Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2009, 19:25   #55
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnie z Żoną.

Effendi pakował swój plecak, raz po raz zerkając na Arię i Jaquesa. Dziewczyna robiła na nim naprawdę wielkie wrażenie, a szlachcic tak naprawdę okazywał się dupą nie szlachcicem, skoro bez słowa pozwalał młodemu łowcy na słowne igraszki z panną Estari. Może to nawet i lepiej, przynajmniej nie musiał pokazywać swej wyższości w fizycznym starciu. Młody Skjelbred w pewnym momencie przyznał sam przed sobą, że gardził Valdue, który nawet nie potrafił zaakcentować swej wyższości nad wieśniakiem. To oznaczało, że ojciec mylił się jednak – nie każdy szlachcic miał na tyle duże jaja, by się postawić choćby prostemu chłopowi. Ale ten był Bretończykiem, czyżby oni mieli inne zwyczaje? A może krajobraz i sytuacja nie sprzyjała?

Mężczyzna nie zamierzał się nad tym teraz rozwodzić. Dokończył się pakować, upił kilka łyków wody z bukłaka, po czym dał go szlachciance. Ta również pociągnęła z niego żwawo, przecierając po chwili usta.
- Dobra, dawno takiej nie piłam. – stwierdziła zwracając Effiemu bukłak.
- Z tutejszych źródeł. – pochwalił się łowca. – Jest naprawdę orzeźwiająca.
Szlachcianka uśmiechnęło się lekko, zarzucając na plecy swój tobołek.

Łowca w tym czasie odnalazł kawałek jakiegoś kamienia i wyrył na drogowskazie rysę prowadzącą na lewo. Niby nic takiego, a jednak ułatwi trochę „spacer” po tej opuszczonej kopalni. Choć chyba nie do końca można ją było ochrzcić mianem opuszczonej… ale o tym się z pewnością przekonają.

Po wykonaniu czynności, ogarnął wzrokiem miejsce w którym nocowali, a także towarzyszy tej zwariowanej wyprawy. Wszyscy byli w pełnym rynsztunku, a Caleb postarał się sklecić kolejną pochodnię. Przyda się, zwłaszcza że im głębiej, tym zapewne ciemniej. I niebezpieczniej.
- Gotowi? – zapytał, a twarze kompanów zdradzały coś więcej niż tylko niecierpliwość. – Ruszajmy więc. Ja idę przodem, za mną Caleb, potem Aria i Jaques, Alex jako ariergarda. Trzymamy się blisko, jeśli któreś zobaczy coś niepokojącego, mówi o tym reszcie.

Nie znał się zbytnio na dowodzeniu, ale nasłuchał się tylu opowieści wujka Ulkjara, który swego czasu dowodził oddziałem Norsmenów, że postanowił sam tę wiedzę w tej sytuacji wykorzystać. Zastanawiał się tylko, czy rzeczywiście dobrze robi, i czy na coś się to przyda. Mimo wszystko chciał zaryzykować, bo na pewno nie zamierzał złożyć swego życia w ręce choćby Valdue. Jeśli popełni błąd – cóż, zdarza się; przynajmniej wiedział, że ma za sobą Arię i pewną rękę niezłomnego krasnoluda. To dodawało ciut otuchy.

W końcu wyruszyli. Effendi przygotował w międzyczasie swój łuk i nałożył dwie strzały na cięciwę. Szedł powoli rozglądając się ostrożnie dokoła. Nim zdążyli przejść do końca korytarza ich uwagę zwrócił zmurszały szkielet, któremu spomiędzy żeber wystawały resztki
zardzewiałego ostrza, najpewniej miecza. Łowca obejrzał znalezisko, po czym zmarszczył brwi.

- Jemu na pewno już nie pomożemy. – rzucił cicho. – Proponuję iść dalej.
- Ale Effendi, może byśmy go chociaż jakoś pochowali? – zasugerowała Aria przyglądając się pozostałościom po zwłokach. – Kto wie, może to był jakiś kapłan, a jego dusza błąka się teraz po tych jaskiniach szukając ukojenia?
Łowca spojrzał na nią unosząc prawą brew w górę.
- Chyba naczytałaś się za dużo poematów Detlefa Siercka, Ario. – rzucił Effendi. – Teraz ci jakieś głupoty do głowy przychodzą.
- Jakie głupoty?! – postawiła się szlachcianka. – Nie wiedziałam, że jesteś taki bezduszny, Effendi…
- Bezduszny? – spytał łowca. – Bo nie chcę pochować jakiegoś szkieletu, który leży tu nie wiadomo ile? Przestań, dobrze?
- Ciekawe co byś powiedział, jakbyś to ty tak leżał i inni by ciebie oglądali. – wskazała palcem na szkielet.
- Myślę, że nic bym nie powiedział, bo bym nie żył i miałbym w dupie, co sobie o mnie powiedzą. – stwierdził Effendi. – A teraz z łaski swojej rusz ten swój zgrabny tyłek, nie mamy całego dnia, żeby oglądać jakiś stary, rozlatujący się szkielet.
- Jakby słyszał i widział to mój ojciec, to już pewnie by cię wychłostał. – rzuciła Aria.
- Ale nie słyszy, nie widzi i z pewnością nie zobaczy. Tak jak i ciebie. – łowca uśmiechnął się do niej krzywo.
- A idź ty! – prychnęła.
- No właśnie pragnę to zrobić! – fuknął Effendi. – Dziękuję, że wreszcie się ze mną zgadzasz!

Aria miała już zamiar coś odpowiedzieć, gdy od strony wejścia usłyszeli kroki. Effendi błyskawicznie uniósł swój łuk w górę napinając cięciwę. Z tego co zdążył uchwycić, potencjalnych napastników było co najmniej dwóch. Wpatrując się w skupieniu w portal z którego nadeszli, wsłuchując się w zbliżające się kroki, szepnął do reszty.
- Przygotujcie broń, może być gorąco. – czuł jak serce przyspiesza swój rytm, a adrenalina wyostrza zmysły. W jednej chwili przestał przejmować się szkieletem, który napotkali. Odruchowo spojrzał w kierunku Arii, która dobyła już swych szabelek i czekał wraz z resztą na dalszy rozwój sytuacji.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 13-10-2009 o 19:33.
Serge jest offline