Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2009, 19:20   #40
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Najpierw zabawne zachowanie Argromannara, a później pojawienie się człowieka... Lilianne była naprawdę rozweselona. Zanim to jednak się wydarzyło, zdążyła wprowadzić się do pokoju naprzeciwko Morana i wypakować swoje rzeczy. Kiedy obserwowała przez okno w swoim pokoju myślącego mężczyznę, postanowiła iż spróbuje mu pomóc. Radośnie podskakując, zeszła na dół po schodach i wyszła do ogrodu. Tanecznym krokiem zbliżyła się do Argromannara i usiadła koło niego. Podejrzewała iż był duchem naprawdę daleko, bo nie zdał sobie sprawy z jej obecności.
- Podoba ci się. - przerwała ciszę, trącając go w bok. Nie ukryjesz tego. - uśmiechnęła się.
Półwampir wzdrygnął się na dźwięk melodyjnego głosu. Zobaczył niską, ładną skrzydlatą. Odsunął się lekko od niej.
- Prawda ładne macie tu niebo.
Widząc jego reakcję, Lilianne zaniosła się perlistym śmiechem.
- Pani-poważna podoba ci się, głuptasie. - wytknęła mu język. Ona również ma do ciebie słabość. Widzę to w jej oczach. Pozwolisz, aby przeszła ci przed nosem taka sztuka? - zapytała udając niedowierzenie.
- Nie wiem o czym do mnie mówisz. - odpowiedział spokojnie
- Hahaha - znowu się roześmiała.
- Nie przedstawiłam się wcześniej... - zaczęła już nieco poważniej. Na imię mi Lilianne i jestem kapłanką. - wyciągnęła dłoń ku mężczyźnie, aby w przyjacielskim geście wymienić uściski.
Agromannar skinął głową lecz nie podał jej ręki. Kobieta cofnęła rękę i opierając się łokciami o kolanach, podparła podbródek. Przez pewien czas siedziała cicho. W końcu nie wytrzymała i się odezwała.
- Valeria chciałaby żebyś do nas dołączył. Nie powie tego wprost, taka już jest. Ukrywa przed światem wiele tajemnic... nawet własne uczucia, chociaż tych nigdy nie można ukryć. Ja z kolei jestem obdarzona darem wyczuwania uczuć innych osób. Wiem, że nie jesteś jej zupełnie obojętny, ani ona tobie.
- Nie wierze w miłość, a już na pewno nie w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Chyba szwankuję ci twój dar.
- Miłość? Tego nie powiedziałam... - spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem.
- Do tego trzeba czasu. Ja z kolei nie wierzę w to, że nie potrzebujesz miłości. Możesz uciekać od prawdy, ale kiedyś cię dopadnie z całą swoją okrutnością... ale wtedy będzie już za późno. Ja również ucieszyłabym się, gdybyś dołączył do naszej misji. I wcale nie dla tego, że byłby z ciebie użytek, tylko chciałabym zobaczyć minę tych wszystkich nadętych pajacyków, kiedy zobaczyliby, że ktoś z zewnątrz odbiera laury od króla. - Lilianne wstała i mrugnęła mu na odchodne.
Agromannar także wstał i ruszył ku wyjściu z posiadłości Valerii

***


Valeria odprowadziła wzrokiem Agromannara z okna swojego pokoju. Gdy odchodził, czuła coś dziwnego...

***

Gelidus miał tajemniczy sen...
Znajdował się na szycie wieży zbudowanej z niebieskich kamieni. Kiedy podszedł do krawędzi budowli, spostrzegł iż ze wszystkich stron otacza go wzbudzone morze. Cofnął się kilka kroków i odwrócił się. Na środku dachu, przed chwilą jeszcze pustego znajdowała się zamrożona fontanna. Na jej krawędzi siedziała kobieta o długich, sięgających jej pasa włosach. Jej ciało zasłaniały białe szaty, z jasnoniebieskimi wykończeniami. Nie miała skrzydeł, więc nie była nieskończoną. Jej ciało było bardzo pociągające, a turkusowe oczy charakteryzowały się wielką przenikliwością. Takim przenikliwym wzrokiem patrzyła właśnie na mężczyznę.
- W-witaj - zająknął się. Nazywam się Gelidus - Nieskończony nisko się ukłonił.
- Wiem kim jesteś. - powiedziała dosyć szorstkim tonem.
- A zatem kim ty jesteś?
- Hoooh.... - zdumiała się i zeskoczyła z fontanny na nogi.
- Czyżbyś nie wiedział, kim jestem? - powiedziała nieco zbyt oskarżycielsko, zbliżając się do Gelidusa.
- Hmm... - zamyślił się. Niestety nie pamiętam...znamy się?
- Czy się znamy? Tak, znamy się od baaardzo dawna, lecz ty być może nie zdawałeś sobie przez ten cały czas sprawy z mojego istnienia... - okrążyła mężczyznę i zatrzymała się za jego plecami.
Położyła dłoń na jego ramieniu. Nieskończony poczuł, iż nagle zrobiło się nieco zimno...
- Przyjemny chłód... - wyszeptał. Przepraszam ale jestem trochę skonfundowany.
Gelidus odwrócił się i spojrzał głęboko w oczy kobiety. W jej zimnym spojrzeniu doszukał się czegoś... znajomego. Miał wrażenie, iż zna tą kobietę od kiedy tylko pamiętał... Choć nigdy jej nie widział, miał pewność, że nie jest mu obca.
- Kim jesteś? I jakie masz zamiary? - usiadł na fontannie i oparł o kolano zastanawiając się skąd ją znał.
- Przecież dobrze wiesz kim jestem... - nie spostrzegł, kiedy pojawiła się za nim, obejmując jego szyję. Zawsze pragniesz mnie odnaleźć... zawsze doszukujesz się mnie w najmniejszych szczegółach... Wypełniam twoje życie, jestem twoim celem. Moje imię brzmi...? - wyszeptała mu do ucha.
Gelidus przez dłuższy czas się zastanawiał. W końcu w jego głowie pojawiła się odpowiedź.
- To... nieprawda A może...może jednak PRAWDA. - cicho odpowiedział.
Zaśmiało się delikatnie i westchnęła. Przyłożyła głowę do ramienia Gelidusa. Z nieba zaczął spadać śnieg, a szumiące ryki spienionych fal ustały.
- Czy pomożesz mi odnaleźć odpowiedzi?
- Teraz już znasz wszystkie odpowiedzi... Prawda zawsze będzie ci towarzyszyć, bez względu na mroki zagubienia, które będą cię kusić... - kobieta zniknęła, pozostawiając Gelidusa samego.
I wtedy się obudził.

***
Khannowi śnił się dziwaczny sen. W tym śnie, toczył pod górę ogromne głazy, które jednak ciągle opadały w dół, zmuszając go do ponownego wysiłku. Towarzyszył mu niski, niezwykle muskularny mężczyzna, o czerwonej skórze i gęstych, długich czarnych włosach i brodzie. Kowal miał wrażenie iż go zna, ale nie potrafił odgadnąć jego imienia...

***

Była noc. Wszyscy już wrócili i spali w pozajmowanych pokojach. Valeria, ubrana w koszulę nocną, cicho zeszła po schodach.



Pod bosymi stopami poczuła chłodny marmur. Podeszła do okna w salonie i otworzyła je. Do dusznego pomieszczenia natychmiast wtargnęło świeże powietrze. Zasłony delikatnie falowały na nocnym wietrze, a do pokoju wpadała blada poświata księżyca, oświetlając stojący w salonie biały fortepian. Valeria usiadła na stojącym przy nim stołku. Krótką chwilę siedziała nieruchomo, wpatrując się w instrument, po czym położyła palce na klawiszach, delikatnie je naciskając.
Link - click!!
Zamknęła oczy. Z instrumentu wydobyły się cudowne dźwięki, układające się w anielską melodię, witraż wypełniony nieziemskimi nutami. Oświetlana księżycowym światłem, Valeria wręcz tańczyła palcami po klawiszach. Jej muzyka była wypełniona emocjami i starymi wspomnieniami. Była zdolna skruszyć nawet najbardziej skamieniałe serce...
Tak, tworzenie muzyki sprawiało tej kobiecie najszczerszą radość. Podobnie jak unoszenie się na wietrze, muzyka dawała jej poczucie niezależności, szczęścia i najbardziej podstawowej wolności. Wypełniały ją marzenia, przywoływała dawno zapomniane chwile i wypuszczała własne emocje w postaci nostalgicznej melodii. Każdego, kto usłyszał jej muzykę powalał na kolana ogrom uczuć, teraz tak bardzo widocznych, a które sama pragnęła ukryć przed wszystkimi...

Melodia się skończyła. Valeria jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, kiedy usłyszała jak ktoś bierze głęboki oddech za jej plecami. Widocznie ktoś jeszcze nie mógł zasnąć...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 13-10-2009 o 20:09.
Endless jest offline