Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2009, 17:10   #631
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Pot szybko zalał jego skronie. Ból, niewyobrażalny ból, który przez chwilę przyćmił wzrok i zimną kalkulację, był naprawdę nie do zniesienia. Ciemny, czarny niczym noc, bełt wbił się idealnie w środek drewnianej, starej i podniszczonej tarczy. Precyzyjny strzał nie tylko dosięgnął celu, ale na dodatek przybił rękę Gabriela do osłony. Lekki krzyk wyrwał się z ust młodzieńca, a krew szybko zalała pobliską ziemię. Ból temu towarzyszący, na szczęście został szybko okiełznany i wykorzystany. Adrenalina złagodziła obrażenia, co pomogło mu wytrzymać jeszcze trochę. Wiedział, że nie ma dużych szans na walkę z takim przeciwnikiem jak ten czarny elf, ale młodzieniec nie był osobą która boi się wyzwań.
"Przecież przyjechałem tutaj żeby się zmienić. Nie mogę tutaj polec! Nie pokona mnie jakiś drow, nie teraz... NIGDY!" Motywował sam siebie w duszy. Nie chciał stracić wiary i zawziętości. Wiedział, że tylko to go pogoniło w daleki świat i bez tego pewnie szybko by się zapadł.
Znowu stanął do walki, na lekko ugiętych nogach. Zmęczenie i liczne rany dawały się we znaki. Elf bawił się nim, często stosując jakieś przemyślane sztuczki i podcięcia. Krótki miecz w wielkich dłoniach blondyna, teraz wyglądał dość nieporadnie. Ataki nie dosiągały celu, nie były skuteczne. Powolne ruchy i blada twarz, mówiły mu jedno: "Długo tak nie pociągnę" i pewnie tak by się stało, gdyby nie trzask portalu.
W sumie Gabriel nawet nie zarejestrował tego, że ktoś nowy pojawił się na trenie przyświątynnym, podczas walki. Dalej skupiony tylko na przeciwniku, którego uwaga została rozproszona czymś innym. Lekko zdezorientowany, patrzył w jakieś miejsce za plecami wojownika. Tak! Teraz była idealna okazja do ataku! Chłopak zebrał w sobie ostatki sił i chwycił mocniej dłonią rękojeść. Przygotował się do pchnięcia, które miało definitywnie zakończyć ten "pojedynek".
"Tak jak uczył mnie ojciec. Postawa... nogi rozstawiły się w lini, a tułów skręcił trochę. Przy ciosie doda to impetu "Skup się na przeciwniku" Wzrok wbił w drowa. Obserwował go dokładnie, wyczekując na idealny moment. W momencie gdy na twarzy elfa pojawiło się zdziwinie, zaskoczenie, prawie graniczące z przerażeniem, Gabriel zdecydował się na atak. Mimo tego co działo się przed jego oczami elf nie cofnąłł się ani o centymetr "I jak już wiesz że to jest ten moment, UDERZ!"y
Nie zdążył, był za wolny. Zobaczył okazję do zadania ostatecznego ciosu, cień szansy na zwycięstwo, a potem wielką masę futra i kłów, która przeskoczyła obok Gabriela i rzuciła się na drowa. Na początku młodzieniec nie rozpoznał co to jest, ale po chwili skojarzył tą "bestię" z Lordem. Westchnął tylko na koniec, czując nagłe osłabienie, wiedział że zemdleje. Upadając na ziemię wyszeptał jeszcze tylko
"Niech to szlag"

Znowu ból, póki co tylko to dudniło w jego głowie. Rozchodził się jak zarazki po jego ciele i w każdym miejscu gdzie zawitał, zostawiał za sobą wspomnienia. I tak kursował od ręki aż po stopy. I tak w kółko, w kółko i dalej. W pewnym momencie było to już nie do zniesienia i powieki Gabriela zaczęły się otwierać. Najpierw delikatnie i jedyne co mógł ujrzeć przez zamglone oczy, to masę małpopodobnych krzątających się, biegających, a nawet wiwatujących.
Po chwili już w pełni mógł sprecyzować zamieszanie. Zobaczył Gadzią boginię kierującą się do świątyni.
"Długo chyba nie mogłem leżeć". Poprawiło mu to troszkę humor, bo co to za wojownik, co mdleje na parę godzin? W ogóle co to za wojownik co mdleje? I co to za wojownik co sam zabić przeciwnika nie umie. Nie, jednak humor mu się w ogóle nie poprawił. A teraz nawet pogorszył.
Wstał ze skrzywioną miną, chciał ukryć grymas bólu i bezradności. Nie chciał żeby inni widzieli go jako tego słabego... wtedy nie byłby im potrzebny.
Zagryzł wargi, zacisnął prawą pięść i ruszył w stronę świątyni. Sama droga nie była taka zła, ale każdy najmniejszy ruch lewą ręką... poprostu lepiej było trzymać ją sztywną.
Tarcza, która dalej przyczepiona była do ciała Gabriela, utrudniała bardzo życie. Ciążyła, przeszkadzała, ale jak się jej pozbyć? Być może Albert będzie wiedział co z tym zrobić...

Młodzianowi udało się w końcu dowlec do świątyni, zastał tam resztę towarzyszy z gadzią boginią nad zwłokami jakiegoś przystojnego elfa, rozciągnietym na ziemi. Nie specjalnie pchał się na początek, dobrze widział i z drugiego planu, ale dostrzegł dwie świece wyjęte z szat trupa. "Więc to tego szukają? " Gabriel chciał je zobaczyć, zbadać, porównać co czyni je takimi niezwykłymi. Ale nie teraz, potem o to poprosi. Teraz kolej na ich prośby i życzenia do Gadziej bogini. Trzy... trzy zachcianki. Skoro może tak dużo? Dlaczego by nie? Poprosić o niezmordowanego rumaka, o piękną i wytrzymałą stal u boku i wieczne szczęście wraz z rozkwitem dla Pleven. Dlaczego by nie?
- Wybierzcie coś przyjaciele. Nie mi ta zasługa przypada, by żądać - chrzaknął i szybko się poprawił -by prosić boginię o me zachcianki. Dużo przeszliście i pewnie macie wiele problemów. Wykorzystajcie te trzy możliwości by zażegnać przynajmniej część z nich. - Uśmiechnął się do wszystkich i skierował się do wyjścia.
- A i pamiętajcie! Rzeczy można zgubić, zostać okradzionym czy zniszczyć! - Posłał raz jeszcze uśmiech w ich stronę, przez chwilę zawieszając wzrok na Alexandrze.
Odwrócił się i wyszedł.

- Cała zniszczona... calutka. Tarcza to wyrzucenia, a ten lichy miecz... oj chętnie bym wymienił na inny. Tylko jak mam się pozbyć tego gówna? - Spojrzał się na ramię, gdzie dalej widniał wbity bełt i spróbował poruszyć ręką. Szybko na jego twarzy pojawił się grymas bólu, a nogi zrobiły się jak z waty. Więcej nie miał zamiaru próbować ruchów
- Chłop jak dąb... a głupi jak koza. Jak można było dać się przyszpilić do własnej tarczy? Przegrana to już inna sprawa... ale żeby zemdleć? - tama, którą zbudował w swojej głowie parę dni temu, zaczęła pękać. Kolejne z tysięcy myśli zaczęły go nękać i pytać o poprawność działania. "Nie teraz... nie jak jestem tak osłabiony" zreflektował się i szybko tą dziurę w tamie załatał. Potem przyjdzie czas na pytania i użalanie się nad sobą. Teraz trzeba się pozbyć bełta.

Chcąc czy nie chcąc, doszedł na miejsce swojej "walki". Ciało elfa leżało na plecach. Jego oczy były otwarte, usta też, jakby umarł podczas krzyku. Krew zastygająca już, dalej się lepiła, ale traciła już ciepło. Gabriel uklęknął przy nim i położył dłoń na powiekach. Zamknął je.
-Żeby nie on, to Ty byś mnie.- Mruknął i teraz zmierzył wzokiem pancerz i broń przeciwnika. Porządnie zadbana.
Westchnął na pożegnanie i wzrokiem szukał najbliższej ściany gdzie mógłby się oprzeć. Los z niego drwi. Znowu zrobił parę kroków do świątyni i usiadł na ziemi, dając odpocząć trochę nogom.
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409

Ostatnio edytowane przez Oktawius : 28-10-2009 o 17:18.
Oktawius jest offline  
Stary 29-10-2009, 02:53   #632
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Silia ruszyła. Przemykając obok walczących zbliżała się do świątyni. Myśliwy kątem oka dostrzegł na sąsiedniej strażnicy, smukłą postać wodzącą spojrzeniem za czarodziejką. Ciemne zadaszenie przysłaniało szczegóły, ale nie było wątpliwości, że elf mierzy do niej. Jens założył kolejny bełt. Wiedział, że zdąży. Tamten był dokładny. Zbyt dokładny by zdążyć oddać strzał. Cięciwa jęknęła. Tym razem jednak strzał był niecelny. Bełt wbił się w podpórkę daszku strażnicy dekoncentrując zaskoczonego ostrzałem z własnej broni kusznika. Myśliwy wskoczył ponownie na linę i rozbujawszy ją, bu utrudnić trafienie, wspiął się zręcznie na górę. Gdy jednak stanął na prostych nogach, coś zdążyło tylko krzyknąć gdzieś w jego głowie objętej bitewnym zamieszaniem, by się zatrzymał. Przez chwilę czuł na sobie zimne spojrzenie strzelca. Niemal widział zmrożone oczy o stalowych tęczówkach. Czuł bicie serc swoje i jego. Zgrały się. A potem uderzenie pchnęło go z dużą siłą do tyłu. Skórznia pękła, a drewniana ścianka strażnicy trzasła niczym spróchniała szczapa gdy myśliwy trzymając się za sterczący z brzucha bełt wyleciał do tyłu. Uderzył plecami wpierw o słaby mchowo-gliniany dach jednej z chatek i przebijając się przez niego, walnął nimi w klepisko. Z trudem podniósł głowę spoglądając z przerażeniem na stalowy pocisk tylko w niewielkiej części wystający z ciała. Opuścił głowę. Wzrok gdzieś umknął zostawiając próbującego złapać choć jeden oddech Jensa, w ciemności. Poniżej żeber promieniowało przejmujące zimno. Ręce miał całe czerwone od gęstej krwi, która wyciekała powolnym miarowym strumieniem ze zmiażdżonej wątroby. Rana śmiertelna, której żaden cyrulik nie dałby szansy. Gdyby nie to, że panicznie pragnął żyć, przyznałby że to koniec, któremu wcale się nie dziwi. Bezsilny instynkt przetrwania sprawił jednak, że był to po prostu koniec. Szarość.

- Wytrzymaj... Wytrzymaj, a zdąży cię uratować...
Głos był kobiecy, szorstki, młody... Kogoś mu przypominał... Ginął w szarości...

- Pomogę ci...
Znów był wyraźniejszy...

- W zamian odbierz mu moją gałązkę. Oddaj duchowi lasu..
Znał... naprawdę znał...

- Kk... kim jesteś? – spytał słabo pochylonego nad nim Alberta – Dlaa... dlaczego?

Mógłby przysiąc, że czuje dotyk dłoni na piersi... gdzie spoczywał medalion.
- Zawsze chciałam go poznać... Nie mów mu, że odeszłam.


Umilkła. Kojący gorąc magii przywracał go do życia... Złapał dłonie nad sobą i otworzył oczy.
- Albert? - westchnął. Nigdy się tak jeszcze nie cieszył na jego widok jak teraz... Odetchnął.

***

Znacznie później w świątyni gdy przebierali rzeczy elfiego maga, nadal czuł się słabo. Rana prawie zniknęła, ale ból po niej pozostał. Przyszła kolej na życzenia. Życzenia, których Jens nie pragnął. Wiele rzeczy chciałby zmienić, jak choćby los porwanych i zniewolonych ludzi, lub życie Drago i Aldyma. Czy nawet wizyty w lesie driad. Ale taka była kolej rzeczy. Zgodnie ze swoim sumieniem postanowił tylko poprzeć życzenie Libby jeśli będzie ono dotyczyło, tych których zawiedli w górach. Sam go nie zgłaszał. Wiedział, że jest słuszne i że tak należy... ale było sprzeczne z jego pojmowaniem świata. Nie mniej skłonny był nagiąć je dla przyjaciółki...

Po wszystkim wyszedł w ślad za Gabrielem na krwawe pobojowisko, nad którym unosiły się ponad radosnym śmiechem i popiskiwaniem małpoludów, stada gawronów. Pomógł ziomkom Lorda przenieść go w jakieś miejsce gdzie, albo Albert, albo może jakiś małpi znachor mógłby go opatrzeć i ruszył w stronę wieży, z której strzelał do niego elfi kusznik. Znalazł go na górze, gdzie dopadły go w końcu małpoludy i niemal poćwiartowały wściekle. Przez chwilę patrzył w martwe oczy swojego kata. Ich wyraz zupełnie się nie zmienił. Sięgnął po ciemną wiązaną torbę skórzaną leżącą w kącie strażnicy. Dobytek elfa. Albo raczej trofeum, które stanowił krótki łuk z niemożliwej do zwinięcia normalnymi metodami witki kasztanowca, oraz mała gałązka jarzębiny, jakby stworzona po to, by jakaś dziewczyna wplotła ją sobie za ucho. Co było w niej niesamowitego, to fakt że nie miała śladów ścięcia, czy złamania... i żyła jakby nikt jej nigdy nie oddzielał od drzewa.

Stary talgijski łowczy skrywał więcej niż jedną tajemnicę. Świat nie był sprawiedliwy...

Jens zabrał oba przedmioty i wrócił zobaczyć co postanowiła reszta w sprawie świeczek.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 29-10-2009, 10:42   #633
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
To było coś czego nienawidziła najbardziej: Poczucie całkowitej bezsilności. Tak samo jak w podziemiach na bagnach, jak w mauzoleum przy walce z cieniami, jej moc znowu nie mogła nic zdziałać przeciw wrogom. Miała jeszcze kuszę, ale przy umiejętnościach strzeleckich jakie posiadała i jednocześnie przy zwartej walce, jaką prowadzono w koło, trafienie kogoś z sojuszników było więcej niż prawdopodobne. Była to jednak szansa na obronę, gdyby któryś z elfów zagroził jej bezpośrednio.
Szybko wyjęła broń i załadowała. Ruszyła w kierunku świątyni, starając się przemykać od tyłu wieżyczek i miedzy chatkami. Na szczęście kusznicy na górze mieli poważniejszych wrogów na głowie niż ona, bo że musieli ja zauważyć, nie miała wątpliwości. W skradaniu się była jeszcze bardziej beznadziejna niż w strzelaniu z kuszy. Tylko jeden pocisk poszybował w jej kierunku i jakimś cudownym zrządzeniem losu nie przyszpilił jej do ściany. Cudownym zrządzeniem losu postawił na drodze jej stóp niewielkie wgłębienie w terenie. Jedna z nich zagłębiła się w nie nagle i dziewczyna straciła równowagę. opadła na kolano, a bełt o cale minął jej głowę. Gdyby stała, miałaby go w sercu, gdyby upadła trochę inaczej przez oko wbiłby jej się w mózg.
Widocznie miała żyć!
Odetchnęła głęboko, poderwała się szybko i schowała za chatkę, przed ewentualnym kolejnym atakiem.

Otarcie się o śmierć wywoływało refleksję spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy... Cała ta niby wielka moc w sytuacjach kryzysowych okazywała się niczym. Może w słowach driady, w tym co mówiła Silia było sporo racji? Po za mocą była jak lalka, gładka z zewnątrz, pusta w środku.
Odepchnęła od siebie myśli o Lilli, bezpieczniej było myśleć o Alexie. Lubiła tego chłopca, który właśnie narażał swoje życie w nieswojej walce. Wiedziała, że nadal żyje, ale szarpały nim z pewnością silne emocje. Słyszała bicie jego serca, trzepoczącego się niczym zając w potrzasku. Skupiła się na przepełniających go emocjach. Berni wtulony w zagłębienie na piersi, był idealnym przekaźnikiem. Czuła Aleza tak, jakby stał obok niej: Zdenerwowanie, gniew, wściekłość, zaskoczenie...
Co tam się działo?
Podjęła ponownie swoją drogę do świątyni. teraz już ostrożniejsza sprawdziła czym zajmują się kusznicy. Na szczęście ładowanie kusz zajmowało trochę czasu, a dodatkowo małpoludy rozpraszały uwagę elfów. Już bez przeszkód dopadła do drzwi.
Przez chwile zmrużyła oczy, starając się przyzwyczaić wzrok do panującego w środku półmroku.
Zobaczyła leżącego na ziemi elfa, którego podjęła się zabić, a którego jak sobie uświadomiła w starciu z jego pobratymcami nie miała szans dosięgnąć. Jak bardzo stała się ostatnio zadufana w sobie! Wyręczył ją w tym zadaniu ktoś inny.
Było po walce.

Zobaczyła okrwawioną broń w dłoniach Elisabethy i Alexa.
Popatrzyła na rudowłosa dziewczynę i powiedziała pochylając głowę w wyrazie szacunku:
- Czasami bywasz irytująca, ale muszę przyznać, że potrafisz być skuteczna. To już drugi raz, kiedy załatwiasz za nas najgorsza robotę.
Potem popatrzyła na Alexa i uśmiechnęła się do niego ciepło. Żył i wyglądało na to, że podobnie jak Elisabetha nie jest ranny. Wyglądało na to, że wyszli z tej szalonej wyprawy bez obrażeń. Gdy przeszukali Aerandira okazało się, że ma przy sobie nie jedną, ale dwie świece i co jeszcze istotniejsze niewielką, ale zawsze jakąś wzmiankę o potencjalnych posiadaczach kolejnych świec.
Kim była Elyssa Winterhaven nie było tak istotne jak to kim był Strigorii i jak można się było do niego jak najszybciej dostać...
Kolejne nazwisko na liście wywołało w niej dreszcze. Będą musieli udać się do Hudow...
Nie wiedziała wiele o tym miejscu, ale wiedza, którą posiadała wystarczała, by trzymać się od niego z daleka. Tym jednak przyjdzie im martwić się później. Między tajemniczym Strigorii, a Sonyą von Sarassani, były jeszcze dwie niewiadome.

Jej rozmyślania przerwało pojawienie się gadziej bogini. Dała im pięć minut na wypowiedzenie życzeń. Alexa miała tylko jedno. Było proste i przybliżało ich do celu. Krótka prośba do Alexa, upoważnionego przez Elistrea'skixx do wypowiedzenia życzeń, została przesłana mentalnie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 29-10-2009 o 12:51.
Eleanor jest offline  
Stary 29-10-2009, 18:13   #634
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silia dotarła do świątyni w kulminacyjnym poniekąd momencie. Ujrzała ociekające krwią ciało Alexa na kamiennej podłodze, a kawałek dalej Aerandira i Elizabethę... połączonych namiętnym pocałunkiem. Czy przyjaciółka zdradziła? Ta myśl zakuła jak ostrze wrzeciona. Kolejnej zdrady półelfka by chyba w tym momencie nie przeżyła. Ale to było niemożliwe. Nie Bethy. Nie ona.
Co to więc za scena rozgrywała się przed jej oczami? Wątpliwości rozwiano szybko. W tym momencie rudowłosa pchnęła elfa sztyletem, gdzieś pod same żebra. Rozwścieczony drow zdążył jeszcze wypowiedzieć jedną inkantę ale i Silia nie czekała bezczynnie. W kilku krokach doszła do przeciwnika, którego palce wypluły z siebie błyskawicę. Ta ledwie smagnęła, jak zwykle gibką Beth.
Silia już splatała zaklęcie. Palce przecięły delikatnie powietrze jakby muskały struny niewidzialnej lutni. Cisnęła przed siebie garść popiołu i patrzyła jak płomienny podmuch uderza w zaskoczonego Aerandira. A później wszystko toczyło się już błyskawicznie. Cudowne ozdrowienie Alexa, jego zgrabnie wyprowadzone pchnięcie i dymiące się ciało drowa w powiększającej się kałuży krwi.

Elistrea'skixx przybyła niezwłocznie. Triumf bogini przypłacony został wieloma istnieniami. Ale to chyba przywilej bogów, nie dbać o maluczkich a o sprawy boskie, nadrzędne. Jak na przykład swój własny tyłek. Okazała się chociaż na tyle uczciwa, że obiecała spełnić trzy życzenia, tak jak wcześniej obiecała.
Dała im mało czasu do namysłu. Silia spoglądała po twarzach towarzyszy, ci jednak milczeli jak zaklęci. I co? Życzenia mają niby przepaść? Czy nie istnieje nic czego jej przyjaciele by gorliwie pragnęli? Wiedziała, że chociaż Elizabetha ma plan jak spożytkować jedno z nich. Silia zerknęła wtenczas na zapiski Aerandira i jego dobytek. Dwie świece weszły w ich posiadanie, to więcej na ile liczyli. Wyglądało na to, że Elyssa Winterhaven mają z głowy. Następny w kolejce – niejaki Strigorii. Najrozsądniejszym sposobem na rozdysponowanie życzenia byłaby zapewne prośbą o teleportację właśnie w pobliże kolejnego strażnika świecy. Tyle, że półelfka nie miała ochoty kierować się dziś rozsądkiem. Zgołą co innego chodziło po głowie.

- Pragnęłabym... - zaczęła niepewnie przerywając krępującą ciszę – abyś, pani, i... jeśli reszta się zgodzi... - ciężko jej było wypowiedzieć myśli na głos.
- Pragnę abyś przeniosła nas do miejsca gdzie przebywa obecnie niejaki Ellendil Horn. Wiem, że powinniśmy udać się w ślad za kolejną świecą
– zaczęła się nerwowo tłumaczyć współtowarzyszom – ale może w interesie nas wszystkich leży odszukanie Horna? Będziemy mogli dowiedzieć się czegoś więcej o całej sprawie i... - poddała się wreszcie wzdychając ciężko. - Wiem, to czysty egoizm z mojej strony. Ale w tej chwili pragnę tego najbardziej w świecie. Jeśli podążymy za Strigorijem, chciałabym chociaż byś powiedziała mi gdzie Horn obecnie przebywa. I czy nie dzieje mu się krzywda.


Stało się, powiedziała co chciała. Jeśli reszta zdecyduje, że należy dostać się wpierw do Strigorija, jakoś to przełknie. Silia bała się jedynie, że nim skończy się ich misja, nim odnajdą wszystkie z dwunastu artefaktów będzie już za późno. Może Ellendil w międzyczasie zginie i nigdy nie pozna włąsnego ojca? De Blight mówił przecież, że tamten ma kłopoty, że ktoś go wcześniej zdradził.
~Cóż za ironia. Może to przekleństwo Hornów? Skazani na bycie zdradzanymi... ~ - gorzki uśmiech cisnął się na usta.

Poczekała na decyzje w sprawie życzeń, a później obejrzała dokładnie onyksowy medalion Aerandira. Chciała zbadać czy jest magiczny, a jeśli tak, to dowiedzieć się jakie kryje właściwości. Mimowolnie otworzyła księgę na zaklęciu identyfikacji. Czekała jednak cierpliwie nim skończy się ich bezcenne pięć minut. Z niecierpliwością czekała co inni mają do powiedzenia.
 
liliel jest offline  
Stary 29-10-2009, 18:55   #635
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Dla Lilli najważniejsza była w walce skuteczność. starzy kapłani ze świątyni Lathandera rugali ją za nic nie wnoszące tańce i popisy, jej ostrze miało chronić niewinnych i karać tych, którzy na to zasługiwali. Z tego tez powodu, kiedy czarnoskóry elf tańczył wokół niej ona tylko obserwowała i parowała. Jego machanie bronią, mimo iż wyglądało urokliwie było całkowicie zbyteczne. Nie mógł jej zmylić, obserwowała cały czas uważnie jego stopy, a męczył się dwukrotnie bardziej niż ona. W końcu wyczekała moment, jej ciężki magiczny miecz runął wprost na jego osłoniętą tylko lekkim szyszakiem głowę. Potężne uderzenie wykrzywiło metal hełmu i zsunęło się na ramię nieomal je odrąbując. Przeciwnik upadł, wpierw na kolana, później na plecy. Błyskawicznie wypływająca krew sprawiła, że oczy stały się szkliste i zupełnie puste.

Rozejrzała się, bitwa już dobiegła końca, tylko małpoludy wyjące z radości pastwiły się nad ciałami przeciwników. Jej przyjaciele zniknęli z pola widzenia, najwyraźniej pośpieszyli do świątyni. Niezmiennie interesującym było, że wrogowie skupili się na osobach najlepiej uzbrojonych pozwalają bez problemu przebiec pozostałym. Cóż, najwyraźniej dla elfów metal wydawał się najbardziej groźną bronią, a pomyślałby kto, że taka stara rasa powinna wiedzieć, że najniebezpieczniejsi są ci, których bronią jest dłoń i umysł.

Omijając małpoludy ruszyła w kierunku świątyni, starając się nie patrzeć na to co robiły ze zwłokami. Żadna istota nie zasługiwała na taki los, ale najwyraźniej ogrom krzywd jakiego doznali tubylcy był tak duży iż nic więcej nie zostało. W samym przybytku na szczęście było spokojniej. Aerandir leżał martwy, a Elistrea'skixx właśnie omawiała im zasady życzeń. Trochę dziwnym było, że to Alex miał o nich zdecydować. Ale może zabił wroga i to była nagroda?

- Może byłaby możliwość poproszenia o konie dla wszystkich? Coraz więcej wędrujemy, moglibyśmy dużo szybciej działać…

Jej egoistyczne życzenie zostało schowane pod płaszczykiem pozorów, co do życzenia Silli nie wypowiadała się. W gruncie rzeczy było chyba obojętne do kogo ruszą najpierw, a jeśli to miało przynieść jej ukojenie to czemu nie zacząć od jej ojca…

Nic więcej nie mówiła, jakaś wyższa siła nie pozwoliła jej ujrzeć tego co miało tu miejsce, więc tylko czekała..
 
Nadiana jest offline  
Stary 29-10-2009, 19:55   #636
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Jens zmieciony pociskiem z wieży spadał powoli, jakby tonął w gęstym powietrzu. Albert spojrzał tylko na wejście do świątyni i pobiegł do chaty, której powałę przebił łowca. Rana wyglądała paskudnie, bełt wbił się głęboko w ciało, tnąc mięśnie i uszkadzając wątrobę. Czarno-brązowa krew plamiła koszulę tropiciela, którą kapłan rozciął mu na piersiach, oddarł jej kawałek i przyłożył do rany. Jens patrzył błędnym wzrokiem, nie poznawał chyba Alberta, szok i ból był zbyt wielki. Kapłan przytrzymując lewą ręką prowizoryczny opatrunek z koszuli ciasno przy ranie, prawą chwycił bełt i zdecydowanym ruchem wyciągnął go z rany. Jens krzyknął przeraźliwie, szarpnął się. Popatrzył na Alberta, jakby dopiero teraz go zobaczył.
Powietrze aż wibrowało w zdemolowanej chacie. Jeden z małpoludów, który zaglądnął tu na chwilę, cofnął się zaraz przestraszony. Oczy kapłana były mlecznobiałe, zroszone potem czoło było ściągnięte w wyrazie skupienia i determinacji. Jens drgnął znowu i złapał go za rękę, którą przyciskał do jego brzucha. Zemdlał zaraz gdy gorąco magii przeszło w żar. Kapłan poruszał bezdźwięcznie ustami, odmawiając kolejne wersy litanii. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, to było… fascynujące. Zawsze był jak przekaźnik, jak łącznik który tylko ofiarowuje leczonemu iskrę boskiej łaski. Teraz czuł jak wtłacza duszę Jensa powrotem do ciała, czuł jak jego wola z całej siły przyłącza się do mocy bóstwa.
Łowca otworzył oczy, spojrzeli na ranę razem, w tej samej chwili. Nie było krwawienia, choć blizna była wyraźna. Albert już zaczynał mówić żeby Jens się nie podnosił, że musi oszczędzać siły, że naczynia i mięśnie magicznie łączone muszą mieć czas na wygojenie się. Tymczasem on podniósł najpierw głowę z glinianego klepiska, a później posykując wstał z ziemi.
- Cieszysz się widoczną łaską mego bóstwa, przyjacielu – uśmiechnął się Albert. Tylko raz w życiu widziałem coś takiego, kiedy mój mistrz Berthold leczył rannego akolitę w kryptach pod Procampur. Tylko, że ja nie mam nawet ułamka jego mocy i wiedzy. Sam Pan Zmarłych uznał, że jeszcze nie Twój czas.

Podtrzymując Jensa pod ramię, kapłan ruszył do świątyni. Walka dobiegała końca, małpoludy wściekle obległy ostatniego, słaniającego się na nogach drowa. Jens niecierpliwie w równym stopniu jak on przekroczył próg świątyni. Albert spojrzał na ciało elfa, na Elizabethę i na Alexę. Nic nie mówił, na krótką chwilę skrzyżowali spojrzenia z psioniczką. Albert spuścił wzrok. Wstydził się tego co czuł, wstydził się tego że Alexa wie co on czuje. Ulgę. Ulgę i wdzięczność.

- Swój głos przyłączam do Silii. Wiedza jest najistotniejsza, myślę że powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej niż to co powiedział wam Kallor i… zjawa Kossutha de Blight.

Uśmiech gadziej boginki był bardzo wymowny. Dziwne odczucie ogarnęło Alberta, może oni w całej tej historii ze świeczkami też są prowadzeni „na ślepo”? Jak małpoludy najpierw przez Aerandira, a potem przez nią?
Zatrzymał jeszcze spojrzenie na dłoni Bethy. Podszedł do rudowłosej i oglądnął oparzelinę. Słowa modlitwy popłynęły cicho, wkrótce ból zelżał. Spojrzał jeszcze na dziewczynę i na leżącego maga, a potem wyszedł za Gabrielem.

Podszedł do wielkiego wojownika, a gdy ten usiadł pod ścianą, podniósł delikatnie jego ramię. Bełt przeszył tarczę i przebił przedramię. Albert wyciągnął ze swej torby mały ostry nożyk i odciął mozolnie drzewce bełtu tuż przy grocie. Potem wyciągnął już bezpieczniej pocisk z rany. Gabriel patrzył na jego zabiegi ze stoickim spokojem, jednak kapłan wiedział, że ból musiał być wściekle odczuwalny. Nie mógł jednak znieczulić go przed usuwaniem, bo niewiele boskiej mocy już czuł w sobie. Za to zaraz po tym jak wyciągnął bełt z ręki, oczyszczając wcześniej wszystkie strużyny drewna po odcięciu grotu – pochylił znów głowę i poprosił Kelemvora o łaskę.
Po chwili poklepał przyjacielsko Gabriela po zdrowym ramieniu i powiedział:
- Dobra robota. Do jednego zaś będziesz się musiał przyzwyczaić. Sam jestem z nimi od niedawna, ale jedno jest pewne, ściągamy na siebie uwagę chyba wszystkich mocy w Faerunie. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale to powoduje że na pewno nie będziesz się z nami nudzić – uśmiechnął się krzywo do wojownika.
Podeszli zaraz razem do Lorda i ułożyli go na krótkiej drewnianej ławie przy jednej z chat. Gabriel opowiedział kapłanowi jak likantrop na jego oczach powyrywał sobie bełty i włócznie z ran, rycząc bardziej ze wściekłości niż bólu. Albert oglądnął dokładnie rany i zauważył, że boska interwencja chyba nie będzie konieczna. Nawet głęboka rana w boku nie krwawiła mocno, a te po bełtach już zaczynały się zabliźniać. Albert nie chciał używał leczniczej mocy także z innego względu. Nie wiedział tak naprawdę nic o wilkołakach, nie chciał Lordowi zaszkodzić. Sprawdził jeszcze raz stan mężczyzny i odniósł wrażenie że omdlenie było raczej zapadnięciem w jakiś dziwny regeneracyjny sen czy letarg.

Popatrzył jeszcze na pobojowisko, na leżące ciała i jęczące ranne małpoludy. Wiedział że zanim położy głowę do snu znów będzie skonany. Wiele rzeczy jeszcze sługa Kelemvora miał tu do zrobienia.
 
Harard jest offline  
Stary 29-10-2009, 23:54   #637
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
To był najdłuższy pocałunek w jej życiu. Piękny.
Wbiła nóż szybkim ruchem. Sztylet od Radgasta. Gwiezdny metal po raz pierwszy unurzał sie we krwi. Była oszołomiona. Odepchnął ją, a ona wyszarpała nóż, ruchem do góry, nawet teraz pamiętając by siać spustoszenie w jego trzewiach.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zobaczyła Silię i ulga, którą odczuła prawie pozbawiła ją czujności, w ostatniej chwili uskoczyła przed czarem Aerandira. Jeszcze w tym samym momencie, gdy Alex wbijał mu sztylet w serce kowalówna pytała Silię czy wszyscy żyją. Na szczęście zaraz mogła przekonać się na własne oczy.

Chyba by zemdlała gdyby nie pojawiła się bogini. Nie była tak naprawdę zmęczona, nie miała wyrzutów sumienia, to było znowu zachłyśnięcie się potęgą. Dzika radość, że się udało. Nieodśpiewana i nieodtańczona, szukała ujścia w nagłym zwiotczeniu wszystkich mięśni. Ale pojawiła się zleceniodawczyni i rudowłosa zamiast zemdleć, oparła się o filar. Czerpała fizyczną ulgę z chłodu kamienia. Czuła sztywność karku, nienaturalną linię barków, opór bioder, ból poparzonej dłoni. Czuła swoje ciało tak mocno jakby dopiero się narodziła. Pierwsze sekundy stawania się. Euforia.

Złapała odrzucony przez Alexa pierścień tuż nad ziemią. Klęknęła. Aerandir wciąż miał otwarte oczy. Podeszła na czworakach by je zamknąć.

Właściwie ucieszyła się ze sposobu, w jaki postawiono sprawę życzeń. Potrzebowała rozwiązania szybko. Cała wyprawa kruszyła ją i składała na przemian i wtedy gdy rzeczy działy się wolno, było jej najtrudniej. Wszyscy wiedzieli, co powie.
- Chciałabym tego, o czym mówiłam w obozowisku lykantropów. Żeby sprawa wymarłej wioski znalazła rozwiązanie. Żeby łupieżcy i grimloki i wszyscy ich sojusznicy nie skrzywdzili już nigdy nikogo, żeby ludzie we wsiach wokół gór nie musieli się już bać śmierci i niewoli, żeby mogli żyć spokojnie w swoich domach i żeby ci których zniewolono, a którzy jeszcze żyją, odzyskali wolność, zdrowie, i wrócili do swoich domów.
I to jest dla mnie najważniejsze, Alex. Absolutnie najważniejsze.

W końcu podniosła się do pozycji stojącej.
- Ale popieram i drugie życzenie – uścisnęła drobną dłoń półelfki – Dla nas wszystkich jest ważne spotkanie Horna. To nie jest żadna prywata Sil.
- I skoro już tyle mówię, to powiem i to. Może powinniśmy zażyczyć sobie wskrzeszenia? Aldyma i Drago. Chyba, że ktoś z was wie, że Drago nie życzyłby sobie tego. Bo Aldym na pewno … - nie dokończyła. Każdy wiedział. Aldym gdyby miał coś do powiedzenia, na pewno nie zaakceptowałby swojej śmierci.

Albert pomodlił się nad jej dłonią. To zawsze było dziwne. Nagłe, nienaturalne i fascynujące. Patrzyła na zanikające zaczerwienienie.
- Jakbyś cofał czas. Dziękuję.
Nie wiedziała jak odczytać spojrzenie, którym obdarzył ciało Aerandira i ją.
- Gdybym umiała robić rzeczy lepiej, nigdy nikogo bym nie zabiła. – powiedziała ze spuszczonym wzrokiem, ale potem nagle podniosła spojrzenie na sługę Kelemvora i mrugnęła szelmowsko – Choćby dlatego, że zabijanie jest niebezpiecznie podniecające.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 30-10-2009, 20:41   #638
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Alex wysłuchał wszystkich wyjątkowo uważnie. Skupienie na jego twarzy było widoczne, gdy myślał nad każdym wypowiedzianym i niewypowiedzianym życzeniu. Dopiero, gdy skończyli, skinął głową, jakby do siebie. Spojrzał najpierw na Elizabethę, przez chwilę patrząc jej w oczy. Potem odchrząknął.
-Pierwsze życzenie. Chcemy, by ludzie z zachodniej części Gór Ziemnej Opoki, porwani i wykorzystywani przez stworzenia zwane przez nas Łupieżcami Umysłu oraz Grimlocami, zostali przeniesieni do krasnoludzkiego miasta Kaar-Razan oraz by ich ciemiężcy zginęli lub w jakikolwiek inny sposób nie mogli skrzywdzić już nikogo.
Chłopak nie chciał ryzykować. Liczyło się to co zostało wymówione, a nie to co miało się w głowie. Elistrea'skixx w końcu mogła różnie to interpretować. Alex więc modyfikował słowa. Boginka skinęła głową i w zasadzie nie wydawało się, by stało się coś więcej. Ale Silii i Alexie wszystkie włosy stanęły na sztorc od mocy, która nagle wypełniła świątynię. Pozostali w mniejszym stopniu, ale i tak poczuli, że coś się stało. Potem nieludzka kobieta znów wbiła wzrok w chłopaka, który tym razem spojrzał na półelfkę.
-Nie wiemy czy Ellendil żyje, nie wiemy gdzie się znajduje i jakie są jego zamiary. Jesteśmy też zmęczeni i ranni. - przerwał na chwilę, szybko się zastanawiając - Drugie życzenie: chcemy byś stworzyła dwa zwoje teleportacji. Jeden ma nas wszystkich wraz z całym naszym ekwipunkiem, z wyłączeniem osób, które nie będą tego chciały, zaprowadzić do bezpiecznego miejsca jak najbliżej elfa Ellendila, któremu przyznano ludzkie nazwisko Horn. Drugi ma nas bezpiecznie sprowadzić z powrotem, do miejsca w którym użyjemy pierwszego ze zwojów.
Bogini znów skinęła głową, a w dłoniach Silii pojawiły się dwa pergaminy. Alex odetchnął głęboko, tym razem dłużej wodząc po twarzach zebranych.
-Czy możesz kogoś wskrzesić?
Elistrea'skixx pokręciła przecząco głową.
-Nie, jeśli nie mam jego ciała, a jego dusza znajduje się w krainie boga waszego przyjaciela.
Nie musiała mówić o kogo jej chodzić. Alex przyjął jej słowa spokojnie, chociaż oczy zdradzały pewną nerwowość. Angela zaczęła bawić się jednym z jej sztyletów, zawzięcie patrząc na boginkę. Temperatura spadła jakby o kilka stopni.
-Trzecie życzenie: chcę byś przeniosła nas i cały nasz ekwipunek w bezpieczne miejsce niedaleko miejsca, w którym przebywa lub w którym została pochowana osoba nazywająca się teraz lub kiedyś Strigorii. Ta o której mówi ta lista.
Pokazał na notatnik elfa, a Elistrea'skixx syknęła, jakby ze złością.
-Szkoda, ale niech i tak będzie. Moje sługi będą musiały poszukać innych ofiar. - roześmiała się w jakiś taki potworny sposób. - Żegnajcie więc. Nie znoszę metalu, dostaniecie więc też to czym plugawili moje królestwo spiczastousi.
Błysnęło i po raz kolejny w ich życiu świat przesunął się o wiele kilometrów, tak, że wylądowali w miejscu zupełnie innym.

Gdy stopy znów dotknęły ziemi, odetchnęli z ulgą. Zaczynali przyzwyczajać się do tego, że podróże w taki sposób nie należą do najprzyjemniejszych. Gdy wzrok zaczynał przyzwyczajać do panującego mroku, odkryli, że znajdowali się w jakimś pomieszczeniu. Śmierdziało uryną, pleśnią i próchnem. Kurz z dawno nie wycieranej podłogi pokrywał ich łydki, a światło księżyca przesączało się przez zakryte rybimi pęcherzami małe okna, ukazując więcej szczegółów. Łóżko z zapleśniałym siennikiem, stół, którego przeżarte przez korniki nogi ledwo utrzymywały ciężar blatu. Kilka prostych stołków i szafa przy ścianie, której drzwiczki smętnie wisiały na jednym zawiasie. Para drzwi, jedne wyraźnie na zewnątrz, drugie dalej do wewnątrz. Dalej kuchnia i drugie, bardzo podobne pomieszczenie, w którym zamiast stołu ustawione były kolejne dwa łóżka. Dom biedoty miejskiej, która uciekła lub umarła już dawno temu, sądząc po grubej warstwie kurzu. I tylko sterta żelaza na środku nie pasowała do wystroju, pomijając oczywiście ich samych. Dziesięć lekkich, zakrzywionych mieczy nieco podobnych do szabli - scimitarów. Dwa krótkie, proste. Trochę sztyletów. Dziesięć kolczug, solidnie pokiereszowanych. Podobnie jak cztery powyginane tarcze. Dwie kusze z metalowymi przekładniami. Uzbrojenie elfów, z którego połowa nadawała się do użytku albo na sprzedaż.
Wyjrzeli przez okno. Noc była jasna, księżyc świecił mocno, pozwalając przyjrzeć się otoczeniu. Miejskie mury były nieopodal, a dalej majaczyły zabudowania jakiegoś zamku.


Na twarzy Angeli pojawił się osobliwy grymas, gdy ta przypatrywała się otoczeniu.
-Tsurlagol. Wróciłam do domu.
Wydawała się teraz bardzo spokojna, wręcz odmieniona.
-Szzz... Posłuchajcie.
Odgłosów samego miasta było niewiele, ale z daleka niósł się szum, którego znaczenie znało jeszcze niewielu z nich.
-Morze. Musimy być w dzielnicy portowej, w tej najuboższej części, przy murach. Radzę nie korzystać tu z pomocy waszych bogów.
Spojrzała dobitnie na Alberta i Lillę. To nie był jakiś nieznany fakt, w tym mieście nie tolerowano kapłańskiej magii. Żadnej. Nie było jednak mowy o czarach ze splotu, z którego zaciekawiona Silia skorzystała całkiem szybko. Ilość magii w pomieszczeniu zaskoczyła ją nieco. Prócz znanych wcześniej przedmiotów, wykrycie magii ujawniło szczegóły nieznane. Obie świece jaśniały, podobnie jak medalion znaleziony na szyi Aerandira, ale to nie było wszystko. Przynajmniej dwa scimitary oraz jeden krótki miecz miały w sobie jakąś magię. Podobnie jak jedna z kusz i dwie kolczugi, oraz znaleziony przez Jensa dziwny łuk. Pomijając samą użyteczność oraz doskonały stan tych przedmiotów, każdy zdawał sobie sprawę, że ich wartość jest wielka. Prawdopodobnie porównywalna lub większa od wartości całej ich rodzinnej wsi - Talgi.
 
Sekal jest offline  
Stary 31-10-2009, 22:04   #639
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silii spodobał się pomysł by przywłaszczyć sobie opuszczone lokum. Mieli wreszcie swój własny kąt, namiastkę... domu? Jakkolwiek wydumanie i zabawnie to brzmiało. Ale chociaż zaoszczędzą trochę grosza.
Wstąpiła w nią jakaś niespożyta energia. Niebawem spotka Elendilla. Dwa zwoje schowała starannie do torby. Zorganizowała natenczas trochę szmat, znalazła też miotłę z gałązek. Miała ochotę ogarnąć ten bajzel. A może po prostu musiała się czymś zająć żeby zbyt dużo nie myśleć? Latała w każdym razie ze szmatą w dłoni, jak jakaś nakręcona gospodyni domowa. I czyściła, zamiatał, pucowała. Chyba do reszty zwariowała, biorąc pod uwagę, że byli świeżo po walce i powinna słaniać się z nóg.

Magiczne przedmioty odłożyła na kupkę i oglądała je z ciekawością.
- Zidentyfikuję je – powiedziała do reszty, gdy chwilowy szał sprzątania minął jak palcem odjął. - Proponuję byśmy jutro sprzedali resztę zdobycznej broni i uzbrojenia. Oczywiście jeśli ktoś chce coś dla siebie zatrzymać niech śmiało bierze. Angela, skoro znasz miasto może mogłabyś w tym pomóc? To także w twoim interesie. Im lepiej sprzedamy, tym większa będzie dola każdego z nas. Część złota zostawimy we wspólnej puli, resztę podzielimy. Z grupowej kiesy Albert może zakupić potrzebne nam lecznicze mikstury, również na zapas.
- Kilka dni będziemy musieli tutaj zabawić. Trzeba nam wydobrzeć. Jutro rozpoznam resztę magicznych przedmiotów. Każdy będzie też pewnie chciał zrobić jakieś zakupy, skorzystać z zalet miasta. A później, gdy będziemy gotowi chciałabym użyć zwoju i przenieść nas do Ellendila. Strogorii nie ucieknie, a kto wie co dzieje się z moim ojcem? Ale nie chcę decydować za wszystkich, z mojej strony to tylko prośba. Zrobimy jak zechce większość.

Wieczorem przysiadła w rogu pokoju na skrzyżowanych nogach i rozłożyła przed sobą księgę. Przedmioty przemawiały do niej językiem magii, zdradzały drzemiące w swoim wnętrzu tajemnice. Zaczęła od łuku, później zabrała się za amulet. Ten okazał się dla półelfki nie lada gratką. Ułatwiał koncentrację, zwiększał potencjał magiczny. Przypuszczała, że Aleksie przydałby się równie mocno co jej samej. Sumiennie poinformowała o tym psioniczkę. Postanowiły rzucić monetą i zdać się na ślepy los. Amulet przypadł w udziale Silii. Aleksa uśmiechnęła się szczerze dodając tylko:
- W takim razie jeśli pozwolicie wezmę kuszę.

Czarodziejka zebrała się wreszcie w sobie i podreptała do Jensa. Wręczyła mu łuk i kołczan ze strzałami przysiadając obok na ziemi. Metodycznie unikała patrzenia na niego, jakby od tego mogła się czymś zarazić.
- Weź. Nikomu oprócz ciebie się raczej nie nada. Zwiększa obrażenia. Nie jakoś wyjątkowo, ale lepsze to niż nic. Strzały nasączone są substancją, która ma szansę spowolnić wroga.
- Dziękuję Sil… - rzekł patrząc na nią – To znaczy za wyjaśnienie działania – dodał prędko jakby w obawie, że mogła jego słowa do czegoś innego nawiązać. Żałował, że jej powiedział. Że przyznał się do czegoś, czego sam nie wiedział czy zrobił. Ale tak chyba było w sumie lepiej. Trudniej, ale lepiej.
Wziął od niej broń na chwilę zatrzymując dłoń na jej. Ułamek sekundy aż prosił się o powiedzenie czegoś mądrego. Jens milczał. Zacisnął tylko dłoń na jej własnej i opuścił wzrok na kasztanowe łęczysko łuku. Pamiątka po driadach. Trucizna idealnie do niej pasowała.

- Dlaczego z nią poszedłeś Jens? I po co jej to było? Chciała mi zrobić na złość, zepsuć jedyną rzecz, która mi się w życiu układała? Nienawidzę jej... - mówiąc o tym krzywdziła samą siebie. Rozdrapywała świeże jeszcze rany, ale przecież ta rozmowa musiała mieć miejsce. Rozchodziło się raczej o to, by jak najszybciej mieć ją za sobą.

~ Trzeba zamknąć jeden etap zanim rozpocznie się nowy. ~ - tak mawiał jej sędziwy szalony mistrz z Talgi.
~Ciekawe czy jeszcze żyje? Lubiłam go... Był zabawy i zawsze miał dla mnie czas. Nigdy nie myślałam, że będzie mi go brakować. ~
Popadała ostatnio w melancholię. Więcej myślała o przeszłości niźli teraźniejszości. I ciężko jej się było skupić. Myśli były rozbiegane, chaotyczne, żyły własnym życiem.

Po jakie licho pytała? - przeszło Jensowi przez myśl. Co miał jej wymyślić? Że może to się w ogóle nie wydarzyło? Że musiał to zrobić jeśli Maela miała pozwolić im żyć? Nie odzywał się przez dłuższy moment. Półefka jednak nie ustępowała. Postawione pytanie wisiało w gęstnącym powietrzu.
- Jeśli naprawdę coś popsuła – rzekł w końcu - to będę robił wszystko, żeby to naprawić.

- Naprawić Jens? - zaśmiała się. na te słowa. Naprawdę zresztą nieprzyjemnie. - To nie jest pęknięte kołu od wozu, do jasnej cholery. Zdradziłeś mnie! Dałam ci wszystko, ale ty uznałeś, że to za mało! - zagryzła wargi, żeby się uspokoić. Ściszyła też głos, żeby nie robić zbędnego zamieszania. Kiedy się znów odezwała głos miała już spokojny.
- Nie będę ci tego więcej wypominać, obiecuję – w przypływie jakiejś tęsknoty pogłaskała go po policzku, ale zaraz cofnęła dłoń. - Ale to chyba oczywiste, ze mnie straciłeś. Musisz to wiedzieć, prawda? Że to koniec.

Zawisła niezręczna cisza. Znowu.
- Nie powinno to wpłynąć na nasze zadanie – kontynuowała czarodziejka. - Możemy zostać przyjaciółmi, rozmawiać normalnie, bez żalu. Możemy nawet sypiać ze sobą od czasu do czasu. Zawsze było mi z tobą dobrze w łóżku. Ale nasz związek to już przeszłość. Jesteś wolny. Możesz dogadzać połowie mieszkanek Vast, nie obchodzi mnie to już. Ode mnie też nie możesz już wymagać wierności. Prawdę mówiąc mam zamiar z tego ostatniego przywileju skorzystać całkiem szybko - jej ton trącił złośliwością. - Ty już masz porównanie, jak to jest, być z kimś innym. Też się zrobiłam, prawdę powiedziawszy, ciekawa.

Zaskoczyła go. Chciała się zemścić z premedytacją za coś co on zrobił… no właśnie. Z premedytacją? Spojrzał na nią z bezsilnym smutkiem. Bardzo krótko. Chciał ją ochrzanić za to, że tą jedną chwilą przekreśla cały czas. Koniec… W sumie jednak nie miał się jej co dziwić. Przylgnął odruchowo do jej dłoni gdy głaskała go po policzku. I tak jak ona odsunął się od niej. Tak dobrze znali odruchy swoich ciał, ze w wielu przypadkach się dopasowywali… Nie wstał gdy zaczęła wychodzić z izby. Nie zatrzymał jej gdy otwierała drzwi. Spojrzał dopiero wtedy gdy drewniane kołki trzasnęły pod wpływem zamknięcia.

Silia wyszła w pośpiechu. Musiała ochłonąć. I ukryć przed nim łzy.
Gdy wracała Jens minął ją tylko, z jakąś zaciętą miną, i zniknął za rogiem zapuszczając się w dzielnicę doków.
Czarodziejka wróciła do środka, przysiadła przy plecaku łowczego. Wyjmowała raz za razem wszystkie przedmioty. Swoje odkładała do torby, jego obracała tylko w dłoni, czasem przyciskała do policzka albo zachłannie wciągała ich zapach. Natrafiła wreszcie na dziennik. Przypomniała sobie jak wspólnie go czytali, tam w Cienistej Kniei. Przekomarzali się i śmiali. Wspomnienia bolały. Otworzyła księgę i natrafiła w środku na sprasowany woreczek Lordowego ziela. Zagarnęła całość, plus przepaloną lulkę. Ponownie wyślizgnęła się na podwórze, nabiła i wypaliła. Odurzenie spadło na nią jak oczyszczający deszcz. Narkotyk przyjemnie otumaniał, łagodził wewnętrzny ból. Na materac dotarła jak we śnie. Ledwo mrugała powiekami. Świat pędził w zawrotnym tempie. A może to ona wytrąciła tak dalece prędkość? Miała wrażenie, że poruszała się jak ślimak. Opadła wreszcie na materac i, tępym wzrokiem, gapiła się na bransoletę na swoim nadgarstku. Prezent od Jensa. Zatrzyma ją, choć może wypadałoby oddać. Zatrzyma. Niech jej przypomina o tym, że najbliżsi ranią najmocniej.


* * *

Cały niemal kolejny dzień spędziła na identyfikacji przedmiotów. Było to zajęcie czasochłonne i bardzo wyczerpujące. Kiedy zakończyła pracę ujęła w dłonie świecę Aerandira. A później przeczytała jego imię. Już wcześniej zdecydowali, że Silia może przejąć jej moc. Uznała, że tamto postanowienie nie uległo przedawnieniu.
Czekała w napięciu co się wydarzy. Znając przewrotność losu cycki nie urosną jej ani odrobinę.


- Użyłam świecy – poinformowała tylko, gdy zebrali się znowu razem. Była ciekawa czy wygląda inaczej. Miała nadzieję, że tak. Choćby jej miały rogi wyrosnąć. Potrzebowała zmiany a teraz szukała jej potwierdzenia w spojrzeniach kompanów. - Myślę, że z drugą świecą powinniśmy się wstrzymać. Może uda się dowiedzieć kim jest owo Elyssa Winterhaven. Kto mógłby najbardziej skorzystać na części jej mocy.

Dopiero późnym popołudniem wyszła na zewnątrz. Poprosiła Angelę by ta zaprowadziła ją do sklepu magicznego. Chciała nabyć nowe zaklęcia. Wciąż przytłaczała ją myśl, że wie za mało i niewiele potrafi. Głód wiedzy odzywał się w niej zrywami. Po walce czuła największy jej niedosyt.
Cieszyła się też w sumie, że trafili wreszcie do miasta. Te wędrówki po głuszy zaczynały ją wykańczać. Silia potrafiła docenić wygody cywilizacji. Miękkość materaca, ciepło jakie dawały cztery ściany, gwar, ruch i obecność ludzi. I sklepu magicznego choćby. Cudna sprawa.

Półelfka spojrzała z ukosa na swoją towarzyszkę. Zdała sobie sprawę, że o Angeli nic nie wie.
- Wspomniałaś, że pochodzisz z Tsurlagol – zagaiła nagle. - Jak to jest wrócić do domu? Będziesz chciała odwiedzić rodzinę, przyjaciół?
Może naiwne były to pytania, ale ciężko było znaleźć jakiś wspólny temat. A głupio też leźć tyle czasu i gęby nawet do siebie nie otworzyć.
- Nie mam rodziny ani przyjaciół czarodziejko, powinnaś już to wiedzieć. Za to sporo wrogów i kilka kontaktów.
Zdębiała.
- Kontraktów? To znaczy... takich eee.. na czyjeś głowy? - od początku podejrzewała, że Angela należy do jakiejś super tajnej gildii zabójców. Łatwo było usłyszeć coś, co sobie człowiek sam w duchu dopowiedział.
- Kontaktów, nie kontraktów, kochanie. Ten cały łowczy nieźle pomieszał ci w główce.
Zaczerwieniła się z zażenowania. Ale plama. Przesłyszenie. I jeszcze poruszyła drażliwą nutę. Jens. Przypomniała mu o nim, dokładnie wtedy, kiedy przestawała na chwilę o nim myśleć.
- Nie chce o tym mówić - Silia ściągnęła gniewnie usta w wąską kreskę. - Zresztą, pomieszał czy nie, to już i tak skończone. Czuję się wyprana z całej naiwności, pozbawiona złudzeń i pełna gniewu. Już nigdy się nie zakocham. Miłość jest przereklamowana.

Po co jej o tym mówiła? W pewien sposób się przed nią otworzyła. Nawet Bethy nie wspomniała o tym co zaszło, choć pewnie i tak wszyscy się domyślali. A teraz wywnętrzała się przed osobą, do której powinna zwracać się z problemami w ostatnie kolejności.
Angela parsknęła, chociaż nie wiadomo, czy ze śmiechu.
- Chcesz się stać taka jak ja? Takie deklaracje tym się kończą.

Zirytowała ją trochę tym porównaniem do siebie samej.
- Czy to w ogóle od nas zależy? Kim się stajemy? Ja myślę, że pozbawieni jesteśmy wpływu na nasze życie. Bogowie z nas drwią. Możemy tylko patrzeć jak los nami poniewiera. Patrzeć i gorzknieć. Bo nawet buntować się nie ma sensu.
-By bogowie z nas drwili muszą zwrócić na nas uwagę. Nie mieszaj ich w to, bo oni mają nas gdzieś. Ale jeśli mam jakąś wiarę, to jest to właśnie wiara w siebie. To właśnie ta wiara kazała mi zostawić rodzinę i przyjaciół z dzieciństwa. Moje... problemy prędzej czy później by ich zabiły. To była moja decyzja, nie jakiś bogów.
Przypominała jej Elizabethę. Butna, niezależna, odważna. Nie bać się bogów... Zaiste odważna. A może szalona?
- Problemy? - Silia zatrzymała się raptownie by spojrzeć Angeli w oczy. - Masz je nadal czy już sobie z nimi poradziłaś? Jeśli moglibyśmy ci jakoś pomóc...

Kolejna wtopa. Wściubiała nos w nie swoje sprawy. I jeszcze po co? Żeby oferować pomoc? Pomyślałby kto, że taka szlachetna jest. Za dużo chyba przebywała z Lillą i zaczynała przesiąkać jej paladyńskimi poglądami. Szerz dobro, pomagaj, ufaj. Zabawne całkiem. Tym bardziej, ze wcale takich zasad nie wyznawała.
- Powiedz mi szczerze, jak głęboko gdzieś macie moje problemy? - Angela spojrzała jej bardzo głęboko w oczy - Nie są teraz istotne, mała jest szansa, że zwrócą na mnie uwagę.
- Wcale nie mam gdzieś twoich problemów – te słowa zaskoczyły samą Silię. A jeszcze bardziej zaskoczył ją fakt, że mówiła szczerze. - Nie jesteś moją przyjaciółką. W zasadzie wcale cię nie znam. Ale walczyłaś z nami ramię w ramię. Uratowałaś mi życie, tam w kniei. Nie patrz na to jak na dobroduszność z mojej strony. Nie jestem dobroduszna. Zazwyczaj. – zamyśliła się nad tym – Czasem mam niekontrolowane przypływy dobrej woli, ale generalnie jestem raczej samolubna. Mimo to, jeśli coś mogę dla ciebie zrobić, powiedz. Zrobię to.

- Dzięki za chęci. Ale wolę tego nie poruszać. Dla was byłoby lepiej, gdybym zaszyła się gdzieś a najlepiej po prostu odeszła. Alex... sobie poradzi. Jeśli mnie rozpoznają to nie będą tylko moje problemy. Zresztą musisz się również domyślać, że ktoś musiał uczyć mnie tego, co umiem. I temu komuś nie do końca się podoba moje odejście.
Wyglądała bardziej na rozbawioną niż w jakiś sposób przestraszoną.
- Ty możesz być samolubna, ja byłam morderczynią, Silio. Pamiętaj o tym składając mi takie propozycje.

Półelfka stała przez chwilę jak sparaliżowana, z otwartymi na oścież ustami. Szybko się jednak opamiętała.
- Nie mam zamiaru cię osądzać Angelo - półelfka zawahała się sekundę, ale w końcu położyła dłoń na ramieniu kobiety. - Zabijałaś. I musisz teraz z tym żyć, dźwigać swoje jarzmo. Może... powinnaś dla odmiany zrobić coś dobrego? Wiem jedno, nie da się przejść samemu przez życie. Samotność może człowieka ograbić do szczętu. Czasem trzeba komuś zaufać, aby nie zwariować. Dlatego powtórzę raz jeszcze, jeśli będziesz potrzebowała pomocy, podam ci rękę. Obiecuję.

- Podanie ręki kojarzy mi się bardziej z pożegnaniem, ale dobrze. A zaufać? Jeśli w tym życiu komuś zaufałam, to był to Alex. Chłopak ma dobre serce, szkoda, że zbyt dobre dla mnie. Nie wszystkim z waszej grupy mogłabym zaufać, a czy mam w ogóle z wami zostawać? Rozgadałam się, to miasto tak na mnie wpływa.
- Chciałabym żebyś została – odparła półelfka i zdobyła się na uśmiech. - A co byś powiedziała na to, abyśmy zakupiły sobie wielki bukłak wina i opędzlowały go dziś do samego dna? Mam ochotę zalać smutki.

W sklepie magicznym czarodziejka zakupiła kilka zwojów. Ku jej zaskoczeniu Angela również.
- Także posługujesz się magią?
Zabójczyni nie przestawała ją zaskakiwać. I, o dziwo, miała wrażenie, że dała jej się odrobinę poznać. Uchyliła rąbka własnej tajemnicy. Silia poczuła do niej sympatię, choć sama nie wiedziała dlaczego.
A później, gdy wychodziły, zapytała jeszcze:
- Kim jest ów Strigorii? Skoro jesteś tutejsza pewnie wiesz to i owo. A pozostali z dwunastu byli zawsze znani i szanowani. Może poza Aerandirem.
Dziwnie się czuła wypowiadając jego imię. Już zawsze będzie nosić w sobie jego cząstkę. Symbiotyczny związek stworzony ze swoim zmarłym wrogiem. Czy będzie go wyczuwała, gdzieś w środku? Czy nabierze jego cech, jego przyzwyczajeń? Światło zacznie ją drażnić, i będzie ją odtąd pociągał mrok? Mrok nocy i mrok duszy? O tym pierwszym przekona się niebawem. Już o świcie.

* * *

Podróż do ich nowego słodkiego gniazdka nie zajęła im długo. Znać było, że Angela porusza się płynnie po tych wąskich brukowanych uliczkach, zna każdy kąt doków. I nawet nikt ich nie zaczepił. Pewnie dlatego, że Angeli źle z oczu patrzyło.
Po powrocie Silia przejrzała nowo zakupione zwoje. Przepisała zaklęcia starannie do księgi i długo nad nimi dumała. Na Jensa znów nie mogła spojrzeć. Wyślizgnęła się na podwórze i wypaliła dwie lufki zbawiennego ziela Lorda. Wróciła już spokojniejsza. Uśmiechała się nawet i nabrała jakby śmiałości. Przysiadła się do łowczego i, jakby nigdy nic, zapytała.

- Nie musi się między nami źle układać, wiesz? Pamiętasz, wspomniałam ci, że możemy czasem... Przecież w łóżku było nam bosko. Nie miałbyś ochoty się ze mną przejść?

Bezpretensjonalnie oblizała usta. Czy była wulgarna, bezczelna, bez serca? Czy znęcała się nad nim niepotrzebnie? A może po prostu za nim tęskniła? Nie można przestać kogoś kochać, tak z dnia na dzień. Zioła likantropa niedługo się skończą, i co wtedy? Nie chciała żeby Jens odchodził. A miała obawy, że może ranić go tak mocno, że wreszcie się wścieknie i opuści ich małą tymczasową rodzinkę.
Dopóki miała zioła trzymała wszystko w ryzach. Wymuszała na sobie spokój. Potrafiła z nim rozmawiać i patrzeć mu w oczy. Ba, uśmiechała się nawet.
Zioła... Cudowny specyfik uśmierzający ból pękniętego serca. Musi zapytać Angelę, gdzie można w Tsurlagol zakupić tego więcej.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-10-2009 o 22:11.
liliel jest offline  
Stary 01-11-2009, 22:06   #640
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przeniesienie nastąpiło tak samo niespodziewanie jak zwykle. Alexandra choć była przecież przygotowana na natychmiastowe przeniesienie się w inne miejsce i tak odczuła jego skutki. Może były jakieś ćwiczenia by podróże na plan astralny nie były tak nieprzyjemne? Bo poza tym teleportacja była cudownym czarem: Tyle zaoszczędzonego czasu... tyle mniej kilometrów na własnych stopach. Tak mimo wszystko wolała przemieszczać się właśnie w taki sposób.
Gdy wylądowali w starej, zakurzonej, ale najwyraźniej pustej, a co za tym idzie dość bezpiecznej chacie, popatrzyła na Alexa i powiedziała do niego żartobliwym tonem:
- Zastanawiałeś się kiedyś nad karierą polityczną? Twoje słowa najwyraźniej czynią cuda.
- Raczej poczekam, aż twoja moc będzie na tyle duża, byś mogła spełniać życzenia. Wtedy zrobisz mnie królem i zaoszczędzę czasu.

Dziewczyna zaśmiała się w odpowiedzi. Czuła jak napięcie ostatnich kilku godzi powoli ustępuje. Udało się! Przeżyli, zdobyli nie jedną, ale dwie kolejne świeczki i nawet zdobyli informację, kto jest następnym posiadaczem i przede wszystkim udało im się z tego okropnego miejsca uciec z prędkością błyskawicy. Słowa o ofiarach nie pozostawiały wątpliwości co by się z nimi stało, gdyby nie ostatnie życzenie, natychmiastowej teleportacji. Miała ochotę wszystkich uściskać!

Gdy Silia zabrała się z entuzjazmem wartym lepszej sprawy za sprzątanie, popatrzyła z pewnym wahaniem na otoczenie. Może decyzja o pozostanie w tej ruderze, to jednak nie był taki doskonały pomysł? Chyba należało w niej posprzątać. Porządki... hmmm... to słowo w uszach psioniczki miało taki nieprzyjemny wydźwięk. Patrzyła jak miotła w tekach czarodziejki porusza w górę, byś może nawet kilkuletnie pokłady kurzu. Poczuła jak pył wierci ją w nosie i zaczęła głośno kichać. Musiała wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza... tak zdecydowanie był jej potrzebny dłuższy spacer...

***

Przez chwilę z ciekawością oglądała medalion, który pokazała jej Silia wyjaśniając jego właściwości. Widziała pragnienie w oczach czarodziejki, choć ta starannie starała się je ukryć, proponując zdanie się na los. I los zdecydował słusznie, dostała ta, która bardziej pragnęła. Alexandra już wcześniej przyjrzała się reszcie elfiego ekwipunku i doszła do wniosku, że z wszystkiego co leżało na stosie, przydałaby się jej w sumie jedynie kusza, którą posługiwała się już w miarę sprawnie. Była dobrym narzędziem ostatniej obrony, gdyby zawiodły jej moce. Nie umiała walczyć wręcz, więc dobra broń w jej rękach tylko by się marnowała, a zbroja... może nawet dałaby się radę w niej poruszać, ale byłoby to zdecydowanie zbyt męczące. Musiała poszukać dla siebie przedmiotów ochronnych także przeciw pociskom czy magii, ale zdecydowanie powinny być dużo lżejsze.
Skoro mieli okazję, byli w naprawdę sporym mieście, jak wynikało ze słów Angeli, postanowiła poszukać sklepu magicznego i zobaczyć czy nie trafi się coś ciekawego za rozsądną cenę. Wszystko zależało od tego ile ostatecznie zostanie pieniędzy do podziału.

Spróbowała sobie przypomnieć co czytała o tym mieście. Skoro mieli się po nim poruszać, lepiej by byli przygotowani na to co może ich spotkać. Tsurlagol... Strigorii... teraz zaczęło jej się przypominać co nieco z lekcji historii:
- Wydaje mi się, że szukany przez nas Strugorii, był kimś ważnym dla tego miasta. Dawnym namiestnikiem, prawodawcą, ale wydaje mi się, że było to bardzo dawno temu... Angelo – Psioniczka zwróciła się bezpośrednio do czarnowłosej dziewczyny – Skoro to twoje miasto... wiesz coś więcej o Strigoriim prawda?
- Nigdy się nie interesowałam się historią tego miasta. A Strigorii to historia. Grobowce wszystkich władców są ponoć w twierdzy, ale tam nikogo nie wpuszczają, a i nikt nie zamierza ryzykować dla oglądania grobowców. Tyle, że sto lat temu, to Strigorii wedle wszelkich podań już dawno musiał być martwy
– Słowa nożowniczki nie brzmiały zbyt zachęcająco, ale to było do przewidzenia: Zawsze pod górę.
- To nie brzmi zachęcająco, ale pewnie i tak nie będziemy mieli wyjścia... ciekawe jak można się tam dostać... Możesz się dowiedzieć coś na ten temat?
- Dwa sposoby. Być członkiem ostrzy lub być umówionym na spotkanie z kimś z rodziny Henrych. Próba dostania się potajemnie kończy się szubienicą przy wejściu na zamek. To na szybko.
- Hmmm... Myślisz, że uzyskanie u nich audiencji jest w ogóle możliwe? Przecież to potężni władcy.
-Nigdy nad tym się nie zastanawiałam. Najłatwiej kogoś zabić, wezmą tam na proces
- Nie uśmiechnęła się, ale nic innego nie mogło sugerować, by to w ogóle był żart.
Alexandra poczuła jak po plecach przebiegają jej dreszcze, ale odwzajemniła spojrzenie Angeli, i próbując obrócić jej wypowiedź w żart powiedziała z lekkim uśmiechem:
- Użyjemy tego sposobu w ostateczności. Najpierw wolałabym spróbować dyplomacji... Może spotkanie z Elendilem nam w tym pomoże? Zastanowimy się... Dziękuję Ci Angelo.
Ta tylko skinęła głową nie mówiąc już nie więcej, a Alexandra poczuła jakby coś ścisnęło ją za serce. Chyba w tym momencie lepiej zrozumiała Alexa.

Potem kiedy Angela wyszła na zakupy z Silią pomyślała, że warto by poćwiczyć strzelanie z kuszy. Skoro miała taką piękną nową zabawkę powinna umieć jak najlepiej ją wykorzystywać. Jednak uliczka zabudowana domkami w dwóch szeregach nie była chyba na to najdoskonalszym miejscem, a nie miała ochoty na wychodzenie gdzieś samotnie.
Może później porozmawia o tym z Jensem...

Zastanawiała się też co zrobić z krasnoludzką kuszą, żal było jej ją po prostu sprzedać. Była cząstką wspomnień z Kaar-Razan. Oddała już przecież suknię... pozostawała tylko skórznia.
Pomyślała o Gabrielu. Podeszła do chłopaka i pokazując mu ją powiedziała:
- Może weźmiesz ją dla siebie? Nie jest magiczna, ale to pamiątka po krasnoludach... trochę szkoda mi ją sprzedawać. Wolałabym, by mogła służyć komuś z nas...
Gabriel zajęty był rozpakowywaniem swojego plecaka. Zaczął wyciągać rzeczy swoje i Alexandry. Rozkładał je na łóżko. Sprawdzał też przy okazji zapasy jakie mu pozostały. Na głos psioniczki wyprostował się szybko i uśmiechnął:
- Jasne. Miło z Twojej strony. Obiecuję nie zniszczyć - Przyjął podarunek z jej dłoni, patrząc przy tym w jej śliczne oczy. Zabrał kuszę i położył koło wielu rzeczy na łóżku. Alexa ucieszyła się, że przyjął jej dar.
Skinęła głową i poszła do kuchni.

Skoro nie mogła poćwiczyć strzelania zabrała się za zajęcie, którego od czasu opuszczenia krasnoludzkiej twierdzy nie miała okazji doskonalić.
Wyjęła narzędzia do obróbki kamieni i jeden z mniejszych kamyczków. Najpierw zgodnie z tym jak instruował ją Gorki umieściła kamień w specjalnym imadle ustawiając pod odpowiednim kątem. Zakręciła niewielkim kołem szlifierskim i wygładziła płaszczyznę. Potem znowu drobne przekręcenie kamienia i kolejny szlif. Delikatnie pomału, by się nie pomylić, nie zeszlifować zbyt wiele, by wszystkie płaszczyzny były idealnie proste.
Po chwili oddała się temu zajęciu całkowicie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172