Wątek: [DnD FR]Okruchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2009, 19:57   #2
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Anna stała na środku polany.

Krwistoczerwone słońce zachodziło powoli za najbliższym pagórkiem, zanurzając wszystko w swym agonalnym blasku. Kobieta rozłożyła święte zioła wokół płonącego ogniska i wrzucała je wedle ściśle określonej kolejności. Płomienie wzbiły się wysoko w górę, patrząc z góry na kapłankę, która zaczęła ryć rytualnym sztyletem runy na swym ciele i ekstatycznie tańczyć .

Jasnowłosa nie miała czasu. Czuła, jak w jej duszy narasta Bestia, gotowa zawyć, gdy tylko ziemię skąpie blade światło księżyca. Płynne, delikatne ruchy rytuału nie pomagały jej zapomnieć o grożącym niebezpieczeństwie. Z strachem spoglądała w stronę, gdzie spodziewała się ujrzeć srebrną tarczę Selune.

Gdy na horyzoncie pojawił się fragment ciała niebieskiego, Anna poczuła, jak narasta w niej Szał…

~*~

Długo poszukiwała odpowiedniej jaskini. Jaskini, która zaprowadziłaby ją do ukrytego, niedostępnego Podmroku, gdzie mogłaby się schować przed promieniami Księżyca. Cena była jednak wielka. Miała już nigdy nie ujrzeć światła słońca, na zawsze porzucić swoje dotychczasowe życie i wszystko, co znała. Wzrok likantropki pomagałby jej żyć, podobnie, jak zaklęcia zsyłane jej przez boginię, jednak perspektywa spędzenia reszty swych dni pod ziemią, gdzie królowały mrok, potwory i zdrada była przygniatająca. Anna przeszła w swym życiu wiele, ale nawet ją to przerażało.

W końcu, na dwa dni przed pełnią, znalazła. Z narastającym podnieceniem zagłębiła się w głąb, szukając wszelkich dobrych omenów. Jaskinia była długa, i choć się zwężała, to kobieta była pełna nadziei. Grzyby rosnące w niej były spotykane w podmroku, co dawało Annie siłę na kolejne godziny marszu. W końcu, jej oczom ukazała się ogromna jaskinia, której nie ogarniała wzrokiem, słuchem ani węchem. Czując, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, powoli schodziła na dół schodami stworzonymi przez jakiś rodzaj magii. Wiedziała, że powinna być ostrożna, mogła znajdować się pod obserwacją, przekraczając granicę pomiędzy światem powierzchni a podziemi, a także zapewne wchodząc na teren jakiegoś państwa-miasta, lecz po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu czuła się szcześliwa. Powoli stawiała kroki, coraz bardziej dumna.

Wreszcie odnalazła Podmrok.

Zostały jej tylko trzy stopnie, gdy ktoś rozproszył je uwagę.

- Czekaliśmy na ciebie- powiedział wyraźnie rozbawiony. Odwróciła się, nazbyt intensywnie, by móc udać hardą. Wiedziała, że z ich dwójki to rozmówca powinien obawiać się jej, lecz będąc głęboko pod ziemią, na obcym terenie nie potrafiła się do tego przekonać. Mężczyzna okazał się drowem wojownikiem, ubranym całym na czarno.

Nigdy o tym nie myślała, ale współczuła drowom. Tak jak i ona, były dotknięte klątwą, jedyna różnica polegała na tym, że ona próbowała walczyć ze swoim przekleństwem, mroczne elfy zaś zanurzyły się w nim całkowicie., czyniąc z niego własną siłę. Na samą myśl, że kiedyś mogłaby tak skończyć, przeszły ją ciarki po plecach.

Wtedy właśnie w jej plecy uderzyły dwa bełty. Nie zdążyła nawet odwrócić głowy, gdy upadła na ziemię, ranna i otruta. Toksyny natychmiast zaczęły krążyć w jej ciele, odbierając wszelką siłę i wolę walki. Skarciła się w myślach. Dała się tak łatwo zaskoczyć, jak jakaś głupia, pusta dziewka.

Porównanie nieoczekiwanie ją rozśmieszyło. Naprawdę zachowała się jak pusta, głupia dziewka, zupełnie, jakby od kilku lat nic się nie zmieniło w jej życiu. Było to tak absurdalne, że aż śmieszne.

Kiedy przestała, drowy zaczęły debatować, czy nie mogłyby zabawić się jej ciałem. W normalnych warunkach by się przestraszyła i zaczęła błagać o litość, ale nie tym razem. Ich przywódca powiedział, ze była wyczekiwana. Zastanowiło ją to. Nie była nikim na tyle ważnym, by ją porywać, a jeśli chciały wilkołaczej śliny czy innego komponentu, to naprawdę były lepsze i prostsze sposoby, zwłaszcza na słynnych targowiskach Podmroku.

Dopiero potem zaczęła się domyślać, w czym biernie uczestniczy.

~*~

W celi powoli przybywało nowych więźniów. Anna nie była zbyt rozmowna, ledwo co przedstawiła się kilku osobom, które potem powtarzały jej imię tym, którzy przybyli później i byli zainteresowani. Całe dnie poświęcała na modły do Selune. Na powierzchni nigdy nie czuła do niej tak szczególnej więzi. Kochała ją, ale jednocześnie bała się światła, które z sobą niosła. Tu nie istniała księżycowa poświata, więc wreszcie mogła poczuć się zjednoczona z bóstwem. Średnio się orientowała w tym, co dzieje się z jej współwięźniami, całe dnie rozmawiając z swą patronką.

Tak mijały jej doby…

~*~

W końcu, nadszedł długo oczekiwany dzień. Wyprowadzono całą dziewiątkę z celi i przykuto do łańcuchów przy magicznym kręgu. Anna wnet pojęła, co się stało. Upuszczenie krwi, czarne szaty, dziewięciu jeńców. Jakiś cholerny magik chciał odprawić rytuał, a oni mieli być ofiarami.

Zamknęła oczy i zaczęła się desperacko modlić. Bała się śmierci, ale jeszcze bardziej tego, co stanie się po ich zgonie. Mag mógł zabić wiele drowów, pewnie tak samo złych jak i on, ale jednak zabić. Tu w Podmroku wiecznie panowało zło, ale i tak było jej żal tych biednych istnień, które poniosą śmierć podobnie jak oni.

Najbardziej jednak rozpaczała nad tym, że nie zdąży zrobić czegoś konstruktywnego w życiu. Jak dotąd była tylko źródłem bólu, niepowodzeń oraz śmierci. Gdziekolwiek poszła, sprowadzała klęski i strach, nie panując nad własną furią i mocą. Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, zawsze wszystkie jej wysiłki odwracały się przeciw niej i innym, którzy byli wokół.

Zanim zginie, chciała zrobić coś dobrego, choć raz. Czy to tak wiele?

Ponure rozmyślanie przerwała jej fala magicznej mocy, przejmując kontrolę nad jej ciałem.

~*~

Komnata rytualna zmieniła się w pobojowisko. Cokolwiek z ich udziałem próbował zrobić czarodziej, na pewno przekraczało jego zdolności magiczne. Wszystko zostało zniszczone, krystaliczne odłamki leżały na podłodze obok resztek mis i plam krwi, a tron został rozbity w drobny mak. Anna przeszła się po pomieszczeniu, analizując dziwne uczucie, które nie do końca rozumiała. Czuła się… rozdarta, zraniona, obita. Jakby miała migrenę, jakby jej dłoń przeszył miecz, jakby ciężki, ostry kawałek metalu ugniatał jej wnętrzności. Wszystkie te odczucia były odpowiednią metaforą, ale jednocześnie kompletnie nie pasowały do stanu, w jakim się znalazła. Gdy jej dłonie dokładnie przesunęły się po ciele, odkryła przerażającą prawdę- rana miała naturę duchowa.

- Uszkodził nasze jestestwo… akurat teraz, gdy mogliśmy opuścić świat- stwierdziła smutno, bardziej do siebie niż do innych. Czuła się przygnębiona, astralne obłoki były tak cudowne, czuła na sobie światło Selune, wzywające ją do siebie, po raz pierwszy nie zmieniając ja w krwiożerczą bestię, a potem wszystko się skończyło, nagle i brutalnie. A była tak blisko raju.

Przez chwilę zwątpiła w to, czy bogowie istnieją.

- Idę szukać swojego ekwipunku, może też zabrać jakąś dokumentację czarnoksiężnika. Cokolwiek się stało, nie posiadamy na ten temat nawet podstawowych informacji, a on nam ich nie udzieli. Możliwe, że już nie może- stwierdziła bardziej praktycznie, zwracając się do pozostałej dwójki. Następnie opuściła komnatę, kierując się w stronę, gdzie powinny znajdować się pomieszczenia drowa i jego uczniów.
 
Kaworu jest offline