Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2009, 22:43   #114
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Albert chyba do szczętu ocipiał. Wyrwał jej miecz tuż przed rozpoczęciem pieprzonej jatki. Czy tak się kurwa zachowuje rycerz? Chyba są z nich gorsi skurwysyni niż Bobby mogła przypuszczać.
Zaklęła pod nosem i sięgnęła za pas, gdzie zatknęła jakiś czas temu siekierkę. Marna to broń, ale lepsza taka niż żadna. Chyba, że... los po raz kolejny wypiął na nią swoje dupsko. Siekierki nie było. Najpewniej wypadła gdzieś po drodze. Chyba nie najlepiej jej pilnowała, ale w końcu po co skoro miała brzeszczot?

Walka ją uskrzydliła, jak zawsze. Najpierw solidny kopniak w jądra i już poczuła się spełniona kiedy... na jej twarz poszybowała cholewa buta. Uchyliła się, ale palant z impetem uderzył w obojczyk. Chociaż jej śliczna buzia na tym nie ucierpiała, tyle dobrego. Jebać pękniętą kość.

Pozwolił jej podnieść miecz, jebany gentleman. Stanęła gotowa do walki. Korytarz był ciasny. Zbyt ciasny. Chwilę potańcowali zgrabnie wokół siebie, tylko brakowało skocznej muzyki. A później ją przyszpilił. Była gotowa odejść, naprawdę. Zamknęła oczy i się uśmiechnęła. Lepszy był. A skoro tak, to zasłużył by zadać to cięcie. Stała spokojna, rozluźniona właściwie.
Tyle, że ostrze nie opadło. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą Szuraka. Odbił zgrabnie miecz i wtedy kamienie się posypały. Ocalenie. A Bobby pogodziła się, że już zasiądzie z Morrem przy jednym stole.

- Nie musiałeś – rzekła mu bez cienia wdzięczności. - Lepszy był.
Szurak pokiwał tylko głową. Nie oczekiwał najwyraźniej, że rzuci mu się na szyję i będzie dziękować. I dobrze, bo nie zamierzała.

Po walce złapała się za bolący bark. Kość przekuła skórę i wystawała nad jej powierzchnią. Postrzępiona. Zemdleć się chciało.
Przygryzła wargę do krwi. Fala odmiennego bólu odwiodła jej myśli od tego poprzedniego. Ruszyła przed siebie, w stronę leżącego na ziemi Alberta. Wyglądał jakby ledwo dychał, ale nie zamierzała mu darować. Podchodziła, niby spokojnie, jakby nic złego nie zamierzała. Ale zaraz zamachnęła się, z całym impetem na jaki mógł zdobyć się strudzony i wygłodzony uciekinier. Znaczy się, upiekło mu się w zasadzie. Lekko dostał. Kopniak był formalnością. Dość słabowity, ale precyzyjny. Prosto w bebechy.
Odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa.
Wiedziała, że on wie za co to było.

* * *

Promienie słońca powitała z niewymowną radością. A później widok morza... ten całkiem ją rozanielił. Zdjęła buty i zanurzyła w wodzie stopy. Niby mieli za sobą pościg, ale nie mogła sobie odmówić. Z boku stał Szurak, z typową dla siebie nieprzystępną miną. Trzymał się za okaleczony bok.
- Nieżle cię pociachali, tam pod ziemią. Chcesz żebym na to zerknęła? - wskazała gestem zakrwawiony brzuch.
- Nie – odparł po prostu.
- Jak chcesz.
Nie zamierzała nalegać. Odepchnęła się dłońmi od nagiej skały i zanurzyła w morskiej toni, zniknęła całkowicie pod jej powierzchnią. Otwarta rana w okolicy obojczyka szczypała dotkliwie. Słona woda nie najlepiej komponuje się z ludzką tkanką. Ale Bobby czuła błogość. Znajome uczucie, unosić się na wodzie...

Gdy wygrzebała się na brzeg była przesiąknięta do suchej nitki, za to uśmiechała się szeroko. Zwinęła włosy w węzeł i wycisnęła.
Na rozstaju dróg wybrała odnogę prowadzącą do Pleven. Nie zatrzymała się nawet, by zerknąć kto obrał jaki kierunek.
Po drodze zrównała się z Szurakiem. Lubiła towarzystwo tego śliskiego typka. Choć oczywiście mu nie ufała.
- Moja propozycja jest nadal aktualna – zagadnął znienacka.
- Dzięki ale spieszno mi na statek – odparła. - Zresztą, ty nie masz okowów. Nie będziesz w mieście sensacji wzbudzał. Idź do swojego przyjaciela. Ja mam zamiar niebawem stąd odcumować. Ale najbliższej nocy znajdziesz mnie w portowej spelunie. „Pod rybim łbem”. Jeśli się pojawisz podziękuję ci za dwukrotne uratowanie mi życia, a musisz wiedzieć, że potrafię wdzięczność okazać – wyszczerzyła uroczo ząbki. I znów syknęła łapiąc się za kość i próbując na siłę upchnąć ją w ciele. Nie powinna tak wystawać. Irytowało ją to i powodowało zawroty głowy.

Zagłębiła się w las, podróż traktem zakrawała na szaleństwo, tym bardziej, że kupieckie karawany były tutaj dość powszechne. Znała Pleven i okolice, tutaj dorastała. Musiała dotrzeć do granic miasta, później ułoży dalszy plan. Podeszła do Vestine. Zagadnęła ją szeptem, przybliżając usta do jej ucha.
- Jeśli chcesz mogę cię zabrać na statek. Zostawimy cię w najbliższym porcie, z dala stąd. Wiem czym się parasz. Nie obchodzi mnie to tak długo jak nie użyjesz swoich sztuczek przeciwko mnie. Polubiłam cię, jebana mać. Nie chcę się z tobą rozstawać w zwadzie.
 
liliel jest offline