Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2009, 13:47   #44
Sorix
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran nie mógł spać. Leżał w swoim łóżku i przyglądał się łukowi opartemu o ścianę.
Po dłuższej chwili wstał i nałożył spodnie. Pewnym krokiem wyszedł przed drzwi. Przyszedł mu na myśl pomysł, któremu nie mógł się oprzeć. Popatrzył na drzwi na przeciwko jego pokoju. Cicho podszedł do nich i zapukał.
Drzwi się otworzyły, a w nich stała Lilianne, w koszuli nocnej. Przecierała ręką oczy, a jej włosy były rozczochrane.
- W czym mogę pomóc? - powiedziała głośno ziewając.
- Nie mogłem zasnąć, chciałem trochę porozmawiać - odpowiedział Moran patrząc kobiecie w oczy
- Chyba nie wybrałeś sobie dogodnej pory... - rzuciła z przekąsem.
W jego oczach widziała jednak determinację.
- No dobra, wchodź. - cofnęła się, wpuszczając go do swojej komnaty.
Moran wszedł i usiadł na pościelonym łóżku. - Co u Ciebie ? - spytał Nieskończony. Trochę żałował tego najścia patrząc na rozespaną kapłankę.
- um... - znowu ziewnęła.
- Myślałam, że masz do mnie pretensję o ukrywanie całej prawdy na temat misji.
- Nie mam pretensji. Rozumiem, że nie mogłaś powiedzieć nie będąc pewna, czy chcę w niej uczestniczyć.
- Po części zmuszała mnie do tego powaga tego zadania...
Podeszła do dużego okna i otworzyła je na całą szerokość. Oparła się na nim łokciami i wpatrywała się w blady księżyc.
- Mówiłeś, że o czym chciałeś porozmawiać? - powiedziała roztargniona.
-Chciałem się dowiedzieć, jak się wplątałaś w tą misję, i dlaczego akurat mnie wybrałaś do tak odpowiedzialnego zadania. Przecież mnie nie znasz.
- To długa historia... Widzisz, Drulia'Ann od dzieciństwa była moją najbliższą przyjaciółką. Jako jedna z niewielu dowiedziałam się o jej zniknięciu. Postanowiłam udać się do króla i zaproponować mu moją pomoc... Zgodził się.
Westchnęła, a odwracając się podskoczyła lekko aby usiąść na prapecie.
- Jak ciebie znalazłam? To nie było takie trudne. Może o tym nie wiesz, ale Mentor jest bardzo znanym i szanowanym Nieskończonym. Król polecił mi udać się do niego po porady. Niestety nie posiadał żadnych informacji które mogłyby mi pomóc. Powiedział tylko, że ma ucznia, który posiada naprawdę wielki potencjał. Tam przy fontannie... skupiałam się na odnalezieniu twojej aury. Udało mi się i muszę przyznać że naprawdę była niezwykła... - przerwała i spojrzała w twarz Morana.
- Jeszcze nie jesteś w pełni tego świadomy, ale po twojej stronie stoi potężna wartość... Pomyślałam, że przyjmując się do grupy, pomogę ci w rozwinięciu twoich darów... No tak o to jesteśmy tu. - uśmiechnęła się odgarniając kosmyk włosów który zapodział się na jej twarzy.
-Czyli dla Ciebie nie jest to tylko misja dla kraju ? Chcesz odnaleźć przyjaciółkę. - spytał Moran widząc, jak Lilianne zapatruje się w niebo. -Jaka ona była ?
- Ah... - zamyśliła się. -Drulia'Ann to naprawdę wspaniała osoba. Dla każdego, nawet najbiedniejszej istoty miała ogromną miłość. Kochała wszystko co ją otaczało. Bardzo pragnęła poznawać nowe rzeczy. Z urody była naprawdę piękna... być może to właśnie ona jest najpiękniejszą kobietą w Neverendaarze... Jednak jak na ironię losu, od urodzenia była ślepa. Bogowie zabrali jej wzrok... ale nigdy nie rozpaczała z tego powodu. Kiedy do niej przychodziłam... zawsze stała na balkonie i wyglądała jakby wpatrywała się gdzieś głęboko w niebo... Była naprawdę dobra w pocieszaniu. Kiedy mnie zalewały łzy, ona zawsze wiedziała jak mnie rozweselić... Tak, zawsze się uśmiechała... Jeżeli byś ją znał osobiście, byłbyś z niej dumny.
Moran spoglądał się w sufit przez dłuższa chwilę. Widział, że kobiecie ciężko jest mówić o utraconej przyjaciółce. -Na pewno ją znajdziemy - powiedział sobie w duchu. Patrzył na falujące włosy Lilianne dmuchane przez lekki wiatr. Od początku myślał, że Kapłanka jest tylko pośredniczką. Ze król ją poprosił o przysługę. Jednak to ona sama zaproponowała misję.
-Wiem, jak musisz się czuć - rzekł do kobiety. - Sam kiedyś straciłem przyjaciela. Mam nadzieję, że Drulia'Ann będzie miała więcej szczęścia od niego.
- Co się stało z nim stało?
-Wiele lat temu wraz z Ruzarem postanowiłem wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu przygód. Głównym celem było to, aby nabrać doświadczenia, umiejętności obcowania tylko i wyłącznie z przyrodą. Całe tygodnie wędrowaliśmy przez lasy i góry. Zabijaliśmy najdziksze stwory, żeby potem je zjeść. Z początku było trudno, ale szybko przyzwyczailiśmy się do takiego trybu życia. Przy każdym obozowisku jeden z nas szedł na zwiad. Musieliśmy się upewnić, że w pobliżu nie ma nic niebezpiecznego, co mogłoby nam zagrozić. Drugi zaś pozostawał w obozie i gotował kolację. Tej nocy... Tej nocy była moja kolej. Rozbiliśmy obóz w środku szkaradnego lasu, który aż wiał zgrozą. Rozglądałem się dobre pół godziny, lecz nic złego nie dostrzegłem w pobliżu. Widziałem tylko wilki i inne dzikie stworzenia, z którymi bez problemu poradzilibyśmy sobie. Gdy wróciłem do obozu zobaczyłem Ruzara martwego. Był cały rozszarpany, nagi, z wyjedzonym do połowy tułowiem. Myślę, że były to wilki. Cały świat runą. Mój najlepszy przyjaciel nie żył. Długo szukałem tych wilków, żeby się zemścić za biednego Ruzara, lecz nie mogłem ich odnaleźć. Pochowałem go przy wielkim dębie, zapakowałem to, co zdołałem unieść i poszedłem w dalszą wędrówkę.Od tej pory podróżowałem sam, aż do teraz.
Kapłanka słuchała uważnie słów łowcy. Czuła skrywany ból i smutek wewnątrz jego serca. Współczuła Moranowi i doskonale go rozumiała.
- Każdy z nas ma swoje wilki... - powiedziała po chwili namysłu.
Ześlizgnęła się z okna i usiadła przy Moranie.
- Być może twój los odkryje przed tobą prawdę o śmierci przyjaciela. Jestem pewna, że gdziekolwiek Ruzar teraz przebywa, jego dusza cieszy się z wiernego przyjaciela. - w pokrzepiającym geście położyła dłoń na ramieniu Morana.
-Mam nadzieję, że jest mu teraz lepiej. W każdym razie nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Już swoje wycierpiałem po jego śmierci. Czas nie ubłagalnie leci dalej i trzeba go chwytać bez względu na to, co się stało. - Powiedział twardo Moran. Nie chciał przeżywać tego jeszcze raz.
- Masz rację. Pogrążanie się w rozpaczy to luksus, na jaki nie możemy sobie pozwolić, jeśli chcemy z sukcesem wypełnić powierzone nam zadanie.
Moran wstał i podszedł do okna, przy którym jeszcze niedawno stała kapłanka. Poczuł powiew lekkiego, chłodnego wiatru. Przez chwilę rozmyślał o Ruzarze, ale szybko się otrząsną. Odwrócił się do Lilianne, która widocznie cały ten czas się jemu przyglądała.
-Nie potrzebnie Ci to mówiłem - rzekł Moran. -Będziesz przez to jeszcze bardziej zamartwiała się o Drulia'Ann. Z nią będzie inaczej. Do niej zdążymy na czas.
Lilianne spuściła wzrok.
- Nie wiemy nawet, co się z nią dzieje... - wyszeptała ze smutkiem. -Ale mniejsza z tym. Dziękuję ci za to, że jesteś tutaj z nami. Naprawdę to doceniam.
-To ja dziękuję, że twoim zdaniem pasowałem do tak zacnego grona. Do tej pory podróżowałem sam. Taka miła odmiana na pewno dobrze mi zrobi.
- Na pewno jeszcze będzie ci brakowało tej... wolności...
- uśmiechnęła się.
-Możliwe, lecz jak na razie podchodzę do tego z przyjemnością. - rzekł Moran patrząc się w oczy kobiety. Utrzymywał ten kontakt przez chwilę, po czym podszedł do niej i przykucną. - Pójdę już, dziękuję że mnie wysłuchałaś i przepraszam za najście.
- To miłe że tak uważasz. Polecam się na przyszłość. - odprowadziła Morana do drzwi i mrugnęła mu na pożegnanie.
Moran cicho zamknął drzwi po czym zszedł na dół. Słyszał muzykę, rozbrzmiewającą po całym domu. Chciał pójść zobaczyć, kto to gra lecz czuł, że na pewno nie jego spodziewa się grający. Poszedł zatem dalej do spiżarni.
Było w niej mnóstwo jedzenia, od wszelkiej maści mięs, po każdego rodzaju napoje. Moran wziął butelkę mleka, kilka bułek i niewielką szynkę, po czym udał się na górę. Wszedł do swojego pokoju. Było w nim ciemniej, niż w pokoju Lilianne, gdyż nie padał na niego księżyc. Usiadł na krześle, a pożywienie położył na biurku. Nie spiesząc się zjadł i wypił mleko.
Było juź późno. Bardzo późno. -Jutro zaczyna się misja - pomyślał. -Muszę chociaż troszkę pospać.
Podszedł do okna i otworzył je lekko. Chłodny wiatr dostał się do pomieszczenia tworząc miły efekt. Moran położył się i przykrył kołdrą. Wpatrywał się jeszcze w sufit, lecz po chwili zmorzył go sen.
 
Sorix jest offline