Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2009, 15:24   #31
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Po opuszczeniu domu Valerii, Agromannar spokojnym krokiem udał się do "Ziemskiej wyrwy". Miał spotkać się z Guhbakiem "Pod Skrzydlatym Zadem" dopiero wieczorem więc miał dużo czasu. Siadł przy jednym ze stolików karczmy i zamówił gigantyczną porcję strawy.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 09-10-2009 o 15:29.
Garzzakhz jest offline  
Stary 09-10-2009, 15:57   #32
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Valeria Brightfeather... jedna z najlepszych agentów króla, piąta córka szlachetnego rodu... - Lilianne zaczęła cicho.
Od czasu wizyty u króla, Moran nie zamienił z nią ani słowa. Odniosła wrażenie, że mogła go urazić, nie wyjawiając od początku prawdziwego celu jej misji. Wszyscy obecni odwrócili się w strone kapłanki.
- Ten dom... jej ród jest na tyle bogaty, żeby postawić każdemu członkowi rodziny własny pałac. Dowodem tego jest to miejsce. - wstała i zakręciła się w miejscu. Niecodziennie ma się okazję, aby gościć u księżniczki, racja? - uśmiechnęła się. Muszę wyjść po parę rzeczy, jeżeli mam tu zamieszkać. Wrócę niedługo.
Tanecznym krokiem wyszła z rezydencji Valerii.


***

Po półgodziny na dół zeszła Valeria. Wyglądała zupełnie inaczej niż przed chwilą. Ubrana była w białą, lekką suknię, a jasne włosy opadały jej na odsłonięte ramiona. Nie sprawiała już wrażenia surowej strażniczki sprawiedliwości, wyglądała na bardzo wrażliwą istotę. Rozejrzała się po obecnych. Zauważyła, że zniknął Arnthaniel i Argromannar.
- Gdzie się podział Argromannar? - spytała zmartwionym głosem.
- Poszedł sobie. Z resztą nie jest nam potrzebny. - usłyszała odpowiedź od mężczyzny, którego król nazwał wcześniej "Moranem".
Valeria szybko do niego podeszła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz! - oburzyła się. Ten mężczyzna może być niezbędnym współpracownikiem. Dobrze wiecie, że Minas'Drill to nie tylko miasto Nieskończonych, ale i dom dla wielu istot z innych wymiarów. Wśród takich środowisk, Argromannar będzie w stanie zdobyć najlepsze informacje. Skrzydła nie zawsze są ułatwieniem!
Wszyscy patrzeli już na nią i jej zbulwersowaną twarz.
- Oh... - zmieszala się trochę, zdając sobie sprawę ze swojej reakcji.
Zauważyła butelkę brandy na stole. Podeszła do niej i nalała sobie do kieliszka.
- Pokoje na górze są dla was. Macie do nich swobodny dostęp. Ostatni pokój w prawym korytarzu należy do mnie. - rzekła, wychodząc z domu do ogrodu.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 10-10-2009, 12:52   #33
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran wszedł na górę. Było tam sporo pokoi. Wybrał pierwszy od lewej. W środku było całkiem dużo miejsca jak na sypialnię dla gości. Stało tam wielkie łóżko, jeszcze większe niż te, które stało w jego domu. Było tam też krzesło, biurko i szafa. Moran usiadł na łóżku i zamyślił się. - Powinienem odwiedzić babcię i przenieść ubrania. Taak, tak zrobię - postanowił nieskończony, po czym wstał i poszedł do miasta.

***

Moran leciał powoli w stronę domu babci. -Ahh, dopiero 14, mam jeszcze dużo czasu - pomyślał . Szybując nad innymi domami w zachodniej dzielnicy wreszcie dotarł do celu. Oto stał przed nim nieduży domek, z którego lekki dym wylatywał przez okno. Moran wszedł do środka. Było tak, jak zawsze pamiętał ten dom. Dziadek siedział na fotelu kopcąc fajkę, która była tak duża, że prawie sięgała do ziemi. Babcia krzątała się po kuchni szykując najprawdopodobniej jakiś obiad.
-Cześć Moruś - niemal krzyknęła przejęta babcia. -Jak długo Cie już tu nie było, chodź, usiądź na chwilkę, akurat załapiesz się na obiad.
Dziadek zamyślony dopiero zauważył wnuka. Wstał i podszedł do pobliskiej szafki. -Oh Moran, dobrze, że przyszedłeś - powiedział dziadek wyciągając z niej fajkę. Była ona bardziej poręczna niż fajka jego samego. Można było ją spokojnie włożyć do kieszeni.-Proszę, sam ją wystrugałem - powiedział dziadek z uśmiechem na twarzy - dorzucę Ci jeszcze trochę ziela, bo znając ciebie zaraz znowu polecisz za miasto.
-Dziękuję, dziadku - odrzekł Moran ze szczerym zadowoleniem. Zawsze chciał mieć fajkę, lecz nigdy nie miał czasu jej sobie kupić.Moran zapalił fajkę, a babcia właśnie niosła obiad. -Dzisiaj kurczak - powiedziała, - mam nadzieję, że ci posmakuje .
-Tak, mam ochotę na kurczaka twojej roboty - powiedział Moran, po czym odłożył prezent dziadka i zaczął jeść.

***

Po niecałej godzinie Moran opuścił dom dziadków i udał się do swojego własnego. Wszedł do domu, spakował wszystkie ubrania i wyszedł z nimi przed drzwi. -Ahh, ostatni dzień wolnego - pomyślał. -Czas ruszać. Wyjął runę i przeniósł się do domu Valerii.
 

Ostatnio edytowane przez Sorix : 10-10-2009 o 22:44.
Sorix jest offline  
Stary 10-10-2009, 14:52   #34
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus po opuszczeniu domu Valerii wybrał się na miasto.Szedł właśnie przez główny rynek handlowy dzielnicy ziemi.Kolorowe stragany ciągnęły się bez końca.Kupcy różnych ras nawoływali potencjalnych klientów i zachwalali swoje towary.Gwar,skrzeczenie zwierząt i rozmowy.Tu się ktoś kłócił,tam ktoś się śmiał jeszcze dalej ktoś grał na gitarze i zbierał drobne do kapelusza.Na straganie w dzień targowy.
Gelidus kupił kilka jabłek i wiktuałów na kanapki.Wydał pięć złotych monet.Następnie przekonywał starą babę,że nie potrzebuje żadnych gołębi,jagonici ani skarpet.Rozglądał się jeszcze za czymś ciekawym gdy ktoś pociągnął go za skrzydła.Odwrócił się i zobaczył niską Nieskończoną o lekko różowych skrzydełkach.Tą samą z wyprawy do Northtreemoru.
-Heej Geli!-pomachała mu znajoma,mimo że stała pół metra od niego.
-Witaj Neko.Po raz nie wiem który-nazywam się Gelidus.
-Tak,tak.Słyszałam,że rzuciłeś pracę.Co teraz będziesz robił?
-Nie tutaj-Gelidus rozejrzał się dookoła.

Po chwili spacerowali promenadą na granicy z dzielnicą wody.
-Dostałem tajną misję-Gelidus zaczął z cicha.Neko wbiła w niego wielkie,różowe oczy.
-Naprawdę?!Jaka to misja?Jaka?Jaka?Jaka?-aż zatupała.
-Spokojnie.Na razie nie mogę powiedzieć.Tajemnica państwowa-zaśmiał się.
-Oww,nigdy mi nic nie mówisz-wydęła policzki-A czy to bardzo tajna misja?
-No,dość tajna.
-A czy jest ważna?
-Powiedziałbym,że nawet bardzo ważna.
-A czy niebezpieczna?
-Pewnie tak.
-Zabierz mnie na misję ze sobą!!-podleciała w powietrze,zrobiła korkociąg,dwa piruety i wylądowała przed nim z możliwie najsłodszą miną.
-Wiesz dobrze,że nie mogę.
Opuściła skrzydła i głowę,w jej oczach pojawiły się łezki.
-Ej,ej tylko się nie rozklejaj!-Gelidus zamachał rękoma-Jak tylko będę mógł to zdam ci dokładną relację.
-Nie masz wyboru!-nagle odmienił jej się nastrój-I pamiętaj jak coś ci się stanie to nie przychodź do mnie z płaczem!
-Eee,jasne,rozumiem.
-No!A więc:do zobaczenia!-uśmiechnęła się i odleciała.
„Jest jak wkurzająca młodsza siostra.I pomyśleć,że jest starsza ode mnie”-pomyślał.”Ale jak potrzeba jakichś cennych informacji to zawsze można na nią liczyć.”

Gelidus wpadł do domu po trochę ubrań i kilka książek.W jego mieszkaniu,w północnej dzielnicy jak zwykle panował nieporządek.Spakował wszystko do dużego worka i zarzucił go sobie na plecy.Poleciał z powrotem do „bazy”.W domu Valerii wybrał sobie pierwszy pokój po prawej.Uchylone drzwi wskazywały,że jest wolny.Ubrania wypakował do szafy i szufald.Książki rozłożył na stole i zaczął się zastanawiać,którą wziąć ze sobą.Przygotował też krędę na wypadek gdyby trzeba było rysować jakieś symbole czy magiczne kręgi.Napełnił małą,kryształową buteleczkę świeżą wodą i położył wśród innych przedmiotów.Wziął zestaw do czyszczenia i konserwacji swojej broni i zszedł na dół mając nadzieję,że dowie się czegoś intersującego.W salonie jeszcze nikogo nie było.Usiadł na białej sofie i wziął na kolana swój długi,srebrzysty miecz.Popatrzył chwilę na runy na ostrzu oraz niebieski kryształ freezonu nad rękojeścią i zabrał się za polerowanie.
 

Ostatnio edytowane przez Cerber : 10-10-2009 o 14:55.
Cerber jest offline  
Stary 10-10-2009, 22:08   #35
 
Pyetem's Avatar
 
Reputacja: 1 Pyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłośćPyetem ma wspaniałą przyszłość
Swój własny dom zauważył dopiero po zmroku kiedy skończył zwiedzanie miasta na nowo. Deszcz kuł go w twarz, wsiąkał w ubrania, uderzał w kałuże tworząc na niej kręgi, mnóstwo wodnych kręgów rozmazujących odbicia okien, w których ktoś jeszcze palił świece. Chwycił w dłoń zimną kłódke, *chrszt*. Drzwi otworzyły się wydając lekkie skrzypnięcie. Na tle światła wpadającego do wnętrza domu zobaczył sylwetke, swoją. Trzasnął lekko drzwiami, gestem dłoni zapalił w piecu ogień nie ruszając się nawet na krok od wejścia. Zdjął swój płaszcz po czym rzucił go na krzesło i zaczął grzebać w szufladach i komodach. Odgraniał rzeczy z półek wznosząc w góre ukryte pokłady kurzu. Spod łóżka wyciągnął niewielką torbe. Spakował do niej pare książek i niektóre bardziej podręczne narzędzia kowalskie, tak by mieć przy sobie swój mały warsztat. Ubrania na zmiane owinął w dużą szmate po czym wrzucił do reszty. Torbe zawiesił na ramieniu po czym zgasił piec i opuścił dom. Drzwi zamknął spowrotem na tę samą starą kłódkę. Z torbą na ramieniu i młotem u pasa ruszył w dół ciemną ulicą. Deszcz przygrywał mu smętną melodie, którą nucił pod nosem.

***

Czuł się jakby jedzenie miało mu ucieć gardłem. Nieskończony czy nie to i tak nienawidził tych sztuczek z teleportacją. Znalazł się spowrotem w domu Valerii. Ruszył po schodach i zgodnie ze wskazówkami odnalazł swój pokój. Torbę rzucił gdzieś koło łóżka na które opadł zmęczony. Po chwili tylko podniósł się aby zrzucić płaszcz i spowrotem dał się uwieść objęciom niezwykle wygodnej pościeli. Czuł się jakby nie spał latami, no i w końcu zasnął.
 
