Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2009, 14:53   #207
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Penny, Kerm, Aveane

Wyrzutnie ognia ustawione były głęboko i trudno było się do nich dostać. Gdyby nie narzędzia od Ferdiego, chyba by tu utknęli.

Mago ustawił w szczelinie lusterko, żeby widzieć lepiej, co będzie robić. Co prawda kierunki i perspektywa były lekko zaburzone, ale lepsze to, niż się palić. Korzystając ze sporej liczby wszelakich wysięgników, udało mu się w końcu skierować wyloty w inną stronę. Nie powinny sprawiać zagrożenia, wyraził w myślach swoją nadzieję. Gdy tylko odłożył narzędzia, przyskoczył do czarodziejki.
- Co się stało? Skąd wiesz, że ktoś ma już trzy?
Aria zastanowiła się głęboko nad tym pytaniem, po czym powoli pokręciła głową.
- Ja... sama nie wiem - zająknęła się lekko i skrzywiła. - To było tak, jakby... jakby ktoś mi to powiedział... Po prostu wiem... I myślę, że inni też wiedzą.
Dobry duszek z bransolety jej podpowiedział - pomyślał Liadon. - Czyli wie to każdy posiadacz bransolety.
- No to nie jest zbyt dobrze - westchnął niziołek. - Masz rację, trzeba się spieszyć - oznajmił i ruszył dalej, rozglądając się jeszcze baczniej. - Mów dalej, co wiesz. Wiesz, kim są inni?
Żadne 'spieszyć się' - Liadon chwycił się za głowę. - Przy pułapkach?
- Nie... ale założę się, że jednym z nich jest Kosef i jego banda przydupasów - w głosie Arii zabrzmiała czysta nienawiść. Liadon pokręcił głową. Pokazał bransoletkę kobiety, wskazał na schody prowadzące w dół i pokazał na palcach liczbę 'dwa'. Liczba 'trzy' zarezerwowana była dla Amry... co zasugerował pokazując strzałę szalonej elfki.
- Ah, masz rację - aasimarka uśmiechnęła się. - Jedną bransoletkę ma Amra i dopóki się przemieszcza jest bezpieczna.
- Zakładając, że druga tu rzeczywiście jest - szepnął ironicznie Mago. Szedł po schodach, ale nic nie znalazł. Nic też im się nie stało, więc chyba nic nie przeoczył. - Ario, możesz jakoś sprawdzić, czy w okolicy nie ma magii? Wiesz, magiczne mechanizmy często są strasznie ukryte, a wiedza o tym, że takowy jest, strasznie ułatwia znalezienie go.
Mago musiał być nieco zdenerwowany, bowiem jakoś nadużywał słowa 'strasznie'.
- Oczywiście - czarodziejka uśmiechnęła się i rozłożyła ręce skupiając się na magii. Jej ręce wykonały kilka skomplikowanych gestów, jednocześnie inkantując odpowiednią formułę. - Umm... Mago? Chyba jest... hmm... nie wiem jak to powiedzieć... Lepiej uspokój na chwilę swoje ruchy.
Czyżby Mago stanął w samym środku pułapki? - pomyślał Liadon. Niziołek, który chciał już zrobić kolejny krok, znieruchomiał z podniesioną nogą i rozłożonymi rękoma.
- A mogę mówić? - zapytał z wymuszonym uśmiechem. - Albo chociaż wrócić do pozycji bardziej, rzekłbym, wygodnej?
- Pod twoimi stopami wyczuwam magię, więc ostrożnie opuść nogę, jeśli musisz...
- A pod którą stopą dokładnie? Cofnąć się mogę bezpiecznie, tak?
- Tak, możesz... - Aria zmrużyła oczy. - Spróbuję to usunąć... albo zrobić z tym cokolwiek innego.
- A umiesz to zrobić bez słów? - szybko spytał akrobata, denerwując się coraz bardziej. Skinęła głową w milczeniu. Mystro, pomóż mi, pomyślała rozpaczliwie, wyciągając ręce w kierunku magicznego źródła. Skupiła się na powtarzaniu wyuczonych gestów. Nie mogła zawieść swoich towarzyszy w takiej chwili, musieli przecież iść dalej.
Szczęściarz - pomyślał Liadon, spoglądając na Mago. I pokazując mu, ku pokrzepieniu serc, uniesiony do góry kciuk.
- To dobrze - niziołek uśmiechnął się do Liadona i odetchnął z ulgą. - Bo wiesz, naszą zmorą są glify strażnicze czy jak to tam nazywacie. A skoro Cade znał się na magii, to mógł, no wiesz, jakoś zapobiec temu waszemu powstrzymywaniu magii - wyszczerzył zęby do czarodziejki, która chyba i tak go nie widziała. Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Cóż, mam nadzieję, że na to nie wpadł.
Liadon dotknął lekko ramienia Arii. Wskazał na pułapkę i pokazał na palcach liczbę '2'. Czarodziejka spojrzała na elfa i zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem co chcesz mi przekazać, Liadonie.
- Że Cade był Strażnikiem - szepnął spokojnie Mago. - Nie możemy tego zignorować. On nie był byle kim.
Aasimarka uśmiechnęła się uspokajająco.
- Wiem... nie ignoruję go, ale mam nadzieję.
Niziołek zaśmiał się serdecznie.
- Na nadzieję to ja bym nie stawiał za bardzo. Nie w takim miejscu.
- Dobrze, dobrze - uśmiechnęła się szeroko. - Postaram się.
Liodon wziósł oczy w stronę, gdzie powinno znajdować się niebo.
- Dwie pułapki - powiedział szeptem.
- Dwie? - zdziwiła się Aria.
- On to lubi - powiedział Liadon.
Zastanawiała się przez chwilę, po czym skinęła głową.
- Jest złośliwy - mruknęła pod nosem.
- Nie bój się, Liadonie, mam zamiar to jeszcze sprawdzić - odparł Mago kucając. - Ale czuję się trochę lepiej robiąc to bez jakiejś grożącej nam błyskawicy albo czegoś takiego.
Liadon spojrzał na Arię zastanawiając się przez moment, czy to niezbyt miłe określenie było skierowane pod jego adresem. Kobieta uniosła lekko brwi i spojrzała na przyjaciela nic nie rozumiejąc.
- Coś nie tak?
Liadon uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Ale u mnie owszem - niziołek wyglądał na lekko rozdrażnionego sytuacją. - Jeśli to nie jest koniec, to możemy mieć naprawdę ciężko niedługo, wiecie?
Aria spojrzała zaniepokojona na niziołka i podeszła do niego.
- Co się dzieje?
- Liadon się po prostu mylił - odpowiedział zapytany. - Tu nie ma tylko drugiej pułapki. Tu są jeszcze trzy - zacmokał niezadowolony. - A do tego nie widzę sposobu, żeby je wszystkie unieszkodliwić. Coś chyba będę musiał uruchomić.
Ale wesoła nowina - pomyślał Liadon. Pokazał na Arię i siebie i zasygnalizował kierunek "w górę schodów". Ze znakiem zapytania w tle.
- Jak działają? - spytała cicho.
- Jedna jest wyrzutnią strzałek, jak sądzę. Widzisz ten system małych dziurek na ścianie? Chyba stamtąd lecą, ale nie mam pewności. Ja sam stoję na zapadni. A co do trzeciej - zawahał się - to sam nie wiem. Widzę tylko, że jest, ale nie sięgnę tam w żaden sposób, a nie widzę też nic innego, co mogłoby tu posłużyć za potencjalną pułapkę. Pewnie by coś się znowu otworzyło...
Po chwili zauważył, co chce mu pokazać Liadon:
- Jasne, że tak. Cofacie się stąd, jak tylko wezmę się do roboty. Nie ma sensu, żebyście się narażali. Poza tym - dodał z błyskiem w oku - zabezpieczę się należycie.
- Nie możesz zostać tu sam! - syknęła Aria.
- A ty nie możesz się narażać - odpowiedział beztrosko, zdejmując plecak. Zaczął wyjmować z niego wszystko, co miało mu się przydać zapewnienia sobie odpowiedniego bezpieczeństwa. Dokładniej rzecz ujmując były to dwa haki, młotek, lina i niezawodne berło. Kobieta zacisnęła usta, zirytowana, ale wstała.
- Krzycz, jeśli będziesz potrzebował natychmiastowej pomocy - rzuciła przez ramię, odchodząc z Liadonem. Odwróciła się nawet na chwilę posyłając akrobacie zaniepokojone spojrzenie.
- Nie martw się o mnie - uśmiechnął się zadowolony. - Jak dotąd żyję i naprawdę nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Mam nadzieję, że niezbyt chętnie rozstaniesz się z życiem, Mago. Do zobaczenia za chwilę.
- Jakbym go nie szanował, już by mnie tu nie było - zaśmiał się i zabrał się do pracy. Wbił mocno dwa haki w ścianę i przywiązał do nich linę. Umiejscowił berło tuż nad miejscem, gdzie miała otworzyć się zapadnia i stanął na nim. Obwiązał się sznurem, zabezpieczając się na wypadek utraty równowagi i zaczął niszczyć jedną z części pułapki. Lawirował palcami między misternym systemem żyłek, wiedząc, że przypadkowe naciągnięcie którejkolwiek mogło skutkować niechacianymi wydarzeniami. W końcu odnalazł wszystkie, które były mu potrzebne do uruchomienia zapadni. Odpowiednio kilka poprzecinał, a kilka jednocześnie naciągnął, symulując pracę naciśnięcia płytki albo czegoś w tym rodzaju. Gdy zapadnia się otworzyła, niziołek odruchowo spojrzał w dół. Nie był głęboki, miał około 6 metrów, ale dno usłane było wystającymi palami. Tym razem jednak niewielka odległość okazała się szkodliwa. Gdy klapy jeszcze opadały, Mago wychwycił błysk żyłki, która natychmiast została rozerwana pod wpływem nacisku kamienia. Trzy pale, widocznie pod wpływem jakiegoś mechanizmu sprężynowego, wystrzeliły w górę. Dwa na pierwszy rzut oka nie stanowiły zagrożenia, ale trzeci mknął błyskawicznie wprost na niziołka. Był ostry. Bardzo ostry. Akrobata musiał wykonać szybki obrót na wąskim berle, co mogło skutkować upadkiem. Z drugiej strony, właśnie po to były liny i jedna z nich pomogła. Zredukowała odchylenie i niziołek zdołał utrzymać się w pionie. Druga część liny została jednak rozcięta przez lecące drewno. Już chciał odetchnąć z ulgą i zawołać, że nic się nie stało i nie było powodów do obaw, gdy usłyszał nad sobą odgłos tłuczonego szkła. Instynkt wygrał z ciekawością, a chęć życia z chciwością. Zostawił berło zawieszone w powietrzu i odskoczył w kierunku towarzyszy, nie patrząc nawet, przed czym ucieka. Upadł boleśnie na schody, ale poza tym nic się nie stało. Spojrzał za siebie i zobaczył kwas spadający z sufitu wprost do zapadni.
- O kurwa - zaklął szpetnie. Szare oczy omiatały niespokojnie schody. Lina zwisała bezwładnie z jego pasa. Większość się stopiła, a po hakach zostały tylko dziury w ścianie. Berło na szczęście przetrwało próbę. Widocznie jego magia powstrzymywała kwas przed przeżarciem materiału, jednak sam przedmiot nadal był cały mokry i na pewno kontakt z nim nie byłby przyjemny.
- Kolejny etap rozgrywki - szepnął przestraszony. - Tu już nie chodzi o utrudnienie nam życia. Tu chodzi o odebranie go.
Liadon westchnął z nieskrywaną ulgą widząc, jak Mago cało uchodzi z opresji. Jednak wypowiedź niziołka nie była już tak optymistyczna, jak zakończenie tego fragmentu penetracji grobowca.
- Koniec? Jedna? Dwie? - spytał szeptem wskazując na miejsce, gdzie przed chwilą gimnastykował się Mago.
Astearia zakryła usta ręką widząc akrobacje niziołka. W każdej chwili gotowa była przyjść mu z pomocą, ale z drugiej strony cieszyła się, że nie było to konieczne. Akrobata poradził sobie wyśmienicie, a gdy tylko znalazł się na ziemi kobieta podbiegła do niego. Wyglądała na przestraszoną, nawet bardziej od niziołka.
- Urodziłeś się chyba pod szczęśliwą gwiazdą! - stwierdziła, ale zaraz potem spoważniała i skinęła głową - To nie są już dziecięce igraszki. Musimy być czujni na każdym kroku.
- Nie wiem, czy już żadna w tym miejscu się nie uruchomi. Mam nadzieję, że nie. A o tym, co będzie dalej, to boję się myśleć - niziołek pokręcił głową, rozcierając bolące żebra. - Zazwyczaj pułapki mają odstraszyć bądź unieszkodliwić włamywaczy. Nie jestem przyzwyczajony do szukania ich śmiertelnych odmian - usiadł na schodach, patrząc na ziejącą przed nimi dziurę. - Ario? Byłabyś w stanie jakoś oczyścić berło z tego tałatajstwa?
Kobieta niespodziewanie zachichotała.
- Jasne, że mogę - stwierdziła z uśmiechem. Wyciągnęła rękę w stronę berła, zrobiła krótki gest, jakby coś strzepywała, i mruknęła pod nosem formułę. Wiszący drążek oczyścił się w mgnieniu oka.
