Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2009, 19:02   #10
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Podazam z nimi. Wioska.. Czuje zycie, ktore kiedys plynelo w tych chatach, w tej ziemi. Zycie, ktore na wieki tu pozostalo. Ich smutek, ich mysli... Czuje je. Slysze je. Otulaja mnie niczym miekki szal. Lecz ten szal nie moze mnie odgrodzic od chlodu plynacego z lasu. Slysze slowa mlodzienca. Slysze odpowiedz jego pana. Klamstwo czasami dodaje otuchy. Wiem o tym, lecz to nie ta chwila. W tej chwili klamstwo poteguje jedynie strach. Mam chec cos powiedziec. Chce rzec prawde lecz milcze. Jaka bowiem jest prawda? Czy ona cos da? Cos zmieni? Nie. Wiec milcze.

Za wioska jest jar. Nie moge westchnac z ulga. Poprostu nie moge. Moja piers przytlacza ciezar niewiedzy. Przytlacza tak mocno, ze mam ochote stanac i nie robic kolejnego kroku. Robie go. Tak w koncu powinno byc. Czy to wazne co czuje? Czy to wazne na co mam teraz ochote? Za chwile bedzie inna ochota, inne uczucie. Czy to wazne co dzieje sie teraz? Nie.. Chyba jednak nie. Wiec ide. Dalej, wciaz dalej. Nie wiem kiedy przejmuje prowadzenie. Poprostu ide. Nie wiem czy podazaja za mna. Czy to wazne? Jezeli zostana czeka ich smierc. Nie wiem skad, ale wiem. Jezeli pojda dalej..

Mgla. Bialy calun, ktory pokrywa ziemie. Nie czuje jej. Moje stopy plyna ponad nia. Czy naprawde? Moze jednak nie.. Moze to mgla stara sie omijac mnie... Przekleta. Moze wyczuwa moja przynaleznosc do tego miejsca. Do duchow. Do smierci. Czuje ja wokolo. Jest w mgle. Jest w powietrzu. Jest w ziemi. Jest we mnie.
Odwracam sie. Nie wiem dlaczego.. Poprostu zwracam swoje oblicze w przeszlosc. Moje oczy poszukuja zycia, ktore powinno za mna podazac. Zycia, ktore zgodzilo sie na towarzystwo smierci. Nie widze ich. Mgla gestnieje. Czuje jej ciezar, lecz ja juz nie zyje. Oni.. Wracam. Moja dlon rozsuwa jej zaslony. Nie widze ich. Slysze.. Slysze szloch, ktory pasuje lecz nie nalezy do tego jaru. Placz zycia. Placz nad smiercia. Strach sciska me serce. Dlaczego? Przeciez nie zalezy mi na nich. Sa tylko pozywieniem, a jednak..
Gdy ich znajduje, klecza. Nad nimi, wokol nich wiruje groza. Jej szare opary odbieraja oddech. Lecz ja juz nie oddycham.

~ Odejdzcie!

Nakazuje. Odganiam ja niczym kundla, ktory nachalnie dopomina sie o swe prawa. Odganiam bo oni sa moi. Odchodzi. Nieme pytania. Klade palec na ustach uciszajac je nim padna w niewlasciwej godzinie. Uciszam. Odpowiedzi rowniez potrzebuja swego czasu. Nie tu. Nie teraz. Wkrotce. Czuje dreszcz oczekiwania. Cos wola. Wola i pragnie bym wkroczyla w krolestwo lasu. W jego krolestwo. Nie moge sie oprzec. Co ze soba niesiesz.. Kim jestes.. Dlaczego poznanie tej tajemnicy tak mnie kusi? Tak pociaga. Tak.. Tak zniewala.
Ruszamy dalej. On na nas czeka. Las i to co sie w nim kryje. Tajemnica. Slodka? Brutalna? Grzeszna? Ostateczna? Nie wiem, lecz chce poznac. Pragne poznac. Czekam na nia.
Pyta. Przecze bez zbednego slowa. Nie, to nie jest koniec. Wlosy lagodnie opadaja na oczy. Dobrze, moze dzieki nim nie zabaczy w nich blasku czerwieni, ktory nagle sie przebudza. Zmysly wyostrzone niemal do ostatecznosci szaleja. Zaglebiam sie w jego odstepy wiedzac, ze podaza za mna. Moze... Moze wiode ich na pewna smierc. Moze bedzie to smierc z mej reki. Czy to wazne. Nie. Liczy sie ona. Liczy sie ta, ktora rzadzi tym lasem. Liczy sie jej poznanie.

Mgla. Slysze.. Czuje spiew starych drzew. Ich szept. Ich sekrety krazace wsrod bialych pasm. Czekaja. Oni zawsze czekaja. Nic nie budzi ich ciekawosci. Sa spokojne. Dla nich czas trwa wiecznie jak i one wiecznie trwac beda. Tu poczatek styka sie z koncem. Tu zaczyna sie koniec. Tu czekaja odpowiedzi. Las.
Otaczaja nas. Nie reaguje. Jaki sens by to mialo? Po co. Lepiej poczekac. I tak juz nie zyje wiec niewiele strace ginac zupelnie. Oni...? Ostrzegalam.

Laureen? Nie znam tego imienia. Nic mi ono nie mowi. Jednak ten, ktory je wypowiedzial musi wiedziec. Musi mnie znac. Moze zna odpowiedz? Pochylam nisko glowe w gescie pozdrowienia. Nawet bowiem wrogowi swemu nalezy okazac szacunek przed smiercia. Czyja? Czy to wazne?
Dlugo milcze. Tu nie ma miejsca na pospiech. W tym miejscu pospiech bylby bluznierstwem.

- Badz pozdrowiony, Ty ktory zdajesz sie wiedziec wiecej i mniej zarazem. Me imie zaprawde brzmi Altari, lecz to drugie miano nie do mnie nalezy. Kim jestes?

Rozlega się śmiech przywódcy. Jest zgrzytliwy, pobrzmiewaja w nim złowbróżne tony.

- Zaprawdę Laureen zapomniałas swego imienia ? Zatem nasz Bóg jest jednak sprawiedliwy. Kim jestem ? Pytasz mnie KIM ja jestem ? Spójrz jeszcze raz, posłuchaj mego głosu

Zbliza sie powoli. Probuje lecz nie moge dojrzec jego twarzy. Kim jest? O jakim bogu mowi? Mysli przerywa mi ruch za plecami. Odwracam sie. Byc moze to glupie. Byc moze zaraz poczuje stal wbijajaca sie w me cialo, jednak nie moge pozwolic by postapil tak glupio.

- Gotfrydzie nie.

Mowie cicho jednak wkladam w swe slowa moc. Spogladam w twarz tego czlowieka. Jego wzrok lacze ze swoim. Moje oczy mowia do niego. Nie.. Jeszcze nie teraz.. Daj mi ta chwile. Daj mi ten czas. Pozniej rob co chcesz, a ja przylacze sie do ciebie. Odwracam sie. On jest blisko. Moze za blisko...

- Wybacz panie.. Twoj glos brzmi obco w mych uszach. Podobnie obco brzmi imie ktore mi nadajesz. Ne znam cie. Nie znam twego imienia. Nie wiem o ktorym bogu mowisz...

Przywódca Zakapturzonych obserwuje Altari z namysłem. Dalej stoi tak, iż nie wiedać jego oblicza.

- Zatem tak się to stało - mówi jakby do siebie - dobrze Laureen odejdziecie wolno. Teraz. Ten jeden raz. Lecz nie zaznasz już spokoju, tak jak nie zaznałem go ja. Nigdy.

Zaczyna smiać się chrapliwie.

- Poznasz me imię, przysiegam na wszystko, że poznasz przed smiercią. Na razie jednak odchodzę - teraz jego glos nabiera tonów mściwości - ale obiecuję, że niedługo dam znać o sobie.

Cofa sie. Rozplywa. Nie.. Nie rozplywa, wnika w otaczajaca nas mgle. Nie!

- Nie!

Powtarzam woj krzyk na glos.

- Nie! Powiedz kim jestes! Powiedz co wiesz..

Robie krok, a po nim nastepny. Oba w jego strone. On nie moze tak odejsc.. Nie moze... Nagle cos jakby.. Wspomnienie. Slowa przedzieraja sie przez odmety mysli.

- Slepiec.. Prorok... Laureen? Czy tak miala na imie krolowa? Powiedz! Odpowiedz w imie Seherota! Nakazuje ci!

Stoje wyprostowana. Dumna. Silna. Nie moze odmowic. Nie moze odmowic nakazowi wydanemu w imie boga. Prosze.. Prosze niech nie moze...

Śmiech rozbrzmiewa dookola niej. Posępny i szysderczy.

- Ty krolową ? Przypomnisz sobie swoje dziedzictwo Laureen, przypomnisz. A ja przypomnę ci kim jestes w ostatniej chwili twego życia, gdy me ostrze przebije twe serce. Myslisz ze nie wiem jakie bluznierstwo popelniłaś i kim jesteś ?


Głos powoli zamiera milknie, w koncu zda sie tylko wibracja mokrych od mgły liści.

- Nie...

Tym razem to tylko szept. Na nic innego nie mam sily. Nie odpowiedzial. Nie tak.. Jego slowa nic nie tlumaczyly. Nic... Kim jest Laureen? Kim on jest... W jaki sposob to wszystko laczy sie z moja osoba.. Z tym kim jestem? Z tym kim bylam? Za duzo pytan. Za duzo niewiedzy.
Upadam na kolana. Zakrywam twarz dlonmi. Pozwalam sobie na chwile rozpaczy. Dlaczego? Dlaczego tak strasznie mnie nienawidzi. Nic mu nie uczynilam. Nic... Dlaczego wiec sie tym przejmuje. Dlaczego tworze w swojej glowie ta lawine pytan, uczuc. Kim jestem?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline