Najpierw zabawne zachowanie Argromannara, a później pojawienie się człowieka... Lilianne była naprawdę rozweselona. Zanim to jednak się wydarzyło, zdążyła wprowadzić się do pokoju naprzeciwko Morana i wypakować swoje rzeczy. Kiedy obserwowała przez okno w swoim pokoju myślącego mężczyznę, postanowiła iż spróbuje mu pomóc. Radośnie podskakując, zeszła na dół po schodach i wyszła do ogrodu. Tanecznym krokiem zbliżyła się do Argromannara i usiadła koło niego. Podejrzewała iż był duchem naprawdę daleko, bo nie zdał sobie sprawy z jej obecności.
-
Podoba ci się. - przerwała ciszę, trącając go w bok.
Nie ukryjesz tego. - uśmiechnęła się.
Półwampir wzdrygnął się na dźwięk melodyjnego głosu. Zobaczył niską, ładną skrzydlatą. Odsunął się lekko od niej.
-
Prawda ładne macie tu niebo.
Widząc jego reakcję, Lilianne zaniosła się perlistym śmiechem.
-
Pani-poważna podoba ci się, głuptasie. - wytknęła mu język.
Ona również ma do ciebie słabość. Widzę to w jej oczach. Pozwolisz, aby przeszła ci przed nosem taka sztuka? - zapytała udając niedowierzenie.
-
Nie wiem o czym do mnie mówisz. - odpowiedział spokojnie
-
Hahaha - znowu się roześmiała.
-
Nie przedstawiłam się wcześniej... - zaczęła już nieco poważniej.
Na imię mi Lilianne i jestem kapłanką. - wyciągnęła dłoń ku mężczyźnie, aby w przyjacielskim geście wymienić uściski.
Agromannar skinął głową lecz nie podał jej ręki. Kobieta cofnęła rękę i opierając się łokciami o kolanach, podparła podbródek. Przez pewien czas siedziała cicho. W końcu nie wytrzymała i się odezwała.
-
Valeria chciałaby żebyś do nas dołączył. Nie powie tego wprost, taka już jest. Ukrywa przed światem wiele tajemnic... nawet własne uczucia, chociaż tych nigdy nie można ukryć. Ja z kolei jestem obdarzona darem wyczuwania uczuć innych osób. Wiem, że nie jesteś jej zupełnie obojętny, ani ona tobie.
-
Nie wierze w miłość, a już na pewno nie w miłość od pierwszego wejrzenia.
-
Chyba szwankuję ci twój dar.
-
Miłość? Tego nie powiedziałam... - spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem.
-
Do tego trzeba czasu. Ja z kolei nie wierzę w to, że nie potrzebujesz miłości. Możesz uciekać od prawdy, ale kiedyś cię dopadnie z całą swoją okrutnością... ale wtedy będzie już za późno. Ja również ucieszyłabym się, gdybyś dołączył do naszej misji. I wcale nie dla tego, że byłby z ciebie użytek, tylko chciałabym zobaczyć minę tych wszystkich nadętych pajacyków, kiedy zobaczyliby, że ktoś z zewnątrz odbiera laury od króla. - Lilianne wstała i mrugnęła mu na odchodne.
Agromannar także wstał i ruszył ku wyjściu z posiadłości Valerii
***
Valeria odprowadziła wzrokiem Agromannara z okna swojego pokoju. Gdy odchodził, czuła coś dziwnego...
***
Gelidus miał tajemniczy sen...
Znajdował się na szycie wieży zbudowanej z niebieskich kamieni. Kiedy podszedł do krawędzi budowli, spostrzegł iż ze wszystkich stron otacza go wzbudzone morze. Cofnął się kilka kroków i odwrócił się. Na środku dachu, przed chwilą jeszcze pustego znajdowała się zamrożona fontanna. Na jej krawędzi siedziała kobieta o długich, sięgających jej pasa włosach. Jej ciało zasłaniały białe szaty, z jasnoniebieskimi wykończeniami. Nie miała skrzydeł, więc nie była nieskończoną. Jej ciało było bardzo pociągające, a turkusowe oczy charakteryzowały się wielką przenikliwością. Takim przenikliwym wzrokiem patrzyła właśnie na mężczyznę.
-
W-witaj - zająknął się.
Nazywam się Gelidus - Nieskończony nisko się ukłonił.
-
Wiem kim jesteś. - powiedziała dosyć szorstkim tonem.
-
A zatem kim ty jesteś?
-
Hoooh.... - zdumiała się i zeskoczyła z fontanny na nogi.
-
Czyżbyś nie wiedział, kim jestem? - powiedziała nieco zbyt oskarżycielsko, zbliżając się do Gelidusa.
-
Hmm... - zamyślił się.
Niestety nie pamiętam...znamy się?
-
Czy się znamy? Tak, znamy się od baaardzo dawna, lecz ty być może nie zdawałeś sobie przez ten cały czas sprawy z mojego istnienia... - okrążyła mężczyznę i zatrzymała się za jego plecami.
Położyła dłoń na jego ramieniu. Nieskończony poczuł, iż nagle zrobiło się nieco zimno...
-
Przyjemny chłód... - wyszeptał.
Przepraszam ale jestem trochę skonfundowany.
Gelidus odwrócił się i spojrzał głęboko w oczy kobiety. W jej zimnym spojrzeniu doszukał się czegoś... znajomego. Miał wrażenie, iż zna tą kobietę od kiedy tylko pamiętał... Choć nigdy jej nie widział, miał pewność, że nie jest mu obca.
-
Kim jesteś? I jakie masz zamiary? - usiadł na fontannie i oparł o kolano zastanawiając się skąd ją znał.
-
Przecież dobrze wiesz kim jestem... - nie spostrzegł, kiedy pojawiła się za nim, obejmując jego szyję.
Zawsze pragniesz mnie odnaleźć... zawsze doszukujesz się mnie w najmniejszych szczegółach... Wypełniam twoje życie, jestem twoim celem. Moje imię brzmi...? - wyszeptała mu do ucha.
Gelidus przez dłuższy czas się zastanawiał. W końcu w jego głowie pojawiła się odpowiedź.
-
To... nieprawda A może...może jednak PRAWDA. - cicho odpowiedział.
Zaśmiało się delikatnie i westchnęła. Przyłożyła głowę do ramienia Gelidusa. Z nieba zaczął spadać śnieg, a szumiące ryki spienionych fal ustały.
-
Czy pomożesz mi odnaleźć odpowiedzi?
-
Teraz już znasz wszystkie odpowiedzi... Prawda zawsze będzie ci towarzyszyć, bez względu na mroki zagubienia, które będą cię kusić... - kobieta zniknęła, pozostawiając Gelidusa samego.
I wtedy się obudził.
***
Khannowi śnił się dziwaczny sen. W tym śnie, toczył pod górę ogromne głazy, które jednak ciągle opadały w dół, zmuszając go do ponownego wysiłku. Towarzyszył mu niski, niezwykle muskularny mężczyzna, o czerwonej skórze i gęstych, długich czarnych włosach i brodzie. Kowal miał wrażenie iż go zna, ale nie potrafił odgadnąć jego imienia...
***
Była noc. Wszyscy już wrócili i spali w pozajmowanych pokojach. Valeria, ubrana w koszulę nocną, cicho zeszła po schodach.
Pod bosymi stopami poczuła chłodny marmur. Podeszła do okna w salonie i otworzyła je. Do dusznego pomieszczenia natychmiast wtargnęło świeże powietrze. Zasłony delikatnie falowały na nocnym wietrze, a do pokoju wpadała blada poświata księżyca, oświetlając stojący w salonie biały fortepian. Valeria usiadła na stojącym przy nim stołku. Krótką chwilę siedziała nieruchomo, wpatrując się w instrument, po czym położyła palce na klawiszach, delikatnie je naciskając.
Link - click!! Zamknęła oczy. Z instrumentu wydobyły się cudowne dźwięki, układające się w anielską melodię, witraż wypełniony nieziemskimi nutami. Oświetlana księżycowym światłem, Valeria wręcz tańczyła palcami po klawiszach. Jej muzyka była wypełniona emocjami i starymi wspomnieniami. Była zdolna skruszyć nawet najbardziej skamieniałe serce...
Tak, tworzenie muzyki sprawiało tej kobiecie najszczerszą radość. Podobnie jak unoszenie się na wietrze, muzyka dawała jej poczucie niezależności, szczęścia i najbardziej podstawowej wolności. Wypełniały ją marzenia, przywoływała dawno zapomniane chwile i wypuszczała własne emocje w postaci nostalgicznej melodii. Każdego, kto usłyszał jej muzykę powalał na kolana ogrom uczuć, teraz tak bardzo widocznych, a które sama pragnęła ukryć przed wszystkimi...
Melodia się skończyła. Valeria jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, kiedy usłyszała jak ktoś bierze głęboki oddech za jej plecami. Widocznie ktoś jeszcze nie mógł zasnąć...