Pytanie karczmarza trochę zbiło go z tropu. No bo przecież się nie spodziewał, że jego kamraci są tak widoczni - właściwie to czemu oni tak siedzą na środku rynku? Jednak maluch nie tracił odwagi. Nie po to przeżył tyle w wiosce czarnego orka by dac sie zastraszyć jakiemuś kupczykowi.
- Sam znaczy bez obcych. A to swoje chłopy. A tak miedzy ty i ja - ściszył trochę głos - to ten tam - spojrzał znacząco na zbliżającego się zielonego olbrzyma - przynajmniej z punktu widzenia Zanka - to straszny... O Zankowi bardzo podobać się ta kusza! Ile płacić? - ork był strasznie niebezpiecznie blisko. A źle mówić coś niekorzystnego do łorca kiedy ten ma cię w zasięgu ręki. Zresztą w ogóle gdy cie widzi i słyszy to lepiej siedzieć cicho. Gdyby kucharz nie znał i przestrzegał tych zasad dawno skończył by jak jego tatko. Zresztą nie mylił się. Ork dość "spokojnie" zaalarmował sakiewkę malucha, że winna trochę schudnąć na korzyść żołądka zielonego brutala.
- Już się robić, druhu Zanka potężny. - i sięgnął do czeluści coraz to chudszej sakiewki. Na szczęście czynność tę zatrzymał sprzedawca. Zaoferował pitkę i zagrychę na koszt firmy! Idiota jaki? Dawać alkohol orkowi na koszt firmy gdy pod ręka nie ma się baaaaaardzo ciężkiej pały i baaaaardzo ciężkiego posiadacza owej broni? Rozróba gwarantowana. I do tego zaczął węszyć wokół ich celu. ~Szpieg jaki czy cu? Zank nie taki w ciemię bity by się na cuś takiego nabrać. Oj co to to nie. Tylko czym by go tu zbyć?
I na to przyszła pomoc z rozwiązaniem. Otóż dziwnie bladolicy elf druhim się zowiący, a mianujący się Civrilem prostym łgarstwem podłechtał ciekawość karczmarza. I miejmy nadzieję zaspokoił ją wystarczająco.
- O! Dwa druh Zanka potężny też być. Zank kupić ta kusza co elf chcieć. Zank dziwić się tylko czemu elf sam nie kupić. Elf ma. To Zank sprawdzić co z reszta! - i korzystając z chwili orczego zainteresowania jadłem i elfiego wciągnięcia się w rozmowę wybiegł na zewnątrz. Wolał nie być zbyt blisko pijanego łorka. A skórę ratować zawsze warto. A i przewietrzyć się można.
Zank wybiegł na plac rynku, jeśli można to tak nazwać i wszedł w niewielki tłumek ich kolorowej drużynki. A po co ma latać za każdym? Jak kto będzie co chciał to sam przyjdzie.
__________________ Why so serious, Son? |