- Chooolera! Wiedziałem! Po prostu wiedziałem... - ułożył Władysława obok miejsca gdzie leżał ksiądz. To przez tę bezmyślną smarkulę...
Sprawdził oddech mężczyzny. Był wolny i slaby, ale równy. Cokolwiek to było... przeżył. A to oznaczało, że nie mogło być tak źle. Nie znalazł co prawda wyjścia, ale żył. Pierwsze próby ocucenia spełzły na niczym...
Obejrzał się gdy dziewczyna wspomniała o zamkniętym kompleksie. Jakkolwiek było do niedorzeczne, nie mógł w żaden rozsądny sposób zaprzeczyć. Po prostu nie miał pojęcia co to za miejsce i każdy pomysł mógł być równie dobry.
Zmierzyła go nieufnym wzrokiem. I dobrze. Nie potrzebował na głowie upartego szczyla. Powinien był ją wtedy puścić samą...
A jednak w jakiś sposób źle mu było z tą myślą.
- W porządku - rzekł po chwili wahania i rozejrzał się wokół - Tam spróbuj - wskazał najwyższy w okolicy budynek z dobrym widokiem na dach. Okna trzeciego i czwartego piętra zasłonięte były ledwo trzymającym się całości, obdrapanym billboardem reklamy szamponu do włosów. Resztki podobizny kobiecej twarzy niepokojąco mocno przypominały grymas smutku - Od momentu gdy wejdziesz do klatki zacznę liczyć do stu. Jeśli się nie pojawisz na dachu, ani w wyjściu, idę sprawdzić co się stało... Jakby co, krzycz.
Kiwnęła głową i pobiegła.
Jeszcze raz spróbował ocucić Władysława...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |