Rezydencja Graffów
George przygotowywał się do wysłuchania wykładu. Umilał sobie czas rozmową i popijaniem bursztynowego alkoholu z ciężkiej szklanki z rżniętego kryształu. Delikatny posmak wanilii i czekolady, przyjemnie komponował się z goryczą mocnego whiskey.
W zasadzie najwięcej słów zamienił z jegomościem przedstawiającym się nazwiskiem von Hosenstorm, wotańczykiem, jak wyrozumiał z akcentu. Wspólny temat znaleźć było nie trudno, wszak Blackwatch cenił sobie dobrą broń, a Herr Hosenstrom, okazał się biegłym rusznikarzem.
Wreszcie Sir Graff wszedł na podwyższenie i rozpoczął swoją przemowę.
*****
Wtedy zamiast długo oczekiwanego wykładu, nastąpiły wydarzenie bynajmniej nie oczekiwane. Szyby rozprysły się w wybuchach, a do środka wpadły granaty z gazem… Zaraz po nich, zaczęli się pojawiać uzbrojeni napastnicy. Rośli wysocy, ubrani w czarne uniformy. Poruszali się z charakterystycznym „drygiem” wojskowym w ruchach, a cała akcja wyglądała na zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach.
Blackwatch instynktownie rzucił się na podłogę, pociągając siedzących obok. Strzały poszły po ścianach, wyglądało na to, że napastnicy nie żartowali i chcieli to udowodnić. Ich dowódca, wydawał szybkie i krótkie komendy, po chwili dwóch wlekło pod ręce profesora Graffa. Myśliwy zaciskał z bezradności pięści, ale wiedział, że nie mają szans, co potwierdził bohaterski przykład trolla. Mógł tylko ratować co się da, odezwał się do pozostałych:
- Zakryjcie Państwo usta, czymkolwiek, chusteczkami czy serwetami. Nie wiem, czy ten gaz jest trujący.
Rozglądał się za porozrzucanymi sztućcami, w poszukiwaniu jakiegoś ostrzejszego noża, niestety wytworna, srebrna zastawa, nie była najlepszym arsenałem.
Kolejne strzały i jęki zabitych, uświadomiły Georgowi w jak podłej sytuacji się znalazł. Ratunek przyszedł zaiste nieoczekiwanie.
-
Słyszałem o was, słuchajcie mnie dokładnie. Nazywam się Albert Ferozo, agent w służbie Jej Królewskiej Mości – agent pokazał wam szybko odznakę, a Blackwatch rozpoznał znajomy symbol. Współpracował kilka razy z wywiadem Imperium Alefheimskiego. -
Odwrócę, uwagę tych zbirów, i spróbuję ocalić jak najwięcej z tych ludzi, ale wy musicie ruszyć za profesorem. Nie mogą go dostać. Musie zapobiec nowej wojnie.
Myśliwy nawet nie zdążył otworzyć ust, kiedy szpieg otworzył ogień do napastników, z karabinu zabitego trolla. Nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń, tylko podążył za resztą uciekających gości. Musiał przyznać, że na sali zrobiło się naprawdę gorąco, a stężenie ołowiu w powietrzu, przybrało wartości szkodliwe dla zdrowia.
Zwinnie wyskoczył przez wybite okno i pobiegł za resztą, nieco pochylony zresztą, bo napastnicy otwarli za nimi ogień. Wydawało się niemożliwe, by agent JKM przeżył starcie z liczebnie przeważającymi terrorystami.
Drzwi od sportowego, czarnego paromobilu były otwarte.
Nie odpowiedział na pytanie damy, biorąc się za sprawdzanie wnętrza samochodu. Działanie to okazało się bardzo pomocne, w schowku na drzwiach paromobilu znalazł karabin automatyczny, identyczny z tymi, których używali adwersarze. Szybko odnalazł bezpiecznik broni i przeładowując wycelował w stronę rezydencji.
Miał zamiar ich osłaniać, dopóki, ktoś nie siądzie za kierownicą.