Pod tym względem Liadon miał więcej doświadczenia. Zetknął się już z pułapkami przeznaczonymi do zabijania. I pamiętał, jak działają.
- Mało ciekawe - powiedział. W zasadzie do siebie.
- Co jest tak mało ciekawe? - zapytał niziołek, uśmiechając się jednocześnie z wdzięcznością do czarodziejki.
- Wielkie bum, jeśli dobrze pamiętam - uzupełnił swą wypowiedź Liadon. Mago spojrzał zdezorientowany najpierw na elfa, później na Arię.
- Myślę, że Liadon mówił o swoich doświadczeniach z takimi pułapkami - stwierdziła Aria niepewnie, przekrzywiając głowę. Liadon skinął głową.
- I chyba nie skończyło się to dobrze - uniosła lekko brwi, jakby szukała potwierdzenia. - Ale tutaj na pewno skończy się dobrze, Liadonie. Dlatego musimy iść dalej, prawda? - zwróciła się z tym ostatnim pytaniem do niziołka. Mago, który przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, jakby otrząsnął się z zamyślenia.
- Tak, tak, masz rację. Tylko zastanawiam się, jak was przenieść na drugą stronę.
Liadon uśmiechnął się dość pogodnie. Wtedy nie skończyło się aż tak źle. W zasadzie wszyscy przeżyli. Ale to był temat na inne opowiadanie.
- Latanie? - spytał Arię. - Lina? - wskazał sufit.
- Lina chyba będzie najbezpieczniejsza - stwierdził spokojny już niziołek. - Albo skakanie.
- Obawiam się, że nie znam takich czarów - Aria uśmiechnęła się bezradnie. - Jak daleko musielibyśmy skoczyć?
- Jak daleko to nie problem, bo to są jakieś 3 metry. Większy problem jest z tym, żeby nie skoczyć ZA daleko - stwierdził sceptycznie akrobata. - Możemy przyczepić linę do berła i się pohuśtacie, ale bym musiał je trochę wyżej podnieść. Tak czy tak muszę je odzyskać - z tymi słowami podszedł znów do swojego plecaka i wyjął kolejny hak, ważąc go w dłoni.
- Spróbujmy więc przeskoczyć - stwierdziła Aria.
- Jak sobie życzysz - stwierdził z uśmiechem niziołek. - Tylko usunę tą magiczną pałeczkę, żeby nie przeszkadzała.
Ponownie wbił hak w ścianę i przywiązał się do niego liną. Skoczył na berło i nacisnął przycisk. Od razu ustąpiło i poleciał na ścianę dziury, ciągnięty przez przygotowane zabezpieczenie. Wystarczyło już tylko wspiąć się na górę i znów był u swoich. Ostatnią rzeczą, jaką musiał zrobić, to odzyskanie haka. - Zabezpieczyć jakoś wasze skoki? Lina dla bezpieczeństwa? Mam was łapać, żebyście nie lecieli za daleko albo, nie dajcie bogowie, za blisko?
- Więc... - zaczęła Aria podchodząc do krawędzi. - Kto pierwszy?
Mago wykrzywił się na myśl, że nie uzyskał odpowiedzi.
- Chyba ja, co? Od razu sprawdzę, czy nic po drugiej stronie nam nie grozi.
- Ja - powiedział Liadon.
- No, bez kłótni - Aria uśmiechnęła się lekko. - Patrząc w dół właśnie stwierdziłam, że chyba będę potrzebowała liny.
Uśmiechnęła się trochę zakłopotana.
- Jestem tchórzem - dodała.
Liadon złapał Mago za ramię i przytrzymał.
- Jednak ja, nie ty.
Wiadomo było, kto w tym całym interesie jest bardziej potrzebny.
- Jak chcesz - odrzekł zrezygnowany niziołek i wcisnął Liadonowi w rękę hak i młotek. - Wbij to po drugiej stronie, przywiążemy Arię - uśmiechnął się.
Liadon stanął na krawędzi i, nie patrząc w dół, wybił się z całych sił. Bezproblemowo pokonał całą odległość i bezpiecznie wylądował po drugiej stronie. W jego ślady, będąc w swoim żywiole, ruszył Mago. Aria miałą więcej problemów. Zestresowana wybiła się za słabo i gdyby nie lina, spotkałaby się z kolczastym dywanem na dnie dołu. Na szczęście sznur pociągnął ją na ścianę, co było dość bolesne, ale o wiele lepsze od śmierci. Mago i Liadon natychmiast rzucili się do pomocy.
- No, Ario, na przyszłość nas tak nie stresuj - zawołał niziołek z uśmiechem, gdy Aria już bezpiecznie stała na bezpiecznym gruncie i spojrzał w głąb korytarza. Kilka metrów od nich widniało misternie zdobione, łukowate przejście. Już z oddali było widać, że nad tą swoistą bramą widnieje kolejna tabliczka, podobna do tej, którą zobaczyli przed wejściem. Chyba czeka nas coś niezwykłego, pomyślał niziołek, skoro Cade zostawia informację.
- Postaram się - stwierdziła, rozcierając ramię. - Przynajmniej nie jestem tam na dole.
Jesteśmy, tu, na nieco innym dole - uśmiechnął się lekko Liadon - ale razem.
- Pułapki? - spojrzał na Mago. - Ja bym dał...
- A ja nie - odpowiedział zagadkowo, ale zaczął rozglądać się, na razie nie ruszając się w stronę portalu. - Cade może i był wredny, ale mam wrażenie, że miał swój honor.
Aria powiodła wzrokiem po korytarzu. Był trochę podobny do tego z grobowca Nicosa, ale jednocześnie... zupełnie inny. Zmarszczyła lekko brwi.
- A na czym polega ten honor, Mago? - spytała zaciekawiona. - Słyszałam wiele definicji tego słowa.
- Mamy takie niepisane zasady - rzekł spokojnie. - Oczywiście, nie każdy się do nich stosuje. Jeśli coś komuś pokazujemy, a raczej wystawiamy prawie na wyciągnięcie ręki, zabezpieczamy to, a nie drogę. Rozumiesz, prawda? Dlatego to stoi tak blisko. Żeby nie marnować cennych metrów, które można wykorzystać do zabawy "Jak na sto sposobów zabić włamywacza?".
Honor - pomyślał Liadon. - Zabawne. Jeśli ma się do zabezpieczenia coś tak cennego, używa się wszystkich sposobów...
- Naprawdę sympatyczne - na ustach aasimarki pojawił się blady uśmiech. Niziołek ruszył ostrożnie w stronę łuku, rozglądając się czujnie, jednakże był o wiele bardziej rozluźniony niż na schodach. Intuicja go nie zawiodła, dotarli bezpiecznie do celu, bez podejrzanych linek, kliknięć i innych niespodzianek.
- Widzisz, co tam jest napisane? - spytała Aria.
- Jasne - odpowiedział z uśmiechem Mago. - Miły to on nie był. Pisze mniej więcej tak:

"Nie doceniłem Cię, Wędrowcze.
Muszę przyznać, że dobrze sobie radzisz, jeśli udało Ci się zawędrować aż tutaj.
Niestety, teraz nie masz wyboru.
Musisz iść dalej albo zginąć w miejscu mojego spoczynku.
Ja wolałbym, żebyś zginął tutaj.
Łatwo swego spokojnego spoczynku zakłócać nie pozwolę, jasne?!
Mam nadzieję, że zaczniesz żałować, że tu wszedłeś.

W moim życiu ważne było wiele talentów.
Teraz zobaczmy, jak ty potrafisz wpłynąć na psychikę ludzką.

Znasz piosenkę "Manme de drena"?
Dobrze by było, bo to jest moja ulubiona.
Matka zawsze śpiewała mi ją do snu.
Teraz udałem się na wieczny spoczynek, a nie udało mi się jej usłyszeć, a bardzo bym chciał.

Zaśpiewaj mi ją, jeśli chcesz przejść.
Oczywiście w oryginale.
Jeśli będzie ładnie, może pożyjesz jeszcze kilka chwil.
Będzie brzydko?
Zakończysz swą drogę.

Twój czas nadszedł, a ja czekam na pieśń."

Mago odwrócił się do towarzyszy z niepewnym uśmiechem.
- Nie znacie, prawda?
Aria pokręciła głową, zdezorientowana. Kiedy ostatnio śpiewała dziecięce piosenki miała pięć lat i teraz z ledwością udawało jej się przypomnieć głos matki. Swój także. Nie śpiewała od wieków.
- To... wcale nie jest zabawne - stwierdziła niepewnie.
Liadon skinął głową. To wcale nie było zabawne. Ciekawe, czy fałszowanie było dozwolone...
- Owszem, nie jest - potwierdził akrobata. - Ale trzeba mu przyznać, że był sprytny - pokiwał głową z uznaniem. - Nie wpadłbym na taki pomysł. No nic - klasnął w dłonie - uczymy się nowej piosenki?
Tylko dla niziołków - Liadon pokręcił głową. - Dyskryminacja...
- Ja nie - powiedział ochrypłym szeptem.
Czarodziejka skinęła głową i poklepała Liadona po ramieniu.
- Niedługo wrócimy - pocieszyła go.
- W każdym bądź razie mamy taki zamiar - dodał Mago.
Jak tu zostaniemy na zawsze, to nowy głos nie będzie mi potrzebny - stwierdził z nieco wisielczym humorem Liadon. - Ale jak już ginąć, to w dobrej kompanii.

* * * * *

- Ario - zawołał niecierpliwie Mago. - Ładnie śpiewasz, ale akcent, wybacz, masz słaby. Jeszcze raz, powoli, dobra?
Aasimarka wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić, po czym skinęła powoli głową.
- To przez to, że nigdy nie uczyłam się waszego języka, Mago. To trudne.
- Wiem, rozumiem. Ale tylko ta jedna zwrotka i będziesz miała spokój - powiedział spokojniejszym już głosem. - Tylko te kilka zdań. Nie wiem, może chcesz je sobie zapisać?
- Na czym? - parsknęła śmiechem.
- To magicy nie noszą ze sobą kartek? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie potrzebuję ich - pokręciła głową z uśmiechem. - Inni noszą ze sobą księgi, ja ich nie potrzebuję.
- No to musisz uczyć się na pamięć - wzruszył ramionami. - W kurzu nie napiszę - stwierdził z rozbrajającym uśmiechem.
Aria uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- Spróbujmy jeszcze raz. Wyraźniej wypowiadaj słowa. Może to pomoże?
Niziołek westchnął i zaczął ponownie recytować słowa piosenki, jeszcze wolniej niż uprzednio. Aria starała się dokładnie zapamiętać słowa piosenki w zupełnie obcym dla niej języku. Przysłuchując się tej nauce śpiewu Liadon zastanawiał się, czemu Mago po prostu nie pójdzie sam. A skoro już idzie... Może by tak wziąć niziołka na barana...
Aria spróbowała znowu zaśpiewać, ale dobry akcent i zapamietanie tekstu kupiła za cenę jakości wokalnej.
- Już niewiele Ci brakuje - zachęcał ją do dalszej pracy niziołek. - Jesteś już blisko.
- Tak, tylko straciłam na brzmieniu - kobieta skrzywiła się lekko, po czym podjęła kolejną próbę.
- To się nadrobi - uśmiechnął się pocieszająco Mago. Jednak to nie pomogło. Stres całkowicie pożarł kobietę i zafałszowała, jak chyba nigdy dotąd.
- Nie znam się zbytnio na śpiewaniu - stwierdził niziołek - ale chyba nie powinnaś myśleć o tym, że jakiś mój pobratymiec wziął sobie za cel naszą śmierć. Zrelaksuj się i będzie dobrze - uśmiechnął się. A przynajmniej powinno być, dopowiedział w myślach. Liadon załamał ręce, słysząc ostatni popis Arii.
- Nie... nie... nie... - powiedział.
Jeszcze jedna nieudana próba i niech Mago idzie sam - pomyślał Liadon, zastanawiając się, jak skłonić Arię do rezygnacji z samobójczej próby.

Aasimarka przymknęła oczy, oddychając głęboko.
- Tak, zrelaksuj się - szepnęła z przekąsem. - Nikt nie chce cię zabić. Masz tylko zaśpiewać kołysa...
Właśnie. Kołysankę - pomyślała nagle. Próbowała sobie przypomnieć swoje najwcześniejsze dzieciństwo. Miała przecież młodszego brata, pamiętała jak matka śpiewała kołysanki, choć nie pamiętała jej głosu. Może więc powinna sobie to wyobrazić, że sama jest na miejscu matki i próbuje uspokoić płaczące dziecko? Kurczowo trzymając się tego niewyraźnego wspominienia ciepłej komnaty brata, tej ciszy i spokoju wokół niej.
- Spróbujmy raz jeszcze - stwierdziła cicho, bojąc się, że straci sprzed oczu to wspomnienie. Teraz nie liczyło się nic więcej - tylko uczucie, które towarzyszy matce śpiewającej kołysankę swemu ukochanemu dziecku. Nie skupiała się na niczym konkretnym, tylko na rytmie melodii, na słowach w nieznanym języku, ale których sens był dla niej niemal oczywisty. Skupiając się na tym wrażeniu powoli zrobiła kilka kroków w stronę portalu i... zaczęła śpiewać. Mago zdziwiony odprowadzał ją wzrokiem, a gdy była już zaledwie krok od portalu, ruszył za nią, przygotowując się do skoku. Każdy jego mięsień był gotowy, żeby pomóc Arii w razie niepowodzenia. Gdy zobaczył, że przeszła bez problemu, uśmiechnął się, a nad łukiem zobaczył napis "Ach, cudnie!". Pokazał czarodziejce podniesiony kciuk i ruszył za nią, śpiewając piosenkę nie tylko z Cade'a, ale i z własnego dzieciństwa. Tuż przed portalem zamknął oczy i bezwiednie szedł przed siebie. Gdy przeszedł kilka kroków i nic go nie uderzyło, otworzył je i spostrzegł, że udało mu się przedostać. Spojrzał na aasimarkę i szepnął:
- Trzeba iść dalej.
Aria nie przestała śpiewać dopóki akrobata nie zasygnalizował jej, że powinna przestać. Z napięciem obserwowała, jak przechodzi pod łukiem, ale uśmiechnęła się szeroko, gdy tylko udało się mu bezpiecznie przejść. Liadon odetchnął z ulgą. Kamień spadł mu z serca (ziemia się zatrzęsła, a huk upadku słychać było nawet na powierzchni). Niziołek uśmiechnął się pokrzepiająco do elfa i ruszył dalej korytarzem, rozglądając się jeszcze uważniej niż poprzednio. Aria pomachała swojemu ochroniarzowi wesoło i ruszyła za niziołkiem.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie – mruknęła pod nosem.
- Nie martw się - uspokoił ją Mago, nie przerywając poszukiwań. - Z tej strony jesteśmy my, z drugiej krata - odwrócił się, chcąc się uśmiechnąć, ale fakt, że zobaczył czarodziejkę o wiele bliżej, niż powinna być, sprawił, że przymrużył oczy. - Trzymaj się trochę dalej, dobrze? Nie ma potrzeby, żebyś niepotrzebnie ryzykowała.
Czarodziejka zatrzymała się i wzruszyła ramionami.
- Jak sobie życzysz.
- Dzięki - akrobata uśmiechnął się i zrobił krok w przód. Natychmiast poczuł, że coś stawia opór jego stopie. Po korytarzu rozległo się kliknięcie, ale poza tym nic się nie stało. Niziołek, nie ruszając się z miejsca, odwrócił się do Arii z zażenowaną miną.
- No cóż, każdemu się zdarza - stwierdził, drapiąc się po głowie.
- I co teraz? - spytała zaniepokojona. - Myślisz, że ta nie działa?
- Działa - stwierdził, starając się ukryć poddenerwowanie. - Tylko bym musiał zdjąć z tego stopę. Tak mi się wydaje, że była nastawiona na potknięcie albo zerwanie. Naciągnięcie linki naciąga mechanizm, a zwolnienie uruchamia.
- To... źle. Koszmarnie - wykrztusiła.
- Dość - przyznał niziołek. - Naciągnięte mechanizmy trudniej się rozbraja.
Po raz kolejny wyciągnął z plecaka berło. Czy jest sens je tu w ogóle chować?, zadał sam sobie pytanie. Położył je koło swojej stopy i po chwili znów zawisło nieruchomo.
- Mam nadzieję, że to wystarczy - szepnął, robiąc krok do przodu. Linka spod jego buta podniosła się nieznacznie, ale nie zdołała poruszyć berła.
- Najwyraźniej wystarczyło, ale na jak długo? - Aria rozluźniła się nieco. Niziołek natomiast zabrał się za sprawdzanie, co by się z nim stało, gdyby stało się to, co stać się miało.
- Na tak długo, aż nie rozerwie linki - odpowiedział. - Czyli muszę się spieszyć.
Po chwili już wiedział, co by go czekało.
- Ario, widzisz ten większy kamień kilka kroków za Tobą? Cofnij się za niego i nie myśl nawet o tym, żeby go przekroczyć, choćby nie wiem co się działo, zgoda?
Zrobiła niezbyt zachwyconą minę, ale skinęła lekko głową.
- Postaram się stamtąd nie ruszyć - stwierdziła cofając się za rzeczony kamień.
- Mam nadzieję - rzekł Mago. - Bo widzisz, jakby linka się zwolniła, mniej więcej w okolicach tego kamienia błyskawicznie pojawiłaby się jakaś magiczna bariera albo coś w tym stylu. Tak samo byłoby z drugiej strony.
- CO TAKIEGO?! Chyba zwariowałeś, jeśli myślisz, że zostawię cię tu samego!
- Nie masz wyjścia - stwierdził beznamiętnie niziołek. Tędy - wskazał kilka niewielkich utworów w suficie - nasz kochany Cade próbowałby więźnia przestrzelić, żeby nie mógł się zbyt szybko ruszać. Później by zagazował, przed czym ucieczki zbytniej by nie było. Następnie, tak na wszelki wypadek, byłyby strumienie ognia, co spowodowałoby nie tylko bezpośrednie zagrożenie dla nieszczęśnika, ale również, podejrzewam, podpalenie gazu. A na koniec, przez te niewielkie otworki w podłodze - Mago wskazał rzeczone - wlałaby się, rzecz jasna powoli, żeby trochę go pomęczyć, woda i wypełniłaby przestrzeń, jak sądzę, po sam sufit, a pechowiec, który by tego doświadczył, prędzej czy później by się utopił.
- Jeśliby przeżył - stwierdziła wciąż wściekła.
- Jeśli - podkreślił niziołek. - Marne szanse, jeśli mam być szczery. Ale stojąc w zasięgu naprawdę mi nie pomożesz, a będziesz tylko ryzykować. Ja muszę się tego pozbyć, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.
Zacisnęła pięści ze złości, ale skinęła głową.
- No dobrze.
Niziołek w tym czasie wziął się do roboty. Pracował ze spokojem. Wiedział, że najmniejsza pomyłka będzie go kosztowała życie. Tym razem nie mógł liczyć na swoją szybkość, zręczność, przebiegłość. Tu liczył się jedynie talent, opanowanie, wyuczone ruchy. Trudził się, niejednokrotnie korzystając z narzędzi od Detalisty. Niejednokrotnie przeklnął, niejednokrotnie musiał błyskawicznie reagować, żeby nic nie uruchomiło mechanizmu. W końcu dotarł do końca.
- Jeszcze tylko przeciąć jeszcze jedną żyłkę - stwierdził już trochę spokojniej - i powinno być po krzyku.
Nadal lekko spięty podszedł do berła. Upewnił się, że Aria stoi poza zasięgiem pułapki i nacisnął przycisk. Linka natychmiast się podniosła, ale nic się nie stało. Natomiast niziołek bezwładnie upadł na ziemię.
Jasna cholera! Wiedziałam, że coś mu się tym razem stanie! – zganiła się w myśli. Przez kilka sekund zastanawiała się nad tym co ma zrobić, po czym zrobiła krok w stronę niziołka nasłuchując uważnie każdego dźwięku.
- Spokojnie - rzekł słabym głosem Mago, nie ruszając się. - Ja tylko odpoczywam.
- Chyba cię uduszę - syknęła przez zęby. - Wiem, że jesteś zmęczony, odwaliłeś kawał naprawdę dobrej roboty, ale... TO NIE JEST POWÓD BY TAK MNIE STRASZYĆ!!
- Przepraszam - stwierdził beznamiętnie, nadal słabym głosem, chociaż zaczął podnosić się z ziemi. - Następnym razem uprzedzę, o ile będę w stanie - uśmiechnął się nieznacznie. - Lubię patrzeć, jak się złościsz, wiesz?
- To wcale nie jest zabawne - mruknęła pod nosem, pomagając mu wstać.
- Dzięki - uśmiechnął się, wyciągając rękę. Gdy się podnosił, wolną ręką poczochrał czarodziejkę po głowie. Jak przed wjazdem do Dębów. Aasimarka uśmiechnęła się szeroko, niemalże beztrosko. Pamiętała, że to samo zrobił kilka dni temu. Wtedy jeszcze nie nic nie wiedzieli o ciążącej nad miasteczkiem klątwie i o tym, z czym przyjdzie im się zmierzyć.
- Wydaje mi się, że od tamtego dnia minęły wieki - stwierdziła.
- W istocie tak chyba było - zaśmiał się niziołek i dziarsko ruszył dalej. - Nic już nie jest takie samo.
- Nic nigdy nie będzie takie samo - szepnęła cicho. Mago tylko uśmiechnął się przez ramię. Szedł dalej w zamyśleniu, po raz kolejny rozglądając się za pułapkami. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, coś wystrzeliło go w sufit, jakby grawitacja się odwróciła. Machinalnie wyciągnął zza pasa berło i nacisnął przycisk. Trochę go to przyhamowało, siła wyrzutu jednak była tak duża, że szarpnięcie wybiło mu bark i znów poleciał w stronę sklepienia. Zauważył wystające kolce i fakt, że z jednym z nich zderzyłaby się jego głowa, więc zdrową ręką machnął w bok, żeby się odwrócić w powietrzu. Częściowo osiągnął swój cel. Uderzył prawie idealnie między metalowe zagrożenie, zraniwszy jedynie boleśnie nogę. Tkwił chwilę pod sufitem, a potem wszystko wróciło do normy. Nie okazało się to jednak zbawienne dla niziołka. Dwie ranne kończyny nie pozwoliły mu odpowiednio się zaasekurować i wyrżnął boleśnie w posadzkę. Upadek odebrał mu chwilowo oddech, wypompowując z jego płuc resztki powietrza.

Nauczona doświadczeniem Aria szła kilka kroków za niziołkiem, co chyba uratowało ją przed przykrymi konsekwencjami kolejnej pułapki. Oczy Arii zrobiły się wielkie z przerażenia i tylko siła jej woli powstrzymała ją od krzyku. Kobieta pobladła na twarzy.
- Jak przez to przejdę to stanie się to samo, prawda? – powiodła niepewnym wzrokiem po ścianach korytarza, zaciskając ręce na lasce tak mocno, że zbielały jej kostki. – Słyszałam jak coś chrupnęło i... muszę to sprawdzić zanim spróbuję ci pomóc.
Mago długo zbierał siły, żeby się odezwać. W końcu jednak mu się udało, jednak każde słowo sprawiało mu ogromny ból.
- Nie... możesz... bezpiecznie...
- Jasna cholera - warknęła. - Nienawidzę tego miejsca.
Akrobata spojrzał na Arię z błogim uśmiechem błąkającym się po ustach.
- Chodź... - szepnął cicho i powoli zamknął oczy.
Czarodziejka zrobiła kilka kroków w stronę niziołka, a gdy nic się nie stało uklękła przy nim i delikatnie sprawdziła jego bark. Mago bezwiednie stęknął z bólu, gdy tylko czarodziejka go dotknęła.
- Trzeba go nastawić... - zmarszczyła czoło. Potrząsnęła niziołkiem starając się jednocześnie nie sprawić mu zbyt wielkiego bólu. - Robiłeś to kiedyś?
- Co? - spytał niezbyt przytomnie.
- Bark. Trzeba nastawić.
- Wal - stwierdził krótko, nadal niezbyt świadomy tego, co się wokół dzieje.
Kobieta zamknęła oczy licząc w myślach do dziesięciu. O nastawianiu kości wiedziała tyle co nic, a może jeszcze mniej. Czuła pod palcami, że kość wystaje trochę ponad obojczyk.
- Nigdy tego nie robiłam, Mago – ostrzegła z napięciem w głosie. – Zrobię to, co wydaje mi się słuszne…
Położyła prawą rękę na wystającej kości, a lewą dłonią ujęła nadgarstek niziołka i wyprostowała jego rękę w łokciu.
- Gotowy? – spytała, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z akrobatą. Ten spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i głupawo się uśmiechnął.
- No dobra - stwierdziła, podnosząc lekko brwi. Uniosła szybko wyprostowaną rękę do góry, jednocześnie naciskając prawą dłonią na wystającą kość barku. Jednocześnie modliła się gorąco do Mystry, by wszystko poszło tak, jak przewidziała. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie, ale kość wskoczyła na swoje miejsce. Niemal w tej samej chwili chwyciła za Laskę Ordana i skupiła się na uwolnieniu ukrytej w niej leczniczej mocy.

