Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2009, 22:33   #102
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgorowi zabłysły małe, kaprawe oczka, kiedy zarejestrowały postawione na ladzie naczynia. Gdy sprzedawca napełnił kubki, orkowy nos potwierdził, że zawartość gąsiorka jest co najmniej zachęcająca. W tej miłej kontemplacji nie przeszkadzał mu nawet rechot biesa powtarzającego w kółko: "Szanowny rycerz... buhaha... nie mogę... SZANOWNY... hłyhyhy... RYCERZ - trzymajcie mnie, bo padnę!... " i takie tam.

Pojawił się niedożywiony elfiak. Szarobury, znaczy się. Zagadał uprzejmego gospodarza, a w tym czasie właściciel durszlaka gdzieś się zapodział. Uthgor puścił zeza na kubek przygotowany dla Zanka, drugim okiem lustrując wnętrze sklepu, po czym wzruszył ramionami i nie zastanawiając się dłużej wlał sobie jego zawartość w gardło, czyniąc zresztą dokładnie to samo, co uprzednio ze swoim kubkiem.

- Mocne! - mlasnął ukontentowany, rozsiewając wokół odór wódki.

Drzewołaz, a do tego pewnie wegetariamanin, zboczeniec i sodomita w jednym (jak wszystek elfie gady przecie), czyli druhii dalej toczył jakieś dysputy z tubylcem, co ork wykorzystał na porzucenie pustych kubków i przyssanie się do większego glinianego naczynia. Sprzedawca rzucił mu spłoszone spojrzenie, ale nie mógł interweniować z powodu natrętnego elfa.

Po kilku kolejnych łykach, kiedy jęzor zdawał się płonąć żywym ogniem, ork odstawił naczynie od ust i beknął donośnie.
Popatrzył na zdegustowanych elfa i sprzedawcę, by po chwili wypowiedzieć słowo, po którym ich zdziwienie sięgnęło zenitu. Czegoś takiego nie mógł wydukać ork, a jednak.
- Pardon! - i wyszedł przed przybytek z chlupoczącą wesoło zawartością naczynia trzymanego pod pachą.
Obyło się nawet bez komentarza czarta, więc konsternacja była powszechna.

Co było powodem wyjścia? Kilka rzeczy, ale najważniejszą, nie wliczając nieudawanego niesmaku podczas degustacji wywołanego obecnością tak obrzydłej wszystkim zielonoskórym rasy ostrouchych, był brak obiecanego przez właściciela lokalu pieczonego prosiaka. A jak tu pić bez zagryzania?
Dlatego rosły wojownik, taszcząc swój zdobyty (i ukradziony...) dobytek znowu zaczął rozglądać się za maluchem w przewiewnym kasku, by ten zorganizował cokolwiek. Na przykład pieczyste. Tak. Byle dużo.

A jeśli ktokolwiek zastanawia się skąd u nieokrzesanego wojownika z Klanu Złamanego Kła taka elokwencja, to przyczyna tak zaskakującego słownictwa jest jedna. Po prostu Uthgor miał kiedyś wątpliwą przyjemność spotkania ludzia - misjonarza, który w swym powołaniu zawędrował aż na tereny Złamanych Kłów. Wątpliwą, bo skubany żylasty był i łykowaty, a Uthgor miał później niestrawności przez tydzień. W każdym razie tak brzmiało ostatnie słowo wypowiedziane tuż po tym, jak nieopatrznie nadepnął na drzemiącego w wysokiej trawie orka.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline