Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 10:31   #117
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Są ludzie, którzy w obliczu niebezpieczeństwa chwytają za miecz i z szeroko otwartymi oczami gotują się do walki o życie swoje i innych.
Są ludzie, którzy w obliczu niebezpieczeństwa zaciskają mocno powieki i drżąc ze strachu czekają na cios, mając nadzieję, że skoro oni niczego nie widzą, to i wróg ich nie dostrzeże.
Astria należała do tej drugiej kategorii.
Zawsze myślała, że należy do pierwszej. Przeżyła trzy lata tułając się po traktach, lasach, miastach i miasteczkach Imperium zdana tylko na swoją zaradność i spryt. Wraz z drwalami broniła ich osiedla, ściskając w ręku małą siekierkę. Podróżując z karawanami kupców czy uchodźców nie jeden raz sięgała po łuk. W karczmach nie raz i nie dwa oganiała się nożem od nachalnych klientów nastających na jej cześć.
Myślała, że jest twarda. Że sobie poradzi.
Myliła się.

Wystarczyły dwa tygodnie w kopalni...
Nie.
Wystarczyło kilka godzin w zatęchłych, śmierdzących, wąskich korytarzach. Pożądliwe, okrutne, wyrachowane spojrzenia. Ostre, obrzydliwe piski skavenów. Wbijający się wszędzie pył i gorąc. Kolor i zapach krwi. Jęki rannych i konających stworzeń. A nade wszystko dwie rzeczy. Wszechogarniająca ciemność, w której góra myliła się z dołem, dzień z nocą, godzina z minutą, w której człowiek czuł się ślepy i bezradny jak nowonarodzone kocie, pełzające po nieznanym koszyku, obijające się o ściany i inne kociaki. I to ciągłe poczucie zagrożenia... uwięzienia... bezradności i beznadziei. Wrócić nie można - śmierć; iść dalej w nieznane - śmierć. Ciasne, półokrągłe, chropowate ściany otaczające ze wszystkich stron, gotowe w każdej chwili runąć na głowę, ciągnące się milami korytarze w nieznane. Jeden fałszywy krok w zatracenie... To nie był las, gdzie idąc w końcu się gdzieś doszło, gdzie była woda i rosła żywność. To była kopalnia - martwy świat... grobowiec. Bezradność. Bezradność i beznadzieja... to zabijało Astrię.
Nie była twarda. Nie wiedziała skąd brała się ta szaleńcza, niemal nieludzka odwaga i lojalność jaką wykazywali się inni uciekinierzy. Słyszała co prawda, że w krytycznych sytuacjach ludzie potrafią wykrzesać z siebie niewyobrażalne pokłady woli i energii, lecz jedno to słyszeć, a drugie widzieć i uwierzyć. Ona tego z pewnością nie miała.

I było jeszcze to. To, o czym Astriata-bezradna-jaszczurka nie chciała myśleć, a co uparcie krążyło jej po głowie raz głośniej, raz ciszej jak kołujący trzmiel.
To.
Brudne babie lato. Obietnica mocy. Radosna nadzieja.
A potem upadek.
Ciągły szum i słabość.
Mentalne więzienie.
Cudzy głos, obca obecność w jej własnej głowie.
Niemoc i wszechmoc stykające się ze sobą, przewalające się w walce, rzucające nią na wszystkie strony, bezbronną, bezwolną...
Czy ten twardy, złoty kamień to był chaos?
Chciała go wyrzucić, lecz nie mogła.
Czy to właśnie był chaos?
Może zgubi go gdzieś po drodze...
Czy ona to chaos?

Nie chciała wiedzieć. Nie chciała o tym myśleć. Chciała wierzyć że ta moc, te dziwne zdarzenia, wszystko zostało pod ziemią, a na słońce wyszła słodka, niewinna Astriata o długich złotych włosach i niebieskich oczach. Laleczka, którą zachwycała się cała służba i goście. Nie brudna, szalona więźniarka.

Miała wrażenie, że oczy wszystkich zwrócone są na nią. Że winią ją za swoje krzywdy. Chaos jest źródłem wszelkiego zła; i w ludziach i w innych stworzeniach! - grzmiał ojciec. - Chaos trzeba wyrywać z korzeniami jak perz! Wypalać gorącym żelazem! Niszczyć w zarodku!
Czy to była jej wina, że wszyscy tak skończyli? Bo złapała babie lato? Czy wszyscy patrzą teraz na nią, wyciągając w jej stronę miecze?

Dziewczyna ostrożnie otworzyła oczy. Nikt się nią nie interesował, przynajmniej nie z wrogimi zamiarami. Bobby pływała - bogowie jedni wiedzą skąd miała na to siłę. Astria przez chwilę myślała, że piratka poszła się utopić, albo zgłupiała z radości i wydało jej się, że po statku idzie. Złamany obojczyk obrzydliwie bielał w słońcu. Sztygar opatrywał sobie ranę. Vestine i Callisto dyskutowali o czymś... znowu... dziewczyna przypomniała sobie, że już po raz kolejny widzi tą dwójkę pogrążoną w rozmowie. Drugi? Trzeci? A może więcej? Nie mogła sobie przypomnieć, ale pożałowała, że zdradziła się przed czarodziejką. Magowie byli "lepsi". Choć dla rodziców stanowili takie samo zło jak i niewyszkoleni nosiciele. A może nawet i większe. Ale dla zwykłych ludzi magowie byli lepsi. Tolerowani. Nie zabijani. Jeśli chaos znów pojawi się wśród nich kogo wskażą jako winnego? Ślicznotkę po szkołach, czy wychudzone czupiradło? Nie musiała sobie nawet odpowiadać. Trzeba było uciekać.

Uciekać... uciekać? Ale dokąd, przecież... przecież już miała dokąd! Była wolna...

Dopiero teraz Astria poczuła, że jest jej ciepło i może swobodnie oddychać. Niebo... słońce... Wrzaski mew bijących się o leżące na brzegu ochłapy i złowione w wodzie ryby mieszały się z szumem fal rozbijających się o wszechobecne skały. Morska bryza osadzała słoną wilgoć na jej ciele.

Byli wolni. Ona i Valdred. Brat, który ją odnalazł. Który szukał. Który wyrwał się z fanatycznego ulrykańskiego jarzma. Który przyszedł po nią - nią taką jaka jest, jaka była od zawsze. Uciekną razem.
Ale czy on jeszcze będzie ją chciał? Jakieś dziwne wspomnienie tłukło się do drzwi jej świadomości, które uparcie nie chciały go wpuścić. Coś się stało, gdy ten potwór... NIE! Nie będzie o tym myśleć. To już było, zostało gdzieś głęboko pod zwałami kamieni, razem z trupami krasnoluda, żołnierzy i innych stworzeń. Teraz jest na powierzchni, wolna, ma szanse - tak jak wcześniej - wieść w miarę normalne życie. Wystarczy wydostać się z tej okolicy, zostawić wszystkich, którzy mogli by ją wydać.

- Wszystko w porządku? - silne ramiona objęły ją od tyłu opiekuńczym gestem. Nie wszystkich. Val pójdzie z nią, widziała to w jego zatroskanych oczach, które wpatrywały się w nią teraz z niepokojem. "Wreszcie cię znalazłem..." - jego słowa pojawiły się w głowie dziewczyny tak wyraźnie, jakby je właśnie wypowiedział. Nie powinna mieć wątpliwości... ostatecznie spaliła na jego oczach człowieka, a mimo to nadal chciał ją znać, nadal ją szukał, porzucił dla niej dom... Czy potrzebny jest lepszy dowód?

Astria miała wrażenie, że z każdym haustem świeżego powietrza zaczyna myśleć wyraźniej i bardziej logicznie. Otarła łzy, uściskała brata i poszła pomóc Aleamowi zbierać żywność - jej szeroki fartuch w sam raz się do tego nadawał. Przy okazji obmyła się w morzu, choć nie mocząc ubrania - do pełni szczęścia nie brakowało jej zapalenia płuc. Wszyscy zażyli już pierwszego powiewu wolności i powoli schodzili się już w jedno miejsce. Val się kąpał, Kurt zniknął za skałami, a Ves opatrywała rannych. Potem ruszyli na poszukiwanie jakiejś jaskini - po tej szaleńczej ucieczce odpoczynek był im niezbędny.

Choć nie wszyscy tak myśleli - część osób wkrótce zebrała się z zamiarem w stronę Pleven w poszukiwaniu zapasów i informacji. Astriata nie rozumiała po co idą w paszczę lwa. Sama najchętniej uciekła by gdzieś w lasy, gdzie osiedla smolarzy i drwali dawały pewne schronienie, a sam las dostarczał pożywienia. Widziała, że ciężko ranni Tobiasz i Albert potrzebowali lekarza; tyle że wyglądając jak więźniowie - w grupie, brudni, zakrwawieni i ranni - mają szansę uzyskać w Pleven pomoc? Wątpiła w to bardzo. Poza tym do miasta było zapewne daleko i ranni i tak by tam nie doszli. Nie odezwała się jednak. Odpocznie w jaskini, przeczeka i razem z Valem pomyślą co dalej. Zwłaszcza, gdyby schwytani w mieście więźniowie zechcieli ich wydać - nie tylko Szurakowi źle z oczu patrzyło. Ale na razie mówili, że po nich wrócą... Widać cienka nić zaufania, niezbędna by przetrwać ucieczkę z kopalni, nadal istniała. Dziewczyna przysłuchiwała się toczącym się rozmową, zastanawiając się na jak długo tego zaufania im starczy. Zwłaszcza Kurt wyglądał na porządnie zmartwionego - Astria posłała mu blady, choć przyjazny, uśmiech zastanawiając się, czemu nie cieszy się on z wolności. Może bardzo doskwierały mu rany?

Potem dojadła swoją mikroskopijną porcję strawy, obficie popiła wodą, po czym przytuliła się do brata. Wystawianie wart chyba nie miało sensu - i tak nie mieli sił by uciekać ani środków, by się bronić. Jedyne, co im się mogło przydać, to porządny, krzepiący sen.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-10-2009 o 23:42.
Sayane jest offline