Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2009, 13:58   #123
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
post powstał przy dużym wsparciu Sayane

Rana wyglądała kiepsko. Może Albert nie był bardzo doświadczonym wojownikiem mimo to nie raz widział, co się dzieje ze strzałą jak trafia w miękkie. Niestety bełt wszedł tuż pod żebrami. Teraz siedział, co najmniej kilkanaście centymetrów w ciele… tak, że nie było żadnej szansy na przepchanie go. Niestety jego kształt powodował większe spustoszenie w organizmie jak poruszał się w drugą stronę. Wyciąganie go to nie tylko bardzo trudny i bolesny zabieg… jeżeli coś poszarpie mu w brzuchu to będzie po nim. Mimo to młodzian wiedział, że nie może pozostawić pocisku samemu sobie i czekać może dzień może dwa na fachową pomoc. Zabije go zakażenie. Trzeba było to cholerstwo wytargać. Po prostu trzeba.

Bał się. Ogromne zmęczenie pozwoliło mu nie myśleć o tym. Wiedział, co trzeba zrobić. Wiedział, że musi poprosić pozostałych o pomoc. Miał jednak zbyt ciężkie powieki, zbyt ciężką głowę, zbyt ciężkie myśli… zasnął.

Nie tylko on wiedział jak się to może skończyć. Jego towarzysze wiedzieli, co trzeba zrobić.

Jakby z zaświatów docierały do niego głosy, przyciszone rozmowy. Zapachy, dźwięki… jakaś krzątanina. Poczuł jakby jakiś ruch wokół, jakby ktoś go dotknął… przewrócił na bok, przytrzymał. Wszystko to działo się gdzieś daleko, nie z nim. Do czasu aż przyszedł ból. Wtedy nie miał wątpliwości, że to dzieje się z nim. Był tylko nieopisany, wszechogarniający ból. Trwało to w nieskończoność, nie było ucieczki…

Był tylko… Ból!

Musiał tego doświadczać, niedane mu było stracić przytomność… bogowie mu na to nie pozwolili.

Nie wiedział jak długo mu pomagali… nie zauważył, kiedy skończyli… nie miał siły podziękować… nie miał siły się ruszyć. Odpłynął.

W głowie mieszały mu się różne obrazy, pojawiały się osoby z przeszłości… rozmawiali z nim, radzili. Być może próbowali pomóc, być może tylko mącili. Niemniej jednak Albert wiedział, że rycerzem albo się jest albo nie i żadne dodatkowe insygnia nie są potrzebne. Przysiągł sobie to zapamiętać i pokazać, kim jest bez tych atrybutów.

Była noc, ciemność jaskini rozświetlał tylko blask ogniska. Nim oczy Alberta przyzwyczaiły się do półmroku, nim ogarnął wszystkie cienie skaczące po sklepieniu i ścianach komnaty minęło dobrych kilka chwil. Czuł się dużo lepiej, jeżeli tak można określić stan kogoś, kto miał bełt w bebechach jeszcze parę godzin temu. Rana już tak nie piekła. Ból tak nie doskwierał. Tylko ta ogromna suchość w ustach…

Spróbował się podnieść, ostrożnie bez gwałtownych ruchów. Powoli podszedł do strumyczka i łapczywie zaczął pić. Gdy zaspokoił swoje pragnienie dostrzegł, że w jaskini brakuje Aleama i Valdreda. Zobaczył również, że przygląda mu się dziewczyna.

- Wybacz, nie chciałem cię obudzić… zaczął

- Nie masz za co, wręcz powinieneś. Przyniosłabym ci wody, nie powinieneś się ruszać. I nie robie z ciebie kaleki - uprzedziła protesty - po prostu nie chcę, żeby moja praca poszła na marne.

- Dziękuję, chyba zaoszczędziłaś mi wiele bólu. A może nawet uratowałaś życie. Dzięki twojej pomocy czuję się dużo lepiej. Młodzian powoli zaczął wracać na swój barłóg.

"Mam nadzieję" - przemknęło Astrii przez głowę. Pierwszy raz robiła coś takiego i wkładając dłoń do rany Alberta ze strachu miała serce w żołądku a żołądek w gardle. - Skoro już nie śpisz to może zmienię Ci opatrunek - dziewczyna podniosła się z posłania i zaczęła grzać wodę na ognisku.

Siadając wydał z siebie ciche stęknięcie. Chwilę patrzył jak krząta się przy ognisku. Nie był pewien czy w tym całym zamieszaniu związanym z ucieczką rozmawiał z nią, czy się jej przedstawił… chyba nie.

- Jestem Albert, chyba nie było wcześniej okazji porozmawiać i się przedstawić.

- Akurat zasady uprzejmości nie były wtedy najważniejsze. - mruknęła dziewczyna nie odwracając się od ognia. Gdy woda zawrzała wrzuciła do niej przygotowane wcześniej zioła i odstawiła do zaparzenia.
- Nazywam się Astriata, a mój brat - Valdred - poszedł chyba na zwiad. To ten wysoki, postawny. - objaśniła ściągając równocześnie opatrunek rycerza.

- Tak, wiem. Poznaliśmy się w karcerze, nim cię jeszcze odnalazł. Nie ma też Aleam. Może przyniosą coś do jedzenia. Uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie o głodzie. – A jak rana Tobiasza?

- Dobrze. Dzieciak jest bardziej umęczony niż na prawdę ranny. To znaczy poparzenia są poważne, ale póki nie da im się zaropieć to będzie dobrze, a postrzał nie był groźny.

