Po rozmowie z kapitanem, akolita ruszył do swojej celi w asyście strażnika. Po dotarciu na miejsce wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. Wiedział, że jego "współtowarzysze" mogą nie pałać do niego sympatią, ale nie obchodziło go to w ogóle. Ma swoje zadanie i nie zamierza nikogo w to mieszać. Pomodlił się chwilę do Sigmara: - ...i nie wódź nas na pokuszenie, ale zbaw od złego...
Po modlitwie wstał bez słowa, położył się na swej pryczy i zamknął oczy. Jeżeli ktoś go zagaduje o rozmowę z kapitanem i o wszelkie inne bzdury, ten mówi twardo: - Nie muszę się wam z niczego tłumaczyć. Śpijcie. Jeśli Ranald się do nas uśmiechnie, to jutro będziemy wolni. Dobranoc.
Wkrótce sen ogarnął jego zmęczony umysł i ciało. Nic mu się jednak nie przyśniło, a może po prostu nie pamiętał. Obudził się nad ranem mając nadzieję na udany - dla odmiany - dzień. |