Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2009, 19:11   #46
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Banda Schultzów podeszła do wozu Patti, w którym zamiast rannego faceta siedział już nieboszczyk. Scorpion niespecjalnie go żałował. Nie przepadał za ludźmi, którzy z podkulonym ogonem uciekają przed wrogiem, nawet jeżeli ten jest kilkakrotnie liczniejszy. Skoro Schultz i jego paczka uważają się za lepszych od innych powinni to udowadniać, a ucieczka przed kimś kto w hierarchii społeczeństwa jest o wiele niżej od ciebie nie jest zbyt chwalebna.

Tak czy inaczej trup wyleciał przez drzwi i został pozostawiony na chodniku, a paczka żołnierzy ładowała się do środka na jego miejsce.

- Ty, wydawało mi się, że ten koleś wyżyje, jak go ostatni raz widzieliśmy - dotarło do uszu Bandito. Głos był znajomy, ale dawno niesłyszany. Kto mógł zawędrować do pieprzonego Detroit?

- Zszywacz... - odpowiedź przyszła sama. - Zszywacz ty stary padalcu!

- Scorpion! Ty skurwlu! Tyle lat! - odkrzyknął po dłuższej chwili.

"Skurwl" słówko jeszcze ze starej dobrej Hegemonii. Oznaczało w sumie dokładnie to samo co skurwiel, ale jakoś zabawniej brzmiało w tej formie. Zszywacz, którego Scorpion widział ostatnio w Vegas, nie zmienił się ani trochę. Wtedy pracował dla niejakiego Salvatore, jako ochroniarz w kasynie. Jednak gdy zauważył czwórkę starych kumpli w drzwiach, którzy przyszli rozpieprzyć lokal w drobny mak, przyłączył się do nich. Koniec końców Salvatore dostał kulkę, a Zszywacz wyjechał z miasta.
Parę lat później Scorpion dowiedział się, że był na froncie i walczył z Molochem. Nie dowiedział się jednak czy przeżył, ale jak widać spotkał go dokładnie taki sam los jak starego przyjaciela.

Zszywacz, który zgodnie z ksywką, zszywał ludzi przyjrzał się ręce Scorpiona:

- Duża rzecz. Ale nie po to złapałem robotę u Schultzów, żebym Cię miał nie poskładać.

- Pakować się do wozu, do kurwy nędzy, panienki! - krzyknął jakiś kretyn, będący prawdopodobnie czymś w rodzaju dowódcy. Bandito już miał mu coś odkrzyknąć, ale kolega go powstrzymał:

- Lepiej z nim nie zadzierać. Chodźmy. Opatrzę Cię w środku.

Scorpion usiadł więc na przednim siedzeniu obok Patti, która oczywiście prowadziła. Odwrócił się nieco do tyłu, by Zszywacz mógł obejrzeć dokładnie jego rękę.

- Okej. Wstrzyknę ci to. Będzie cholernie bolało. Prawdopodobnie odlecisz. Ale po kilku dniach ręka będzie już jak nowa.. no prawie jak nowa. Do tego czasu będzie tak znieczulona, że nawet nie poczujesz, jak Ci ją jakiś mut oderwie.

- Świetnie. Zawsze o tym marzyłem. Spotkać muta, którego hobby polega na wyrywaniu rąk.

Nagle zniknął samochód, zniknęli będący w nim ludzie, zniknęło całe Detroit. Został tylko Scorpion i ogromna, niekończąca się biel.

* * *

- Zszywacz ty skurwlu! - krzyknął Jeździec.

- Jeździec? Scorpion? Co wy tu chłopaki robicie?

- Czekaj chwilę - powiedział Jeździec, po czym podszedł do drzwi i krzyknął - Ej, chłopaki! Chodźcie! Zesracie się jak zobaczycie kto tu jest!

Po chwili przez drzwi przeszło kolejnych dwóch mężczyzn.

- Nie mów, że to ten koleś, który w zeszłym tygodniu zapieprzył mi zapasowe koło - stwierdził jeden z nich.

- DJ? Słodki? O, kurwa!

- Zszywacz?! No, rzeczywiście kurwa!

- Skąd wy tutaj? - spytał wreszcie nowy ochroniarz miejscowego kasyna, po salwie śmiechu.

- A wiesz. Mamy rozchrzanić to miejsce w cholerę - odpowiedział Scorpion.

- No to mamy problem, bo ja tego miejsca pilnuję. Szczególnie przed tymi, którzy chcą je rozchrzaniać.

- Jaki problem? Przyłącz się do nas. Podzielimy się nagrodą po równo, a mówię ci, że nie jest ona mała.

- Pewnie tak. Żeby wynająć czterech banditos trzeba mieć sporo kasy. A co mi tam, wchodzę! Przecież nie będę strzelał do kumpli.

Obraz ogólnego chaosu zaczął się rozmywać, by zmienić się znowu w zatęchłe, szare i zgniłe Detroit. A dokładnie w stojący, w jednej z jego dzielnic, samochód.

* * *

Przed nimi znajdowała się jakaś barykada, która zdawała się opuszczona. A właściwie zdobyta, bo wokół było aż czerwono od krwi.

- No i co teraz? - spytał Scorpion udając, że wie co się dzieje.
 
Col Frost jest offline