Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 19:53   #5
Ayame
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Wymamrotała coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Nie mogła jednak wrócić do błogiej krainy snów, gdyż czuła się kompletnie wyspana. Tak... Cudownie wyspana i wypoczęta. Jak nigdy po popijawce... !...!?...
Marie otworzyła powieki i szybko usiadła. Co jest? Gdzie jest? Jak tu się znalazła? Dlaczego nie ma kaca? GDZIE JEST SAKE?! Te oraz inne arcyważne pytania przeleciały momentalnie przez jej myśl. Nie lubiła być trzeźwa- świat wydawał się być wtedy taki... zwykły... nudny... Musi się napić. Kij- może to nawet nie być alkohol, który dostała w prezencie od wieśniaków któregoś pięknego dnia... Już sama nie pamiętała za co. Ale dobry był. I było go dużo.
Momentalnie jej uwagę zwrócił dziwny facet. Wyglądał jak jeden z klanu Noah... ale jednocześnie nie wyglądał. Miała wobec niego mieszane uczucia- głowa (niestety trzeźwa) mówiła jej jasno, że nie należy mu ufać, ale coś w niej kuło ją niemiłosiernie myślą, że jest wręcz przeciwnie. Trzeba by tu jakoś go wybadać. Ale weź tu myśl na trzeźwo.
- Hmmm... Pinehead, tak? Masz tu coś do wypicia?

Jak na osobę, która została postawiona między psychicznym młotem a kowadłem (w postaci dwóch niewiast - Marie i Live Wire), Pinhead nie okazywał braków w swojej samokontroli. Był ścianą godności. Górą powagi. Co zasługiwało na podziw, biorąc pod uwagę, że jedni z jego podopiecznych chcieli mordować, drudzy jeść, a jeszcze inni narzekali na sytuację w której się znaleźli. W istocie, cała sytuacja zdawała się przypominać raczej wizytę w galaktycznym przedszkolu niż spotkanie istot które posiadanymi mocami mogły wpłynąć na los świata. Bynajmniej nie jednego. Kaktusołak odchrząknął.

- Nie Marie. Obawiam się, że to pozbawiłoby sensu moją poprzednią czynność. Było nią doprowadzenie cię do stanu używalności. Jeżeli masz jakieś sensowne pytania, dobrze byłoby zadać je teraz. Nim przejdę do omówienia naszego pierwszego problemu.

Rzucił okiem na zaciemniony fragment alejki.

- Tak... pozostaje jeszcze sprawa Patrycji. Byłbym zadowolony gdyby ta zaczęła bardziej socjalizować się z resztą grupy. Lub przynajmniej raczyła w końcu się pokazać.
- JAK TO?! - wrzasnęła ile sił w płucach egzorcystka- Jak mogłeś?! Nie mogę funkcjonować, kiedy ma się nadmiar krwi w układzie alkoholowym. Krew to nie wszystko, żeby można było normalnie żyć, wiesz....?...Hę?- blondyna wpatrywała się w ten sam punkt co jej "wybawiciel" doszukując się sensu jego wypowiedzi. Powoli, jakby troszkę niechętnie, zza rogu alejki wychyliło się czoło przyozdobione niebieskimi włosami, a tegoż samego koloru oczy skryte za okularami w grubych oprawkach nie ciskały błyskawicami troskliwej potęgi. Więcej widoków, poza dłońmi zaciśniętymi na krawędzi ściany, obecni nie uświadczyli. Bardzo towarzyska persona.
-Hrm. Nie chciałam być nachalna. Nazywam się Patrycja, mam szesnaście lat, niechętnie was poznam. Czy to odpowiednio socjalne? Nie? No to jeszcze zdradzę, że lubię placki. Starczy? Gdzie moja dwunastka i piwo?

