Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2009, 19:53   #41
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Po opuszczeniu rezydencji Valerii, półwampir pokierował się na nocny targ. W lato na ulicach do później nocy czas spędzali kupcy i konsumenci. Agromannar nabył to czego potrzebował, wydając całą zapłatę od Guhbaka. Następnie poszedł do "Ziemskiej Wyrwy" i sporządził tam 8 małych mikstur ochrony przed średnią magią, 8 małych mikstur spowolnienia magii, i 8 mikstur ochrony przed odurzeniem. Zabezpieczył dwa zwoje które przekopiował mu mag-kupiec na nocnym targu( zamiana w nietoperza). Spakował wszystko i powrócił do willi Valerii. Znalazł ostatni wolny pokój i wprowadził się do niego. Wyjął swe wywary i zwoje i schował je pod łóżkiem. To samo zrobił z bronią. Usiadł na łóżku i przez okno patrzył na gwiazdy.

Już w swoim świecie lubił oglądać niebo, a tu wręcz nie mógł się temu oprzeć ponieważ było jeszcze piękniejsze. Mijała noc a on nie zmrużył oka.
Wrzuta.pl - Hammerfall - Never, Ever

***
Późno w nocy jego uwagę zwróciły odgłosy gry na pianinie dochodzące gdzieś z dołu.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 13-10-2009 o 20:06.
Garzzakhz jest offline  
Stary 14-10-2009, 17:28   #42
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus obudził się na białej sofie.Na kolanach miał miecz a w ręku jedwabną chustkę do polerowania.Przez chwilę zdawało mu się,że kryształ freezonu w mieczu błyka niebieską poświatą.
Przetarł oczy.”Musiało mi się przysnąć.Ten sen...prawda...”- pomyślał.Na piętrze słychać było krzątanie się lokatorów.Wziął miecz i poszedł do swojego pokoju.Zbliżał się wieczór.


Do późna studiował swoje książki przy małej lampce olejnej.Przeglądał akurat tom o wymiarografii.Scena pojawienia się nowego przybysza,której był świadkiem nie dawała mu spokoju.W końcu wyszedł z sypialni i udał się w głąb korytarza.Stanął przed drzwiami Tezzego i zapukał.Drzwi się otworzyły.Stał w nich bosy chłopak.
- Ee...witam - widać było,że jest trochę zaspany.Ziewnął zatykając usta dłonią.
- Wybacz,że niepokoję o tak późnej porze. Nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Gelidus-wyciągnął dłoń na powitanie.Chłopak zdziwiony owym faktem wyciągnąl rękę i się przywitał:
- Tezze jestem - odparł przyglądając się skrzydłom nowego znajomego-Też jesteś aniołem? - zapytał patrząc na niego.
-Jestem Nieskończonym.Ale nazywaj nas jak chcesz. Mogę wejść? Chciałem się o coś zapytać.
- A wchodź - powiedział i otworzył drzwi wpuszczając Anioła.
- Dzięki - Gelidus wszedł i usiadł na krześle przy stole. Założył nogę na nogę i zapytał:
-Czyli nie pamiętasz z jakiego świata pochodzisz? Nic a nic?
Tezze usiadł na łóżku.
- Nic nie pamiętam. Jedynie to,że w jakimś celu chciałem się tu dostać - zamyślił się - Ciekawi mnie czy też masz ten miecz. Taki z duszą - powiedział czekając na reakcję.
- Owszem,mam taki. Zostawiłem w sypialni. Zależności pomiędzy Nieskończonymi wojownikami a ich "uduchowioną" bronią to przedmiot badań od wielu stuleci. Wciąż nie jest to do końca wyjaśnione. A co do twojego świata to mam kilka teorii.
To musi być wymiar który a) nie osiągnął wystarczającego poziomu świadomości by zostać przyłączonym do naszego, b) na długo przed twoim narodzeniem czymś sie twój wymiar naraził naszemu i został odłączony lub c) jeszcze nie został odkryty,czyli musi być baardzo odległy. Co o tym sądzisz? Nic sobie nie przypominasz?
- Jednym z powodów mógłby być też fakt,że część mojej świadomości istniała już w tym świecie w innej postaci - powiedział po czym zaczął wyjaśniać.
- Tzn. że już tutaj żyłem i z jakiegoś powodu mnie usunęli,lecz część duchowa świadomości została. Z tego co czytałem robiło się tak z ludźmi,którzy byli skazywani za potężne zbrodnie.
- Innymi słowy należałeś kiedyś do tego świata? Możesz pokazać mi swoje plecy?
Tezze odwrócił się posłusznie i podciągnął bluzkę,ukazując plecy bez żadnych śladów i ran.
-Ciekawe...Przed banicją wyrywa się skrzydła przestępcom. Wierzę,że jednak nim nie jesteś. Hm stanowisz istną zagadkę - Gelidus się zamyślił.
- To tylko teoria. Że gdy dusza trafia do wymiaru,w którym została zniszczona odzyskuje świadomość i dawne moce. O ile takowe posiadała - zasunął na plecy bluzkę.
- Nie sądzę bym był przestępcą - uśmiechnął się i podrapał po głowie.
- Nie wyglądasz na takiego...ale oboje dobrze wiemy,że pozory mogą mylić-uśmiechnął się-Nie odzyskałeś pamięci po przybyciu.Chyba,że to zadziałało w drugę stronę,zostałeś wygnany ze swojego świata.Ale jakim cudem trafiłbyś aż tutaj...?Możliwe też,że zatrzymałeś ciało z tamtego wymiaru.Na razie jeszcze nie ma co spekulować.Może czas pokaże skąd pochodzisz.Jak tylko coś sobie przypomnisz to daj znać.Chętnie ci pomogę- Nieskończony wstał i wyciągnął rękę.
- Ok ,bedę pamiętać do kogo przyjść z problemem. Widzimy się na ... kolacji? Tutaj są jakieś posiłki? Bo zgłodniałem - złapał się za brzuch.
- Spiżarnia przy kuchni jest pełna.Myślę,że możesz się częstować.Jakbyś miał wątpliwości pytaj Valerii.Ja nie jestem głodny.Dobrej nocy-uniósł rękę w pożegnalnym geście i wyszedł z pokoju Tezzego.
- Ok ,to zaraz się rozgoszczę. Trzymaj się - chłopak pomachał na dowidzenia.

Gelidus wrócił do swojego pokoju.Spojrzał na miecz leżący na łóżku. „Czyżby nasz młody przyjaciel trafił tu przypadkiem? Valeria twierdzi,że nie ma przypadków. Jestem bardzo ciekaw z jakiego świata pochodzi..nigdy o nas nie słyszał ale używa kształtowania rzeczywistości. Nazywa to alchemią...ciekawe.” Po chwili zdjął buty,spodnie i kamizelkę.Położył się na łóżku obok miecza i myślał jeszcze przez chwilę. „Stanowczo tu za gorąco” - wyciągnął ręce przed siebie a jego oczy zabłysły ciemnym błękitem.Temperatura w pomieszczeniu gwałtownie zmalała.Pojawiła się lekka mgiełka. „Teraz lepiej” - zamknął oczy i po chwili zasnął.
 
Cerber jest offline  
Stary 17-10-2009, 16:15   #43
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
(nie oszczedzaliście mi długich godzin czytając wszystkie strony waszych postów , to ja też nie będę pobłażliwy , a co ! :P)

*****

Tunel - Ten sam co wtedy.
Tezze znajdował się w centrum. Tym razem już nie leciał jak szalony. Leżał w stanie nieważkości. Lewitował w kole , które przypominało atom. Zamiast krążących elektronów były jednak taśmy filmowe ze wspomnieniami lecz...innymi.
Nie były to wspomnienia jego , lecz kogoś...innego.
Nagle wszystko ustało.
Lewitujący chłopak zaczął wpatrywać się w jedną scenę. Pokazywała ona osobe z czarnymi skrzydłami. Stojącą na wzgórzy i patrzącym na piękne miasto. Te czarne skrzydła na początku wzbudziły w nim przerażenie i strach zaczął znikać.
Nagle z kliszy filmowej czarnoskrzydlaty anioł wysunął stope i wyszedł cały. Stał teraz na przeciwko Tezze'go. Miecz który trzymał w ręku był znacznie większy od niego samego.
- Kim jesteś?
Powiedział Tezze.
- Koszmarem , który Cie z tąd usunie.
Odparł i ruszył z mieczem w strone chłopaka.

PUK PUK.

Cały spocony zerwał się z łóżka. Ktoś pukał do jego drzwi. Czym prędzej wstał i otworzył. Był to anioł.

(rozmowa którą wcześniej zamieścił Gladius/Cerber)

- Ee...witam - widać było,że jest trochę zaspany.Ziewnął zatykając usta dłonią.
- Wybacz,że niepokoję o tak późnej porze. Nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Gelidus-wyciągnął dłoń na powitanie.Chłopak zdziwiony owym faktem wyciągnąl rękę i się przywitał:
- Tezze jestem - odparł przyglądając się skrzydłom nowego znajomego-Też jesteś aniołem? - zapytał patrząc na niego.
-Jestem Nieskończonym.Ale nazywaj nas jak chcesz. Mogę wejść? Chciałem się o coś zapytać.
- A wchodź - powiedział i otworzył drzwi wpuszczając Anioła.
- Dzięki - Gelidus wszedł i usiadł na krześle przy stole. Założył nogę na nogę i zapytał:
-Czyli nie pamiętasz z jakiego świata pochodzisz? Nic a nic?
Tezze usiadł na łóżku.
- Nic nie pamiętam. Jedynie to,że w jakimś celu chciałem się tu dostać - zamyślił się - Ciekawi mnie czy też masz ten miecz. Taki z duszą - powiedział czekając na reakcję.
- Owszem,mam taki. Zostawiłem w sypialni. Zależności pomiędzy Nieskończonymi wojownikami a ich "uduchowioną" bronią to przedmiot badań od wielu stuleci. Wciąż nie jest to do końca wyjaśnione. A co do twojego świata to mam kilka teorii.
To musi być wymiar który a) nie osiągnął wystarczającego poziomu świadomości by zostać przyłączonym do naszego, b) na długo przed twoim narodzeniem czymś sie twój wymiar naraził naszemu i został odłączony lub c) jeszcze nie został odkryty,czyli musi być baardzo odległy. Co o tym sądzisz? Nic sobie nie przypominasz?
- Jednym z powodów mógłby być też fakt,że część mojej świadomości istniała już w tym świecie w innej postaci - powiedział po czym zaczął wyjaśniać.
- Tzn. że już tutaj żyłem i z jakiegoś powodu mnie usunęli,lecz część duchowa świadomości została. Z tego co czytałem robiło się tak z ludźmi,którzy byli skazywani za potężne zbrodnie.
- Innymi słowy należałeś kiedyś do tego świata? Możesz pokazać mi swoje plecy?
Tezze odwrócił się posłusznie i podciągnął bluzkę,ukazując plecy bez żadnych śladów i ran.
-Ciekawe...Przed banicją wyrywa się skrzydła przestępcom. Wierzę,że jednak nim nie jesteś. Hm stanowisz istną zagadkę - Gelidus się zamyślił.
- To tylko teoria. Że gdy dusza trafia do wymiaru,w którym została zniszczona odzyskuje świadomość i dawne moce. O ile takowe posiadała - zasunął na plecy bluzkę.
- Nie sądzę bym był przestępcą - uśmiechnął się i podrapał po głowie.
- Nie wyglądasz na takiego...ale oboje dobrze wiemy,że pozory mogą mylić-uśmiechnął się-Nie odzyskałeś pamięci po przybyciu.Chyba,że to zadziałało w drugę stronę,zostałeś wygnany ze swojego świata.Ale jakim cudem trafiłbyś aż tutaj...?Możliwe też,że zatrzymałeś ciało z tamtego wymiaru.Na razie jeszcze nie ma co spekulować.Może czas pokaże skąd pochodzisz.Jak tylko coś sobie przypomnisz to daj znać.Chętnie ci pomogę- Nieskończony wstał i wyciągnął rękę.
- Ok ,bedę pamiętać do kogo przyjść z problemem. Widzimy się na ... kolacji? Tutaj są jakieś posiłki? Bo zgłodniałem - złapał się za brzuch.
- Spiżarnia przy kuchni jest pełna.Myślę,że możesz się częstować.Jakbyś miał wątpliwości pytaj Valerii.Ja nie jestem głodny.Dobrej nocy-uniósł rękę w pożegnalnym geście i wyszedł z pokoju Tezzego.
- Ok ,to zaraz się rozgoszczę. Trzymaj się - chłopak pomachał na dowidzenia.

***

Wspomnienia nie dawały mu wytchnienia. A raczej brak wspomnień. Tak bardzo by chciał wiedzieć po co tu przybył. Co to za klisze. I co to za koszmar , który próbował go zabić. Tak wiele pytań. A zero odpowiedzi. Tak , skądś to znał.
- Trzeba się otrząsnąć.
Wypalił na głos po czym potrząsnął głową. Nie wiedział ile spał , ale wiedział , że jest wieczór i że z dołu dochodzi dźwięk gry na pianinie. Była to spokojna muzyka. Nie miał co do tego wątpliwości kto mógł nadawać taki dźwięk. Muzyka kobiety zranionej przez prawdopodobnie mężczyznę. Oszacować taką rzecz dla Tezze'go była niczym posmarowanie bułki masłem. Całe życie szacował. Nie zawsze wychodziło dla niego na plus , no ale...
Założył swoje buty , odział płaszcz.
Otworzył drzwi i zamknął. Powolny rytm muzyki zaprowadził go na dół po klatce schodowej. Drzwi do wielkiego pomieszczenia były uchylone. Tezze powolnie zajrzał jednym okiem do pomieszczenia. Ujrzał kobietę z wielkimi pięknymi białymi skrzydłami i piękną białą koszulą nocną grającą pięknie na pianinie.
Tezze uśmiechnął się pod nosem. Próbował zgadnąć ile ma lat owa kobieta. Ale nie znając średniego wieku i wyglądu aniołów nie mógł tego zrobić. Minął salon i ruszył do jadalni. Minął kilka pokoi i wkońcu dotarł przed spiżarkę. Było dosyć ciemno , lecz bez zapalania świeco podobnych rzeczych potrafił przechodzić między meblami itp.
Otworzył spiżarkę. Tutaj nastały chwilę grozy i wahania.
Kurde , co nie wezmę , zaraz będzie pewnie , że jestem złodziejem. Może za mleko mnie nie zabije. I kawałek bułki.
Wyjął ze spiżarki mleko i wziął bułkę (którą znalazł dopiero po 2 - 3 minutach poszukiwań). Stanął w oknie kuchni. Wyjrzał na las. Muzyka zaczynała schodzić ku niższym notom , dając do zrozumienia , że zaczyna się kończyć.
Zjadł bułkę , zapiął płaszcz. Podszedł do drzwi frontalnych i otworzył je. Wyszedł i zamknął za sobą. Ciemność nocy dawała o sobie pamiętać cały czas.Przeszedł kilka kroków lecz nie zszedł z tarasu. Utonął wśród myśli kłębiących się w wnętrzu jego głowy.
Coś tu nie gra.
To była jedyna rzecz którą mógł wywnioskować na daną chwilę.
Siła magii była tutaj o wiele bardziej wyczuwalna , niż w świecie ludzi.
Nie jestem pewny , jak tutaj sprawowałyby się zaklęcia ze szkół ognia , wody , ziemii i powietrza. Z moją słabą kontrolą zaklęć mogę narobić wielu szkód. Lepiej nie praktykować.
Mimo tego , że nieco uspokoił się od przybycia na ten świat , nadal nie mógł zrozumieć faktu , że miecz posiada duszę. Nie mógł zrozumieć czemu miecz posiada , a inne rzeczy nie. Oczywiście mógł próbował rozłożyć cząstki duchowe , ale ...

Jakiś czas temu...

Tezze stał w laboratorium . Na stole który wyglądał jak operacyjny leżał człowiek mocno związany.
- NIE RÓB TEGO! NIE ZABIJAJ MNIE!
darł się próbując się wyrwać
- Spokojnie , oddzielę Twoją duszę od Ciebie przeniosę do szczura i z powrotem.
Powiedział naturalnie Tezze. Obok na drugim stole leżał szczur. Oba stoły były w kole który został narysowany białą kredą.
Wyprostowanie rąk.
- Nie! PROSZE!
Klask.
- Nie rób tego!
Niebieski prąd przeszedł po rękach Tezzego. Dotknął człowieka na brzuch.
Przeniósł się do świata który dobrze znał. Świat kulek atomowych. Świat który był jego drugim życiem. Współczuł osobom którzy nie mogą tego poczuć , zobaczyć. Różnica między transmutacją osoby z dusza od przedmiotu jest taka , że każdy atom u ludzi jest połączony małą cząstką z niebieskim kwadracikiem. Nie wiedział co to za kwadraciki. Może one pozwalały żyć. Czas je oddzielić. W momencie gdy zaczął oddzielać pierwszą cząstkę duszy od atomu poczuł , że jest coś nie tak. Rozdzielił już dosyć sporo gdy nagle zauważył że stracił nogi. Zaczął rozzypywać się od ud. Szybko wrócił myślami do rzeczywistyści. W tym samym momencie odleciał na kilka metrów od okręgu gdzie transmutował człowieka. Cały spocony spojrzał na nogi. Jeszcze je miał. Lecz miał je mocno poparzone. Nie wiedział od czego. Powoli wstał i spojrzał na człowieka...a raczej nie człowieka. Jego twarz była nienaturalnie wykrzywiona. Wnętrzności wywalone z brzucha który nie istniał. Człowiek był przecięty w pół. Została tylko część głowy i jedna noga.
- Bóg nie istnieje...
...

***


Stał pijąc mleko w ogrodzie. Patrzył gdzieś daleko w przestrzeń. Dziwiło go , że pamięta tylko wyrywki z życia gdy używał alchemii. Mógłby spróbować transmutować siebie i sprawdzić pamięć. Ale gdy coś sknoci nikt mu nie pomoże.
Załamał się też faktem , że spanikował walki z kobietą. Może było to spowodowane tym , że stracił dużo sił podróżą. Nie wazne - wyszedł na mięczaka. Teraz traktują go jak osobę niezdolną.
Dopił mleko i postawił je przy drzwiach. Włożył ręce do kieszeni i spojrzał w niebo. Miał złe przeczucia. Przeczucie które mówiło mu - jeszcze zdążysz pokazać co potrafisz. Jeśli nie to zginiesz...
 

Ostatnio edytowane przez BoYos : 17-10-2009 o 16:27.
BoYos jest offline  
Stary 18-10-2009, 13:47   #44
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran nie mógł spać. Leżał w swoim łóżku i przyglądał się łukowi opartemu o ścianę.
Po dłuższej chwili wstał i nałożył spodnie. Pewnym krokiem wyszedł przed drzwi. Przyszedł mu na myśl pomysł, któremu nie mógł się oprzeć. Popatrzył na drzwi na przeciwko jego pokoju. Cicho podszedł do nich i zapukał.
Drzwi się otworzyły, a w nich stała Lilianne, w koszuli nocnej. Przecierała ręką oczy, a jej włosy były rozczochrane.
- W czym mogę pomóc? - powiedziała głośno ziewając.
- Nie mogłem zasnąć, chciałem trochę porozmawiać - odpowiedział Moran patrząc kobiecie w oczy
- Chyba nie wybrałeś sobie dogodnej pory... - rzuciła z przekąsem.
W jego oczach widziała jednak determinację.
- No dobra, wchodź. - cofnęła się, wpuszczając go do swojej komnaty.
Moran wszedł i usiadł na pościelonym łóżku. - Co u Ciebie ? - spytał Nieskończony. Trochę żałował tego najścia patrząc na rozespaną kapłankę.
- um... - znowu ziewnęła.
- Myślałam, że masz do mnie pretensję o ukrywanie całej prawdy na temat misji.
- Nie mam pretensji. Rozumiem, że nie mogłaś powiedzieć nie będąc pewna, czy chcę w niej uczestniczyć.
- Po części zmuszała mnie do tego powaga tego zadania...
Podeszła do dużego okna i otworzyła je na całą szerokość. Oparła się na nim łokciami i wpatrywała się w blady księżyc.
- Mówiłeś, że o czym chciałeś porozmawiać? - powiedziała roztargniona.
-Chciałem się dowiedzieć, jak się wplątałaś w tą misję, i dlaczego akurat mnie wybrałaś do tak odpowiedzialnego zadania. Przecież mnie nie znasz.
- To długa historia... Widzisz, Drulia'Ann od dzieciństwa była moją najbliższą przyjaciółką. Jako jedna z niewielu dowiedziałam się o jej zniknięciu. Postanowiłam udać się do króla i zaproponować mu moją pomoc... Zgodził się.
Westchnęła, a odwracając się podskoczyła lekko aby usiąść na prapecie.
- Jak ciebie znalazłam? To nie było takie trudne. Może o tym nie wiesz, ale Mentor jest bardzo znanym i szanowanym Nieskończonym. Król polecił mi udać się do niego po porady. Niestety nie posiadał żadnych informacji które mogłyby mi pomóc. Powiedział tylko, że ma ucznia, który posiada naprawdę wielki potencjał. Tam przy fontannie... skupiałam się na odnalezieniu twojej aury. Udało mi się i muszę przyznać że naprawdę była niezwykła... - przerwała i spojrzała w twarz Morana.
- Jeszcze nie jesteś w pełni tego świadomy, ale po twojej stronie stoi potężna wartość... Pomyślałam, że przyjmując się do grupy, pomogę ci w rozwinięciu twoich darów... No tak o to jesteśmy tu. - uśmiechnęła się odgarniając kosmyk włosów który zapodział się na jej twarzy.
-Czyli dla Ciebie nie jest to tylko misja dla kraju ? Chcesz odnaleźć przyjaciółkę. - spytał Moran widząc, jak Lilianne zapatruje się w niebo. -Jaka ona była ?
- Ah... - zamyśliła się. -Drulia'Ann to naprawdę wspaniała osoba. Dla każdego, nawet najbiedniejszej istoty miała ogromną miłość. Kochała wszystko co ją otaczało. Bardzo pragnęła poznawać nowe rzeczy. Z urody była naprawdę piękna... być może to właśnie ona jest najpiękniejszą kobietą w Neverendaarze... Jednak jak na ironię losu, od urodzenia była ślepa. Bogowie zabrali jej wzrok... ale nigdy nie rozpaczała z tego powodu. Kiedy do niej przychodziłam... zawsze stała na balkonie i wyglądała jakby wpatrywała się gdzieś głęboko w niebo... Była naprawdę dobra w pocieszaniu. Kiedy mnie zalewały łzy, ona zawsze wiedziała jak mnie rozweselić... Tak, zawsze się uśmiechała... Jeżeli byś ją znał osobiście, byłbyś z niej dumny.
Moran spoglądał się w sufit przez dłuższa chwilę. Widział, że kobiecie ciężko jest mówić o utraconej przyjaciółce. -Na pewno ją znajdziemy - powiedział sobie w duchu. Patrzył na falujące włosy Lilianne dmuchane przez lekki wiatr. Od początku myślał, że Kapłanka jest tylko pośredniczką. Ze król ją poprosił o przysługę. Jednak to ona sama zaproponowała misję.
-Wiem, jak musisz się czuć - rzekł do kobiety. - Sam kiedyś straciłem przyjaciela. Mam nadzieję, że Drulia'Ann będzie miała więcej szczęścia od niego.
- Co się stało z nim stało?
-Wiele lat temu wraz z Ruzarem postanowiłem wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu przygód. Głównym celem było to, aby nabrać doświadczenia, umiejętności obcowania tylko i wyłącznie z przyrodą. Całe tygodnie wędrowaliśmy przez lasy i góry. Zabijaliśmy najdziksze stwory, żeby potem je zjeść. Z początku było trudno, ale szybko przyzwyczailiśmy się do takiego trybu życia. Przy każdym obozowisku jeden z nas szedł na zwiad. Musieliśmy się upewnić, że w pobliżu nie ma nic niebezpiecznego, co mogłoby nam zagrozić. Drugi zaś pozostawał w obozie i gotował kolację. Tej nocy... Tej nocy była moja kolej. Rozbiliśmy obóz w środku szkaradnego lasu, który aż wiał zgrozą. Rozglądałem się dobre pół godziny, lecz nic złego nie dostrzegłem w pobliżu. Widziałem tylko wilki i inne dzikie stworzenia, z którymi bez problemu poradzilibyśmy sobie. Gdy wróciłem do obozu zobaczyłem Ruzara martwego. Był cały rozszarpany, nagi, z wyjedzonym do połowy tułowiem. Myślę, że były to wilki. Cały świat runą. Mój najlepszy przyjaciel nie żył. Długo szukałem tych wilków, żeby się zemścić za biednego Ruzara, lecz nie mogłem ich odnaleźć. Pochowałem go przy wielkim dębie, zapakowałem to, co zdołałem unieść i poszedłem w dalszą wędrówkę.Od tej pory podróżowałem sam, aż do teraz.
Kapłanka słuchała uważnie słów łowcy. Czuła skrywany ból i smutek wewnątrz jego serca. Współczuła Moranowi i doskonale go rozumiała.
- Każdy z nas ma swoje wilki... - powiedziała po chwili namysłu.
Ześlizgnęła się z okna i usiadła przy Moranie.
- Być może twój los odkryje przed tobą prawdę o śmierci przyjaciela. Jestem pewna, że gdziekolwiek Ruzar teraz przebywa, jego dusza cieszy się z wiernego przyjaciela. - w pokrzepiającym geście położyła dłoń na ramieniu Morana.
-Mam nadzieję, że jest mu teraz lepiej. W każdym razie nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Już swoje wycierpiałem po jego śmierci. Czas nie ubłagalnie leci dalej i trzeba go chwytać bez względu na to, co się stało. - Powiedział twardo Moran. Nie chciał przeżywać tego jeszcze raz.
- Masz rację. Pogrążanie się w rozpaczy to luksus, na jaki nie możemy sobie pozwolić, jeśli chcemy z sukcesem wypełnić powierzone nam zadanie.
Moran wstał i podszedł do okna, przy którym jeszcze niedawno stała kapłanka. Poczuł powiew lekkiego, chłodnego wiatru. Przez chwilę rozmyślał o Ruzarze, ale szybko się otrząsną. Odwrócił się do Lilianne, która widocznie cały ten czas się jemu przyglądała.
-Nie potrzebnie Ci to mówiłem - rzekł Moran. -Będziesz przez to jeszcze bardziej zamartwiała się o Drulia'Ann. Z nią będzie inaczej. Do niej zdążymy na czas.
Lilianne spuściła wzrok.
- Nie wiemy nawet, co się z nią dzieje... - wyszeptała ze smutkiem. -Ale mniejsza z tym. Dziękuję ci za to, że jesteś tutaj z nami. Naprawdę to doceniam.
-To ja dziękuję, że twoim zdaniem pasowałem do tak zacnego grona. Do tej pory podróżowałem sam. Taka miła odmiana na pewno dobrze mi zrobi.
- Na pewno jeszcze będzie ci brakowało tej... wolności...
- uśmiechnęła się.
-Możliwe, lecz jak na razie podchodzę do tego z przyjemnością. - rzekł Moran patrząc się w oczy kobiety. Utrzymywał ten kontakt przez chwilę, po czym podszedł do niej i przykucną. - Pójdę już, dziękuję że mnie wysłuchałaś i przepraszam za najście.
- To miłe że tak uważasz. Polecam się na przyszłość. - odprowadziła Morana do drzwi i mrugnęła mu na pożegnanie.
Moran cicho zamknął drzwi po czym zszedł na dół. Słyszał muzykę, rozbrzmiewającą po całym domu. Chciał pójść zobaczyć, kto to gra lecz czuł, że na pewno nie jego spodziewa się grający. Poszedł zatem dalej do spiżarni.
Było w niej mnóstwo jedzenia, od wszelkiej maści mięs, po każdego rodzaju napoje. Moran wziął butelkę mleka, kilka bułek i niewielką szynkę, po czym udał się na górę. Wszedł do swojego pokoju. Było w nim ciemniej, niż w pokoju Lilianne, gdyż nie padał na niego księżyc. Usiadł na krześle, a pożywienie położył na biurku. Nie spiesząc się zjadł i wypił mleko.
Było juź późno. Bardzo późno. -Jutro zaczyna się misja - pomyślał. -Muszę chociaż troszkę pospać.
Podszedł do okna i otworzył je lekko. Chłodny wiatr dostał się do pomieszczenia tworząc miły efekt. Moran położył się i przykrył kołdrą. Wpatrywał się jeszcze w sufit, lecz po chwili zmorzył go sen.
 
Sorix jest offline  
Stary 19-10-2009, 11:20   #45
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Zasadniczo Arnthaniel był w pełni gotowy do wypełnienia zadania.
Kierował się teraz w kierunku posiadłości Valerii Brightfeather. Podczas lotu sporo myślał.

Zadania? Hmm... raczej misji, bo zapewne nie potrwa ona za krótko. Odnalezienie zaginionej osoby wiąże się z licznymi konsekwencjami i przypuszczam, że napotkamy na swojej drodze wiele problemów. Zwłaszcza, że córka króla ma coś wspólnego z Mitha'Rei. Raczej grubsza sprawa, bo chyba wychodzi na to, że jest jedyną dziedziczką mocy prócz samego władcy.

Arnth'a nie interesowała cała ta historia, którą znał jako Nieskończony. Historia walk, przeszłość, kształtowanie się państwa. Cel został wyznaczony- odnaleźć dziedziczkę. Tym razem nie będzie działał sam. Przydzielono do zadania sporo osób, co jeszcze bardziej potwierdza, że sprawa jest poważna. A co jeśli się nie uda? Co jeśli coś pójdzie nie tak? Dezercja? Nieee... nie da rady.

Arnth po zaopatrzeniu się w spontaniczne zaklęcia u starego maga (miłośnika powiastek miłosnych, psia mać), przygotowaniu plecaka z odpowiednią ilością mikstur leczniczych (oraz o działaniu podobnym, m.in. 4 flaszek trunku Dibbs, który w smaku podobny był do brandy, w niektórych wymiarach nazywany whisky, w innych nazwa była jeszcze bardziej egzotyczna, ale trunek był dość popularny, choć cholernie drogi.). Piersiówka spoczywała pod zbroją, w specjalnej komorze, którą kazał wydzielić w lekkiej zbroi. Miecz zwisał mu u pasa. Podczas lotu nieznacznie uderzał o lewe kolano. Postanowił zjawić się w "kwaterze" Valerii późnym wieczorem i przespać się w jednym z pokoi, które były przygotowane dla gości. Kiedy przelatywał przez ogród jego uszom dobiegł dźwięk fortepianu, tak dobrze znany mu dźwięk. Rozpoznał nawet melodię, chociaż zajęło mu to dłuższy czas. Alkohol. Zbyt często i w zbyt dużych ilościach, co sprawiało, że musiał przez moment głowić się nad tytułem. Przypominał mu inny znany kawałek
YouTube - Don't know why (My piano)
Podleciał w kierunku okna Valerii. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Koiła jego stargane nerwy. Miał ochotę wlecieć do środka i spojrzeć na grającą, być może usiąść obok i zagrać kilka dźwięków, które jeszcze pamiętał?
Jednym zdecydowanym ruchem zgiął nogi w kolanach i odbił się od podłoża. Jasne zasłony przy oknie zostały pchnięte przez nagły powiew wiatru, a melodia na moment została przerwana, by potem móc rozbrzmieć ponownie. Być może nagły powiew wiatru zdziwił pianistkę.

Arnthaniel wylądował na dachu. Rozprostował skrzydła i ułożył w stanie spoczynku. Spojrzał na niebo. Gwiaździste, nieprzesłonione przez chmury napawało spokojem. Zanim pójdę spać chyba posiedzę tu chwilę.
Fortepian ledwie słyszalny z samej góry brzmiał tak samo jak przed laty.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 19-10-2009, 19:38   #46
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Valeria odwróciła się. Była sama.
"Zdawało mi się..." - pomyślała.
Wstała i ruszyła ku schodom, kiedy stanęła w bezruchu...
Przez okolicę przepłynęła ogromna fala mocy. Potężna aura, pełna niewyobrażalnego zła i okrucieństwa kierowała się w stronę jej posiadłości. Wojowniczka dobrze wiedziała, co to oznacza. Z szybkością błyskawicy wspięła się po schodach.
- Wstawajcie! Mamy problem! - krzyczała waląc w drzwi każdego z lokatorów.
Mając pewność, że to ich obudzi pobiegła do swojego pokoju, pospiesznie zrzuciła koszulę nocną i jednym gestem przywołała do siebie swój pełny ekwipunek bojowy. Wyszła z komnaty i zbiegła na dół. Tam, przy schodach stali już wszyscy towarzysze.
- Ktoś nadchodzi... - stwierdził Moran wyglądając przez okno. Widzę skrzydła i nic wię... - zamilkł.
Kolejna fala przerażającej aury była bardziej intensywna i gęściejsza. Niektórzy byli tak nią obrzydzeni, że padli na kolana, w tym Lilianne.
- To... to niemożliwe. - rzekła kapłanka z wysiłkiem. Taką aurę może mieć tylko Upadły! - wykrzyknęła ocierając z czoła kropelki potu.
Niespodziewanie silny podmuch wiatru z hukiem otworzył frontowe drzwi, stawiając wszystkich przed przerażającym widokiem. Całe niebo, jeszcze przed chwilą w ogóle nie zachmurzone, zostało skryte gęstymi, czarnymi obłokami... Valeria szybko zauważyła skrzydlatą postać kroczącą w stronę domu. Wszyscy wybiegli przed budynek, stawając w gotowości. W jednej chwili postać stanęła przed wybrańcami króla.
- Co za szybkość... - powiedział ktoś z przerażeniem.
Valeria szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Przed nimi stał Nieskończony, o kruczoczarnych włosach i tego samego koloru skrzydłach. Był dość wysoki i dobrze zbudowany. Miał niezwykle piękną twarz, którą po prawej stronie szpeciła blizna, przechodząca przez oko i kończąca się na policzku. Jego szerokie skrzydła poruszały się na wietrze. Na sobie miał ubraną przerażającą zbroję płytową, wykonaną z nieznanego czarnego materiału (Lilianne i Khann rozpoznali w tym materiał, z którego wykonany był sztylet znaleziony przez kapłankę), a za plecami pomiędzy skrzydłami wystawała rękojeść potężnego miecza.
Przybysz jedynym zdrowym okiem spojrzał na Nieskończonych.
- Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem ptaszków. - skończył liczyć. I dwie muszki. - powiedział ochrypłym głosem wzbudzającym dreszcze. To będzie naprawdę szybkie!
Valeria, która do tej pory stała w przerażającym skupieniu badając twarz nieznajomego wreszcie się poruszyła.
- To niemożliwe... - powiedziała ze strachem. Nie... a jednak... Nie! Co tu robisz?! - wykrzyknęła.
- Hohoho, nie spodziewałem się, że jeszcze mnie pamiętasz... siostrzyczko! - ryknął złowieszczym śmiechem, odsłaniając rząd białych zębów, z dwoma ostrymi kłami.
- Eclipseon... nie, już nim nie jesteś!
- Owszem Valerio, teraz jestem czymś więcej... - sięgnął po rękojeść miecza. Chciałbym porozmawiać dłużej, ale nie mam zbyt dużo czasu.
W jednej sekundzie zawisł w powietrzu tuż przed zaskoczonym Tezze.
- To będzie naprawdę bolało. - powiedział do przerażonego chłopaka, uśmiechając się przy tym okrutnie.
Zamachnął się ogromnym ostrzem, ale napotkał opór.
- Nono, widzę że nauczyli cię czegoś.- odskoczył do tyłu.
- Nie waż się dotykać kogokolwiek z moich gości, plugawcze! - Valeria równie szybko stanęła przed człowiekiem.
Upadły przestał się uśmiechać i z powagą patrzył na siostrę.
- Czego tutaj szukasz? Nie możesz po prostu odejść?!
- Nie, ukochana. Podejmując się odnalezienia córki króla, staliście się naszymi wrogami. Moi panowie pragną waszej śmierci, a ja jestem egzekutorem ich woli. - mówiąc to, kręcił ogromnym mieczem w palcach.
Valeria wyszła mu na przeciw.
- Najpierw zmierz się ze mną! - zwróciła ku niemu czubek miecza.
- Hmpf... - parsknął. Teraz już raczej nie mogę tego uniknąć.
Przestał kręcić mieczem.
- Okrucieństwo... - powiedział bezlitosnym głosem.
Miecz rozbłysł, wydłużył się i zmienił kształt. Towarzyszyły temu metaliczne odgłosy. Po zakończonej przemianie, w rękach Upadłego znajdowała się duża kosa o czarnym rdzeniu i zazębionym ostrzu.



Valeria tylko jęknęła i szybko odskoczyła w bok przed błyskawicznym uderzeniem. Wzbiła się w powietrze, a za nią ruszył Eclipseon. Wyprzedził ją i ruszył na przeciw niej, jednocześnie biorąc zamach. Kobieta sukcesywnie unikała jego ciosów, ale wyraźnie kosztowało ją to sporo wysiłku. Umykając przed kolejnym ciosem, zatrzymała się na ziemi zaraz przy wejściu do domu. Mocno dyszała. Widziała w oczach towarzyszy chęć pomocy, ale nie mogła ryzykować tego, by ktokolwiek z nich stanął na przeciwko Upadłego. Jego siła, szybkość i zwinność wyraźnie zwiększyły się po uwolnieniu broni.
- Sama dobrze wiesz, że nie możesz uciekać w nieskończoność. - rzucił kpiącym tonem.
Valeria kucała jeszcze łapiąc oddech, kiedy Upadły znów stanął przed nią.
- Nie zamierzam uciekać...
Wyprostowała się, wyciągnęła przed siebie miecz ostrzem skierowanym ku niebu.
- Sprawiedliwość! - krzyknęła.
Przez czarne chmury przebiła się jaskrawa błyskawica trafiając prosto w jej ostrze. Miecz i zbroja Valerii rozbłysły i zmieniły formę.



Nad jej ramionami unosiły się dwie małe tarcze, zbroja wydłużyła się i wypuściła fałdę materiału tworząc coś w rodzaju sukni. W ręku trzymała włócznię, której ostrze błyskało ładunkiem elektrycznym.
- Niesamowite... - Upadły patrzał na nią z nieukrywanym zadowoleniem. Uczyniłaś wielkie postępy! - pochwalił ją.
Kobieta stała w ciszy. Zniknęła wszystkim z oczu i pojawiła się za plecami Eclipseona. Upadły zareagował szybko i sparował jej pchnięcie szybkim cięciem. Oboje odskoczyli do tyłu. Na policzku kobiety pojawiło się niewielkie krwawiące rozcięcie.
- Hahahah! - Upadły zaśmiał się z tryumfem, ale nagle umilkł.
Na jego twarzy również pojawiła się krew. Szybko ją otarł.
- Zaprawdę imponujesz mi, siostro...
Pstryknął palcami. W losowych miejscach na terenie posiadłości pojawiły się bezkształtne, mroczne obłoki. Szybko nabrały formę i kształt. Z każdego obłoku wyskoczyło po dwie bestie. Kościste, przypominające wychudzone wilki z nietoperzowymi skrzydłami stworzenia ruszyły w stronę zaskoczonych towarzyszy. W sumie było ich dwadzieścia, każdy z ostrymi jak noże kłami i pazurami ociekającymi jadem. Wydawały z siebie jakieś głuche wycie. Wyraźnie naprawdę były głodne, a wyczuwając mięso Nieskończonych i człowieka, stały się jeszcze bardziej agresywne...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 19-10-2009 o 20:07.
Endless jest offline  
Stary 22-10-2009, 15:11   #47
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Cała drużyna wybiegła na zewnątrz, gdy Valeria wszczęła alarm. Agromannar wziął ze sobą tylko zakrzywiony miecz, który przypiął do pasa. Nie narzucił nic na siebie, z nagą piersią znalazł się na dole. Kiedy ujawnił się ich przeciwnik półwampir z całego serca żałował że nie wypił którejś ze swych mikstur. Akcja rozwijała się niesamowicie szybko. Niebo poszarzało, a na grupę wybiegły dziwne, groźne bestie.

- Kurwa - pomyślał Agromannar - przecież ja nie jestem wojownikiem, tylko zabójcą pierdolonych magów. Był na głodzie ponieważ skończyła mu się zwierzęca krew. Valeria była przyciskana przez niesamowicie szybkiego przeciwnika. Znał tylko jeden sposób na wyjście z tej sytuacji. skupił się na swym głodzie i z prędkością przekraczające ludzkie i nieskończone zdolności ruszył z ogniem w oczach na tajemniczego przybysza. Szybki bieg wybicie się z dwóch nóg. Atuty takie jak wielka siła i szybkość półwampira zostały wyzwolone przez głód. Nim zły skrzydlaty zdołał cokolwiek zrobić Agromannar siedział mu na plecach, opierając się o skrzydła i wbijając swe kły w jego tętnice. Wziął 3 potężne łyki oraz w krwawym rytuale odgryzł kawałek szyi przeciwnika i zeskoczył z niego. Wróg zatoczył się i pobladł. Zabójca magów za to urósł jeszcze bardziej w siłę, lecz przez to że była to krew nieskończonego, stracił panowanie nad sobą. Stał teraz z bestialskim grymasem na twarzy i płonącymi jak u bestii oczyma wpatrywał się w Valerię.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 22-10-2009, 18:28   #48
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel zasnął na dachu. Kilka razy obudził go przejmujący chłód, więc zleciał w dół do jednego z pokoi, zabrał butelkę rumu i kilka koców, które później rozłożył na dachu. Jednym z nich owinął się szczelnie i wpatrując się w gwiazdy, zalał się w trupa.

Obudziły go krzyki na dole. Gdy otworzył oczy, podparł się lewą ręką i zrzucił z siebie koc. Butelka uderzyła głucho o powierzchnie dachu, po czym stoczyła się na dół. Mam nadzieję, że nikt nie dostał w łeb.

Arnth wstał chwiejnie i potoczył się do krawędzi dachu. Szumiało mu w głowie, a w ustach czuł nieprzyjemny smak. Jak się okaże, że Valeria szkoli tą ekipę w celach misjij tak wcześnie rano, to ja się, kurwa, solidnie na nią zdenerwuję.

Gdy spojrzał w dół ujrzał ekipę, chyba w całości, która spędziła tu prawdopodobnie noc. Niebo było zachmurzone. Co jest, do cholery... Ogromna ilość....

Moc uderzyła w Arnthaniela z niemałą siłą. Zatoczył się do tyłu i upadł.
-Kurwa !- krzyknął i podbiegł w stronę gzymsu jednocześnie wyciągając miecz. Dostrzegł Valerię, która w bojowym rynsztunku toczyła pojedynek z jakimś nieskończonym. Dookoła tańczyły szare bestie, prawdopodobnie przywołane przez nieproszonego gościa.Arnth przymknął powieki, by móc dostrzec jego twarz. Nie był jednak w stanie dostrzec szczegółów. W jego żyłach w ciąż krążyła ogromna ilość alkoholu, poza tym odległość była dość spora. Szybko się z reflektował. To na pewno nie jest trening.

Rozłożył skrzydła i wybił się z dachu. Silny wiatr uderzył go w bok. Ciemne chmury nie wróżyły nic dobrego, to musi być ktoś z upadłych.

