Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2009, 23:51   #109
Jakoob
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
- Łza... - wykrztusił z siebie jakby miał usta pełne wody. Złapać... złodzieja! Dorwać! Odebrać MÓJ skarb, MOJĄ własność! Muszę być przed wszystkimi, oni nie mogą być przede mną. Też chcieliby dostać skarb, a skarb jest mój. Tylko mój ... i mojego pana. Muszę mu go zwrócić. Jak najszybciej. Inaczej będzie zły. Bardzo zły. Tak! Czemu idziemy tak wolno?! Musimy iść prędzej! Czy nie czujecie jak Piskorz oddala się coraz szybciej, jak nagroda ucieka prosto z naszych rąk, podobnie do wody przeciekającej między palcami ściśniętej dłoni? Czy wy w ogóle cokolwiek rozumiecie, bando idiotów, bando pokrak, które nie umieją zrobić jednej prostej rzeczy jaką jest bieg? BIEG, kretyni! O Panie?! Gdzie oni idą? Kurwa, czy nie widzicie krótszej drogi? Czy wy zawsze musicie robić wszystko na około, bez myślenia, niczym kukiełki poruszane emocjami jak najgorsze zwierzęta? Mutanty byłyby lepszymi kompanami! Myślicie, że dzięki komu pościg złapał nas tak wcześnie, co?! Myślicie, że dzięki komu...

Skoczył. Przez ułamek sekundy czuł trzeźwiący wiatr, targający włosami. Wiedział, że mu się nie uda. I z jakiś względów wcale się tym nie przejął. Widział jak palce stóp obsuwają się z krawędzi i mkną w dół, ku przepaści niemającej dna. Ku pustce ziejącej nieprzebytą czernią. Nie wiedział jak udało mu się chwycić dłonią kawałek skały. Czuł jak skóra rozrywa się pod opuszkami palców, jak pękają twarde, żółtawe pęcherze, wydalając przeźroczystą ropę. Mięśnie pulsowały i paliły. Jak w krainie potępionych. Powoli, milimetr po milimetrze, zsuwał się w dół.

I nagle pojawiła się znikąd. Dziewczyna, którą widział z Szurakiem, która powodowała u Aleama komplet zupełnie sprzecznych z sobą emocji. Z jednej strony dziwka, z drugiej gotowa w każdej chwili stanąć twarz w twarz z wrogiem. Sprawiała wrażenie dbającej tylko o siebie, niezależnie od kosztów. Wypaczonej. Chociaż, może nie było z nią jeszcze aż tak źle. Przyjął pomocną dłoń, zostawiając na ręce wybawicielki krwiste ślady.

Na widok skarbów zebranych w komnacie, dziewiętnastoletni chłopak zakrztusił się. Poczuł jak gardło zaciska się dookoła krtani, a oczy, nabiegłe krwią, pieką. Tyle skarbów, tyle władzy i prestiżu, tyle wpływów na wyciągnięcie ręki. Jeden gest, jeden ruch. Bełt świsną koło ucha. Czemu ja zawszę muszę być ostatni? - pomyślał z goryczą. Ruszył za Bobby, której każdy krok objawiał się silnym dźwiękiem stukania metalu o metal. Po policzku Aleama płynęła gruba, soczysta kropelka łzy.

Tak to czasami w życiu bywa, że potrafi dać w kość. Ktoś powiedział, że jest taki typ człowieka, który musi stoczyć się na dno, aby zdać sobie sprawę z własnego położenia i kierunku, ku któremu zmierza. Wydawałoby się, całkiem sensownie. Gorzej, kiedy wszystko dookoła się wali, a ani celu, ani dna nie widać. Trwanie od impulsu do impulsu jest atrakcyjne do pewnego czasu. Potem zaczyna się nudzić, staje się męczące i wyczerpujące. Człowiek wypala się psychicznie, uzależniając się od wrażeń albo zamyka się w sobie, popadając w stan apatyi. Tak czuł się Aleam. Widząc zasypany korytarz, który w tej chwili stanowił jedyną drogę ucieczki, zaklął siarczyście. Odwrócił się. Piątka zbrojnych. Młodziak wyjął miecz i zawył jak opętany. Niech to się już skończy! Ja chce stąd wyjść! Chcę odetchnąć pełną piersią, nie pyłem, chcę odpocząć i wyspać się w normalnym posłaniu, nawet w stajni! Idźcie stąd, nie chcę was widzieć! Zgińcie, niech Morr przyjmie wasze dusze!

Ktoś powstrzymał go, zapewne ratując po raz kolejny życie. Cała grupa zmieściła się w wąskim korytarzu, zamknięta przez kilku śmiałków. Tak, oni zdecydowanie lepiej robili mieczem. W powietrzu zafurkotały pierwsze kamienie. Odbijały się od tarcz, wydając puste, głuche dźwięki. Ktoś krzyknął. Żołnierze zbliżyli się na odległość kilku stóp i wtedy doszło do kontaktu. Dziewiętnastolatek spodziewał się czegoś bardziej fenomenalnego - oczekiwał wspaniałych parad, fint, cięć z obrotu, przechwytów. W zamian uzyskał obraz chaotycznego starcia. Zamach, uderzenie, parowanie, zamach, uderzenie, szczęk żelaza, zamach... Wzrok Aleama podążył w zupełnie innym kierunku. Miecz, delikatnie zakrzywiony, z długą rękojeścią obwiniętą nie najtańszą skórą, w bardzo ładnej pochwie ozdobionej metalowymi i drewnianymi symbolami. Drogie cacko, paradne. Z takim pokazać się w karczmie...

Usłyszał głos za sobą. To Astria nawoływała do kopania. Cóż można było robić?

- Racja, kopmy! - pochwycił okrzyk i zaczął odrzucać kamienie. Rozdarta skóra na palcach pulsowała bólem, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Czuć było nieco chłodniejsze powietrze. Pierwszy raz, od niepamiętnych czasów, Aleam wzniósł modły do Shallyi.

***

Oj trafiło się ślepej kurze ziarno. Raz go capnęła, ale więcej się jej nie poszczęści. Odskoczyła od niego i wyczekiwała. Tak samo Kurt. Nie miał zamiaru szarżować z ciężką i wolną bronią. Przez tyle lat na arenie nauczył się jednego o walce z szybszym przeciwnikiem. Będzie chciał on doskoczyć, zaatakować i szybko odskoczyć. Więc najlepszym rozwiązaniem jest uprzedzić doskok. Gladiator wyczekiwał, wyczekiwał, prowokował i gdy w końcu zaatakowała, Kurt był przygotowany na szybki krok czy dwa (zależy od impetu doskoku) do tyłu i w tym samym momencie zaatakował młotem, celując w korpus. Dlaczego? Bo jest go najwięcej, a trafienie takim młotem... praktycznie wróży śmierć.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]

Ostatnio edytowane przez Jakoob : 16-10-2009 o 00:05. Powód: amnezja K.
Jakoob jest offline