- A więc nic do oclenia, tak? Żadnych tkanin, trunków, skórek, wyrobów rzemieślniczych i tego typu rzeczy na sprzedaż lub wymianę. Tak? To doskonale – strażnik pobrał od każdego myto w wysokości ćwierci septimii i wpuścił do miasteczka.
Prosta i strasznie zaśmiecona ulica przez środek osady, ku małemu i jeszcze brudniejszemu rynkowi, a potem wznosiła się ku bramie drewnianego kasztelu. Powoli, omijając co większe kałuże jechali w stronę rynku, bacznie rozglądając się po drodze. Rzeczywiście opis podany przez Putrano pasował do miasta. Eferelto miało około stu domów stojących wzdłuż głównej ulicy i wokół wewnętrznej strony palisady. Putrano wspominał, że zaledwie pięć z nich jest murowanych i w tym względzie nie docenił siedziby barona Anzelmo Pirry. Murowanych budynków było co najmniej dziesięć. Zdecydowana większość z nich wznosiła się przy owalnym rynku. Poza górującą nad miastem bryłą baronowskiego sztołbu, drugim wyróżniającym się budynkiem była wspomniana przez barda w karczmie, katedra malakarskich bogów – Adanira i Morthesa. Zbudowana na planie krzyża, z białego kamienia, z niewysoką okrągłą wieżą pośrodku i zwieńczona miedzianą kopułą, robiła dobre wrażenie na tle reszty miasteczka. Na wszystkich poza Revellisem, który wyraził swoją opinię o malakarskich bogach i ich upadku.
Z oględzin miasta wywnioskowali, że godnymi zainteresowania lokacjami w Eferelto są karczma „Wilczy kieł”, należąca, a jakże, do Kompani Kupieckiej, stojąca przy rynku, po przeciwległej stronie niż katedra. Drewniany, długi barak wzniesiony tuż u stóp wzgórza, który okazał się być kwaterą żołnierzy barona. Przylegający do karczmy, mały i obskurny budyneczek z czerwonym szyldem, będący podupadającym burdelem, zatrudniającym trzy podstarzałe dziwki oraz murowana i dymiąca kuźnia, o dziwo stojąca nie na podgrodziu ale w obrębie palisady.
Stojąc na rynku w błocie sięgającym pęcin koni, zastanawiali się co teraz. Gdzie iść i co zrobić? |