Pyetem jest offline  
Stary 11-10-2009, 19:56   #36
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Po sytym posiłku, nadszedł czas na biznesy. Chodź do spotkania było jeszcze trochę czasu półwampir już ruszył do wyznaczonej karczmy. Wszedł do niej. W karczmie było dość przyjemnie i czysto. Agromannar siadł w samym rogu pomieszczenia przykrył głowę płaszczem i zamówił piwo. Mijały godziny. Zabójca czekał. W końcu do pomieszczenia weszły trzy krasnoludy. W lekkim cieniu nie zauważyły przyczajonego półwampira. Rozsiadły się przy jednym ze stolików i czekały. Agromannar przyjrzał się ich uzbrojeniu i wychylił się lekko przez uchylone karczemne okno by sprawdzić czy nie ustawili kogoś za gospodą. Gdy wszystko było już sprawdzone podszedł do trójki. Guhbak podskoczył i lekko zaklaskał w ręce gdy zobaczył pówampira.
- Brawo, świetna robota. Obserwuję sprawę twojego morderstwa, nikt nie domyślił się że może mieć to związek ze mną. Baaa, nawet nie mają pojęcia kto to zrobił. – wyszeptał zadowolony. Zachichotał i szybko podsunął mieszek z 1000 złotych monet Agromannarowi. Mężczyzna zwarzył w ręce po czym przypiął go sobie do pasa.
- Miło się z tobą współpracuję krasnoludzie. – powiedział. Ochroniarze cały czas przyglądali się uważnie zabójcy.
- He, He no pewnie, ja nie wydaję swoich. Dobra my lecim. Wiesz chętnie bym się z tobą czegoś napił ale lepiej by nikt nas razem nie widział. Rozumiesz. Uważaj na się bo może będę jeszcze ciebie potrzebował spryciarzu. – zwrócił się z pożegnaniem Guhbak. Krasnoludy wstały i wyszły z gospody. Po pewnym czasie pówłampir także zerwał się ze swego krzesła i wyszedł. Miał jeszcze coś do załatwienia jeżeli chodzi o krasnale. Wiedział że tym razem Guhbak, a tym bardziej jego ochroniarze nie dadzą się zajść od tyłu. Wiedział jednak gdzie mieszka rzemieślnik-oszust. Ruszył więc szybko okrężną drogą.
***
Rzeczywiście ochroniarze Guhbaka szli daleko za swoim hersztem. Obserwowali tyły. Gdy ten doszedł do swej pracowni-mieszkania jego ochrona była daleko za nim. Tego oczekiwał Agromannar. Gdy tylko krasnal wszedł do pomieszczenia przyczajony półwampir dobiegł do drzwi, wepchał przerażonego brodacza do środka i zamknął drzwi kopniakiem. Przystawił sztylet do gardła bezbronnego rzemieślnika -oszusta i wycedził przez zęby.
- Skąd miałeś królewską broszkę?!
- Jaką broszkę?! O czym ty mówisz?!
- O broszce którą mi dałeś !! W zamian za zabójstwo maga!!
Zdziwiony krasnolud kilkakrotnie zamrugał
- Nie wiem nic o żadnej broszce!- krzyczał.
Agromannar ze złością przycisnął sztylet do jego gardłą.

- GADAJ!
- Ale ja mówię prawdę! Nie wiem nic o żadnej broszce! I kim ty jesteś? Nie znam cię! - krasnal był śmiertelnie poważny, dosłownie.
- Guhbak kurwa, gadaj albo wyrwę ci tę długą brodę, razem z żuchwą.
- Nie, ja naprawdę nic nie wiem! - zaczął łkać.
Argromannar wyczuł zanikające ślady magii w umyśle karła.
- Kurwa !! Półwampir wyrżnął krasnalowi z główki łamiąc mu nos i posyłając go na ziemię.
Guhbak stracił przytomność, a z jego nosa płynęła obfita stróżka krwi.

Zabójca wybiegł z pomieszczenia i ruszył do karczmy, w której się zatrzymał.
Widział kontem oka nadchodzących strażników.
- Ty! Zatrzymaj się! - rzucił jeden z nich
Agromannar jednak rzucił się w tłum i wciąż dążył w stronę gospody.
Strażnicy natychmiast wzbili się w powietrze i kiedy odnaleźli w tłumie przepychającego się człowieka, natychmiast poszybowali w jego stronę z obnażonymi mieczami.
Zabójca sprawdził czy ma przy sobie malutką fiolkę ze zwojem. Wyjął ją za pasa i niewidocznie wrzucił sobie do buzi i połknął.
W tym czasie jeden ze strażników doleciał do półwampira i zamachnął się, aby ogłuszyć go rękojeścią broni.
Strażnik nie wiedział że ma do czynienia z półwampirem. Dzięki swej rasie Agromannar miał wyostrzone zmysły był, bardzo silny i zręczny. Jak najszybciej przykucnął by uniknąć ciosu.
Wszyscy obecni widząc co się dzieje, natychmiast odsunęli się od ściganego przybysza. Strażnicy krzyczęli, rozkazując wszystkim oddalić się z miejsca akcji.
- Zatrzymaj się! - znowu krzyknął ten sam strażnik.
Argromannar odwrócił się i ujrzał zapewne młodego jak na swoją rasę mężczyznę o kruczoczarnych włosach, czerwonych skrzydłach i palącym spojrzeniem w przeciwieństwie do pozostałych, nie miał na głowie hełmu, a jego ubiór dawał do zrozumienia, że nie jest żadnym żółtodziobem. Strażnik wyciągnął miecz i wskazał ostrzem na półwampira.
- Nie zmuszaj mnie do użycia brutalnych metod, przybyszu!

Agromannar nie mógł uwierzyć że dał się złapać. Gdyby nie ta cholerna sprawa Valerii to siedział by teraz w tawernie i cieszyłby się z zarobionych pieniędzy.Ale przez Vlaerie i jej propozycję wyszarpał i pobił oszołomionego krasnoluda.

- Czego? Jestem w pracy rzucił do osobnika z czerwonymi skrzydłami.
- Stój nieruchomo! Ej ty tam - rzucił do strażnika, który wczesniej zaatakował Argromannara - przeszukaj go!
Półwampir poczuł promieniującą magię runy, którą dostał od Valerii. Przed nim stał dowódca patrolu, a z tyłu podchodził strażnik. Ziemska wyrwa była już blisko... Valeria zrobiła mu niezłą awanturę widząc naszyjnik królewski, niewiadomo co mogą zrobić strażnicy...
Mężczyzna szybkim ruchem chwycił do kieszeni. Gdy tylko dotknął runy i pomyślał o Valerii ta przeniosła go do jej domu.
Argromannar z głośnym łupnięciem spadł na ziemię. Znajdował się w ogrodzie przed domem Valerii. Na marmurowej ławie za nim siedziała Valeria, otoczona przez egzotyczne ptaki, które odleciały kiedy tylko w ogrodzie pojawił się mężczyzna.
- Oh, witam z powrotem. - uśmiechnęła się widząc zdezorientowaną minę mężczyzny.
- To była tylko pomyłka - szybko odpowiedział. Chciał dodać coś jeszcze ale zatkało go gdy tylko zobaczył że nieskończona nie jest już w zbroi, a w sukni i wygląda tak jeszcze piękniej niż poprzednio.
Jej policzki zaróżowiły się nieco. Po raz pierwszy Argromannar spojrzał na nią takim wzrokiem. Zdając sobie sprawę jak bardzo kobieco musi w tej chwili wyglądać, szybko stanęła na nogach.
- Uh... um... - zawahała się. Na górze czekają wolne pokoje, jeśli masz wszystko czego potrzebujesz, możesz wybrać jeden z nich. Ostatni w prawym korytarzu należy do mnie. - powiedziała.
Agromannar stał i wpatrywał się w nią głupkowato przez 5 sekund, które wydawały się wiecznością. W końcu oprzytomniał i powiedział

