Blake oparł głowę na łokciu i gapił się bez emocji w horyzont. "Kolejny zmarnowany dzień i jeszcze nie doszliśmy do celu naszej wędrówki" - rozmyślał - "Chociaż, bitwa sporo pokazała. W końcu się dowiedzieliśmy kto jakim jest człekiem" - zadumę przerwał mu Theodere który podjechał na swym rumaku. Mężczyzna popatrzał na krasnala, a potem przerzucił wzrok na swój miecz, który podawał mu mag.
-No... - wymruczał Blake i od razu poprawił mu się odrobinę humor.
Mag bez zbędnych wstępów przeszedł do rzeczy.
- Ten idiota Grey zaszachował grubasa. Pojawił się tłum rządny linczu i ten debil dał się ponieść. Jadę po Mikhaila i Maldreda, potem przesłuchamy tego. jakby przede mną pojawił się Grey, to postaraj się przypilnować żeby ten przeżył, mam nadzieję, że okaże się warty tego trudu - powiedział Theodore i ruszył w stronę wioski.
-Jasne, nie zamierzam komukolwiek dojść do jeńca - odpowiedział z pełną powagą i kątem oka spojrzał na Karanica. Na twarzy Blake'a pojawił się grymas niezadowolenia, jednak zanim zdążył powiedzieć cokolwiek do zwiadowcy, pojawił się Hasvid.
-A ten co? Żyje? - zapytał kusznik - Miejmy nadzieję, że może mówić. Bo wypadałoby z nim troszeczkę podyskutować.
-No jasne, że żyje. Na pewno czułby się lepiej, gdyby nie Karanic, który postanowił, że nóż w łopatkę, będzie idealnym rozwiązaniem, by powstrzymać go od dalszego biegu ... - odparł mężczyzna omiatając wzrokiem Hasvida. - Czekajmy na resztę drużyny, wtedy sobie z naszym łucznikiem pogadamy. |