Przeleciał nad walczącymi. Zniżając lot wylądował na ziemi i zaczął ścigać dwie bestie, które biegły przed nim. Chyba go nie zauważyły, bo biegł teraz za nimi. Przyspieszył i zaczął biec sprintem. Dopadł jedno ze stworzeń i ciął mieczem pod górę. Obrócił się w lewo i podskoczył w górę. Zęby bestii szczęknęły głucho uderzając w powietrze. Spadając z góry, wbił miecz w pysk zwierzęcia, które zaczęło targać się spazmatycznie i wydało przedśmiertny krzyk. Część bestii zauważyła, że ktoś zajął się jednym z ich "braci", zawróciła i zaczęła biec w kierunku Arnthaniela
- No to mam, kurwa, przesrane- wysyczał.-I to jeszcze na kacu, pięknie. Przypomniał sobie o zwoju trzymanym w kieszeni koszuli. Zawsze się tam znajdował, na czarną godzinę. Wyjął zawiniątko i wypowiedział formułę, nie aktywując jednak ostatniego słowa. Od jego prawej ręki, która dzierżyła miecz, zaczął bić lekki blask.
- Jeszcze parę metrów, pieski. Będziemy mieli ładną pieczeń.

Pięć bestii biegło w luźnym szyku w kierunku Arntha. Dwie z nich wybiły się w górę i skoczyły w jego kierunku.
- Flivus !- wypowiedział ostatnie słowo formuły. Prawą rękę przeszedł dreszcz. Na moment stracił w niej czucie, gdy z łączenia miecza uformowała się ognista kula, która zmaterializowała się w żywy płomień przy trzech biegnących bestiach, które, wyraźnie zaskoczone, zaczęły płonąć. Skowyt odbijał się echem w ogrodzie.


Lewe ramię przeszedł tępy ból. Na Arnth'a spadła jedna z bestii i wbiła zęby w miejscu, gdzie jego skrzydło łączyło się z ciałem. Zdołał tylko szybkim ruchem miecza zabić drugą bestię, która spadała na niego z góry. Gdy wygiął ramię by zrzucić wilka, jego miecz zabłysnął dziwnym światłem. Co jest... Nigdy.... Bestia padła martwa, a Arnth nawet nie zauważył, jak miecz przeszył jej ciało. Jak... to możliwe....

Upadł na ziemie i opuścił miecz. Dyszał. Podniósł głowę i zauważył tańczącą w walce Valerię. W dali stała grupa wybranych do misji osób. Wilki biegły w ich stronę.
Czego oni kurwa tak stoją??.

Nagle jeden ze stojących wyskoczył naprzód i rzucił się na walczącego z Valerią Upadłego. Wbił mu zęby w szyję. O, kurwa. To chyba wampir- pomyślał Arnth.

W końcu ujrzał twarz Upadłego. Wezbrała w nim nieopisana złość. -Nie wyjdziesz stąd żywy .- powiedział na głos i podniósł się z klęczek.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 23-10-2009, 20:56   #49
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Stał rozmyślając o najróżniejszych rzeczach. W pewnym momencie dostrzegł na dachu anioła. Odwrócił tylko głowę i spojrzał na niego. Leżał. Lub spał. Tak mu się wydawało. Nie stanowił zagrożenia. Miał przeczucie , że nie należy do tych złych. Jakby należał , to raczej nie spałby na dachu domu boskiej wojowniczki i księżniczki zarazem.

Uśmiechnął się.

Wibracja.Szum. Moc i aura przeszywająca okolicę.

Złapał się za serce a jego oczy lekko się wybałuszyły.
- O kurw... co za ... uh. Nie moge oddychać...
Upadł na kolana. Otworzył usta. Próbował złapać powietrza lecz nie mógł. Energia która przeleciała go po ciele nie była słabą. Bardzo potężne ciśnienie magiczne zablokowało mu drogi oddechowe. Oczy zaczęły mu bardziej wychodzić na zewnątrz.
Nagle wszystko odpuściło.
- Uuuuuuuuuhhhhh......
Odsapnął głośno biorąc powietrze. Wziął oddech 2-3 razy i podniósł się.
- Co do ... bez używając alchemii odczułem w sobie obcą moc. Ktoś się zbliża. I nie jest to ktoś pozytywny i dobroduszny.
Powiedział cicho. Nagle zobaczył , że w domu panuje hałas. Wszystkie światła się zapaliły.
Ile czasu tak naprawdę trwało duszenie się?
Zamyślony patrzył na migające cienie w oknach. Coś się działo w środku. Musiał zobaczyć co. Zaczął iść do drzwi. Wyciągnął rękę by otworzyć.
BUM!
Drzwi pod wpływem kopniaka lub innej czynności - z dużą siłą otworzyły się przestraszając Tezzego na śmierć
- Co jest!
Krzyknał tylko. Wszyscy wybiegli na zewnątrz. Zapomnieli o nim ? Stał za nimi , gdy tymczasem rozglądali się . Szukali czegoś?
Znowu aura. Podmuch mocy. Tym razem nie upadł. Wytrzymał presję. Jego organizm szybko przystosowywał się do energii duchowej. Zwłaszcza do tej samej. Czyli gdy już raz ją miał w sobie , jego duch przyzwyczaił się. Jednak to nie zmieniało faktu , że poczuł ją dość dogłębnie. Nagle przed jego oczami pojawił się anioł. Tylko że ten nie przypominał takiego anioła jakim byli jego dotychczas znajomi. Ten był taki jakiś...zły?
- Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem ptaszków. - skończył liczyć. I dwie muszki. - powiedział ochrypłym głosem wzbudzającym dreszcze. To będzie naprawdę szybkie!
- To niemożliwe... - powiedziała ze strachem anielica. Nie... a jednak... Nie! Co tu robisz?! - wykrzyknęła.
Muszki? Śmie żartować. To zdenerwowało Tezzego. Nie lubiał być poniżany , a tym bardziej na tle wielu osób. Jednak wielkość miecza i siła ducha złego anioła nie pozwalała wybiegać przed szereg.
Nagle zauważył , że leci na niego z mieczem. Moment wybicia był tak szybki , że nie zdążył ze zdziwienia złączyć kręgów. Był bezbronny.
Jest szybki! Pomyślał.
Szczęk metalu.
Przed nim stała Valeria zasłaniając go mieczem. Znów żyje. Znów mu się udało.
- Bracie... Siostro... - usłyszał jedynie cząstki zdań. Z lekkiego przerażenia nie mógł zrozumieć całości. To dopiero wróciło go do trzeźwości umysłu. Cofnął się trzy kroki.
Że to niby jest rodzeństwo!?
Zdziwił się. Teraz dopiero zauważył różnicę! Mają podobną strukturę duchową. Raz próbował transmutować jej miecz co dało poczuć jej ducha. Tak przynajmniej zrozumiał rozmawiając z aniołem który go odwiedził. Gladius. O ile dobrze pamiętał. Drugi raz by już stransmutował miecz. Ale nie jest pewny konsekwencji. Świetnie pamiętał moment , gdy zanikały mu nogi. Wtedy zdążył przestać , lecz kto wie co by było tym razem. Teraz ma jeszcze wsparcie. Może warto spróbować. Alchemia tutaj ma dużo większą moc niż w jego dawnym świecie...
- Okrucieństwo! - usłyszał głos anioła. Jego miecz przybrał wygląd kosy.
- Co do kurwy! - Tym razem nie powstrzymał się przed przeklnięciem.
Tego było za wiele. Miecz z duchem. Odrzut transmutacji. Świat z dużo większym stężeniem mocy , a teraz miecz który stransmutował przez jedno słowo. Ale nie tylko zmienił się wygląd. Potrafił wyczuć zmianę krążenia energii duchowej między nim i władającym. Wywnioskował więc , że nie tylko są od siebie zależne ale...
- Miecz jest częścią jego ciała... - wyszeptał.
- Sprawiedliwość! - źeński głos.
Błysk światła.
Tej to i nawet kiece w prezencie dali.
Pomyślał. Energia duchowa krążyła w nich dużo szybciej , co dało się wyczuć. Mieli tak jakby dopalacz. Ciekaw był na ile czasu.
Anioł pstryknął palcami. W losowych miejscach na terenie posiadłości pojawiły się bezkształtne, mroczne obłoki. Szybko nabrały formę i kształt. Z każdego obłoku wyskoczyło po dwie bestie. Kościste, przypominające wychudzone wilki z nietoperzowymi skrzydłami stworzenia ruszyły w stronę zaskoczonych towarzyszy. W sumie było ich dwadzieścia, każdy z ostrymi jak noże kłami i pazurami ociekającymi jadem. Wydawały z siebie jakieś głuche wycie.
Takiego zwierzęcia nawet w księgach nie widział. Nie sądził by były przyjazne. Nagle ni stąd ni z tamtąd członek jego drużyny (tak sądził , bo go nie atakował) rzucił się na anioła. Ugryzł go w szyję i wyrwał kawałek ciała.
Wampir! Jak ja mogłem być obojętny na jego ducha. Nie spodziewałem się tutaj go. W swoim życiu spotkałem góra 2. Ciekawy okaz. Nie miałem okazji spróbować dotknął energii duchowej takiego okazu.
Z góry nadleciał śpiący dotychczas anioł. Zataczając koła zaczął atakować psy. Nie szczędził im siły. Rozwalał je , ciął.
Nagle kątem oka zauważył że jeden pies zaczął biec na wampira. Ten zajęty sam nie wiedział czym najwyraźniej nie był w stanie go zauważyć. Znajdowali się mniej wiecej 20-30 metrów od niego. Przemieszczali się walcząc chwilę. Wampir był po jego stronie. Taką miał przynajmniej nadzieję.
Klask. Niebieski prąd energii rozszedł się po jego dłoniach aż do łokci. Szybko kucnął kładąc na ziemii ręce. Z tego miejsca wystrzeliły 4 linie (o grubości ok. 10 cm średnicy) wijąc się i obracając wokół siebie. Cały czas miały połączenie z tym miejscem na którym trzymał ręce. Ziemii obok ubywało tworząc dół. Czym dalej leciały tym większy się robił. Pies rzucił się na wampira. Ten dopiero teraz ocknął się i usłyszał świst przy jego uchu.
Plask. Krew trysnęła na boki. Pies wisiał w powietrzu przedziurawiony na wylot owymi liniami. Ciężko złączone z piachu który zebrał tworzyły linie o twardości mniej więcej kamienia. 1 linia przechodziła przez tylnią łapę psa , 2 przez brzuch i jedna w okolicy krtani. Wszystkie linie po przelocie przez psa związane były ze sobą tworząc coś w stylu kokardy.
W ostatniej chwili. Mam nadzieję , że kiedyś podziękuje.
Patrząc na psa-podobnego którego własnie uśmiercił poczuł oddech psa za sobą. Tym razem on znalazł się w podobnej sytuacji. Pies rzucił się na niego z mordą. Zdążył złapać go za pysk i upaść pod jego ciężarem. Leżał teraz pod ciężarem psa którego trzymał za pysk. Musiał szybko kombinować. Jedną ręką trzymał go za górną część pyska , drugą za dolną nie pozwalając mu się zamknąć. Miał na szczęście plan. W jednym momencie odchylił głowę i z całej siły zamknął mu pysk łącząc ręce. Niebieski prąd znów przeszedł po jego rękach. W mordzie psa powstało małe światełko i nagle zaczął piszczeć. Jego zęby się rozkruszyły. Dalej nie zdążył go transmutować. Pies odskoczył i zaczął skompleć. Zęby były połączone z nerwem. Usuwając mu zęby uszkodził mocno każdy z nerwów. Ból jak można było sobie wyobrazić był nieopisany. Pies skomlał. Lecz nie znajdował się w pozycji która gwarantowała mu bezpieczeństwo. Szybko wstał.
Klask. Położył ręce na ziemii. Z ziemii w górę wystrzelił gruby pal o średnicy ok. 5 metrów. Pal na którym stał Tezze. Zatrzymał się na ok. 7 metrach w górze. Na ziemii w okół tego pala widać było dużą dziurę. Teraz Tezze miał widok na całe pole bitwy.
 

Ostatnio edytowane przez BoYos : 23-10-2009 o 21:11.
BoYos jest offline  
Stary 23-10-2009, 23:54   #50
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Gdy Tezze unosił się na palu, Khann szybko wybiegł przed siebie, wprost na szarżującego na niego wilka. Wyjął zza pleców młot bojowy i biorąc potężny zamach roztrzaskał czaszkę wilkopodobnego stwora. Trzask - krew obryzgała ziemię w pobliżu miejsca starcia. Nieskończony odwrócił się do tyłu, kiedy skoczyła na niego bestia przyczajona z tyłu. Ostrymi jak brzytwa zębami wbiła się w kark mężczyzny, miażdżąc go w potężnym ścisku. Umarł w wielkim bólu...


***

Valeria stała bez ruchu. Pustym wzrokiem wpatrywała się w szyję brata, z której obficie wypływała czarna krew. Zauważyła Argromannara. Nie... to nie był on. Przed nie stał ten sam mężczyzna, którego widziała jeszcze chwilę temu, ale krwiożercza bestia. Jeden z przywołanych przez Eclipseona wilków, który szarżował wprost na wampira został przebity czymś podobnym do liny.
Zupełnie nieoczekiwanie, wampir złapał się za gardło. Jego żyły nabrzmiały, tworząc na jego twarzy makabryczny grymas. Wyglądał jakby coś go bolało od środka. Zaczął się trząść i dziwnie wyginać. Trwało to krótką chwilę, a kiedy jego dziwne zachowanie ustało, stał jakby sparaliżowany, wygięty do tyłu . Valeria zrobiła krok w jego stronę. Natychmiast przechylił głowę i spojrzał na kobietę. Jego oczy, chwilę wcześniej błyszczące krwistym szkarłatem były teraz czarne. Uśmiechnął się makabrycznie.
Nim się obejrzała, był już przy niej. Czarne ślepia przeszywały ją na wylot
"Szybki..." - pomyślała, odbijając się od ziemi.
Wampir podskoczył i jedną dłonią chwycił ją mocno za szyję. Wszystko trwało kilka uderzeń jej serca... Ostatnią rzeczą jaką ujrzała zanim zatopił kły w jej jasnej skórze, był przepełniony nienawiścią błysk w oczach bestii.
Błysk.
W ziemię wbiło się ostrze Nieskończonej.

***

Gdy tylko żyły Argromannara wypełniła przeklęta krew Upadłego, poczuł w sobie czyjąś obecność. Intruz pojawił się w jego umyśle, brutalnie wrzucając świadomość półwampira w najczarniejsze zakamarki świadomości...
Kiedy się ocknął, unosił się w powietrzu, powoli opadając w dół. Jego nozdrza wypełnił niezwykle pociągający, a na języku czuł słodki smak krwi. Dopiero po chwili zorientował się, że jego kły zatopione były w jasnej szyi Valerii.

***

Widząc całe zajście, Arnthaniel tylko przyspieszył. Kiedy wampir opadł na ziemie, używając całej swojej siły zdołał go odciągnąć od Valerii. Natomiast Lilianne, która dotychczas stała na uboczu, używając czaru translokacji, znalazła się przy rannej kobiecie. Przyłożyła dłonie do rany na jej szyi, wypowiadając słowa zaklęcia.
- "Magnus Curatio!". - jej dłonie otoczyła błękitna poświata.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 24-10-2009 o 00:07.
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172