Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2009, 23:51   #31
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Transmisja nieszyfrowana zamknięta COD Piorun do SWP Gruba Berta
Kapitan Dragonis serdecznie zaprasza barona Al-Malik na pokład okrętu Piorun celem uzgodnienia warunków współpracy, w dowolnym dogodnym dla barona terminie.

Mostek COD Piorun
- Krótki coś ten przekaz. Bez grzeczności i tak dalej? - zapytał Hazat nachylając się nad monitorem.
- Proszę Cię Evros, daruj sobie. - kapitan Alera nie kryła poirytowania - Zostawmy kwieciste przemowy politykom, mnie to męczy. Wysyłaj. I daj mi znać jak przyślą odpowiedź.
- Tak jest!

Dwie godziny później
- Pani kapitan, prom z poselstwem właśnie opuszcza Flogistona. - powiedziała Cynthia wstając z fotela kapitańskiego i prężąc się jak struna.
- Dobrze. Ustawić pozycję nad lądownikiem i obniżyć orbitę. Musimy być gotowi do pomocy. Ogłosić żółty alarm. - rozkazała Alera zajmując swoje miejsce.
Na całym okręcie zapaliły się żółte lampy pod sufitem, a z głośników rozległ się trzykrotny dźwięk syreny alarmowej, a po nim głos:
- Uwaga! Okręt przechodzi w stan gotowości bojowej! Powtarzam: okręt przechodzi w stan gotowości bojowej! Grupy alfa i beta do komory desantowej jeden, gamma i delta do komory desantowej dwa.
- Ustalono hasła, Evros? - zapytała Alera.
- Jedno. Mamy wkroczyć na słowa "światło pokoju". Stwierdzili, że przy takiej ilości chmur ostrzał i tak nie będzie celny.
- I co z tego? Ważne, żeby zrobił wrażenie i zajął uwagę przeciwnika. Idioci się tym zajmowali, czy co?
Hazat nie odpowiedział. Wiedział, że kapitan czasami pomarudzić po prostu musi.
- Dźwięk! - nakazała kapitan. Głośniki zaszumiały i rozległa się w nich dyskusja barona i ambasadora. Kapitan westchnęła ciężko i osunęła się niżej w fotelu. Miała nadzieję, że do czasu wylądowania promu polityka zostanie jej oszczędzona. Niestety, myliła się. Dopiero słowa Al-Malika o konsekwencjach utworzenia protektoratu wywołały uśmiech na jej ustach. Trzeba mu było przyznać, że trochę przytarł ambasadorowi nosa.

Później jakość transmisji wyraźnie się pogorszyła i obecni na mostku Pioruna wychwytywali w zasadzie tylko pojedyncze słowa. Wychwycili natomiast cały przekaz z Flogistona, a później z Odyna. Sytuacja poselstwa nie była różowa.
- Może załatwią ambasadora. Mielibyśmy jeden problem z głowy. - mruknęła pod nosem Alera. Odwróciła głowę w bok i napotkała zdziwione spojrzenie łącznościowca. Widać, że jeszcze nie zdążył jej poznać dobrze.
- Czerwony alarm. - bardziej stwierdziła, niż rozkazała.
Na całym okręcie zaczęły błyskać czerwone lampy, a z głośników rozległ się donośny, jednostajny dźwięk syreny. Głośniejszy od niego był tylko głos łącznościowca.
- Wszyscy na stanowiska bojowe! Powtarzam: wszyscy na stanowiska bojowe! Grupy alfa, gamma i epsilon do modułu desantowego!
- Evros, masz cztery minuty, na zebranie ekipy w module desantowym, później może trząść. - powiedziała całkiem spokojnie kapitan, mimo że cały czas przygryzała dolną wargę, wiedząc, że jej decyzje w tym momencie mogą mieć bardzo poważne konsekwencje. Hazat stuknął obcasami i szybkim krokiem opuścił mostek, mrucząc coś do swojego komunikatora.
- Uruchomić maskowanie. Pełna moc tarcz. - padły kolejne rozkazy.
- Thor rozpoczął ostrzał atakującej armii.
- No i słusznie. - mruknęła tylko kapitan.

Chwilę później w głośnikach zatrzeszczał głos Evrosa:
- Oddział gotowy, moduł desantowy zabezpieczony.
- Odłączać!
Od kadłuba Pioruna oddzielił się moduł desantowy w kształcie ściętego stożka i zaczął szybko spadać w stronę pałacu, w którym odbywała się narada. Jego spodnia strona rozgrzała się do czerwoności.
- Kurs przechwytujący na te jednostki z bronią nuklearną. Schodzimy!
W korytarzach znów zabrzmiała syrena i głos:
- Przygotować się do wejścia w atmosferę! Załogi do dział!
Ten ostatni rozkaz był zupełnie zbędny, bo kanonierzy od dłuższej chwili zaciskali palce na spustach, czekając tylko na coś, co można by rozwalić.
Piorun zdawało się zdryfował nieco w bok i zaczął opadać. Już wkrótce zobaczą go spece od ładunków termojądrowych. Ale wtedy będzie dla nich za późno.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 03-10-2009, 20:07   #32
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację

Tethys - Kardocja i Hardania


Thor

Potężna artyleria zagrzmiała, wstrząsając pokładem ciężkiego eskortowca. Już po chwili, nocne niebo nad wrogimi eskadrami rozbłysło tysiącami złocistych smug. Śmiercionośne pociski z wizgiem przebijały się przez kolejne warstwy atmosfery, brnąc ku celowi. Jednak gęsta atmosfera i ogromne tarcie robiły swoje. Zaledwie mały ułamek z nich dotarł do wrogich samolotów. Reszta spadła w postaci rozżarzonych odłamków i chmur metalicznego pyłu. Parę minut nieprzerwanego ostrzału, starczyło jednak, by trzy z pięciu ciężkich bombowców rozbłysły imponującymi kulami ognia. W śmiercionośnym deszczu zniknęła też spora część lekkiej eskorty. Niestety, reszta doleciała nad cel.

I wtedy zagrzmiało jedyne z pozostałych dział plazmowych Flogistona. Masywny krążownik potrzebował więcej czasu na dotarcie na dogodną pozycję, jego masa nie pozwalała mu też na znaczne obniżenie orbity. Wszystko to, do spółki z zakłóconym namiarem, transmitowanym z Odyna, spowodowało, że większość zielonych wiązek gorącej śmierci minęła cel. Jedna jednak trafiła. Plazma zagłębiła się w bombowcu, zamieniając go w stopiony, bezkształtny wrak, który zarył w ziemię, parędziesiąt kilometrów przed strefą zrzutu. Ostatni bombowiec doleciał... Przez moment, skierowane na pole walki czujniki radiologiczne oszalały. Błysk oślepił kamery. Gdy obraz powrócił, w miejscu jednego z garnizonowych miast pozostał już tylko płonący krater.

I wtedy alarmy pokładowe zwróciły waszą uwagę na inny problem. Ten znajdował się obok, na orbicie. Czujniki pokazywały, że poziom radiacji i emisja energii Flogistona od zakończenia ostrzału rosły wykładniczo. W głośnikach rozbrzmiał zaniepokojony głos Komandora Desjaniego.
- Konwój Alp.., mamy tutaj dziwne z...ócenia głównego reakt...a. - Szum przez chwilę uniemożliwił odbiór.
- Na... ....uter. ..ż za..... w....wać! Ni. wy.....amy sab...żu! C..?! W...scy d.. kaps..! Kon... Al..a! Odd...ć ..ę! Po......m! Odd..... .ię!!!
Z kadłuba potężnego okrętu wystrzeliło paręnaście kapsuł. Nie zdążyły oddalić się jeszcze na bezpieczną odległość, gdy w jednej chwili Flogiston zamienił się w jaśniejącą żarem supernową. Fala uderzeniowa omyła statki floty, rozbijając się o wzniesione pola siłowe. Kapsuły miały mniej szczęścia. Zaledwie garstka z nich przetrwała nienaruszona.

Piorun


Zrzut poszedł źle. Moduł desantowy, tak samo jak i sam okręt, wyposażone były w technologię maskującą. Na nic nie zdała się jednak przeciwko wizualnej kontroli lotu, nieuprzedzonych obrońców miasta. Stolica była akurat atakowana z powietrza, więc kapsuła wzięta została za wrogi pojazd. Ogień z dział przeciwlotniczych zagrzmiał o potężny pancerz, przebijając w wielu miejscach spadochron. Moduł, sprowadzony z kursu, uderzył w budynki dzielnicy przemysłowej, lądując twardo na jednej z szerokich, transportowych arterii miasta. Gdy poobijani żołnierze opuścili swój wehikuł, przywitał ich ogień krzyżowy wrogich najeźdźców. Oddział wpadł między dwa plutony kardocjańskiej piechoty, przebijającej się właśnie na zachód, do dzielnicy centralnej (pałacowej). Czujniki termiczne i zdjęcia satelitarne pokazywały, że ze wschodu, w ślad za nimi podążały 4 czołgi. Te jednak, póki co, skryte były za zabudowaniami i pozostawały poza zasięgiem skutecznego ostrzału.


Piorun po dokonaniu zrzutu zniknął z czujników. Wszędzie dookoła niego rozgrywała się imponująca bitwa powietrzna. Fale samolotów ścierały się ze sobą w zabójczym tańcu, na rozpalonym łunami pożarów niebie. Nie było już czasu, by dotrzeć do bombowców atakujących inne miasta. Była jednak szansa wspomóc walczące nad stolicą samoloty hardańskie.

Schrony

Prowadzona przez żołnierzy ekspedycja, brnęła coraz głębiej w zawiły labirynt podziemnych schronów. Te, wydawały ciągnąć się na wielu poziomach, całymi kilometrami. Stan wsporników świadczył o tym, że niektóre z nich służyły Hardanii od stuleci. W końcu, cały pochód dotarł do wielkiej, wydrążonej pod ziemią sali. Część jej wydawała się naturalna. Świadczyły o tym olbrzymie stalaktyty, zwisające z sufitu, paręnaście metrów nad wami. Tutaj Marszałek Wojny, skryba i towarzyszący wam żołnierze odetchnęli z ulgą, zajmując się, czymś, co wyglądało jak wielka aparatura nadawczo-odbiorcza. Po chwili, do groty napłynęły liczne meldunki oddziałów z powierzchni. Wy tymczasem, na jednej ze ścian dostrzegliście coś ciekawego. Spory, zatarty już częściowo malunek. Zdawał się przedstawiać jaśniejące w niebiosach Wrota i wyłaniające się z nich sylwetki ludzi. Ci, po wyjściu z wrót, zstępowali na namalowaną obok, surowo wyglądającą planetę. Na piasku, pod malunkiem dało się dostrzec resztki wypalonych świeczek i zniczy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-10-2009 o 00:05.
Tadeus jest offline  
Stary 03-10-2009, 21:32   #33
 
Lindstrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Lindstrom nie jest za bardzo znany
Prom łącznikowy "Flogistona V". Przed zejściem na planetę.

Ambasador odpowiadał właśnie baronowi:

- Kapitanie Al.-Malik. Padło z Twych ust wiele nieprzemyślanych i sprzecznych deklaracji. Mówisz o posłuszeństwie cesarstwu, lecz nie Cesarzowi. Deklarujesz wierność suwerenowi, ale znieważasz jego wysokiego przedstawiciela. Powołujesz się na zdolność do reprezentowania Domu Al.-Malik jako najwyższy reprezentant w Imperze, lecz podważasz moje władztwo oparte na analogicznej zasadzie. Pominę tutaj inne kuriozalne konstrukcje logiczno-retoryczne, których łaskaw byłeś się dopuścić, w pierwszym rzędzie zaś zniewagi mniej lub bardziej otwarte. Być może przystoją one człowiekowi o Twoim urodzeniu, lecz tam, skąd ja pochodzę, świadczą raczej o miałkim umyśle i braku argumentów. Co nie przystoi osobie o Twoim urodzeniu, kapitanie. Rzekomo pragniesz porozumienia, a wciąż rozniecasz konflikty. Nie mogę na to pozwolić w sytuacji, w której znalazła się Armada.

Obun nie spuszczał wzroku z barona.

- Nie skorzystam z Twej „oferty” pomocy w dziedzinie dyplomacji, bo najwyraźniej sam talent krasomówczy tu nie wystarczy. Potrzeba też zrozumienia rządzących nią reguł i własnego w niej miejsca. Być może kiedyś zostaną wprowadzone do niej nowe, postulowane przez Ciebie standardy i będziesz mógł z radością prezentować całą swą bogatą historię rodową i naturę Twych pełnomocnictw każdemu, kto wyrazi w nie wątpliwość czy też dać upust buńczucznym deklaracjom w imieniu każdej siły politycznej, której będziesz miał szczęście być składową, nawet bez oficjalnych umocowań. Być może kiedyś… Na razie jednak pozostaniemy przy obowiązujących dotychczas zasadach.

- Dlatego też nie życzę sobie Twej osoby w delegacji, jako elementu niepotrzebnego ryzyka tam, gdzie konieczne jest ukazanie jednolitego stanowiska. W związku z tym prom zawróci teraz na „Flogiston V”, gdzie członkowie delegacji będą mogli udać się do mojego osobistego promu, który, w mojej opinii, jest bardziej stosownym do tej misji środkiem transportu. Upoważniam też komandora Desjani i podległe mu siły do użycia wszelkich środków włącznie z bezpośrednim przymusem przeciw każdemu, kto będzie chciał dokonać nieautoryzowanego lądowania na planecie, co będzie uznawane za próbę sabotowania cesarskiej misji dyplomatycznej. Proszę też kapitanów z Ligi o wybór innego przedstawiciela na spotkanie. Kapitanowi Al-Malik zostanie zreferowany jego przebieg tak, jak pozostałym.


Pałac Marszałka Wojny Hardanii, godziny wieczorne

Pierwszym człowiekiem, który postawił stopę na Thetys był sierżant Ahmadi – kierowca i łącznościowiec Zespołu Alfa, obecnie pełniący rolę szpicy w oddziale ochrony Ambasadora. Żołnierz rozejrzał się czujnie i omiótłszy wzrokiem okolicę starał się ignorować grupę uzbrojonych postaci i po raz pierwszy tego dnia przeklął decyzję swego dowódcy, majora Selima, by nie zabierać żadnych widocznych pancerzy, a broń ograniczyć do osobistej. Co prawda, jak zwykle, pani Vo Delvi postawiła na swoim, ale w tej sytuacji wystarczyłby jeden nieprzyjaźnie nastawiony tubylec i… trzeba byłoby zaufać konstruktorom tarczy. Ahmadi nie ufał im jednak i żywił podejrzenia, że kapryśne urządzenie przestanie działać właśnie wtedy, gdy będzie mogło wyrządzić jak najwięcej szkód. Tak… Ahmadi był z natury pesymistą, co czyniło go wręcz idealnym do wyznaczonego mu zadania. Wprawnym ruchem poprawił przyciemnione okulary, przełączając je w tryb widzenia w świetle wzmocnionym. Rozejrzał się raz jeszcze, koncentrując się na miejscach możliwych zagrożeń i sprawdzając, czy przy każdym z nich stoi uzbrojony miejscowy. Po niespełna dwudziestu sekundach był gotów złożyć raport przełożonemu. Uruchomił językiem ukryty w plombie nadajnik:

- Alfa jeden do Szeryfa: Strefa Żółta. Powtarzam: Strefa Żółta. Gospodarze troskliwi i gościnni. Odbiór.

Śmiesznie brzmiąca wiadomość dawała majorowi podstawowe informacje na temat sytuacji na zewnątrz. Miał teraz podjąć decyzję, czy bezpiecznie jest wyjść z Ambasadorem na zewnątrz, czy też należy poprosić gospodarzy o zwiększenie środków bezpieczeństwa. Jednak w tej sytuacji decyzja została podjęta znacznie wcześniej, jeszcze na pokładzie „Słonecznego”. Ambasador zaznaczył bardzo wyraźnie, jak ważne jest dla niego to spotkanie i jakie musiałyby zajść okoliczności, by nie doszło ono do skutku. Mimo obecności uzbrojonych strażników sytuacji daleko było do tego, by przerywać wizytę. Selim odpowiedział na kanale ochrony:

- Szeryf do Zespołu Alfa: Pielgrzym wychodzi na spotkanie. Powtarzam: Pielgrzym wychodzi na spotkanie.

Od tego momentu nie było już odwrotu. Major spędził następne kilka minut bacznie obserwując reakcje ich gospodarzy. Pomimo posiadania tarcz i przewagi technologicznej uzbrojenia miał pełną świadomość, że gdyby doszło do najgorszego, los Zespołu i jego podopiecznego byłby w najlepszym razie niepewny. Gestem nakazał rozwinięcie adekwatnego szyku, po czym nałożył półmaskę przeciwgazową. Dopiero potem z promu wyszedł Ambasador wraz z nie odstępującym go na krok obunem. Za nimi pojawiali się pozostali przedstawiciele Armady.



Całą drogę aż do Sali audiencyjnej „pałacu” odbyli nie zamieniwszy ani słowa. Nie było takiej potrzeby – gospodarze okazali się wprawni w wojennym rzemiośle i pozostało jedynie baczenie, czy któryś z żołnierzy eskorty nie okazał się ukrytym zamachowcem.

W sali audiencyjnej członkowie Zespołu Alfa w skupieniu obserwowali gospodarzy podczas, gdy Ambasador udzielał im odpowiedzi.

- Panie Marszałku, przybywamy z polecenia naszego władcy Cesarza Alexiusa Hawkwooda, który pod swoim panowaniem jednoczy wszystkie cywilizowane wspólnoty. Ja nazywam się Ville HanLaati i jestem Ambasadorem Jego Cesarskiej Mości. Stanowimy część flotylli, która przybyła do tego systemu, by zaoferować Wam powrót do wspólnoty ludzkiej, by pod ochroną Cesarza rozwijać się i budować lepszą przyszłość. Przybywamy w pokoju i oferujemy naszą przyjaźń. Byśmy mogli się lepiej zrozumieć opowiedzcie nam proszę o Ojcach i Waszej historii.


„Słoneczny Wiatr”. Chwilę po ogłoszeniu alarmu.


„Przeklęci. Bezbożni. Synowie. Kozła!” – zaklął w myślach Hawkwood. Mógł tylko obserwować na ekranach odczyty sensorów, zniekształcone mocno przez atmosferę planety i … kibicować prowadzącym ogień artylerzystom Armady. Nikłe systemy obronne jego statku nie miały w tej sytuacji nic do zaoferowania misji dyplomatycznej na powierzchni planety.

- „Flogiston” przesyła dane z „Odyna” i „Pioruna”! – zakomunikował znad konsoli oficer łączności.

Kapitan poderwał się i jednym, wielkim susem znalazł się przy stanowisku łącznościowca. W pośpiechu, skubiąc brodę, sczytywał pojawiające się informacje. W zamyśleniu podszedł z powrotem do swego fotela.

- Łączność! Dajcie błyskawiczną z „Flogistonem”. Chcę natychmiast rozmawiać z Desjanim!

Arystokrata czekał, niecierpliwie bębniąc palcami po oparciu fotela. Miał pewien pomysł, ale bardzo liczył się czas.
 
__________________
Ni de ai hao - xue xi hai shi xiu xi?
Lindstrom jest offline  
Stary 03-10-2009, 22:53   #34
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Zbrojownia

-Się masz Bruno.
-Hej Rio, czego ci znowu trzeba?
-Chłopaki chcą kamizelek, trochę pukawek ze zbrojowni i parę skrzynek amunicji. Psycho mówi że wyrzuci cię przez śluzę jeśli nie dostanie trzysta pięćdziesiątki, czegoś co nazwała kartaczownicą, granatów dymnych i jeszcze jakiś pierdół. W każdym razie mam całą listę.

Podstarzały kwatermistrz jęknął głośno widząc kartkę z notatnika w całości zapisaną drobnym maczkiem.

-Przenajświętszy proroku ograbicie mi prawie cały magazyn. Bomby do promu? Co wy tam do cholery chcecie tam robić? XO wie?
-Ta stara kutwa Maddfor nie mogłaby być bardziej sztywna nawet gdyby wsadzić jej lufę sześćdziesiątki w dupę…
-Przykro mi, nie da rady…. Powiedz słyszałaś coś o jakimś alarmie?
-No… nie, nie mam pojęcia o czym mówisz…
-Świetnie, idę do mesy po kawę, zastąp mnie przez jakieś dziesięć minut.
-Się robi, Bruno.

Mostek

-XO! Główna śluza została otwarta! Wygląda na to że prom opuszcza Thora!
-Że co? Kto nim prowadzi?
-Major Delascala, wspominała coś o ”dobrej zabawie” i przestała odpowiadać na wezwania

Maddfor przeklęła głośna, jakby mało mieli problemów z koordynacją ognia tak aby sami nie ściągnęli Pioruna to jeszcze ta cholerna Rio pcha się w atmosferę.

-Rio! Co to za samowolka? Macie natychmiast wracać na High Flyera, albo czeka cię spacerek w przestrzeni bez skafandra!
-Sorry Rachel, Psycho jest bliżej i ma załadowaną trzysta pięćdziesiątkę.
-Bonnie? Przecież ta idiotka wczoraj skręciła kostkę!
-Twierdzi że nogi jej nie są potrzebne do kierowania landmatem.
-Cooo? Jeśli…
-Sorry kotek ale coś przerywa. Wracamy za parę godzin.

Prom „Lit'l Johnny”

-To jaki jest plan?- Rio krzyczała najgłośniej jak tylko mogła by drużyna abordażowa Thora, upakowana gęsto w ładowni promu, usłyszała ją wśród ryku silników.



-Wchodzimy, zrzucamy napalm, gdzie trzeba stawiamy bombki, lądujemy i napieprzamy w to co jeszcze jest dość głupie by się ruszać. - Bonnie „Psycho” uśmiechnęła się radośnie, w zasadzie wystarczy jeśli powiedzieć że powyższy plan obrazował nie tylko jej podejście do taktyki, ale i do życia.
-Bez sensu- „Hrabia”, nieformalny przywódca drużyny abordażowej pokręcił głową wskazując na ekran znajdujący się pośrodku ładowni promu, tuż nad ladnmatem. –Tu,- Zakreślił ręką całkiem spory obszar kontynentu i oceanu - skupia się ogień Thora, nie ma sensu pchać im się pod lufy. Tu z kolei,- Wskazał na inny obszar – Pcha się Piorun, nie mamy z nimi kontaktu więc tylko byśmy sobie nawzajem przeszkadzali. Najlepiej żebyśmy polecieli do stolicy, wyrzucili landmate’a gdzieś na przedmieściach żeby nawalał z trzysta pięćdziesiątki do samolotów, a my albo pomożemy poselstwu, albo spróbujemy postraszyć ich lotnictwo jeśli nie będą mieli zbyt dużej siły ognia

Mostek

-Rio macie tu wracać natychmiast…
-Nie da rady XO, ekipa protestuje.
-Zamilcz, i słuchaj co do ciebie mówię. Macie tu wracać natychmiast jak tylko zabierzecie stamtąd kapitana. Rozumiesz co do ciebie mówię?
-A co z resztą poselstwa?
-Wisi mi to czy polecą za wami czy nie, ale kapitan ma wrócić przed świtem albo nie macie czego szukać z powrotem na Thorze.
-Rafaelowi się to nie spodoba…
-Trudno, w razie czego niech Psycho oklepie mu pysk, może być nieprzytomny, ale ma tu być cały i zdrowy.
-Zrozumiano.

Kilka minut później „Hrabia” chwiejnym krokiem wszedł do kokpitu.
-Zawracaj.
-Co?
-To przecież nieautoryzowane lądowanie na planecie
Rio tylko ryknęła śmiechem i pokręciła z niedowierzaniem głową.

Strefa powietrzna nad stolicą Hardanii

Lit'l Johnny z potwornym rykiem silników pruł niczym torpeda przez atmosferę na najwyższych obrotach rzucając co chwila na prawo i lewo by uniknąć ognia przeciwlotniczego. Dwójka kanonierów robiła co mogła by odgonić samoloty przeciwnika od promu raz po raz rozświetlając nocne niebo błyskami działek laserowych.

Już po krótkiej chwili było jasne że prom długo nie przetrwa na planecie jeśli nie uda się go szybko posadzić na ziemi. Najlepiej z dala od głównych sił najeźdźców. Po błyskawicznym i nerwowym rekonesansie najlepszą opcją wydał się magazyn z dachem z matowego szkła którego resztki pozostałe po bombardowaniach ledwo co trzymały się metalowego rusztowania. Do czasu salwy z promu która miała utorować drogę do wnętrza budynku. Kilkanaście sekund później Lit’l Johnny osiadł stosunkowo bezpiecznie na podłodze magazynu.



- No, chłopaczki i dziewczęta, bliżej nie dam rady was podrzucić. Należy się pinć pinćdzisiąt i dwie flaszki bimbru.
- Nie pieprz bez sensu i otwieraj ten właz


Pierwsza na powierzchnię wyszła Bonnie w masywnym landmate’cie omiatając wnętrze hangaru lufami broni podwieszonych pod ręce mecha.

-Czysto!

Natychmiast z ładowni wysypała się banda opancerzonych i uzbrojonych po zęby zakapiorów przeróżnych płci i ras. W sumie siedem osób.

-Zabezpieczyć teren! Psycho, lufy w powietrze, osłaniaj nas przez tą wyrwę w dachu! Czerwoni, na piętro i do okien. Chcę mieć pełny obraz okolicy za dwie minuty. Niebiescy, ubezpieczać wejścia. Ruszamy za pięć minut. – Niezbyt gadatliwy zwykle „Hrabia” z pewnością był w swoim żywiole.

Kokpit

Ponury, i tak zniekształcony przez głośniki oraz odległość głos XO nie wróżył niczego dobrego.
- Rio, wracaj natychmiast na orbitę…
- Jeszcze nie odbiliśmy kapitana, dopiero co…
- Flogiston eksplodował, potrzebni nam jesteście do zebrania kapsuł ratunkowych… Przynajmniej tych które nie pochłonął wybuch.
- Rozumiem
- Na chwilę w eterze zapanowała cisza. – A co z chłopakami?
-Prom i tak musi być pusty podczas przyjmowania rozbitków, ich zadanie się nie zmienia poza faktem że będą musieli po wykonaniu misji przeczekać gdzieś aż będziemy w stanie po nich wrócić.
- Tak jest… sir. Już grzeje silniki.
- Jeszcze jedno, mamy meldunek że w stronę lądowania piechoty z Pioruna kierują się czołgi nieprzyjaciela. Jeśli dacie radę zrzućcie tam kilka bomb.
-Tak jest…-
„Jeśli dacie radę”. Lądowanie w środku okupowanej stolicy wydawało się głupotą, ucieczka z niej może być jednak o wiele trudniejsza, nie mówiąc o bombardowaniu kolumny czołgów gdy na niebie panował taki kocioł…
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 05-10-2009 o 14:00.
Potwór jest offline  
Stary 04-10-2009, 01:35   #35
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdzieś z wewnątrz atmosfery do okrętów floty docierała transmisja. Transmisja mocno zakłócona i odbita po drodze od tylu obiektów, że wyśledzenie jej źródła było praktycznie niewykonalne. ale była to transmisja czystym tekstem, powtórzona kilkukrotnie, tak że po kilku minutach udało się ją poskładać do kupy.

Transmisja nieszyfrowana otwarta
COD Piorun do wszystkich okrętów konwoju Alfa

Jako najwyższy rangą oficer cesarskiej floty w tym systemie kapitan Alera Dragonis przejmuje dowodzenie nad konwojem Alfa do czasu wyjaśnienia losu komandora Desjaniego. Odyn, Gruba Berta i Słoneczny Wiatr mają powziąć wszelkie kroki konieczne do zabezpieczenia kapsuł z Flogistona V i obecnych tam osób. Thor będzie wspierał atak Pioruna na armię desantową nieprzyjaciela, a Skarabeusz ewakuuje poselstwo.

Mostek COD Piorun, kilka minut wcześniej
- Pani kapitan, odbieramy ogromny wzrost promieniowania ze strony Flogistona! Wystrzelili kapsuły ratunkowe!
- Na ekran!
Palce łącznościowca zabębniły po klawiaturze. Kilka komend później dane z udostępnionych przez Odyna czujników i kamer spłynęły strumieniem do komputera pokładowego Pioruna. Obraz na ekranie skakał, rozmazywał się i śnieżył, ale wątpliwości nie pozostawiał. Załoga Flogistona ratowała się ucieczką. Dosłownie mgnienie oka później cały ekran zalało białe światło, a czujniki promieniowania aż zapiszczały.
- ... Niech Wszechmocny ma ich w swojej opiece. - wyszeptała kapitan, wpatrując się szeroko otwartymi z przerażenia oczami w monitor, na którym już nic nie mogła zobaczyć.
- Kurs na moduł desantowy. Powoli opadamy i grzać do wszystkiego co wejdzie w zasięg dział, a nie wygląda na nasze. - kapitan szybko doszła do siebie i zaczęła wykrzykiwać rozkazy. - Wysłać do floty informację, że przejmuję dowodzenie. Niech Thor i Skarabeusz strzelają do nadlatującej floty, a reszta ratuje rozbitków z Flogistona. Oby mieli kogo. Wyślij to kilka razy nieszyfrowanym tekstem, jesteśmy pewnie nieźle zakłócani.
- Tak jest!

***

Roger siedział od kilku minut zupełnie nieruchomo. Tylko oczy nerwowo biegały to tu, to tam, szukając celu. Krople potu występowały na jego czoło i raz po raz spływały wzdłuż haczykowatego nosa. Zaciśnięte palce aż zbielały. W końcu wypatrzył coś. Dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. "Strzelać bez rozkazu" ciągle dźwięczało mu w uszach, mimo że rozkaz padł dobre kilka minut wcześniej. Błyskawicznie przeniósł palce na spust i docisnął do oporu. Działko zabrzęczało i zaczęło wypluwać z siebie wiązki lasera. Momentalnie jednak przestało. Oczy Rogera rozszerzyły się jeszcze bardziej, mimo że jeszcze chwilę temu zdawało się to niemożliwe. Spudłował. I całe szczęście, że spudłował. Dopiero teraz dotarło do niego, że cel, który właśnie ostrzelał przybył z góry, z wysokości niedostępnej ciężkim jednostkom tutejszej ludności. Czyli był to ktoś od nich. Przeklinał w duchu słabe sensory statku. Mało brakowało, a rozwaliłby prom sojuszniczy. Aż strach pomyśleć, co by go za to czekało.

Minęło ledwie pół minuty do czasu, gdy Roger ponownie wdusił spusty. I tym razem nie tylko on. Wszystkie działka Pioruna zagrały i poczęły miotać smugami światła w stronę wrogich jednostek pod sobą.

Moduł desantowy
Moduł desantowy był pełen. Trzydzieści pięć osób siedziało przypiętych pasami, w oczekiwaniu na lądowanie. Niektórzy rozglądali się spokojnie dookoła i prowadzili luźne rozmowy. Ale zdecydowana większość nerwowo zaciskała ręce na broni lub poprawiała pancerze. Mieli prawo się bać. Dla większości z nich był to już któryś zrzut i w zasadzie byli przyzwyczajeni, ale strach zawsze im towarzyszył. Z resztą podobno tylko głupcy się nie boją.
Cała konstrukcja drżała. Mimo osłon termicznych wewnątrz było nieznośnie gorąco. Jednak za chwilę miało się zrobić jeszcze goręcej.
Kapsułą wstrząsnęło. Żołnierze zbledli jeszcze bardziej. Po chwili poczuli kolejne wstrząsy. W końcu coś uderzyło w brzeg kapsuły i gwałtownie go podrzuciło. Żołnierze mogli tylko patrzeć jak wszystko odwraca się do góry nogami, a później wraca do normy. I znowu do góry nogami, i znowu do normy. I znowu... Po czwartym obrocie spadochrony znowu złapały wiatr. To był cud, że nic się nie urwało, ani nie poplątało. Spadali trochę szybciej niż powinni i zniosło ich mocno w bok, ale wciąż mieli szanse wyjść z tego żywi. Choć oczywiście wszystko zależało od tego, gdzie wylądują.
W końcu moduł z impetem uderzył o powierzchnię planety. Na szczęście w jego wnętrzu nie było zbyt wiele elementów, o które można się było uderzyć, a pasy bezpieczeństwa trzymały mocno, więc do poważnych uszkodzeń nie doszło, choć wszyscy czuli się rozedrgani i obici (głównie o siebie nawzajem).
Żołnierze wstali z siedzeń i pewniej chwycili broń. Na pokrywie kapsuły zagrały pociski.
- Jesteśmy pod ostrzałem. - krzyknął Evros. - Ciężkie karabiny na przód, ogień zaporowy. Reszta biec do najbliższych kryjówek. Otwieramy na 3... 2... 1...
Zasyczało i wszystkie ściany kapsuły się podniosły. Żołnierze natychmiast zaczęli strzelać. Grad ołowiu leciał na wszystkie strony, ale również ze wszystkich stron. Laura trafiona jakimś rykoszetem w prawy bark runęła na plecy, wijąc się z bólu. Upadł także Bob, trzymając się za brzuch. Reszta rozbiegła się na wszystkie strony, próbując znaleźć jakieś kryjówki. W stronę atakujących poleciały dwa granaty i jedna rakieta przeciwpancerna.
Szczęście, że pancerze załogi Pioruna były dość dobre i kiepska broń napastników nie czyniła im zbyt dużej szkody. Nieszczęście, że gdy dotrą czołgi, może się to drastycznie zmienić.

Pierwszy rzut za artylerię Pioruna, drugi za poczynania na powierzchni.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 04-10-2009 o 21:55. Powód: MG
Radagast jest offline  
Stary 09-10-2009, 21:35   #36
 
Lance's Avatar
 
Reputacja: 1 Lance nie jest za bardzo znany
LĄDOWNIK FLOGISTONA V – trzy godziny przed eksplozją
Baron Muawija al-Malik poczerwieniał w trakcie mowy ambasadora. Na koniec gestykulując gwałtownie wysyczał:
- Używasz słów jako zasłony dymnej, ambasadorze. Mówisz tylko po to, żeby mówić, licząc na to, że z uwagi na przerost słów nad treścią słuchacze przestaną widzieć istotę rzeczy. Mnie jednak nie zwiedzie ten bełkot. Twoje słowa nie zmienią rzeczywistości, do czego najwyraźniej dążysz. A rzeczywistość jest taka:
Primo, nie masz żadnej władzy, ani formalnej, ani faktycznej, nad okrętami Armady. Nie tobie zatem decydować kto będzie reprezentował Armadę jako całość, jako też i poszczególne okręty floty.
Secundo, to ty jesteś osobą, która nie zna słowa „współpraca”. W twoim słowniku to słowo oznacza „wykonywanie wydanych przeze mnie poleceń”. Z kolei słowa „jednolite stanowisko” oznaczają „moje stanowisko”. Nie będę współpracował z tobą na takich warunkach.
I tertio… w przeciwieństwie do mnie, bez twoich pełnomocnictw jesteś niczym. Mi nikt nie odbierze prawa krwi, a ty jesteś zależny od świstka papieru… na który będę oczekiwał po powrocie na „Dłoń al-Malika”. Bez niego nie licz nawet na uznanie twojego statusu jako ambasadora.

Arystokrata prychnął niezadowolony i podniesionym głosem kontynuował:
- Dość tego! Pilocie – baron zwrócił się do pilota promu – zawracaj do Flogistona. Nie zniosę towarzystwa tego bufona ani chwili dłużej.

FLOGISTON V – dwie godziny przed eksplozją
Al-Malik wygramolił się z lądownika, po czym wyprostował się i niepotrzebnie otrzepał ubranie. Mrucząc coś do siebie ruszył w stronę wyjścia z hangaru. Widząc komandora Desjani, który przybył „przywitać” prom, rozpoczął tyradę:
- Komandorze Desjani, jestem zmuszony wyrazić moje głębokie zniesmaczenie impertynencją ambasadora. Jego arogancja jest niebywała! Pragnę dowiedzieć się, czy rzeczywiście jesteś jego – wybacz mocne sformułowanie – popychadłem i nie masz nic do powiedzenia? Ach, a po rozmowie proszę wyświadczyć mi tą uprzejmość i użyczyć mi promu, żeby dostarczył mnie na „Dłoń al-Malika”…

TRANSPORT NA GRUBĄ BERTĘ – eksplozja
Prom Flogistona buczał cicho w trakcie lotu. Na żądanie barona pilot włączył odbiorniki, skąd dochodziły skąpe przekazy o dramatycznej sytuacji na powierzchni. Myśląc o toczących się walkach – z którymi wiązała się szansa, aby ambasador zobaczył Wszechstwórcę (choć zresztą najpewniej raczej poznałby z bliska przyjemności otchłani demonów) twarzą w twarz - al-Malik nie mógł się powstrzymać od złośliwego uśmiechu i zacierania dłoni.
Gwałtowne komunikaty z Flogistona wyrwały go z rozmyślań.
Zaniepokojony wyglądał przez wizjer, gdy krążownik eksplodował. Kula światła oślepiła go, a chwilę później fala uderzeniowa dotarła do promu. Elektronika zaczęła szaleć i nagle wysiadł napęd. Prom podryfował bezwładnie w przestrzeń…



GRUBA BERTA – eksplozja
Załoga przebywająca na mostku z przerażeniem oglądała destrukcję Flogistona. Nie tylko tragedia dziesiątek ludzi, ale i nagły strach o własny los, wzbudziły trwogę patrzących.
Nagle jednak pierwszy oficer oprzytomniał i wrzasnął:
- Osłony na pełną moc!
Chwilę później fala uderzeniowa omiotła okręt. Rozległ się jęk metalu, gdy Gruba Berta przechyliła się na bok.
- Uruchomić silniki stabilizujące! Raport o uszkodzeniach!
- Brak uszkodzeń… a, chwila… raport o pęknięciach kontenerów w sekcji C 3 do C 6.
- Wysłać tam Sardana z ekipą! Niech „Lola”, „Pietrain” i „Le Truf” natychmiast startują, bez dodatkowego potwierdzenia. Trzeba natychmiast wyłapać kapsuły z rozbitkami.
- Co z baronem, szefie? Prom nadaje SOS. Ale nie ma rozszczelnienia kadłuba, stracił tylko napęd.
- Są ważniejsze rzeczy…
- Tuvell wzruszył gniewnie ramionami – baron poczeka…
Chwilę później z Grubej Berty wystartowały trzy jednostki – prom, lądownik wydobywczy, a nawet barka górnicza. Rozpoczęło się zbieranie rozbitków…
 

Ostatnio edytowane przez Lance : 21-10-2009 o 07:37.
Lance jest offline  
Stary 11-10-2009, 19:40   #37
 
Lindstrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Lindstrom nie jest za bardzo znany
„Słoneczny Wiatr”. Orbita parkingowa Thetys.

Na próbę połączenia krążownik zareagował jedynie urywana transmisją:

- Konwój Alp.., mamy tutaj dziwne z...ócenia głównego reakt...a. - Szum przez chwilę uniemożliwił odbiór.
- Na... ....uter. ..ż za..... w....wać! Ni. wy.....amy sab...żu! C..?! W...scy d.. kaps..! Kon... Al..a! Odd...ć ..ę! Po......m! Odd..... .ię!!!


- Odczyty radiacyjne rosną! Bezpośrednie zagrożenie wybuchem! Alarm zderzeniowy! – wrzasnął Taktyczny znad konsoli i szybkim ruchem wdusił klawisz alarmowy.

Rozbrzmiały ostre syreny alarmowe, tak drażniące estetykę Obunów –zarazem jedyne ustępstwo na rzecz ludzkich pasażerów „Słonecznego”. Z głośników dobiegł głos:

-ALARM ZDERZENIOWY! TRZYMAĆ SIĘ UCHWYTÓW I PORĘCZY!

Na mostku jednak komunikat był o wiele cichszy – ze względów praktycznych – by nie zagłuszał tak ważnych w tym momencie rozkazów kapitana.

- Sternik! Awaryjny obrót rufą do „Flogistona”! Cała naprzód! Cała naprzód! – krzyknął Hawkwood. Równocześnie przypinał się do fotela i skubiąc brodę przygotowywał na wstrząs.

Okrętem zatrzęsło, gdy silniki manewrowe dokonywały awaryjnego zwrotu. Na moment wszyscy doświadczyli stanu nieważkości, nim przeciążone systemy podtrzymywania życia ustabilizowały wreszcie grawitację. Kompensatory zawyły z przeciążenia, gdy okręt ruszał z orbity parkingowej dokoła Thetys w stronę zewnętrza układu. Istniała spora szansa na to, że fala uderzeniowa zostanie częściowo zamortyzowana przez pole grawitacyjne planety i wytraci swą moc być może na tyle, by nie zagrozić spójności statku. Jednak, by na to liczyć, trzeba było wpierw samemu uwolnić się spod wpływu grawitacji Thetys. Trwał wyścig z czasem.

„Wszechstwórco!” – zdążył pomyśleć Hawkwood, nim rozpętało się piekło.

Ostatecznie, gdy nastąpił wybuch, który zgasił kilka tysięcy istnień, a zarazem pozbawił Armadę znacznej części jej siły bojowej, „Słoneczny” był już na tyle daleko, że odczuł jedynie osłabioną energię eksplozji i pomniejsze uszkodzenia, głównie czujników tylnej hemisfery. Niemniej stateczkiem zatrzęsło potężnie, jak gdyby był zabawką w rękach olbrzymiej istoty. Liczne odłamki, których energii nie zdołały przejąć tarcze, zagrzechotały na zewnętrznej powłoce pancerza. Na szczęście wręgi okrętu wytrzymały. Po kilkunastu sekundach żywioł ustał.

- XO! Raport sytuacyjny! – krzyknął arystokrata.

- Diagnostyka systemu uruchomiona! Trwa rekalibracja czujników tylnej półsfery. Kadłub zewnętrzny nienaruszony. Brak przebić i uszkodzeń sekcji. Czujniki nawigacyjne w normie. Systemy podtrzymywania życia sprawne. Maszynownia zgłasza przegrzanie kondensatorów. Napęd sprawny i gotowy do lotu. Szefowie sekcji zgłaszają niewielkie obrażenia u członków załogi. Łączność odbiera komunikat na paśmie ogólnym. Z „Pioruna”.

- Dajcie na głośnik! – polecił kapitan.

- Jako najwyższy rangą oficer cesarskiej floty w tym systemie kapitan Alera Dragonis przejmuje dowodzenie nad konwojem Alfa do czasu wyjaśnienia losu komandora Desjaniego. Odyn, Gruba Berta i Słoneczny Wiatr mają powziąć wszelkie kroki konieczne do zabezpieczenia kapsuł z Flogistona V i obecnych tam osób. Thor będzie wspierał atak Pioruna na armię desantową nieprzyjaciela, a Skarabeusz ewakuuje poselstwo.

- Łączność! – zaordynował Hawkwood. – Potwierdźcie odebranie komunikatu. Nadajcie, że podejmujemy akcję ratunkową.

- Sternik! Zwrot na rufę! Zawracamy. Czujniki na pełną moc. Szukamy kapsuł, nawet bez aktywnych transponderów. Oczyścić śluzę i przygotować izbę chorych na przyjęcie pacjentów! W razie wykrycia kapsuły kurs na styczną, zrównanie wektora, prędkości i łapiemy ich do śluzy. Ustawcie tam potrójną zaporę z sieci antyprzeciążeniowych. Rejestrować przebieg akcji na wypadek, gdybyśmy kogoś przeoczyli.

Hawkwood uśmiechnął się do załogi mostka:

- Moi drodzy! Nadarza się okazja spłacenia niedawno zaciągniętego długu! Do roboty!

--

Pałac Marszałka Wojny Hardanii, godziny wieczorne

Nerwowe działania gospodarzy miały niewielki wpływ na osąd sytuacji dowódcy eskorty. Nie był pewien technologii umocnień, jaką dysponowali miejscowi, ale sądząc po pośpiechu, z jakim dochodziło do ewakuacji należało sądzić, że to jedyna nadzieja na przetrwanie ataku… i dokończenie rozmów. Wydał rozkazy swojej ekipie:

- Szeryf do Zespołu Alfa: Ewakuować Pielgrzyma! Powtarzam: ewakuować Pielgrzyma! Kierunek – schron. Szyk ubezpieczony. Strefa czerwona. Powtarzam: strefa czerwona!

Selim nie mógł wyzbyć się wrażenia, że nie jest to koniec możliwych zagrożeń dla ambasadora w tym momencie. Dał znać sierżantowi Del Ponte, który pełnił w Zespole Alfa rolę łącznościowca, by się zbliżył.

- Nawiąż łączność z „Sokołem”. Powiedz im, żeby startowali awaryjnie i bacznie obserwowali niebo. Możliwy nieprzyjacielski nalot bombowy lub rakietowy. W powietrzu mają się nie rzucać w oczy. Najlepiej niech krążą na dużym pułapie w okolicach stratosfery, by nie dosięgnął ich ogień p-lot miejscowych, ani też myśliwce. Zrozumiałeś?

Sierżant kiwnął głową i sięgnął do paska, gdzie miał przy pasie zamontowany nadajnik stochastyczny wysokiej mocy, zapewniający łączność nawet z orbitą. Szybko uruchomił urządzenie i nadał komunikat. Potwierdził dowódcy otrzymanie odbioru podwójnym kliknięciem w słuchawce łączności Zespołu i wrócił na swoje miejsce w szyku.

Prom właśnie startował.

Tymczasem dyplomata dotrzymywał kroku skrybie, próbując nakłonić go do rozmowy:

- Czy takie ataki zdarzają się często? Kim są Kardocjanie i dlaczego pragną Was zniszczyć?

Pochód schodził coraz głębiej w dół.
 
__________________
Ni de ai hao - xue xi hai shi xiu xi?
Lindstrom jest offline  
Stary 12-10-2009, 11:56   #38
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Orbita Tethys

Dzięki natychmiastowej akcji ratunkowej Słonecznego Wiatru i Dłoni al-Malika, osmolone kapsuły po parunastu minutach znalazły się już bezpiecznie w hangarach obydwu statków. Dla wielu załogantów Flogistona pomoc przybyła niestety zbyt późno. Eksplozja krążownika dosłownie wypaliła wnętrza dwóch kapsuł i rozorała trzecią, wystrzelając jej pasażerów w ogarnięty ognistym piekłem kosmos. Ci, którzy przeżyli - a było ich zaledwie piętnastu - wydawali się przypadkową mieszaniną marynarzy, mechaników i żołnierzy, którzy w momencie ogłoszenia ewakuacji przypadkiem znaleźli się blisko kapsuł. Brakowało wśród nich jakichkolwiek wyższych rangą oficerów.

Stolica Hardanii

Miasto płonęło.


Gdzieś wśród buchających płomieniami budynków, pod niebem upstrzonym bombowcami, do dzielnicy pałacowej przebijały się dwie grupy żołnierzy.

Desant Pioruna już od pierwszych momentów nie miał łatwo. Miejscowi żołnierze dysponowali co prawda prymitywnym wyposażeniem ale żyli na świecie od stuleci opanowanym wojną i dobrze znali swoje rzemiosło. Ich formacje zręcznie kluczyły między budynkami, rozpływając się i zlewając niczym w świetnie zaplanowanym układzie choreograficznym. Ich kule rzadko przebijały nowoczesne, taktyczne zbroje żołnierzy ale nie można im było odmówić sporej celności. Kimkolwiek byli elitarni strzelcy Kardocjan - najwyraźniej dorównywali umiejętnościami wychowankom Cesarskiej Akademii Wojny. Nie mogło obyć się tu bez ofiar i rannych.

Wsparcie promu Thora i siejącego zniszczenie na niebie Pioruna w końcu przechyliło jednak szalę zwycięstwa na stronę desantu. Potężne, żelazne, gąsienicowe kolosy, zbliżające się do oddziałów, zniknęły w morzu zesłanego z nieba ognia.


Tymczasem, w innej dzielnicy miasta, pozbawieni wsparcia lotniczego, załoganci Thora, przebijali się do dzielnicy centralnej. Towarzyszył im potężny, kroczący pojazd bojowy. Termiczne czujniki machiny w tych warunkach niestety na niewiele się zdały. Wszechobecne pożary skutecznie zasłaniały cieplne sygnatury czających się za budynkami wrogów. Mimo rozproszonego zwiadu, oddział praktycznie wpadł w, postępującą zadymioną ulicą, kolumnę Kardocjan. Na szczęście thorowym zabijakom nie brakowało refleksu. Ciężkie karabiny ladnmate'a zagrzmiały, rozrywając na strzępy przewodzący kolumnie pojazd opancerzony. Po dwóch uderzeniach serca, cały oddział najemników pochowany był już za pobliskimi gruzami i odpowiadał ogniem. W przypadku pojazdu kroczącego nie było jednak tak łatwo. Nim ten znalazł się za zniszczoną ścianą pobliskiego budynku, gdzieś głębiej w dymie zagrzmiało działo czołgu. Pocisk z wizgiem przeleciał nad oddziałem, rozrywając wybuchem prawe ramie landmate'a. Machina z głośnym wizgiem serwomotorów upadła na bok, wierzgając bezsilnie metalowymi nogami. Nie zmusiło to jednak jej pilota do zaprzestania ostrzału wrogich jednostek.

Po paru godzinach walk, zarówno zabijacy z Thora, jak i żołnierze z Pioruna dotarli do placu rozpościerającego się przed pałacem marszałka wojny. Napotkani tu sojuszniczy żołnierze najwyraźniej już o nich wiedzieli. Zamiast otworzyć ogień, ruchem ręki nakazali zajęcie miejsc za ustawionymi już zawczasu barykadami. Po chwili wskazali białe od wrogich spadochronów niebo.

Batalia trwała zaledwie paręnaście minut ale pochłonęła ogromne ilości amunicji. Na barykady nieustannie nacierały następne fale Kardocjan, zasilając ciągle rosnące stosy powalonych już towarzyszy. Gdy zamilkł ostatni z karabinów, wokół was rozpościerało się imponujące pole śmierci.

Wydawało się, że bitwa została wygrana. W całym mieście ustały wystrzały, na niebie zaś, częściowo dzięki pomocy Pioruna, pozostały już tylko sojusznicze jednostki.

Schrony

- Wybacz, Ville Han-Laaaati, Ambasador Jego Cesarskiej Mości. - zaczął niepewnie skryba, zbliżając się w towarzystwie Marszałka do waszej delegacji.
- Musieliśmy wesprzeć bracia. Teraz mamy czas na rozmowa
- Nasze ludzie donoszą o wielkim zwycięstwie, dzięki wam Ojcom, o ogniu z gwiazd i zjawach na niebie. Dziękujemy wam.
Stojący za skrybą Marszałek skłonił się i zasalutował w miejscowy sposób, dotykając zaciśniętą pięścią czoła i serca.
- Pytacie o Kardocja, opowiem wam od początka. - Zamaszystym ruchem wskazał stary naścienny malunek.
- Ojcowie już przed Przybyciem walczyły wśród Gwiazd ze sobie. Na ten świat zesłali dwie Arka.
Rozwinął przed wami niewyraźną mapę obu Państw, znaną wam już mniej więcej ze zdjęć satelitarnych. Pokazał na niej dwa punkty. Jeden obok stolicy Kardocji, a drugi we wnętrzu Rozpadliny, blisko krawędzi Hardanii.
- Ojcowie powiedzieli, że to test, wola walki. Dzieci z Arka, które zwycięży, wrócą do Gwiazd w czasie Powrotu. Więc walczymy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 12-10-2009 o 12:04.
Tadeus jest offline  
Stary 17-10-2009, 20:07   #39
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Mostek

- Przekażcie reszcie konwoju że mamy dość miejsca i wyżywienia by pomieścić wszystkich rozbitków. – w zasadzie było to spore niedomówienie, Thor mógł pomieścić niemalże 200 osobową załogę, latało nim natomiast nieco ponad pięćdziesiąt osób –Niech dokują przy… chwila, połączcie mnie z Alex.

- Alex, co z śluzą bakburty. Wiesz, tą gdzie Ramirez…
- Nadal uszkodzona, nie miałam sił jeszcze czasu się tym zająć. Nie po tym co tam zaszło…
- Rozumiem, dziękuję Alex

- Niech dokują przy śluzie abordażowej sterburty i śluzach rufowych. Jeśli mogą niech przyślą chłopakom też jakiś medyków, psychologów itp.



Stolica Hardanii; Dwa kliki na wschód od „kotwicy”





„Wściekłość” to zbyt małe określenie na uczucie jakie targało umysłem Bonnie. Te… Te… Prymitywy, zwierzęta, ci podludzie śmieli skrzywdzić landamte’a. Kokpit jednostki wsparcia zdawał się zalany czerwonym blaskiem, z powodu dziesiątek kontrolek ostrzegawczych które poczęły mrygać szaleńczo gdy mech przewrócił się na bok czy też przez krew z rozciętego czoła która zalewała oczy Psycho? Zapewne z obu powodów. Kartaczownica, mniejsza siostrzyczka wielolufowych dział których dziesiątki znajdowały się na Thorze z rykiem pruła powietrze siejąc wpierw śmierć wśród wrogów, a po chwili na skutek odrzutu gruchocząc mury jednej z kamienic. Bonnie przeklęła głośno, otarła wierchem dłoni zakrwawioną twarz i szybka pozbawiła zasilania całe prawe ramię które na skutek pocisku pozbawione zostało jednostki kontrolnej.

-Teraz,- sapnęła –Teraz to się dopiero wkurwiłam.

Poza grantami dymnymi jedyną bronią landmate’a została trzydziestka piątka, wzięta z Thora w celu zestrzeliwania Kardocjańskich samolotów. Teraz potężne działo zaczęło strzelać do czołgu, a następnie piechoty wroga.


Mostek

- XO! Mamy „Litl’l Johnny” przekazuje nam przekaz wideo z powierzchni
- Dajcie to na główny ekran.


Plan Thora z naniesionymi markerami oznaczającymi wszelkie uszkodzenia i malfunkcje zastąpił niewyraźny obraz ogarniętego płomieniami miasta. Zasnuty „śniegiem” obraz zaczął się do tego nagle poruszać gdy kamera, zazwyczaj mocowana według procedur do hełmu Zacharego – radiooperatora drużyny abordażowej, wraz z operatorem przebiegła na drugą stronę ulicy by skryć się w gruzach jakiegoś budynku. Przez chwilę słychać było tylko kanonadę wystrzałów po czym nastała cisza, a obraz się ustabilizował.



- Jelena Nikodijówna do XO, powtarzam Jelena Nikodijówna do XO. Czy nas słyszycie?
- Głośno i mniej więcej wyraźnie. Meldujcie.
- Napotkaliśmy silny ogień nieprzyjaciela, wszystkie wrogie kontakty wyeliminowane. Strat własnych brak, drobne uszkodzenia landmate’a. Stan amunicji – krytyczny, Hrabia i operatorzy czerwonych zbierają broń i amunicję tubylców. Przewidywany czas dotarcia do „kotwicy” – pięćdziesiąt minut. Nowe rozkazy?
- Brak, kontynuujcie misję.


