Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2009, 02:53   #632
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Silia ruszyła. Przemykając obok walczących zbliżała się do świątyni. Myśliwy kątem oka dostrzegł na sąsiedniej strażnicy, smukłą postać wodzącą spojrzeniem za czarodziejką. Ciemne zadaszenie przysłaniało szczegóły, ale nie było wątpliwości, że elf mierzy do niej. Jens założył kolejny bełt. Wiedział, że zdąży. Tamten był dokładny. Zbyt dokładny by zdążyć oddać strzał. Cięciwa jęknęła. Tym razem jednak strzał był niecelny. Bełt wbił się w podpórkę daszku strażnicy dekoncentrując zaskoczonego ostrzałem z własnej broni kusznika. Myśliwy wskoczył ponownie na linę i rozbujawszy ją, bu utrudnić trafienie, wspiął się zręcznie na górę. Gdy jednak stanął na prostych nogach, coś zdążyło tylko krzyknąć gdzieś w jego głowie objętej bitewnym zamieszaniem, by się zatrzymał. Przez chwilę czuł na sobie zimne spojrzenie strzelca. Niemal widział zmrożone oczy o stalowych tęczówkach. Czuł bicie serc swoje i jego. Zgrały się. A potem uderzenie pchnęło go z dużą siłą do tyłu. Skórznia pękła, a drewniana ścianka strażnicy trzasła niczym spróchniała szczapa gdy myśliwy trzymając się za sterczący z brzucha bełt wyleciał do tyłu. Uderzył plecami wpierw o słaby mchowo-gliniany dach jednej z chatek i przebijając się przez niego, walnął nimi w klepisko. Z trudem podniósł głowę spoglądając z przerażeniem na stalowy pocisk tylko w niewielkiej części wystający z ciała. Opuścił głowę. Wzrok gdzieś umknął zostawiając próbującego złapać choć jeden oddech Jensa, w ciemności. Poniżej żeber promieniowało przejmujące zimno. Ręce miał całe czerwone od gęstej krwi, która wyciekała powolnym miarowym strumieniem ze zmiażdżonej wątroby. Rana śmiertelna, której żaden cyrulik nie dałby szansy. Gdyby nie to, że panicznie pragnął żyć, przyznałby że to koniec, któremu wcale się nie dziwi. Bezsilny instynkt przetrwania sprawił jednak, że był to po prostu koniec. Szarość.

- Wytrzymaj... Wytrzymaj, a zdąży cię uratować...
Głos był kobiecy, szorstki, młody... Kogoś mu przypominał... Ginął w szarości...

- Pomogę ci...
Znów był wyraźniejszy...

- W zamian odbierz mu moją gałązkę. Oddaj duchowi lasu..
Znał... naprawdę znał...

- Kk... kim jesteś? – spytał słabo pochylonego nad nim Alberta – Dlaa... dlaczego?

Mógłby przysiąc, że czuje dotyk dłoni na piersi... gdzie spoczywał medalion.
- Zawsze chciałam go poznać... Nie mów mu, że odeszłam.


Umilkła. Kojący gorąc magii przywracał go do życia... Złapał dłonie nad sobą i otworzył oczy.
- Albert? - westchnął. Nigdy się tak jeszcze nie cieszył na jego widok jak teraz... Odetchnął.

***

Znacznie później w świątyni gdy przebierali rzeczy elfiego maga, nadal czuł się słabo. Rana prawie zniknęła, ale ból po niej pozostał. Przyszła kolej na życzenia. Życzenia, których Jens nie pragnął. Wiele rzeczy chciałby zmienić, jak choćby los porwanych i zniewolonych ludzi, lub życie Drago i Aldyma. Czy nawet wizyty w lesie driad. Ale taka była kolej rzeczy. Zgodnie ze swoim sumieniem postanowił tylko poprzeć życzenie Libby jeśli będzie ono dotyczyło, tych których zawiedli w górach. Sam go nie zgłaszał. Wiedział, że jest słuszne i że tak należy... ale było sprzeczne z jego pojmowaniem świata. Nie mniej skłonny był nagiąć je dla przyjaciółki...

Po wszystkim wyszedł w ślad za Gabrielem na krwawe pobojowisko, nad którym unosiły się ponad radosnym śmiechem i popiskiwaniem małpoludów, stada gawronów. Pomógł ziomkom Lorda przenieść go w jakieś miejsce gdzie, albo Albert, albo może jakiś małpi znachor mógłby go opatrzeć i ruszył w stronę wieży, z której strzelał do niego elfi kusznik. Znalazł go na górze, gdzie dopadły go w końcu małpoludy i niemal poćwiartowały wściekle. Przez chwilę patrzył w martwe oczy swojego kata. Ich wyraz zupełnie się nie zmienił. Sięgnął po ciemną wiązaną torbę skórzaną leżącą w kącie strażnicy. Dobytek elfa. Albo raczej trofeum, które stanowił krótki łuk z niemożliwej do zwinięcia normalnymi metodami witki kasztanowca, oraz mała gałązka jarzębiny, jakby stworzona po to, by jakaś dziewczyna wplotła ją sobie za ucho. Co było w niej niesamowitego, to fakt że nie miała śladów ścięcia, czy złamania... i żyła jakby nikt jej nigdy nie oddzielał od drzewa.

Stary talgijski łowczy skrywał więcej niż jedną tajemnicę. Świat nie był sprawiedliwy...

Jens zabrał oba przedmioty i wrócił zobaczyć co postanowiła reszta w sprawie świeczek.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline