Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2009, 20:16   #61
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Magini, w towarzystwie Kastusa, dotarła wkrótce do kuźni, gdzie poznała młodziana imieniem Rowan, mającego im pomóc w zdobyciu złomu mającego zamaskować armatę. Osobną kwestią było jeszcze zdobycie legalnych papierów na przewiezienie owego ładunku... .

- Witam kowalu... eeee, znaczy się Rowanie, wykonujemy misję dla waszej świątyni i potrzebna nam pomoc, a ponoć możesz nam ją zaoferować - Odezwała się w końcu i spojrzała uważnie na młodego mężczyznę.
- Jakąż to pomoc może zaoferować tobie skromny sługa Gonda i wynalazca? - Spytał blondynek, po czym uśmiechnął się - Oczywiście, chcesz kobiecego samozadowalacza, mojego genialnego wynalazku!.
- Samo-że-co??
- Zaskoczona Sylphia uniosła brewki - Nie, nie... my tu w innej sprawie... chociaż... - Zamyśliła się, doprowadzając Kastusa do małego szoku.

Rowan w tym czasie zaczął już grzebać wśród ustrojstwa walającego się dosłownie wszędzie, mamrocząc "gdzie ja go miałem...". Po chwili wyciągnął duże metalowe pudło, postawił na stole, i wskazał na rączkę przymocowaną z boku.
- Tym nakręcasz sprężynę - Wskazał palcem dziurę - Tu wrzucasz warzywa - Następnie jego palec przeniósł się na metalowy bolec - Tu wciskasz zapadkę. Samoczynnie robi sałatki warzywne, owocowe, i owocowo-warzywne. Zadowoli każdą kobietę - Mówił z dumą Rowan - Stąd nazwa, kobiecy samozadowalacz.

Van der Mikaal roześmiała się niezwykle głośno, mimo przykładanej dłoni do ust, mającej zamaskować owe chichoty.
- Dobra, wezmę, ale powróćmy teraz do właściwej sprawy dobrze?. Potrzebny nam złom i papiery, potrafisz coś z tego załatwić?.

- Rowan ona jest Czarodziejką
- Wtrącił się Kastus, a Rowan spojrzał na Sylphię.
- Czarodziejką?. Cóż... mam wibrującą różdżkę. Rzuca czary i służy za mieszadełko w pracowni alchemicznej. Trzeba ją tylko umagicznić. A złomu to my nie mamy. Każdy skrawek metalu jest przetapiany i gotowy do ponownego użycia.
- Cholera jasna
- Warknęła Magini - A ponoć mieliśmy rozmawiać z fachowcem Kaktus. A tu kurde jednak chyba nas nie pod ten adres posłano... .
- On jest fachowcem pani. Wynalazcą
- Rzekł Kapłan na głos, po czym dodał szeptem na ucho Czarodziejki:
- Nie mówiłem, że ma wszystkie klepki. Rowan jest jednak bardzo wrażliwy na punkcie swojego geniuszu i wynalazczości. Jest bardzo płodnym twórcą, choć jego projekty zwykle nie należą do udanych.

Tego jej było trzeba.

- Rowanie, wielki kurde wynalazco - Kobieta mówiła przez zaciśnięte zęby, co było nie lada wyczynem - Mamy wielgachną maszynę, którą trzeba jakoś zamaskować, pomyśleliśmy więc sobie, by zamaskować jakimiś rupieciami, co wszystko by na kupę złomu wyglądało, potrafisz więc nam pomóc?? - U Sylphii pojawił się mały, niekontrolowany tik nerwowy oka.

Kastus na to stanął za Czarodziejką i... zaczął masować jej ramiona mówiąc spokojnym głosem:
- Nie ma co się denerwować panienko Dru... Sylphio. Wszystko będzie dobrze. Proszę pomyśleć o czymś miłym.

Trzeba było przyznać, że Kapłan Gonda znał się na masażu.

- Przykro mi, świątynia nie dysponuje złomem - Rzekł niewzruszony gadką Magini Rowan, zruszając ramionami.
- Dobra, to dawaj co masz, byleby duże, dużo i nie za drogo... - Kobieta zebrała się na resztki zachowania grzeczności.

Zanim ktoś z owej dwójki się ponownie odezwał, Kastus starał się załagodzić sytuację.
- Rowanie, chodzi o to, że Sylphia chciałaby trochę twoich wynalazków, prawda? - Położył dłoń na ramieniu Magini, po czym szepnął:
- Pani błagam... o odrobinę dyplomacji. On się łatwo obraża.

Sylphia zacisnęła zęby, zacisnęła dłonie... bardzo pragnęła, by pojawiły się w nich dwie jej niespodzianki, by skierować je w twarz natręta, by rozległ się huk eksplozji... wymusiła jednak po chwili na swoich ustach uśmiech.
- Zakupimy więc sporą ilość wynalazków - Cedziła każde słowo - Chcielibyśmy jednak niedrogo, za to w dużej ilości, w końcu działamy pod wspólnym patronatem... .
- Oczywiście!. Wiedziałem, że się wreszcie znajdzie ktoś, kto dostrzeże mój geniusz!
- Krzyknął Rowan - Bierzcie co chcecie, za darmo. W końcu robię me wynalazki ku chwale Gonda i postępu - Pobiegł na zaplecze - Przyniosę instrukcje obsługi od każdego z mych wynalazków.

- Jestem z ciebie dumny - Uśmiechnął się Kastus.

A Magini z kolei niemal zwymiotowała.


~


Wkrótce wracali więc na małym wozie wyładowanym wszelkim możliwym ustrojstwem.

- A co z papierami?? - Sylphia spojrzała przymrużonymi oczami na Kastusa.
- Rano najlepiej załatwić. I tak nocą bramy są zamknięte - Rzekł Kapłan, uśmiechnął się, i dodał - O ile popracujesz nad dyplomacją pani, bo lepiej nie testować cierpliwości najwyższego Kapłana.
- A jeśli bym chciała teraz?
- Spojrzała na niego naprawdę dziwnym wzrokiem.
- Same chęci nie wystarczą - Odparł spokojnie mężczyzna, następnie się uśmiechnął - I tak nam dobrze poszło.


~


- Słuchaj Kastus, a ja tak jakoś chyba zauważyłam... czy ty i Dru... no wiesz? - Magini spojrzała na niego z rozbrajającym uśmiechem.

Kapłan mocno się zmieszał.

~


- A, i jeszcze jedno, nie obmacuj mnie więcej - Dodała po dłuższej chwili, tym razem z kamienną twarzą, i tajemniczym błyskiem w oku.

Kapłan wyraźnie zbladł.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 18-10-2009, 21:19   #62
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
W przyciemnionym pokoju dźwięk regularnych kroków rozbrzmiewał nieprzyjemnych echem. Jakby troll dreptał coraz szybciej w te i we wte. Prawda okazała się o wiele bardziej prozaiczna. Elfka czekając na raport, chodziła w kółko po małej przestrzeni pokoju.
- Pani...

Elfka odwróciła się na pięcie, uderzyła dłońmi w stoli, nachylając się lekko, przy okazji zaprezentowała swój biust nieśmiało wychylający się zza wydekoltowanej sukienki. Po wyrazie jej twarzy łatwo można było stwierdzić, że zadowolona wcale NIE jest.
- I...?
- Wróciliśmy tam, ale w hangarze pustki.

Elfka przymrużyła oczy, a to nigdy nie zapowiadało nic dobrego.
- Jesteście zupełnie nieprzydatni!! - zgarnęła wściekle ze stołu kielich, który uderzył głucho w ścianę przyozdabiając ją nieregularną plamą wina. - Idioci!!
Krzyczała uderzając pięściami w blat. Nagle zamarła.

- Szkoda na was strzępić język. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Roześlij z dwóch czy trzech ludzi po mieście, niech zasięgną języka. To był duży transport.
Mężczyzna już chciał wyjść.
- Nie skończyłam. - elfka odrzuciła włosy do tyłu. - Poślij dwóch ludzi pod wrota świątyni Gonda. W końcu to ich ładunek...
- ...niezupełnie...
- Nie przerywaj mi!
- warknęła na najemnika. - Jeśli chcą wyjechać, pewnie się tam pojawią.
- Ale pani, wszyscy kapłani są identyczni.
- sarknął pod nosem.
- Czy ty w tej swojej makówce masz coś więcej niż owies?! Potrafisz odróżnić gnoma od człowieka?
- No tak.
- Powiem w takim razie inaczej.
- nachyliła się groźnie, światło świecy padło groteskowym cieniem na jej twarz od dołu. - Kiedy zobaczysz gnoma płci żeńskiej w szatach kapłańskich pod drzwiami świątyni, śledź go, a potem donieś, gdzie wiozą ten ładunek. Potem to już kwestia, czy potrafisz rozbić im głowy.

Wyszedł szybko...nie czekał na kolejny przypływ gniewu swej szefowej. Nie widział jej wesołego uśmiechu.
Elfka szepnęła cicho.- By oszukać wrogów, czasem trzeba oszukać i przyjaciół.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 19-10-2009, 17:37   #63
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bycie najemnikiem nie polega na machaniu mieczem. To może robić, żołnierz, ochroniarz.
Najemnik ma rozwiązywać problemy, a te mogą przyjmować różną postać.

W przypadku magini przyjęły postać negocjacji z nieco roztrzepanym kapłanem Gonda.
Po negocjacjach z wózeczkiem wypełnionym różnego rodzaju złomem Kastus i Sylphia, skierowali się w kierunku bocznej bramy.
Po drodze magini spytała z rozbrajającym uśmiechem.
- Słuchaj Kastus, a ja tak jakoś chyba zauważyłam... czy ty i Dru... no wiesz?
Kapłan mocno się zmieszał. Ale odpowiedział.- My...eee...nigdy nic takiego nie przyszło mi do głowy. Ani jej.
- A, i jeszcze jedno, nie obmacuj mnie więcej. –
Dodała Sylphia po dłuższej chwili, tym razem z kamienną twarzą, i tajemniczym błyskiem w oku. Kapłan zbladł przez chwilę, wzruszył ramionami i rzekł.- Pomyślę nad tym pani, o ile ty pomyślisz nad kontrolą nad gniewem. Jakieś ćwiczenia relaksacyjne, może.
W oczach kapłana, kapłanka Drucilla i magini Sylphia miały ze sobą wiele wspólnego.
Póki co skupił się na ciągnięciu wózka i gwizdaniu jakiejś pieśni religijnej, dokonując przy okazji brutalnej i okrutnej masakry na jej linii melodycznej.
Tymczasem do dwójki podróżników zmierzał Edgar żwawym krokiem. Zignorowawszy zupełnie obecność magini odciągnął Kastusa na bok i zaczęli konwersować cichutko, choć niespodziewanie młodszemu kapłanowi się wyrwało na głos.- Co?! Jest tutaj! Jakim ...cudem?!
Spojrzał na Sylphię i rzekł.- Wybacz pani, ale muszę cię opuścić na jakiś czas. Zaraz wrócę, a ty do tego czasu popilnuj ładunku. I racz się nie oddalać od niego. Pułapki bywają kłopotliwe.
Po tych słowach ruszył za Edgarem pozostawiając zaskoczoną dziwacznym obrotem sytuacji czarodziejkę, sam na sam z ładunkiem złomu. Wrócił dopiero po dłuższej chwili niosąc na barana śpiącą gnomkę, w której Sylphia rozpoznała Dru. Ułożył swą przełożoną delikatnie na stosie instrukcji obsługi, które Rowan dołączył do swych wynalazków.
Kastus chwycił za wózeczek i zaczął ciągnąć w kierunku kamiennych drzwi, które otworzył Edgar. Kapłan milczał przez resztę drogi, zapewne po to, by nie zakłócać snu swej przełożonej.

W przypadku Sabrie i pozostałych członków grupy problemem stał się chaos w czystej postaci.
Uparcie kryjący się w cieniu elf ingerował w sytuacją, zostawiając sprawy ludzi, ludziom do rozwiązania. On sam był zajęty czymś innym, słuchaniem. Odpowiedź jednak nie była pozytywna. Chowaniec elfa nie wypatrzył nic ciekawego, zapachy nocy nie niosły zagrożenia, a odgłosy nie były niepokojące.

Morgan i Sabrie ustalili co dalej. Pijanego Rona, Sabrie odesłała do „Loli” czyli Logaina.
Ron chybotliwym krokiem podszedł do mężczyzny, bełkocząc.- Czeeeeeeść maleńka, po...ponoć Lola masz...na ...iiiimię.
Najemniczce przyszło też skierować kolejną rozhisteryzowaną kobietę, pod skrzydła Rona, jednak po chwili Logain ogłuszył pijanego marynarza uderzeniem rękojeści miecza w potylicę.
Kobieta jednak potulnie podeszła do w sumie przystojnego Cormyczyka i mimo swego dość "odważnego stroju" jaki nosiła w tej chwili, uśmiechnęła się niewinnie i zalotnie machając rzęsami.

To jednak nie było zmartwieniem Rogera i Sabrie zajętych przemieszczaniem wozu znad studzienki. Szło im to całkiem dobrze i po chwili lantany prowadzone przez Sabrie prowadzącą je za uzdy przemieściły się na nowe miejsce. A szczur tracąc kryjówkę, rzucił się do ucieczki w zaułki miasta.

Problem studzienki i szczura był rozwiązany. Nie był jednak rozwiązany problem baby klejącej się obecnie do Logaina, oraz faktu że jej małżonek, czy kimkolwiek był ten drugi facet, zapewne udał się sprowadzić straż.

Pozytywną sprawą jednak okazał się powrót Kastusa i magini. Kapłan ciągnął za sobą wózek pełen żelastwa oraz śpiącą na stercie papierzysk, Dru. Kapłan obrzucił przerażonym wzrokiem otoczenie i spytał.- Co tu się, na zaciśnięta pięść, stało?
Faktycznie, obecność otwartej i na wpół opróżnionej beczki z alkoholem, oraz trzech nieprzytomnych facetów i grubiutkiej kobiety w nocnej bieliźnie wymagała wyjaśnienia. No i nieobecność zarówno Teu jak i Castiela.

Właśnie, gdzie jest Castiel?

Castiel był w tarapatach. Bandyci natarli na niego ze wszystkich stron, przypierając aasimara do ściany. Sejmitary Castiela, starały się blokować wszystkie zdradzieckie ciosy przeciwników. I póki co, spełniały swą rolę. Ataki wrogów zawsze napotykały na jego oręż. Przeciwnicy tropiciela byli dobrzy, ale...coś tu mu nie pasowało. Czemu miał wrażenie, że nie walczą z pełnym potencjałem, że się wstrzymują z ciosami?
Nieważne...potem się nad tym zastanowi. Jak przeżyje. Przeszedł do kontrataku. Ostrze sejmitara zatoczyło łuk, potem drugi. Trysnęła krew. Jeden i drugi pomagier szefa został raniony w tułów. Mogliby co prawda oberwać mocniej, ale zdołali odskoczyć.
-Zmywamy się.- rzekł szef cofając się.- Ta dziewka, nie jest tego warta.
I cała trójka rzuciła się do ucieczki, podczas gdy dziewczyna podbiegła do Castiela i rzucając się mu na ramiona krzyknęła.- Mój wybawco!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-10-2009 o 18:31. Powód: ech...poprawki
abishai jest offline  
Stary 20-10-2009, 11:25   #64
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przesunięcie wozu nie zajęło zbyt wiele czasu. W dodatku obyło się bez kłopotów - konie, tak jak się tego spodziewał Roger, były bardzo spokojne i wystarczyło z nimi odpowiednio porozmawiać, by zechciały ruszyć się z miejsca. W zasadzie wystarczyłaby sama Sabrie... Wraz z Rogerem mogliby pewnie nawet wyprowadzić wóz z miasta.
Przerośnięty szczur, straciwszy niespodziewanie dach nad głową, zapiszczał obrażony, a potem nie zaszczycając nikogo spojrzeniem zniknął w ciemnych zaułkach miasta.

Spanikowana niewiasta przykleiła się do Logaina, który, choć nie okazywał zbytniego zachwytu, nie potraktował jej jak biednego Rona.

Cisza, spokój...

I wizja straży, która mogła niedługo nadciągnąć, zwabiona wrzaskami uciekającego mężczyzny. Jednak na zatrzymanie go było nieco zbyt późno...
Ustrzelenie go byłoby chyba nieco zbyt brutalną metodą... Poza tym był już troszkę za daleko.

- Zmywamy się stąd - powiedział do Sabrie. - Konie dadzą się prowadzić, a lepiej zeby straż zainteresowała się nimi - wskazał na śpiącą przy beczce kompanię - niż nami. Znajdą winnych i będą zadowoleni. A zanim Ron i jego towarzysze się ockną, będziemy daleko.
- Zostawimy tutaj naszego cienistego maga, żeby skierował innych naszymi śladami.

Plan, mimo pewnych mankamentów dość rozsądny, nie doczekał się realizacji z powodu tak zwanych warunków obiektywnych...
Coraz głośniejszy, przybliżający się brzęk metalu nie oznaczał na szczęście zbliżających się oddziałów straży miejskiej.

- Nasz złom - ucieszył się Roger. - I...

Drugie odkrycie było mniej miłe. Dru...

Nie do końca wierząc własnym oczom Roger zerknął pod plandekę okrywającą armatę, by sprawdzić, czy jakiś wybitnie złośliwy bóg nie zesłał im przypadkiem drugiego egzemplarza kapłanki.

- Na drugi raz trzeba użyć łańcucha - powiedział ponuro, pokazując poprzecinane sznury. - Ale dobrze, że ją znaleźliście - dodał.

Bieganie po mieście w poszukiwaniu zaginionej kapłanki... Bez wątpienia nie o tym marzył.


- Może zechcesz panią poczęstować odrobiną naszego nektaru - zasugerował Loganowi.

Kubek, drugi... i będą mieli z głowy również niewiastę.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-10-2009, 08:15   #65
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Co tu się, na zaciśnięta pięść, stało? - zdumiony okrzyk Kastusa oraz hałas czyniony przez wózek zwróciły uwagę wojowniczki na nowoprzybyłych. Nowo i...

No tak... dlaczego ją to nie zdziwiło? Wcale a wcale? No, może trochę... Ledwie rzuciła okiem na przecięte więzy. Trzeba było słuchać głosu instynktu i owinąć kapłankę łańcuchem, z którego sama tak ochoczo korzystała. Cóż - ważne, że się znalazła. Ważne że się znalazła... spokojnie, Sabrie, spokojnie... Myśl o Silverymoon; myśl o dzieciach... Kobieta policzyła w myślach do dziesięciu. Potem do dwudziestu. Potem do dwudziestu wspak. A potem odwróciła się do kapłana.
- To są rezultaty niefrasobliwości twojej pani. I nie rycz tak, bo się obudzi i narobi jeszcze więcej bigosu. Choć czekaj, śpi jak niedźwiedź w zimie, pijana znów jest?
- Nie pijana! -
bez przekonania obruszył się Kastus. - Po prostu śpi...
- To dobrze. W takim razie mam nadzieję, że pośpi jeszcze dłużej. Zabierzcie ją gdzieś na bok - to powiedziawszy Sabrie wzięła pochodnię, podeszła do wozu i zaczęła metodycznie oglądać i opukiwać masywną konstrukcję. Już wcześniej to planowała, a teraz tym bardziej wolała być przygotowana na niespodzianki Drucilli...

Jedna skrytka w podłodze zbytnio jej nie zdumiała. Druga również. Przy czwartej lekko opadła jej szczęka, a gdy znalazła kolejne dwie w tylnych osiach zupełnie zwątpiła. Wszędzie był alkohol i to w słusznych ilościach. Sabrie postawiła flaszki na wozie i zagapiła się na nie przez chwilę. Miała wielką ochotę przetrzepać również samą gnomkę, jednak nie wypadało - ostatecznie ta nie była więźniem tylko... no, czymś pomiędzy zleceniodawcą a ładunkiem. Choć patrząc na to od strony zlecenia raczej ładunkiem, więc w sumie by mogła zrobić jej rewizję osobistą... Ech... Nie wypada jednak... niestety...

- Co my transportujemy - przenośną bimbrownię?! Czy bimbrowniczkę!? - zdumiała się głośno, rzucając jeszcze raz okiem na znaleziska, po czym zgarnęła cały monopolowy asortyment i wrzuciła do plecaka. Nie wiedziała jaka będzie trzeźwa Dru, lecz miała złudną nadzieję, że rankiem natrafi na bardziej rozsądną wersję gnomki.
- Wspaniałą wynalazczynię i kapłankę z Lantanu - burknął Kastus słysząc ten niewyszukany komentarz.
- Raczej pijaczkę -
zauważył stojący obok Morgan. - Jeśli chcemy ją przywiązać do nas na stałe, najlepiej by było wsadzić ją do beczki z trunkiem. W zasadzie nie wiem, po co kupowałem pełną. Przy tej ilości alkoholu - wskazał na butelki znalezione przez Sabrie - starczyłaby zapełniona w połowie.
- Co wy tam wiecie...-
widać było, że kapłan nie lubi jak się obraża gnomkę.
- W takim razie pakujmy ten złom i wynośmy się stąd - zakomenderowała Sabrie ucinając dyskusję. - Wrzaski mieszczan zaraz przyciągną straż, a ich zainteresowanie nie jest nam do niczego potrzebne. Mag i aasimar nas dogonią; skoro się umieli zgubić to i znajdą się sami.
- Tylko ostrożnie z tymi wynalazkami, ostrożnie! Na wszelki wypadek niczego nie wciskajcie! Ani nie przekręcajcie! -
kapłan Gonda kręcił się wokół wozu jak troskliwa kwoka.
- To nie trzeba było przywozić czegoś, co może popsuć ten cenny ładunek - ofuknęła go wojowniczka. - Zająłby się pan lepiej pilnowaniem swojej pracodawczyni. Jeśli, powtarzam, jeśli na prawdę zależy Wam na dostarczeniu tej... broni do Silverymoon - Sabrie mocno i wyraźnie zaakcentowała słowa, które wyrażały jej ciągłe wątpliwości - to mocno się przyłożycie by panna Drucilla zachowywała się przyzwoicie. W ciągu tych kilku godzin już dwukrotnie naraziła nie tylko ładunek, ale też nasze życia. Nie można to nazwać odpowiedzialnym zachowaniem. A teraz wskakuj proszę na kozioł i ruszajmy jak najszybciej.
- A skąd mam wiedzieć co jest niebezpieczne, a co nie?- westchnął Kastus siadając na koźle i mówiąc do ładujących wóz osób. - Dlatego ostrożnie proszę, ostożnie! Zabawki Rowana są... nieprzewidywalne. Spojrzał na Sabrie i spytał. - Tooo... gdzie jedziemy?
- Do wschodniej bramy... Tak mówiłeś Morgan, prawda? Im szybciej będziemy w punkcie wyjścia tym lepiej.

- Dobra - kapłan zrobił miejsce dla jednej osoby siadając z boku i wóz ruszył z miejsca prowadzony wprawną ręką Kastusa. Sabrie wybrała pieszą wersję eskorty przodu wozu, a Roger usiadł z tyłu. Miał stąd dobry punkt widzenia na tych, którzy ewentualnie mogliby ruszyć ich śladem.

I wkrótce zauważył. Dwa cienie przemieszczały się od osłony do osłony, śledząc wóz.
 
Sayane jest offline  
Stary 22-10-2009, 13:05   #66
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-To nic takiego pani, powinnaś być teraz bezpieczna - odpowiedział Castiel patrząc kobiecie prosto w oczy. Ta odsunęła się odrobinę od Aasimara, jej oczy szkliły łzy. Cała drżała ze strachu, nic nie mówiąc.

-Spokojnie, nie masz się czego bać - dodał tropiciel po chwili spokojnym tonem głosu pragnąc ją uspokoić. Kobieta musiała przeżyć straszny szok. Nie wiedział, co chciały jej zrobić zbiry, ale z pewnością nie było to nic przyjemnego. Cóż być może następnym razem zastanowią się dwa razy za nim znowu spróbują coś takiego.

W odpowiedzi uśmiechnęła się nieco i dodała.- Dziękuję za...te zbiry...boję się pomyśleć, co by mi zrobiły gdybyś nie zjawił się panie.-

-Jak już mówiłem, nie musisz mi dziękować pani, zrobiłem to co trzeba było zrobić. Teraz powinnaś być bezpieczna - Próbował upewnić ją tropiciel. Cóż nie oczekiwał żadnej nagrody, zrobił to bo tak wypadało, zrobił to bo było trzeba, ktoś musiał ich powstrzymać, a ponieważ nikogo innego nie było w pobliżu, musiał to zrobić on. Brzydził się złem, to było głęboko zakorzenione w jego naturze. Jego anielska natura właśnie w ten sposób się objawiała, właściwie nie mógł pomyśleć o czynieniu zła.

-Nie czuję się bezpieczna w tym mieście.- rzekła przecząco kręcąc głową. -Chciałabym je opuścić-.

-Rozumiem, niedługo będę z opuszczał to miasto, mogę cię odeskortować do bram miejskich -
to z pewnością mógł zrobić, w końcu nikomu z eskorty nie powinna przeszkadzać, jeżeli trochę im potowarzyszy.

-To bardzo miłe i szlachetne z twej strony rycerzu. Aaaa dokąd to się udajesz ?- spytała z lekkim ożywieniem i wyraźnym uśmiechem.

-Silverymoon - odpowiedział krótko tropiciel. Nie był to temat, o którym mógłby z kimkolwiek dłużej rozmawiać, dlatego nie zamierzał go zbyt długo ciągnąć. Miał nadzieję, że krótkie wypowiedzi sprawią, że zda sobie ona sprawę, że nie jest to temat, o którym może dyskutować i zapyta go o coś innego.

- Ooo! To tak jak ja!-
uśmiechnęła się radośnie kobieta. Rzekła z entuzjazmem.- Chciałam zawsze zobaczyć klejnot północy jakim jest Silverymoon. Ale to zbyt niebezpieczna wyprawa dla samotnej kobiety.-

-Rozumiem, niestety nie wiem, czy będę mógł ci pomóc w dotarciu do samego miasta, dostałem pewną pracę i decyzja, czy będziesz mogła ewentualnie nam towarzyszyć nie zależy ode mnie - Była to pod pewnymi względami wygodna wymówka, bo zabierała od niego ciężar decyzji. A jednocześnie była prawdziwa, w końcu to nie od niego zależało czy kobieta pojedzie z nimi czy nie.

Dziewczyna zmarkotniała wyraźnie, po czym spytała.- A jaka to praca?-

-Nie mogę niestety tego powiedzieć, ale wiążę się z podróżą do Silverymoon- to była już wyraźna wskazówka, żeby nie drążyć dłużej tego tematu. I tak nie mógł powiedzieć nic więcej, a chciał mimo wszystko zachować jakieś podstawy etykiety. W tym wypadku chyba tak wypadało.

- To może zapytajmy twego pracodawcę, czy by pozwolił mi udać się z tobą?-spytała, i dodała.- Znam się nieco na magii...aczkolwiek nie jestem w tym dobra.-

-Cóż może tak być - odpowiedział jej Aasimar, po chwili zastanowienia. Całkowicie zignorował stwierdzenie "z tobą", być może nie zwrócił na nie uwagi, a być może nie przejął się tym za bardzo. Ot takie stwierdzenie może się wyrwać każdemu.

Kobieta uśmiechnęła się w odpowiedzi i spytała.- Jestem Alara Silwersong, a ty?-

-Castiel - odpowiedział tropiciel. Miał nazwisko rodowe ... w końcu urodził się w szlacheckiej rodzinie, ale od dawna go nie używał. Zresztą nie miałoby to dużego znaczenia. Cormyr był dość daleko stąd i na nikim nie zrobiło by to wrażenia.

- To gdzie teraz idziemy Castielu?- spytała Alara biorąc go pod ramię.

-W stronę moich towarzyszy, powinni nadal być na miejscu - odpowiedział jej Aasimar i zaczął prowadzić ją w stronę pozostawionego wozu. Niedługo powinno się wszystko wyjaśnić ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 23-10-2009, 18:14   #67
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Tak jak się spodziewał elf, tak i jego towarzysze poradzili sobie z kłopotami. Okazało się również, że Dru uciekła, gdy przyprowadził ją kapłan wraz z zarozumiałą czarodziejką. Wyglądało na to, że zaczynali się zbierać do podróży. Teu nie miał zamiaru rezygnować z ukrycia i swojej misji, rozkazał za to zejść z dachu Vraidemowi. Wahał się czy nie kazać użyć mu magii, ale już i tak nie narobi więcej hałasu niż kiedy się wdrapał na dach. Wóz i drużyna ruszyli. Teu, schowany w ciemności, obserwując ich z dystansu, ruszył za nimi. Vraidem miał za zadanie obserwować wóz z okolicznych i równoległych uliczek, sprawdzając czy nikt się na nim nie czai.

Taktyka Teu zdawała się przynosić rezultaty. Podążając za wozem, który prowadziła reszta grupy, Teu ukrywał się w mroku, obserwując z daleka ich postępy. W mroku rozjaśnionym tylko migoczącym światłem bogini, której blask zdawały się blokować, niczym słupy ciemności, budynki miasta - zauważył dwóch złodziejaszków, którzy zdawali się śledzić jego towarzyszy.

Atak z zaskoczenia oczywiście wchodzi w rachubę, ale Teu wolał unikać przemocy na terenie miasta, szczególnie, że używanie jego mocy mogło zaalarmować lokalną gildię magów. Istniały jednak inne sposoby... ciemność, cień który jest przedłużeniem jestestwa elfa posiadał wiele zastosowań, czas było wykorzystać jedno z nich.

- Vraidem rozległ się w głowie chowańca głos swojego mistrza - za wozem podąża dwóch ludzi, prawdopodobnie złodziei, sądząc z ich zachowania. Chciałbym, abyś wyprzedził ich biegnąc uliczkami miasta i stanął pomiędzy nimi a wozem. Będą się ukrywać, ale powinieneś ich wyczuć, patrz na nich prosto, a wtedy ja się pojawię. – odparł spokojnie.

Tak jak kazał jego mistrz, tak Vraidem zrobił. Biegnąc uliczkami miasta, chowając się o ile był wstanie w cieni. Zabawne były późniejsze legendy, które można było zasłyszeć w gospodach Waterdeep, o wielkim psie zbudowanym z cieni utkanych ze snów mieszkańców miasta, który wyrusza na łowy nocą, aby odebrać ludziom marzenia, które są jego strawą.

Vraidem biegł równoległą uliczką, podczas gdy w ciemności, po cichu poruszał się Teu, obserwując obserwatorów. W końcu przed nimi znalazło się skrzyżowanie, mała uliczka biegnąca prostopadle do dwóch dróg pomiędzy budynkami. To była szansa, na którą czekali. Vraidem przebiegł przez uliczkę i stanął na środku drogi patrząc w stronę złodziei.

Zatrzymani pojawieniem się "wilka" złodzieje sięgnęli po sztylety i zakrzywione krótkie miecze. Ich dłonie sięgnęły po fiolki z trucizną. Byli profesjonalistami, nie bali się stanąć do boju.

Zza pleców złodziei, w pewnej odległości wyjawił się z ciemności Teu.

- Dobry wieczór – powoli wypowiedział te jakże oklepane słowa, lecz brzmiało w nich coś innego niż zwykle można było usłyszeć gdy ktoś pozdrawiał przechodnia. Jakby na końcu każdego słowa, coś się czaiło, syczące, snujące się powoli, ledwie słyszalne tony, tony, dźwięki, które pochodziły z planu cienia, którego częścią i bramą był Teu.

Cienie wciąż owlekały skrawki szaty elfa, niczym czarne płomienie, który stopniowo zaczynały gasnąć, zbyt wystraszone aby od razu zniknąć, powoli się wycofywały od postaci Teu, który w ręku trzymał czarny sztylet.

- Ufam, że nie przeszkodziłem w niczym ważnym, ale noc była tak piękna, że nie mógłbym opuścić okazji na mały spacerek. – Uznał, że tajemnicza mowa, którą się posługiwał na co dzień mogłaby zepsuć efekt. Spojrzał za złodziei - Widzę, że już poznaliście mojego psa? – Oczy Vraidema były pełne ciemności, jakby mogły wciągnąć duszę, gdyby ktoś zbyt intensywnie w niej spoglądał. Jego srebrno-czarna sierść zamiast lśnić w księżycu, zdawała się pochłaniać jego promienie, tak, że mrok wokół chowańca jeszcze bardziej gęstniał.

Obaj spojrzeli na to Vraidema, to na elfa. Dłonie na sztyletach przesunęły się na końcówki ostrzy. Krótka wymiana spojrzeń. Widać było że oceniali kogo zabić najpierw. W oczach ich jednak było niepewność. Dlatego pewnie jeszcze nie zaatakowali.

Obojętny uśmiech, uśmiech, którym się obdarza ludzi, którzy nic dla ciebie nie znaczą, którzy są dla ciebie tylko robakami, które możesz w każdej chwili zgnieść, uśmiech, który niesie ze sobą grozę zamiast ulgi, ten uśmiech pojawił się na twarzy elfa. Cienie wokół zgromadzonych jakby się delikatnie poruszyły, gęstniejąc, lecz zachowując niewielki odstęp, wokół Teu, niby portal ciemności w którym stał mag.

- Radzę opuścić te zabawki... nie chciałbym, aby przypadkiem – cienie poruszyły się niespokojnie - coś się wam stało.... bardzoooo – pogładził ostrze swojego sztyletu - bardzo bym tego nie chciał. Jest coś jednak czego bym chciał... – nie dokończył pozwalając, aby nastąpiła martwa cisza wzmacniająca napięcie, aby to oni spytali czego, aby poczuli, że to on ma władzę nad nimi.

- My jednak wolimy zaufać swoim zabawkom.- odparł jeden zbój niepewnym i drżącym głosem. Starali się udawać twardzieli, ale...ich dłonie drżały.

Uśmiech Teu rozszerzył się, a oczy straciły blask, stając się puste i jakby martwe, a przynajmniej nieziemskie. Tymczasem cienie tworzące portal ciemności, niczym słoneczne rozbłyski, zdawały się przeskakiwać wokół maga, czasem jak wąż oplątując się wokół jego ciała, odrywając od swoich korzeni i znikając gdzieś w głębi jego szaty. Teu tak się pożywiał, czerpiąc z cieni siły witalne, ta wiadomość mogła jeszcze bardziej przerazić jego rozmówców, ale efekt wizualizacji również był zadowalający.

- Zaufanie? To takie śmieszne słowo... jakże łatwo odczuć rozczarowanie, gdy komuś, lub jak w tym przypadku czemuś, zaufamy? Powiedz – zrobił drobny krok w przód, a portal podążył za nim - jakie to uczucie komuś zaufać? – Teu doskonale wiedział, jak trudno się opisuje najprostsze uczucia, a dla elfa zaufanie było takim uczuciem, choć on już rzadko komu ufał... chciał jednak rozproszyć myśli złodziei, sprawić, aby bali się nawet zaufać swoim myślom. Nie raz doświadczył tego za młodu, gdy jego mentor zadawał mu oczywiste pytanie - zaczynał wątpić, czy odpowiedź jest rzeczywiście oczywista.

- Masz do nas jakiś interes czy szukasz kolegów magów do towarzystwa.- starszy maskował strach brawurą, ale obaj pewniej zacisnęli dłonie na orężu. I ustawili się w pozycjach bojowych.

Wydawało się to niezbyt prawdopodobne, ale klatka piersiowa Teu przestała się poruszać. Teu nie musiał, nie potrzebował oddychać, wszystko zapewniała mu ciemność, była jego życiem, kochanką, śmiercią i katem. Vraidem nieco się zjeżył pokazując zęby, które mimo zadziwiającego zachowania światła księżyca w okół psa, odbijały jego promienie, lśniąc czystą bielą na zaciemnionym tle postaci chowańca. Sam mag ponownie pogłaskał ostrze czarnego sztyletu, za którego palcami unosił się delikatna mgiełka ciemności, która jednak szybko znikała z dala od jego dłoni.

- Interes? – spytał udając zaintrygowanego, nazbyt sztucznie, aby ktokolwiek mógł przypuszczać, że choć stara się udawać zainteresowanie - Tak, być może mam pewną sprawę do was panowie... – rozmowa się toczyła już przez pewien czas, jego towarzysze zyskali więc pewną przewagę czasową nad bandytami, być może nawet już ich zgubili - Właściwie to mam pewną radę dla was... – zarzucił kaptur na głowę, a portal ciemności nagle runął na niego zlewając się kolorystycznie z przestrzenią wokół Teu. Przestrzeń ta nadal jednak była ciemniejsza, cienie bardziej wyraziste niż te które towarzyszyły jego rozmówcom.

- Moja rada... nie śledźcie tego wozu... – coś było z elfem nie tak, oprócz oczywistych spraw, jego cień, cień jego postaci był wyrazisty, lecz on w przeciwieństwo do elfa nadal miał odkrytą głowę, a jego kaptur zwisał posłusznie na jego ramionach - są gorsze rzeczy od śmierci. Nasza rozmowa trwa już tyle, że są już na tyle daleko, że nie zauważą co tu się dzieje... dlatego was ostrzegam, nie śledźcie tego wozu, albo... – cień również zarzucił kaptur na głowę - spotka was coś gorszego niż śmierć.

- Rada? – mruknął młodszy, a starszy dodał.- Śledzić? My nikogo nie śledzimy. Szliśmy do tawerny i...ten tego...nasze drogi się...hmmm... skrzyżowały z tym wozem. Prawda młody?
Drugi z łotrzyków skinął głową pospiesznie.
-Właśnie...eee....skręcaliśmy w tamta uliczkę.- rzekł starszy.- Chyba zaszło między nami jakieś nieporozumienie magu.

Po słowach dwójki mężczyzn Vraidem odsunął się nieco w tył, jakby zapraszając ich i pozwalając przejść uliczką. Jednocześnie cały czas ich obserwował, a jego kły lśniły niczym kość słoniowa na tle czarnego aksamitu.

- Nieporozumienie... – powtórzył mag, po czym nastąpiła chwila głuchej ciszy - W takim razie życzę wam miłego wieczoru panowie. Na przyszłość radzę uważać jakimi ścieżkami zmierzać do gospody... wiele z nich może prowadzić w miejsca, gdzie nawet ciemność boi się zapuszczać. – odparł chłodnym, udawanym grzecznym tonem czekając aż się ruszą. Musiał przyznać, że strach, który w nich wzbudził dostarczał mu pewną satysfakcję, jeśli nie radość, w głębi ducha.

Złodzieje w milczeniu minęli elfa...po czym pewni, że oddalili się poza jego zasięg, rzucili się do panicznej ucieczki.

Teu uśmiechnął się do siebie i znowu zanurzył w ciemność, kontynuując swoją misję strzeżenia ładunku. Musiał teraz kawałek pobiec do towarzyszy, aby nie stracić ich z oczu, nadal jednak zachowując dystans i obserwując ich z daleka. Vraidem natomiast powrócił również do swojej misji pilnowania równoległych i pobliskich uliczek.
 
Qumi jest offline  
Stary 24-10-2009, 23:35   #68
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po wyjątkowo szarpiących nerwy Sylphii wydarzeniach, mających miejsce w świątyni, dwójka ruszyła w końcu w drogę powrotną do reszty towarzystwa, oraz do cholernej armaty. Po drodze jednak doszło do dosyć dziwnego spotkania, które nie bardzo wywarło na Magini wrażenia, noc była jednak w końcu jeszcze długa.

Spotkali Edgara, taszczącego na własnych plecach Dru. A czy po prostu zasnęła ze zmęczenia, czy z pijaństwa, to była już całkiem inna kwestia. Zapakowano ją na różnorodne tałatajstwo, jakie zdobyli w świątyni, po czym nadal podążali do pozostałych. Sylphia zaś zastanawiała się, czego też ta stuknięta Gnomka mogła dopuścić się szlajając po Waterdeep, i gdzie był towarzyszący jej Morgan. Oby nie dopuściła się niczego, czego później mogłoby żałować wielu... .

Spotkanie z pozostałym towarzystwem przebiegło dosyć chłodno.

Kastus wdał się w ostre dyskusje z Sabrie i Morganem, dotyczące przydatności w całej tej misji słodko śpiącej Kapłanki, i tym podobne, Sylphia z kolei spokojnie się wszystkiemu przysłuchiwała. Szczerze powiedziawszy miała w nosie całą tą sytuację, oraz gdybanie na temat Gnomki, nie odczuwała jednak zachwytu wobec tego, co zastali przy wozie. Poważnie opróżniona beczka z alkoholem, trzech nieprzytomnych facetów, oraz gruba kobieta w nocnej bieliźnie. Jeszcze kilka godzin i będą mieli na głowie pół miasta jak tak dalej pójdzie.

- Nie gorączkuj się tak złotko - Burknęła do Sabrie - Wiesz co mówią, złość piękności szkodzi... - Uśmiechnęła się dosyć drwiąco.

Brakowało również dwóch najemników. Tego pseudo-poetyckiego Elfa, oraz Castiela, czy jak mu tam było, i cholera wie gdzie się szlajali. Ten drugi wkrótce się zjawił, i to nie sam. Prowadził jakąś nieznaną kobietę, co wywołało chwilową zadumę Sylphii. Właśnie zostały bowiem potwierdzone jej myśli na temat sprowadzania na ich głowy wszelkich mieszczan, jeszcze bardziej niż należało, zwracając na siebie uwagę.

- Ciekawe kto to? - Burknęła sama do siebie, mając na myśli towarzyszkę Castiela, i pakując się na miejsce obok Kastusa - Strasznie zagubiona panienka, uratowana z opresji przez dzielnego bohatera, czy może wyjątkowo przyjacielska - Na jej ustach pojawił się lisi uśmiech - podróżniczka, "przypadkowo" spotykająca naszego kolegę, i przekonująca go do pomocy?. Trick numer 17 czy 22?. A może oba?.

Wyciągnęła ze swojej torby przewieszonej przez ramię, wyjątkowo długą, drewnianą fajkę, która pod żadnym pozorem nie była w stanie zmieścić się w owej torbie, bez łamania istniejących praw tego świata. A więc magia... . Sylphia nabiła ją aromatycznym tytoniem, po czym odpaliła, starając się ignorować niedogodności jazdy na wozie, oraz fakt, że nie zmrużyła jeszcze ani na moment oka w czasie obecnej nocy.

- Opuszczamy już miasto? - Spytała, nie mając tak naprawdę nikogo konkretnego na myśli - A wiecie, że nadal nie mamy papierów na ten cholerny ładunek?.

Kastus dziwnie na nią spojrzał, szczególnie z powodu wypowiedzianych dwóch ostatnich słów.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-10-2009, 12:54   #69
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Szczury… banda pijanych żeglarzy… podejrzana mgła no i wrzeszcząca kobieta, której mąż niewątpliwie pobiegł sprowadzić straż.

Nie to nie było to do czego przywykł. Totalna amatorszczyzna i improwizacja. Bez żadnego planu i składu. I do tego ta cholerna kapłanka, która pakowała ich w najgorsze kłopoty.

Żarty Sabrie odnośnie jego osoby, tez specjalnie go nie bawiły. Dlatego, kiedy podpity marynarz zbliżył się do niego, by wyrazić zainteresowanie Lolą, gdy poczuł smród i opary alkoholu z jego zapijaczonej mordy, wykorzystał chwilowe zdziwienie Bladego Rona. Podrzucił miecz do góry, złapał go silnie przy jelcu i głownią z całej siły uderzył w twarz. Jeden z jego kłopotów został rozwiązany, usłyszał tylko głuchy odgłos padającego na bruk ciała.

*****

Morgan z Sabrie próbowali przesunąć wóz, a Castiel zniknął we mgle, słysząc wołanie „uciśnionej” damy. „Niektóre rzeczy się nie zmieniają…” pomyślał czas zająć się drugim problemem Logaina.


Zaloty, bardzo „skromnie” ubranej kobiety, nie działały na al Mandragorana. Widział już i ładniejsze i bardziej ponętne damy, odznaczające się o wiele lepszą klasą i szykiem, niż ta.

- Pani, myślę, że natychmiast musisz wrócić do domu. To nie miejsce dla kobiety, a ja wybacz pani, złączony jestem już węzłem małżeńskim z wierną mi kobietą, widok twoich odkrytych walorów, przywodzi mnie na pokuszenie, co może się nie spodobać mojemu bogu, a kapłanem pani jestem. Moje bóstwo, karze nieskromne i zbyt śmiałe kobiety w bardzo nieprzyjemny sposób. Parchem w istocie – mówiąc to w ciemności uśmiechnął się paskudnie.

Niewiasta nie czekała na dalsze szczegóły i umknęła do domu.

*****

Wóz ruszył, a on zdążył w ostatniej chwili na niego wskoczyć. Nie miał zamiaru póki co przejmować się kapłanką i Kaktusem, który był chyba kobietą przebraną za mężczyznę. Nie mówił tego głośno, głupio by było narażać się na gniew Gonda, ale na Azutha, naprawdę musiał używać resztek swojej silnej woli, by nie wyzywać i skląć duetu kapłanów.

Czekał na dalszy rozwój wydarzeń i na Castiela, który zapewne niedługo powinien się odnaleźć.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 25-10-2009, 18:12   #70
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sayane, Kerm

Dwa cienie...
Żadni przypadkowi przechodnie, podążający w tę samą stronę.
Przypadkowi przechodnie nie usiłują zostać niezauważeni. Idą środkiem ulicy, trzymając się z daleka od niebezpiecznych zaułków i bram, a nie korzystają z każdej plamy cienia.

To nic przyjemnego, gdy ktoś idzie za tobą, obserwując każdy twój krok.
Takiego 'ktosia' najlepiej usunąć w taki czy inny sposób. Definitywnie wyeliminować, lub przynajmniej zniechęcić na dłużej.
Tak...
Warto by było, gdyby się udało, jednego zabić, a drugiego złapać i przesłuchać... w mniej czy bardziej delikatny sposób. I dowiedzieć się, czy byli to wolni strzelcy, których zainteresował ciężki wóz, czy też działali na czyjeś konkretne zlecenie?
Oddalić się od wozu, zniknąć w bocznej uliczce i cierpliwie poczekać. Jeśli Tymora zechciałaby się uśmiechnąć... A powód, by zostawić wóz był i to całkiem spory. Snooty czekał na niego w stajni w "Białym Łabędziu", a Roger nie miał zamiaru go tam zostawiać na długie miesiące.
Istniała uzasadniona obawa, że po powrocie nie znalazłby wierzchowca.
Ani też osoby winnej za taki stan rzeczy.

Plan ten, nie najgorszy, miał jedną, malutką wadę.
Nie można było zostawić wozu na karku dwóch kobiet, Logaina i Kastusa. W dodatku z Dru na karku. Kapłanka sama w sobie była gorsza, niż gromadka nieprzyjaciół.
Trzeba było poczekać, aż dołączy reszta...


Na ulicy pojawił się nagle wilk. Nie byle jaki.
Pupilek Teu stanął między śledzącymi, a wozem. To jakby załatwiało sprawę cieni, które więcej się nie pojawiły.


Zamiast nich zjawił się Castiel.
Tyle, że nie sam.
Z niewiastą u boku, co ją z łap bandytów wydostał. I która o odprowadzenie do bram. lub samego nawet Silverymoon prosiła.
Ciekawe, kto był taki gadatliwy i o celu ostatecznym podróży wspomniał...
Roger pokręcił głową z niesmakiem.
Ledwo pojawi się spódniczka...
Dobrze chociaż, że Logain swoją półgołą panią zdołał odprawić.


Roger poczekał jeszcze chwilę, a potem zeskoczył z wozu i podszedł do idącej obok wozu Sabrie.

- Szły za nami dwa ktosie, ale, zdaje się, Teu ze swoim pupilkiem wyeliminowali je. Skoro jest spokój, to zostawię was na chwilkę. Muszę odebrać z "Białego Łabędzia" mego wiernego konika. Wolałbym, żeby nie musiał czekać do mego powrotu.

Sabrie zmarszczyła brwi.
- Dobrze wiedzieć, że mag podąża za nami i chroni wóz z ukrycia. Jednak nie podoba mi się pomysł ponownego rozdzielania się, zwłaszcza gdy wiemy, że ktoś nas śledzi. Bez obrazy dla twoich zdolności, lecz nie wiemy czy te dwa cienie były jedynymi.
- Czy nie mógłbyś dojść z nami choć do bram miasta i wrócić wtedy? I tak musimy chyba poczekać na odpowiednie dokumenty, albo przynajmniej na poranne otwarcie bram. Daleko jest twoja karczma?


- Z pół godzinki, jeśli nie będę się zbytnio spieszyć. W obie strony. Od bramy będzie nieco dalej.A jedna osoba w tą czy w tamtą... Poza tym - ściszył głos tak, że tylko Sabrie go słyszała - chciałbym też sprawdzić, czy faktycznie nikt więcej za nami nie podąża. A pretekst jest dość dobry.

- Cóż... nie mam prawa Cię zatrzymywać. Mam nadzieję tylko, że ten okazjonalny zwiad nie skończy się podobnie jak aasimara. Nie trzeba nam rannych towarzyszy ani nowych kompanów...

- No dobra... W takim razie poczekam. A na nową towarzyszkę jest rada i to prosta. Porozmawiaj z Kastusem... W końcu to on powinien decydować o tym, kto z nami jedzie. Niech powie tej pani, że nie może do nas dołączyć - Roger uśmiechnął się w nieco kpiący sposób.

- Na prawdę myślisz, że to zrobi? On, albo Drucilla? Szkoda strzępić język... choć pewnie i tak spróbuję... Chyba, że nie jesteś przeciwny temu pomysłowi?

- Jeśli ona ma coś wspólnego z tamtymi strażnikami, co nam chcieli zapieczętować magazyn, czy z kimkolwiek z osób zainteresowanych naszą przesyłką, to teoretycznie przynajmniej lepiej byłoby mieć ją na widoku. Lepszy znany szpieg... jak powiadają. Ale ja osobiście wolałbym jej się pozbyć. Kulturalnie, jeśli się da. Albo i mniej kulturalnie...
A może by jej powiedzieć, że jednak jedziemy w inną stronę?


- Z drugiej strony lepszy brak szpiega - zwłaszcza, że na trakcie łatwiej nam będzie dostrzec podejrzane osoby niż w mieście. Obawiam się, że Castiel uświadomił ją co do celu podróży, inaczej by jej tu nie było. Jest wiele karawan podróżujących do Silverymoon, lepiej chronionych i wygodniejszych od naszej - niech się do którejś przyłączy.

- Możemy powiedzieć, że ją wprowadził w błąd. Poza tym... do Silverymoon nie jedzie się w tą stronę. Powinna to sama zauważyć...

- Niezależnie od celów tej panny, jej spostrzegawczości i powodów jej obecności tutaj powinniśmy kategorycznie odmówić jej schronienia. Nasza misja miała być tajna i taką powinna pozostać, nawet jeśli nie wszyscy to rozumieją - tu spojrzała wymownie na kapłanów oraz Castiela.

- Zgadzam się z tobą. I z pewnością cię poprę.

- Dziękuję - Sabrie uśmiechnęła się blado do Morgana.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-10-2009 o 18:57.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172