Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2009, 16:24   #26
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Siedziała w gabinecie, znudzona... Albo skupiona, trudno powiedzieć. Czekała na tego kretyna, który obudził ją kilkanaście lat temu... Pamiętała tę chwilę. Może nie dzięki niemu, ale jakoś tak nabrała wtedy chęci by wstać i wyjść. To było tak dawno, a ona tak niewiele się zmieniła...
Drzwi otworzyły się z hukiem. Nagle ktoś potknął się o próg, Yachi gwałtownie wstała, a krzesło z łoskotem upadło do tyłu w tym samym momencie, co chłopak, który wyrżnął brodą o podłogę.
Ach, ten naiwniak... Aż dziw, że nadal żyje, że czegoś od niej śmie zadać... Że w ogóle przyszedł. Bezczelny.
- Łamaga... - skomentowała krótko jego wyskok. Co to w ogóle miało być?? Śmieszne przedstawienie w cyrku dla upośledzonych umysłowo? Jakoś nie wyszło...
- Gomenasai, Yachi-sensei! - powiedział pospiesznie, jak i równie pospiesznie wstał. Wyprostował się i zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Jego okulary... Spadły mu z nosa? Czerwonowłosa podnosząc krzesło dostrzegła je... Ach, jakie śliczne denka. Bez wahania nadepnęła na nie mocno. Chrupot szkła sprawił, że chłopak stanął jak wryty, zaś Yachi wykorzystując to, podeszła do niego. Stanęła przed nim i uniosła jego główkę za brodę. Zamurowało ją... Chyba pierwszy raz tak ją zatkało.
Patrząc w jego oczy, w te zamglone, pełne niebieskiej barwy oczy, zaczęła czuć gorąc który uderzył jej do głowy. Kącik jej ust w końcu uniósł się w złośliwym uśmieszku. Poszerzył się.
- Uważasz... Uważasz, że jestem... Straszna? - spytała tym swoim uwodzicielskim, a zarazem pełnym pogardy głosem i gwałtownie puściła jego brodę, jednak w tym samym momencie drugą ręką zamachnęła się i strzeliła chłopaka w policzek, aż zarysowała jego skórę paznokciem. Spływająca krew wyglądała jak łza, a po chwili nawet się nią stała. Właśnie łzą, taką słodką, niewinną łzą... Łzą bólu i przerażenia, które tak działały na Yachi...; Boisz się? Wiem, co czujesz... Wiem, uwierz mi... To takie podniecające... Nie wierzysz? Mogę pokazać, jednak nie wiem czy zdążysz zobaczyć... Przypatrz się, bo to może być ostatni obraz, który utkwi Ci przed oczami...


- Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! Powtarzam! Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! To nie sa cwiczenia! - nienaturalnie spokojny glos automatycznej wiadomosci dobiegajacy z glosnikow nie zbudził jednak Yachi, która zwyczajnie w świecie przysnęła sobie na kanapie w salonie i chyba nic nie wskazywało na to, że teraz się przebudzi. Jedyne co zrobiła to zakryła przedramieniem oczy i mlasnęła dwa razy, wzdychając sobie i raczej się nie budząc.

- Pani Kapitan! Pani Kapitan! Proszę się obudzić, proszę! Pani Kapitan, nic Pani nie jest! - krzyki nad jej uchem sprawiły, że miała dość tej ciemności przed oczami. Uchyliła powieki ukazując żółć dzikich ocząt.
Niewdzięcznik. Pierwsza osoba, którą zobaczyła po przebudzeniu. Chciała się uśmiechnąć, na znak, że nic jej nie jest, że to tylko zadrapania, ale zamiast tego, opluła go krwią. Prawie się zakrztusiła.
- Pani Kapitan.. - szepnął trzymając ją na swoich kolanach i spoglądając łzawymi oczami na jej umierające ciało. W jego wyobrażeniach ona umierała, ale Yachi wiedziała, że to nie ten dzień i nie ta pora... Zbyt pewna swego? Nie. Po prostu znała swoje możliwości.
- Przestań mi jęczeć nad uchem, bo mam ochotę zdechnąć... - wysyczała słabo i znowu zakasłała. Obraz przed oczami rozmazywał jej się niesamowicie. Wiedziała, że to nie jest koniec, a mimo to czuła jego smak.
- Gomenasai... - szepnął jeszcze ciszej i podniósł się trzymając Yachi na rękach. Odwrócił głowę w drugą stronę, by nie patrzyła w jego oczy. Tak bardzo bał się jej spojrzenia... Wiedziała o tym. To przerażało...
- I nie przepraszaj, to żałosne... - dodała z pogardą i ledwo co, resztkami sił uniosła rękę. Dotknęła jego policzka. Zadrżał. Spojrzał na nią gwałtownie, lecz nie miał już łez. Nie płakał. Przynajmniej tyle zdążyła go nauczyć. Cieszyła się. Chyba pierwszy raz w swoim "nieżyciu".
- Pani Kapitan... Yachi... ja... Ja zawsze Cię kochałem... Tak mi przykro... - powiedział dławiąc się własnymi słowami. Odebrała to w pół świadoma. Tym razem to ona zadrżała. Na słowo "kocham" reagowała wymiotami. Przyprawiało ją to o mdłości. Nienawidziła tego... Jak ona cholernie tego nienawidziła!
Milczała chwilę... Opuściła dłoń i westchnęła zamykając oczy. Nie chciała na niego patrzeć. Serce mocno ją zakuło, co za zawód... Nienawidziła jak ktoś się do niej przywiązywał. Dlaczego? Ach, to takie proste... Po prostu nie lubiła gdy ktoś, do kogo ona sama czuła nic sympatii, dzielił z nią ból... Ból, który sama powinna znieść i przetrwać.
Jej umysł odchodził, zmysły zaczynały wygasać.
- Nienawidzę Cię... - powiedziała słabo, ledwo dokańczając zdanie. Co było potem? Też chciałaby wiedzieć, choć jeśli on cierpiał... Jednak cieszyła się z utraty przytomności. Przynajmniej nie miała na sumieniu chłopaka, którego zdążyła polubić. Tyle lat pracował na jej sympatię... Niewdzięcznik.


- Straznicy proszeni sa o natychmiastowe stawienie sie na mostku kapitanskim. - zagrzmiał ponownie głos z głośników, jednak tym razem Yachi momentalnie się obudziła i stanęła do pozycji siedzącej przygotowując się momentalnie do obrony i kontrataku, wyciągając przed siebie jedną z dłoni a drugą na wpół zamkniętą w pięść pozostawiajac w niedalekiej odleglości od ust. Jej oddech stal się cięższy, znacznie przyspieszony, zaś kosmyk jej czerwonych włosów przykleił się do wilgotnych warg kobiety. Żółte oczy Yachi śledziły wszystko w pomieszczeniu, jednak tym wszystkim było nic... Nikogo tutaj nie było, niczego tutaj nie było. Widziałaby, nawet, gdyby ktoś był niewidzialny, wiedziała o tym, więc była pewna swego.
- Uuua, chyba przysnęłam. - stwierdziła opuszczajac ręce i poprawiając włosy. Nie minęło wiele czasu jak przeciągnęła się, wstała z kanapy i udałą się w miejsce, do którego ją "zaproszono".

