Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2009, 15:31   #13
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Chaotyczny atak autorstwa MVP sięgnął celu. Zanim zdziwiony Lobo zdołał chociażby mrugnąć, dostarczony w wielką siłą cios trafił go prosto między krwawe ślepia. Poszycie dachu pękło, rozłamane na dwoje, posyłając Czarnianina w dół. Masa mięśni przebijała się przez kolejne piętra wywołując eksplozję gruzu i drewnianych trocin. Ta narastała z każdą pokonaną barierą. Cała struktura zatrzęsła się w posadach i przez krótką chwilę Michael odczuwał niepewność czy budynek nie złoży się jak domek z kart. Na szczęście, tak się nie stało. Tu jednak dobre wieści się urywały. Coś błysnęło w zgęstniałym powietrzu, odbijając światło księżyca swoją metalową powierzchnią. Ciśnięty hak uderzył MVP prosto w twarz, rozcinając lewą część facjaty i wywołując głośne *KRAK* jego kości policzkowej. Pociągnięte na powrót do dołu narzędzie mordu już miało wbić się w lewy bark. Z pomocą przyszedł jednak sojuszniczy kolcogłowy, którego smoliste ślepia na chwilę zalśniły purpurą, odtrącając zagrożenie jakąś formą telekinetycznego ataku. Ostry przedmiot, niestety bez zdobyczy, zniknął na powrót w wyrwie, czemu towarzyszyła salwa niecenzuralnych słów. Van Patrick ryknął - o dziwo, nie tyle z bólu co ze straszliwą furią. Młodzieniec schylił się, pochwycił odłamany kawał żelbetonu wielkości lodówki, i cisnął nim z wyskoku w dziurę w której zniknął Lobo. Burza odłamków i pyłu, która wydobyła się ze szczeliny jak z wulkanu na chwilę przysłoniła postać Michaela, który rzucił zdawkowe spojrzenie Pinhead’owi przez chmurę kurzu i obficie cieknącą mu po twarzy krew.


W tym czasie Legion powrócił - po zderzeniu ze ścianą i zmianie wystroju jakiegoś pokoju - do swej “ludzkiej formy”. Podniósł się powoli otrzepując resztki gruzu. Okulary były zniszczone. Wziął je do rąk i zaczął im się przyglądać a te jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciły do swego stanu podobnie jak ubrania chłopaka. Młodzieniec wziął głęboki oddech po czym… rozpłynął się w powietrzu. Chwilę później, u progu “nowego dużego okna” pojawiło się ogromne wgniecenie jakby coś uderzyło w tamto miejsce, lub się od niego odbiło. Na niebie dało się dostrzec dziwną smugę - zdawała się być przeźroczysta, ale szybkość z jaką się poruszała zdradzała jej obecność. Niewidzialny byt wylądował w dziurze, którą przed chwilą zrobił sobie ( a raczej sobą ) wujek Lobo.
Fiuu, fiuu... ale się porobiło - przeszło przez myśl blondynie. Nie przepadała za walką, ale wiedziała, że wcześniej czy później będzie musiała się przyłączyć. Z drugiej strony wolałaby tego nie robić na trzeźwo - nie z takim przeciwnikiem. I jeszcze na dodatek typ ma przyśpieszoną regenerację. Super - przydałby się Kanda. Odciąłby mu łeb i by było po zabawie a tak musi się męczyć bez miecza. Da radę... Jakoś. Ale najpierw- monopolowy. W okolicy musi być jakiś... ale jak na ironię losu nie było. No dobra.
- Yin Innocence - aktywacja.- mruknęła pod nosem, znamię na szyi zapłonęło a jej włosy przybrały kolor czarny jak smoła, zaś do kontrastu oczy zrobiły się białe jak u albinosa. Pogoda wprawdzie ku temu nie była najlepsza - ciepła bezchmurna noc, ale da jakoś radę. Chwilowo ignorując znikającego, niewidzialnego współtowarzysza skupiła energię na postaci w dziurze. Wiedziała, że raczej nie da rady na razie go zatrzymać. Nie bez czegoś ostrego. Skupiła cząsteczki wokół Lobo, tak że przyciąganie wokół niego rozmaitych metalowych przedmiotów stopniowo, niezauważalnie rosło. Nie wiedziała dokładnie na jak długo to coś pomoże, ale powinno go unieruchomić. Zaczęła się więc rozglądać po okolicy w poszukiwaniu jakiejś mieczopodobnej rury, czy innego ostrego odłamka stali.

Legion zeskoczył w głąb wyrwy, jednak jedyną rzeczą jaką zauważył były pozostałości wielkiej, improwizowanej broni rzuconej przez MVP. Mimo ostrych zmysłów okularnika, wykrycie mężczyzny okazało się niemożliwe. Czuł smród jego potu, papierosów i alkoholu, jednak prócz tego nic. Czyżby Lobo w jakiś szczwany sposób przemieścił się ku górze i zwyczajnie minęli się po drodze? Odpowiedź na to pytanie uzyskała Marie. Podłoga za jej plecami eksplodowała jak bomba, uwalniając długowłosego mordercę. Kosmiczny łowca nagród zdecydowanie widział lepsze dni. Jego skórę oblepiały rozmaite przedmioty użyteczności kuchennej i biurowej. Noże, widelce, długopisy, pinezki i spinacze. Wyglądał jakby rój metalowych pszczół wykonał na niego niespodziewany i zdradziecki atak, choć… zdecydowanie nie było to wystarczające aby spowolnić osobę Ważniaka. Nie przejął się. Estetyka nigdy nie była jego mocną stroną. W przeciwieństwie do wypruwania wnętrzności i rozwalania głów – to robił najlepiej, o czym miała się przekonać spragniona alkoholu dziewczyna. Atak został przeprowadzony bardzo szybko a pięść przypominająca wór cegieł pomknęła prosto na spotkanie twarzy Marie.
- Gasimy światła złotko!
MVP nie trzeba było tłumaczyć konsekwencji dojścia owego ciosu. Oczyma wyobraźni już widział pozostałości blondynki rozchlapane na całej powierzchni pola bitwy. Na szczęście łańcuchy Pinhead’a po raz kolejny włączyły się do akcji, łapiąc mocarną lewicę Lobo zanim ta dotarła na miejsce przeznaczenia. Wydzielona siła kinetyczna była jednak wystarczająca by cisnąć niewiastą daleko w tył, niczym wyzwolony huragan.


Odbijając się od powierzchni, zdezorientowana Marie zmierzała chaotycznie w stronę krawędzi dachu. Szamotanina trwała w najlepsze. Michael krzyknął ostrzegawczo i z jednej nogi wybił się w kierunku Lobo. Jego stopy zostawiały podczas biegu niewielkie dziury w dachu budynku z każdym kolejnym krokiem. Van Patrick zdołał nabrać naprawdę słusznej prędkości zanim nastąpił kontakt z szamoczącym się międzygalaktycznym mordercą, po czym wykonał na ostatnim metrze gwałtowny półobrót z zamiarem permanentnego zasadzenia swojej pięty w twarzy oponenta, co powinno skutecznie ostudzić jego zapał do atakowania bezbronnych blondynek po ciszy nocnej.
- Hahahah! Nieźle, całkiem nieźle! Prawie jak ten, no… Polaris! Nie wiem skąd żeśta się urwali leszcze, ale wyślę was z powrotem na wasze zadu…omph!
Czarnianin przerwał swój wywód, bo cudza stopa w twarzy osoby wygłaszającej kwiecisty monolog zwykle tak działała. MVP czuł jak kości pękają pod siłą jego ciosu choć… czy będzie to miało jakiekolwiek permanentne skutki? Jednak nim stopa zdołała oddzielić się od facjaty, biała dłoń o pożółkłych paznokciach zacisnęła się na kostce młodzika. Wyrwany ze swojego toru Michael został przerzucony nad głową Lobo. Siła nośna zaczęła kooperować z grawitacją. Młody wojownik uderzył z pełnym impetem o dach, przebijając go i zatrzymując się dopiero piętro niżej, w jakimś opuszczonym apartamencie. Kręciło mu się w głowie i nie był pewien czy może chodzić. Galaktyczny wandal również zdawał się mocno zdekoncentrowany. Mimo to nadal opierał się Pinhead’owi. Zignorowana przez wszystkich Marie zaczęła spadać ku swojej zgubie – płytom chodnika znajdującym się osiem pięter niżej.

Kiedy niefortunna alkoholiczka leciała w dół, z nikąd pojawił się Legion. Wspinał się po ścianie mając widocznie gdzieś prawa grawitacji. W momencie kiedy białogłowa doleciała do niego, złapał ją za kostkę, wykonał obrót i rzucił dziewczyną w przeciwną stronę. Dziewczyna zaczęła lecieć w kierunku nieba. Minęła szczyt budynku i po chwili zaczęła znowu spadać w dół… lądując twardo na czterech literach. Wciąż na dachu. Trochę poobijana, ale nadal żywa. Chwilę później zmiennokształtny sam zmaterializował się niedaleko reszty towarzyszy. Jedna z dłoni zaczęła się wydłużać tworząc długi, ostry miecz. Druga kończyna rozszerzyła się, formując pokaźnej wielkości tarczę, pełną ostrych szpikulców. Uzbrojony myśliwy osłonił się tarczą po czym zaszarżował z pełną prędkością w kierunku Lobo znikając wszystkim z oczu w połowie drogi. Tym razem jednak, to Czarnianin postanowił przejść do ofensywy. Napinając swoje mięśnie, gwałtownie pociągnął za trzymające go łańcuchy robiąc z igłowca pocisk, który pomknął wprost na szarżującego Legionistę, wywołując z nim kolizję. Kościana tarcza pękła na dwoje kiedy sojusznicy zderzyli się ze sobą, padając na plecy w akompaniamencie fragmentów broni i pancerza stworzonych przez okularnika. Pinhead, mimo, że pełen kolczastych dziur i pocięty jak konfetti, wciąż zdawał się posiadać pełnię funkcji motorniczych. Natychmiast powstał, pomagając podnieść się do właściwej pozycji wykonawcy nieudanej szarży.

- Bezpośrednie starcie z nim do niczego nie prowadzi… trzeba to rozwiązać inaczej.
Skomentował nie tyle zlękniony, co wyraźnie zrażony dotychczasowymi porażkami Iglak.
Michael wstał z trudem i otrzepał spodnie.
-Masz jakiś konkretny pomysł?- Krzyknął, niepewnym skokiem wydostając się z dziury. Nogi ugięły się pod nim przy lądowaniu, na szczęście szybko odzyskał równowagę i stanął w pozycji obronnej, mierząc Lobo lodowatym wzrokiem spod ściągniętych brwi.
- Dyplomacja. Osoba z którą przybył tu walczyć jest martwa, więc dalsze…
- Hej dzieci! Wujek Lobo przywiózł prezenty!

Rzucił taśmą, lub drutem z dziwnymi elementami. Tink. Tink. Tink. Oraz podobne odgłosy. Po ziemi posypało się właśnie kilkanaście niewielkich, szarych obiektów z migoczącymi, karmazynowymi światełkami. Naprawdę nie trzeba było być geniuszem żeby domyśleć się do czego służą i co się zaraz stanie. Michael zdusił w sobie jęk. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach - analizował możliwe wyjścia z sytuacji. Nie zdąży zebrać wszystkich bomb i pozbyć się ich w tym samym czasie... ale jeśli tego nie zrobi cały budynek może pójść w piach - dosłownie. Jak w zwolnionym tempie MVP rzucił się w bok - przed oczami mignęli mu Legion i Pinhead. Nie bał się o nich - poradzą sobie. Ten o kogo się martwił siedział właśnie na posiniaczonym tyłku gdzieś z boku i miał pachnące whiskey blond włosy.
 
Highlander jest offline