Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2009, 13:37   #53
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Toreadorka była w kropce. Cała sytuacja komplikował się z minuty na minutę, do tego poziom irytacji i wrogości między członkami, tej dziwacznej, przypadkowej zbieraniny wampirów narastał lawinowo. Może to za sprawą zbliżającego się nieuchronnie świtu...? Eve nie wiedziała. Oliwy do ognia dolało jeszcze nagłe zniknięcie Damiana. Cóż trzeba było dokonać wyboru, podjąć jakieś działania. Wampirzyca spojrzała na stojących przy jej samochodzie towarzyszy.

Panna Cherrytwig, która z początku wydał się Eve ostoją spokoju, inteligencji i doświadczenia w przeciągu ostatnich kilku minut dała tyle dowodów na swe grubiaństwo, ignorancję, a wręcz głupotę, że cała sympatia jaką Toreadorka darzyła swą rudowłosą krewniaczkę zniknęła zastąpiona, głęboką niechęcią. Nie dość, że nie mając pojęcia o wieku czy statusie Eve, Rebbeca potraktowała ją w impertynencki, protekcjonalny sposób, to jeszcze wampirzyca nie była w stanie zaproponować nic konstruktywnego. Wydawała się nie mieć pojęcia o podstawowych prawach rządzących społeczeństwem Kainitów. Jej stwierdzenia same sobie przeczyły i były dla Eve niezrozumiałym bełkotem "... jeśli pisane nam jest nie obudzić się jutrzejszej nocy, to nastąpi to bez względu na to, czy wejdziemy do tego magazynu, czy nie ...". Na domiar złego nawet nie słuchała co mówią do niej pozostali, bo to przecież Damian zaproponował zbadanie magazynu, oferując im dar swojej Niewidoczności. Cóż widać że panna Cherrytwig należała to tego typu osób jakich Eve zwyczajnie nie cierpiała, typu niezbyt lotnego pasożyta, który przysysa się i egzystuje w ciepełku władzy. Sądząc po je reakcji uznała, za przywódcę tego..tego Seamusa.

Toreadorką, aż zatrzęsło kiedy usłyszał słowa wampira. Użyczenie swojej kryjówki przez innego wampira było nie lada poświęceniem, gestem dobrej woli. Oczywiście dla przyjmujących takowe zaproszenie wiązało się to z ogromnym ryzykiem, jeśli gospodarz miał tak naprawdę niecne intencje. Jednak Damianowi Eve ufała, musiała, dla własnego zdrowia psychicznego musiała ustalić choć jeden punkt zaczepienia w tej całej chorej sytuacji w jakiej wylądowali. Ten mydłkowaty blondyn, z pewnością nie mógł być Ventrue za jakiego się podawał. Przedstawiciele tego szlachetnego klanu, słynęli z tego, ze potrafią załatwić wszystko, dosłownie wszystko w "białych rękawiczkach". Natomiast ten tutaj, niewychowany cham próbował rozporządzać ich mieniem i ich osobami używając argumentów siłowych! Niedoczekanie jego, że zabierze jej ukochanego garbuska!

Dziewczyna ruszyła wprost na opierającą się nonszalancko o jej ukochany skarb wampirzycę i towarzyszącego jej...Brujaha, tak to z pewnością musiał być Brujah, sądząc po grubiańskich, nieokrzesanych metodach jakie stosuje.

Cholerna ździra, jeszcze zarysuje lakier - przemknęło przez myśl Eve.






Do tej pory piękna, delikatna twarzyczka Toreadorki wykrzywiła się w potwornym grymasie, wargi odsłoniły wielkie kły, malutki, lekko zadarty nosek rozdęł się, a oczy zalśniły dzikim blaskiem.*
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-10-2009 o 15:09.
MigdaelETher jest offline