Po rozmowie z Jonem, która tak naprawdę nie przyniosła nic poza informacja, ze mężczyzna żyje i jak na razie nie grozi mu bezpośrednie niebezpieczeństwo, Liberty zeszła na dół i popatrzyła na siedzących tam ludzi. Najgorzej wyglądał wnuk pana MacGregora, ale dziewczyna nie miała siły z nim rozmawiać. Nie teraz. Na szczęście zajął się nim policjant. Spokojnie wysłuchała dziwacznych słów reportera. Temu chyba ostatnia kąpiel wyraźnie zaszkodziła. Jak on sobie wyobrażał powrót do miasta? I po co? Na szczęście nim także zajął się detektyw i ustawił w odpowiednim miejscu. Potem zwrócił się bezpośrednio do niej.
Bez słowa podeszła do stojącego w rogu salonu sporego stylizowanego globusa, a drewnianych toczonych nóżkach i odchyliła górną półkulę, ukazując jej interesująca zawartość.
-
Proszę się częstować – powiedziała i sama nalała sobie solidną porcję Wiskey. Wypiła połowę jednym haustem i na chwilę wyraźnie zaniemówiła, a potem opadła na kanapę i dodała cynicznie:
-
Taaak od razu mi lepiej...
Przez chwilę w milczeniu obracała szklankę z uwaga wpatrując się w jej zawartość, a potem powiedziała”
-
Zgadzam się, że nie możemy tu zostać. Jednak ucieczka bez konkretnego celu tez nie ma wielkiego sensu. Nie należy też raczej udawać się w kierunku dużych skupisk ludzkich. Tam jest teraz najbardziej niebezpiecznie. Mam pewna propozycję – Popatrzyła na resztę, a potem kontynuowała:
-
Na północny wschód od Everett w pobliżu miasteczka Darrington, w Parku Narodowym Mt Baker, żyje niewielkie plemię Indian Sauk-Suiattle. Żyją jak w dawnych czasach z wyrobów własnych rąk, łowów i plonów ziemi, mam tam wielu przyjaciół. Może powinniśmy spróbować się do nich dostać?
Po drodze jest trochę małych miasteczek, w których możemy zdobyć żywność i paliwo... chyba... nie mam wiele gotówki, a w obliczu zaistniałych sytuacji przewiduje pewne problemy z płatnościami za pomocą kart kredytowych.