- Nie gniewaj się moim pytaniem, ale co wydarzyło się tam na dole? Przy platformie. Działo się tam, i chyba dzieje dalej coś, czego zupełnie nie rozumiem. Zmieszał się nieco i jakby nieco ciszej kontynuował. – Tam, jak znaleźliśmy to puste pudełko chyba każdy z nas czegoś doświadczył. Nawet jak niektórzy będą zaprzeczać. Ale ty, no wiesz te łzy i to wszystko.

- Nie pamiętam - zgodnie z prawdą odpowiedziała Astria nie przerywając przemywania rumiankiem rany. - To znaczy nie pamiętam dokładnie i sensownie, tylko jakieś urywki przez mgłę. Widziałam płaczący posąg, a potem pamiętam, że Kurt trzymał mnie a ja płakałam czy krzyczałam na Ves... a potem już jak biegliśmy... - co prawda pamiętała jeszcze, że posąg do niej gadał, ale stwierdziła, że lepiej o tym nie wspominać. Co z tego, że inni też mieli zwidy? Ona chciała przede wszystkim zapomnieć.

- Od tamtego czasu jakby czuję, że muszę coś komuś zwrócić. Chyba to coś, co było w tej skrzyni. Ale nie mam zielonego pojęcia czy powinienem… czy to nie będzie złe. Jakby do mojej głowy wkradła się jakaś niewiasta i próbuje podszywać się pod moje myśli. Nie był pewien czy nie powiedział za dużo, z drugiej strony chyba musiał to komuś powiedzieć… chyba. Jednak dodał tak bez przekonania, jakby sam w to nie wierzył – Ale może to tylko przez rany, gorączkę i wiesz to wszystko…

Astria zastanawiała się przez dłuższą chwilę udając, że skupia się na opatrunku. Nie rozumiała, dlaczego wszyscy tutaj tak łatwo przyznają się do swoich dziwacznych doznań. Przecież Imperium stało na idei tępienia chaosu, a tu każdy, praktycznie każdy mówił wprost, że rosnący w kopalni spaczeń odcisnął na nim swoje piętno. Ale ona znów się bała - w końcu byli na powierzchni. Powiedziała Vestine o swojej mocy i teraz tego żałowała. Nie chciała powtarzać błędu.
- Myślę, że każdy tam coś widział. Może to te świecące kamienie, może spaczeń rozrzucony wokoło. A może odezwało się do nas czczone tam bóstwo czy demon, odezwało się do nas tęskne wyznawców czy w ogóle, żeby ktoś sobie o nim przypomniał... nie wiem... Zwłaszcza, jeśli ten uciekający mężczyzna ukradł coś związanego z jakimś kultem to mógł przebudzić to... coś... Mam nadzieję, że nas za to nie przeklnie zamiast niego. - dziewczyna zadrżała wyraźnie.

To, co mówiła dziewczyna przypomniało mu o słowach sir Duncana, bezwiednie wymówił – Zapomniani… Chwilę myślał nad tym czy mogło to dotyczyć tych bóstw czy jakiejś sekty czy jeszcze czegoś innego - Nie mogę po prostu tego zostawić, przynajmniej do póki nie dowiem się, co to było za miejsce… mam jeszcze pierścień od tego Piskorza. Popatrzył na palec upewniając się czy jest jeszcze na swoim miejscu. – Aleam, twierdzi, że to zaproszenie do złodziejskiej gildii. Chyba to mój jedyny trop… oprócz świątyni oczywiście. A wy, z bratem co zamierzacie?

- Chcesz szukać tego mężczyzny? Chcesz iść za głosem tego czegoś z podziemi choć sam mówisz, że może być złe? Dlaczego? - Zdumiała się dziewczyna przerywając oglądanie rany Tobiasza. Stare opatrunki gotowały się w hełmie - co prawda ranni nie krwawili już, ale nie wiadomo, kiedy znów im się przydadzą.

- A co innego mi pozostaje? Uciec i zastanawiać się przez całe życie czy rzeczywiście to było… jest złe? Nie chciał, aby zabrzmiało to jak oskarżenie czy jakiś atak. Nie wiem, co jest słuszne i co powinienem zrobić… od bardzo dawna nie wiem.
- Ciężko uwierzyć, że istota wyglądająca tak jak na tym posągu może być dobra. Tak samo jak zadawanie się z gildią złodziei. Ale to Twoje życie i sam decydujesz jak je spożytkować - filozoficznie stwierdziła dziewczyna. - A my.. cóż... pewnie pójdziemy gdzieś z dala od Pleven, zacząć nowe życie. W grupie, co prawda bezpieczniej, ale i też łatwiej nas wytropić niż osobno. Może nam się uda...

Nie wiedział, co jej odpowiedzieć, miała sporo racji jednak… Może to, co zamierzał pozwoli mu wrócić do stanu, kiedy sam decydował o swoim życiu. A może tylko się tak łudził. - Życzę wam tego z całego serca.

Dziewczyna westchnęła - A ja mam nadzieję, że się mylę i odnajdziesz coś więcej, niż tylko... że Twój wybór okaże się słuszny. - spojrzała na zewnątrz. - Powinniśmy się przespać, noc jeszcze młoda.

Istotnie potrzebowali snu i odpoczynku. Ułożyli się na swoich prowizorycznych posłaniach, jednak Albert nie mógł zasnąć. Zbyt dużo myśli kłębiło mu się w głowie.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 29-10-2009 o 14:07. Powód: bo zupa była za słona
baltazar jest offline