Schrony

Nie zważając na wszelkie konwenanse oraz obecność ambasadora Rafael zaczął zanosić się śmiechem. Pieprzeni głupcy, ciemni, zaślepieni fanatycy. Ile istnień pochłonęła głupia wojenka
nie mająca żadnego logicznego powodu ani sensu?
Widząc gniewne spojrzenie ambasadora naraz zamilkł.
-Przepraszam, ale to wszystko...- Brakowała mu słów, po prostu gestem ręki pokazał całą okolicę.

W tym właśnie momencie zabrzęczał sygnał dźwiękowy komunikatora który kapitan trzymał w jednej z kieszeni munduru.

-Grupa abordażowa do Kapitana Rafaela Botheroyda, grupa abordażowa do Kapitana Rafaela Botheroyda. Czy nas słyszycie?

Rafael rozpoznał głos Zacharego, natychmiast wydobył komunikator i nawiązał połączenie z oddziałem.

- Co wy tu robicie?
- Palimy, rabujemy i gwałcimy Sir!
- Przecież tam na górze toczy się regularna wojna!
- Otóż to Sir! Proszę pakować manele, zaraz zbieramy się na orbitę.
- Ale spotkanie w zasadzie się jeszcze nawet nie zaczęło…
- Maddfor nas rozstrzela jeśli nie wróci Pan na statek przed świtem.
- Dajcie mi dwie godziny, w razie czego każcie powiedzieć Rio że nie może nawiązać z wami kontaku.
- Tak jest Sir, zresztą prom i tak jest zajęty zbieraniem kapsuł…
- Czego?
- Kapsuł, Flogiston eksplodował, Sir…
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 18-10-2009 o 11:27. Powód: Kilka błędów
Potwór jest offline  
Stary 17-10-2009, 23:51   #40
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oddział desantowy
Terkot ciężkich karabinów maszynowych prawie nie milkł. Żołnierze obu stron czym prędzej rzucali się w stronę płonących domów, zgruchotanych ścian i co większych kamieni, byle tylko schować się przed ostrzałem nieprzyjaciela. Żołnierze cesarscy mieli trochę trudniej, bo ogień był krzyżowy. Broń napastników była słabsza, mniej zaawansowana technicznie, mniej celna. Krótko mówiąc gorsza. Nie powinna była przebijać porządnych pancerzy. Przebijała. Pierwszy za niedocenienie przeciwnika został ukarany Josh. Jakiś młody chłopak strzelił mu prosto w oko. Tam pancerz był słabszy i pocisk przeszedł. Chwilę później pocisk trafił w nogę Jeffreya. Akurat w łączenie elementów pancerza, czyli kolejny słaby punkt. Albo przeciwnik miał piekielne szczęście, albo naprawdę dobrze celował.
- Wszyscy na ziemię! - wrzasnął na cały głos Evros. Ułamek sekundy później nad głowami walczących przeleciał prom i zbombardował wyłaniające się już zza muru czołgi. Ogień i grad odłamków zalały najbliższą okolicę, raniąc i zabijając także wielu z piechoty, którzy nie padli wystarczająco szybko.
- Naprzód! Jazda, jazda! - znów wydarł się dowódca i cały oddział poderwał się na nogi. Zaskoczeni nalotem kardocjanie podnieśli swoją broń, chcąc chronić się przed dalszym zagrożeniem z powietrza. Błąd. Oddział błyskawicznie przebił się przez nich, zabijając kogo się dało i odskakując pozostałym żołnierzom na sporą odległość. Liczyli na słaby zasięg ich broni.
Frank niósł na plecach rannego w brzuch Boba. Laura biegła, strzelając z pistoletu do wszystkich, którzy mimo solidnej zawartości ołowiu w organizmie nie chcieli leżeć w miejscu. Jeffrey znalazł czyjś pomocny bark i wsparty na nim strzelał, także z pistoletu do nadgorliwych ścigających. Po kilku minutach biegania i kluczenia po nieznanym sobie mieście, strząsnęli pogoń całkowicie ze swojego ogona. Ale to jeszcze nie był koniec kłopotów.

Mostek COD Piorun
Cały okręt drżał. Podzielony na cztery części główny ekran wyświetlał obraz z pola bitwy. Lewa część, zajęta przez widok z własnych kamer Pioruna, raz po raz rozświetlana była smugami wystrzeliwanymi z działek laserowych, eksplozjami niezbyt wyraźnych obiektów w pewnej odległości (najwidoczniej jednostek wroga) i bliższymi eksplozjami pocisków uderzających w tarcze, a sporadycznie także w poszycie okrętu.
Kapitan siedziała na swoim fotelu, podpierając głowę ręką i z miną sugerującą, że zjadła coś niestrawnego.
- Z taką bronią mogą nam w zasadzie lakier zadrapać. - powiedziała.
Jak na złość w tym momencie okręt zatrząsł się jeszcze mocniej trafiony jakąś zabłąkaną rakietą. Alera mruknęła tylko coś niezbyt zrozumiałego i tyleż cenzuralnego pod nosem, i przeniosła wzrok na prawą część ekranu. A ta śnieżyła. W sumie nie należało się dziwić, że w tej sytuacji transmisja z oddziału desantowego jest niewyraźna. Ale to co dało się na niej zobaczyć też nie napawało optymizmem.
- Kurs na główny plac. Musimy wspomóc naszych ludzi. Schodzimy niżej. - powiedziała kapitan.

Oddział desantowy
Kilka godzin później

Evros, dysząc ciężko, usiadł na jakimś kamieniu i zdjął hełm. Otarł ręką spocone czoło. Dookoła niego inni żołnierze przysiadali dla odpoczynku, a niektórzy wręcz padali na ziemię, zbyt zmęczeni, żeby się ruszyć. Oddziały Hardan wyglądały odrobinę lepiej, bo nie przebijały się tyle przez miasto, ale po nich też było widać, że na ten dzień walki mają dość.
Znad jakiegoś zrujnowanego budynku nadleciał Piorun i osiadł na środku placu, wzbijając w powietrze masę kurzu. Evros zebrał oddział.
- Jak wygląda sytuacja?
- Mamy sześcioro rannych, Sir, Jack ciężko, Laura gorączkuje. Bob... nie dał rady.
Evros posmutniał. W sumie tylko dwa trupy i sześcioro rannych to świetny wynik jak na taką bitwę, ale... Ale ta walka dowiodła, że mają co poprawiać. Przy takiej dysproporcji uzbrojenia powinni sobie dać radę praktycznie bez problemu. Niestety okazało się, że przewaga wyszkolenia wcale nie jest po ich stronie. No i strata kompanów zawsze boli.
- Rozumiem. Wszyscy na pokład. Ranni czekają na sanitariuszy. - powiedział w końcu.
Sam też po chwili ruszył w stronę okrętu. Żołnierze w milczeniu zrzucali swoje pancerze, odkładali broń i udawali się na spoczynek. Evros nie mógł. Odłożył tylko karabin i poszedł na mostek.

- Pani kapitan, melduję misję zakończoną sukcesem. Straty własne: sześć osób rannych, dwie nie żyją. - zaraportował.
Alera patrzyła przez chwilę na niego, skubiąc dolną wargę.
- Straciliśmy Flogistona. Po prostu wybuchł po oddaniu salwy. - powiedziała w końcu.
- Miejmy nadzieję, że Desjani się zdążył ewakuować. Chyba widziałem gdzieś tu ekipę z Thora. Wyślij im sanitariuszy, bo bardzo nam pomogli, a ich prom chyba jeszcze nie przyleciał.
Kapitan kiwnęła. Trudno było określić, do której części się to odnosiło, ale Hazat nie miał ochoty się zastanawiać. Zasalutował i wyszedł. Musiał chwilę odpocząć i niestety zająć się kilkoma niezbyt przyjemnymi sprawami. Jak na przykład zwłoki poległych.
Kilka minut później trójka sanitariuszy ruszyła zaoferować swoją pomoc sojusznikom, a szóstka innych żołnierzy (którzy nie brali udziału w desancie), razem ze swoim dowódcą poszła po ciało Josha.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172