Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2009, 17:37   #63
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bycie najemnikiem nie polega na machaniu mieczem. To może robić, żołnierz, ochroniarz.
Najemnik ma rozwiązywać problemy, a te mogą przyjmować różną postać.

W przypadku magini przyjęły postać negocjacji z nieco roztrzepanym kapłanem Gonda.
Po negocjacjach z wózeczkiem wypełnionym różnego rodzaju złomem Kastus i Sylphia, skierowali się w kierunku bocznej bramy.
Po drodze magini spytała z rozbrajającym uśmiechem.
- Słuchaj Kastus, a ja tak jakoś chyba zauważyłam... czy ty i Dru... no wiesz?
Kapłan mocno się zmieszał. Ale odpowiedział.- My...eee...nigdy nic takiego nie przyszło mi do głowy. Ani jej.
- A, i jeszcze jedno, nie obmacuj mnie więcej. –
Dodała Sylphia po dłuższej chwili, tym razem z kamienną twarzą, i tajemniczym błyskiem w oku. Kapłan zbladł przez chwilę, wzruszył ramionami i rzekł.- Pomyślę nad tym pani, o ile ty pomyślisz nad kontrolą nad gniewem. Jakieś ćwiczenia relaksacyjne, może.
W oczach kapłana, kapłanka Drucilla i magini Sylphia miały ze sobą wiele wspólnego.
Póki co skupił się na ciągnięciu wózka i gwizdaniu jakiejś pieśni religijnej, dokonując przy okazji brutalnej i okrutnej masakry na jej linii melodycznej.
Tymczasem do dwójki podróżników zmierzał Edgar żwawym krokiem. Zignorowawszy zupełnie obecność magini odciągnął Kastusa na bok i zaczęli konwersować cichutko, choć niespodziewanie młodszemu kapłanowi się wyrwało na głos.- Co?! Jest tutaj! Jakim ...cudem?!
Spojrzał na Sylphię i rzekł.- Wybacz pani, ale muszę cię opuścić na jakiś czas. Zaraz wrócę, a ty do tego czasu popilnuj ładunku. I racz się nie oddalać od niego. Pułapki bywają kłopotliwe.
Po tych słowach ruszył za Edgarem pozostawiając zaskoczoną dziwacznym obrotem sytuacji czarodziejkę, sam na sam z ładunkiem złomu. Wrócił dopiero po dłuższej chwili niosąc na barana śpiącą gnomkę, w której Sylphia rozpoznała Dru. Ułożył swą przełożoną delikatnie na stosie instrukcji obsługi, które Rowan dołączył do swych wynalazków.
Kastus chwycił za wózeczek i zaczął ciągnąć w kierunku kamiennych drzwi, które otworzył Edgar. Kapłan milczał przez resztę drogi, zapewne po to, by nie zakłócać snu swej przełożonej.

W przypadku Sabrie i pozostałych członków grupy problemem stał się chaos w czystej postaci.
Uparcie kryjący się w cieniu elf ingerował w sytuacją, zostawiając sprawy ludzi, ludziom do rozwiązania. On sam był zajęty czymś innym, słuchaniem. Odpowiedź jednak nie była pozytywna. Chowaniec elfa nie wypatrzył nic ciekawego, zapachy nocy nie niosły zagrożenia, a odgłosy nie były niepokojące.

Morgan i Sabrie ustalili co dalej. Pijanego Rona, Sabrie odesłała do „Loli” czyli Logaina.
Ron chybotliwym krokiem podszedł do mężczyzny, bełkocząc.- Czeeeeeeść maleńka, po...ponoć Lola masz...na ...iiiimię.
Najemniczce przyszło też skierować kolejną rozhisteryzowaną kobietę, pod skrzydła Rona, jednak po chwili Logain ogłuszył pijanego marynarza uderzeniem rękojeści miecza w potylicę.
Kobieta jednak potulnie podeszła do w sumie przystojnego Cormyczyka i mimo swego dość "odważnego stroju" jaki nosiła w tej chwili, uśmiechnęła się niewinnie i zalotnie machając rzęsami.

To jednak nie było zmartwieniem Rogera i Sabrie zajętych przemieszczaniem wozu znad studzienki. Szło im to całkiem dobrze i po chwili lantany prowadzone przez Sabrie prowadzącą je za uzdy przemieściły się na nowe miejsce. A szczur tracąc kryjówkę, rzucił się do ucieczki w zaułki miasta.

Problem studzienki i szczura był rozwiązany. Nie był jednak rozwiązany problem baby klejącej się obecnie do Logaina, oraz faktu że jej małżonek, czy kimkolwiek był ten drugi facet, zapewne udał się sprowadzić straż.

Pozytywną sprawą jednak okazał się powrót Kastusa i magini. Kapłan ciągnął za sobą wózek pełen żelastwa oraz śpiącą na stercie papierzysk, Dru. Kapłan obrzucił przerażonym wzrokiem otoczenie i spytał.- Co tu się, na zaciśnięta pięść, stało?
Faktycznie, obecność otwartej i na wpół opróżnionej beczki z alkoholem, oraz trzech nieprzytomnych facetów i grubiutkiej kobiety w nocnej bieliźnie wymagała wyjaśnienia. No i nieobecność zarówno Teu jak i Castiela.

Właśnie, gdzie jest Castiel?

Castiel był w tarapatach. Bandyci natarli na niego ze wszystkich stron, przypierając aasimara do ściany. Sejmitary Castiela, starały się blokować wszystkie zdradzieckie ciosy przeciwników. I póki co, spełniały swą rolę. Ataki wrogów zawsze napotykały na jego oręż. Przeciwnicy tropiciela byli dobrzy, ale...coś tu mu nie pasowało. Czemu miał wrażenie, że nie walczą z pełnym potencjałem, że się wstrzymują z ciosami?
Nieważne...potem się nad tym zastanowi. Jak przeżyje. Przeszedł do kontrataku. Ostrze sejmitara zatoczyło łuk, potem drugi. Trysnęła krew. Jeden i drugi pomagier szefa został raniony w tułów. Mogliby co prawda oberwać mocniej, ale zdołali odskoczyć.
-Zmywamy się.- rzekł szef cofając się.- Ta dziewka, nie jest tego warta.
I cała trójka rzuciła się do ucieczki, podczas gdy dziewczyna podbiegła do Castiela i rzucając się mu na ramiona krzyknęła.- Mój wybawco!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-10-2009 o 18:31. Powód: ech...poprawki
abishai jest offline