- Chyba się nie rozumiemy. Ja nie mam zamiaru brać w tym udziału paniusiu.
Valeria pokręciła głową.
- Już bierzesz w tym udział. - powiedziała. Twoje przeznaczenie zostało splecione z naszym. Nie jesteś Nieskończonym, ale to nie ma znaczenia. Od... od czasu kiedy cię ujrzałam z Guhbakiem, wiedziałam, że coś jest z tobą nie tak. Teraz widzę to wyraźnie... - przerwała na chwilę i spojrzała prosto w oczy półwampira. Boisz się. Boisz się tego, czym jesteś. Nie wierzysz w to, iż jesteś do czegoś potrzebny i walczysz z samym sobą. Nienawidzisz całej swej istoty. Ale ja widzę... że przed tobą stoi wybór. Twoje przeznaczenie kryje przed tobą coś naprawdę wielkiego. Pogódź się z tym, kim jesteś. Dopóki tego nie zrobisz... nie znajdziesz tego czego szukasz.
Podmuch silniejszego wiatru falował jej włosami, poruszał fałdy białej sukni, otoczył ją kolorowym wirem liści.
Agromannarowi miękły coraz bardziej nogi. Lecz nie dał się zwieść

- Nic o mnie nie wiesz. Zadowolony jestem ze swojego życia i naprawdę nie wielu rzeczy się boję.

- I co najważniejsze w moim świecie nie ma przeznaczenia.

- Nie jesteś już w swoim świecie...
Odwróciła się i powoli ruszyła w kierunku domu.
- Czekaj - krzyknął za nią.
odwróciła się w kierunku mężczyzny.
- Nie mogę tobie niczego nakazać. Oferowałam ci zapłatę, dostałeś zaliczkę. Jeśli nie chcesz podjąć się zadania, które spadło na nas, nie powiem ci, żebyś oddał mi pieniądze. Zrób z nimi użytek. Widocznie to monety to jedyni bogowie, którym ufasz.
Półwampir zacisnął pięści. Już słyszał te słowa od pewnego maga z jego świata.

Nie wiedział dlaczego to powiedział ale czuł wewnątrz że musi to wyznać.

- Nie znalazłem tej broszki.

- Mam ją od Guhbaka.
Kobieta nie była zdziwiona.
- Domyślałam się. Mam ostatnie pytanie - czy mówił ci skąd ją miał?
- Nie. Dziś byłem z nim w karczmie. Przyszedł z ochroną. Potem wrócił do domu i tam go dopadłem. Wtedy był już bez ochrony. Zacząłem go wypytywać lecz on nic nie pamiętał. Co gorsza wyczułem w na nim resztki zaklęcia.
- To interesujące. Dziękuję za pomoc.
Odwróciła się, ale przez chwilę stała nieruchomo.
- Potrzebujemy cię. Stoisz przed wyborem... - ruszyła do domu.
Półwapir patrzył na odchodzącą kobietę.
- Co się kurwa ze mną dzieje? – pomyślał. Siadł na ławce, na której siedziała poprzednio Valeria i zapatrzył się w niebo.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 11-10-2009 o 22:19.
Garzzakhz jest offline  
Stary 11-10-2009, 20:14   #37
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Powitał starego maga z dużą radością. Dawno tu nie wpadał, a Fidelus nie miał zwyczaju wychodzić ze swojej pracowni.
Arnthaniel przystanął przy stoliku przy którym pracował mag i zerknął mu przez ramię. Musiał jakoś zabić czas, bo tworzenie zaklęć spontanicznych trochę trwało, a mag nie lubił się spieszyć.Arnth spojrzał na teksty zapisane w księdze.
Runy, stare pismo elfickie. Znowu runy. Stare pismo elfickie, które przeczytał teraz na głos.
- Irr othe oias hiaei iiiaso meno ka do... do adme...- zaczął myląc się często.- Że niby co. Pchnął ją i objął w niebiańskim uścisku i wsunął w nią oddech rozkoszy, czyli ją wychędożył najprościej rzecz biorąc?.
Mag spojrzał na niego spod przyciemnianych okularów.
- To nie moja lektura- powiedział mag cicho.
- Jasne. A czyja? Twojej asystentki? Jakiej asystentki, jesteś tu zawsze sam. Ostatnia asystentka przeszła na emeryturę, gdy ty skończyłeś 110 lat. Czytasz te powiastki miłosne całymi dniami- Arnth zaniósł się śmiechem.
Mag odłożył szczypce i przez nieuwagę polał sobie palce magicznym płynem. Dłoń wytarł o brudny fartuch.
- Mam ci przypomnieć jak spotkałeś się z autorką książki "Alisia w krainie pożądania i dzikiej przygody"?- mag spojrzał na niego z satysfakcją- Gdybym nie uświadomił ci, że autor to mężczyzna piszący pod kobiecym pseudonimem, to z pewnością skończyło by się to dla ciebie nieciekawie, gdy się do niego mizdrzyłeś w momencie, gdy podpisywał ci autograf.
- Skąd mogłem wiedzieć, że ten fajfus to kobieta!? Tpfu.. tzn facet, a nie kobieta- wzburzył się Arnth- Przez ten makijaż każdy by się nabrał.
- Taa, być może. Masz nadal te 20 tomów? Chętnie bym poczytał. W sumie przeczytałem już tyle książek, że nie mam już co czytać. Te 20 tomów przejrzę w jeden wieczór- mag spojrzał na niego z nadzieją w oczach. Arnthaniel uznał to za niemiły żart i puścił mimo uszu. Wyszedł z pracowni maga bez słowa. Gdy wrócił, czekało na niego 10 zwojów z zaklęciami spontanicznymi. Czekał na niego ten sam błagalny wzrok maga. Książki zostały dostarczone tego samego dnia do maga przez posłańca, który notabene był w niemałym szoku, gdy Skrzydlaty wręczał mu książki z niebanalnym tytułem. Cóż, taki facet i czyta taką literaturę? Może jest wrażliwy? Domysły posłańca były dość widoczne na jego twarzy i spowodowały, że Arnthaniel, z czułością godną pozazdroszczenia kochankom z najprzedniejszych romansów, kopnął go w dupę.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 12-10-2009, 20:48   #38
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Otchłań.
Gdy Tezze przekroczył barierę teleportu został pociągnięty nieznaną dotąd mu siłą. Pędził wsród kolorowych pasm tuneli. To co widział zachwyciło jego oczy. Na podłodze owego tunelu były wszystkie jego wspomnienia przewijane niczym klisza filmu. Trwało to wieczność. Zapatrzył się na przewijane wspomnienia. Nie potrafił ocenym jak długo już leci. Wiedział jedno. Na wspomnieniach miał już 19 lat.
Widzi ojca. Ojciec przywiązuje 5 skazańców. Koło alchemii. Sam Tezze zapisuje runiczne znaki wokół koła. Oznaczające jednoczenie wszechświata , sens materii , rozkład i złożenie. Skazańcy próbują się wyrwać lecz jest dla nich za późno. Nagle starszy mężczyzna który przywiązywał złoczyńców odsunął się od koła. Tezze podszedł do ...
Nagle koniec kliszy. Światło na końcu tunelu. 3...2...1...
BUM!.
Siła rozpędowa wyrzuciła go z taką siłą że roztrzaskał mebel stojący mu na drodze. Niesamowity huk.
- Oł... o kur...
Powiedział jedynie w trakcie lotu jaki pokonał z tajemniczego portalu do szafy. Teraz dopiero miał czas zorientować się w sytuacji. Leżał w połamanej szafie w bardzo ładnie ozdobionym pokoju. Nie czuł żadnych złamań. Pomału wygramolił się z zdemolowanej szafy. Pokój na oko 15 metrów kwadratowych.
- Dosyć spory jak na...
Stwierdził lecz zadumał się na chwilę. Gdzie właściwie się znajduje? Zrobił pare kroków i dopiero się zorientował , że w pokoju stoi wielkie złote łoże. Na szczęście (lub nieszczęście) nikogo w nim nie było. Same łoże było owiane prześcieradłami tak jak zdobiło się łoża monarch w średniowieczu. Sam stąpał do czerwonym dywanie. Kucnął i dotknął dywanu. Był niesamowicie miękki. I puszysty. Wstał i spojrzał z powrotem w kierunku szafy. Teraz dopiero dojrzał rozwalone obok ubrania. Były to kobiece szaty , leżały też obok szpilki i buty ogólnie eleganckie.
- Nie jest to dywan taki jaki był ...
Zatrzymał się z wypowiadaniem słów gdy nagle ogarnął go paniczny lęk. Stracił pamięć. Częściowo. Pamiętał jedynie końcówkę lotu w owym tunelu i koniec kliszy. Jakiej znów kliszy?
Złapał się za głowę . Przeszył go piekielny ból. Złapał się obiema rękami za głowę i kucnął. Po chwili ból minął. Musiał stracić tą pamięć którą obejrzał. Nie zna teraz powodu po jaki przybył. Nurtuje go najbardziej jedno pytanie.
- Gdzie ja jestem do ciężkiej cholery!
Spojrzał na swoje ręce. Na wewnętrznych stronach dłoni były wytatuowane kręgi. Były to kręgi alchemiczne. To pamiętał. Na szczęście nie zapomniał jego największej zdolności jaką posiadał. Usłyszał kroki. Bieg i dźwięk obijanego metalu. Pewnie zbroi. Szybko podszedł do okna i wyjrzał. Na zewnątrz było widać dziedziniec . Mały pałacyk. Ogród. Znajdował się pewnie na dworze jakiegoś rodu arystokrackiego. W takim razie w trafił do pokoju...

Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, a w przejściu pojawiła się kobieta w białej sukni. Tuż za nią stało jeszcze kilku mężczyzn. Wszyscy mieli skrzydła, lecz uwagę człowieka skupiała piękna, jasnowłosa kobieta o śnieżnobiałych skrzydłach. Ze zdumieniem spojrzała na człowieka, a potem na zniszczony mebel. Wyciągnęła szybko przed siebie rękę przywołując leżący na stole zaraz obok zbroi długi miecz. Takiego orężna Tezze jeszcze nie widział...
- Nie ruszaj się! - krzyknęła surowym tonem wchodząc do pomieszczenia.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zapytała.


Tezze spojrzał na skrzydła. To najbardziej go zaskoczyło.
Więc jestem w niebie.
Pomyślał. Następną rzeczą na którą spojrzał było to , że kobieta przywołała miecz do siebie. Napewno nie wzięła go po to by
sobie nim pomachać. Miała ze sobą też mężczyzn o wiele masywniejszych od niego. Lochy w niebie. Jest coś takiego?
Zastanawiał się sekundę.
- Nie ruszajcie się.
Powiedział cofając się i lekko kucając. Był przogotwany.
- Jestem w niebie?
spytał.

Kobieta zaśmiała się.
- To miejsce jest daleko od nieba... człowieku.
Tezze poczuł zimny dotyk ostrza na gardle. Jej ruchy miały szybkość... błyskawicy.
- Kim do cholery jesteś i jak się znalazłes w moim domu? - zapytała ponownie.

Chłopak pomału złożył ręce w gest modlitwy i powiedział
- Sam chciałbym to wiedzieć. A teraz moge iść ?
Pomału zliżył dłoń do ostrza który miał na gardle i objął go dłonią.

To był błąd! Gdy tylko dotknął zimnej stali i pomyślał o jej zdezintegrowaniu, przez jego dłoń przeszedł obezwładniający prąd. Nigdy przed tem nie miał do czynienia z podobnym zachowaniem. To było zupełnie jakby... broń miała własną duszę, niemożliwą do unicestwienia!
- Nie będę się wiecznie powstarzała, chłopcze. - podeszła do wijącego się na podłodze człowieka.
Dotknęła czubkiem miecza jego piersi.
- Wybacz, ale nie możemy pozwolić na ryzyko, że ktoś dowie się o nas...

- Jestem z miasta... Nie wiem skad jestem.
Powiedział. Taka była rzeczywiście prawda. Nie mógł skojarzyć faktów. Przy tym bał się o życie. Kobieta miała miecz który był
odporny na dezintegrację. Nowa magia zapewne. Nie miał innej opcji jak współpracować.
- Przybyłem tu teleportem. Odkryłem go sam. Czego ode mnie chcesz?
Zapytał patrząc jej w twarz.

Surowe oblicze kobiety złagodniało trochę. Ale wciąż nie cofnęła broni.
- Jak ci na imię, chłopcze? - zapytała. Wyczuwam w tobie dziwną magię... czym jesteś - zapytała, lekko marszcząc czoło.

- Tezze. Człowiekiem jestem.
Wciąż pod naciskiem miecza. Pomału podparł się rękoma i lekko uniósł. Chciał wstać. Czekał na pozwolenie kobiety.

Poczuła iż mówi prawdę. Cofnęła wycofała miecz i pozwoliła, aby Tezze wstał.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, iż wkroczyłeś na prywatną posesję? To poważne wykroczenie, tu w Neverendaarze. Mogę zrobić z tobą, cokolwiek mi się podoba... A bynajmniej, nikt nie będzie mi miał tego za złe. - powiedziała z ironią w głosie.
Spojrzała w oczy chłopca. Był bardzo młody jak na człowieka. Ale bardziej zainteresowały ko magiczne kręgi na jego dłoniach.
- Co to za symbole na twych dłoniach? - wskazała na ręce chłopaka.

Spojrzał na całe pomieszczenie. Właśnie przeżywał coś co irytowało go najbardziej ze wszystkiego. Rozkazywała mu kobieta.
Coś co nie powinno się nigdy przydarzyć.
- Jeszcze mówi mi co mam robić , co może mi zrobić i że może mnie zabić. - pomyślał.
Nie tego się spodziewał w niebie. Jednakże , ona nie stwierdziła , że jest to niebo. Mowiła coś o Never...
- Spokojnie , teraz ja się chcę czegoś dowiedzieć. Powiedz mi co to za miejsce. Gdzie trafiłem? Kim jesteście. I czemu Twój miecz ma duszę?
Zapytał otrzepując się powoli

- w jakiś sposób znalazłeś się w Neverendaarze. Nigdu o nim nie słyszałeś? - zapytała zdziwiona. Każdy kto się tutaj wybrał, musiał znać cel swojej podróży. Neverendaar to wymiar łączący wszystkie inne wymiary, a zamieszkują go Nieskończeni, inaczej zwani skrzydlatymi. Na pewno nic o tym nie wiesz? - zapytała jeszcze raz, wyraźnie się dziwiąc. Tak czy siak wylądowałeś w moim domu.

- Otworzyłem portal używając do tego ...
zatrzymał się na chwilę. Spojrzał w dół.
- Używając do tego kamieni , które ciężko zdobyć. Nie mogę sobie przypomnieć jaki miałem cel. Wiem jedno. Jesteście
aniołami czy tam nieskończonymi aniołami i wszystko tutaj ma duszę. Nawet Twój miecz. Wiedziałaś o tym?
zapytał patrząc na nią

- To naturalne. - stwierdziła. Wszystko co istnieje, ma w sobie cząstki dusz...
Podeszła do zniszczonego mebla. Uniosła dłoń i zamknąła oczy. Kawałki drewna rozjarzyły się bladoniebieską poświatą i natychmiast złożyły się w całość. Przed kobietą stała szafa, dokładnie taka sama jak ta zniszczona przez Tezze'go. Z tą różnicą, że nie było widać żadnych śladów uszkodzenia.

Spojrzał na całe zajście.
- Potrafisz używać alchemii.
Stwierdził. Z tą różnicą , że wykonuje ją wolniej ale bez kręgów. Jak to możliwe?
- W takim wypadku chyba będe musiał opuścić lokal...
czekał na reakcje kobiety

- Stój! - krzyknęła za nim. Jak nazwałeś to co uczyniłam? Alchemia? Potrafisz zrobić coś podobnego? - uniosła brwi.

Stanął jak wryty. Szczerze mówiąc przestraszył się jej głosu. Nie ma wątpliwości , że jest kobietą władczą.
- Powiedzmy.
Odparł
- Próbowałem to zrobić z Twoim mieczem lecz mnie odrzuciło gdy próbowałem zrozumieć jego konstrukcję. Ujrzałem
cząstki materialne złączone są niematerialną energią duchową. Dlatego mnie odrzuciło. Inaczej miałabyś teraz wykałaczkę
w rękach niż ten miecz.
Uśmiechnął się drapiąc się po włosach

Rozejrzała się po pokoju. W przejście nadal zasłaniało dwóch mężczyzn.
- Tamten wazon. Potrafiłbyś go... zmienić? - spytała wskazując na naczynie stojące na ozdobnym kredensie.
Czekała na demonstracje...

- A puścisz mnie wtedy wolno?
zapytał podchodząc powoli do wazonu.

- Powiedzmy, że pozwolę ci odejść... - odparła.

-Co chcesz z niego mieć ?
zapytał patrząc na mężczyzn. Niewątpliwie też byli zainteresowani powodzeniem demonstracji.
- Widzę , że nie nosisz pochwy do miecza.
Spojrzał na wazon ponownie , klasnął w dłonie. Połączone kręgi na dłoniach lekko zaświeciły co dopiero teraz było widoczne.
Położył ręce na wazonie i niebieski blask okrążył przedmiot. Trwało to sekundę. Wazon pierw jakby się rozleciał a potem
złożł w pochwę do miecza. Dla normalnego oka wazon po prostu wydłużył się. Nie widać było rozpadu cząsteczek. Następnie ponownie klasnął
i położył ręce na stole na który zaświecił i wystrzeliła z niego drewniana ręka , która poszybowała w strone kobiety.
Prędkość była naprawdę groźna , lecz nie tak szybka jak wtedy gdy do niego podbiegła. Zatrzymała się metr przed kobietą
i wyglądała jak otwarta dłoń wręczająca pochwę. Ze stołu zostały tylko nogi trzymające całość w pionie.

Przez dłuższy czas stała, wpatrując się w człowieka.
- To niemożliwe... Ale jednak! To co zrobiłeś... Struktura energetyczna niesamowicie podobna do magii wymiarów! To fenomen... ale, twoja zdolność jest o wiele za prymitywna... - Zamknęła oczy pochwa zamieniła się z powrotem w wazon, a drewniana ręka rozpłynęła się w powietrzu, natomiast kredens powrócił do poprzedniej postaci.
- Słuchaj, obiecałam, że pozwolę ci odejść... Ale nalegam, abyś został moim gościem. Przynajmniej na parę dni... - podeszła do chłopca.
Młody człowiek był bardzo zmieszany nagłym zbliżeniem. Kobieta była niesamowicie piękna...

Dość zmieszany wreszcie został doceniony. Jego zdolność wzbudziła w kobiecie uciechę. Dość pięknej kobiecie by...
- Chyba nie mogę odmówić.
Szeroko się uśmiechnął.

Kobieta chyciła chłopaka za rękę i razem wyszli z pokoju. Znaleźli się na dosyć długim korytarzu. Nieco dalej biegl drugi korytarz, a pomiędzy oboma stały schody. Zaprowadzila człowieka do drugich drzwi w tym korytarzu. Szybkim spojrzeniem spostrzegł, iż w każdym korytarzu znajdowało się po 8 drzwi.
- Zajmiesz ten pokój. - powiedziała otwierając drzwi. Czuj się jak w domu, a gdy będziesz czegoś potrzebował, daj znać. Ah! Prawie zapomniałam, jestem Valeria Brightfeather. - przedstawiła się, wykonując prawie niezauważalny ukłon.
Uśmiechając się, ruszyła z powrotem do swojego pokoju...

- Ja już się przedstawiłem , miło mi. Przykro mi , że tak wyszło...z tym kredensem.
Powiedział i wyszła.
Rozejrzał się po pokoju. Było...pięknie. Znów ten miękki dywan. I wielkie łoże. Zrobił sobie podobne jak miał 17 lat. Zdjął buty i poczuł miekkość dywanu. Czuł się senny. Podszedł do drzwi i zamknął je na zasuwkę. Klasnął w ręce. Położył dłonie na drzwiach. Lekko się zaświeciły i zrobił dodatkową zasuwkę. Taką której nie da sie otworzył. Zakneblował drzwi.
- Przynajmniej mnie nie zabiją podczas snu. - pomyślał. - Z tego co widziałem , potrafi transmutować rzeczy ale gdy już widzi. Samą siłą umysłu. Nie rozczepia go na cząstki tak jak w moim przypadku tylko po prostu tworzy je lub usuwa. Interesujące. Ale tych drzwi nie otworzy tak. Nie zna struktury gdyż zamknięte są od mojej strony.
Upewnił się że nikogo nie ma w pokoju. Zasłonił zasłony i rzucił się na łóżko. Zmęczony podróżą usnął jak niemowlę...głośno przy tym chrapiąc.
 
BoYos jest offline  
Stary 13-10-2009, 00:09   #39
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Sataner Otrząsając się wstał i wyszedł z pokoju w którym się znajdował. Używając runy którą dostał od Valeri przeteleportował sie na zewnątrz. Jego oczy zmarszczyły się pod wpływem światła bijącego od Rozjażonego Słońca. Sataner rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, udał się w kierunku swego dawnego domu. Lecąc poprzez kasty wpatrywał się w chmury które przecinał swymi krwisto czerwonymi skrzydłami. Na niebie wyglądał niczym czerwona strzała przeszywająca obłoki chmur. Miliony myśli przelatywały przez jego głowe. Gdy dotarł na miejsce ujżał tego samego Starca któremu niegdyś wytrącił miske z miedziakami, tym razem żucił do niej jakieś zawiniątko pełne ziół które znalazł w kieszeni. Wszedł w uliczke w której znajdował sie jego dom, Widok dawnego mieszkania Satanera obrzydziło go...zarośnięty grzybem dom wyglądał na zniszczony...w sumie nigdy mu to nie przeszkadzało ale teraz...raz jeszcze dotknął swojej piersi podążając palcem w zdłuż znaku który sie nań znajdował. Poczuł pieczenie, czym prędzej udał się do środka wyjmując szybko jakiś flakonik z szafki ukrytej tyż za łużkiem. Wylał zawartość na pieczęć i usiadł na łużku z ulgą mogąc odetchnąć. Posiedział tak chwile po czym spakował każdy jeden flakonik delikatnie układając go do plecaka który znalazł w kącie.
Całość zarzucił na plecy i wyciągnął kamyczek który dostał od Valerii. w myślach wypowiadając jakieś zaklęcie, po chwili znajdował się w tym samym pokoju z którego wyszedł. Usiadł na krześle rozmyślając o czymś...był to sen z dalekiej przeszłości kiedy jego życiorys był niemal bez skazy. Sataner położył się po chwili i zasnął kamiennym snem.
 

Ostatnio edytowane przez Erthon : 31-10-2009 o 21:57.
Erthon jest offline  
Stary 13-10-2009, 19:20   #40
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Najpierw zabawne zachowanie Argromannara, a później pojawienie się człowieka... Lilianne była naprawdę rozweselona. Zanim to jednak się wydarzyło, zdążyła wprowadzić się do pokoju naprzeciwko Morana i wypakować swoje rzeczy. Kiedy obserwowała przez okno w swoim pokoju myślącego mężczyznę, postanowiła iż spróbuje mu pomóc. Radośnie podskakując, zeszła na dół po schodach i wyszła do ogrodu. Tanecznym krokiem zbliżyła się do Argromannara i usiadła koło niego. Podejrzewała iż był duchem naprawdę daleko, bo nie zdał sobie sprawy z jej obecności.
- Podoba ci się. - przerwała ciszę, trącając go w bok. Nie ukryjesz tego. - uśmiechnęła się.
Półwampir wzdrygnął się na dźwięk melodyjnego głosu. Zobaczył niską, ładną skrzydlatą. Odsunął się lekko od niej.
- Prawda ładne macie tu niebo.
Widząc jego reakcję, Lilianne zaniosła się perlistym śmiechem.
- Pani-poważna podoba ci się, głuptasie. - wytknęła mu język. Ona również ma do ciebie słabość. Widzę to w jej oczach. Pozwolisz, aby przeszła ci przed nosem taka sztuka? - zapytała udając niedowierzenie.
- Nie wiem o czym do mnie mówisz. - odpowiedział spokojnie
- Hahaha - znowu się roześmiała.
- Nie przedstawiłam się wcześniej... - zaczęła już nieco poważniej. Na imię mi Lilianne i jestem kapłanką. - wyciągnęła dłoń ku mężczyźnie, aby w przyjacielskim geście wymienić uściski.
Agromannar skinął głową lecz nie podał jej ręki. Kobieta cofnęła rękę i opierając się łokciami o kolanach, podparła podbródek. Przez pewien czas siedziała cicho. W końcu nie wytrzymała i się odezwała.
- Valeria chciałaby żebyś do nas dołączył. Nie powie tego wprost, taka już jest. Ukrywa przed światem wiele tajemnic... nawet własne uczucia, chociaż tych nigdy nie można ukryć. Ja z kolei jestem obdarzona darem wyczuwania uczuć innych osób. Wiem, że nie jesteś jej zupełnie obojętny, ani ona tobie.
- Nie wierze w miłość, a już na pewno nie w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Chyba szwankuję ci twój dar.
- Miłość? Tego nie powiedziałam... - spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem.
- Do tego trzeba czasu. Ja z kolei nie wierzę w to, że nie potrzebujesz miłości. Możesz uciekać od prawdy, ale kiedyś cię dopadnie z całą swoją okrutnością... ale wtedy będzie już za późno. Ja również ucieszyłabym się, gdybyś dołączył do naszej misji. I wcale nie dla tego, że byłby z ciebie użytek, tylko chciałabym zobaczyć minę tych wszystkich nadętych pajacyków, kiedy zobaczyliby, że ktoś z zewnątrz odbiera laury od króla. - Lilianne wstała i mrugnęła mu na odchodne.
Agromannar także wstał i ruszył ku wyjściu z posiadłości Valerii

***


Valeria odprowadziła wzrokiem Agromannara z okna swojego pokoju. Gdy odchodził, czuła coś dziwnego...

***

Gelidus miał tajemniczy sen...
Znajdował się na szycie wieży zbudowanej z niebieskich kamieni. Kiedy podszedł do krawędzi budowli, spostrzegł iż ze wszystkich stron otacza go wzbudzone morze. Cofnął się kilka kroków i odwrócił się. Na środku dachu, przed chwilą jeszcze pustego znajdowała się zamrożona fontanna. Na jej krawędzi siedziała kobieta o długich, sięgających jej pasa włosach. Jej ciało zasłaniały białe szaty, z jasnoniebieskimi wykończeniami. Nie miała skrzydeł, więc nie była nieskończoną. Jej ciało było bardzo pociągające, a turkusowe oczy charakteryzowały się wielką przenikliwością. Takim przenikliwym wzrokiem patrzyła właśnie na mężczyznę.
- W-witaj - zająknął się. Nazywam się Gelidus - Nieskończony nisko się ukłonił.
- Wiem kim jesteś. - powiedziała dosyć szorstkim tonem.
- A zatem kim ty jesteś?
- Hoooh.... - zdumiała się i zeskoczyła z fontanny na nogi.
- Czyżbyś nie wiedział, kim jestem? - powiedziała nieco zbyt oskarżycielsko, zbliżając się do Gelidusa.
- Hmm... - zamyślił się. Niestety nie pamiętam...znamy się?
- Czy się znamy? Tak, znamy się od baaardzo dawna, lecz ty być może nie zdawałeś sobie przez ten cały czas sprawy z mojego istnienia... - okrążyła mężczyznę i zatrzymała się za jego plecami.
Położyła dłoń na jego ramieniu. Nieskończony poczuł, iż nagle zrobiło się nieco zimno...
- Przyjemny chłód... - wyszeptał. Przepraszam ale jestem trochę skonfundowany.
Gelidus odwrócił się i spojrzał głęboko w oczy kobiety. W jej zimnym spojrzeniu doszukał się czegoś... znajomego. Miał wrażenie, iż zna tą kobietę od kiedy tylko pamiętał... Choć nigdy jej nie widział, miał pewność, że nie jest mu obca.
- Kim jesteś? I jakie masz zamiary? - usiadł na fontannie i oparł o kolano zastanawiając się skąd ją znał.
- Przecież dobrze wiesz kim jestem... - nie spostrzegł, kiedy pojawiła się za nim, obejmując jego szyję. Zawsze pragniesz mnie odnaleźć... zawsze doszukujesz się mnie w najmniejszych szczegółach... Wypełniam twoje życie, jestem twoim celem. Moje imię brzmi...? - wyszeptała mu do ucha.
Gelidus przez dłuższy czas się zastanawiał. W końcu w jego głowie pojawiła się odpowiedź.
- To... nieprawda A może...może jednak PRAWDA. - cicho odpowiedział.
Zaśmiało się delikatnie i westchnęła. Przyłożyła głowę do ramienia Gelidusa. Z nieba zaczął spadać śnieg, a szumiące ryki spienionych fal ustały.
- Czy pomożesz mi odnaleźć odpowiedzi?
- Teraz już znasz wszystkie odpowiedzi... Prawda zawsze będzie ci towarzyszyć, bez względu na mroki zagubienia, które będą cię kusić... - kobieta zniknęła, pozostawiając Gelidusa samego.
I wtedy się obudził.

***
Khannowi śnił się dziwaczny sen. W tym śnie, toczył pod górę ogromne głazy, które jednak ciągle opadały w dół, zmuszając go do ponownego wysiłku. Towarzyszył mu niski, niezwykle muskularny mężczyzna, o czerwonej skórze i gęstych, długich czarnych włosach i brodzie. Kowal miał wrażenie iż go zna, ale nie potrafił odgadnąć jego imienia...

***

Była noc. Wszyscy już wrócili i spali w pozajmowanych pokojach. Valeria, ubrana w koszulę nocną, cicho zeszła po schodach.



Pod bosymi stopami poczuła chłodny marmur. Podeszła do okna w salonie i otworzyła je. Do dusznego pomieszczenia natychmiast wtargnęło świeże powietrze. Zasłony delikatnie falowały na nocnym wietrze, a do pokoju wpadała blada poświata księżyca, oświetlając stojący w salonie biały fortepian. Valeria usiadła na stojącym przy nim stołku. Krótką chwilę siedziała nieruchomo, wpatrując się w instrument, po czym położyła palce na klawiszach, delikatnie je naciskając.
Link - click!!
Zamknęła oczy. Z instrumentu wydobyły się cudowne dźwięki, układające się w anielską melodię, witraż wypełniony nieziemskimi nutami. Oświetlana księżycowym światłem, Valeria wręcz tańczyła palcami po klawiszach. Jej muzyka była wypełniona emocjami i starymi wspomnieniami. Była zdolna skruszyć nawet najbardziej skamieniałe serce...
Tak, tworzenie muzyki sprawiało tej kobiecie najszczerszą radość. Podobnie jak unoszenie się na wietrze, muzyka dawała jej poczucie niezależności, szczęścia i najbardziej podstawowej wolności. Wypełniały ją marzenia, przywoływała dawno zapomniane chwile i wypuszczała własne emocje w postaci nostalgicznej melodii. Każdego, kto usłyszał jej muzykę powalał na kolana ogrom uczuć, teraz tak bardzo widocznych, a które sama pragnęła ukryć przed wszystkimi...

Melodia się skończyła. Valeria jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, kiedy usłyszała jak ktoś bierze głęboki oddech za jej plecami. Widocznie ktoś jeszcze nie mógł zasnąć...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 13-10-2009 o 20:09.
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172