Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2009, 20:12   #39
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Żołnierze z 17. plutonu skutecznie odpierali ataki napastników. Dzięki skoordynowanemu ostrzałowi i systemowi pułapek, żaden z zielonoskórych nie zdołał wspiąć się na mury. I pomimo tego, że kilku z ich towarzyszy poległo, Gwardziści nawet nie myśleli o wycofywaniu się. Naturalnie, nie wiedzieli oni, czy jakaś odnoga orczej hordy, zirytowana brakiem postępu na tym odcinku, nie postanowi zmiażdżyć obrońców. Jednak w tym momencie nie mieli czasu na takie rozważania i musieli zawierzyć swój los czujnym oczom obserwatorów i przytłaczającej sile ognia Imperialnej artylerii.

Zmotoryzowane oddziały Orków, nie zrażone oporem stawianym przez Gwardię, kontynuowały natarcie. Nie posiadały one co prawda ciężkiej broni i nie były w stanie przebić perymetru obronnego Imperium, cała uwaga obrony Emberiene koncentrowała się na harcownikach Orków, dzięki czemu główne, piesze siły mogły nacierać nie niepokojone.

W pewnym momencie, gdy natarcie agresora nieco straciło na sile, odezwało się radio Kausa. Sygnał był przerywany, a rozlegające się wokół odgłosy walki nie ułatwiały jego odbioru, jednak do uszu Golema dotarł następujący komunikat:
- Do wszy... nostek! Z północy zbliżaj... orcze sam... powtarz... ty, najprawdopodobniej bombo... Zaleca się znaleźć schro... rywając ostrzału. Powt... leżć schronienie, jednocześnie nie... niec komunikatu.

Treść wiadomości ciężko było zrozumieć, jednak z czasem, gdy umysł żołnierza analizował słowa (co, trzeba przyznać, gangerowi nie przychodziło zbyt łatwo) komunikat stawał się coraz bardziej zrozumiały. Jakby na potwierdzenie domysłów operatora meltaguna, na horyzoncie pojawiło się kilka obiektów, które zwróciły uwagę obrońców. Zbliżały się niezwykle szybko, a w miarę gdy były coraz bliżej, można było rozpoznać ich kształty.

Gdyby ktoś nie miał pojęcia o inżynierii, a do tego był bardzo dobroduszny, mógłby nazwać te obiekty 'samolotami'. I rzeczywiście, miały one skrzydła, mniej więcej odpowiedni kształt, a także absurdalnie małe śmigła na nosach. Jednak były one obwieszone najróżniejszymi rodzajami broni, powłoka zdawała się być wykonana ze wszystkiego, co było akurat pod ręką i nie uciekało wystarczająco szybko, a do tego wyglądało na to, że konstruktor tego dziwadła nie mógł się zdecydować, czy chce zbudować myśliwiec, barkę desantową czy helikopter. Jednak, jak każda technologia zielonoskórych, ten wygląd w żadnym stopniu nie zmniejszał niebezpieczeństwa, jakie niosły samoloty.

Z pola bitwy unosiła się kurzawa i dym, więc ciężko było ocenić to nowe zagrożenie. Jednak nie budziło wątpliwości, że jest ich wystarczająco dużo, by poważnie utrudnić obronę. Co gorsza, jeden z tych wehikułów najwyraźniej obrał sobie na cel wysepkę zajmowaną przez 17. pluton. W miarę jak się obniżał, Gwardziści mogli usłyszeć niskie buczenie jego silników. Operatorzy meltagunów zaczęli strzelać w stronę napastnika, ale bez większego efektu. Wkrótce także Chimery poszły w ich ślady. Ale nawet takie obrażenia, jak oderwania części skrzydła, nie spowolniły samolotu. Naziemne jednostki Orków zaczęły się powoli wycofywać, jednocześnie pozostając na tyle blisko, aby móc ostrzeliwać ludzkich żołnierzy. Podwieszone pod bombowiec karabiny masznowe i torpedy połyskiwały w słońcu. Wreszcie, gdy samolot przygotowywał się do lotu koszącego, sierżanci, jakby na komendę, wrzasnęli:
- Na ziemię!
Niewiele myśląc, obrońcy Imperium posłuchali. Po sekundzie głos silnika bombowca zagłuszyły wystrzały z jego broni pokładowej. Jednemu z bardziej opieszałych żołnierzy pocisk dosłownie oderwał rękę. Kolejnemu rozerwało udo, a hełm jeszcze innego Gwardzisty pękł na pół razem z jego czaszką. Samolot nawrócił, gdy znalazł się w polu ostrzału zamontowanej w mieście artylerii przeciwlotniczej. Na szczęście, celna seria z ciężkiego boltera oderwała ogon pojazdu. Jednak od korpusu pojazdu zdążyła odczepić się torpeda, która poleciała w kierunku jednej z Chimer 17. plutonu. Pech chciał, że akurat w tym transporterze siedział porucznik Thaw razem z głównym nadajnikiem plutonu i jego operatorem.

Pocisk wbił się w pancerz Chimery, po czym spektakularnie eksplodował. Pojazd stanął w ogniu. W jego kierunku popędził sierżant, plutonowy medyk i kilku szeregowych. Wywlekli z tlącego się wraku ofiary bombardowania. Podczas gdy operator był bez wątpienia martwy - żywi ludzie nie byli zwykle rozerwani na pół - to zdawało się, że porucznik jest jedynie ranny w ramię. Niestety, radio poszło w ślady swojego właściciela. Przypominało teraz bardziej skwierczący zbiór dziur niż nadajnik. Medyk opatrujący oficera skrył się za jedną ze sprawnych Chimer razem ze swoim pacjentem. W tym czasie Orkowie ponowili natarcie ze zdwojoną siłą. Przygnietli ogniem Gwardzistów, przez co ci nie mogli się wychylić, nie ryzykując oderwania głowy. Ograniczali się do okazjonalnego wypalania na ślepo. Wysokie morale, panujące jeszcze pół godziny temu, zniknęło teraz bez śladu. Żołnierze potrzebowali jakiejś zachęty, by ryzykować życiem. Horda obcych z pewnością nią nie była.

Jeden z kaprali wykrzyknął do sierżanta dowodzącego obecnie obroną:
- Potrzebujemy tu uderzenia artyleryjskiego, inaczej te cholerstwa nas zaleją
- A jak chcesz tu skierować ogień Earthshakerów, co, kapralu? Umiesz tak głośno krzyknąć? A może chcesz pobiec do głównego sztabu i podać im nasze współrzędne?
Nie, sir, ale...
-To nie miel tyle ozorem, tylko skup się na strzelaniu!
 
Storm Vermin jest offline