby doprowadzam do płaczu i sprawiam, że są nieszczęśliwe-powiedział znowu przerywając.

-W stosunku do ciebie jest to samo, a ja wciąż nie mogę zrozumieć, czemu unieszczęśliwiam osoby, do których coś czuję-był naprawdę zły na siebie. Dopiero po chwili doszło do niego to, co powiedział.
Czemu to powiedział? Nie wiedział, jednakże nie wycofał się z tego, nie chcąc zostać hipokrytą. Od wielu lat tłukł uczniom do głowy, że pierwsza myśl jest zazwyczaj najlepsza i jak nie znają odpowiedzi, to niech piszą to, co pierwsze przyszło im do głowy. Twierdził, że w przyszłości będą mogli podyskutować z innymi lekarzami, lecz teraz nie mają prawa, więc mogą się mylić.
Nie miał zamiaru się wycofywać. Poprostu zamilkł, patrząc w gwiazdy z goryczą i lekkim wyrzutem.

Spogladala chociaz nie widziala. Cisza trwala...

~Nie unieszczesliwiasz mnie.

Odezwala sie po dluzszej chwili.

-Wiele razy byłaś przeze mnie smutna, przeze mnie ugrzęzłaś w Otchłani, zachłysnęłaś się wodą, a ostatnio przyprawiłem cię o łzy. To nie był płacz ze szczęścia-pokręcił głową.

-Kiedy wracałem z Ergo, rozmawialiśmy o sumieniu. Po tym poczułem się jeszcze gorzej. Teraz boję się, że znowu sprawię ci przykrość, czego naprawdę nie chcę.
Owa kobieta dała mi spokój na wiele, wiele lat aż do teraz. Dlatego, że teraz wszystko wygląda identycznie.


~Nie sprawisz mi przykrosci. Moj smutek, moje lzy... Bierzesz sie zbytnio do siebie. To raczej ja powinnam przeprosic. Sprawilam ci bol, tam w bibliotece. Nie powinnam otaczac cie aura, zmuszac bys czul. Wybor jest twoj. To, ze nie potrafie go zrozumiec... Mimo wszystko nie powinnam tego robic.

-Nie mam do ciebie pretensji, przeciwnie. Nawet lepiej, że to zrobiłaś.
Nie chcę, żebyś myślała, że to przez to czuję się tak podle. To przeze mnie się tak czuję...
Właśnie zadręczam cię swoimi, tak zwanymi, problemami, kiedy to ty zmagasz się ze swoimi.
Jesteś bardzo silna, ale to nie znaczy, że mogę zarzucać cię tym wszystkim
-odwrócił głowę ku niej, po czym podniósł rękę. Wydawało się, że chce ją wyciągnąć w kierunku Midii, ale szybko opadła ona ponownie, zaś w nim ponownie zagościła rezygnacja.

~Przestan.

Tym razem w jej glosie brzmiala zlosc, co nie mialo chyba jeszcze nigdy miejsca.

~Uzalasz sie nad soba.

Podeszla blizej i chwycila dlon, ktora opadla.

~Najgorsze zas jest to, ze myslisz za mnie. Nie jestem dzieckiem. Moze nie mam twojego umyslu, jednak potrafie decydowac za siebie. Jezeli sie nie skarze, nie uciekam od ciebie to nie masz prawa wtlaczac we mnie tego co nie czuje, nie mysle, nie ...

Wziela glebszy oddech.

~Przepraszam. Ostatni dzien.. Dni..

Pokrecila glowa w gescie rezygnacji.

~ Mysl co uwazasz, jednak rozmowy z toba zawsze sprawialy mi przyjemnosc.

Kiedy w jej głosie zabrzmiała złość. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, które pogłębiło się, kiedy poczuł jej dłoń na swojej.
Wszystko uleciało z niego w jednej chwili, zostawiając jedynie zdziwienie.

-Nigdy nie myślałem o tobie jak o dziecku, zawsze byłaś w moich oczach kobietą, nie małą dziewczynką-powiedział, chcąc to udowodnić, ale... nie miał pojęcia jak.
Delikatnie odwzajemnił jej uścisk, zaś drugą dłonią dotknął jej policzka.

-Wierzę ci-uśmiechnął się lekko.

Usmiechnela sie lekko wtulajac twarz w jego dlon.

~Widzisz.. Tak brzmisz o wiele lepiej.

Jej reakcja ponownie go zdziwiła. Poruszył dłoń przy policzku, dotykając jej ust, a następnie włosów.
Zadawał sobie pytanie, co robi? Chce jej coś udowodnić? Jeżeli tak, to powinien skończyć. A jeśli nie... to co?
Czasami jego umysł był zbyt skomplikowany, by mógł pojąć jego działania. Czasem wiedział lepiej, czasami gorzej.

Chetnie poddala sie niespodziewanej pieszczocie. Uklekla blizej fotela i polozyla glowe na jego oparciu.

~W takich czasach dobrze miec przy sobie kogos kto nas wyslucha i poprostu bedzie..

-Bardzo ważne jest to, by ktoś poprostu był-powiedział, nie wierząc w to, iż owe słowa wypłynęły z jego ust.
Nie mniej jednak nie poświęcił tym myślom zbyt wiele czasu. Jego palce wodziły wśród gęstwiny włosów, dotykając przy okazji ucha, od którego bardzo blisko, wręcz niebezpiecznie blisko, było do szyi.

-Ty możesz być pewna, że ktoś przy tobie będzie. Z pewnością będę ja-uśmiechnął się lekko-przeczesując włosy tuż przy szyi.

Uniosla glowe by moc na niego spojrzec.

~Nie, nie zawsze.. Jednak.. Dziekuje.

Uniosla sie i lekko pocalowala go w usta po czym powrocila do poprzedniej pozycji.

Midia coraz bardziej go zadziwiała. Jeszcze nikt nigdy go nie pocałował. Nie mniej jednak nie było w tym nic nieprzyjemnego. Miękkie, ciepłe usta dawały jakąś dziwną, choć bardzo przewrotną siłę.

-Nie zawsze, ale z pewnością wtedy, kiedy będę mógł-powiedział cicho, delikatnie wodząc po karku, po czym zastanowił się chwilę. Pomyślał, że najwyżej go znienawidzi, ale...
Łagodnym ruchem skierował jej głowę tak, by popatrzyła wprost na niego. Nachylił się, składając własny pocałunek na jej ustach.

Odpowiedziala. Niesmialo, delikatnie, jakby niepewnie. Jej usta zlaczyly sie na dluzsza chwile z jego. Jej czar trwal. Zmysly mezczyzny zostaly nagle zaatakowane seria doznan, uczuc, emocji. Nie tak mocna i gwaltowna jak w bibliotece, jednak... Pozwalaly czuc mocniej, glebiej. Pozwalaly zrozumiec, pojac to co dzialo sie miedzy nimi. Lagodne siatlo zalsnilo miedzy nimi oplatajac oboje ochronnym kokonem. Dzielila sie z nim tym co miala najcenniejszego. Dzielila sie aura. Przez chwile mogl czuc to co ona czula. Pragnac tego czego ona pragnela. Stac sie z kims caloscia. W pelni...

Brnął coraz dalej, nie wiedzieć czemu. Przecież już udowodnił jej, że nigdy nie była dla niego dzieckiem. Po co szedł dalej?
Jednakże szedł.
Nagle kolejna fala uczuć zalała go. Była o ta sama aura, którą czuł w bibliotece, lecz dużo słabsza. Był jednakże niemal pewien, że obecnie mógłby przyjąć na siebie całą. Wiedział czego ma się spodziewać.
Powoli zsunął się z fotela, zrównując się z Midią, lecz ani na chwilę nie puścił kobiety, cały czas trwając w połączeniu, jakie zainicjował.
Oparł się bokiem o fotel, po czym przylgnął do niej, czując jej bliskość. Odczuwał ją bardzo mocno, nie tylko psychicznie, ale również fizycznie. Ciało Midii stykało się z jego, lecz pocałunek pozostał ten sam. Czuły i delikatny, pozostawiający posmak namiętności, zaś ciepło kobiety zdecydowanie zachęcało do kontynuacji.
Jego dłonie powoli wodziły po jej plecach. Wszystko wykonywał powoli, nie narzucając się.

Odpowiedziala dotykiem. Najpierw na twarzy, uwaznie, jak przy basenie. Pozniej nizej. Syja.. Lagodnie zchodzila nizej. Powoli.. Badajac kazdy milimetr. Barki, ramiona. Ona rowniez sie nie spieszyla chlonac kazde doznanie. Wciaz calujac wyszeptala.

~Albiorixie... Nie.. Nie teraz, nie tutaj... Inni..

Nie przerywala pieszczoty, lecz ostroznie wycofala aure. Ostatnia rzecza, ktora od niej poczul byla fala oniesmielenia i lagodnej radosci..

Jej dotyk sprawiał nadspodziewanie wiele przyjemności, której nie chciał przerywać. I żadne z nich nie przerywało.
Kiedy Midia odezwała się, poczuł lekki zawód, ale też na jej radość odpowiedział swoją, a potem... z powrotem był sam. Był on i jego chłodny, racjonalny spokój, lecz nie oznaczało to, iż odczuwał mniejszą przyjemność. Dalej chciał być blisko niej. Tak blisko jak tylko mógł na obecną chwilę.
Powoli, bardzo niechętnie oddalił swoje usta od jej, jednakże nie przestał jak obejmować, choć dłonie zatrzymały się z tyłu w jej talii.
Nagle zbliżył się jeszcze raz, całując ostatni raz, natomiast jego dłonie przeszły na biodra.

-Nie obchodzą mnie inni-uśmiechnął się. Dziwne... Nie, właściwie to całkiem naturalne. Niewiele rzeczy go obchodziło, jak zawsze.
Puścił kobietę, opierając się plecami o fotel, po czym objął ją ponownie, tym razem nie zamierzał oferować nic więcej. Poprostu siedział obok, wtulając twarz w jej włosy, gdy podniósł głowę.
Uśmiechnął się, po czym popatrzył w gwiazdy.

-Niedługo dotrzemy na Ziemię... Chcę ci jeszcze coś pokazać...
Położył swoją dłoń na jej dłoni, rozpoczynając przemianę. Szczupła ręka ze smukłymi palcami powiększyła się i zarosła futrem. Zmienił jedynie część do nadgarstka, po czym pocałował kobietę w głowę, ale nie przypominał on takie, jakimi obdarza się dzieci. Pod żadnym względem.

Rozesmiala sie. Wesolo, radosnie.. Po czym.. Jej cialo zaczynalo sie zmieniac. Pierwsa zmiane mozna bylos dostrzec w oczach, ktore nabraly zlocistego koloru. Pozniej... To bylo nagle. Mocniejszy blysk kremowego swiatla i juz ukladala glowe na jego kolanach. Nie byla jednak Midia, elfka-aniolem. Byla Midia-lwica. Zwierrzeciem o jedwabistej, zlotej sierci i smiertelnie niebezpiecznych klach oraz pacurach. Lowczynia. Wojowniczka. Opiekunka.


Kiedy Midia zmieniła się, przyjrzał się jej uważnie, czując pod palcami sierść stworzenia, w które się zmieniła, a kiedy położyła głowę na jego kolanach, uśmiechnął się, zmieniając łapę z powrotem w dłoń, ponieważ ogromna kończyna potwornie mu ciążyła.
Przez chwilę trwał tak, po czym również się przemienił. W całości. Ledwo zdołał się ułożyć z powodu zbyt małej ilości miejsca jak na takie stworzenie, lecz kiedy je znalazł, ułożył potężny łeb obok lwiej głowy Midii.

Po pewnym czasie ponownie przemienił się, spoglądając przez kopułę nad nim.
Trwał w milczeniu długo, trzymając dłonie na ciele lwicy, gdy nagle również ona zaczęła się przemieniać Kiedy zakończyła, ponownie usiadła koło niego.

-Może zatrzymasz się na tą noc w mojej kajucie?-zapytał, uśmiechając się.

Odwzajemnila usmiech.

~Wlasciwie... Tak. Jezeli chcesz...

Nie zdążył ugryźć się w język, za późno orientując się, iż zabrzmiało to bardzo dwuznacznie, jednak gdy tylko Midia zgodziła się, stał się pewny, iż zrozumiała właściwe znaczenie.
Był niemalże przekonany, że odebrała to jako chęć, pobytu z nią przez całą noc, bez pod tekstów.
Uśmiechnął się lekko, wstając, po czym zaprowadził Midię do drzwi, wprowadzając kod.
Drzwi otworzyły się, zaś Profesor przepuścił kobietę przodem.

Zadziwiające było to, jak trzy dni potrafią zbliżyć osobę zimną, spokojną, taką jak Albiorix. Z jednej strony mu się to nie podobało, a z drugiej… Z drugiej było niezwykle interesujące i zachęcające.
Poza tym jeszcze nigdy nie był tak blisko z żadną kobietą. Tylko z Midią.

Spojrzał jeszcze ostatni raz na gwiazdy. Piękne, odległe, niemalże nieosiągalne. Jak on rzadko patrzył na takie widoki.

Nagle pokręcił głową i wszedł do kajuty za Midią, zaś chwilę później drzwi zasunęły się z sykiem.

~Czysta..

To bylo pierwsze slowo jakie wypowiedziala zaraz po tym jak usadowila sie na lozku.

~Czystsza niz moja i Gandasza.

Jej i Gandasza.
Poczuł nagle coś nieprzyjemnego. Coś ścisnęło mu żołądek jak imadło, lecz odpuściło za chwilę. Uczucie było zdecydowanie nieprzyjemne, choć nie potrafił go sklasyfikować. To była dla niego nowość, więc nie bardzo wiedział co o tym myśleć.
Mało tego, owe nieprzyjemne doznanie pojawiało się za każdym razem, kiedy przypomniał sobie te trzy słowa, wypowiedziane przez Midię.

-Właściwie to byłem tutaj jedynie na noc. Resztę czasu...-urwał, siadając obok niej.

-Większość czasu wiesz jak spędziłem-powiedział, uśmiechając się.

Usmiechnela sie.

~To troche tlumaczy, ale wczesniej tez musiala dlugo stac wolna bo emocje sa bardzo slabe, albo bardzo znikome. Lubie takie pomieszczenia. Pomagaja mi odpoczac, pomyslec.

Nagla jakby zdala sobie sprawe z tego co powiedzial na koncu.

~Czy.. Mam nadzieje, ze nie... Nie chcialabym odrywac cie od twoich zajec. Wlasciwie.. Moge sobie pojsc...

Kiedy powiedziała o wyjściu, nie powiedział nic. Poprostu objął ją, odgarnął włosy i ucałował w szyję.

-Nie mam zajęć. Nie w tym miejscu i nie teraz. Na Artemidzie... Jakbyś tam była, zrezygnowałbym z nich na jakiś czas-powiedział, po czym zamilkł na chwilę, wpatrując się w towarzyszkę.

-Zostań-poprosił, dotykając grzbietem dłoni jej policzka.

Uniosla dlonie i oplotla nimi jego szyje. Przekrecila twarz tak by jak najdluzej cieszyc sie pieszczota.

~Zostane...

Jej reakcja porwała go jak fala. Była niezwykle silna i zmuszała do oddania się sytuacji, której, ku jego zdziwieniu, poddawał się z czymś w rodzaju chęci. Było mu z nią dobrze.
Jego dłoń, do tej pory spoczywająca na talii, błądziła swobodnie po jej boku, wkraczając co jakiś czas na brzuch.
Usta, do tej pory oddane jednej części ciała, którą muskały delikatnie i czule, przesunęły się trochę niżej, wędrując ku ramionom.
Nie planował tego. On poprostu chciał spędzić więcej czasu z Midią.

~Albiorixie...

Wyszeptala cicho poddajac sie jednoczesnie pieszczocie.

~Jestes tego pewien?

W jej glosie zabrzmiala ledwo wyczuwalna niepewnosc.

Gdy zadała pytanie, poczuł się jakby ktoś kopnął go w brzuch. To jego racjonalna część doszła do głosu.
Nie wiedział jak ona robiła, jednakże potrafiła w ten sposób zagłuszyć jego proces myślenia.
Co on robi? Przecież miał z nią jedynie porozmawiać!
Wszystko rozwinęło się od jednego pocałunku. Zarówno poprzednio jak i teraz.
Nie wiedział jednak co ma zrobić. Nie mógł zająć dwóch stanowisk jednocześnie.

-Jeśli ty jesteś... to ja również-jej lekka niepewność przeszła na niego. W mniejszym stopniu, ale jednak.
Mimo wszystko nie przerwał, czule całując okolice ramion i delikatnie badając dotykiem jej biodro.
Wszystko było tak subtelne, że z łatwością mogła go powstrzymać. Nie mniej jednak nie straciło przez to na namiętności.

Nie usłyszał odpowiedzi. Nie było jej. Zamiast tego ponownie poczuł jej aurę...

***

Gdy wychodzila, spal. Usmiechnela sie widzac jak lsni. Byla zadowolona. Dala mu chwile szczescia i wzmocnila jego ochrone. Byl dobrym czlowiekiem i przyjacielem. Zaslugiwal na wszystko co mogla mu zaofiarowac.

~Dobranoc..

Wyszeptala juz zza zamknietych drzwi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-10-2009 o 18:46.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-10-2009, 10:57   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień trzeci, parę godzin przed świtem

W zasadzie mógł się czegoś takiego spodziewać.
Midia, zamiast spać jak na porządnego Strażnika (czy też Strażniczkę) przystało siedziała na koi z ciężką na oko księgą w rękach.

Słysząc, jak sie poruszył, poderwala glowe znad stronnic ksiegi.

~ Moge przeniesc sie do czytelni. Szelest kart czasami utrudnia zasypianie... Czasami usypia.. Nie chcialabym pozbawiac cie snu - powiedziala zdejmujac nogi z lozka i stawiajac je na podlodze. ubrana byla w tunike w kolorze bladego złota, ktora harmonizowala z jej dlugimi i rozpuszczonymi wlosami.

- Bez żartów - powiedział Gandasz. - Nie po to przyjmuje się kogoś pod wspólny dach, by się go pozbywać przy pierwszej z brzegu okazji. Nawet gdybyś puszczała muzykę na pełen regulator, to i tak bym cię nie wyrzucił.
- Prawdę mówiąc jesteś ideałem współlokatora. Współlokatorki, by trzymać się faktów.

~ Dziekuje.

Bose stopy powrocily na swoje poprzednie miejsce.

~ Wlasciwie to nie lubie sluchac muzyki zbyt glosno.

- Może i lepiej - uśmiechnął się. - Prawdę mówiąc nie byłbym szczęśliwy, słysząc na przykład jakieś głośne bębnienie.

Rozesmiala sie.

~ Nie, tego tez nie lubie... Wole spokojna muzyke. Kiedys...

Nagle pochylila sie nad ksiega jakby chciala lepiej widziec nieistniejace litery wydrukowane na jej kartach.

~ To bylo dawno ..

- Grałaś na czymś? Czy tylko słuchałaś? Znamy to w tym świecie?

~ Spiewalam...

Gandasz patrzył na Midię przez chwilę.
To była odpowiedź, której raczej się nie spodziewał.

Milczenie trwało przez chwilę. Nieco zbyt długą, jak na swobodną rozmowę.

- Ciężko ci, prawda?

~ Czasami... Czasami ciezko jest opanowac chec by otworzyc usta i zaspiewac. Wyrzuc z siebie emocje. Pokazac, ze sie istnieje.

- To element twojej kary? - spytał Gandasz.

~ Nie. To... Inna kara. Kara za ufnosc i wiare oraz zemsta na takich jak ja.

Podniosla glowe wbijajac niewidzace oczy mniej wiecej w twarz Gandasza.

~ Proba oslabienia oporu i chec zadania bolu wiekszego niz fizyczny.

- Kto? - spytał. - Kto mógł zrobić coś tak strasznego? Karać za dobre serce?

Usmiech jaki zagoscil na jej ustach nie mial nic wspolnego z radoscia.

~ Otchlan. Jej mieszkancy. Jej wladca. Trwa woja, a na wojnie... Nie popelnia sie bledow, ktore popelnilam.

- Znalazłaś się w złym miejscu, w złym czasie... Z własnej woli?

Bez względu na intencje nie był to uczynek najmądrzejszy, nawet jeśli płynął z głebi serca.

~ Nie.. To niedokladnie tak..

Westchnela.

~ Pomoglam uciec wiezniowi. Zaprowadzilam go do bramy, lecz byl zbyt slaby by przez nia przejsc. Pomoglam mu i w tym. Po drugiej stronie.. Okazalo sie, ze brama byla strzezona lepiej niz ktokolwiek z naszych zwiadowcow przypuszczal. Zlapali mnie i uwiezili. Gdy doszli do wniosku ze tortury nic nie dadza.. Odebrali mi glos. Gdy i to nie pomoglo... Doszli do wniosku, ze odbiora mi rowniez mozliwosc widzenia.
~ Wiem. Jednak dzis postopilabym tak samo. Moze nie dokladnie tak, ale..

- Podziwiam cię, ale... Chyba bym próbował cię powstrzymać.

~ Zapewne.. Zabawne.. On rowniez probowal mnie powstrzymac..

- Byłaś silniejsza, więc mu się nie udało.

~ Tak, jednak powinnam byc rowniez madrzejsza. Powinnam to przewidziec. Widac juz wtedy bylam niewidoma..

- Gdy serce góruje nad rozumem... Różne mogą być skutki - Gandasz pokręcił głową, czego Midia raczej nie dostrzegła. - Nikt nie powinien zostać ukarany za dobre serce.

~ Tak... - odpowiedziala cicho.

~ Nie.

Tym razem odpowiedz byla stanowcza i towarzyszyl jej gwaltowny ruch glowa.

~ Zlamalam prawo, a za to zawsze powinna byc kara. Nie dosc, ze je zlamalam, to zdradzilam zaufanie rodziny i wszystkich, ktorzy je we mnie pokladali. Moja kara miala stanowic przestroge. Zasluzylam na nia.

- Nie do końca mogę się z tobą zgodzić. Nikt nie powinien tak cierpieć,bez względu na winę

Nim odpowiedziala zatrzasnela glosno ksiege.

~ To wkrotce sie skonczy. Czy.. Czy mozemy zmienic temat?

Skończy się... Nie zabrzmiało to zbyt obiecująco. Przypomniał sobie niedawną rozmowę z Midią. O warunkach powrotu do domu.

- Coś ciekawego czytałaś? - spytał, zmieniając temat zgodnie z prośbą Midii.

~ To...

Usmiech rozjasnil jej twarz.

~ Historia Edenu, jaka znano na Ziemi.

- Coś w stylu bajek i baśni?

~ Tak, chyba tak. Jednak na Ziemi.. Te basnie stanowily podstawe glownej religii.

- Religii? Nie mam zbyt wielu informacji o Ziemi. Ale skoro tak mówisz...

~ Jednak pod koniec te wierzenia zanikly. Pamietam zlosc jaka wiesc o tym wywolala w palacu.

Zamilkla po czym niespodziewanie zapytala.

~ Masz moze ochote na rurki z kremem?

- Z sokiem? - spytał z uśmiechem Gandasz.

Odpowiedziala w podobny sposob, jednak jej usmiech byl jakby lekko wymuszony.

~ Z sokiem.

Wstala odkladajac ksiege na lozko. Nieco niepewnie podeszla do panelu robota kuchennego i marszczac czolo zaczela wodzic po nim opuszkami palcow by nastepnie, nieco juz pewniej wybrac... Dosc mocny napoj zwany Ognistym smokiem i rybki meronskie w sosie z owocow balsamicznych.

Gandasz z pewnym niepokojem spoglądał na Midię. Ale musiałby tępy jak pień by nie zorientować się, że Midia straciła humor.
Zdecydowanie wybrał nieodpowiedni kierunek w dyskusji.
Jej wybór był też dość... ciekawy...

- Ognisty Smok? Ciekawie brzmi - powiedział. - Czy tak samo działa?

Odwrocila sie zdziwiona.

~ Ognisty smok?

- To właśnie zamówiłaś. Myślałem, że chcesz sok. I rurki z kremem, a nie rybki... Chociaż te ostatnie są w sosie balsamicznym.

Powoli jej mina z zaskoczonej przeradzala sie w przerazona.

~ Rybki? Zamowilam tego smoka i.. rybki? Ale... To powinno poprawiac humor.. Znaczy.. Rurki poprawiają wiec myslalam, ze...

Odwrocila sie w strone maszyny.

~ Gdzies tu... Nie moge wylapac twoich fal energii.. Myslalam, ze skoro tamtej osobie te rzeczy..

Probujac naprawic swoj blad zaczela wstukiwac kolejne kody, ktore bynajmniej nie wrozyly lepszego zakonczenia eksperymentu niz pierwsza proba.

- Poczekaj... - powiedział Gandasz. - Pomogę ci, zanim nas zaleją efekty cudzych upodobań kulinarnych.
Najwyraźniej Midia zapomniała, że nie używał klawiatury do komunikacji z automatem kuchenym.
- Daj rękę, to tobą pokieruję.

Przez chwile wygladala jakby miala ochote cofnac sie i wrecz ukryc dlon za soba. Po chwili jednak kiwnela glowa podajac dlon Gandaszowi.

- Sok i rurki, prawda? - upewnił się. Palcami Midii dotknął odpowiednich przycisków. - Zaraz będą - powiedział.
- Zwykle nie używam konsoli - wyjaśnił. - A nie pomyślałem...

~ Wlasciwie to ja rowniez nie.. Nie takich.. Jednak zdazyles sie juz chyba o tym przekonac...

Odpowiedziala spogladajac w miejsce, w ktorym znajdowaly sie ich zlaczone dlonie.

~ Moge cie zobaczyc?

Zobaczyć... Pewnie nie chodziło o jakiś wewnętrzny wzrok. A jedynym sposobem czytania, dostępnym Midii był dotyk.

- Oczywiście - powiedział.

Wyswobodzila dlon z jego uscisku po czym ostroznie uniosla ja wyzej.

~ Twoja aura lsni tak intensywnie.

Wyszeptala.

~ To jak zanurzyc dlon w zlocistej rzece... Nie zawsze taka jest.. Lubi sie zmieniac, mieszac swoje barwy. Czasami przygasa... Czasami... Jest jak slonce...

Mowila coraz ciszej jednoczesnie gladzac powietrze przed twarza mezczyzny. Jednak w pewnym momencie przysunela ja blizej laczac skore na opuszkach palcow z policzkiem Straznika. To nastapilo natychmiast. W jednej chwili mogl widziec jej postac taka jaka widzieli wszyscy, a w nastepnej otoczyla ja kremowa poswiata. Byla niczym plynna substancja w ktorej zanurzono postac elfki. Na brzegach mienila sie lekko kolorami wsrod ktorych dominowal blekit i zloto.
Palce Midii powoli sunely wyzej. Badala uwaznie kazdy szczegol twarzy, kazde zaglebienie. Gdy dotarla do ust zatrzymala sie na chwile. Jej aura rozblysla mocniej laczac sie z poswiata zlota wydobywajaca sie z niego samego. Nagle mogl czuc to co ona. Smutek, zal, ciekawosc, przyjemnosc, radosc, bol, tesknote, milosc...

Aury zlewaly sie z soba coraz mocniej. Jej palce powrocily do badania jego ust, zeszly nizej. On zas w tym czasie zobaczyl cos, co wyplynelo z jej umyslu. Obraz byl dosc niewyrazny jednak juz po chwili przeslonil wszystko inne.


Nagle.. Wszystko zniklo. Nie czul juz dotyku. Midia stala w tym samym miejscu co wczesniej jednak jej dlon nie dotykala juz jego ciala.

- Dziękuję - powiedział Gandasz po dłuższej chwili milczenia.

Nie bardzo wiedział, jakimi słowami określić te wszystkie odczucia. Nigdy nie przeżył czegoś takiego.

~ Dziekujesz?

Zapytala zdziwiona.

~ To raczej ja powinnam ci podziekowac. Nie kazdy zgadza sie by obca osoba dotykala jego twarzy.

Wzruszyla ramionami.

~ Widac ma to cos wspolnego z pragnieniem zachowania prywatnosci.

Rozesmiala sie troche niepewnie.

~ Podoba mi sie twoja twarz. Jest tak... Przyjazna.

- W takim razie podziękujmy sobie wzajemnie - uśmiechnął się Gandasz.
- A jeśli chodzi o taki dotyk... Wiele osób boi się... o swoje wnętrze. Ukryte myśli i inne takie...

~ Tak.. Czasami mozna przeslizgnac sie miedzy murami.. Jednak niewiele jest osob ktore to potrafia.

- Mało kto w to wierzy. W to, że mówiący w myślach nie potrafią bez problemów odczytywać cudzych myśli. Potrzeba też trochę wiary w dobre chęci drugiej strony. I w poszanowanie prywatności.

~ Nie potrafie odczytywac mysli. Czasami.. Widze je w aurach. Moge okreslic nastroj, uczucia. Mysli jednak... Sa ulotne, ciezkie do odczytania. Mowa jest latwiejsza. Przekazywanie wlasnych slow.. Czasem odbior, jednak czytanie...

Pokrecila glowa w gescie przeczenia.

~ Mysli sa jak sanktuaria. Nalezy je szanowac tak jak osoby, ktorych sa wlasnoscia. Jak ich ciala czy dobytek. Wdarcie sie do cudzego umyslu bez pozwolenia i wydarcie mu jego sekretow...

Zasmucila sie.

~ To jedna z najgorszych rzeczy jaka mozna zrobic drugiej osobie.

- - Wiem. Na mojej planecie uważa się dokładnie tak samo. Każdy, kto dopuściłby się takiego przestępstwa, zostałby surowo ukarany. Chociaż, teoretycznie, przewiduje się coś takiego... Nie wszyscy są w stanie mówić, czy pisać... Ale wtedy też trzeba mieć zgodę.

~ Zatem..

Zawachala sie.

~ Ten nakaz obowizuje jedynie czytanie czy rowniez sama rozmowe? Nie chcialabym..

Umilkla i zamiast dokonczyc wysylajac glos poprzez mysli wykonala pytajacy ruch dlonia, a nastepnie serie kolejny, wyrazajacy prosbe o zgode.

- Gdyby tak było, już dawno bym ci powiedział, że twój sposób mówienia nie sprawia mi przyjemności. Nie mam nic przeciwko mowie myśli.

~ To dobrze. Nie najlepiej wychodzi mi mowa gestow. Za duzo w niej ograniczen..

- Telepatia ma wiele zalet i jej przewaga nad mową znaków jest oczywista. A ty 'mówisz' bardzo wyraźnie.

- Poczęstuj się rurką - zaproponował. - Są z prawej. - Podsunął Midii tacę.

~ Dziekuje.

Odpowiedziala siegajac po przysmak i ruszajac w strone lozka, na ktorym usiadla.

- Mogę jeszcze coś zrobić dla ciebie? - spytał Gandasz, siadając obok niej. - Może dla odmiany ja ci coś poczytam? - spytał. - Albo porozmawiamy na temat celu nazej wyprawy...

Rozesmiala sie.

~ Z tej ksiegi niewiele wyczytasz, a chyba nie masz tu innych.

Na wzmianke o celu podrozy jej wesolosc minela.

~ Tak.. Powinnismy sie przygotowac zamiast tracic czas na glupstwa.

Co mowiac wyjela rurke z ust i odlozyla ja na lozko.

"Okruszki... Ciekawe, jak się jej będzie spać..."

- Dla mnie brak książki to żaden problem. Dopóki istnieją komputery, mam wszak dostęp do każdego dzieła, jakie kiedykolwiek stworzono. A raczej zapisano w pamięci komputerów.
- Jeśli zaś chodzi o przygotowanie się do wizyty na Ziemi... Wiesz coś więcej o tej planecie? Aż nie chce mi się wierzyć, że nie wysłano najpierw jakichś sond... To wprost irracjonalne.

~ Nikt sie nia nie interesowal.

Odwrocila glowe by nie mogl dojrzec jej twarzy. Cale pomieszczenie az zaplonelo poczuciem winy i czyms na ksztalt wstydu, jakie od niej bily.

~ Z tego co wiem, ta planeta jest smiertelnie niebezpieczna. Nie tylko dla zycia jako takiego. Najwidoczniej uznano, ze skoro nie da sie jej eksploatowac ani na niej zyc to.. Poza tym.. Nie znajduje sie w poblizu zadnego z szlakow handlowych czy turystycznych. Gdyby nie lustro.. Zapewne nikt by o niej nie wspomnial przez wiele lat.. Moze setek.. Moze tysiecy..

- To rozumiem... I nie o tym myślę.
- Dlaczego, skoro zdecydowano o tej wyprawie, nie poprzedzono jej wysłaniem kilkunastu sond. Wszak to standardowa procedura. Nikt nie powinien nawet pomyśleć o wysłaniu wyprawy bez tego podstawowego środka ostrożności.

Zadziwiająca fala ulgi napłynęła od strony Midii.

~ Decyzje podjeto niespodziewanie. Wlasciwie to dowiedzialam sie o wszystkim w chwile po otrzymaniu przez Trewora wiadomosci o proroctwie. Zdazylam tylko odbyc z nim rozmowe i wyslac na statek kilka swoich rzeczy gdy nadeszlo wezwanie. Co bylo pozniej, sam wiesz.

- Mimo wszystko... Dziwne.
- Czy widziałaś... Nie, nie tak...
- Czy w jakiś sposób możesz zobaczyć coś, co widzą inni? - spytał Gandasz.

~ Nie. Moje moce nie siegaja tak daleko. Dlaczego pytasz?

- Bo powinnaś zobaczyć stwory, które kiedyś mieszkały na tej planecie.

Midia przez chwile bawila sie skrawkiem swojej bladozlotej tuniki.

~ Widzialam. Jezeli sie nie myle.. Jezeli sa tymi, o ktorych mysle... Opisz mi je...

- Jeden to coś podobnego do wilka. Z dwa razy większy ode mnie. Pakudne kły, czerwone oczka. I parę kolców wyrastających na grzbiecie.. Oraz cos jakby dodatkowa paszcza. W sumie sprawia wrażenie, że mógłby połknąć taka drobinkę jak ty na jeden chaps.
- Drugi to cos na kształt szczura. No oko wielkości dużego psa.
- Ale tak sobie pomyslałem, że gdybyś chciała sprawdzić manualnie, to pewnie dałoby sie coś takiego zorganizować.

Pokrecila przeczaco glowa.

~ Nie, nie ma potrzeby. Te male sa jadowite. Dosc latwo je zabic o ile zdazy sie je zauwazyc. Ich jad jest jednak dosc silny. Powoduje halucynacje, a w efekcie szalenstwo i nieraz smierc. Te podobne do wilka sa gorsze, lecz maja jednak slaba strone. Nienawidza wysokich dzwiekow. Najlepiej celowac w ssawke utrzymujaca druga paszcze. Bez niej nie oddychaja. Niebezpieczny jest ich ogon. Ostry i dosc szybki, moze odciac stopy nim sie zauwazy, ze probuje.

- Skąd wiesz? - spytał. - Mają jakieś nazwy? A w ogóle to brzmi to dość... interesująco. Jest... była jakaś szczepionka przeciw temu jadowi?

Ponownie wykonala przeczacy ruch glowa.

~ Nie, nie ma szczepionki, a przynajmniej ja nic o takiej nie slyszalam. Jednak dosc latwo pozbyc sie tej trucizny przez wyssanie jej z rany. Problem polega jedynie na zauwazeniu momentu ukaszenia. Nie znam tez ich nazw. Przykro mi, ze tak niewiele moge pomoc.

- Nazwy nie są tak ważne. Tamte wiadomości są bezcenne i przynajmniej wiemy, jak reagować. Jeśli, oczywiście, cokolwiek z tych stworzeń zostało. Po tylu latach... Tam się mogło wszystko pozmieniać.

~ Tak. Mam nadzieje, ze na lepsze. Nie wierze, ze Edenczycy tak poprostu oddali Ziemie. Nie wiem dlaczego w ogole to zrobili. Nic nie wiem..

- Oddali? - w głosie i spojrzeniu brzmiało zaskoczenie. - Co przez to rozumiesz? Czyżby Ziemia była miejscem... walki? rywalizacji? Z kim? Z tymi z Otchłani?

Uniosla glowe spogladajac na niego z zaskoczona mina.

~ Tak.. Nie wiedziales?

- Tak prawdę mówiąc to nie miałem skąd się dowiedzieć. Nigdy nie interesowałem się zbytnio Ziemią.

~ Ta walka trwa od wiekow. Raz zwyciezamy my, raz oni. Dzieje tej planety pelne sa nieszczesc, smierci, cierpienia. Znajduje sie pomiedzy naszym swiatem, a Otchlania. Dokladnie posrodku, chociaz wedlug map jest w tym samym miejscu co Eden i Otchlan. Zyjemy na roznych plaszczyznach. Jestesmy jednak zwiazani na zawsze.

Przerwala na chwile po czym ciagnela dalej.

~ Nigdy nie bylam na Ziemi. Mowiono jednak, ze zostala stworzona na podobienstwo Edenu, zas swiat pod jej powierzchnia na podobienstwo Otchlani. Nie wiem czy to jedynie kolejna basn czy prawda...

Okropna sytuacja.
Gandasz z pewnością nie chciałby się znaleźć na miejscu Ziemian.

- Czy mieszkańcy Ziemi wiedzieli o tej walce? Czy jej odbicie widnieje w tych... legendach, które czytałaś?

~ Tak. I... nie. Ich wiedza byla szczatkowa. Nie wiedzieli o planetach. Uwazali, ze istnieje Niebo, do ktorego trafiaja dusze zmarlych, ktorzy zyli dobrze. Oraz mieli swoje wyobrazenie otchlani, ktora nazywano Pieklem. Wiedzieli rowniez, ze pomiedzy nimi toczy sie woja o ich dusze.

- A czy istnieje jakaś szansa, że my, po wylądowaniu tam, staniemy się obiektem zainteresowanie jednej ze stron konfliktu?

~ Szansa... Nie, raczej nie. Bardziej pewnosc. Tego sie wlasnie obawiam. Boje sie, ze znajdziemy sie w samym centrum chaosu i nasza misja.. Jednak ona musi sie udac. Nie wiem dlaczego, ale czuje.. Wiem, ze musi...

- Teoretycznie, skoro Ziemia została zniszczona, to nie powinna być źródłem ni terenem konfliktów. Ale skoro tak mówisz.... Boję się, że masz rację.
- Dlaczego to zwierciadło jest takie ważne? - spytał.

~ Nie wiem.. To ma cos wspolnego z przyszloscia. Nie widze zbyt dokladnie... Wiem jednak, ze nie bedzie to jedyna misja z nim zwiazana. Bedzie ich wiele.. Wiele smierci.. Zniszczenia.. Jednak.. W jakis sposob wszystko to bedzie mialo i dobre skutki. Wazne. Dlatego nie mozemy przegrac.

Z tonu Midii wynikało, ze misja ma ogromne znaczenie i jej niepowodzenie będzie miało tragiczne skutki. Ciekawe tylko, czemu w takim przypadku wysłano jedynie kilku, w dodatku na takim raczej wycieczkowym stateczku.

- W takim razie trzeba będzie się przyłożyć...
- Może zjesz tę rurkę, zanim zostaną z niej okruszki? - zaproponował. Sam chwycił kolejną.

~ Rurke? - Wydawala sie nie wiedziec o co chodzi, lecz po chwili wyciagnela dlon w poszukiwaniu zguby. ~ Zapomnialam o niej.

Najwyraźniej Midia nie do końca pamiętała, gdzie leży rurka. Jej palce tylko musnęły ciastko, które zgodnie ze złośliwą naturą wszystkich plujacych kremem rurek skorzystało z okazji i wybrało się w podróż w stronę podłogi.
Gandasz chwycił je w ostatniej chwili, zanim zdążyło się z plasnięciem zamienić w rozbryzgniętą na podłodze mieszaninę kremu i okruszków.

- Proszę - podał Midii odrobinę zgniecioną rurkę.

~ Dziekuje.

Wyciagnela dlon i delikatnie odebrala od niego rurke po czym wlozyla cala do ust oblizujac po chwili palce.

~ Nie wiem.. Probowalam juz tylu slodyczy, a jednak od tych nie moge sie uwolnic.

Gdy caly krem zniknal juz z jej dloni wyciagnela sie wygodnie na lozku.

~ To wkrotce sie skonczy. Powinnismy korzystac z wolnych chwil...

Gandasz podniósł się z koi.

- Prawdę mówiąc nie wyglądasz na taką, która ma dużo wolnych chwil. Może się jednak troszkę prześpisz, zamiast rozmawiać przez pół nocy?

Odwrocila glowe w jego strone.

~ Z toba..?

- Ze mną chyba też. W ogóle powinnaś odpocząć. Przecież nie tylko widzę, ale i czuję, jaka jesteś zmęczona. Ale to nie znaczy, że nie posiedzę z tobą, jeśli to ci sprawi przyjemność.

~ Moze faktycznie. Na chwile.

Mowiac to ulozyla sie nieco wygodniej na boku.

~ Nie wiem dlaczego jestem zmeczona. To nigdy sie nie zdazalo tak czesto, jednak.. Tyle informacji, pytan.. Tyle.. Podrozy.. Tyle potrzeb. Staram sie.. Naprawde sie staram, jednak...

Nagle zmienila nieco smutny ton na taki, w ktorym pobrzmiewala prosba.

~ Przytulisz mnie? Tak... Po prostu?

Gandasz popatrzył na Midię i lekko się zawahał.
Prośba była nieco nietypowa i, musiał przyznać, nie bardzo miał dowiadczenie w takich akurat sprawach. Nikt go jeszcze nigdy nie prosił, by służył jako przytulanka.

Wyczuwajac jego wahanie lekko skulila sie na lozku.

~ Nie chcesz... Przepraszam - powiedziała, po czym zamknela oczy, a jej oddech niemal natychmiast sie wyrownal.

Gandasz przysiadł obok niej. Chwycił ją za rękę.

- Nie o to wszak chodzi - powiedział. - Po prostu... troszkę mnie zaskoczyłaś...

Nim zdazyly przebrzmiec jego slowa swait zawirowal, a gdy ponownie mogl widziec wyraznie byl juz w innym miejscu. Znal je. Szum lisci poruszanych lekkimi podmuchami wiatru brzmial niczym kolysanka dla osoby przy ktorej siedzial. Zapach mchu, slonca, ktore przedzieralo sie miedzy konarami, dziekich kwiatow.. Odurzal. Dziewczyna wygladala jak pograzona w glebokim snie. Jej piers unosila sie i opadala w rownych odstepach czasu. Jednak ..

~ Przepraszam - dotarło do Gandasza.

- Bez względu na to, za co chcesz przepraszać, to zapeniam cię, że nie masz za co.

Rozciągnął się wygodnie obok niej, nie wypuszczając jej dłoni z ręki.

- Kolorowych snów - powiedział.

Przysunela sie blizej kladac wolna dlon na piersi mezczyzny, a w chwile pozniej ukladajac obok niej swa glowe.

~ Slodziutkich..

Nie zamierzał zasnąć.
Nawet jeśli obudził się nieco wcześniej, niż początkowo planował, to pod wpływem rozmowy z Midią resztki myśli o śnie pierzchły w siną dal.
Objął ją ramieniem i przytulił lekko, a potem leżał bez ruchu, wsłuchując się w jej spokojny oddech.

Chwila ta trwala dosc dlugo aczkolwiek nie bylo niczego co mogloby wskazywac na uplywajacy czas. Slonce wciaz pozostawalo w jednym miejscu. Wiatr ani nie przybral na sile ani nie oslabl. Liscie szumialy wciaz w ten sam sposob. W pewnym jednak momencie jej oddech lekko przyspieszyl. Skulila sie i przywarla mocniej do cieplego ciala mezczyzny.

Gandasz poczuł płynące od dziewczyny uczucie strachu, smutku, bólu... nienawiści.
Przytulił mocniej Midię i zaczął gładzić ją po głowie, szepcąc równocześnie uspokajające słowa.

- Cicho... Spokojnie... Jesteś bezpieczna....

Nagle sceneria zaczela sie zmieniac. Drzewa stanely w plomieniach. Slonce nabralo krwistej barwy. Trawa zamienila sie w czarna skale, a wiatr przybral forme oparow dymu. Doszly tez dzwieki. Wycie, jeki cierpiacych, szalenczy smiech. Przemiana postepowala.Drzewa zamienialy sie w w skalne sciany. Krwiste slonce zgaslo. Ogien pozostal lecz przybral forme wulkanicznej lawy tworzacej rzeki. Zmienila sie rowniez Midia. Nie miala juz na sobie tuniki. Jej zlote wlosy byly splatane i pokryte zakrzepla krwia. Byla naga.. Prawie gdyz okrywaly ja wyszczerbione resztki bialych niegdys dkrzydel. Teraz byly poplamione, zakrwawione, zalosnie zwisalace. Z calego miejsca emanowala aura smutku, bolu i nieszczescia.

Gandasz przestał się bawić w uspokajające słówka. Chwycił Midię za ramię i potrząsnął.

- Obudź się - powiedział.

Otworzyla oczy. Obraz sie rozmazal. Znow byli w kajucie.

~ Co..? Co sie stalo? - zapytala zdezorientowana.

- Śnił ci się jakiś koszmar - wyjaśnił. - Chyba.

Zawahał się. Zastanawiał się, czy wdawać się w szczegóły. W zasadzie mogło to być wspomnienie... Jeśli Midia odwiedzała znane sobie światy, to tym razem mogła trafić nie tam, gdzie chciała.

- Nie dziwię się, że nie lubisz spać - dodał. - Przy takich snach...

Wydawala sie nie do konca wiedziec o co chodzi.

~ Snach? Chodzi ci o las?

- Nie pamiętasz? - spytał Gandasz. - Las zniknął, wszystko zamieniło się w skały, potoki lawy, a Ty... - nie dokończył.

Midia wygladała na zaskoczona i.. Przerazona.

~ Byles tam? Nie mogles.. Nie powinienes tam byc... - Dla dodania wagi wlasnym slowom pokrecila przeczaco glowa. ~ Nikt nie moze... Nikt nie powinien. Przepraszam. Nie wiem jak to sie moglo stac. Nic ci sie nie stalo?

W ostatnim pytaniu pobrzmiewala szczera troska i niepokoj. Wyciagnela dlon zatrzymujac ja o milimetry od twarzy Gandasza.

- Nie... nie sądzę - odpowiedział Gandasz. - Wrażenie było przerażające, ale... Nie, nie sądzę, bym poniósł jakieś szkody...

~ Tak... - Jeszcze przez chwile trzymala wyciagnieta dlon po czym wolno opuscila ja na posciel. ~ Nie wiem jak moglo do tego dojsc.

Poczucie winy emanowala z niej niczym swiatlo z neonowej lampki. ~ Te podroze sa bezpieczne tylko przy zachowaniu nad nimi kontroli. Narazilam cie na niebezpieczenstwo... Twoj umysl, pamiec... Przepraszam.

Gandasz był ciekaw, co by się stało, gdyby nie zdołał obudzić Midii, ale ciekawość nie sięgała tak daleko, by zechciał sprawdzać to osobiście.

- Nic się nie stało. A następnym razem będę wiedzieć, żeby od razu cię obudzić. - Delikatnym ruchem dotknął jej ramienia. - Pozbądź się już tego uczucia - dodał.

~ Ktorego? Usprawiedliwionego poczucia winy czy strachu? Nienawisci? Izolacji? Troski? Niepokoju o kazdego z kim mam stycznosc? - Nagle pokrecila glowa. ~ Nie.. Przepraszam.. To nie twoja wina i nie powinnam wylewac na ciebie swoich zali. Najwyrazniej jeszcze sie nie obudzilam...

Potarla nerwowo skronie. Widac bylo, ze ten wypadek niezbyt korzystnie na nia wplynal. Ciemniejsze plamy pod oczami. Bladosc. Nerwowosc. Zdawala sie byc wciaz pograzona w swoim swiecie. Zupelnie jakby wcale z niego nie wyszla.

Gandasz spojrzał na nią z niepokojem, którego cień słyszeć można było i w jego głosie.

- Winy. Jeśli świadomie ściagasz na kogoś niebezpieczeństwo, to jedno, ale jeśli nie masz na to wpływu...
- Poza tym... zachowujesz sie tak, jakby cząstka ciebie ciągle jeszcze była w tym śnie. A to mi się nie podoba.

Pokrecila glowa.

~ Nie.. Wrocilam.. Chyba... - W miare wypowiadania slow jej pewnosc malala. ~ Musialam wrocic.. Jestem tu z toba.. Kajuta na Salvationie. Jestes Gandasze. Twoja aura jest.. Prawie taka jak zawsze. Kwiaty kwitna jak zawsze.. I ten wiatr.. Wszedzie go rozpoznam..

- Kajuta owszem... Ale... Na temat wiatru to mógłbym podyskutować...

Klimatyzacja w kajucie owszem, działała, ale o żadnym wietrze nie było mowy. A kwiatów nie było nawet w charakterze wzorków na tapecie.

~ Ale.. Czuje go. Pachnie tak upojnie, chociaz.. Nie.. Pachnie dymem. Jest goracy... Coraz bardziej.

Skulila sie na poslaniu. Zamknela oczy, z ktorych po chwili zaczely wyplywac lzy. Nagle.. Jedna po drugiej, pojawily sie rany. Ledwo widoczne, jednak z kazda chwila nabierajace realnosci. Krew zaczela plamic ubranie.

~ Nie moge wrocic... Nie moge tam wrocic i sie polaczyc... - Wyszeptala cicho.

Gandasz miał wrażenie, że zamiast wrócić do kajuty trafili do kolejnego świata-snu, który powoli zaczynał sie przradzać w kolejny koszmar. Zastanawiał się przez moment, którą z metod wybrać - dać po buzi, niczym rozhisteyzowanej panience, czy też spróbować przemówić do rozumu.
W końcu jednak postanowił spróbować perswazji, metody fizyczne zostawiając na sam koniec.

- Midio - złapał ją za ramiona, z pewnym trudem opanowując chęć potrząśniecia z całej siły. - Nie poddawaj się. Zwalcz to. Masz w sobie dość siły. Wróć do nas.

Otworzyla oczy.

~ Nie rozumiesz.. Nie moge sie przedrzec.. Cos mnie blokuje. Mozliwe, ze robie to ja sama, a przynajmniej to co tam zostalo. O ile.. - Uczucia od niej plynace zaczely slabnac, zanikac.. ~ Moja aura... - wyszeptala przerazona unoszac dlon na wysokosc oczu. ~ Zanika... Nie moze.. Nie moze zniknac!

- W takim razie musimy tam wrócić - powiedział Gandasz - i odzyskać tamtą część ciebie. Nie możesz pozostać taka rozerwana między światami.

~ Nie wiem jak.. Czuję strach, niepewnosc. Nie moge zebrac wystarczajacej ilosci sil. Najgorsze jednak, ze nie wiem jak to sie stalo. Ja nie spie, nie mam snow. Nie rozumiem tego.

Nagle na posciel upadlo pioro. Bylo biale, jednak z jednej strony dosc mocno nadpalone.

~ Pomoz mi. Prosze.

- Jak? - spytał Gandasz. - Wróć tam, a ja pójdę z tobą.

~ Potrzebuje .. Potrzebuje pozyczyc twoja aure. Jej moc.

Aura...
Nigdy nie czuł, że ją miał. Jeśli Midia uważałą, że przyda się jej coś takiego... Nawet gdyby nie oddała w całości, to pewnie by nie poczuł straty...

- Jasne - powiedział tonem wskazującym na to, że nie widzi nic dziwnego czy kłopotliwego w spełnieniu tej prośby.

Poczul natychmiast. Zueplnie jakby ktos wyssal wszelkie uczucia i pozostawil go samego, niczym pusta skorupe. Jednak Midia najwyrazniej to pomoglo gdyz lezala spokojnie na lozku, nie oddychajac. Rany zaczely sie zablizniac same z siebie. Krew zniknela. Jej twarz powoli nabierala normalnego koloru, a w pewnym momencie usta dziewczyny ulozyly sie w lagodny usmiech.

Otworzyla oczy. Wrocil oddech. Przez chwile zdawala sie badac swiat, w ktorym sie znalazla by w koncu usmiechnac sie z ulga.
~ Wrocilam. Dziekuje.

Moment oddania aury byl niemal identyczny z tym, gdy mu go zabierano. Z ta jednak roznica, ze teraz puste naczynie zostalo zalane porcja uczuc, emocji, wrazen. Nie byly to jednak tylko jego.. Tego mogl byc pewien, gdyz pomiedzy znajomymi emocjami znalazl sie tez bol, samotnosc, ropacz i rezygnacja, ktore zdecydowanie do niego nie nalezaly.

Teraz już wiedział... I rozumiał, co czuła przed chwilą Midia. Poczucie niewyobrażalnej wprost straty. I pustka.
Gdyby się nie udało... Czy kiedyś, w jakiś sposób, odzyskałby to, co stracił? Czy powoli puste naczynie wypełniłoby się samo z siebie?
Miał nadzieję.

- Cieszę się, że wróciłaś - powiedział.

Prawdę mówiąc miał mieszane uczucia. To, co odzyskał... To było nieco inne.
Stał się jakby bardziej doświadczony przez życie.

- Cieszę się - powtórzył.

Wziął do ręki nadpalone pióro. Fragment skrzydła.

- A to? - spytał. - Jak...

Podał pióro Midii.

~ Jak?

Dotknela piora.

~ To..? Nie wiem...

Gladzac lekko powierzchnie wygladala jakby wrocila wspomnieniami w miesjce, do ktorego Gandasz nie mial dostepu.

~ Nie wiem jak sie tu znalazlo. Naprawde.. Kiedys.. Moze ta wizja miala wiecej mocy niz poczatkowo sadzilam. - Polozyla pioro miedzy dlonmi pozwalajac mu odzyskac pelnie swojego piekna. ~ Prosze. Zatrzymaj je.

Podala mu z usmiechem.

~ To na pamiatke.

Gandasz nie miał zamiaru wypytywać o skrzydła. I przeżycia związane z miejscem, które przywodziło mu na myśl wspomnianą przez Midię Otchłań.

- Dziękuję! - Cmoknął lekko Midię w policzek. - Zachowam.

Nie miał zamiaru również wspominać o precentach od pożyczki, którą to nadwyżkę Midia mu przekazała - jak sądził - nieumyślnie. Ani dopytywać się, czy i kiedy zechce ten 'prezent' odebrać.

- Dobrze już się czujesz? - spytał.

~ Tak.. Nic mi nie jest. Dlaczego pytasz?

- Na wszelki wypadek - odparł. - Wyglądasz bardzo dobrze, ale wolę sie upewnić.

~ Nie.. Nic mi nie jest. Jednak.. Wciaz nie rozumiem jak to sie stalo. Nie powinnam az tak stracic kontroli nad wlasnym umyslem. Szczegolnie gdy nie bylam sama. Narazilam cie.. - Wyraznie czula sie winna wszystkiego co zaszlo. Powoli zaczela wstawac z lozka. ~ Lepiej pojde...

- Ani mi się waż - powiedział spokojnie. - Na razie nie mam zamiaru spuszcza cię z oka. Jeszcze tego by brakowało, żebyś zaszyła się w jakimś kącie.
- Może lepiej ci poczytam coś na poprawienie humoru? - spytał.

~ Ale... Nie zamierzalam zaszyc sie w kacie tylko... - Zmarszczyla czolo. ~ Chcialam pojsc poplywac.

Wypadlo to zdecydowanie nie przekonywujaco.

Gandasz litościwie zdecydował się nie mówić, co sądzi o tym oczywistym wykręcie.

- Popływać? To nawet dobry pomysł na rozpoczęcie dnia... Skoro nie chcesz siedzieć w dusznej kabinie.

~ Nie.. Tu wcale nie jest duszno.. Ja tylko...

Nagle rozesmiala sie.

~ No dobrze.. Chcialam sie zaczyc w bibliotece lub pokoju medytacyjnym i sprobowac tam wrocic by zrozumiec co sie stalo. Nie chcialam robic tego tutaj i przy tobie bo pewnie bys sie nie zgodzil abo probowal mnie powstrzymac.

Wzruszyla ramionami.

- Raczej sądziłem, że masz zamiar w samotności roztrząsać całą sprawę. Wolałbym jednak żebyś obiecała, że nie będzie próbować sama takich eksperymentów. To jednak nieco zbyt niebezpieczne, nawet dla ciebie,

~ Znam swoje limity Gandaszu. Ten wypadek... Nigdy nie powinien miec miejsca. Jednak skoro to cie uspokoi. Obiecuje, ze nie zrobie tego sama.

- Dobrze. - Gandasz skinął głową.
- A teraz idziemy popływać, czy poleżysz jeszcze troszkę, zanim wstanie prawdziwy dzień i trzeba będzie zabrać się do wykonywania różnych obowiązków?

~ Zdecyduj za mnie, Gandaszu.

W jej wypowiedzi nie trudno bylo wylapac lekko urazona i gniewna nute. Usiadla na lozku niczym grzeczne dziecko i zwrocila swoja ugrzeczniona twarzyczke w jego strone.

- Grzeczna dziewczynka. - W tonie Gandasza zabrzmiała lekka nuta ironii. - Widać, że wróciłaś do formy.
- Poza tym jesteś dorosła i nie do mnie należy kierowanie twoimi poczynaniami.

Podszedł do szafy i zaczął się przebierać w coś, co przypominało nieco lekki kombinezon bojowy.

- Do zobaczenia wieczorem - powiedział, kierując się w stronę drzwi.

Nim drzwi sie za nim zamknely zdazyl uslyszec gniewne prychniecie.

Gandasz cofnął się. Spojrzał na Midię i powiedział:

- I tak cię lubię,

Po czym przesłał jej całusa.
Czego dziewczyna widzieć nie mogła, ale słyszeć - tak.

Najwyrazniej Midia znala ten dzwiek gdyz niemal natychmiast odpowiedziala typowo dziecinnym wystawieniem jezyka.

~ Jeszcze tu jestes? - zapytala niewinnie.

- Już mnie tu nie ma - odparł Gandasz. Nieco niezgodnie z prawdą. - Ale gdybyś mnie potrzebowała... Zawsze do usług.

Zamknął drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-10-2009 o 12:19.
Kerm jest offline  
Stary 16-10-2009, 00:44   #23
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dotyk miękkiej pościeli był całkiem przyjemny. Szczególnie wtedy, gdy sen całkowicie ustąpił miejsca świadomości na płaszczyźnie dotyku, ale wydawało się, że mimo wszystko czegoś brakuje. Czegoś niezwykle istotnego, lecz przez chwilę nie mógł się domyśleć, czego.

Czyżby o czymś zapomniał? O czymś ważnym? Chyba tak. Tylko o czym...

Midia!

Nagle podniósł głowę, rozglądając się. Nie było jej.
Przyjrzał się pokojowi jeszcze raz, lecz nadal był sam i ile by nie patrzył, za każdym razem Edenka nie znajdowała się w tym pokoju.

Poczuł lekki zawód, przechodzący powoli w smutek, który szybko zniknął pod naporem umysłu i rozsądku.
To jednak zmusiło go do rozważań. Co ona czuła w stosunku do niego? Z tego, co pamiętał, były w tym całe pokłady troski o niego, która wzięła się... nie wiadomo skąd.

Było to poniekąd przyjemne. Ktoś interesował się nim, jednakże mimo wszystko nie pocieszało go to, gdyż wyraźnie czuł w sobie coś takiego jak... Ciężko było to określić, jednakże on odebrał jej emocje jako wypływające od przyjaciółki do przyjaciela.

Niby powinno go to cieszyć. A jednak nie cieszyło. Tylko czemu? Czy miało to jakiś związek z tym, co on czuje? Jeżeli tak, to co? Nie znał się na tym. Emocje były czymś... obcym, nienaturalnym, wręcz irracjonalnym.

Podniósł się z łóżka powoli, niespiesznie. Fragmenty ubrań leżały w nieładzie, rozrzucone po części podłogi. Nie w jego stylu. Powoli naciągnął spodnie, po czym założył bluzkę i koszulę. Nieco przybrudzoną, lecz nie obchodziło go to.
Otrzepał ją trochę, podnosząc marynarkę, z którą uczynił to samo, nim ją założył.

Jedyne, co było ułożone we względnym ładzie to okulary. Niezwykle dla niego cenne. Przyjrzał im się dokładnie, badając wzrokiem, a następnie pokiwał głową i założył szkła.

Rozejrzał się jeszcze raz.

-Posprzątaj-powiedział do komputera, wychodząc. Usłyszał za sobą jeszcze tylko syk zasuwanych drzwi.
Spojrzał na godzinę.

11.47

Spał bardzo długo, wysypiając się za całe wieki, a wszystko to dzięki Midii. Może przez nią? Nie był tego do końca pewien, jednakże mało go to obchodziło. Spał za długo. O wiele za długo i o ile było to nieszkodliwe wtedy, kiedy miało to miejsce jedynie raz, o tyle nie mógł tego więcej powtórzyć. Przynajmniej przez jakiś czas.

Nagły wstrząs przebiegł po statku, zaś Albiorix przystanął i zastanowił się. To zdecydowanie nie było normalne, zaś chwilę później rozbrzmiały syreny alarmowe.
Poprzedziły one kolejny wstrząs, natomiast moment później w głośnikach odezwał się głos:

-Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! Powtarzam! Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! To nie sa cwiczenia!
Straznicy proszeni sa o natychmiastowe stawienie sie na mostku kapitanskim
-bezosobowy głos zakończył przekaz.

Profesor pomyślał, że zabrzmiało to trochę jak rozkaz, nie prośba, lecz nie zmieniało to faktu, iż i tak stawiłby się we wskazanym miejscu.

Szedł szybko w kierunku, który wskazywała mapa, znajdująca się w jego głowie. Szedł, kontrolując swoją drogę tak, by móc przejść najkrótszą drogą, natomiast w jego głowie łomotało się jedno pytanie:
Co się stało?

Być może mieli do czynienia z awarią, może z jakimś zagrożeniem. Nie był w stanie tego zidentyfikować.

W stosunkowo krótkim czasie znalazł się na miejscu. Było to pomieszczenie ze ścianą całkowicie zajętą przez ekrany, natomiast kapitan stał wyprostowany, patrząc na nie.
Albiorix również spojrzał w tamtym kierunku, po czym zobaczył jasny punkt, będący portalem, do którego musieli się dostać, jednakże na ich drodze znajdował się drugi statek.
Z jego wiedzy wynikało, iż był to Ghostwalker 2061 i bynajmniej nie był to transporter.

Stawili się wszyscy, a nawet jedna osoba więcej. Tej osoby nie znał, jednakże jego uwagę przykuła Midia, stojąca pomiędzy Gandaszem, a Ergo.
Sprawiło to, że poraz kolejny imadło zacisnęło się na jego żołądku.
Ponownie powróciły myśli o tym, co kobieta czuje. Nie były to wesołe myśli, które pozostawiły ślad emocjonalny tylko w momencie, gdy znajdował się przy Edence.

Kapitan wyjaśnił sytuację, w której oni mieli dostać się za statek, wprost w portal, prowadzący do Drogi Mlecznej.
Ponadto wystrzelono już pierwsze pociski, które były jedynie ostrzeżeniem.

-Kapitanie Johansson. Zarowno panska jak i moja zaloga wiedza co, a raczej kto znajduje sie obecnie na pokladzie Salvation-mówił głos, zaś Profesor domyślił się o kogo chodzi i wcale mu się to nie spodobało.
Zastanawiał się, skąd oni o tym wiedzą? Było kilka możliwości, jednajże większość bezsensownych.
Wśród nich była możliwość założenia podsłuchu, co upadło natychmiast. Z pewnością ich szef zadbał o to, by wszystko było idealnie oczyszczone z podsłuchów. Salvation, ważne pomieszczenia Konsorcjum, same osoby.
Podsłuch odpadał, więc zostało...

-Przekaz ja w nasze rece, a odlecimy i nikomu nie stanie sie wieksza niz do tej pory krzywda-nagle uderzyła w niego fala usprawiedliwionej wściekłości, która niknęła, postępując dalej, by zniknąć całkowicie.

-Nie chcemy walki-ciągnął głos dalej, jednakże Profesora nie obchodziło co chce załoga tamtego pokładu. Dla niego mogliby nie istnieć. W żadnym razie nie miał zamiaru zgodzić się na oddanie Midii, natomiast jeśli ona tam pójdzie, on podąży za nią. Nie zapomniał o obietnicy, którą miał zamiar dotrzymać.

-Na podjecie decyzji pozostawiam panu czas do 12:30 czasu standardowego. Wszelkie proby ucieczki zakoncza sie przechwyceniem statku. Nie musze chyba dodawac, ze nie zalezy nam zbytnio na zyciu jego pozostalych pasazerow czy zalogi..-dokończył głos, zaś Albiorix musiał się ztym zgodzić. Poraz pierwszy. Jego również to nie interesowało, jednakże jego myśli skierowane były ku osobom znajdującym się po przeciwnej stronie barykady.

Kiedy spojrzał na Midię i zobaczył jej spuszczoną głowę, znowu złość uderzyła w niego, niknąc ponownie.

Kapitan przedstawił to, jak wyglądała sytuacja od strony technicznej. Mogli próbować nawiązać walkę, jednakże mijało się to z celem, natomiast wykonanie skoku mogłoby się udać. Według Profesora był to najrozsądniejszy pomysł z zaprezentowanych.

-Moim zadaniem jest bezpieczne dostarczenie waszej grupy na Ziemie...-powiedział wpatrzony w ekrany.

-Pytanie czy wydajemy im Midię, nie jest potrzebne, gdyż odpowiedź brzmi: nie ma takiej możliwości-powiedział jak najzupełniej spokojnie. W tym nie zamierzał ustępować. Nikomu, nawet samej zainteresowanej, jeśli by poprosiła. Nie mniej jednak nie poprosi, co ułatwiało zadanie.

W tym czasie zadał pytanie samemu sobie. Co wie o tej jednostce bojowej? Trochę wiedział, a wydobył informacje, które mogłyby być potrzebne. Dotyczyły one prędkości.
Ghostwalker był szybki, jednakże Salvation jeszcze szybszy. Dlatego też można było im uciec.
Bardziej martwiło go to, że one zazwyczaj nie latają same. Często jest z nimi lotniskowiec lub gdzieś niedaleko znajduje się planeta.

-Kapitanie, czy w pobliżu jest jakaś planeta?-zapytał spokojnie.

Kapitan skinal glowa.

-Jest. To Gelana. Planeta rzadzona przez rodzine krolewska de Avarre.

-Jak jest daleko?

-Niedaleko. Wlasciwie jest to ostatnia planeta w tej czesci Galaktyki. Widac ja golym okiem. To ten jasniejszy punkt w prawym, gornym rogu-powiedział, zaś Albiorix ocenił, że może to być pięć mil świetlnych, czyli około godziny drogi.

Profesor skinął powoli głową, po czym zapytał:

-Czy jest coś, co pozwoli ukryć statek przed radarem?

-W tej okolicy nie. Przynajmniej nic o czym bym wiedzial. Jednak nie jest to nazbyt popularny szlak wiec wiadomosci z tego rejonu sa uzupelniane sporadycznie.

-Czyli istnieje możliwość, że w pobliżu są ukryte statki, nieprawdaż?

-Tak.. Jest to mozliwe-powiedział. To zdecydowanie nie była dobra wiadomość.

Postanowił poświęcić więcej uwagi skokom. W pobliżu portalu można było wykonać tylko jeden.

-Na jaką odległość można wykonać skok?

-Trzy mile swietlne to bezpieczna odleglosc do skoku w poblizu planety lub portalu miedzygalaktycznego-odparł rozmówca. Idealnie lub prawie idealnie. Do portalu były trzy do trzech i pół mili.
Mieli szansę na ucieczkę i wejście w portal zanim tamci ich dogonią, jednakże problem był innej natury.
Jeśli były tam sprzęty pozwalające na przejścia przez takie portale, Ghostwalker mógł ich gonić. Co prawda musiałby wiedzieć gdzie zmierzają, jednakże skoro wiedzą, że Midia jest z nimi, nie widział powodu, dla którego nie mogliby wiedzieć o celu podróży.

Pytanie było inne. Czy jednostka typu Ghostwalker 2061 podejmie się pogoni, oddalając się znacznie od planety i innych żołnierzy na jednostkach bojowych. Nie sądził, by wykonali taki manewr. Nie było jednak przeszkód, by wysłać większe ilości jednostek.

Nie mniej jednak prawdziwym problemem było to, skąd wiedzieli. Chociaż to może nie być dobre pytanie. Właściwe brzmi: kto jest szpiegiem?
Mógł być nim każdy oprócz Midii i niego, jednakże dla innych będzie on podejrzanym, jak wielu.

On wiedział, że nie ma z tym nic wspólnego. Inni tego nie wiedzieli.

-Zastanawia mnie jedno... Skąd oni wiedzą, że na pokładzie jest Midia.
Kapitanie, masz jakiś pomysł oprócz tego jednego, który powinien się nasunąć wszystkim
?-zapytał.

Kapitan spojrzal ostro na rozmowce.

-Jezeli sugeruje pan, ze wsrod moich ludzi znajduje sie szpieg...

-Sugeruję-odpowiedział krótko.

-Nie mniej jednak nie powiedziałem, że wśród załogi. On może być wszędzie. Wśród załogi, w Konsorcjum, pomiędzy nami...-gdy wypowiadał ostatnie słowa, miał na myśli Strażników.

Kapitan spogladal nieprzychylnie jednak nie odezwal sie ponownie.

Pomimo całej niechęci do Konsorcjum, nie sądził, by ktoś stamtąd zdradził. Sam szef z pewnością zadbał o Edenkę, jego oczko w głowie.
Na tą myśl ponownie coś ścisnęło jego żołądek, lecz Profesor skupił się na czymś innym.
On nie dałby skrzywdzić Midii w budynku organizacji, której przewodzi tyle czasu.

Pozostały tylko dwie możliwości. Załoga lub któryś ze Strażników.
Tylko jak wykryć tego kogoś? Większość osób to typy spokojnych ludzi, panujących nad emocjami, myślami i reakcjami. Nie mniej jednak emocje mogą ich zdradzić.

Odwrócił się nagle.

-Czy kogoś podejrzewasz?-zapytał łagodnie Midię.

Podniosla spojrzenie w kierunku mowiacego po czym pokrecila glowa, jednak nie wygladalo to zbyt przekonywujaco.

Jej reakcje wyraźnie mówiła, że nie pomoże. Ona nie wyda zdrajcy. Być może wie, iż Albiorix postanowił się nim zająć osobiście, a to z pewnością nie byłoby przyjemne.

Zastanowił się. Może mógłby wykorzystać połączenie, jakie się już nawiązało? Uśmiechnął się lekko, choć mocno obojętnie.
Podszedł do Midii, zaś jego uśmiech z obojętnego, przerodził się w ciepły i łagodny.
Stanął przed kobietą, po czym przypatrzył jej się uważnie. Nagle włożył swoją dłoń w jej.

Edenka spojrzała na niego, po czym uderzyła go fala uczuć, na którą był przygotowany. Chciał aury.
Nagle poczuł jak od strony kobiety nabiegają zdecydowanie ciepłe uczucia w kierunku Gandasza i poczucie więzi z Ergo.
Skrzywił się lekko, ponownie doznając nieprzyjemnego uczucia... Chwilę później w końcu zdołał je zidentyfikować. To była zazdrość o Midię!

Nie mniej jednak jego umysł poszukiwał czegoś innego. W stosunku do jednego z członków załogi czuła lekki strach, ale również szacunek i wdzięczność, przez co był dla niego obojętny, jednakże zdziwiło go jedno.

Midia miała podejrzenia w stosunku do Roela! Ogarnęło go zdziwienie. Mógłby podejrzewać każdego, ale nie niebieskiego znajomego, jednakże postanowił przyjrzeć się mu uważnie, choć robił to niechętnie.
Edenka była chyba jedyną osobą, która mogła go przekonać do nieczystych zamiarów Roela. Jedynie ona, ponieważ widziała więcej.

Okazało się, że swe podejrzenia kieruje ku całej czwórce z załogi, jaka znajdowała się na mostku. Był tam kapitan, pierwszy oficer, osoba przy radarze oraz przy stanowisku komputerowym. Wobec nich Profesor okazał podejrzliwość.

Jednakże były również pozytywne uczucia i zaufanie. Te w całości skierowane były ku Midii, razem z poczuciem przymusu oraz jeszcze większej chęci dotrzymania obietnicy, którą złożył.

Oprócz tego była również wściekłość na szpiega, dla którego postanowił nie mieć litości.

Powoli podniósł drugą dłoń, którą położył na jej policzku, uśmiechając się lekko. Chciał pokazać jej, że on przy niej będzie, chciał ją pocieszyć.

Delikatnie opuścił jedną rękę, natomiast drugą delikatnie wypuścił dłoń kobiety, po czym westchnął, zwracając się ku załodze, którą uważnie obserwował.

-Roelu. Czemu to zrobiłeś?-zapytał spokojnie. Blefował. Wcale nie wiedział, że to on wydał. Równie dobrze mógł to zrobić kapitan, jednakże nie patrzył na niebieskiego przyjaciela.
Wiedział, że on nie da po sobie niczego poznać, dlatego też przypatrywał się załodze.

Spojrzal chlodno na rozmowce.

-Zrobilem? Co?-zapytał, zaś Albiorix zauważył, że kobieta mocniej pochyliła się nad panelem przy komputerze.


Panel główny znajdował się przy kole sterowym, gdzie znajdował się kapitan, natomiast na ekranie bez przerwy wyświetlało się coś, co nie pozwalało Profesorowi zweryfikować pracy kobiety.

Z zamyśleniem przeszedł się kawałek, zatrzymując się tak, by móc dyskretnie patrzeć na palce kobiety. Wypisywała ona kod, dane oraz potwierdzenie przyjęcia polecenia. Była w miarę zajęta, co usprawiedliwiało pochylenie się nad klawiaturą.

-Czemu wydałeś Midię? I czy powiedziałeś im gdzie lecimy?-zapytał ponownie.

-Wypelniam rozkazy Gartiego. Jego pytaj-odparł.

-Jakie one były?-odezwał się ponownie, zaczynając mieć poczucie, że prowadzi to donikąd.

Spojrzal chlodno na przepytujacego go czlowieka.

-Wyrazne...

-Konkrety, Roelu.

-Rowniez byly...

-Nie wątpię, lecz jakie one były?-zapytał, coraz głębiej wierząc, że to jednak jego niebieski znajomy. Nie chciał zdradzić czegoś. Tylko czego?

-Do uzytku prywatnego... Cos sugerujesz Adrastea?

-Prywatnego lub nie. Oceńmy. Ja, sugeruję? Skąd-ostatnie słowa wypowiedział z sarkazmem.

Usmiechnal sie.. Wlasciwie byl to bardziej cien usmiechu. Bardzo pogardliwego usmiechu.

-Rozumiem wiec, ze jest to rozmowa towarzyska. Wybacz wiec, ale jakos nieszczegolnie mnie ona interesuje. Znajdz sobie innego kozla ofiarnego.

-Czyli jesteś niewinny... Udowodnij-powiedział bez najmniejszych emocji.

-Wpierw udowodnij mi wine.. Chyba ze.. Och tak.. Wybacz, zapomnialem. Nie masz dowodow...

-Mam, Roelu. Mam. Dobrze potrafisz maskować emocje, stany ducha, reakcje, ale... nie potrafisz tego co ja. Nie potrafisz nie czuć niczego. To cię zdradziło, bo, tak się składa, że mamy osobę, która potrafi je wyczuć...

Spojrzal obojetnie najpierw na Gandasza, pozniej na Midie.

-Tak, dokładnie tak-powiedział, zaś jego uwadze nie umknęło to, że spojrzał również na Gandasza.

-Zatem to sa twoje dowody...?

Zapytal chlodno.

-Niewiele tego...

-Niewiele, ale niezbite.

-Doprawdy? I coz one takiego mowia..?

-Że jesteś winny. Ja chcę wiedzieć tylko, czemu to zrobiłeś.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 16-10-2009 o 21:08. Powód: Literówka
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-10-2009, 00:31   #24
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-Niezła gadka Ergo.

Klaskanie obiło mu się po uszach. Ktoś był w jego kajucie, wyglądało na to, że te wszystkie zabezpieczenia na statku są doprawdy gówno warte. Zaraz… Ten głos, nie to rzeczywiście był nikt jak przekonał się zerkając na wpół spaloną postać uśmiechającą się do niego resztką uzębienia. Długie oślizgłe robaki, których mężczyzna zdawał się w ogóle nie dostrzegać wydawały się pożerać go żywcem. Wydawało się, że rozsypie się w czasie swojego wykrzykiwanego monologu, tak się jednak nie stało.

-Wierzysz w to? Ale tak serio… No wiesz chodzi mi o tą gadkę z sumieniem, morały jakie prawiłeś temu inteligencikowi. Dobro, zło bla bla bla może Ergo a może ja. Jak myślisz Ergo, spotkamy się w piekle? Wiesz tu jest trochę gorąco, ale na pewno nie bardziej niż w twej twojej konserwie. No i masz tu sporo znajomych, którzy ucieszą się na twój widok, wręcz płoną na samą myśl o tym. Hej no powiedz coś… Nie bądź taki no. Może i prowadzisz wewnętrzny monolog z samym sobą – bo jak wiemy jestem w twojej głowie - ale nawet wtedy niegrzecznie jest nie odpowiadać. Może zabierzesz nawet tą małą, na pewno ma na sumieniu równie dużo, co ty. Wygląda tylko tak kurewsko niewinnie, zgodzisz się ze mną? Ej, dokąd idziesz, co?


Spuścił głowę opierając ręce o ścianę. Drgnął po tym jak usłyszał imię Midi. Starał się o niej nie myśleć, to nie było godne dla wojownika. Nie było godne dla człowieka, którym był myśleć chociażby o namiastce szczęścia. Coraz częściej jednak myślał nad jej słowami. Wątpił w siebie, w to, co robi? Nienawidził się za to, uderzając pięściami w ścianę czuł jak uderzenia odbijaja się na jego rękach. Co prawda kolce w tym miejscu znajdowały się na zewnątrz, ale siła tych uderzeń była na tyle spora by potem to odczuł. Zostawił niewielkie dziury w ścianie. Zagoją się, a nawet, jeśli nie to nie potrzebuje ich. Po kilku razach przestał niechętnie przekonany, że to wciąż za mało… Wciąż mało, potrzebował zdecydowanie więcej bólu żeby nie tłuc się już z tymi myślami.. Przytłaczało go to, czemu ta dziewczyna miesza mu w głowie, czemu jej zaufał a ona wciąż nie rozumie. Wybrał takie życie, przyzwyczaił się do niego, więc czemu nagle zaczął wątpić w słuszność tego, co robi. Ból był częścią jego, płynął w jego żyłach jak krew, albo raczej jak rozgrzana rtęć. Tylko tak mógł zagłuszyć głosy tych cholernych zjaw.
Nie może zapominać o tym co zrobił. Odbędzie większą pokutę za tą chwilę słabości jeśli trzeba będzie. Miał już kilka pomysłów, być może zdąży jeszcze zanim dolecą na miejsce. Teraz jednak… Nie, nie mógł myśleć, nie tutaj, nie teraz. Musi oczyścić myśli z jej obecności.
Wyszedł zostawiając za sobą cząstkę siebie, z którą się raczej nie identyfikował. Gdzie mógłby dać odpocząć myślom? Zastanowić się nad jje słowami? Biblioteka? Dość spokojne miejsce, ale mógł natknąć się tam na kogoś z grupy a teraz potrzebował samotności. Z drugiej strony może kolejny trening z Gandaszem czy samemu dobrze by mu zrobił. Zapewne tak, ale nie chciał przeciążać w tym momencie swojego ciała bardziej niż było to konieczne, a w takim stanie mógłby się zbytnio zagalopować. Pokój medytacji? Miejsce idealne, ale jednoznacznie kojarzące mu się dziewczyną. Może, więc… Tak był pewien, że widział drzwi do sauny błądząc po statku i zaglądając z ciekawości w różne miejsca.

---

Dotarcie tam zajęło mu nie więcej niż parę minut. Miał dobrą pamięć nie licząc rzeczy, których nie chciał pamiętać. Rzeczy takich jak życie przed tym nim założył zbroję. To nie było dla niego ważne, więc spychał te wspomnienia w cień tak długo, że nie mógłby ich odnaleźć nawet gdyby chciał. Drzwi otworzyły się pod wpływem jego dotyku, nacisnął przycisk który włączał czerwone światło nad drzwiami informujące o tym, że ten kto jest w środku nie życzy sobie gości.
Hmm no tak, zbroja. Drzwi zamknęły się za nim, kiedy wszedł do środka, zdjął pancerz, co zawsze było łatwiejsze niż go powtórne zakładanie i położył go starannie w koncie. Dawka gorącego powietrza na pewno nie zaszkodzi metalowi, właściwie to nie wiedział czy coś jest w stanie to zrobić. Jego druga skóra bywała brudna, zakrwawiona, ale nigdy nie widział żeby coś ją przebiło albo choćby zarysowało. Wynagradzało to z całą pewnością ograniczenie szybkości i ruchów, jakie nakładało ze sobą jej noszenie. Niewielkie pomieszczenie było standardową drewnianą sauną, żadnych przekombinowanych nowinek. Kolejny raz zaawansowana technologia szła w parze z klasycznym stylem, konstruktorzy tych statków byli zaiste geniuszami w swojej dziedzinie. Chwycił biały ręcznik z wieszaka i owinął się nim w pasie następnie usiadł na wygodne drewniane deski opierając się o ścianę. Powietrze wypełniał delikatny aromat świeżych kwiatów, który był dla niego zaskakująco miłym dodatkiem.



Już po krótkiej chwili poczuł jak odpręża się, oddech stabilizuje a krew zaczyna mu szybciej krążyć. Jego myśli wskoczyły na właściwy wg. niego tor kiedy myślał o dziewczynie ze spiczastymi uszami.
Była tylko misją. Kolejnym zadaniem i niczym więcej, czy aby na pewno? Czuł z nią dziwną więź, nie wiedział, jaki miała charakter, ale wykraczała poza jego obowiązki. Nie przesłaniała mu misji, ale w gruncie rzeczy była ją częścią. Musiał zapewnić jej bezpieczeństwo, podobnie jak wszystkim cywilom i istotom, które będą potrzebowały jego pomocy.
Midia zaskoczyła go już raz, mogła zaskoczyć go drugi. Mogła nie być wcale taka bezbronna jak się wydawało w dodatku nie rozumiał, jaki był cel ich ostatniego spotkania. Litość? Granie na uczuciach? Po prostu nie mógł uwierzyć, że ktoś może robić coś bezinteresownie względem może nie tyle innych ludzi, co jego samego. Nie był zbyt towarzyski, jego wygląd nie skłaniał do zaufania, nie pożądał go zresztą. Był tylko cieniem, dbającym o to by dla kogoś innego zaświeciło czasem słońce. Tak właśnie czuł, że się spełnia i to miał zamiar robić do końca życia – ratować innych. Był zły na dziewczynę, że to jej nie wystarczyło, że zmuszała go do myśli, co by było gdyby odrzucił zbroję, odrzucił ból. Dała przy tym sporo swoich uczuć i namiętności, z tym jednak mógł żyć. Uczucia były niczym falę uderzające w skałę, a on mimo wszystko wciąż był skałą. Już dawno wyzbył się wątpliwości, jednak tym razem odżyły na nowo, co prawda tylko jako iskra, jednak będzie musiał ją stłamsić zanim się rozwinie. Usłyszał jak ktoś otwiera drzwi dając tym samym wedrzeć się zimnu. Przeszły go na chwilę dreszcze od różnicy temperatur, ale zaraz zamknęły się. W każdym razie był zły a raczej powinien być zły, bo wyraźnie życzył sobie żeby mu nie przeszkadzano, nie dał się jednak ponieść emocjom, mimo że ktoś mógł go teraz zobaczyć prawie nago i to bez zbroi. Ta podróż coraz bardziej go irytowała pozwała jednak z całą pewnością hartować cierpliwość. Cichy oddech, stąpanie, aura, która jakby delikatnie mówiła mu „nie martw się, to tylko ja”. Rzeczywiście się nie martwił, prawie się jej spodziewał, normalnie może nie powiedziałby nic i ewentualnie odpowiadał na pytania służąc możliwą pomocą. Teraz, tak zrelaksowany naprawdę chciał z kimś szczerze porozmawiać. Brakowało mu towarzystwa? Jemu, który przyzwyczaił się już do samotności?
Rzeczywiście dziwne, ale był jednak człowiekiem a ciężko do końca porzucić ludzką naturę. Otworzył oczy, jak ona go znalazła? Czyżby przypadek? Coś dużo ich ostatnio, a on raczej ni wierzył w zbiegi okoliczności. Chyba, że losy ludzi na tym statku są ze sobą bardziej splecione niż skłonni byliby przyznać. Czy był sobą w rozmowie z nią? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Sam już nie wiedział, kim właściwie jest oprócz pustej skorupy, która podtrzymuje zbroję i przyjmuje ból jak swoją kochankę. Minęło sporo minut zanim choćby otworzył oczy, zanim powiedział cokolwiek. Czasem słowa tylko przeszkadzają, cieszył się, że to nie ona przerwała tą chwilę. W końcu spojrzał na nią, okrytą podobnie jak białym ręcznikiem, który zasłaniał oprócz dołu jej mały biust. Miał dziwne wrażenie, że mimo swojego kalectwa dziewczyna wiedziała, że się jej przygląda. Tym razem wyglądała tak samo jak wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, kiedy wziął ją za dziecko, nie czuł pożądania, nie wiedział czy powinien. Był po prostu odprężony.

- Witaj, piękny poranek prawda?

~ Możliwe. Nie wiem.


Podniósł lekko brwi zdziwiony takim odpowiedzią, do tej pory wydawała mu się osobą ciesząca się każdym dniem.

-Stało się coś?

Pokręciła głową, co równie dobrze mogło znaczyć, że to nie jego sprawa..

~ Nic...

-Wydajesz się, być rozkojarzona… Zmartwiona czymś?

~ Możliwe. Możliwe, ze nie lubię, gdy mi się, czego zabrania. Możliwe, ze czasami cos się psuje i.. Wszystko jest możliwe.

Był wyrzut, była lekka doza gniewu, w jej wypowiedzi brakowało tylko tupnięcia noga. Jego spokojny nastrój zaczynał się ulatniać. Pierwszy raz widział ją taką, na jaką rzeczywiście mógł wskazywać jej wygląd. Miał nadzieje, że będzie umiał zachować się odpowiednio gdyż takie zachowania raczej go irytowały.

-Zabrania? Czy nie jesteś istotą wolną, sama stanowiącą o tym, co dla ciebie dobre a co złe?

Ergo wiedział, że prawdziwy świat rządzi się innymi prawami, że brzmi naiwnie wiernym ideałom takim jak wolność. Mimo wszystko wciąż pozostawał im wierny.

~ Widać nie każdy wierzy w moja ocenę.

Westchnęła opierając się wygodniej o drewniana ściankę sauny.

~ Jednak tym razem ma racje i chyba jest to główny powód tego, ze jestem na niego zła.

Oczy miała zamyślone, zmartwione, błądzące gdzieś indziej..

-On? Mówisz o Travellerze?

Pokręciła głową trochę zirytowana, że nie zrozumiał, ale przecież nie umiał czytać w myślach..

~ Nie. O Gandaszu. Traveller jeszcze nie powrocil.

-Gandasz jest człowiekiem honoru, szanuje go. Jeśli mówi coś, co cię rozzłościło, to rzeczywiście musi mieć w tym jakiś swój cel. Traveller zostawia cię samą na tak długo? Musi mieć ważny powód.


Odpowiedział zgodnie z prawdą, zauważając że ciężko byłoby mu okłamać Midię.

~ Ja również. Tu nie chodzi o szacunek. Raczej.. Nieważne. Traveller wyruszył do świata, do którego nie mam wstępu by sprawdzić pewne informacje. Czasami mnie zostawia. Zazwyczaj, gdy wcześniej upewni się, ze nic nie jest w stanie mi zagrozić. Tym razem nie był pewien, jednak.. Nie miał również wyboru

Zastanowił się przez chwilę, nie tyle zaskoczony co zmartwiony bo potwierdzała jego przypuszczenia.

- Wygląda na to, że w tej naszej małej grze biorą siły, o których istnieniu nie mamy jeszcze pojęcia... Doszedłem jednak do wniosku, że ta misja nie jest tym, czym mogłaby się z pozoru wydawać. Jesteś pionkiem na czyjejś szachownicy, ale masz tego świadomość. Zawsze to coś, ale nie pokrzepia zbytnio.

~ Możliwe.. Możliwe, ze wszyscy jesteśmy pionkami na szachownicy od samego dnia narodzin. Świadomość... Za często mi przypominano o tym, ze powinnam ja mieć by można było o tym zapomnieć

Szach i mat. To takie proste? A jeśli nie chcesz brać udziału w tej partii szachów, to czy możesz zejść ze swojej wieży i żyć z dala nie wadząc nikomu? Na te pytania nikt mu nie odpowie, musiał żyć wierny temu, w co wierzy.

-Nie chciałaś, więc kiedyś zapomnieć o obowiązkach i uciec gdzieś od tego wszystkiego choćby na moment? Wziąć sobie długie wakacje i robić to, na co masz ochotę? Wyjść ze swojej klatki i poczuć powietrze w płucach?

~ Zabawne.. Jesteś już druga osoba na tym statku, która o tym wspomniała. Może trzecią.. Tak. Chciałabym zapomnieć. Robić to, na co mam ochotę. Jednak nie mogę. Nie wolno mi zapomnieć.

Roześmiała się a on nie wiedział, kto był pierwszą, kto drugą. Czy to było ważne? Jego uczucia do niej był, co najmniej dziwne, ale na pewno nie czuł zazdrości, nie czuł miłości, więc co czuł? Czy on w ogóle był wstanie odczuwać jeszcze cokolwiek z tego, co ludzkie?

-Nikomu z nas nie wolno. Mi także, więc potrafię to zrozumieć. Chyba właśnie dlatego spotkaliśmy się w tym miejscu. Żeby przez chwilę nie myśleć o tym, co się powinno.

Pokiwała twierdząco głową, zadowolona że się zgadzają.

~ Tak.

Wahała się przez moment. Chyba wiedziała, że jej kolejne słowa mogą sprawić mu ból, wydawało się jednak, że są zbyt ważne żeby ich uniknąć.

~ Jednak w moim przypadku to wkrótce się skończy, natomiast ty będziesz żył dłużej.. Znacznie dłużej. Czy nie ma sposobu byś odrzucił ta zbroje i po prostu żył..?

Na moment zapadła cisza, nie tyle nie zręczna, co zrozumiała dla ich obojga, jakby zdając się mówić więcej niż słowa. To był drażliwy temat, którego wolał nie poruszać, mimo że konsekwentnie do niego wracała.

-Skąd wiesz, że ja także nie zginę podczas tej misji?

Uśmiechnęła się, jakby wiedziała, że właśnie o to spyta.

~ Nie ma tego w tobie. Nie widać znaków śmierci. Jeszcze nie. Jednak nie znaczy to, ze nie możesz zostać ranny, nawet, powaznie. Może to być nawet rana śmiertelna jednak.. Przeżyjesz. W ten czy inny sposób.

-To trochę przerażające wiedzieć takie rzeczy... Chcesz mi powiedzieć, że wszystko jest już z góry ustalone?

Gdyby w tym momencie odpowiedziała twierdząco, chyba wszystko straciłoby sens, więc cieszył się z jej kolejnych słów. Nie lubił czuć się jak czyjaś marionetka.

~ Nie.. To tylko ślady, zapowiedzi. Nic nie jest ustalone, wszystko może się zmienić. Wszystko zależy od nas. Jeżeli będziesz chciał zakończyć swoje życie to tego dokonasz bez względu na ślady w aurze. One wskazują jedynie na zbliżające się niebezpieczeństwa. Czarne wróżą to, co najgorsze. Nie zawsze jest to śmierć. Nie dla każdego najgorsza rzeczą jest zakończenie życia. Czasami jest to samo życie, a wtedy śmierć nosi kolor złota. Należy poznać osobę. Wczuć się w nią. Poznać jego uczucia, nauczyć się rozpoznawać emocje. Jednak.. Nie, nie zginiesz w tej misji. To jedyna rzecz, którą możesz przyjąć za pewna.

-Nie boję się śmierci, jednak, jeśli to ty masz zginąć... Może wystarczy, że będę blisko wtedy, kiedy trzeba, a twój los się odmieni. Sama mówiłaś, że nic nie jest pewne.

~ Tak, nic... Poza tym. Powiedziałam ci, ze wszystko zależy od nas. To w dużej mierze, a wręcz w całości zależy od mojej decyzji. Ja chce umrzeć Ergo.

Wybierała śmierć by odnaleźć spokój on wybierał życie by odnaleźć… No właśnie, co? Ból? Na pewno nie spokój. Byli tak podobni i jednocześnie inni, rozumiał ją, nie zdziwiły ją jej słowa a chyba powinny. Mówiła przecież o własnej śmierci, na pewno żałował, że to miało się stać, ale… Więź, która ich teraz łączyła pozwalała mu zrozumieć jej słowa i nie protestować.

-Chcesz umrzeć... A mimo to dziwisz się, że ja chcę cierpieć. Każdy z nas ma swoje własne powody, nie będę nietaktowny i nie zapytam o twój. Jeśli naprawdę chcesz to nikt, cię od tego nie odwiedzie, co nie znaczy, że cieszy mnie ta perspektywa.

~ Tak.. Dziwie się. Czymś innym są, bowiem cierpienia, a czym innym śmierć. Chce wrócić do domu. Śmierć jest jedyna ku temu droga. Ty cierpisz gdyż czujesz się winny czegoś.. Nie jestem pewna. Nie znam twojej historii. Jednak nie wierze byś mógł zrobić cos tak okrutnego, tak złego by zasługiwało na taka karę czy pokutę. Po prostu nie wierze. Jednak.

Urwała na chwilę, można by pomyśleć, że ćwiczyła tą przemowę tak dobrze dobierała zdania, tak naprawdę mówiąc to, co naprawdę czuję.

~Pozostawmy na razie ten temat. To nie jest czas ani miejsce na tego typu rozmyślania. Poza tym.. Chce odpocząć. Przez chwile nie myśleć. Czy to tak wiele?

-Po to tu jestem. Uwolnić się od natłoku myśli. Przepraszam, że poruszyłem tak poważne tematy.

Jego oczy uważnie śledzą jej reakcje, stara się wyczytać emocje, ale ona znowu śmieje się radośnie. Jest szczera i nie może tego podważyć nawet gdyby chciał.

~ Nie przepraszaj.

Wstała i podeszła nieco bliżej jednocześnie rozwiązując supeł podtrzymujący ręcznik, który wciąż trzymała w dłoniach.. Z całą pewnością te stulecia, które przeżyły nauczyły ją obchodzić się z mężczyznami, stawiając ich w takiej sytuacji. Co ciekawe jej twarz, ruchy, mimo że z całą pewnością pełne wdzięku i seksapilu wydawały mu się spontaniczne.

~ Po prostu nie myśl..

Wyciągnęła w jego stronę dłoń.

~ Czuj..

Ręcznik opadł na ziemię odkrywając sekrety jej kobiecego ciała. Gładka, jasna cera tak inna od jego własnej. Przyjemnie było patrzeć na tą kobietę, zaczynał już tak o niej myśleć, mimo że wyglądała młodziej niż w sali medytacji, nie liczyły się także jej wyrzuty odnośnie jego życiowej drogi. Może to sauna, może zmieniał się jego sposób myślenia, albo po prostu…. Nie myśleć? Dobra rada Miło będzie spróbować coś nowego dla odmiany. Przesunął ją do siebie bliżej tak, że zaśmiała się zaskoczona tracąc przez moment grunt pod nogami.

---

Wstrząsy zbudziły go ze snu? Spał, pierwszy raz od sam nie wiedział jak dawna i musiał przyznać, że zapomniał już, jakie to przyjemne. Nie miał snów, nie miał krwawych wizji niszczonych światów, co pozwoliło mu trochę podładować baterie.
O dziwne zasnął w zbroi, ignorując ból sprawiany mu przez kolce, których natężenie bezwiednie zredukował. Jego ciało zdecydowanie potrzebowało odpoczynku, Midia miała może te paręset lat, ale energii nie można było jej odmówić. Po tej misji zdecydowanie będzie musiał odpracować sobie te wszystkie pokusy cielesne. Teraz jednak nie myślał o Midi, komunikat nadany potwierdzał to co obwieszczała syrena alarmowa i trzęsące się przez moment ściany całego statku

-Pasażerowie proszeni są o udanie się do swoich kajut! Powtarzam! Pasażerowie proszeni są o udanie się do swoich kajut! To nie są ćwiczenia!
Strażnicy proszeni są o natychmiastowe stawienie się na mostku kapitańskim


Musi iść, szybciej niż się spodziewał, ale stęsknił się za akcją. Wstał z ziemi, jego kajuta była może wyposażona dość standardowo, ale on nie używał nawet łóżka - było dla niego po prostu za miękkie. Zacisnął mocno zęby, kiedy kolce wysunęły się głębiej budząc go całkowicie. Wyszedł z kajuty nie trudząc się nawet włączaniem jej zabezpieczeń i szybkim krokiem skierował się w wytyczonym Strażnikom kierunku, dotarł tam mniej więcej w tym samym czasie, co reszta, widać dyscyplina wciąż była silna w ich szeregach. Sam nie wiedział jak znalazł się przy boku Midi, która po drugiej stronie miała przy sobie Gandasza. Może po prostu ochrona jej przychodziła naturalnie nie tylko mu?
Kapitan statku dość jasno wyjaśnił sytuację, która rysowała się dla nich dość czarnymi barwami. Ktoś mu nieznany, groził całej załodze i pasażerom żądając przy tym jedynie Midi. Jedynie? Kuszące, gdyby ktoś spojrzał na to z perspektywy „większego dobra”. Jak znał Midię, to będzie chciała się dla nich poświęcić, nie zamierzał interweniować na tyle na ile nie będzie to konieczne. Nie tylko Midię należało tu ochraniać. Troszczył się o nią, będąc zarazem spokojnym. Wydawało się, że napastnicy raczej chcą pochwycić ją żywcem, więc jeśli nie będzie innego wyjścia on nie zaprotestuje. Tak nakazywał rozsądek no i to była jej własna decyzja. Poza tym to nie była sytuacja gdzie jego obecność mogłaby zrobić różnicę, nie znał się na manewrach floty gwiezdnej. Inni mogli wykazać się tu bardziej od niego. Jednym z nich był Albiorix Adrastea, naukowiec, z którym rozmawiał wcześniej. W gruncie rzeczy spodziewał się, że to będzie właśnie on. Zamierzał dotrzymać swojego słowa i obserwować jego poczynania, zresztą nie tylko jego, spoglądał dyskretnie na wszystkich obecnych korzystając z ukrytej twarzy. Chciał poznać ich reakcje w sytuacji zagrożenia, bezradność? Strach? Panika? Miał nadzieje, że nie znajdzie tych uczuć u nikogo z nich, gdyż po prostu na polu walki nie było dla nich. Albiorix zasugerował ucieczkę, skok międzygwiezdny, ryzykowne ale czy było coś nie wymagało w tej sytuacji ryzyka? On sam miał inne pomysły, wszystkie jednak opierały się nawet bardziej na przypadku niż pomysł skoku. Statek wroga przewyższał bojowo ich, jego załoga także musiałaby odpowiednio przygotowaną na każdą ewentualność, więc plan Ergo upadł zanim całkiem się narodził. To co proponował naukowiec mogłoby być także niewystarczające, miał nadzieje że uda im się wymyślić coś z większymi szansami na przeżycie, jednak Albiorix zmienił temat.

-Zastanawia mnie jedno... Skąd oni wiedzą, że na pokładzie jest Midia.
Kapitanie, masz jakiś pomysł oprócz tego jednego, który powinien się nasunąć wszystkim?


Niezaprzeczalnie miał rację. Tylko, czemu poruszył ten temat akurat teraz odciągając ich uwagę od znalezienia wyjścia z tej sytuacji? To nie był czas na to, zanim znajdą szpiega o ile jakiś znajdował się wśród nich ich podróż mogła definitywnie się zakończyć. Tak jak mówił, mógł to być ktoś z załogi, mógł to być nawet ktoś z nich. Nie można było tego wykluczyć, choć jeśli potwierdziłoby się to Strażnik były zhańbiony do końca w oczach reszty. Oskarżenie bezpośrednio kogoś wydawało się nie wchodzić w grę, tym bardziej zaskakująca była konserwacja drugiego naukowca w grupie, którego nazwiska nie zapamiętał dokładnie, zapamiętał tylko imię którego użył Albiorix. Roel… Ta rozmowa wyraźnie zmierzała w określonym kierunku.

-Wypelniam rozkazy Gartiego. Jego pytaj.

Były to swego rodzaju przyznaniem się do winy, oczywiście nie do końca. Bo osobą o której wspominał Roel był szef ich organizacji. Teraz tym bardziej wydawało się to pogmatwane. W zasadzie może po prostu brakowało w tym logiki, żeby to zrozumieć nie znając zależności Mid i ich przełożonego.

-Midio? O czym on mówi, mówiąc, że to rozkazy Gartiego?

Skręcił lekko szyję w jej stronę, patrząc jej prosto w oczy. Elfka podniosła głowę skupiając się na Ergo.

~ Trewor... Zapewne postanowił, ze lepiej będzie zdecydować za mnie...

Na chwile odwróciła głowę w stronę Gandasza, po czym ponownie zwróciła się do Ergo.

~ Zresztą nie tylko on..

Gandasz nie zareagował, więc ostatnie słowa zapewne usłyszał tylko Ergo. Rozumiał jej ból, ale jak mógł go uśmierzyć? Nie mógł wziąć go na siebie, sam dźwigał dostatecznie wysokie brzemię, ale nie to że zrezygnowałby z jego powiększenia.

-Nie możemy się na to zgodzić Roelu.. Nawet, jeśli twoje motywy są odgórne to nie tędy droga... Midia jest wolna, podobnie jak każdy z nas, dajmy, więc jej podjąć tą decyzję.

Patrzy się na dziewczynę, chcąc dodać jej trochę swojej otuchy. Sam być może jest zaskoczony swoimi śmiałymi słowami. Nie powinien się wtrącać, wpływać na jej wybór, jednak czy wszyscy wokół niej także tego nie robili mówiąc jej co powinna? Roel przeniósł wzrok z Albiorixa na odzianego w zbroje Ergo.

- To nie moja sprawa.

Obojętność w jego głosie po prostu raziła, sumienie? Gdyby to z nim stoczył podobną rozmowę co wcześniej z Albiorixem to nie miał wątpliwości, że odpowiedzi Roela byłby zgoła inne. Nawet nie chodziło o sytuację, w jakiej ich postawił, zapewne jak nie on to byłby ktoś inny. Jego ton świadczył dobitnie o tym, że wykonałby każdy rozkaz jaki by przed nim postawiono. Poczuł jak jego pięści zaciskają szukając jakiegoś ujścia. Tak łatwo było teraz sięgnąć do zapasów energii i spalić go tu teraz, tylko że Ergo by się tak nie zachował. Miał zasady, których musiał trzymać się nawet teraz, nieważne że ostatnimi czasy zdarzało mu się je naginać, tym razem to było co innego.

-Uspokój się, Ergo - powiedział spokojnie Gandasz. - Gniewem nic nie zdziałasz.

Na podkreślenie jego słów, Midia chwyciła kolczastą dłoń Ergo i próbując zapewne złagodzić jego gniew. Zdawał się ją ignorować, nawet biorąc pod uwagę fakt że mogła się poranić o wystające kolce. Nawet, jeśli tak było, to nie dała tego po sobie poznać.

~ To nie ma sensu. To nie jego wina. Ja tu przeszkadzam.. Ja i to cale zamieszanie wokol mnie.

Midia najchętniej wzięłaby na siebie winę za całe zło tego świata, tylko, że tym razem miała trochę racji. Może nie zawiniła bezpośrednio to jednak ona była przyczyną całego zajścia. Może sam wstydził się swoich myśli, stanąłby w jej obronie bez wahania w bezpośrednim zagrożeniu, to jednak nie była jedna z takich sytuacji.

-Macie rację... – Poczuł jak gniew odpływa z niego razem z wypuszczaną energią - Nie ma sensu się unosić, nie warto tracić czasu na tego typu spory… Trzeba raczej znaleźć rozwiązanie. Jeśli o to chodzi to Midio.. Proszę, choć raz pomyśl o tym, czego ty sama możesz chcieć a nie o tym, czego się po tobie oczekuje.


Nie chciał zabierać głosu bardziej niż to konieczne, było mu jednak żal dziewczyny, Oczekiwano od niej tyle, że ten ciężar zdawał się ją czasem przygniatać. Wprowadzając smutek na tą pogodną twarz.

- To nie tak, Ergo. Midia powinna wybrać nie to, co chce zrobić, lecz to, co jest ważniejsze


Teraz zrozumiał czemu nie zgadzała się z Gandaszem, poniekąd zgadzał się z nim. Każdy miał swoje obowiązki względem innych, tylko robienie czegoś, bo tak trzeba, tak wypada nie zawsze było najlepszym wyjściem z sytuacji. Wybór musiał być jej, nawet jeśli zdecydowałaby się ich opuścić, to on uszanowałby ten wybór. Każdy powinien móc samemu decydować o swoim losie.

- A w ogóle... nie mamy prawa decydować za nią.

A więc jego towarzysz, myślał po części jak on sam.

~ Może tym razem właśnie tak myślę, Ergo. Może właśnie tego chce.. Może tego potrzebuje. Oni was zabija. Nie zależy im na mnie, aż tak żeby ryzykować wojnę z Konsorcjum.

Żałował, że nie mógł przekazać jej swoich myśli by poczuła to samo, co on. W jej głosie słychać było wahanie, nie była pewna, wyraźnie rozdarta między swoim rozkazami a wolnością.

-Czy nie powiedziałaś, że umrzesz podczas tej misji? Że tego właśnie chcesz? Decyzja jest tak jak mówi Gandasz twoja, a ja.. – dodał po chwili wahania - nie będę starał się już na nią wpływać, wybacz mi przekroczenie swoich obowiązków.

Skłonił nisko głowę uciekając spojrzeniem od jej oczu. Miał nadzieje, że dobrze odebrała jego słowa, nie zachęcał jej do śmierci, nie zachęcał jej do zostania czy udania się na statek. Po prostu wiedział, czego chciała bo sama mu o tym mówiła, czy przełożenie tego nad tym co powinna było egoizmem? W pewnym stopniu może tak, jeśli jednak motywy w takiego czynu były słuszne w swoim mniemaniu, to warto było czasem zaryzykować. Tak przynajmniej uważał o ile taki czyn nie powodował następstw tragicznych dla innych. Wątpiłby Konsorcjum zaatakowało swoich własnych ludzi, więc raczej im to nie groziło, może jedynie więzienie. Gandasza nie było już przy nich widział kątek oka jak uzgadniał z kapitanem dalsze działania, rozsądne z jego strony. Zanim zdążył dosłyszeć o co dokładnie chodzi to usłyszał w głowie szept Midi.


~ Zbyt surowo się osadzasz przyjacielu. Chcę i zostanę z wami.

Przyjaciel… Mocne słowo, którego nie wymówił nigdy w życiu. Miał tylko nadzieje, że będzie umiał się tak zachować wtedy, kiedy przyjdzie na to czas. Mimo wszystko cieszył się z jej decyzji, tego chyba się spodziewał, dopiero zauważył, że wciąż trzyma jego rękę, ale nie wiedział jak powinien się zachować stał tylko pozwalając jej na to, skupiając się już głównie na tym co działo się wokół nich.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 17-10-2009 o 15:49.
traveller jest offline  
Stary 17-10-2009, 12:22   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację


Zbrojownia.
Kawałek statku, który na podręcznym planie Gandasza świecił ostrą czerwienią. A komputer, traktujący w tym przypadku Gandasza jak nieproszonego gościa, nie miał najmniejszego zamiaru wpuścić go do środka.
Na szczęście kapitan Johansson miał mniej sztywne poglądy.
Dzięki czemu Gandasz nie musiał sprawdzać, czy jego umiejętności postępowania wbrew woli komputerów i ich programistów nie zardzewiały czasem...

- Skanowanie zakończone - oznajmił bezosobowy głos.

Żrąca czerwień napisu przybladła, rozpłynęła się.
Drzwi stanęły otworem.




Gandasz, obładowany sprzętem pobranym w celach ćwiczebnych ze zbrojowni, był już niemal na progu swej kajuty, gdy powietrze przeszył dźwięk alarmu.
Wyprany z emocji głos skierował pasażerów do kajut, zaś Strażników - na mostek
"Jakiś brak konsekwencji" - skrzywił się Gandasz. Wynikało z tego, że powinien się znaleźć równocześnie w dwóch miejscach...
Puścił klamkę, po którą sięgał.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się.

Zaskoczona Midia przystanela na moment.

~ Hmm... wybierasz role pasazera? - zapytala wesolo.

Poczucie winy, emanujące z Midii, wprost gryzło się z wesołym tonem brzmiącym w jej głosie.

- To twoja sprawka? - spytał, wskazując na głośnik. - Nabroiłaś coś? - Dyplomatycznie nie dodał "znowu".

~ Ja? - zabrzmial niewinny glosik. ~ Nie.. Gdzież bym smiala nabroic cos bez twojej wiedzy.

Poczucie winy nie zniknęło, ale... najwyraźniej miało związek z czymś innym. Z czymś, co stało podczas nieobecności Gandasza.
Tym razem nie było czasu na dopytywanie się. Ani ochoty. Midia mogła sobie robić, co chciała. Była dorosła.
Od wielu lat.

- Idziemy na ten mostek - spytał - czy wymieniamy dalej drobne kłamstewka?

~ Klamstewka? - zapytala rownie niewinnie jak wczesniej. ~ Ja ide.. Ty chyba planowales wejsc do srodka... Zmiana planow?

Zabawny był upór Midii w ukrywaniu tego, co chciała ukryć.

- Gdzie ty, tam i ja. - W głosie Gandasza zabrzmiała ironia. - Chyba, ze chcesz iść sama.

~ Skoro juz cie mam to i skorzystam z pomocy... Przy okazji bedziesz mogl przypilnowac bym czegos nie... Zbroila.

Przypilnować.
Bardziej niż zabawne.
Jak mówiło stare, nie wiadomo skąd pochodzące przysłowie, nie warto zamykać drzwi stajni, gdy konie już uciekły.

- Moja droga... - Gandasz podał Midii ramię. - Znamy się od tak dawna... Ja przecież wiem, że już jest za późno na jakiekolwiek pilnowanie.

Skinela glowa, lecz nie odezwala sie juz wiecej.



Atmosfera ma mostku była nieco napięta.
I nic dziwnego, jeśli zestawi się obecność uzbrojonego statku z komunikatem, który dotarł do nich przed chwilą.

Kapitan wyglądał na postawionego pod murem.
Był zdenerwowany, zaniepokojony, zły. I równocześnie niepewny.
Wykonanie żądań napastnika, bo tak należało określić kapitana tamtego statku, wiązało się z niewykonaniem rozkazu z Konsorcjum. Przynajmniej częściowo.
Ekipa to ekipa. Cała, a nie jej kawałek.

- Skan napastnika - polecił po cichu Gandasz, odsuwając na dalszy plan rozbawienie, jakie wywołało w nim uczucie zazdrości, jakie nadpłynęło ze strony Albiorixa.
"Baba w drużynie generuje kłopoty" - stłumił uśmiech.
Tej jednak 'baby' nie mogli się pozbyć, nawet gdyby potem koniom było lżej...


Wynik skanowania nie był optymistyczny.
Napastnik był z pewnością wolniejszy, ale jednak dużo lepiej uzbrojony od niemalże wycieczkowej jednostki, którą podróżowali Strażnicy.
Standardowe wyposażenie Ghostwalkera zostało wzmocnione.
Systemy obronne Salvation nie sprostałyby atakowi przeciwnika.
Ale oddać Midię?
Kto i do jakich celów zamierzał ją wykorzystać?

Oczywiście mogli próbować się przebić.
Albo też zaskoczyć przeciwnika.
Wystrzelenie wszystkich sond i skierowanie promów bojowych na przeciwnika z pewnością dałoby im sekundy potrzebne na wykonanie skoku i dotarcie do portalu.
I było to zdecydowanie lepsze, niż bezzasadna wiara w to, że po przejęciu Midii napastnicy zechcą zostawić resztę przy życiu.
Byłoby to, z ich strony, bardzo mało inteligentne.

Nim jednak Gandasz zdążył cokolwiek powiedzieć, Albiorix oskarżył Roela o zdradę.
Wywody Albiorixa było nawet dość logiczne, ale... Roel jakoś nie czuł się zdrajcą.
Wprost przeciwnie - był przekonany, że zrobił to, co powinien...

Gandasz postanowił nie mieszać się do przesłuchania, do którego swoje pytania zaczął wtrącać również Ergo. Wolał wysłuchiwać odpowiedzi. Czasami kłamstwa mówiły więcej, niż prawda.

Powoli zaczął się ukazywać pełniejszy obraz sytuacji.
Roel współpracował z napastnikami.
Ale zdrajcą nie był. Jak mógłby być zdrajcą, skoro wykonywał rozkazy Trevora Gartiego.
A to, że polecenia wydał sam wielki szef, nie ulegało wątpliwości.
I Midia wyczuła to tak samo dobrze, jak Gandasz. Dopływająca do Gandasza fala uczuć - zniechęcenie, zniecierpliwienie, zlość, uczucie zawodu, gdy tylko padało nazwisko szefa.
Była zdecydowanie rozczarowana faktem, że Trevor zmienił zdanie. A pewnie jeszcze bardziej tym, że zdecydował o jej losie za jej plecami.
Cóż... Do niego też miała pretensje.


Wystukiwał polecenia na podręcznej konsoli, zdobywał informacje.
Planował.
Przerwał na moment.
Nagła fala gniewu, nadpływająca od strony Ergo, zmusiła Gandasza do interwencji.

- Uspokój się, Ergo - powiedział spokojnie. - Gniewem nic nie zdziałasz

Ergo, choć niechętnie, zgodził się.

"...Trzeba raczej znaleźć rozwiązanie" - rozbawiony powtórzył słowa Ergo.

Zabawne.
Gadaniem nic się nie załatwi.
Podszedł do Johanssena.

- Kapitanie... Można na słowo?

Johanssen skinął głową. Odeszli nieco na bok. Gandaszowi nie zależało na tym, by ktokolwiek słyszał ich rozmowę. Znów zaczęłyby się niepotrzebne dyskusje.

- Mam propozycję. Wystrzelmy - mówił cicho Gandasz - na wszystkie strony nasze sondy i równocześnie skierujmy promy na Ghostwalkera. To powinno ich na moment zdezorientować.

Spojrzał na Ergo.
On był najbliżej i jako jedyny mógł coś usłyszeć. Ale Ergo zajęty był Midią. I tłumaczeniem jej, że powinna sama decydować o swoim życiu.
Całkiem jakby to wszystko, co teraz wiązało się z Midią, nie było wynikiem pewnej, dawno temu podjętej decyzji.

Zawahał się na ułamek sekundy.
Śmierć podczas misji... Czy można było poświęcać czyjeś życie?
Ale nie dla wszystkich śmierć oznaczała wieczny niebyt.
Dla Midii była kluczem. Swoistym portalem, który zaprowadzi ją do domu.
Schody, na które nie mogła wejść...
Co jest ważniejsze?
Skupił się na teraźniejszości.

- Mielibyśmy wtedy dość czasu, żeby wykonać skok w podprzestrzeni i skierować się do portalu - dokończył. - W dodatku Roel... ma jakieś wątpliwości, związane z Ghostwalkerem.

Johanssen przez moment milczał, rozważając wszystkie 'za' i 'przeciw'.
Jego uczucia zmieniały się, jak w kalejdoskopie.
Niepewność, lekki strach a potem złość, gdy spojrzenie kapitana przeniosło się z Midii na Albiorixa, pewne niedowierzanie związane najwyraźniej z osobą Ergo i sympatia do swego rozmówcy.
I nagle wzrost pewności siebie i zdecydowanie.

A potem, nic nie mówiąc, skinął głową.
Podszedł do pulpitu sterowniczego i zaczął uruchamiać odpowiednie sekwencje poleceń.


- Drugi statek na radarze - odezwała się nagle dziewczyna, obsługująca aparaturę obserwującą najbliższe (w skali Kosmosu) otoczenie Salvation.

"Idealna okazja do realizacji planów" - pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-10-2009 o 15:47.
Kerm jest offline  
Stary 17-10-2009, 16:24   #26
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Siedziała w gabinecie, znudzona... Albo skupiona, trudno powiedzieć. Czekała na tego kretyna, który obudził ją kilkanaście lat temu... Pamiętała tę chwilę. Może nie dzięki niemu, ale jakoś tak nabrała wtedy chęci by wstać i wyjść. To było tak dawno, a ona tak niewiele się zmieniła...
Drzwi otworzyły się z hukiem. Nagle ktoś potknął się o próg, Yachi gwałtownie wstała, a krzesło z łoskotem upadło do tyłu w tym samym momencie, co chłopak, który wyrżnął brodą o podłogę.
Ach, ten naiwniak... Aż dziw, że nadal żyje, że czegoś od niej śmie zadać... Że w ogóle przyszedł. Bezczelny.
- Łamaga... - skomentowała krótko jego wyskok. Co to w ogóle miało być?? Śmieszne przedstawienie w cyrku dla upośledzonych umysłowo? Jakoś nie wyszło...
- Gomenasai, Yachi-sensei! - powiedział pospiesznie, jak i równie pospiesznie wstał. Wyprostował się i zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Jego okulary... Spadły mu z nosa? Czerwonowłosa podnosząc krzesło dostrzegła je... Ach, jakie śliczne denka. Bez wahania nadepnęła na nie mocno. Chrupot szkła sprawił, że chłopak stanął jak wryty, zaś Yachi wykorzystując to, podeszła do niego. Stanęła przed nim i uniosła jego główkę za brodę. Zamurowało ją... Chyba pierwszy raz tak ją zatkało.
Patrząc w jego oczy, w te zamglone, pełne niebieskiej barwy oczy, zaczęła czuć gorąc który uderzył jej do głowy. Kącik jej ust w końcu uniósł się w złośliwym uśmieszku. Poszerzył się.
- Uważasz... Uważasz, że jestem... Straszna? - spytała tym swoim uwodzicielskim, a zarazem pełnym pogardy głosem i gwałtownie puściła jego brodę, jednak w tym samym momencie drugą ręką zamachnęła się i strzeliła chłopaka w policzek, aż zarysowała jego skórę paznokciem. Spływająca krew wyglądała jak łza, a po chwili nawet się nią stała. Właśnie łzą, taką słodką, niewinną łzą... Łzą bólu i przerażenia, które tak działały na Yachi...; Boisz się? Wiem, co czujesz... Wiem, uwierz mi... To takie podniecające... Nie wierzysz? Mogę pokazać, jednak nie wiem czy zdążysz zobaczyć... Przypatrz się, bo to może być ostatni obraz, który utkwi Ci przed oczami...


- Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! Powtarzam! Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! To nie sa cwiczenia! - nienaturalnie spokojny glos automatycznej wiadomosci dobiegajacy z glosnikow nie zbudził jednak Yachi, która zwyczajnie w świecie przysnęła sobie na kanapie w salonie i chyba nic nie wskazywało na to, że teraz się przebudzi. Jedyne co zrobiła to zakryła przedramieniem oczy i mlasnęła dwa razy, wzdychając sobie i raczej się nie budząc.

- Pani Kapitan! Pani Kapitan! Proszę się obudzić, proszę! Pani Kapitan, nic Pani nie jest! - krzyki nad jej uchem sprawiły, że miała dość tej ciemności przed oczami. Uchyliła powieki ukazując żółć dzikich ocząt.
Niewdzięcznik. Pierwsza osoba, którą zobaczyła po przebudzeniu. Chciała się uśmiechnąć, na znak, że nic jej nie jest, że to tylko zadrapania, ale zamiast tego, opluła go krwią. Prawie się zakrztusiła.
- Pani Kapitan.. - szepnął trzymając ją na swoich kolanach i spoglądając łzawymi oczami na jej umierające ciało. W jego wyobrażeniach ona umierała, ale Yachi wiedziała, że to nie ten dzień i nie ta pora... Zbyt pewna swego? Nie. Po prostu znała swoje możliwości.
- Przestań mi jęczeć nad uchem, bo mam ochotę zdechnąć... - wysyczała słabo i znowu zakasłała. Obraz przed oczami rozmazywał jej się niesamowicie. Wiedziała, że to nie jest koniec, a mimo to czuła jego smak.
- Gomenasai... - szepnął jeszcze ciszej i podniósł się trzymając Yachi na rękach. Odwrócił głowę w drugą stronę, by nie patrzyła w jego oczy. Tak bardzo bał się jej spojrzenia... Wiedziała o tym. To przerażało...
- I nie przepraszaj, to żałosne... - dodała z pogardą i ledwo co, resztkami sił uniosła rękę. Dotknęła jego policzka. Zadrżał. Spojrzał na nią gwałtownie, lecz nie miał już łez. Nie płakał. Przynajmniej tyle zdążyła go nauczyć. Cieszyła się. Chyba pierwszy raz w swoim "nieżyciu".
- Pani Kapitan... Yachi... ja... Ja zawsze Cię kochałem... Tak mi przykro... - powiedział dławiąc się własnymi słowami. Odebrała to w pół świadoma. Tym razem to ona zadrżała. Na słowo "kocham" reagowała wymiotami. Przyprawiało ją to o mdłości. Nienawidziła tego... Jak ona cholernie tego nienawidziła!
Milczała chwilę... Opuściła dłoń i westchnęła zamykając oczy. Nie chciała na niego patrzeć. Serce mocno ją zakuło, co za zawód... Nienawidziła jak ktoś się do niej przywiązywał. Dlaczego? Ach, to takie proste... Po prostu nie lubiła gdy ktoś, do kogo ona sama czuła nic sympatii, dzielił z nią ból... Ból, który sama powinna znieść i przetrwać.
Jej umysł odchodził, zmysły zaczynały wygasać.
- Nienawidzę Cię... - powiedziała słabo, ledwo dokańczając zdanie. Co było potem? Też chciałaby wiedzieć, choć jeśli on cierpiał... Jednak cieszyła się z utraty przytomności. Przynajmniej nie miała na sumieniu chłopaka, którego zdążyła polubić. Tyle lat pracował na jej sympatię... Niewdzięcznik.


- Straznicy proszeni sa o natychmiastowe stawienie sie na mostku kapitanskim. - zagrzmiał ponownie głos z głośników, jednak tym razem Yachi momentalnie się obudziła i stanęła do pozycji siedzącej przygotowując się momentalnie do obrony i kontrataku, wyciągając przed siebie jedną z dłoni a drugą na wpół zamkniętą w pięść pozostawiajac w niedalekiej odleglości od ust. Jej oddech stal się cięższy, znacznie przyspieszony, zaś kosmyk jej czerwonych włosów przykleił się do wilgotnych warg kobiety. Żółte oczy Yachi śledziły wszystko w pomieszczeniu, jednak tym wszystkim było nic... Nikogo tutaj nie było, niczego tutaj nie było. Widziałaby, nawet, gdyby ktoś był niewidzialny, wiedziała o tym, więc była pewna swego.
- Uuua, chyba przysnęłam. - stwierdziła opuszczajac ręce i poprawiając włosy. Nie minęło wiele czasu jak przeciągnęła się, wstała z kanapy i udałą się w miejsce, do którego ją "zaproszono".

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Kiedy przyszła na mostek Kapitański, byli tam już wszyscy i chyba obrzucali się właśnie mięsem. No no, nieźle. Yachi postanowiła to po prostu przemilczeć wymijając ich wszystkich i nawet nie mówiąc krótkiego "Siema, co tam?". W sumie, co ją to obchodziło. Podeszła jedynie do Kapitana i szepnęła mu coś na ucho, w odpowiedzi otrzymała informacje potrzebne jej podane szeptem. Kapitan skinął głową i mrugnął raz oczami, a w tym momencie brew Czerwonowłosej uniosła się ku górze. Jej głowa przekręciła się nieco w bok a żółte i dzikie oczy spoczęły na niewidomej dziewczynce... Uśmiechnęła się złośliwie, jakie uczucia dało się od niej wyczytać? Kpina, politowanie, żałość dla całej tej sytuacji. Śmiać jej się chciało z tej całej wojny, że Midia musi tutaj zostać, bo wszyscy kochają Midie, ojej! Naprawdę, Yachi by się wzruszyła, gdyby nie fakt, że wzruszające to tutaj nic nie było.
Shinigami wzruszyła ramionami, ziewnęła sobie potężnie przysłaniając usta dłonią zasiadła na wolnym, kręconym krześle. Dłonie splotła ze sobą palcami i położyła je na brzuchu, lekko zsuwając swoje ciało w dół krzesła, by tak sobie wpółleżą i wpółsiedząc, poobserwować i posłuchać o czym to tez zebrani tak zażarcie dyskutują. Po chwili jej się znudziło gapienie na ich przejęte i pełne emocji twarze, dlatego zaczęła się kręcić na fotelu, zwijając przy tym usta w dzióbek. Wyglądała jak jakaś słodka dziewczynka, która lekceważy sobie "powagę sytuacji, ale jakoś jej to nie obchodziło.
Mimo to najlepsza chyba była wymiana zdań między brodatym a płetwalem błękitnym.

- Wypelniam rozkazy Gartiego. Jego pytaj - odparł płetwal.
- Jakie one były? - odezwał się Brodacz.
- Wyrazne...
- Konkrety, Roelu.
- Rowniez byly...


W tym momencie Yachi nie wytrzymała i parsknęła krótkim śmiechem, a jej fotel dalej się kręcił. Wszyscy mogli być zaskoczeni albo zażenowani jej zachowaniem, ale cóż... Co zrobią? Zabiorą jej fotel? Ojej, no nie popłącze się przecież.

- Ale Ci przygadał. - skomentowała sobie z tym swoim drwiącym uśmieszkiem na ustach i wyszczerzyła się unosząc sie lekko na fotelu by móc usiaść już jakoś normalniej, to znaczy prosto. Oczywiście dyskusja trwała zażarcie dalej, oczywiście bez interwencji Czerwonowłosej, bo ona po prostu oddałaby Midię i już.

- Drugi statek na radarze - odezwała się nagle dziewczyna, obsługująca aparaturę obserwującą najbliższe, w skali Kosmosu, otoczenie Salvation.

- Oh yeee~, będzie zabawa! - mruknęła wyraźnie uradowana, lekko psychopatycznie uradowana, i napierajac stopą o kant blatu sterowni kapitańskiej, na której było wiele guziczków, odepchnęła się od niej i pojechała swoim fotelikiem do tyłu, wpadajac umyślnie na Roela, którego mocno przybiła do ściany, a po chwili jej fotel się od niego odbił. Ogólnie, to musiało boleć, ale cóż poradzić.

- Ops, sorry mały... Życie boli. - skwitowała obojętnie i niedbale robiąc obrót na fotelu by być przodem do płetwala błękitnego. Podrapała się po skroni i zamyśliła na chwilę, gdy patrzyła na jego "bóle brzucha", bo wtedy coś jej przyszło do głowy, i nawet nie miała zamiaru pytać innych o zgodę. Wstała z fotela szybkim i gwałtownym ruchem, po czym chwyciła niebieskiego za szmaty i rzuciła nim na swój umiłowany przez ten czas fotel.

- Sayonara, mój przyszły sługo. - mruknęła przerażająco słodko po czym uderzyła go nadgarstkiem w czoło, a Roel... Dla was jakby umarł. Jego ciało stało się bezwładne, glowa zwisała bezwiednie, ręce stały w bezruchu... Zaś Yachi tylko stala lekko nachylona nad nim i się słodkawo uśmiechała.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 17-10-2009 o 16:28.
Nami jest offline  
Stary 18-10-2009, 09:54   #27
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Salvation


Kapitan przestal zwracac uwage na rozmowy toczone w grupie Straznikow. Mial teraz inne rzeczy na glowie. Pomysl Gandasza odnosnie wystrzelenia sond i kapsul przypadl mu do gustu glownie z tego powodu, ze i on sam o czyms podobnym myslal. Jednak w jego wersji wygladalo to nieco inaczej. Przez chwile zastanawiam sie czy jednak nie zrobic tego po swojemu, jednak w razie ewentualnego niepowodzenia.. Coz, tak czy siak wszystko spadnie na niego wiec... Wiadomosc o kolejnym obiekcie na radarze sprawila, ze mial ochote zaklac. Niby powiniejn sie juz przyzwyczaic do klopotow w trakcie rejsow, jednak teraz sprawa wygladala inaczej. W poprzednich przypadkach sprawy zalatwial Garti lub Midia. Tym razem wszystko zalezalo od niego, o czym dziewczyna uswiadomila go zaraz na poczatku. Na chwile znow znalazl sie przy wejscu na poklad w chwili gdy wchodzili na niego Straznicy. Oni nie slyszeli, gdyz byly to slowa skierowane do niego. Slowa mowiace o tym, ze tym razem pozostawia mu wszelkie decyzje. Tym razem ma byc traktowana jak inni. Nie chce by zwracano sie do niej inaczej niz po imieniu. Rowniez slowa o tym, ze jest to jej ostatnia z nim podroz. Wolal jej wtedy nie pytac dlaczego, jednak nie omieszkal zapytac pozniej. W koncu znal ja niemal przez cale swoje zycie wiec.. Odpowiedz ktora otrzymal sprawila, ze pozalowal swej ciekawosci. Teraz zas zalowal, ze zgodzil sie na jej zyczenia. Ze zgodzil sie w ogole brac w tym udzial. Nie zeby nie mial wyboru. Mial i dokonal go. Czas zaplaty nadszedl jednak szybciej niz przewidywal. Z drugiej jednak strony powinien sie czegos takie spodziewac w tym miejscu. Ostatnia chwila w tej galaktyce..

- Mozna ich zobaczyc, kapitanie.

Slowa Mellody, ktora siedziala przy radarze sprawily, ze poderwal glowe skupiajac wzrok na ekranach.

~ To ten wlasciwy.

Uslyszal w myslach glos elfki. Skinal wiec glowa na potwierdzenie przyjecia wiadomosci. Nie odpowiedzial na glos. Byl juz przyzwyczajony do takich rozmow, jak kazdy z jego zalogi. Kazdy poza Hernem, dla ktorego byla to pierwsza podroz. Zazwyczaj nie potrzebowali dodatkowego medyka. Nigdy tez nie brali w ramach zalogi Straznikow. Ten byl wyjatkiem i Johannson wciaz nie byl pewien jak go traktowac. Wiedzial, ze Midia spotkala sie z nim przynajmniej dwa razy. Za kazdym razem widziano ja pozniej zamyslona i nieobecna duchem. Chyba jednak nie chcial wiedziec co robili. Natomiast sprawa Ergo i Albiorixa... Mial nadzieje, ze dziewczyna wie co robi. Nigdy nie slyszal by miala kogos. Zawsze byla sama. Nawet gdy spedzala czas wsrod wielu osob. Teraz... Moze nawet ja rozumial.. Gdyby on mial za chwile zejsc z tego swiata chyba rowniez wolalby zbierac doswiadczenia niz czekac bezczynnie na ostatnia chwile. Tym bardziej, ze ona mogla im w ten sposob dac wiecej niz mozna by sobie wyobrazic. Wiecej niz zaslugiwali. Wiecej niz powinna. Dobrze przynajmniej, ze miala Gandasza. On zadba o to by sie nie wykonczyla i nie wpadla w wieksze tarapaty niz te, ze ktorymi moglaby dac sobie rade. Gdyby nie jej pochlebne o nim opinie, w zyciu nie dalby mu kodu do zbrojowni.
Teraz jednak byl najwyzszy czas by zaczac myslec o terazniejszosci. Drugi statek widac bylo juz jak na dloni. Zblizal sie szybko i byl wiekszy od Ghousta. Johannson natychmiast rozpoznal w nim jednostke wojskowa Doom 666. Tak, to bylo bardziej prawdopodobne, ze Garti wysle Doom'a niz Ghoust'a. Teraz jednak nie bylo czasu na zastanawianie sie nad tym. Musial dzialac.




Ghoust


W tym samym czasie podobna decyzja zapadla w umysle kapitana Ghousta. Lord Brum Alveris ze zmarszczonym czolem obserwowal zblizajacy sie statek. Jak do tej pory wszystko szlo zgodnie z planem. Informator podal im dokladne dane statku i czas w ktorym pojawi sie przy portalu. Zaskoczenie ich okazalo sie dziecinnie proste. Zbyt proste, jak ocenil teraz spogladajac w ekran. Pytanie tylko kto dowodzi Doom'em, ktory sie zbliza. Czy jest to zabezpieczenie Salvationa czy jednostka taka jak oni, majaca chrapke na slodka Midie i jej cudowne umiejetnosci. Alveris skrzywil sie nieprzyjemnie. Byl przeciwny rozkazowi krola. Wedlug niego wieczne zycie oznaczalo wieczne klopoty, a wojna z Konsorcjum.. Planety nie stac bylo na takie ryzyko. Miedzy innymi dlatego zglosil sie na ochotnika by dowodzic statkiem, ktory przejmie dziewczyne. Musial zadbac by nikt z tych, ktorzy znajduja sie na Salvation, nie przezyl a statek zostal doszczetnie zniszczony. Musial.. Dla dobra swego narodu.




Doom


Kapitan Marfin Tamp z uwaga przygladal sie statkom stojacym w poblizu portalu. Z wiadomosci podanych przez Roela wynikalo, ze powinien byc tylko jeden. Tylko Salvation. Wedlug rozkazu Gartiego, mial zabrac z jego pokladu dziewczyne oraz towarzyszacego jej niebieskiego Straznika i odleciec na najblizsza planete wchodzaca w sklad kompleksu wypoczynkowego Konsorcjum. Proste zadanie. Wlasciwie nie liczac kilku strzalow i grozb pod adresem Johannsona i jego zalogi, rola Marfina miala sie ograniczac tylko i wylacznie do prowadzenia swojego statku i bezpiecznego dostarczenia zdobyczy. Sytlacja przed nim nie wygladala jednak tak prosto jak miala. Najwyrazniej nie tylko on dostal rozkazy odnosnie dziewczyny i Salvationa. Najwyrazniej czas na plan B, ktory przedstawiono mu na wypadek podobnej sytlacji.




Salvation


- Rozmowa przychodzaca, kapitanie.

Glos kobiety siedzacej przy stanowisku komputerowym przerwal kapitanowi wstukiwanie ostatniego juz polecania majacego wcielic w zycie plan Gandasza.

- Odbierz.

Rozbrzmial krotki rozkaz po czym przestrzen na mostku wypelnila sie nienaturalnie czystym glosem mezczyzny.

- Kapitanie Johannson, tu kapitan Marfin Tamp. Potrzebujecie pomocy?

Johannson odwrocil sie w strone Midii, ktora lekko skinela glowa po czym odwrocila sie w strone szalejacej Yachi

- Mowi kapitan Johannson. Pomoc bedzie mile widziana, Marfin.

- Powodzenia.

- Nawzajem.

Kapitan odwrocil sie w strone swoich pasazerow.

- Gdy Doom zaatakuje wykonamy skok. Aby to zrobic bedziemy musieli wylaczyc pole ochronne. Nie mamy czasu by dotrzec do portalu normalna droga. Madra decyzja bedzie chwycenie sie czegos, gdyz na powrot do kajut rowniez nie ma czasu.

Zegar wskazywal 12:26 gdy niespodziewanie wszyscy na mostku zamarli. Czyn Yachi wydal sie tak...

~ Shinigami..

Zabrzmialo w umyslach wszystkich. W tym jednym slowie kryla sie zgroza, niedowierzanie i nutka smutku. Midia uniosla dlonie w strone czerwonowolosej. Jedna z nich krwawila obficie, jednak dziewczyna zdawala sie nie zwracac na to uwagi.

~ Nie wolno ci. On na to nie zasluzyl.

Dlonie zaczely lsnic lagodnym, zlotym blaskiem.

~ Nie pozwole..

Zamknela niewidzace oczy po czym... Czas sie zatrzymal. Nie dla wszystkich. Wygladalo na to, ze zatrzymanie to obejmuje tylko najblizsze otoczenie obrotowego fotelu. Ta chwila trwala krotko, bardzo krotko po czym cialo Roela unioslo sie do pozycji siedzacej. Nadgarstku Yachi ponownie dotknely jego czola. Wszystko zdawalo sie cofac niczym sceny z filmu puszczanego od tylu. Cienka strozka krwi splynela Midii po twarzy. Zaraz za nia podazyla druga. Krwawienie z nosa nasilalo sie z kazda sekunda tego dziwnego spektaklu. Gdy fotel powrocil na swoje pierwotne miejsce wraz z siedzaca na nim Yachi, Midia opuscila dlonie po czym osunela sie na podloge.

Zegar wskazal dokladnie minute do konca czasu wyznaczonego przez kapitana Ghousta. Przemowily laserowe dziala Dooma. W tej samej chwili Johannson nacisnal czerwony przycisk na swojej konsoli. Ostatnia rzecza, ktora uslyszeli byly jego slowa.

- Miejmy nadzieje, ze jednak nie....

Ostatnim co zobaczyli byl rozblysk swiatla, gdy pociski Doom'a trafily w oslone swego przeciwnika. Pozniej byly juz tylko rozmazane smugi na monitorach i glosny szum w uszach, ktory po chwili ucichl. Smugi swiatla rozszerzyly sie i zalaly wieksza czesc obrazu widzianego na ekranach.

- Panie i panowie, portal.


W glosie kapitana dawalo sie wyczuc ulge. Gdy odwracal sie do Straznikow, mial na ustach lekki usmiech.

- Za dziesiec sekund uruchomi sie pole silowe. Jednoczesnie wejdziemy w zasieg....


Wstrzas nastapil nieco szybciej niz wspomniane dziesiec sekund. Swiatla zgasly by po chwili rozblysnac na nowo wraz z przerazliwym wyciem syreny. Jednoczesnie nastapil kolejny wstrzas i swiat na ekranach zmienil sie w oslepiajaca, jednolita biel.

- Skan.

Glos kapitana byl spokojny, jednak nie zmylil nikogo, a napewno nie tych, ktorzy mogli zobaczyc wiecej.

- Trafili glowny silnik. Lecimy na awaryjnych, jednak...

Nadeszla odpowiedz zlewajac sie z automatycznym glosem, ktory ponownie rozlegl sie na mostku.

- Wyjscie z portalu za: 5.. 4.. 3.. 2.. 1.. 0

Biel zgasla. Zamiast niej na ekranach ukazal sie nowy, znacznie bardziej kolorowy obraz. Wycie syren na chwile ucichlo by mogl sie rozlec dzwiek automatycznego komunikatu:



- Ziemia. Ladowanie za czterdziesci standardowych jednostek czasowych. Odliczam...

Po czym rozleglo sie ponownie ze zdwojona, jak sie wydawalo, moca.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 21-10-2009, 19:48   #28
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nie spodziewał się, że będzie to jego niebieski przyjaciel.

Oskarżył jego tylko dlatego, że gdyby oskarżył kogoś z załogi, on by się z niczym nie ujawnił, natomiast tamci mogliby się zirytować.
Przekaz byłby niemiarodajny i w ten sposób niczego by się nie dowiedział.

Dlatego też wszystko spadło na Roela, dzięki czemu mógł obserwować zachowania podejrzanych. Wypatrywał wśród nich okazania ulgi, bądź czegoś co pozwoliłoby mu zidentyfikować poszukiwaną osobę, jednakże słowa van der Binka były swego rodzaju przyznaniem się do winy.

Oskarżony mówił, że wykonywał rozkazy Gartiego, lecz nie chciał ich ujawnić.
Dlatego też Albiorix nie wiedział czy dotyczyły one jedynie przejęcia i doprowadzenia Midii do Konsorcjum. Może wśród nich było coś jeszcze?

Z tej okazji mogli mieć kłopoty jeżeli wrócą. Z pewnością ich szef będzie wściekły. Z pewnością Roel będzie najsurowiej ukarany, lecz Profesor wcale nad tym nie rozpaczał.

Dla niego Roel był zdrajcą, gdyż w jego pojęciu, zdrada nie musiała oznaczać sprzymierzenia się z wrogiem. Bynajmniej nie.

Zdradą było zniszczenie zaufania. Roel zdradził grupę, ponieważ zadziałał bez jej wiedzy, informując osoby postronne w takiej właśnie sprawie i sytuacji. Najważniejsze było jednak to, że była to akcja podjęta przeciw woli innego człowieka.
Już nawet nie chodziło o to, iż osobą tą była Midia. Ważny był fakt.

Zdecydowanie Roel był dla niego zdrajcą.

-Nie możemy się na to zgodzić Roelu.. Nawet, jeśli twoje motywy są odgórne to nie tędy droga... Midia jest wolna, podobnie jak każdy z nas, dajmy, więc jej podjąć tą decyzję-powiedział Ergo.

Profesor odwrócił się ku niemu i ze zwyczajową powagą skinął głową. Był to znak, że popiera go, a w tym zdaniu nie jest osamotniony.

Oprócz tego, zobaczył mimowolnie słuszny gniew Ergo, ujawniający się przez zaciśnięcie pięści. Z pewnością Albiorix zachowałby się tak samo, gdyby tylko mógł poczuć coś takiego jak złość w podobnej ilości.

Ponownie zwrócił się do Roela ze spokojem, nie chłodem ani pogardą. W tej chwili jego były przyjaciel stał się obojętny.
Dla Profesora zawiedzenie zaufania było czymś, czego nie wybaczał nigdy, ponieważ niewielu takie zaufanie otrzymywało.

-Jeżeli Midia chce, zostanie tutaj niezależnie od poleceń, jakie dostałeś i niezależnie od szefa-ostatnie słowo wypowiedział z lekkim, złośliwym sarkazmem.

-Drugi statek na radarze-poinformowała członkini załogi, natomiast Profesor zamyślił się.

Czyżby obstawa Ghostwalkera? Wiadomo, że nie latają same, chyba że niedaleko znajduje się planeta. W tym przypadku była, więc czy można było wykluczyć towarzystwo dla niego?
Nie można było, jednakże prawdopodobieństwo było małe.

Więc po jakiej stronie był nowy statek?

Okazało się, że była to jednostka bojowa Doom, natomiast z rozmowy, jaka nadeszła, napłynęły wypowiedzi kapitana nowo przybyłej jednostki, która była, najwyraźniej, tą przyjazną i wysłaną przez Konsorcjum.

To znaczyło, że Ghoustwalker był prawdziwie wrogi, a to oznaczało, że...

-Mamy na pokładzie dwóch zdrajców albo jednego podwójnego-odezwał się lekko obojętnie, gdy nagle... rudowłosa towarzyszka podróży trafiła nadgarstkiem Roela, który zawisł bezwładnie na fotelu.

~Shinigami... Nie wolno ci. On na to nie zasluzyl. Nie pozwole...-powiedziała Midia, zaś jej dłonie pojaśniały. Albiorix wiedział, że właśnie zaczyna naprawiać sytuację.

Czas w pobliżu fotela zatrzymał się, po czym zaczął się powoli cofać. Roel ponownie siedział, zaś uderzenie Yachi spadło ponownie, jednakże tym razem poprzez cofnięcie czasu.
Kobieta wróciła na fotel, natomiast van der Bink dalej był żywy.

To jednak nie obchodziło Albiorixa. On zwracał uwagę na to, co działo się z Midią. Nasilające się krwawienie z nosa.
Natychmiast podszedł do niej, lecz nie przeszkadzał. To mogłoby przynieść negatywne efekty...
Postanowił czekać, a kiedy skończyła i opadła na ziemię, błyskawicznie dopadł do niej.

Miał ochotę ją przytulić i w ten sposób trwać przy niej, ale jednak nie zrobił tego.
Zachował się inaczej, gdyż tak nakazywała jego medyczna i rozsądna część.

Zaczął oceniać stan Midii. Najpierw sprawdził oddech oraz puls. Oba słabe, nierówne i nieregularne.
Brak reakcji na światło, co nie było dziwne. Brak reakcji na obecność.

Teoretycznie mógł przywołać roboty medyczne, ale nie miał zamiaru pozwolić by zajęły się nią. Nie ufał im w kwestiach medycznych. Znał siebie i swoje możliwości medyczne. Znał możliwości robotów, gdyż pomagał przy planowaniu niektórych.
Znał ich ograniczenia.

Owszem, maszyna mogła zbadać funkcje życiowe na podstawie obecnych objawów. Mogła postawić diagnozę, chociaż z tym było gorzej. Była w stanie zaaplikować różne substancje, jednakże było coś, czego nie mogła zrobić.

Roboty jeszcze nie mogły myśleć samodzielnie i nie mogły przewidywać. Ich programy tego nie obejmowały. Nie mogły przewidzieć przed zaistnieniem problemu.
Podając lek, będzie on maksymalnie skuteczny na to, na co potrzeba, ale nie uwzględnią, że może zaszkodzić na coś innego.

On, jako lekarz z wieloletnią praktyką, miał na to szansę. Dużą.

Natychmiast wyjął chustkę, podniósł kobietę delikatnie i precyzyjnie, wynosząc z pomieszczenia.

Leżała na jego rękach z głową do dołu, by strużka mogła swobodnie wypływać.
W ten sposób można było uniknąć zachłyśnięcia się własną krwią.
Ponadto wyjął chustkę, którą przytknął do krwawiącego nosa, by spowolnić upływ krwi. Wymagało to niewygodnego oraz nienaturalnego wykręcenia dłoni, lecz pacjent był ważniejszy.

Profesora obejmowała przysięga lekarska, której nie zamierzał złamać. Tym bardziej z powodu czegoś tak błahego jak niewygoda.

Jednocześnie kciuk oparł na kości podbródkowej, otwierając usta Midii i odchylając jej głowę do tyłu. Dzięki temu udrożnił jej drogi oddechowe.

Czynności te skończył wykonywać już w chwili opuszczania mostka, gdzie w pamięci otworzył mu się plan statku. Natychmiast odszukał w głowie przejścia, które nie były dostępne dla każdego, jednakże były krótszą drogą.

Dzięki temu w niedługim czasie pojawił się w pokoju medycznym. Znajdowały się w nim kabiny, kozetka, wszelkiego rodzaju szafki, a także robot:


-Strzykawka, Hemoconsist, sole trzeźwiące-wydał polecenie, kładąc delikatnie Midię, po czym szybko założył rękawiczki.

Robot bardzo szybko podał wymagane przedmioty, które Albiorix sprawdził, po czym zaczerpnął dziesięć miligramów leku, który podał pacjentce dożylnie.

Chwilę później krwotok ustał. Teraz wystarczyło tylko podać sole trzeźwiące.
Podsunął kobiecie pod nos, zębami zdejmując jedną z rękawiczek, którą wrzucił do kosza.

-Wilgotne chustki-polecił, natomiast maszyna podała mu opakowanie z żądanym przedmiotem. Delikatnie oczyścił jej twarz z krwi, po czym wyrzucił chusteczkę.

Nie mniej jednak Midia bardzo mało reagowała na sole, nie mniej jednak, puls i oddech ustabilizowały się. Po kilku chwilach lekko otworzyła oczy, choć Albiorix mógłby to porównać bardziej do drgnięcia powiek.
Pochylił się nad kobietą, łokcie opierając o kozetkę.
Prawą ręką dalej podtykał substancję, zaś lewą delikatnie przeczesywał jej włosy, przypatrując się jej.

Ponownie żałował, że nie studiował neuropsychologii, co zamierzał naprawić, jeśli tylko przeżyje. Teraz jednak nie było to ważne.
Istotne było to, że Midia się wybudzała. Powoli. Bardzo powoli, ale też stosunkowo skutecznie. Podczas tego procesu obserwował ją bardzo uważnie, zwracając uwagę na oddech i puls. W końcu odstawił sole. Dalej się przypatrując.

Trwało to około dziesięciu minut nim w końcu otworzyła oczy.

-Jak się czujesz?

~Ja… Nie wiem…-odpowiedziała.

-Cieszę się, że wróciłaś-powiedział, uśmiechając się lekko, choć nie był wcale taki pewien czy wróciła.

~Wrocilam.. Mozliwe. Ostatnie co pamietam to biel.. Biale swiatlo.. Czy mi sie udalo?

-Cofnąć czas? Udało ci się.

~To dobrze...

Powiedziala usmiechajac sie lekko.

~To nie byl jego czas. Czy juz jestesmy?

-Nie, jeszcze nie. Zostało nieco ponad dwadzieścia minut-odezwał się, dalej delikatnie przeczesując jej włosy.

-To było zbyt niebezpieczne dla ciebie. Krwotok i... to wyglądało tak, jakbyś miała zły sen.

~Nie, nie mialam.. To bylo ostrzezenie. Jednak nie uwazam zeby to cofniecie bylo dla mnie niebezpieczne Albiorixie. Gdybym nie wrocila.. Bylabym teraz w domu. Przynajmniej mam taka nadzieje. Nie bylam tak blisko od tak dawna...

Przechylila glowa tak by dotknac policzkiem jego dloni.

~Dziekuje za pomoc jakiej mi udzieliles.

-Czy...-chciał o coś zapytać, ale urwał nagle, nie wiedząc czy może to powiedzieć, po czym pokręcił głową, delikatnie gładząc skórę na twarzy.

-Nie masz za co dziękować. Musiałem i chciałem pomóc-uśmiechnął się ponownie.

Przylgnela mocniej chcac jak najdluzej cieszyc sie piszczota po czym.. Zasnela, zaś Albiorix rozejrzał się.

-Przynieś mi tamto krzesło-powiedział cicho, natomiast robot podszedł do krzesła, które podniósł i postawił tuż za lekarzem, który usiadł, zębami zdejmując drugą rękawiczkę, którą wrzucił do kosza.

Nie miał zamiaru się stamtąd ruszać, szczególnie, że głowa Midii leżała na jego dłoni. Nie chciał jej poruszyć, by nie obudzić zmęczonej kobiety.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-10-2009, 06:53   #29
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mostek

Czas płynął niczym w zwolnionym tempie. Kolejne sekundy odliczane cichym, matowym głosem przybliżały ich do celu wyprawy. Stali z boku pozwalając obsłudze na przygotowanie się do lądowania na nieznanym terenie. Kapitan zdawał się nie zwracać uwagi na ich obecność. Właściwie nikt jej nie zwracał. Albiorix wyszedł z pomieszczenia wraz z nieprzytomna Midią i wciąż nie wracał. Gandasz, który znikł nim nastąpiło wejście w portal, również już się nie pokazał. Tym jednak, którzy zostali dane było ujrzeć pełnie potęgi sił, które zdawały się zmagać w niezwykle wyrównanej walce o każda pieść ziemi na tej planecie. Czy jednak chodziło tu właśnie o ziemie? O przestrzeń mieszkalna? O złoża minerałów? O wodę? O powietrze? Ci którzy mogli na to pytanie odpowiedzieć byli poza zasięgiem głosu lub zwyczajnie milczeli.
Gdy minęła większość czasu na lądowanie przeznaczona dal się słyszeć głos kobiety siedzącej przy stanowisku komputerowym.

- Kapitanie podchodzimy za szybko.

Głos ten był spokojny, lecz był to jedynie dość dobrze odegrany spokoj. Słowa również nazbyt milo nie brzmiały wiec i dziwić nikt się nie powinien ze kapitan dość szybko znalazł się obok z rosnącym niepokojem spoglądając na wykresy.

- Komputer! Komunikat 24457!

Krzyknął wreszcie po czym przepuścił swoja podwładną i sam ruszył w stronę stojących przy wyjściu strażników. Z głośników zaś popłynął całkowicie wyprany z emocji głos.

- Wszyscy proszeni są o udanie się do kapsuł ratunkowych. Powtarzam. Wszyscy proszeni są o udanie się do kapsuł ratunkowych.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 28-10-2009, 14:14   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na mostku nie było już nic do roboty.
Kapitan był w stanie sam wykonać wszystkie manewry. Gdyby nie był... to by znaczyło, że mostka już nie ma i obecność tam Gandasza w niczym by nie zmieniła sytuacji.

Drzwi zamknęły się z ledwo słyszalnym sykiem.
Nie zatrzymywany przez nikogo Gandasz ruszył w stronę swej kabiny. Po chwili jednak zatrzymał się. Wstrząs, jaki nastąpił, nie miał nic wspólnego ze skokiem. I to niespodziewane przygaśnięcie świateł. Wniosek był tylko jeden. Oberwali i to nieźle.

Pulsujące pomarańczowe światło na schemacie mogło oznaczać tylko jedno. Główny silnik nadawał się tylko na złom. W tej sytuacji skok był... mało rozsądnym rozwiązaniem. Tyle tylko, że na podjęcie decyzji o wycofaniu się było nieco za późno.


Portal...
Mały krok dla drobinki, jaką wobec wszechświata był największy nawet statek kosmiczny...
Wrota, dzięki którym można w parę sekund przejść z jednej części wszechświata do innej, dość odległej.
Problem polegał na tym, że nie do końca było wiadomo, jak wygląda druga strona tego akurat portalu.

Wyjście...
Jeszcze żyli.
Wyprany z emocji głos automatu poinformował o planowanym zakończeniu podróży za pół godziny z małym kawałkiem.
Dużo za szybko.
Rozlatywali się?
Wszak lepiej było okrążyć parę razy planetę zwaną Ziemia i wybrać miejsce do lądowania.
Czterdzieści minut...

Wypadało się przygotować do lądowania.
Innymi słowy - znaleźć sobie jakąś wygodną koję, w której można będzie można wygodnie spędzić czas w oczekiwaniu na lądowanie. I gdzie będzie na tyle miękko, że nawet niezbyt udane spotkanie z ziemią nie skończy się negatywnymi skutkami dla czekającego.


Wbrew powyższym, dość inteligentnym pomysłom, Gandasz skierował się ku hangarowi. Gdyby czasem komputer miał na temat lądowania takie samo zdanie, jak on, to warto było się znaleźć w miejscu niezbyt odległym od kapsuł ratunkowych.
Co było pomysłem może nawet bardziej inteligentnym.


Drzwi hangaru były zamknięte na głucho.
Nie było wątpliwości, że pukanie czy naciskanie na klamkę niewiele da,
Wyprawa do zbrojowni i powrót z odpowiedniej wielkości laserem bojowym, czy też paroma kostkami materiałów wybuchowych stanowiłoby pewnie jakieś rozwiązanie, ale kapitan mógłby mieć pewne pretensje o zniszczenie kawałka wyposażenia statku.
Co innego, gdyby drzwi się same otworzyły...

Podręczna konsola milczała.
Albo kapitan był zajęty, albo cały system tak się sypał, że połączenie nie mogło zostać zrealizowane.
Pozostawało albo zrezygnować, albo też...
Gandasz podłączył się do panelu kontrolnego.
Drzwi nie posiadały zamka magnetycznego. Otwierały się zatem albo na hasło, albo też wstęp miały tylko osoby upoważnione. Na przykład piloci.
podszycie się pod jednego z nich było mało sensowne. Pierwsze z brzegu skanowanie siatkówki od razu zakończyłoby całe przedstawienie. Lepiej było wprowadzić malutkie zmiany w samej bazie danych.
W końcu jeden pilot mniej, jeden więcej...
Wszystko było sprawą odpowiedniego oprogramowania.


Tym razem trwało to dość długo.
Gdyby korytarzem spacerowali co kilka minut wartownicy, cały numer z pewnością by się nie udał.
Po pięciu długich minutach starań drzwi przesunęły się w bok z cichym sykiem.

Hangar był niewielki, ale to, co się w nim znajdowało, cieszyć mogło oko każdego rasowego pilota.



Promy z serii Raptor cieszyły się uznaniem wśród licznych rzesz pilotów wszystkich ras.
Ich możliwości bojowe nie były zbyt wielkie, ale osiągi - olśniewające.
A cztery takie cacka, w pełnej gotowości bojowej, stały teraz przed Gandaszem.
Okazja, z jakiej nie sposób było nie skorzystać. Szczególnie w sytuacji bliskiego w czasie lądowania w trybie dość pospiesznym.
W takiej sytuacji lepiej było trzymać się z dala od macierzystej jednostki i, w razie konieczności, pomagać tym, którzy wylądowali.

'Wszystkie systemy gotowe i sprawne."

Zielony napis na panelu sterowniczym napawał optymizmem.
Fotel automatycznie dopasował się do sylwetki Gandasza.

- Wszyscy proszeni są o udanie się do kapsuł ratunkowych. Powtarzam. Wszyscy proszeni są o udanie się do kapsuł ratunkowych.

Wydobywający się z głośników głos jak zgrzyt wdarł się w ciszę spokojnego hangaru.

- Przygotowanie do startu awaryjnego na polecenie komputera głównego - powiedział Gandasz.

- Polecenie przyjęte...

Drzwi promu zamknęły się automatycznie, ze schowka spod fotela wysunął się obły hełm.

- Start za 10 sekund... 8... 7...

Na wprost promu otworzyły się zewnętrzne wrota hangaru.

- 3... 2... 1...

Potężna siła wcisnęła Gandasza w oparcie fotela.
Po sekundzie był w powietrzu.
Silniki pracowały bez zarzutu.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172