Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2009, 23:51   #40
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oddział desantowy
Terkot ciężkich karabinów maszynowych prawie nie milkł. Żołnierze obu stron czym prędzej rzucali się w stronę płonących domów, zgruchotanych ścian i co większych kamieni, byle tylko schować się przed ostrzałem nieprzyjaciela. Żołnierze cesarscy mieli trochę trudniej, bo ogień był krzyżowy. Broń napastników była słabsza, mniej zaawansowana technicznie, mniej celna. Krótko mówiąc gorsza. Nie powinna była przebijać porządnych pancerzy. Przebijała. Pierwszy za niedocenienie przeciwnika został ukarany Josh. Jakiś młody chłopak strzelił mu prosto w oko. Tam pancerz był słabszy i pocisk przeszedł. Chwilę później pocisk trafił w nogę Jeffreya. Akurat w łączenie elementów pancerza, czyli kolejny słaby punkt. Albo przeciwnik miał piekielne szczęście, albo naprawdę dobrze celował.
- Wszyscy na ziemię! - wrzasnął na cały głos Evros. Ułamek sekundy później nad głowami walczących przeleciał prom i zbombardował wyłaniające się już zza muru czołgi. Ogień i grad odłamków zalały najbliższą okolicę, raniąc i zabijając także wielu z piechoty, którzy nie padli wystarczająco szybko.
- Naprzód! Jazda, jazda! - znów wydarł się dowódca i cały oddział poderwał się na nogi. Zaskoczeni nalotem kardocjanie podnieśli swoją broń, chcąc chronić się przed dalszym zagrożeniem z powietrza. Błąd. Oddział błyskawicznie przebił się przez nich, zabijając kogo się dało i odskakując pozostałym żołnierzom na sporą odległość. Liczyli na słaby zasięg ich broni.
Frank niósł na plecach rannego w brzuch Boba. Laura biegła, strzelając z pistoletu do wszystkich, którzy mimo solidnej zawartości ołowiu w organizmie nie chcieli leżeć w miejscu. Jeffrey znalazł czyjś pomocny bark i wsparty na nim strzelał, także z pistoletu do nadgorliwych ścigających. Po kilku minutach biegania i kluczenia po nieznanym sobie mieście, strząsnęli pogoń całkowicie ze swojego ogona. Ale to jeszcze nie był koniec kłopotów.

Mostek COD Piorun
Cały okręt drżał. Podzielony na cztery części główny ekran wyświetlał obraz z pola bitwy. Lewa część, zajęta przez widok z własnych kamer Pioruna, raz po raz rozświetlana była smugami wystrzeliwanymi z działek laserowych, eksplozjami niezbyt wyraźnych obiektów w pewnej odległości (najwidoczniej jednostek wroga) i bliższymi eksplozjami pocisków uderzających w tarcze, a sporadycznie także w poszycie okrętu.
Kapitan siedziała na swoim fotelu, podpierając głowę ręką i z miną sugerującą, że zjadła coś niestrawnego.
- Z taką bronią mogą nam w zasadzie lakier zadrapać. - powiedziała.
Jak na złość w tym momencie okręt zatrząsł się jeszcze mocniej trafiony jakąś zabłąkaną rakietą. Alera mruknęła tylko coś niezbyt zrozumiałego i tyleż cenzuralnego pod nosem, i przeniosła wzrok na prawą część ekranu. A ta śnieżyła. W sumie nie należało się dziwić, że w tej sytuacji transmisja z oddziału desantowego jest niewyraźna. Ale to co dało się na niej zobaczyć też nie napawało optymizmem.
- Kurs na główny plac. Musimy wspomóc naszych ludzi. Schodzimy niżej. - powiedziała kapitan.

Oddział desantowy
Kilka godzin później

Evros, dysząc ciężko, usiadł na jakimś kamieniu i zdjął hełm. Otarł ręką spocone czoło. Dookoła niego inni żołnierze przysiadali dla odpoczynku, a niektórzy wręcz padali na ziemię, zbyt zmęczeni, żeby się ruszyć. Oddziały Hardan wyglądały odrobinę lepiej, bo nie przebijały się tyle przez miasto, ale po nich też było widać, że na ten dzień walki mają dość.
Znad jakiegoś zrujnowanego budynku nadleciał Piorun i osiadł na środku placu, wzbijając w powietrze masę kurzu. Evros zebrał oddział.
- Jak wygląda sytuacja?
- Mamy sześcioro rannych, Sir, Jack ciężko, Laura gorączkuje. Bob... nie dał rady.
Evros posmutniał. W sumie tylko dwa trupy i sześcioro rannych to świetny wynik jak na taką bitwę, ale... Ale ta walka dowiodła, że mają co poprawiać. Przy takiej dysproporcji uzbrojenia powinni sobie dać radę praktycznie bez problemu. Niestety okazało się, że przewaga wyszkolenia wcale nie jest po ich stronie. No i strata kompanów zawsze boli.
- Rozumiem. Wszyscy na pokład. Ranni czekają na sanitariuszy. - powiedział w końcu.
Sam też po chwili ruszył w stronę okrętu. Żołnierze w milczeniu zrzucali swoje pancerze, odkładali broń i udawali się na spoczynek. Evros nie mógł. Odłożył tylko karabin i poszedł na mostek.

- Pani kapitan, melduję misję zakończoną sukcesem. Straty własne: sześć osób rannych, dwie nie żyją. - zaraportował.
Alera patrzyła przez chwilę na niego, skubiąc dolną wargę.
- Straciliśmy Flogistona. Po prostu wybuchł po oddaniu salwy. - powiedziała w końcu.
- Miejmy nadzieję, że Desjani się zdążył ewakuować. Chyba widziałem gdzieś tu ekipę z Thora. Wyślij im sanitariuszy, bo bardzo nam pomogli, a ich prom chyba jeszcze nie przyleciał.
Kapitan kiwnęła. Trudno było określić, do której części się to odnosiło, ale Hazat nie miał ochoty się zastanawiać. Zasalutował i wyszedł. Musiał chwilę odpocząć i niestety zająć się kilkoma niezbyt przyjemnymi sprawami. Jak na przykład zwłoki poległych.
Kilka minut później trójka sanitariuszy ruszyła zaoferować swoją pomoc sojusznikom, a szóstka innych żołnierzy (którzy nie brali udziału w desancie), razem ze swoim dowódcą poszła po ciało Josha.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline