Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2009, 17:10   #247
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Die Mauer
- Aaach, popatrzcie no, kto się pojawił – zabrzmiał z głośników jadowity głos Giegera, który dotarł do wszystkich. - W końcu pojawiły się moje najlepsze projekty, prawda, panie Heintz? Prawda, pani Hahn? Nie mam żadnych wątpliwości, że osoby, które do was dołączyły, także są w pewien sposób specjalne... Bractwo Jedenastu Wymiarów? Najemnicy? Kurwy? No? Kto jeszcze przyjdzie, żeby mnie dorwać?
Na ekranach terminali pojawiła się brodata twarz Arnolda Giegera; była... Niesamowicie stara. Tylko tak mogli ją opisać: Na zwyczajnych spotach reklamowych, w totalitarnym państwie rządzonym przez autarcha, widzieli zazwyczaj kogoś innego. Nikt nie mógł powiedzieć, czy było tak z powodu tych parunastu ostatnich dni, czy zawsze tak wyglądał. A wyglądał obrzydliwie: Na głowie co prawda włosów nie brakowało, jednak zmarszczki całkiem zniekształcały jego oblicze, zaś w karykaturalnej powłoce tego, co było kiedyś twarzą Konrada Hahna, błyskała para niezwykle żywych, nienaturalnie wilgotnych oczu, które ziały złośliwością. Sam jego głos pozostał nadal sugestywny i czysty, w całkowitej opozycji do stanu jego ciała.
- Och... - zachichotał. - Nie jestem tak piękny? Cóż, kiedy się to wszystko skończy, nasi neurochirurgowie dadzą sobie radę z moją twarzą... Nie, żebyście to mogli oglądać później.
Pstryknął palcami, a zza wieży wyłoniły się dwa śmigłowce. Dwa uzbrojone śmigłowce.
- Planowałem się zabrać którymś z nich, ale teraz to już i tak bez znaczenia. Fala jonowa, która powstanie z eksplozji, będzie tak silna, że w promieniu paruset kilometrów przestanie wszystko działać. Zresztą... Mamy portal, prawda?
Ze szczeliny prowadzącej do Eksternusa zamachała łapa Pantokratora, który kolejnym wysiłkiem poszerzył dziurę czasoprzestrzenną, jednak nadal nie mógł przedostać się do tej rzeczywistości.
Gieger natomiast tracił cierpliwość.
- Czy wy wiecie, gnojki, na co się porywacie? Czy wy wiecie, co się stanie, kiedy mnie zabijecie? Nie macie, nic nie wiecie! Nie wiecie! - wywrzasnął, a jego głos przetoczył się po szańcu. - Jestem jak... Nie! Ja jestem bogiem tej rzeczywistości! KIEDY JA PADNĘ, WY TEŻ ZDECHNIECIE!!! - zapluł się. - MYŚLICIE, ŻE ZABICIE MNIE COŚ DA? NIE TAKICH JAK WY POSYŁAŁEM DO PIEKŁA!!!
Śmigłowce rozpoczęły ostrzał. Jeden z latających psów wpadł na wielki ekran, tak, że twarz Giegera zniknęła w śniegu.
- O co... O co chodzi? - zasyczał jego głos z większej odległości. - Że... Ktoś przedostał się do Wieży?
Chwila milczenia po tamtej stronie.
- TO ONA! - zawrzasnął po chwili. - ZAMKNIJCIE WŁAZY DO KOMORY GŁÓWNEJ! ZA WSZELKĄ CENĘ CHRONIĆ... CHRONIĆ... MNIE!!! NIE POZWÓLCIE JEJ TUTAJ WEJŚĆ!!!

*

- Nie ma stylu, pedał jeden – zaśmiała się Katja, zabijając żołnierza GSA. - Czuje, że portal się zamyka. Teraz jest jak szczur w klatce. Nie może nigdzie przeskoczyć, hie. A Eksternus jest dla niego zbyt ryzykowny.
Tymczasem świder jechał. Byli ukryci za węgłem, więc nie zauważył ich nikt, tak samo jak Kowal: Poznali go po dźwięku miecza łańcuchowego. Przez krótką chwilę Neumann pomyślał, że Kowal przejrzy go i znajdzie i zabije ich wszystkich, ale nie, wcale tak się nie stało, rozwścieczony cyborg pobiegł za wozem, który przebijał się właśnie przez ścianę generatora. Był w połowie, kiedy Kowal tam wskoczył. Dał się nabrać, granat wybuchnął. Usłyszeli jego wrzask w środku; gdy próbował wyjść, Nowy zauważył, że nie została mu już żadna noga. Ale wtedy już było za późno. Świder przedarł się do rdzenia antymaterii, która zasilała generator. Gdyby zwykła eksplozja uszkodziła generator, po prostu przestałby działać. Jednak świder dotknął rdzenia; rozeszła się fala nieczasu. Dopiero później stwierdzili, że z cyborga i z wozu nie zostało dosłownie nic, jeśli czymś miałaby być garść rozedrganych iskier. Portal zaczął się zmniejszać.
- NIE!!! - dosłyszeli głos Giegera.
Malak rozrzygał się na ziemię koło Neumanna. Ten chciał mu już dać w pysk, ale powstrzymał go ręką. Dostał serią z powietrza, psy wyły potępieńczo wokół portalu. Po chwili, wszyscy zdali sobie sprawę, że zbliżanie się do Malaka stało się kompletnie bezsensowne, a nawet groźne: Źrenice byłego detektywa powędrowały do góry, zabłyszczały białka oczu, z jego nosa pociekła krew. Nie było wątpliwości, że coraz bardziej pożerało go szaleństwo. Ale nawet nie to było najgorsze: Powietrze wokół Malaka mętniało, czerniało, skręcało się i jęczało, a spod jego półprzymkniętych powiek coraz silniej dobywała się biaława łuna; zapachniało ozonem. Wtedy Katja krzyknęła:
- Padnij!
Padli. W samą porę. Z nienaturalnie rozszerzonych ust Malaka błysnął promień światła, promień, który wypalał wszystko na swojej drodze. Wywrzaskiwał jakieś słowa, których nikt nie mógł zrozumieć. Co nie przeszkodziło mu zmieść paru korpusów GSA, które ciągnęły w stronę, a które także zmieniły się w iskry. Frank Malak, niczym jakaś pokręcona imitacja smoka, wyrzygiwał z siebie strumień nagromadzonej energii, podczas gdy jego kości trzeszczały, a przez pękające żyły wypływała czarna krew. Nieświadomie skierował promień na Wieżę z Kości Słoniowej, kosząc przy okazji jeden ze śmigłowców. Zanim zagasło, wyżłobiło pokaźną dziurę do, jak się okazało, komory głównej. Malak padł, a Katja, korzystając z okazji, rzuciła nóż, który utkwił dokładnie w jego sercu. Malak parę razy zakrztusił się, zanim padł martwy.
- Kurwa – podsumowała Natalia.
- Ta – odparła Katja.
Gieger wywrzaskiwał przekleństwa, prośby, groźby; jego język dzielił tylko krok od bełkotu.
Tymczasem jego wojska uszczuplały się. Ciągły ostrzał od strony Hahna, zniszczenie jeszcze jednego generatora, zniszczenie śmigłowca, który, spadając, zmasakrował kolejne oddziały GSA, wreszcie wybuch Malaka, włączenie się do akcji Marii Kleiner i jej towarzysza z RWP, to wszystko sprawiało, że Gieger czuł się – i był – jak szczur w klatce.
- Musimy dostać się do wieży – powiedziała zimno Katja. - Wkrótce eksploduje ostatni generator, a Gieger będzie chciał uciec, kiedy tylko odkryje, że portalem nic nie wskóra. Musimy tam być, obojętnie, czy Gieger zginie, czy go uwięzimy. Czy cokolwiek – dodała enigmatycznie.
Wtedy Neumann zobaczył dwie rzeczy. I się zdziwił, jakby coś jeszcze mogło go dziwić.
Po pierwsze, zobaczył kogoś, kto szedł w powietrzu. I nie był to nikt nieznajomy: Była to właśnie Tanja Hahn, która, z powodu wszechobecnego pola T, coraz bardziej przypominała sobie swoje psychiczne umiejętności. Tunel czasowy – tunel, do którego udało się wejść tylko jej – prowadził prosto do środka wieży, czy to z tego faktu, że w tej przestrzeni, w której była, już zaistniała zagłada całego Muru – choć jej postać była doskonale widoczna i poruszała się jakby w korytarzu – w każdym razie, być może szła tam dlatego, że doskonale wiedziała, dokąd pójść.
Po drugie, z drugiej strony Wolfenschanze wychynął Konrad Hahn, razem z Kriegerem, Agathą Heintz i gwardią swoich najlepszych ludzi. Chyba nie stracił głowy, jeśli w ogóle ją miał. Trzymał nad sobą swoją własną broń grawitacyjną, którą hamował kule. Był także ubrany w OHU. Nicolas nie miał wątpliwości: Hahn, w obliczu śmierci i eksplozji reaktorów, po prostu zamierzał wygrać to starcie. Co prawda przedzierał się ostrożnie, zabijając trzon sił Giegera, jednak stale. I tak zaczęło brakować poważnie czasu.
Wszystkim.

*

- Siostrzyczko... - wyszeptał Konrad, obejmując Tanję. - Ja...
Nadal nie umiał ubrać swoich myśli w słowa.

- Nawet, jeśli Gieger nie może zostać zabity, to nie mogę przestać – wykaraskał się z jej objęć, co dodało mu pewności, a Tanja wiedziała, że to nie z powodu odrzucenia, ale jego determinacji.
- Nie powinieneś tego robić. Zabijać Giegera. Słyszałam waszą rozmowę. Nie wiemy braciszku, co wyłoniłoby się po katastrofie czasoprzestrzennej. Świat bez Giegera byłby lepszy, i gdyby we wszechświecie obowiązywał ciąg przyczynowo-skutkowy należałoby go zabić bez względu na koszty.
- I tak, za wszelką cenę musimy go zatrzymać. A potem przeżyć.
Zmilczał jej następną kwestię. Jego też to wszystko przerastało. Ale skinął głową, że trzeba było zamknąć portal.
- Dobrze, że cię mam. Że jesteś moim bratem.

Oddał jej spojrzenie, które zawierało wszystko – jego żal, żal za to, że to wszystko się zdarzyło – jakby cały czas nosił się z przeprosinami za Dzień Zero, który ostatecznie on wywołał – jego świadomość, że teraz, gdy za paręnaście minut wszystko umrze, jego „przepraszam” nie ma żadnego znaczenia – że gdyby tylko wiedział o tym wszystkim, co miało się zdarzyć, zrobiłby to kompletnie inaczej – jego bezsilną złość, jego zamknięte w twardych koniecznościach zamiary i czyny, bo tak, bo inaczej być nie może, bo nie wiedział, bo jego wybory ograniczyły go, bo na nic więcej nie było go stać – wreszcie jego nieskończoną małość wobec tego wszystkiego. Zacisnął usta.
Wtedy Tanja upadła; przez pewien moment w jej umyśle błysnęła jasność, gdzie za chwilę będzie Axel, to jest w wieży i wiedziała, jak to zrobić, jak utkać z materii tunel do równoległego spektrum, aby bezpiecznie przejść nad szańcem. Kosztowało ją to koszmarny ból głowy, tak wielki, że z jej nosa i uszu popłynęła krew. Nie było jej aż minutę. A gdy odzyskała przytomność, nie było czasu na pozostanie na wezgłowiu brata. Zresztą, zwymiotowała.
Nie musieli mówić; wiedzieli, o co chodziło i co zamierzają zrobić.
Tanja podniosła lewą rękę, kreśląc w przestrzeni linię, która sypnęła feerią kolorów. Wokół rzeczywistość zamgliła się, jednak w parę chwil udało się wyrzezać jej tunel, w który weszła. Wokół wszystko było szare i zamglone, jednak wiedziała, dokąd iść. Poszła.

*

Axel ujrzał kobietę idącą w powietrzu i nie miał czasu, by się dziwić.
Zanim jednak ruszyli w stronę generatora, Miller i Matthaus, zapytani, czy spotkali wcześniej kobietę w czerni, spojrzeli po sobie nawzajem.
- Nóż, prędko. Ty przeglądałeś archiwa. Co o niej wiesz?
Matthaus, patrząc na zegarek, zapytał:
- Jak wyglądała?
Gdy Klauge streścił mu spotkanie w silosie, wyrecytował:
- Podobne raporty Bractwo wydawało w różnych sprawach związanych z podróżami do Eksternusa. Zawsze ta sama, mogła się pojawiać w różnych miejscach. Podejrzewamy, że do pewnego stopnia kontroluje przestrzeń i czas. Dokumentacja Korporacji przedstawia się podobnie. Zawsze ta sama osoba i zawsze te same efekty. Wydaje się załatwiać swoje własne interesy, które są przeciwko Korporacji, jednak wcale nie stroniła od zabijania innych stron, tak jakby nie zależało jej na ludziach, tylko na rzeczach, które mają się wydarzyć. Inne raporty mówią o tym, że to nie jedna istota, tylko ich grupa, jednak nie wykluczamy możliwości bilokacji. Istnieje tylko paręnaście raportów, jednak istnieją tysiące spraw, w których podejrzewa się istnienie jej czynnika, ale nigdy nie odnaleziono śladów. Korporacja nazywa ją jedną z Naszych Dobroczyńców. Wyglądało na to, że Gieger otrzymał od tych bytów wiedzę o antymaterii i portalach. Bóg wie, skąd ją mieli. W każdym razie, jedno jest pewne: Traktują Ziemię jako pole do załatwiania własnych interesów. To pewne, że pochodzą z Zewnątrz. Nic więcej nie wiadomo. Coś jeszcze?
- Nie – odpowiedział za Laucha Miller. - Nie mamy czasu.
Wzięli krótki sprint. Pierwszy poszedł Nóż, jako że był najciężej uzbrojony. Kleiner wraz z towarzyszem torowała drogę krótkimi strzałami, wyżynając snajperką tłumy. Miller, Klauge i Heintz byli w środku. Mijali zasieki i wyboje, kryjąc się za nimi. Ostatecznie dostali się w pobliże generatora. Co gorsza, byli również w pobliżu szczeliny.
- Pomysły? - sapnął Nóż.
- W budynku nikogo nie ma. Idziesz przez GSA.
- Jak, kurwa?
- Mamy snajperów. Wywabić.
- Tak jest. Cofnijcie się.

Gdy się cofnęli, Nóż rzucił granat. W jego stronę pomknął portal wyrzucony z XWP od GSA. Ledwo uskoczył. Ale było warto: Gdy zdołali uciec, Kleiner dokończyła roboty. Miller odesłał Matthausa, aby podłożył C4, a Kleiner dała znać, że schodzi do Heintza. Skoro zamierzali stąd uciec, musieli oszczędzać każdy strzał z broni portalowej.
W międzyczasie eksplodował przedostatni generator. Klauge i Heintz zobaczyli Hahna w środku zamieszania.
Tu i ówdzie pożar przedostawał się na dach, w małej tylko części będąc gaszony przez gradowe chmury.
Wtem z coraz mniejszego portalu wydobyło się ramię – ramię na tyle spore, by sięgnąć ostatniego generatora, na ślepo, kompletnie nie wiedząc, że destrukcja tylko zniszczy ostatnią podporę na wejście cudacznego boga chaosu do tego świata. Podłożywszy bomby, Matthaus wybiegł z budynku, a kiedy ten eksplodował, parumetrowe pazury sięgnęły i... Zabrały go, uprzednio urywając mu nogi. Wrzeszczał, ale było za późno. Portal zamykał się, choć nagromadzona w maszynie energia wcale jej nie opuszczała. Ramię zaczęło się zaciskać, a w paru chwilach Matthaus został zgnieciony: Miazga tego, co było kiedyś doktorem Nożem, spadła z mlaśnięciem, które utonęło w ogólnym zgiełku. Fala nieczasu wypłynęła z kuli energii, która stała się kompletnie czarna.
- Już nigdy nikogo nie zapierdoli – rzekł zimno Miller.
Przyszła Kleiner. Chciała się rzucić Heintzowi w ramiona, ale opanowała się. Razem z nią przyszedł człowiek w egzoszkielecie, bliźniaczo podobny do tego, którego załatwił Klauge tam, na dole. Lauch mimowolnie wzdrygnął się.
- Macie maszynę? Świetnie – mruknął Miller. - My mamy swoją. Też został jeden ładunek. Plan jest taki: Albo strzelamy sobie w plecy i giniemy tak, czy inaczej, czy ufamy sobie i używamy XWP, żeby stąd uciec na Externus, zaraz po tym, kiedy złapiemy Giegera. Chyba jasne, co chcemy zrobić. Tojtowna?
- Koordynaty ustawione.
- No to skaczemy.


*

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/09-heaven_and_hell.mp3[/MEDIA]


- Do diabła –
zaklęła Katja. - Musimy się dostać do Wieży. Że też przyszło to robić...
- Patrz –
powiedziała Natalia.
- Co?
- Patrz. Tam.

Spojrzeli w górę. Tam, na rampie, obok słupa transmisyjnego, stał ktoś, kogo Neumann już znał. I dlatego przeszły mu ciarki po plecach.
Czarnowłosa kobieta uśmiechnęła się wilczo z odległości parudziesięciu metrów. Miała w ręce jakiś ładunek wybuchowy, który przyczepiła do słupa. I tyle ją widzieli. Skinęła lekko głową, po czym zniknęła w wejściu do wieży.
Wybuch strącił słup, który przechylił się, tworząc wejście. Normalnie nie osiągnęliby tej platformy bez pomocy liny i sporej wyrzutni, teraz była to po prostu kwestia wspięcia się na nie tak stromy, obalony słup.
- Co...
- To teraz nieważne –
Katja zaczęła się piąć. - Wierz mi, bywają rzeczy, o których nie warto rozmawiać.
Syreny znowu zawyły. Ale jakoś inaczej – system wywrzeszczał, że nastąpiło stopienie osłony rdzenia antymaterii. Cokolwiek to miało znaczyć, bardziej to poczuli, niż zrozumieli. Od tego momentu Mur zaczął drżeć, owszem, drżał wcześniej, jednak nie jako całość. Małe, coraz większe wstrząsy sprawiały, że wszystko drżało. Coraz bardziej stawało się jasne, że Mur zostanie zniszczony; nawet system Muru coraz częściej, wskutek przepalenia obwodów, bełkotał.
Portal, kiedy został zamknięty – czarna kula, jądro nicości, absolutne oko cyklonu, zasysało wszelkie światło. Wyglądało na to, że portal osiągnął masę krytyczną. Pantokrator nie wszedł do tej rzeczywistości, tunel został zamknięty, ale energia w maszynie nadal pozostała i nie mogła nigdzie wyjść, nie przy tej konfiguracji.
Jednak zaczęło się dziać coś jeszcze dziwniejszego. Jak na koniec świata przystało.
Z początku myśleli, że zwodzą ich oczy. Bo przecież tam, na dole, było pogrążone w nuklearnym ogniu – nikt nie mógł przeżyć. A jednak z ognia wychodziły, niektóre jeszcze płonące, ale nadal groźne, ale niektóre niezranione, wydawały się przybywać ze wszystkich stron, rozproszone, teraz ciągnące do czarnej kuli portalu. Wydawały się nie dbać o czas, z niedbałą nonszalancją zabijając wszystko, co było na ich drodze. Szły, a ich spore ciała błyszczały w ciemności, z rzadka tylko oświetlane przez błyskawice. Ciemność gęstniała, a wszystko skrupiło się na tu i teraz, nawet, jeśli gdzieś istniało zachodzące słońce, to portal łapczywie spijał wszystkie jego promienie, dlatego w mroku mogły być ich setki, jeśli nie tysiące. Wielkie, niczym pnie stuletnich dębów, rozrywały każdego napotkanego żołnierza z cichym gulgotem. Wśród niedokończonych dzieci Korporacji rozbrzmiewał wspólny hymn, psalm jakby:

Apprehende arma et scutum,
et exsurge in adjutorium mihi.
Effunde frameam, et conclude adversus eos qui persequuntur me;
dic animć meć: Salus tua ego sum.
Confundantur et revereantur qućrentes animam meam;
avertantur retrorsum et confundantur cogitantes mihi mala.

A słowa były wyśpiewywane z ponurym szumem, który narastał, jak dźwięk tysięcy rozwścieczonych pszczół, roju, którego jedynym celem było to, by zabić, zabić, zetrzeć na proch i pył, zadawać śmierć, samemu ginąć, stać się samą zemstą, uderzyć kułakiem, przymusić, spętać i zniewolić, a których literą i pierwszym prawem było prawo mordu, prawo pana i niewolnika, prawo krwi i ofiary, prawo obozów koncentracyjnych i krematoriów, prawo ogłupionych i nauczonych złości dzieci, prawo okłamanych, krew, krew, krew, śmierć, śmierć, śmierć, łzy, kamienie i shoah, zabijemy ciebie, twoje bezwartościowe żonę i córkę, oszukamy twoje dzieci i nauczymy was religii zagłady, tak samo jak wy nauczyliście nas, by zabijać, i jedyne, co możemy robić, to zabijać, i nic tylko jak zabijać, palić i niszczyć, a kiedy będziemy wdychać powietrze wypełnione waszym fruwającym popiołem, to podepczemy wasze zwłoki, śmierć, łzy i kamienie, śmierć, łzy i kamienie, śmierć...

Domine, quando respicies?
Restitue animam meam a malignitate eorum;
a leonibus unicam meam.
Confitebor tibi in ecclesia magna; in populo gravi laudabo te.
Non supergaudeant mihi qui adversantur mihi inique,
qui oderunt me gratis, et annuunt oculis.


Maszerowali.
Hahn frenetycznie wydawał rozkazy; kazał napierać, ile się da. Krąg zacieśniał się. Nie musiał. Wszyscy uciekali do wieży, choć GSA nie z tchórzostwa, ale z rozkazu Giegera. Czego nie można było powiedzieć o wojskach Hahna, już i tak nielicznych: Ludzie próbowali uciec, ale nie było dokąd i jak. W końcu, zdecydowali się przypuścić ostatnie, desperackie natarcie: Już nie chcieli zabijać, chcieli się znaleźć jak najdalej od olbrzymów, którzy nagle stali się ucieleśnieniem czystej grozy.

*

Dla niektórych, świat stał się sumą wszystkich lęków. Nawet, jeśli byli bogami.
Gdy oddziały Hahna szturmowały wieżę, Gieger był przekonany, że nikt inny nie będzie mógł tutaj trafić. Nie inaczej, niż forsując oddziały na samym dole wieży. Konrad Hahn przypuścił szturm; jednak wszystkimi kierował już nie zdrowy rozsądek, tylko paranoiczny, zwierzęcy strach, który się tylko wzmógł, gdy Triarii wkroczyły na pole bitwy. Gieger zwinął się w czarną kulę, będąc nieledwie podobnym portalowi parędziesiąt metrów nad nim. Był kompletnie sam, z Murem, ze swoją przeszłością jako Konradem Hahnem, który zamierzał go zabić, ze swoją zmasakrowaną skórą, ze wszystkim. Jednak żył jeszcze.
Główna komora wieży była wzmacniana dodatkową warstwą stali, na wypadek ataku, tak samo jak specjalny stop szkła, który był w stanie oprzeć się bombardowaniu. Wokół były pozostałe generatory prądu, teraz nie działające lub rozbite: Rdzenie pulsowe wypływały z nich i odbijały się po pomieszczeniu. Wszystko było pokryte kablami, z których czasem wystawały terminale, teraz większość z nich jarzyła się czerwonym kolorem, razem z dziewięcioma cyframi. To miejsce było kiedyś piękne, gdy niebieska energia lśniła w nienaruszonych obwodach. Teraz było po prostu klatką.
Nie mając dokąd uciec, po prostu zamierzał iść coraz wyżej i wyżej. Wszedł do windy, gdy zobaczył ich.
Ktoś wykuł w przestrzeni tunel i przedostał się prosto przez otwór, który zrobił promień światła. Była to Tanja Hahn, jego eksperyment obok Konrada Hahna, jego samego. Z przerażeniem wcisnął na konsolecie windy, by jechała dalej. A potem zobaczył rozbłysk światła i usłyszał znany mu już dźwięk łamanej kości. Z portalu wyskoczyli Axel Heintz, Siegfried Klauge i, jak sądził, jacyś ludzie z Bractwa Jedenastu Wymiarów, a także Maria Kleiner i najemnik RWP. A później z korytarza wybiegł ktoś, kogo dopiero miał wątpliwą przyjemność poznać w ciągu ostatnich dni, przez Konrada Hahna: Nicolas Neumann, razem z Katją, klonem Tanji.
W paru momentach Maria Kleiner przystawiła snajperkę balistyczną do głowy człowiekowi w egzoszkielecie i wystrzeliła. Potężny strumień rozniósł czaszkę żołnierza w perzynę.
- Ta – splunęła Kleiner. - Pieprzę jakieś polskie rebelie. Ten gnojek zabrał mi całe moje życie, razem z jego gówno znaczącą Uniwersalną Unią.
Wycelowała w windę pancerną.
- Oszalałaś? -
powiedział Miller, wycelowawszy i tak broń w jej stronę. - To nic nie da!
- A kto powiedział, że chcę mu po prostu uwalić łeb...? -
wystrzeliła ze snajperki parę razy. Winda zatrzymała się. System, choć ledwo działał, dobrze ocenił zagrożenie: Wciąganie windy na górę mogłoby zagrozić jej upadkiem. Kleiner rozwaliła stalowe liny.
Gieger bełkotał swoje.
- Świetna robota! Może... O, cholera!
Mur zadrżał, jakby wstrząśnięty trzęsieniem ziemi. Z góry spadły kawałki żelazobetonu. Poszycie runęło. Dźwięk syren boleśnie wrzynał się w uszy wszystkich. A Kleiner... Spadła. Wrzeszczała, gdy wypuszczała snajperkę z rąk, która upadła pod nogi Axela. Byłaby upadła i zginęła, gdy w ostatniej chwili... Znikła. Wciąż miała broń portalową. Gdziekolwiek teraz się znajdowała, nie była to ziemia. Cała wieża zachybotała się. I już tak została. Lekko przechylona. Miller dostał w głowę i brzuch odłamkiem, upadł pod ścianę. Gdy próbował powstać, spory kawałek przygniótł jego prawą nogę, unieruchamiając go. Tojtowna uderzyła o gruz, aż jęknęło. Padła nieprzytomna. Heintz, na odmianę, przypłacił tylko uderzeniem prawej ręki o ścianę, przeciwnie do Tanji, której pędzący odłam złamał parę żeber; splunęła krwią. Axel nagle stracił czucie w prawej ręce. Jedynie Neumann mógł błysnąć uśmiechem przez dziurę w policzku, bo on, Natalia, Katja w miarę utrzymali się, razem z partyzantem. Klauge przypłacił paroma siniakami.
- Świetnie, kurwa! - zapiał unieruchomiony Miller. - Nie wierzę, że to przeżyję, Heintz. Przestałem wierzyć, kiedy ta suka, Kleiner, zabrała ze sobą ostatni XWP.
- Idą tutaj –
wyszeptała Natalia. - Hahn. Przedarli się. Wreszcie się przedarli. Może mają jakąś broń portalową. Żeby stąd uciec. Uciec. Uciec.
- Ostatnia szansa, dziewczynki –
Katja wydmuchnęła dym papierosa. - Ostatnia szansa, żeby zadecydować, co zrobimy z panem Giegerem.
Miller syknął.
- Klauge! Nie możemy dopuścić, by informacje w mózgu Giegera zostały utracone! On nie ma broni! On nie ma broni, do kurwy nędzy! Obezwładnij go!
- Wiesz, co robić –
uśmiechnęła się wilczo Katja.
To Gieger zawył.
- Oszaleliście! Kiedy ja zginę, to wy także zginiecie! Ja jestem waszą przeszłością!
- To pierdolony blef –
powiedział Miller. - Nawet, jeżeli bajka, że byłeś w 2009, jest prawdziwa, to nie ma żadnego związku z Murem. Nie mogłeś być tak ważny. Nie ma żadnego Giegera, aż do ostatnich wydarzeń. Może Schicksalrat...
- TO JA ZAŁOŻYŁEM SCHICKSALRAT –
Gieger opluł się, a oczy wyskoczyły mu na wierzch. - TO JA JESTEM DIE MAUER!
- Pierdolony pozer, pozer, pozer.
- Uwaga!

Kolejny odłam metalu spadł obok Neumanna. Spojrzeli: Triarii wychodziły na wieżę, wspinając się po niej jak wielkie, tłuste pająki. Rżnięte szyby pancerne ledwo co wytrzymywały ich potężne uderzenia. Siatka pęknięć coraz gęściej pokrywała szyby wieży.
Tanji przez chwilę wydawało się, że widzi ruch czarnych włosów w rogu. Gdyby spojrzeli na zewnątrz, stwierdziliby, że większa część szańca już znajduje się w płomieniach.
Pierwsze odłamki szkła spadły na ich głowy, gdy wielka ręka jednego z olbrzymów przedostała się przez szkło.
Przybiegł Konrad.
- Wreszcie – ryknął ze złością.
Prawie by spadł, gdy wieża znowu zadrżała. Odłamki odlatywały, a Triarii z wolna wdzierały się do środka.
W końcu, na środku została zaledwie czwórka; Tanja Hahn, Axel Heintz, Nicolas Neumann i Siegfried Klauge.
Pierwszy Triarii spadł. Zaczął wolno iść, z groźbą mordu w oczach.
- To twój wybór!
- Nie zabijaj go! Nawet nie wiesz, co może kryć!
- Do diabła, Tanja! Jeżeli możesz zrobić coś dla mnie, to zrób to dla mojego spokoju: Zabij go! Zabij go i zakończ to wszystko!
- Błagam, nie zabijajcie mnie! Ja...
- Nie słuchaj go! To on jest przyczyną tego wszystkiego!
- Kiedy ja zginę, wy wszyscy zginiecie!
- Kłamca!
- Morderca!
- Manipulator!
- Ja...
- Reaktor!
- Nie mamy wyjścia!
- I tak zginiemy, a jeżeli go zabijecie, będziecie mieli pewność, że ta szumowina nie przeżyje!
- Nicolas, błagam...
- Jesteście szaleni!
- Przeklęty fanatyk!
- To on stworzył Triarii!
- To on chciał zaprowadzić Nowy Porządek!
- Wunderkinder!
- Wybierz wreszcie!
- Wybierz!
- Wybierz!
- Wybierz!


Jak to wszystko się skończy?
Zemstą czy przebaczeniem?
Wybór pozostawiam wam.




 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 15-10-2009 o 18:06.
Irrlicht jest offline