Niziołek, boleśnie sprowadzony do świata przytomnych, wydał z siebie niekontrolowany krzyk.
- O żesz jasna cholera - darł się wniebogłosy. - Za co to, na wszystkie pieprzone karawany?
- Spytaj Cade'a - warknęła w odpowiedzi.
- Jasna cholera - zaklął, po czym uświadomił sobie, kto do niego mówił. Uśmiechnął się głupkowato. - A, to Ty. Co się dzieje? - spojrzał na przyłożoną do ramienia laskę i uświadomił sobie, że ból powoli, lecz zauważalnie przemija.
- Składałam cię do kupy - stwierdziła spokojnie.
- Dzięki - szepnął po chwili z wdzięcznością Mago.
- Nie ma za co - stwierdziła, ale w jej oczach wcale nie było wesołości, tylko niepokój. - Mam nadzieję, że nie pogorszyłam sprawy.
Akrobata sprawdził, czy ma pełną sprawność w ręce. Sprawdził po kolei każdy palec, wszystkie naraz, sprawność w łokciu, nadgarstku, barku. Wszystko grało, a przynajmniej żadnych usterek Mago nie znalazł. Nawet w nodze ból zelżał. Niziołek wstał i zrobił kilka niepewnych kroków w stronę portalu. Był w stanie chodzić, tylko lekko kulał.
- Nie ma co się dziwić - powiedział bardziej do siebie, wracając do towarzyszki. - Dobrze, że w ogóle mogę chodzić - dodał sceptycznie.
Aria skinęła lekko głową i uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie wiem, jak ci się odpłacę.
- Za co? Za to, że dzięki Tobie jestem w miarę sprawny? - zaśmiał się krótko niziołek.
- Ale nie jesteś nienaruszony - stwierdziła kwaśno. - No i ciągle ryzykujesz..
Niziołek westchnął i chwycił się za głowę.
- Słuchaj, a od czego ja tu jestem? Żeby być naruszonym w razie niepowodzenia i żeby ryzykować - uśmiechnął się nieznacznie.
- Po prostu nienawidzę jak ktoś nadstawia za mnie karku - stwierdziła. - W ten sposób straciłam już wiele bliskich mi osób.
- Chcesz mnie zastąpić? - zapytał akrobata, rozłożywszy ręce.
Aria spiekła raka, pojmując w końcu swoją pokręconą logikę.
- Dobra, nie musisz mi mówić, że zachowuję się irracjonalnie.
- Sama to powiedziałaś - stwierdził, pstrykając palcami. - Ale rozumiem Cię. Osobiście nie chciałbym być na Twoim miejscu.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Podniosłeś mnie na duchu.
Leatherleaf tylko uśmiechnął się szarmancko.

W końcu niziołek znowu ruszył do przodu badając końcówkę korytarza, bowiem byli już naprawdę blisko drzwi, za którymi – jak mniemała Aria – był już grobowiec Cade’a. Mago był ostrożny jak zawsze, zwłaszcza, że domyślał się, iż końcówka korytarza może być gorsza niż cokolwiek innego. Niestety, nie mylił się...

Liadon zza kamiennego portalu obserwował wszystko z coraz większym niepokojem. Widział, jak najpierw Mago dość długo kombinuje przy posadzce, by nagle paść na nią. Jak się jednak okazało, nic złego się niziołkowi nie stało, bowiem po chwili już szedł dalej. Elf miał powody do zmartwień, a każdy metr korytarza pokonywany przez czarodziejkę i akrobatę dawał mu ich coraz więcej. Nie pomógł fakt uderzającego z ogromną siłą Mago o sufit. Mały mężczyzna jakoś to jednak przeżył, co wojownik przyjął z ulgą. Czuł jednak narastający lęk. Pułapki wydawały się coraz bardziej zabójcze, a Mago coraz bardziej zmęczony. Elf obserwował, jak Aria nastawia mu bark i słyszał okrzyk bólu kompana. Po chwili trwającej wieczność Mago znowu ruszył przed siebie. To co się wydarzyło po chwili sparaliżowało elfa. Potworny ryk i oślepiający błysk uderzył w elfa. Tuż przed niziołkiem znikąd pojawiła się ogromna kula ognia, która niczym fala rozlała się po całym korytarzu. Nie było szans na ucieczkę, na unik. Płynny ogień z ogłuszającym hukiem rozlał się po każdym centymetrze korytarza. Nie mieli szans. Liadon widział jak Mago odskakuje za Arię, jak ta potyka się, jak potworna rzeka płynnej magmy zalewa dwójkę towarzyszy. Nie mieli szans. Uderzenie ognia było tak szybkie, że stojący kilkanaście metrów za nimi elf, nie zdołał nawet zrobić kroku w tył, gdy ogień był już przy nim. Wojownik miał jednak szczęście. Portal, który wcześniej zatrzymał go, teraz z jakiś powodów zatrzymał też ogień. Między drzwiami a Liadonem całą wolną przestrzeń zajmowały tylko i wyłącznie płomienie o tak ogromnej temperaturze, że niemal topiła mu włosy. Więc jakie szanse mieli Mago i Aria? Odpowiedź była jedna.

Nie mieli najmniejszych szans na przeżycie...
 
Aveane jest offline