Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2009, 12:30   #34
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Krew, krzyki, strzały i uderzenia wiosła o wzburzoną powierzchnię rzeki, gdy łódź przecinała ją w poprzek. Gdyby nie mgła, byliby trupami wszyscy bez wyjątku. Może nawet ci na brzegu, w końcu strzelali prawie w kierunku Straży. Występki przeciw prawu, władzom, występki przeciw ludzkości. Nie czuł żalu, gdy zostawiali tamtych na brzegu. Nie wszyscy mogli przeżyć. Tamci też nie dbali o dobro innych, tłukąc z marnego pistoleciku, wiedząc, że pocisk nie ma szans. Nie ten ich.
Potężny snop światła znalazł ich mimo mgły. Byli już obok, ramiona Thomsona bolały od ciągłęgo machania pagajem. Skulił się odruchowo, słysząc odgłosy wystrzałów. Nie przerażały go, tylko wzmagały adrenalinę. Widział już strzelaniny, mówił sobie. Strzelano już do niego.
Widział już trupy, mówił sobie widząc jak trafiony staruszek wpada z pluskiem do wody. Widział trupy i go nie przerażały.
Zazwyczaj, bo nigdy ci dobrzy nie zabijali tych dobrych. Nie w jego umyśle i pamięci. Co najwyżej źli zabijali złych. On zabijał. Nie myślał o tym. Starał się nie myśleć. Kolejna ofiara czyjejś pomyłki, niech i tak będzie. Dobrze, że najstarsza. Młodzi mają większe szanse odbudować ludzkość.
O czym on kurwa myślał?!

Emocje schodziły z niego powoli. Całkowicie przemoczony, zziębnięty i brudny, mógł skupić się na swoim stanie, odrzucając to co się wydarzyło. Szkolony umysł, jego jedyna zaleta. Zawsze potrafił odgrodzić od siebie te emocje, które akurat mu przeszkadzały. To dlatego ona odeszła, zdawało się mówić serce. Pierdolić to, nie mógł teraz do tego wracać. Usiadł za kierownicą potężnego wozu, jego właścicielka kompletnie się do tego teraz nie nadawała. Silnik zapalił, a koła pchnęły stwora do przodu. Pamiętał drogę, nie była długa. Skupić się na wąskiej kresce jezdni przed nimi. Światła przeciwmgielne przebijały mlecznobiałą zawiesinę. Nikt nic nie mówił, tylko najmłodsze dziecko pochlipywało co chwilę. Można było to znieść. Wreszcie stanął.

Nie miał słów na pocieszenie dla młodego chłopaka. Na usta cisnęło się tylko "i tak już był stary", na szczęście nie wyszło poza jego własny mózg. Czy jego życie aż tak go zniszczyło? Zdołał tylko poprosić o coś suchego do ubrania, to co mieli na sobie nie nadawało się obecnie do niczego. Z łazienki chcieli skorzystać wszyscy, ale Thomson nie zamierzał zabawiać tam długo. Olał tego cholernego reportera, który umiał tylko na dnie łódki leżeć i zmył z siebie brud. Potem z ciepłą kawą, cholera wie którą już tego dnia, mógł zacząć myśleć. Nie o telefonach, jak kobiety. Nie to, że nikogo nie miał. Nie chciał wiedzieć, nie teraz.
Zaczął od czegoś innego, gdy powrócił do kobiet i dzieciaków. Podał rękę uratowanej kosztem jednego trupa kobiecie.
-Detektyw David Thomson, wcześniej nie było okazji.
Postanowił olać przedstawianie White'a, nie był jego pierdoloną niańką. Tamten jednakże postanowił wyjśc i podzielić się swoim zajebistym pomysłem. Przez chwilę miał ochotę mu jebnąć. Na poprawę humoru. Po cholerę brał tego gościa ze sobą?!
-Jedzenie owszem, ale jak do cholery chcesz wjechać do miasta, z którego właśnie ledwo uciekliśmy? I to nie wszyscy...
Ten reporter musiał mieć niepokolei we łbie. Najpierw to bieganie z aparatem wśród zarażonych a teraz to.
-Tu muszą być gdzieś inne sklepy. Dalej na wschód są małe miasteczka i wsie, wątpię by wojsko potrafiło obstawić to wszystko. Musimy też zdobyć paliwo, amunicję i ciepłe ubrania.
Tu mogło być najtrudniej. Spojrzał na załamanego chłopaka i westchnął. Z tego co wywnioskował, jego dziadek mieszkał tuż obok. Ukucnął przed nim.
-Słuchaj, dzieciaku. Jest wykurwiście ciężko, wiem o tym, wierz mi. Ale będzie gorzej. Widziałem co się dzieje, gdy ktoś jest zarażony. My chcemy przeżyć, masz jeszcze inną rodzinę, zgadza się? Pomyśl jak oni by się czuli, jak coś się ci stanie. Masz klucze do domu dziadka? Musimy zrobić wszystko, by udało się nam uratować.
Dał chłopakowi chwilę na przemyślenia.
-Liberty, masz tu coś mocniejszego? - z tego wszystkiego zaczynał do wszystkich na ty mówić, pieprzyć to - Kilka głębszych pomaga. Ja mogę prowadzić, jeśli zabierzemy się tylko hummerem. To mniej paliwa, a trzeba trzymać się razem. Gdzie wasze rodziny? Musimy uciec jak najdalej od skupisk ludzi, gdy już zabierzemy wszystko co trzeba. Gdzie i jakie sklepy są tu w okolicy?
Spojrzał na bojowego reportera.
-Pojedziesz ze mną, weźmiemy trochę ubrań i przydatnych przemiotów. Panno Montrose, pani spakuje siebie i siostrę.
Ach, te nawyki do wydawania poleceń. Za to też go wyjebali, bo nie za bardzo dbał o stopnie. Za to teraz chciał żyć, a samotna ucieczka niezbyt mu pasowała. Ale i tak wchodziła w grę, gdyby chcieli tu zostać i czekać na zbawienie. Nic mu do tego. Spojrzał po wszystkich twarzach, szukając potwierdzenia lub zaprzeczenia.
 
Widz jest offline