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Kiedy przyszła na mostek Kapitański, byli tam już wszyscy i chyba obrzucali się właśnie mięsem. No no, nieźle. Yachi postanowiła to po prostu przemilczeć wymijając ich wszystkich i nawet nie mówiąc krótkiego "Siema, co tam?". W sumie, co ją to obchodziło. Podeszła jedynie do Kapitana i szepnęła mu coś na ucho, w odpowiedzi otrzymała informacje potrzebne jej podane szeptem. Kapitan skinął głową i mrugnął raz oczami, a w tym momencie brew Czerwonowłosej uniosła się ku górze. Jej głowa przekręciła się nieco w bok a żółte i dzikie oczy spoczęły na niewidomej dziewczynce... Uśmiechnęła się złośliwie, jakie uczucia dało się od niej wyczytać? Kpina, politowanie, żałość dla całej tej sytuacji. Śmiać jej się chciało z tej całej wojny, że Midia musi tutaj zostać, bo wszyscy kochają Midie, ojej! Naprawdę, Yachi by się wzruszyła, gdyby nie fakt, że wzruszające to tutaj nic nie było.
Shinigami wzruszyła ramionami, ziewnęła sobie potężnie przysłaniając usta dłonią zasiadła na wolnym, kręconym krześle. Dłonie splotła ze sobą palcami i położyła je na brzuchu, lekko zsuwając swoje ciało w dół krzesła, by tak sobie wpółleżą i wpółsiedząc, poobserwować i posłuchać o czym to tez zebrani tak zażarcie dyskutują. Po chwili jej się znudziło gapienie na ich przejęte i pełne emocji twarze, dlatego zaczęła się kręcić na fotelu, zwijając przy tym usta w dzióbek. Wyglądała jak jakaś słodka dziewczynka, która lekceważy sobie "powagę sytuacji, ale jakoś jej to nie obchodziło.
Mimo to najlepsza chyba była wymiana zdań między brodatym a płetwalem błękitnym.

- Wypelniam rozkazy Gartiego. Jego pytaj - odparł płetwal.
- Jakie one były? - odezwał się Brodacz.
- Wyrazne...
- Konkrety, Roelu.
- Rowniez byly...


W tym momencie Yachi nie wytrzymała i parsknęła krótkim śmiechem, a jej fotel dalej się kręcił. Wszyscy mogli być zaskoczeni albo zażenowani jej zachowaniem, ale cóż... Co zrobią? Zabiorą jej fotel? Ojej, no nie popłącze się przecież.

- Ale Ci przygadał. - skomentowała sobie z tym swoim drwiącym uśmieszkiem na ustach i wyszczerzyła się unosząc sie lekko na fotelu by móc usiaść już jakoś normalniej, to znaczy prosto. Oczywiście dyskusja trwała zażarcie dalej, oczywiście bez interwencji Czerwonowłosej, bo ona po prostu oddałaby Midię i już.

- Drugi statek na radarze - odezwała się nagle dziewczyna, obsługująca aparaturę obserwującą najbliższe, w skali Kosmosu, otoczenie Salvation.

- Oh yeee~, będzie zabawa! - mruknęła wyraźnie uradowana, lekko psychopatycznie uradowana, i napierajac stopą o kant blatu sterowni kapitańskiej, na której było wiele guziczków, odepchnęła się od niej i pojechała swoim fotelikiem do tyłu, wpadajac umyślnie na Roela, którego mocno przybiła do ściany, a po chwili jej fotel się od niego odbił. Ogólnie, to musiało boleć, ale cóż poradzić.

- Ops, sorry mały... Życie boli. - skwitowała obojętnie i niedbale robiąc obrót na fotelu by być przodem do płetwala błękitnego. Podrapała się po skroni i zamyśliła na chwilę, gdy patrzyła na jego "bóle brzucha", bo wtedy coś jej przyszło do głowy, i nawet nie miała zamiaru pytać innych o zgodę. Wstała z fotela szybkim i gwałtownym ruchem, po czym chwyciła niebieskiego za szmaty i rzuciła nim na swój umiłowany przez ten czas fotel.

- Sayonara, mój przyszły sługo. - mruknęła przerażająco słodko po czym uderzyła go nadgarstkiem w czoło, a Roel... Dla was jakby umarł. Jego ciało stało się bezwładne, glowa zwisała bezwiednie, ręce stały w bezruchu... Zaś Yachi tylko stala lekko nachylona nad nim i się słodkawo uśmiechała.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 17-10-2009 o 16:28.
Nami jest offline