Cisza i skrzyżowane, blade dłonie dość ładnie komponowały się z niewyraźnymi odgłosami ulicznego ruchu, dochodzącymi z oddali. Jasno jednak sugerowały, że człowiek z igłami na głowie nie zamierza w najbliższym czasie stać się źródłem alkoholu dla którejkolwiek z niewiast. Nic więcej nie mówił, przyjmując właściwości typowe dla miejskiego pomnika. Czyżby dawał im odrobinę czasu na zastanowienie odnośnie potencjalnych pytań?
No... - pomyślała Marie- przynajmniej jedna osoba zna się na rzeczy. Ciul, że ma dopiero szesnaście lat. Ona zaczęła w wieku czternastu. I dawała lepiej od reszty ekipy. No, ale widać zapowiada się na to, że nie ma mowy o buteleczce dobrego winka, piwka ani też innego napoju ułatwiającego życie. Ciężko idzie skupienie się, ale nie poddając się w końcu trybiki w jej głowie ruszyły. Powoli i z chrzęstem, ale coś już jest.
- Ok. No to tak pokrótce. Gdzie my jesteśmy? Jak się tu dostaliśmy? Skąd wiemy, że możemy ci ufać?...- przerwała na chwilę, by znowu zebrać myśli.- i... kurna było coś jeszcze... A tak! Czego od nas chcesz?
Patrycja zmrużyła oczy, niespokojnie przesuwając palcami. To wszystko wyglądało jak zły dowcip czarownika z naprzeciwka. No... może odrobinie kreatywniej, dlatego w to mimo wszystko uwierzyła.
-Rozumiem, że o cały techniczny bałagan zadbałeś, jak przystało na porządną firmę turystyczną? Translator językowy, przystosowanie naszych ciał do różnych warunków zewnętrznych? Nie chce złapać jakiegoś cholerussa złośliwusa który u mnie w Kansas nie występuje i nie mam na niego wyrobionej odporności.
Ktoś chyba wstał lewą nogą dzisiaj.

Pinhead mruknął, wypowiedź blond dziewczyny poprawiła jego humor, przynajmniej na krótką chwilę. Tyle właśnie trwało wygłoszenie sensownej riposty.

- Jak nie trudno się domyślić, zostaliście przeniesieni z waszych światów przy użyciu magii portalów. Zaś co do drugiego, istotnego pytania.... Heh. Nie możecie. Jako gwarancję macie jedynie moje słowa. Nawet gdybym pokazał wam katastroficzne wydarzenia dni przyszłych… moglibyście zwyczajnie uznać je za wyrafinowaną iluzję. Jednakże przywykłem. Niewiara nie jest dla mnie niczym nowym.

W odpowiedzi na słowa antysocjalnej, gburowatej panny, okryty szpilami osobnik sięgnął w głąb swojej szaty. Wyjął z niej niewielki, złoty obiekt, łudząco podobny do kostki Rubika. Choć zdecydowanie nie tak różnorodny pod względem kolorystyki. Wykończenia i grawerowania były godne podziwu, zaś cały przedmiot wydawał się lśnić jakąś niesprecyzowaną, wewnętrzną mocą. Z pewnością nie stanowił zabawki dla dzieci.






Pinhead ruszył do przodu, przekazując obiekt w ręce Wilhelminy.

- Weźmiecie to ze sobą. Dopóki choć jeden z wędrowców posiada Konfigurację Lamentu, reszta będzie miała możliwość bezproblemowej komunikacji. Zarówno między sobą, jak i z bytami zamieszkującymi dane uniwersum.

Widocznie zainteresowana Live Wire stanęła na uboczu, przyglądając się przez chwilę dziwnej kostce spoczywającej w rękach masochisty.

- Hej, czadowo! Uniwersalny tłumacz. Teraz przynajmniej nie musimy się martwić czy zrozumieją nas tubylcy. Robi jeszcze coś fajnego?

Już miała zamiar jej dotknąć, ale… powstrzymała się. Mrużąc podejrzliwie oczy, rzuciła:

- A właściwie dlaczego sam jej nie zatrzymasz? Przecież jesteś członkiem tej grupy tak inni, równie dobrze to świecące cacko mogłoby zostać u ciebie.

- Hm. Bystra obserwacja Leslie. Jednak nie zawsze będę znajdował się w tym samym świecie co reszta grupy. Mam obowiązki. Obligacje. Muszę koordynować działania.


Nie wyglądało to na zbyt przekonywujące argumenty, jednak…
 
Ayame jest offline