Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2009, 14:08   #40
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wtorek, 25 październik 2016. 15:59 czasu lokalnego.
West Lake Stevens


Wydostanie się z kotła nie było takie proste, jak zdawało się być po spojrzeniu tylko na mapy lub GPS-a. Radio CB łatwo się odkręcało, zresztą Thomson i tak miał podobne w swoim fordzie. Tanie policyjne badziewie. Clint na technice się nie znał, ale chociaż tę zabawkę miał lepszą. Gdy padnie prąd i sieć, to cacko może być ostatnim sposobem na komunikację na odległość. Oczywiście pomijając chociażby znaki dymne, z lekka nawiązujące do celu wyprawy całej grupy. Dzieciaki znów płakały. Tim popadł w stan katatoniczny, owszem poszedł do wozu detektywa, usiadł, patrzył przed siebie. Robot jak z filmów science fiction. Trzy osoby w sedanie, reszta stłoczona w terenowym Hummerze. Ruszyli, z bagażnikami wypchanymi wszystkim, co udało im się zebrać w krótkim czasie.

Szybko się okazało, że prosta i teoretycznie prosta droga na północ wcale taka prosta nie była. Blokady wojskowe były tam prawie wszędzie, zresztą to samo określenie nie było za dokładne. Żołnierze bowiem stali na głównych drogach, ale ich ciężkie hummery blokowały większość zjazdów i uniemożliwiały rozchodzenie się tłumom, które ciągnęły od wschodu prosto do Everett. Pieszo można było ich wyminąć, samochodami, nawet mimo mgły, szanse były małe. Były inne drogi, nie trzeba było ryzykować. Skręcili na wschód, a potem na południe, tłukąc się coraz bardziej polno-leśnymi drogami, którymi częściej jeździły konne wozy niż samochody z setkami mechanicznych koni pod maskami.

Cała okolica była poprzecinana różnymi kanałkami, a rzeka, którą już raz przekraczali łodzią w niezbyt sprzyjających okolicznościach, tutaj miała kilka odnóg, opływających okolicę, wijących się i tworzących swoiste wyspy i półwyspy. Niewielu tu mieszkało ludzi, toteż i praktycznie nikogo nie spotkali - teren był nieprzyjazny i aż dziw bierze, że w ogóle dało się tędy przejechać. Ford z napędem tylko na jedną oś kilka razy ledwo wyjeżdżał z co większych kałuż i połaci błota. Przynajmniej Hummer nie miał z tym większego problemu i parł naprzód.
W końcu im się udało. Mały, drewniany most, lata swojej świetności obchodził dawno temu, ale wciąż można było po nim przejechać na drugi brzeg niezbyt szerokiej w tym miejscu rzeki. Przed nimi było kilka małych miejscowości, których objazd nie powinien nastręczać takich trudności.


Lekka ulga pojawiła się na ich twarzach, gdy znów wrócili na asfaltową jezdnię, mknąc przed siebie. Mknąc tempem ślimaczo-żółwim, bowiem może samochodów to tu wielu nie było, ale nawet potężne reflektory przeciwmgielne nie pomagały na pogodę, która atakowała ich strugami deszczu i coraz bardziej pogarszającą się widocznością. Nie mogli wpaść na blokadę, bo to był koniec tej "ucieczki" w dzikie tereny. No i szukali stacji, co też nie było łatwe, zważywszy na to, że rzadko kiedy bywali w tych okolicach. Minęli tablicę z napisem "West Lake Stevens" a także pierwszą stację benzynową, niestety opustoszałą już całkowicie. Byli też ludzie, pojedynczo, grupkami lub samochodami podążając na zachód, zachęceni na pewno przez rządowe obwieszczenia. Zaskoczone, przerażone, niepewne lub po prostu zdenerwowane twarze mijały ich z każdej strony, uniemożliwiając najprostsze rozwiązanie - czyli włamanie się, uruchomienie dystrybutorów i ucieczkę w siną dal. Prawo wciąż obowiązywało, a jeden podniesiony alarm mógłby wezwać nie tylko policję ale i wojsko. Minęły ich dwie wojskowe ciężarówki, pełne mundurowych w maskach przeciwgazowych. Patrzyli za wami, ale nie zatrzymali się. Upiorne twarze bez emocji, tak właśnie wyglądali w tych maskach.

W końcu się udało. Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, chociaż tak na prawdę przez mgłę i chmury nie było go widać wcale a tylko jego niknąca poświata i zapadający mrok dawały to do zrozumienia. Stacja była wyludniona, wyglądała wręcz widmowo w strugach deszczu. Ale światło było zapalone w budyneczku postawionym obok, by strudzeni kierowcy mogli wydawać swoje pieniążki również na zakupy.


[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/09-da_octopuss-highway.mp3[/MEDIA]

Baki napełnione zostały bardzo szybko. Potem kanistry i wszystko inne, co zabrali ze sobą i co nadawało się do trzymania w tym benzyny. Takiej okazji jak ta, mogli nie mieć w najbliższym czasie, postanowili się więc zaopatrzyć. A na dodatek był sklep. Baterie, latarki, jedzenie, nawet piwo. Co kto lubił. Stojący za ladą staruszek w wytartym kombinezonie roboczym, wyglądał bardziej na mechanika niż sprzedawcę. Zapytany roześmiał się cicho.

-Poleźli wszyscy po te szczepionkę, o której w telewizorni gadali. Ale ja stary już, w bujdy nie wierzę. Siedemdziesiąt lat na tym świecie żyję, a oni wciąż mnie tą papką karmią! Pewnie sobie wymyślili to wszystko, dranie jedne, by darmowo na nas jakiś środek przetestować! Albo znów coś popsuli, i naprawić muszą. O nie, nie oszukają starego Jack'a, nie dam sobie igieł wbijać. A i wy w drugim kierunku, co? Tak trzymać, jak najdalej od mundurowych, tak trzymać...

Pieniądze się przydały, dziadek był zresztą bardzo ucieszony rozmiarami ich zakupów. Nie liczył już na zarobek tego dnia. W ekranie telewizora migającym w rogu pomieszczenia, dojrzeliście jak jakiś reporter z kamerą przeciska się przez tłum wrzeszczących coś ludzi. Nie dało się określić nawet skąd był ten reportaż, głos był wyciszony. Ale na twarzach ludzi widać było wściekłość i przerażenie. Dziadek patrzył na to wszystko obojętnie.
To musiało się więc rozchodzić od największych miast, tutaj, w West Lake Stevens, nie zobaczyli przecież żadnej oznaki tego, co się działo kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Everett. Kolejna wojskowa ciężarówka pomknęła drogą. Spod jej plandeki nie patrzyli już tylko żołnierze, ale także cywile.
Pomocny żołnierz, dowiezie na miejsce i zaopiekuje się każdą duszyczką.
Te przerażone i niepewne twarze były gorsze od beznamiętnych masek przeciwgazowych.


Zawracali jeszcze dwa lub trzy razy. Za każdym razem, gdy zobaczyli przed sobą policyjne koguty, wojskowe kolory jeepów lub broń długą, trzymaną przez jednego z tych ludzi w maskach. Tak, oni wszyscy mieli maski! To już samo w sobie było przerażające. Ale nie ścigał ich nikt, gdy zawracali samochody, by poszukać innej drogi. A byli pewni, że przynajmniej raz dostrzeżono ich mimo mgły. Może pomagały szeroko rozstawione światła Hummera, w zapadających ciemnościach upodabniając go do wozu wojskowego. Nieważne, ważne było to, że powoli opuszczali teren zabudowany. Ostatnie skrzyżowanie, ostatnie światła.

Thomson nie zauważył przeciwmgielnych świateł na czas. Rozpędzona terenowa Toyota wbiła się z dużą szybkością w bok forda, odrzucając go kilkanaście metrów w bok i niemal odrywając mu tył. Huk, zgrzyt metalu, brzęk rozbitych szyb i pisk hamulców Toyoty i Hummera, gdy Liberty z przerażeniem oglądała to wszystko zza swojej kierownicy.
Zabezpieczenia samochodów w roku 2016 były całkiem niezłe, można by wręcz powiedzieć, że świetne jeśli porównać je z tymi chociażby dwadzieścia lat wstecz. Poduszki powietrzne włączyły się natychmiast, unieruchamiając i łagodząc uderzenia. Pasy napięły się i przytrzymały ciało w fotelu całkiem nieruchomo. Thomson i White mieli tylko kilka siniaków i obolałe żebra od siły, która przytrzymała ich w fotelu. Tim jednak nie był w stanie myśleć o zapinaniu pasów. Jego głowa, jak głowa jakiegoś manekina, rąbnęła w bok samochodu i teraz zwisała smętnie razem z resztą ciała z tylnego siedzenia. Z boku czaszki spływała mu krew.

Z Toyoty wysiadła kobieta. Długie, ciemne włosy, przerażone, rozbiegane spojrzenie. I biały lekarski kitel z przodu którego wyszyta była parasoleczka. Umbrella Corporation, ten znaczek znali wszyscy. Połowa wychwalała, druga połowa na niego pluła. Kobieta zachwiała się, dotykając jedną dłonią głowy. Potem podbiegła do forda.


-Boże... Przepraszam... ja nie patrzyłam... ja...
Nie zdążyła dokończyć. Nathan i Liberty już też zdążyli wysiąść z zaparkowanego pospiesznie na poboczu samochodu, David i Alexander jeszcze odzyskiwali zdolność poruszania się i myślenia. Boczne drzwi uszkodzonego samochodu nie otworzyły się, po naciśnięciu klamki wypadły na zewnątrz. Cały tył był zmasakrowany, a z drugiej strony swoje dołożyła latarnia. Tim rzęził cicho.

Kolejna terenówka, czarna jak noc, wyhamowała z piskiem opon niedaleko forda. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn w średnim wieku. Czarne uniformy przypominały trochę dobre garnitury. Brak oznaczeń, za to krótka broń w wyprostowanych dłoniach.
-Doktor Jessika Langen! Proszę położyć ręce na głowę i podejść do nas. Nie będę powtarzał!
Zbliżali się powoli. Kilkanaście metrów, pistolety były jednak całkiem duże. Na twarzy zwróconej w stronę forda zalśniły łzy.
-Pomóżcie mi, proszę... oni mnie... wiem za dużo. Proszę...
Odwracała się powoli, unosząc dłonie. Cała drżała. Tamci zbliżali się wciąż ostrożnie. Jednak to nie ona wydawała się im zagrożeniem, a pasażerowie rozbitego samochodu.
-Proszę się nie wtrącać i nie ruszać! Potem wezwiecie karetkę czy co tam chcecie. Pani doktor, chyba nie chcemy załatwić tego publicznie prawda? Tym ludziom nic do tego, mogą przeżyć.
 
Sekal jest offline