Anzelm kompletnie stracił kontrolę nad sytuacją. Mylił się na każdym kroku, obawiał się Lilenda, a ten tymczasem skłonny był do współpracy. Liczył na wsparcie Fosth'ki, ta jednak zamierzała ich opuścić.
Tego zupełnie nie mógł rozgryźć, jak zauroczona istota może mieć własne zdanie i plany. Nie było to, jak zakładał, proste zaklęcie, ani Lilend najwyraźniej nie maił z nim nic wspólnego. Do układanki brakowało małego elementu, siły sprawczej. Kapłan był pewien, że przemiana zdarzyła się w mieście tei'ner, gdy rozpierzchli się po budynkach. Czarodziejka znalazła coś i zmieniła się nie do poznania. Coś, a może kogoś?
Zivilyn?-przyszło mu na myśl. Dlaczego wypowiadała jej imię? Bogowie uwielbiają mieszać się w sprawy śmiertelników. Co mogła powiedzieć czarodziejce, czym omamić? Jaki cel miałaby w pozyskaniu takiego pionka, bo tym byli dla bogów. Sprawa przerastała go, sam nie potrafił odpowiedzieć na zadane pytania. Kolejne już bez odpowiedzi. Mężczyzna czuł, że niedługo będzie musiał prosić o wskazówki swe bóstwo, aby nie zboczyć z obranej drogi.
Po chwili odniósł wrażenie, że dziwne zaklęcie stało się zaraźliwe.
Phaere wyraziła chęć towarzyszenia czarodziejce. Niemal słyszał już drwiący, słodki głosik sukkubicy, rozpatrującej zapowiadane długoplanowe korzyści z uratowania drowki. Szczęściem stojąc u boku Liliel nie widział wyrazu politowania, który niewątpliwie wystąpił na jej twarzy.
Do świty Fosth'ki wyraził chęć dołączenia Nathiel. Dotąd milczący chciał nagle porozmawiać z czarodziejką. Czyżby chciał zdradzić tajemnicę Liliel, czy miał ?
Niepokojąca myśl niewiele jednakże zmieniała w rozkładzie sił, a prawda i tak w końcu się wyda. Teraz, gdy się podzielili i tak traciła na znaczeniu.
Kapłan patrzył przez dłuższą chwilę za szykującą się do wymarszu Fosth'ką. Bynajmniej nie zamierzał towarzyszyć wyprawie do świątyni, nawet jeśli oznaczałoby to pozostanie sam na sam z demonami. Teraz, gdy wszyscy przeszli na drugą stronę poczuł się opuszczony. Zdrada i podstęp Liliel nie były dla niego tak oczywiste. Nie mniej prawdopodobne jak podstęp i fałszywość Fosth'ki i Lilenda, którzy nagle znaleźli się wśród nich.
Każde z nich miało własne cele i to także nie skłaniało do pozostania w świątyni. Kapłan nie dbał o losy tego świata, a którego problemy sprowadziły tu Latiena. Nie czuł się odpowiedzialny za ważne plany, z którymi nie wiadomo kto przysłał tu Fosth'kę. Dla niego liczyła się tylko zemsta i wydostanie się z tego świata. W obu przypadkach Nerull kierował jego kroki w stronę wieży thana. Czuł siłe płynąca z tego miejsca i pragnął działać, zamiast biernie obradować w świątyni. -Wyruszymy niebawem-potwierdził starając się delikatnie wyswobodzić z objęć dziewczyny-Zbierzmy wpierw odpowiedni ekwipunek do tej wyprawy. Skoro wieści nikogo nie przekonują, niech przemówią czyny.-dodał specjalnie chcąc sprowokować przybyszów. Los tei'ner wszakże był mu równie obojętny i tylko potencjalne osłabienie licza sprawiło, że odważył się zaryzykować odwiedzenie kopalni.
Podszedł do swych rzeczy zaczynając od zebrania drobiazgów, na które Phaere nie raczyła nawet spojrzeć. W pamięci szacował też uzbrojenie z karczmy. Kiedy zdecydują się na wyjście wpierw wolał uzbroić swoje nieumarłe sługi. |