Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 00:19   #116
Oktawius
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Nie spodziewał się tego. Był zły, denerwowało go to miejsce, młot, walka. Zawsze czerpał z niej radość, jednak pojedynek z tą pizdą jakoś nie poprawił jemu humoru.
Szybko i zwinnie się ruszała, Kurt nie dość że był za duży na ten korytarz, to i jego broń nie sprawdzała się tak jak oczekiwał. Była wolna, za wolna...
Kolejne smagnięcie poczuł na policzku. Z głębokiej bruzdy obficie pociekła krew. Jeszcze jedna blizna do kolekcji...
-Cholera... - Mruknął sam do siebie, czując ciepłą ciecz kapiącą mu na tors. Chwycił pewniej młot w dłonie i z pełną determinacją chciał wymierzyć jej "sprawiedliwość", ale... już jej nie było.
Jej miejsce zajął jakiś pedałek. "GDZIE ONA SPIEPRZYŁA!? JESZCZE NIE SKOŃCZYŁEM!" W duchu nerwy zaczęły go ponosić. No ale lepszy rydz niż nic, a ten rydzyk to spotka szybką śmierć.
Ale zanim Kurt go wysłał na drugą stronę, sam został jeszcze porządnie ciachnięty w udo. Noga lekko mu się ugięła pod wpływem ciężaru ciała, ale adrenalina skutecznie blokowała ból.
I jeszcze jeden cios w klatę. No to już go rozjuszyło. Następny cios pedałka dosięgnął jedynie młota, a miecz przeciwnika złamał się. Kurt obdarzył typka uśmiechem. Paskudnym uśmiechem.
-Giń- po czym podrzucił młot w dłoniach i chwytając go na nowo, przelewając całą złość w ten jeden jedyny cios, zamachnął się. Czuł impet, czuł że ten atak to zakończy.
Debil próbował rękoma zasłonić twarz. Młot przeleciał przez gardę, łamiąc ją, po czym napotkał twarz, którą sprasował do jednej krwawej miazgi.
Teraz to czuł, teraz zaczął się wkręcać.
Odwrócił się do reszty, szukając kolejnego celu, ale jeden już był dobijany, inny już martwy leżał. Kurt ruszył na tyły być może tam pomoże jakoś.
Nie zwracał uwagi na leżącego Alberta, na płaczącą Astriatę gdzieś pod ścianą, na wystającą kość piratki, czy na martwego Urira. Chciał walki!

Jednak trzeba będzie na nią trochę poczekać jeszcze, bo sufit zaczął wszystko zasypywać. Gruz odgrodził uciekinierów od napastników. Chociaż w przypadku Kurta on równie dobrze mógłby być tym napastnikiem.
Przejście w stronę wolności.... już było odkopane. Parę osób już przeszło, inni przechodzili właśnie. Chciał pomóc dla Blondyna, albo dla Astiraty w przejściu, ale już ich nie było.
-Poradzą sobie - Mruknął i poczekał aż wszyscy przejdą. Ten się nie pchał, przeszedł jako ostatni.
Idąc ostatnim już korytarzem w tej kopalni, czuł świeże powietrze, gdzieś przebijało się światło. Chciałby przyśpieszyć, ale musiał by zdeptać po drodze parę innych osób. Niecierpliwie czekał aż ujrzy wolny świat.
W końcu!!!!!
Wyszedł na powierzchnię. Oczom Gladiatora ukazało się piękne morze. Chłodny wiatr, delikatnie muskał jego zmęczone ciało. Wyprostował się, podniósł głowę do góry i rozprostował ręce, a w jednej dłoni dalej trzymał młot. Bryza otulała go z każdej strony, jak otula matka ramionami dawno niewidzianego syna. Uśmiech tym razem zagościł na dobre na twarzy Kurta. Postał tak chwilę, nie zwracając uwagi kompletnie na innych.
Podszedł, bo duma nie pozwalała mu kuśtykać na nogę, do granicy morza z lądem i zobaczył swoje odbicie. Normalnie jedno wielkie nieszczęście. Brudna, zakrwawiona i wychudzona twarz nie wyglądała przyjaźnie. Włosy niegdyś brązowe, teraz bardziej przypominały czarne, od brudu i zakrzepniętej krwi. Aż się przeraził widząc swoje odbicie. Klęknął... jakoś, z odczuwalnym bólem i korzystając z wody, przemył sobie włosy i twarz. O wiele lepiej.... Potem urwał nogawkę i przepłukał ją parę razy. Następnie namoczył i poszedł gdzieś usiąść sobie. Nie szukał towarzystwa i dobrze wiedział że towarzystwo nie szuka jego. Odłożył broń, rozluźnił nieco buty i zaczął przemywać sobie tors, nogę. Oczy dalej wlepione w morze, cieszyły się tym widokiem. Słoneczko które idealnie świeciło w jego bok, normalnie uśmiechało się do niego.
Jednak ta utopia nie mogła trwać wiecznie. Ktoś przysłonił mu słoneczko....
Po rozmowie z Vestin, uśmiech który zdawać się było na dobre zagościł na jego twarzy, zniknął. Teraz skupiony, zamyślony i zdenerwowany, wziął się za zdejmowanie kajdan, które już nazbyt długo, gościły na jego nadgarstkach i kostkach. Zdejmując je sobie, potem dla Vestine i dla innych, którzy się zgłosili, co raz rzucał spojrzenie na młot. Mruczał coś pod nosem niezadowolony, a sam specjalnie z nikim nie rozmawiał.
Po oswobodzeniu, nastał czas na dyskusje. Bardziej i mniej burzliwa, ale doszli wszyscy do wniosku, że Ci co chcą, idą do miasta, a Ci co nie chcą lub nie mogą zostają w pobliskiej jaskini.
Na szczęście ich grota była wyposażona w pitną wodę, więc będzie można przeczekać trochę.
Kurt zajął miejsce gdzieś przy ścianie, nie opodal wody. Coś czuł że pić mu się będzie chciało... i to dużo.
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline