Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2009, 11:55   #30
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
29 maja 1943 r. godz. 12.40 okolice Charkowa

Ditrich Steiler
Gapa zajął ponownie swoje miejsce. Po ostrych słowach dowódcy wewnątrz czołgu zapadła wymowna cisza. Pasowało to Steilerowi, bo nikt nie komentował jego niedyspozycji. To był pierwszy raz, gdy zawiódł w wozie. Owszem zdarzały mu się wpadki, ale tylko poza Tygrysem. A teraz słabość dopadła go i tutaj. Cieszył się, że dowódca nie dopytuje się co zaszło. Gdyby zadał to pytanie Ditrich musiałby zgodnie z prawdą, że naszła go kolejna wizja. Nikt w jednostce nie rozumiał, że on wcale nie chce widzieć przyszłości. To go po prostu atakuje, jak koszmary zwykłych ludzi. Różnica polegała jedynie na tym, że on doświadczał tego w biały dzień i często na jawie.
- Boże - pomyślał - Dlaczego karzesz mnie tak okrutnie? Ja nie chcę znać przyszłości. Nie chcę! Jeśli mam umrzeć, wolę nie wiedzieć kiedy się to stanie. Boże, jak ja mam im powiedzieć że już jesteśmy martwi? I to wszyscy bez wyjątku. Ja, Strasser, Kleinlich, Lanzer i dowódca. Widziałem przecież jak nasze ciała płoną, widziałem to. Boże czy jest dla nas szansa na ocalenie?

Oberleutnant Franz von Zelditz
Zelditz zastanawiał się czy dobrze zrobił. Od chwili gdy wysłał chłopaków z wozu 333 do lasu minęła ponad godzina. I nic. Żadnego meldunku czy sygnału. Dowódca pocieszał się myślą, że pewnie przez las i odległość sygnał po prostu nie może się przebić. Coś jednak podpowiadało mu że to jednak nie to. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wielotonowy Tygrys w lesie jest najzwyczajniej bezradny. Jeśli tylko wśród drzew czaili się partyzanci to... To Zelditz wysłał chłopaków na pewną śmierć. Już dawno nie czuł takiej bezradności i ciężaru odpowiedzialności za ludzi. Czuł tym gorzej, że nie mógł nic zrobić. Jego wóz był uszkodzony, więc pozostało mu tylko bronić przeprawy. Wolałby jednak być tam z nimi i walczyć na polu minowym z ruskim niż stać bezczynnie na tym wzgórzu.
Ciągle zastanawiał się, czy zostając tu w ogóle komuś się przyda. Wszak Rosjanie mogli zniszczyć cały transport, a on i tak by nic o tym nie wiedział.
- Ile jeszcze mam czekać? - zastanawiał się.


Oberschütze Ferdinand Kleinlich
Czekanie było okropne. Tym bardziej, że Kleinlich zdawał sobie sprawę z powagi awarii. Czas który siedzieli bezczynnie mógł wykorzystać na choćby zlokalizowanie wycieku. A tak stali tu jak to poetycko określił Strasser "kurwa w deszcz" i czekali nie wiadomo za bardzo na co. Cóż jednak można było zrobić, rozkaz to święta rzecza. A po ostatnim wybuch Zelditz nikt nie zamierzał mu już nic podpowiadać ani sugerować.
Chłopcy z plutonu inżynieryjnego także uporali się ze swoim zadaniem i podobnie jak oni czekali na konwój, który mógł wcale nie nadejść.


Oberschütze Werner Strasser
Strasser był zły. Nie dość, że na każdym kroku wkurwiał go Gapa to teraz jeszcze dowódca zjebał go jak psa i potraktował jak rekruta. Jak do tej pory porucznik sprawdzał się w roli dowódcy, ale dzisiejszy dzień najwyraźniej nie był jego najlepszym. Strasser zastanawiał się czy wpływ na to miało to ciągłe oczekiwanie na ofensywę. Być może, wszak dało się wyczuć że wyraźnie brakuje im zgrania i ognia walki. Kiedyś tak długie zastanawianie się dowódcy było nie do pomyślenia. A teraz nie dość, że siedzą w uszkodzony czołgu to jeszcze czekają nie wiadomo na co.

Gefreiter Udo Lanzer
Lanzer siedział cicho. W czołgu wyraźnie wyczuwało się napięcie. I gefreiter zdawał sobie sprawę, że awantura wisi w powietrzu. Wystarczy iskra i może być gorąco. Najwyraźniej nie tylko on tak myślał, bo reszta załogi też milczała. Siedzieli w ciszy, wpatrzeni w peryskopy. A dookoła nic. Kompletna cisza, jakby wojna działa się gdzieś setki kilometrów stąd. Czyżby było już po wszystkim? Transport zniszczony, a oni bronią nic nie znaczącego punktu na mapie.


Lanzer pierwszy usłyszał dobre wieści. W słuchawkach zatrzeszczało i usłyszał w nich głos Ditricha Wesermeiera, dowódcy wozu 303:
- Zamelduj swojemu dowódcy, że się udało - feldwebel mówił z trudem, czuć było że jest piekielnie zmęczony - Nie było lekko, ale właśnie prowadzę do was transport Panter. Ten konwój kosztował nas tyle nerwów i krwi, że aż cholera człowieka bierze. A to taki złom. Jedna trzecia ledwo zjechała z wagonów a już stała zepsuta. Nic tylko pogratulować konstruktorom. Odmeldowuje się.
Lanzer wysłuchał w milczeniu meldunku feldwebla, po czym przekazał go Zelditzowi. Dowódca wyraźnie odetchnął z ulgą słysząc, że ta chora misja dobiega wreszcie końca. Podobnie reszta załogi. Na nowo ożyły rozmowy i chęć do życia, która jeszcze przed chwilą była im tak obca.

 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline