Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 00:28   #40
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Na klatce panuje ta sama cisza i półmrok, który już spotkali tutaj. Na progu leżało kilka płatków niby śniegu i dalsze, które swobodnie wirują w powietrzu. Postawili stopy na zimnym betonie. Mimowolnie palce u nóg podkurczyły się protestując wobec takiego traktowania. Trzymana w ręku gazrurka robiła się coraz bardziej zimna. Zdecydowani znaleźć Władysława, Ewa i Konrad przeszli dalej coraz pewniej stawiając kroki. Nigdzie nie było widać tajemniczej postaci, którą chłopak widział wcześniej. Władysława też nie.

Pokonanie kilku stopni w górę nie sprawiało najmniejszych problemów. Korytarz, gdzie ostatni raz był widziany starszy pan, tonął w wirujących płatkach i delikatnym półmroku. I było tam coś jeszcze...Coś, co wydawało odgłosy szurania, stękania i świszczenia. Para skierowała w tamtą stronę swoją prowizoryczną broń. Jednak nikt nie rzucił się na nich niczym lew. Dostrzegli zaś pełznącą po podłodze postać łudząco podobną do Władysława.Kilka sekund później już wiedzieli, że to ich towarzysz.

Konrad rzucił się w jego stronę. Trzeba go stąd zabrać najszybciej jak się da. Bez zwłoki. Ewa patrzyła zaś wokół wypatrując kogokolwiek innego, kto mógłby czaić się w mroku. Jej bystre oczy nie znalazły nikogo. Pewnie nie za wiele by się przydała przy taszczeniu Władysława, ale widziała, że chłopak świetnie sobie radzi sam. Pomógł wstać i podtrzymał za ramię, by odholować, go w bezpieczne miejsce. Oczywiście poza budynek... Tymczasem płatki opadły, zimno ustąpiło i kłująca cisza wypełniła korytarz. Nikt nie czekał na to, co mogło wisieć w powietrzu.

Władysław dość niepewnie stawiał kroki, ale trzymał się dzielnie. Głównie ramienia Konrada, ale przynajmniej już miał jakieś oparcie. Pokuśtykali przez schody i wyszli na powietrze. Nigdy wcześniej nie przypuszczaliby, że będą się cieszyć z tego stalowego nieba, szarego blokowiska i widoku odrapanych ścian. Ewa krążyła z przodu i wypatrywała śladów kogoś innego poza nimi, ale niczego nie dało się dojrzeć. Nawet tajemniczej istoty z opowiadania chłopaka. Najgorsze jest to, że śpiącego też nie było nigdzie widać.

Miejsce, gdzie zostawili księdza, dało się znaleźć, ale samej osoby nie. Nie było żadnych śladów wokół - jedynie odkształcenia rachitycznej trawki w miejscu, gdzie leżało ciało śniącego. Władysław słaniał się na nogach i dla Konrada coraz trudniej było utrzymać jego ciężar. Bezsilność spowodowana widokiem pustego miejsca uderzyła gwałtownie i bez ostrzeżenia. Zacisnęła swoją pięść wokół gardła i zaczęła delikatne ściskać. Dla Ewy sprawa była jasna - podobnie jak wszystko tutaj. ONI go zabrali. I dobrze, że to nie była ona.

************************************************** ****

Tymczasem w zupełnie innym miejscu Stefan przemierzał ulicę spokojnym krokiem, sycąc się świeżym (jak na Warszawę) powietrzem i spacerem. To taka miła odmiana od kakofonii dźwięków, rozmów, gwaru i stresu jaki zafundował sobie swoimi zainteresowaniami i pracą. Zespół, miksy i chałturki wyciskały z niego wszystkie soki. Dlatego chwile takie jak ta, są szczególnie cenne. Patrzył bezmyślnie na przejeżdżające samochody, czuł zimne płatki śniegu zamieniające się w lodowe krople i szedł spokojnie przed siebie. Spacer do kościoła nie zabrał dużo czasu. Wystarczająco, by przewietrzyć się i nie zmarznąć.

Dziś sobota, to pewnie w kościele będą jakieś prace lub szykowania do niedzieli. Chłopak obiecał sobie, że zajrzy tylko, spyta się o zdrowie księdza i kurtuazyjnie spyta, czy w czymś nie pomóc. Oni kurtuazyjnie podziękują i będzie mógł wrócić do domu i komputera, gdzie czekały już na niego dźwięki do obróbki. Pchnął ręką furtkę i wszedł na teren kościoła. Było cicho i spokojnie. Nie było widać śladów krzątania czy pracy. Co by znaczyło, że chyba już wszystko zostało pokończone. Stefan ruszył w stronę domu parafialnego. I wtedy usłyszał z przybudówki przy owym domu krzyki, które niosły się z każdym wykrzyczanym słowem. Słychać je było przez drzwi i okna, co akurat nie było trudne z uwagi na ich mikrą budowę. Powtarzało się jedno słowo: "NIE!" i jego głośność narastała z każdą chwilą. To z całą pewnością nie była kolejna nudna sobota w życiu parafii. Stefan dostrzegł to od razu. Tylko co teraz robić?
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline