Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2009, 22:08   #11
 
Magnificate's Avatar
 
Reputacja: 1 Magnificate nie jest za bardzo znanyMagnificate nie jest za bardzo znany
Mistrzyni Dziesięciu Tysięcy Wstęg

Patrycja zamknęła oczy, wzdychając ciężko. To wszystko naprawdę jej się nie podobało. Dobrze chociaż, że dostała chociaż wybór z kim i gdzie się przejść! Najgorsze było to, że błyskawicznie zrozumiała dlaczego została wybrana przez Pinheada mimo nie bycia mutantem, czarnoksiężnikiem czy innym super-nadnaturalnym bytem. Była świadoma, czego od niej oczekuje. I właśnie ta świadomość sprawiała, że ciarki przebiegały jej po plecach. Nie miała ochoty, by ktoś inny o tym decydował. Być może mogłaby zrzucić winę na niego, stwierdzić, że jest jak ten obrzyn w rękach stróża pokoju, który musi czasem wyrwać z butów niewinnego poborowego - bez woli i zdana na osąd dzierżyciela, ale rola narzędzia nigdy jej się nie podobała i wolała sama wybierać, nawet, jeśli potem musiałaby znosić tytaniczne wyrzuty sumienia. Tak, z postanowieniem samą bycia sobie moralnym kompasem, poczekała aż kto ma sobie pójść, sobie pójdzie, zmagając się z falą przygnębienia próbującą wedrzeć się do jej serca z takim samym zapałem, jak pijany koszykarz do bielizny cheerleaderki. Powiodła wzrokiem po okolicy. Gotycko, mroczno, w sam raz dla jakieś sekty wampirów. Na przekór wszystkiemu i wszystkim, uśmiechnęła się zawadiacko i odepchnęła atmosferę miasta równie sprawnie, co wysportowane kolano krocze mistrza kosza, wychodząc ze swojej alejkowej kryjówki w stronę pozostałych panien.
-Nie wiem jak wy, ale ja nigdzie się nie ruszam bez potencjalnie ostatniego posiłku. I fajnie by było gdyby był czymś wartym flashbacka przed śmiercią.

Trójka bohaterek stała w półmroku przed restauracją należącą do popularnej sieci specjalizującej się w sprzedaży pizzy. Owa sieć nie zapłaciła za product placement, nie ma więc powodu by wymieniać jej nazwę. Zarówno sama restauracja jak i pobliska okolica sprawiały wrażenie prawie całkowicie opustoszałych. Rząd staromodnych latarni dawał zbyt mało światła. Klosz jednej z nich był strzaskany. Zdawało się, że mieszkańcy Gotham albo nie chcą w nocy zrobić nawet kroku poza próg własnych domów, albo przemykają się przez wąskie ulice miasta ukryci w cieniu wieżowców i drapaczy chmur.
- Co prawda portfel z legitymacją szkolną mam ze sobą, ale że większość złodziejaszków próbuje go ukraść zamiast przetrzepać kieszenie płaszcza, to... - w ten bezczelny sposób, okularnica dała do zrozumienia, że na jej dolary liczyć nie mogą.
- Ciągniesz nas za sobą i nawet nie masz czym zapłacić?
LiveWire głośno skomentowała sytuację. Ukazując jednak swoistą formę rezygnacji, przeplatanej z uczuciami jakie posiada się wobec nieznośnych dzieci, zaczęła uważnie rozglądać się dookoła.
- Ech, no dobrze. Poszukajmy trochę, gdzieś tu musi być jakiś ATM.
- Nie ma takiej potrzeby. - pokojówka sięgnęła do kieszeni fartucha i wyciągnęła z niej gruby skórzany portfel. Po krótkiej chwili wertowania wyjęła studolarowy banknot spomiędzy marokańskich dirhamów i indonezyjskich rupii. - Czy to odpowiednia waluta? - zapytała, żałując że nie ma przy sobie swojego pakownego plecaka podróżnego. Gdyby tak było zamiast marnować czas na chodzenie po restauracjach Wilhelmina po prostu poczęstowałaby swoje towarzyszki turystyczną konserwą.
- Hah~aha! Brałaś udział w jakimś programie "Meido dookoła świata" czy coś w ten deseń? Nawet nie wiedziałam, że istnieją takie mon--mm, swoją drogą... - podeszła bliżej do Wilhelminy, gładząc się po podbródku niczym pewien brodaty mistrz Jedi, spoglądając zamyślonymi oczyma na strój pokojówki -Rozumiem, że masz pewnie bojowe hobby... taka długość Ci nie przeszkadza? - hipokrytka, która sama nosiła włosy sięgająca dalej niż pośladki, wskazała na spódnicę rozmówczyni.
- Nie, Panno Flay. Korzystałam z tego uniformu na tyle długo, że obecnie w żaden sposób nie ogranicza on mojej swobody ruchów. - Flame Haze odpowiedziała rzeczowo, jakby chodzenie w długiej jasnofioletowej sukni i fartuchu było czymś najzupełniej normalnym.

- Oliwki, anchois, boczek i potrójny ser na cienkim cieście. Do tego proszę ostry sos w osobnym naczyniu. - pokojówka czekała cierpliwie na realizację swojego zamówienia.
- Calzone. Co prawda nie wiem co to jest, ale miło mi się brzmienie kojarzy. - Patrycja rozsiadła się po królewsku, z każdą minutą odzyskując socjalność, którą wyegzorcyzmował z niej fan szpilek.
- No, czekając na nasze dania, od czego zaczynamy? Zostało nam, tik tak dong, niecałe dwadzieścia cztery godziny...
- Biorąc pod uwagę, że informacje od Pinheada są niezwykle skąpe oraz fakt, że Gotham to dla nas nowe środowisko pracy sądzę, że należy najpierw zgromadzić ogólne dane o obiekcie naszej misji i na tej podstawie ustalić dalszy plan. - w tym uniwersum Wilhelmina była odcięta od Outlaw, organizacji która normalnie zapewniała Flame Hazes wsparcie wywiadowcze i logistyczne.
- Czy jesteśmy w stanie zdobyć takie informacje w czasie krótszym niż dwie godziny?
Chodzący piorunochron płci pięknej najwidoczniej nie zamierzał kultywować metod żywieniowych pokojówki. Nie mniej jednak, Live Wire obróciła krzesło dookoła i zajęła miejsce siedzące, podpierając głowę rękoma i uważnie lustrując obydwie pannice.
- Hm, hm, hm… tak. Sądzę, że da się zrobić. Mogłabym poszukać zarówno ich kryjówek, jak i potencjalnych informacji o tych dwóch frajerach. Jest jednak… jeden problem.
Upewniwszy się, że zaskarbiła sobie ich uwagę, kontynuowała.
- Taki wyczyn będzie wymagał ode mnie sporo mocy, więc bez pokaźnego zastrzyku prądu nie dam rady. Jak się zapatrujecie na mały wypad do pobliskiej elektrowni?
Elektryczność zatańczyła w jej ślepiach, diabelsko komponując się z uśmiechem rekina. Wpuszczenie Live Wire do owego budynku miało spore szanse pogrążyć miasto w całkowitej ciemności, choć… mogło także zwrócić uwagę Batmana.

- Brzmi jak plan. Chociaż, musimy iść z Tobą? Ja sama mogłabym w tym czasie...nie wiem, odwiedzić mózg tutejszej policji i umówić się z nim na kawę. Najlepiej w jakimś starym magazynie, do którego nikt nie zagląda. - Patrycja zaczęła nerwowo stukać palcami w blat, wyczekując swojego obiadu, kolacji, czegokolwiek.
- LiveWire, czy coś stoi na przeszkodzie do pobrania mocy bezpośrednio z sieci miejskiej, bądź transformatora? - zapytała pokojówka, po czym dodała - Uważam, że lepiej będzie unikać podziału grupy.
- Nie, nic a nic. Ale widzisz, przemawia do mnie fakt, ze z elektrowni wycisnę więcej, szybciej i… w razie potencjalnych kłopotów wciąż będę miała sporą rezerwę. - spojrzała w lewo, to znów w prawo, dodając - No i… powiedzmy, że bawi mnie kiedy w mieście wybucha panika a wszyscy biegają i wrzeszczą, bo ktoś nagle zgasił światło. Heheheh…
-Mam tylko nadzieje, że jutro wszyscy jej pracownicy będą mogli pójść do domu o własnych siłach. Czyżby uczennica była pacyfistką? -Ale chaos dobra sprawa, będą wiedzieć gdzie nas szukać i sami przyjdą. W ogóle... w Twoim świecie to miejsce istnieje, tak? Ciekawe czy w tym świecie Ty istniejesz. Wiesz, to jak o tym wszystkim mówisz brzmi jakby takie akcje należały do podstaw Twojego modus operandi, więc może tutejsza Wire pomyślałaby, że ktoś się pod nią podszywa? - Patrycja wyraziła swoje zaciekawienie, drapiąc się po nosie.
Leslie zachichotała, wyraźnie rozbawiona tym co powiedziała panna w okularach.
- Haha… oj, nie rozumiesz Patty. Ja jestem ‘tutejszą Wire’. Pinhead był po prostu tak miły aby wyciągnąć mnie z Metropolis w zamian za drobną przysługę. A jeśli tylko po drodze będzie sporo rozwałki, oraz dobrej zabawy… to hej, nie mam nic przeciwko.
Flame Haze zachowała milczenie nie sprzeciwiając się w jej opinii nazbyt lekkiemu podejściu Live Wire do tego typu misji. Ostatecznie przecież to nie było rodzinne uniwersum Wilhelminy, więc nie była w żaden sposób zobligowana do ochrony życia, zdrowia lub dobrego samopoczucia jego mieszkańców.
-A, to ułatwia sprawę. Chociaż inna rzecz, skąd jesteś tego taka pewna? Ja sama, gdyby nie wykład 'heada, byłabym przekonana że dostałam jakimś zaklęciem spod runy transportu na drugi koniec globu, a nie została przeniesiona... zupełnie gdzie indziej. Wzdrygnęła się. -W ogóle, on wspominał coś o jakimś nadczłowieku. Każde miasto ma tutaj swojego super-strażnika? Jesteś jedyną kompetentną osobą..."która może mi odpowiedzieć na to i szereg innych pytań. Teach me, Wire-sensei!", taki przekaz odbijał się w oczach Patrycji.

Błękitna ponownie oparła twarz na dłoniach, jednak tym razem ukazując jakiś uśmiech wyższości. Zapewne zdawała sobie sprawę, że Patrycja próbowała połechtać jej ego w celu wyciśnięcia informacji, ale… nic nie przeszkadzało pannie Live Wire ciągnąć owej gry dalej.
- A czuję się jak kompetentna przedszkolanka. Co do pytania o tutejszość… powiedzmy, że zwracam uwagę na wszystkie, drobne szczegóły. Wiem, że to moje uniwersum.
Przygryzła wargę tłumiąc demoniczny śmiech w zarodku. Zdecydowanie wiedziała coś, o czym nie miały zielonego pojęcia dwie kobiety dzielące z nią stolik.
- Tak, Pinny napomknął o nadczłowieku. Nie każde miasto ma kogoś takiego, choć… zdecydowanie większość. Tego z Metropolis nazywali Super Man. Dość kiczowato, nie? Ale czego można się spodziewać po mięśniaku biegającym w niebieskich rajtuzach i czerwonej kapocie. W każdym razie, blisko tydzień temu, ten napakowany pozer stracił głowę. Dosłownie. Choć nieco żałuję, że nie na moim punkcie.
LW zaczerpnęła głęboko powietrza, choć wątpliwym było aby jej ciało tego potrzebowało. Gdy mówiła o śmierci Super Man’a, na jej twarz wystąpił błogostan, zupełnie jakby przypominała sobie najwspanialszy moment swojego życia. Przynajmniej do tej pory.
-Hoh. Brzmi mrocznie. - w oczekiwaniu na pizze, dziewczyna dobyła spod swojego uniformu scyzoryk, bawiąc się w nim na najróżniejsze sposoby. -Czyli ten ludek którego tamci mają bić w metrze przyjechał na marne? Czy nie wystarczyłoby im, nie wiem... powiedzieć mu kto dokonał steal-killa i liczyć, że zemsta go udobrucha? Z resztą, zbaczamy z tematu~ ostrze zawirowało w powietrzu ~to co, jak wielkie góry rozbija pięścią ten Batman? Brzmi jak jakiś...wampir. Mam nadzieje że to nie jeden z tych "dobrych, nawróconych mrocznych synów Kaina", którzy są tacy popularni, przynajmniej u mnie. Ale to wśród zaślepionych propagandą kultystów idiotów. Dobry krwiopij, to przybity do ściany o poranku krwiopij.

Po mniej więcej dziesięciu minutach przerzucania się pytaniami i komentarzami na temat Batmana i miasta, które wziął pod swoją opiekę do stolika bohaterek w końcu dotarła zamówiona pizza i calzone. Wilhelmina Carmel z początku jadła powoli, odkrawając nożem i widelcem małe kawałki ciasta i maczając je w ostrym sosie. Wskazówki zegara posuwały się jednak nieubłaganie i by nie przedłużać pokojówka wsunęła dwa ostatnie trójkąty na jeden raz. Trójka bohaterek wstała od stołu, zasunęła krzesła i wyszła z restauracji, kierując się w stronę elektrowni Gotham.
-Ah~hah, ale proszę was, Wire, Meido -zróbmy to tak, bym nie miała wyrzutów sumienia, dobrze? Przerabiam wilkołaki i demony na mięso do hamburgerów a krwi używam do kaszanki, ale zwykli ludzie... mam odruchy obronne w ich stronę.
Szeroki uśmiech Patrycji odbijał światło latarni.
- Zrobimy co w naszej mocy,panno Flay. - odparła Wilhelmina chowając dłonie w kieszeni fartucha.
- Maksimum możliwości. - dopowiedziała Tiamat.
 

Ostatnio edytowane przez Magnificate : 24-10-2009 o 22:12.
Magnificate jest offline  
Stary 26-10-2009, 19:29   #12
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Dzielne przedstawicielki płci pięknej dość szybko dotarły na przedmieścia miasta gdzie zlokalizowany był budynek elektrowni. Miejsce nie robiło większego wrażenia. Trzypiętrowe, szare i ponure w swojej tonacji, ogrodzone siatką. Wewnątrz trudno było dostrzec pracujących ludzi, co o późnej porze nie powinno dziwić. Lokalizacje tego typu były w dużym stopniu zautomatyzowane. Jedyną przeszkodą zdawał się być strażnik miejski, który wraz ze swoim wiernym owczarkiem niemieckim wykonywał regularny obchód wokół całego kompleksu. Przedstawiciel ochrony najwidoczniej nie zrobił na błękitnej pannie większego wrażenia, bo oto Live Wire zaczęła bezstresowo zmierzać w stronę frontalnej bramy, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami, czy ustaleniem taktyki z sojuszniczkami. Jej plecy niespokojnie obserwowały oczy skryte za okularami. Patrycja, zagryzająca nerwowo wargę, nie miała bladego pojęcia czego oczekiwać po swoich towarzyszkach. Gdyby jeszcze szli do jamy pełnej potworów i demonów, pal licho; ale tutaj, tutaj miała słodkiego, niewinnego pieska i jego właściciela, na którego pewnie w domu czeka córka której ma zamiar kupić chomika na urodziny, oraz zmęczona żona w nim znajdująca jedyne swe oparcie! Wiedząc, że nie ma bladego pojęcia co może się z nimi stać...
-Hej, Wire. Konspiracyjny szept na ucho to było coś, co zawsze chciała przetestować na deskach teatru. -Może zobaczymy, co w spódnicy piszczy tej Meido? Lepiej wiedzieć jak umie spartolić robotę teraz, niż potem, jak będzie potrzebna.
Patty faktycznie zwróciła na siebie uwagę kobiecego piorunochronu. Leslie zatrzymała się gwałtownie, jej twarz wyrażała lekkie zdziwienie monologiem okularnicy.
- Hm? Co takiego? O czym ty mówisz mała?
Widać było, że wejście głównymi drzwiami zdawało się dla niej najatrakcyjniejszym rozwiązaniem. Po co komplikować sobie życie?
-Hm, bo wiesz. Z wyglądu, co możesz powiedzieć o jej zdolnościach? Nic, a sama raczej nic nie powie... jeśli o mówienie chodzi, zdaje mi się że słyszałam jak jej czepek~gadał...nie lepiej zobaczyć teraz co umie, kiedy jeszcze będziemy w stanie szybko i sprawnie naprawić konsekwencje, niż potem kląć jak nam nie przystało, gdy wyjdzie szydło z worka w najmniej oczekiwanej sytuacji? Taki mały teścik dla niej. Flay miała nadzieje, że intensywna gestykulacja naprawdę tak doskonale przemawia do rozmówców, jak jej wmawiano. Podobno machanie rękoma w odpowiedni sposób miało hipnotyczne właściwości, które pozwalają przemycić nawet największy kretynizm jako bardzo mądrą idee!
- Prywatna rozmowa. - wtrącił wspomniany czepek, a wyraz twarzy Wilhelminy pozostał niezmieniony.
-ZNOWU! Naprawdę, Wire, coś mi tu śmierdzi.
Pod koniec zażartej, wewnętrznej konfrontacji między chęcią zrobienia z kogoś żarówki i sprawdzeniem trików autorstwa pokojówki, Live Wire jęknęła przewracając oczyma, a następnie wiercąc nimi w osobie służki o nietypowym kolorze włosów.
- Ehhh… niech wam będzie, ale pośpiesz się Francuzeczko. To tylko jakiś grubas i kundel. Jeden strzał i mamy grilla, żadna filozofia.

Wnet zza pleców pokojówki, a dokładniej z miejsca w paski fartucha były związane w kokardę, w stronę strażnika i jego czworonoga wystrzeliły dwie wstęgi. Wyglądem przypominały zwykłe paski białego bawełnianego materiału, choć z pewnością były o bardziej wytrzymałe. O ile bardziej? To było trudno ocenić, ponieważ zgodnie ze słowami Live Wire strażnik i pies nie okazali się wymagającymi przeciwnikami. Zanim ten pierwszy zdążył zareagować potrójna warstwa bandaży zakryła mu usta a końcówka wstęgi skrępowała ręce. Flame Haze wysłała w kierunku jego pasa trzecią wstęgę, która zerwała ze szlufki pęk kluczy i następnie przekazała je w ręce Patrycji, która jednak była bardziej zaabsorbowana losem psa ogłuszonego uderzeniem o ścianę stróżówki. Kilka sekund później strażnik leżał związany na tapczanie w ciemnej kanciapie. Należy dodać, że Mistrzyni Dziesięciu Tysięcy wstęg w trakcie tej małej prezentacji nawet nie mrugnęła, całą pracę wykonały posłuszne jej woli białe taśmy materiału.
- Ufam, że to wystarczy? Przy najbliższej okazji liczę na podobną prezentację z twojej strony, Panno Flay.
-G~gah! To było... Hmm. - dłonie Patrycji wystrzeliły w dość niespodziewanym kierunku - Naprawdę, nie zdziwiłabym się, gdyby pod tą sztuczną skórą kryła się 'droidzia natura! Wiesz że ona nawet ani razu nie mrugnęła przez ten cały czas? Podejrzane~!
Z pewnej odległości, poczynania okularincy wyglądałyby jak molestowanie seksualne. Z bliższej również, a może i nawet bardziej. Jednak Wilhelmina ruchem ręki odtrąciła dłoń Patrycji i tonem mentora powiedziała:
- Takie zachowanie jest tutaj nie na miejscu. - pełen dziecięcej złośliwości i energii uśmiech Flay sugerował, że z pełną premedytacją wykorzysta lukę i nieścisłość słowa "tutaj". -Wejście do elektrowni stoi przed nami otworem.

Kobieta w czerni uważnie zbadała monitory rozświetlające mrok strażniczego pomieszczenia, a co za tym szło, rozmieszczenie zabezpieczeń w całym kompleksie. Następnie podeszła do podstarzałej konsoli i dotknęła jej dłonią. Skromna eksplozja która nastąpiła, zmusiła obydwie jej towarzyszki do zrobienia kroku w tył. Kiedy dym się rozwiał, Live Wire wyszła na zewnątrz, pozostawiając za sobą całkowicie zniszczone urządzenie, oraz strażnika, który został nieznacznie pocięty przez fruwające wokół odłamki. Zabawne, jednak jej zupełnie nic się nie stało. Główne drzwi elektrowni nie stanowiły przeszkody, zaś trójka panien rozpoczęła zwiedzanie, podążając drogą ułożoną z białych kafelków. Wszystkie, napotkane kamery pozostawały w bezruchu. Wydobywał się z nich zapach spalonych elementów. Leslie poruszała intuicyjnie, zupełnie jakby znała cały budynek na pamięć.


- To tutaj dziewczyny. Haha… już niemal czuję całą tą moc!

Szare wrota zostały otworzone, ukazując główne pomieszczenie z masą sprzętu diagnostycznego, przetwarzającego i dystrybuującego. Było także dwóch mężczyzn koordynujących całą tą maszynerię. Obaj rozkojarzeni, ale nie na tyle aby nie zareagować.
- Ch-chwileczkę, co panie tutaj robią?! To strefa zamknięta, tu nie można…
Zagrodził im drogę, dość poważny błąd. Być może ostatni. Na pewno ostatni w tym posiedzeniu jego świadomości, gwałtownie przerwanym przez niewieścią pięść pozbawioną zupełnie kobiecej gracji, która dokonała kolizji z facjatą jegomościa i posłała go na deski w stylu, który mógłby zapewnić Patrycji sławę w świecie boksu zawodowego. Nim upadł, dobyła spod ubrania (naprawdę, jak ona je kryje w tak różnych miejscach bez pokaleczenia się? Bez wybrzuszeń na uniformie?) nóż do rzucania i automatycznym, wyuczonym ruchem posłała wyważoną broń w skroń nieboraka, pozbawiając go... przytomności.
-Cholera, ręka mi się omsknęła, mało brakowało a byłby trup. - nieco zażenowana Flay podniosła broń z podłogi, ciesząc się że zgodnie z planem to rękojeść, a nie ostrze było pierwsze. Ale niech to, może uratowała mu życie przed usmażeniem piorunem?!
- Celność przyjdzie z czasem. - skomentowała Wilhelmina. Przez cały okres szkolenia Shany nigdy czegoś podobnego nie powiedziała, więc najprawdopodobniej była to zwykła drobna uszczypliwość pod adresem Patrycji.
Nie zważając na dwójkę rywalizujących ze sobą koleżanek, Live Wire z werwą wskoczyła między cztery z wielkich generatorów, rozpoczynając pobieranie ich mocy. Wstęgi elektryczności mknęły do jej wyciągniętych ku górze rąk, aby nigdy już nie powrócić. Po kilku sekundach, cała postać błękitnej niewiasty zaczęła lśnić srebrnymi wyładowaniami, rozchodzącymi się to w górę, to zaś w dół po jej sylwetce. Nie mniej jednak, Leslie nadal chłonęła więcej i więcej, jakby nie mogła nasycić swojego nietypowego pragnienia. Maszyneria zaczęła się niebezpiecznie trząść i trzeszczeć, kilka wskaźników pomiarowych eksplodowało. W budynkach widocznych za oknem zgasło światło, zaś wokół trójki intruzów rozbłysły czerwone, awaryjne lampki… wtedy właśnie jakiś ostry przedmiot uderzył z wielką siłą w niebieską głowę, powodując chwilową dekoncentrację.

- Ach… to przywodzi na myśl wspomnienia, prawda?

Metal upadł na ziemię. Patty zauważyła, że jej sojuszniczka także powinna się przewrócić z powodu siły ciosu, lub przynajmniej posiadać obficie krwawiącą ranę. Nic takiego jednak nie zaobserwowała. Live Wire potrząsnęła łepetyną, odwracając się w kierunku tego, kto przerwał jej posiłek. Pośród karmazynu stała sylwetka w czarnej masce ze szpiczastymi uszami. Persona posiadała długą pelerynę i wzmocnioną kamizelkę. Batman.






Rzecz jasna jeśli ostatnimi czasy przeszedł operację zmiany płci. Z pod nakrycia głowy wyłaniały się długie, płomienne włosy, zaś klatka piersiowa ukazywała dość obfity biust.
- Ty wredna, ruda jędzo… kiedy z tobą skończę będziesz błagała o śmierć!
Leslie uderzyła całą siłą w jeden z generatorów, zupełnie odkształcając i niszcząc urządzenie. Następnie spontanicznie ruszyła do przodu, jej stopy oddzieliły się od podłoża. Umysł zaś myślał tylko o jednym – skazaniu nowoprzybyłej na krzesło elektryczne.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 26-10-2009 o 23:32.
Nemo jest offline  
Stary 29-10-2009, 15:31   #13
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Chaotyczny atak autorstwa MVP sięgnął celu. Zanim zdziwiony Lobo zdołał chociażby mrugnąć, dostarczony w wielką siłą cios trafił go prosto między krwawe ślepia. Poszycie dachu pękło, rozłamane na dwoje, posyłając Czarnianina w dół. Masa mięśni przebijała się przez kolejne piętra wywołując eksplozję gruzu i drewnianych trocin. Ta narastała z każdą pokonaną barierą. Cała struktura zatrzęsła się w posadach i przez krótką chwilę Michael odczuwał niepewność czy budynek nie złoży się jak domek z kart. Na szczęście, tak się nie stało. Tu jednak dobre wieści się urywały. Coś błysnęło w zgęstniałym powietrzu, odbijając światło księżyca swoją metalową powierzchnią. Ciśnięty hak uderzył MVP prosto w twarz, rozcinając lewą część facjaty i wywołując głośne *KRAK* jego kości policzkowej. Pociągnięte na powrót do dołu narzędzie mordu już miało wbić się w lewy bark. Z pomocą przyszedł jednak sojuszniczy kolcogłowy, którego smoliste ślepia na chwilę zalśniły purpurą, odtrącając zagrożenie jakąś formą telekinetycznego ataku. Ostry przedmiot, niestety bez zdobyczy, zniknął na powrót w wyrwie, czemu towarzyszyła salwa niecenzuralnych słów. Van Patrick ryknął - o dziwo, nie tyle z bólu co ze straszliwą furią. Młodzieniec schylił się, pochwycił odłamany kawał żelbetonu wielkości lodówki, i cisnął nim z wyskoku w dziurę w której zniknął Lobo. Burza odłamków i pyłu, która wydobyła się ze szczeliny jak z wulkanu na chwilę przysłoniła postać Michaela, który rzucił zdawkowe spojrzenie Pinhead’owi przez chmurę kurzu i obficie cieknącą mu po twarzy krew.


W tym czasie Legion powrócił - po zderzeniu ze ścianą i zmianie wystroju jakiegoś pokoju - do swej “ludzkiej formy”. Podniósł się powoli otrzepując resztki gruzu. Okulary były zniszczone. Wziął je do rąk i zaczął im się przyglądać a te jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciły do swego stanu podobnie jak ubrania chłopaka. Młodzieniec wziął głęboki oddech po czym… rozpłynął się w powietrzu. Chwilę później, u progu “nowego dużego okna” pojawiło się ogromne wgniecenie jakby coś uderzyło w tamto miejsce, lub się od niego odbiło. Na niebie dało się dostrzec dziwną smugę - zdawała się być przeźroczysta, ale szybkość z jaką się poruszała zdradzała jej obecność. Niewidzialny byt wylądował w dziurze, którą przed chwilą zrobił sobie ( a raczej sobą ) wujek Lobo.
Fiuu, fiuu... ale się porobiło - przeszło przez myśl blondynie. Nie przepadała za walką, ale wiedziała, że wcześniej czy później będzie musiała się przyłączyć. Z drugiej strony wolałaby tego nie robić na trzeźwo - nie z takim przeciwnikiem. I jeszcze na dodatek typ ma przyśpieszoną regenerację. Super - przydałby się Kanda. Odciąłby mu łeb i by było po zabawie a tak musi się męczyć bez miecza. Da radę... Jakoś. Ale najpierw- monopolowy. W okolicy musi być jakiś... ale jak na ironię losu nie było. No dobra.
- Yin Innocence - aktywacja.- mruknęła pod nosem, znamię na szyi zapłonęło a jej włosy przybrały kolor czarny jak smoła, zaś do kontrastu oczy zrobiły się białe jak u albinosa. Pogoda wprawdzie ku temu nie była najlepsza - ciepła bezchmurna noc, ale da jakoś radę. Chwilowo ignorując znikającego, niewidzialnego współtowarzysza skupiła energię na postaci w dziurze. Wiedziała, że raczej nie da rady na razie go zatrzymać. Nie bez czegoś ostrego. Skupiła cząsteczki wokół Lobo, tak że przyciąganie wokół niego rozmaitych metalowych przedmiotów stopniowo, niezauważalnie rosło. Nie wiedziała dokładnie na jak długo to coś pomoże, ale powinno go unieruchomić. Zaczęła się więc rozglądać po okolicy w poszukiwaniu jakiejś mieczopodobnej rury, czy innego ostrego odłamka stali.

Legion zeskoczył w głąb wyrwy, jednak jedyną rzeczą jaką zauważył były pozostałości wielkiej, improwizowanej broni rzuconej przez MVP. Mimo ostrych zmysłów okularnika, wykrycie mężczyzny okazało się niemożliwe. Czuł smród jego potu, papierosów i alkoholu, jednak prócz tego nic. Czyżby Lobo w jakiś szczwany sposób przemieścił się ku górze i zwyczajnie minęli się po drodze? Odpowiedź na to pytanie uzyskała Marie. Podłoga za jej plecami eksplodowała jak bomba, uwalniając długowłosego mordercę. Kosmiczny łowca nagród zdecydowanie widział lepsze dni. Jego skórę oblepiały rozmaite przedmioty użyteczności kuchennej i biurowej. Noże, widelce, długopisy, pinezki i spinacze. Wyglądał jakby rój metalowych pszczół wykonał na niego niespodziewany i zdradziecki atak, choć… zdecydowanie nie było to wystarczające aby spowolnić osobę Ważniaka. Nie przejął się. Estetyka nigdy nie była jego mocną stroną. W przeciwieństwie do wypruwania wnętrzności i rozwalania głów – to robił najlepiej, o czym miała się przekonać spragniona alkoholu dziewczyna. Atak został przeprowadzony bardzo szybko a pięść przypominająca wór cegieł pomknęła prosto na spotkanie twarzy Marie.
- Gasimy światła złotko!
MVP nie trzeba było tłumaczyć konsekwencji dojścia owego ciosu. Oczyma wyobraźni już widział pozostałości blondynki rozchlapane na całej powierzchni pola bitwy. Na szczęście łańcuchy Pinhead’a po raz kolejny włączyły się do akcji, łapiąc mocarną lewicę Lobo zanim ta dotarła na miejsce przeznaczenia. Wydzielona siła kinetyczna była jednak wystarczająca by cisnąć niewiastą daleko w tył, niczym wyzwolony huragan.


Odbijając się od powierzchni, zdezorientowana Marie zmierzała chaotycznie w stronę krawędzi dachu. Szamotanina trwała w najlepsze. Michael krzyknął ostrzegawczo i z jednej nogi wybił się w kierunku Lobo. Jego stopy zostawiały podczas biegu niewielkie dziury w dachu budynku z każdym kolejnym krokiem. Van Patrick zdołał nabrać naprawdę słusznej prędkości zanim nastąpił kontakt z szamoczącym się międzygalaktycznym mordercą, po czym wykonał na ostatnim metrze gwałtowny półobrót z zamiarem permanentnego zasadzenia swojej pięty w twarzy oponenta, co powinno skutecznie ostudzić jego zapał do atakowania bezbronnych blondynek po ciszy nocnej.
- Hahahah! Nieźle, całkiem nieźle! Prawie jak ten, no… Polaris! Nie wiem skąd żeśta się urwali leszcze, ale wyślę was z powrotem na wasze zadu…omph!
Czarnianin przerwał swój wywód, bo cudza stopa w twarzy osoby wygłaszającej kwiecisty monolog zwykle tak działała. MVP czuł jak kości pękają pod siłą jego ciosu choć… czy będzie to miało jakiekolwiek permanentne skutki? Jednak nim stopa zdołała oddzielić się od facjaty, biała dłoń o pożółkłych paznokciach zacisnęła się na kostce młodzika. Wyrwany ze swojego toru Michael został przerzucony nad głową Lobo. Siła nośna zaczęła kooperować z grawitacją. Młody wojownik uderzył z pełnym impetem o dach, przebijając go i zatrzymując się dopiero piętro niżej, w jakimś opuszczonym apartamencie. Kręciło mu się w głowie i nie był pewien czy może chodzić. Galaktyczny wandal również zdawał się mocno zdekoncentrowany. Mimo to nadal opierał się Pinhead’owi. Zignorowana przez wszystkich Marie zaczęła spadać ku swojej zgubie – płytom chodnika znajdującym się osiem pięter niżej.

Kiedy niefortunna alkoholiczka leciała w dół, z nikąd pojawił się Legion. Wspinał się po ścianie mając widocznie gdzieś prawa grawitacji. W momencie kiedy białogłowa doleciała do niego, złapał ją za kostkę, wykonał obrót i rzucił dziewczyną w przeciwną stronę. Dziewczyna zaczęła lecieć w kierunku nieba. Minęła szczyt budynku i po chwili zaczęła znowu spadać w dół… lądując twardo na czterech literach. Wciąż na dachu. Trochę poobijana, ale nadal żywa. Chwilę później zmiennokształtny sam zmaterializował się niedaleko reszty towarzyszy. Jedna z dłoni zaczęła się wydłużać tworząc długi, ostry miecz. Druga kończyna rozszerzyła się, formując pokaźnej wielkości tarczę, pełną ostrych szpikulców. Uzbrojony myśliwy osłonił się tarczą po czym zaszarżował z pełną prędkością w kierunku Lobo znikając wszystkim z oczu w połowie drogi. Tym razem jednak, to Czarnianin postanowił przejść do ofensywy. Napinając swoje mięśnie, gwałtownie pociągnął za trzymające go łańcuchy robiąc z igłowca pocisk, który pomknął wprost na szarżującego Legionistę, wywołując z nim kolizję. Kościana tarcza pękła na dwoje kiedy sojusznicy zderzyli się ze sobą, padając na plecy w akompaniamencie fragmentów broni i pancerza stworzonych przez okularnika. Pinhead, mimo, że pełen kolczastych dziur i pocięty jak konfetti, wciąż zdawał się posiadać pełnię funkcji motorniczych. Natychmiast powstał, pomagając podnieść się do właściwej pozycji wykonawcy nieudanej szarży.

- Bezpośrednie starcie z nim do niczego nie prowadzi… trzeba to rozwiązać inaczej.
Skomentował nie tyle zlękniony, co wyraźnie zrażony dotychczasowymi porażkami Iglak.
Michael wstał z trudem i otrzepał spodnie.
-Masz jakiś konkretny pomysł?- Krzyknął, niepewnym skokiem wydostając się z dziury. Nogi ugięły się pod nim przy lądowaniu, na szczęście szybko odzyskał równowagę i stanął w pozycji obronnej, mierząc Lobo lodowatym wzrokiem spod ściągniętych brwi.
- Dyplomacja. Osoba z którą przybył tu walczyć jest martwa, więc dalsze…
- Hej dzieci! Wujek Lobo przywiózł prezenty!

Rzucił taśmą, lub drutem z dziwnymi elementami. Tink. Tink. Tink. Oraz podobne odgłosy. Po ziemi posypało się właśnie kilkanaście niewielkich, szarych obiektów z migoczącymi, karmazynowymi światełkami. Naprawdę nie trzeba było być geniuszem żeby domyśleć się do czego służą i co się zaraz stanie. Michael zdusił w sobie jęk. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach - analizował możliwe wyjścia z sytuacji. Nie zdąży zebrać wszystkich bomb i pozbyć się ich w tym samym czasie... ale jeśli tego nie zrobi cały budynek może pójść w piach - dosłownie. Jak w zwolnionym tempie MVP rzucił się w bok - przed oczami mignęli mu Legion i Pinhead. Nie bał się o nich - poradzą sobie. Ten o kogo się martwił siedział właśnie na posiniaczonym tyłku gdzieś z boku i miał pachnące whiskey blond włosy.
 
Highlander jest offline  
Stary 31-10-2009, 23:36   #14
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Dla Wilhelminy było oczywiste, że LiveWire zamierza w całej rozciągłości spełnić swoją groźbę względem kobiety ubranej w strój nietoperza. Strój podobny do tego, jaki według pokazanych przez Pinheada obrazków zwykł nosić Batman, co sugerowało że rudowłosa może zapewnić jakąś formę kontaktu z mrocznym obrońcą Gotham. Mając to na uwadze Wilhemina Carmel i Miss Flay podjęły błyskawiczną decyzję o ratowaniu Batgirl przed przedwczesną śmiercią wywołaną porażeniem prądem. Pokojówka przewidziała prawdopodobne miejsca, w którym jej przeciwniczka mogła się znaleźć po wykonaniu uniku po ataku LiveWire i była gotowa posłać tam setki swoich wstęg. Patrycja zaś, obecnie chwytająca się za głowę w klasycznym wyrazie OLABOGA, została tknięta niecnym przeczuciem. Wiedząc, że nic ciekawego tutaj nie zdziała w obecnej chwili, postanowiła pobieżnie rzucić okiem po okolicy i w trymiga sprawdzić, czy Batgirl rzeczywiście jest tutaj sama. Bo do jasnej ciasnej, co ona tutaj robi?

Nietoperzej Pannicy faktycznie udało się uskoczyć przed zamachem Piorunowej Niewiasty. Ten miał spore szanse urwać zaopatrzoną w szpiczaste punkty głowę, na całe szczęście jednak, nie dotarł do celu. Wykonując odskok, rudowłosa spostrzegła zagrożenie w postaci nadciągających wstęg i postanowiła szybko się dostosować. Wilhelmina była pewna, że uda jej się pojmać ofiarę, jednak ta w krytycznym momencie odbiła się do tyłu jak prawdziwa mistrzyni akrobacji, z gracją prześlizgując się między elementami powoływanego kokonu. Sprawiło to, że Bat Girl wylądowała na korytarzu, gdzie też podążyła za nią Patty, która zrozumiała swoją pomyłkę nieco za późno. Wraz z przejściem przez drzwi, coś piknęło przy jej lewym uchu. Cały korytarz, oraz część głównego pomieszczenia wypełniły się duszącym dymem. Wizja nożowniczki przypominała obecnie czystą biel a fonia kościelne dzwony. Dwie pozostałe kobiety zwiedzające elektrownię straciły sojuszniczkę i wroga z oczu.
-Hej, tylke khoff dobrego, że to nie c4 było!

Patrycja była w miarę...pozytywnie nastawiona do życia. Tyle razy je odbierała, że wiedziała, jak jest cenne. I jak dobrze że je zachowała. Po omacku spróbowała dotrzeć do jednego z obezwładnionych inżynierów, mając zamiar nieco nad nim popracować. Nacięła się odrobinę by dostarczyć nieco krwi, którą chciała użyć w malowniczej farsie "zranionego i zagrożonego śmiertelnie niewinnego człowieka". Bo co jak co, ale herosi powinni złożyć broń widząc coś takiego; a gdy okaże się, że biedakowi nic tak naprawdę się nie stało, może nawet i Batgirl stanie się bardziej chętna do współpracy? W tym samym momencie czepek pokojówki przybrał formę biało-czerwonej maski z doczepionymi z tyłu białymi wstążkami imitującymi powiewające włosy. Wilhemina pędziła w stronę korytarza jednocześnie wystawiając prawą dłoń przed siebie. Za chwilę przed biegnąca Wilhelminą przemieszczał się jasno fioletowy krąg runiczny a wraz z nim podmuch powietrza rozpraszający mgłę powstałą po wybuchu granatu dymnego. Pokojówka ścigała uciekającą z godną pozazdroszczenia zwinnością ludzką sygnaturę mocy egzystencji, gdy uświadomiła sobie że jej sojuszniczki nie dysponują tego rodzaju udogodnieniem.

- Cel na północ-północ-zachód, ucieka poza obręb elektrowni. - z ostatnim słowem Flame Haze wzbiła się w powietrze by dodatkowo ułatwić sobie pogoń za Batgirl. Zza pleców Wilhelminy wynurzyły się cztery wstęgi gotowe przechwycić nadlatujące pociski. Kobieta w fioletowej sukni i fartuchu leciała śladem płomiennej osóbki, przemierzając przesłonięte dymem korytarze. Opary utrudniały widoczność, ale nie komplikowały już oddychania jak wcześniej. Pokojówka widziała majaczącą sylwetkę, gdy nagle… coś trzasnęło? Kolejna fala gazu owiała służkę, jednak osłona twarzy okazała się być wystarczająca. Facjatę Bat Girl także zakrywał materiał ochronny. Mruknęła coś pod nosem i pstryknęła palcem, nieco rozczarowana takim obrotem spraw. Ponownie rzuciła się do ucieczki, wybiegając za drzwi wejściowe elektrowni, choć odległość między dwójką była już bardzo mała…


-Erm, Wire, mogłabyś mnie i tego kochanego grubaska podrzucić do tamtej inscenizacji Benny Hilla, a następnie zająć się generatorem? Mam plan.

Live Wire także była nieco skołatana dymem, choć nie na tyle aby zostać wyłączoną z walki. Poza tym, zastanawiającym zdawał się fakt, że jako stworzenie czystej energii, wciąż starała się oddychać. Teoretycznie, nie powinna już posiadać płuc. Czy była to jakaś forma autosugestii, której negatywne skutki sama sobie kreowała? Kto wie?

- Dobra mała, zróbmy to. Podoba mi się twój tok myślenia.

Niebieskawa twarz rozłamała się w uśmiechu a jedna z dłoni wygenerowała kulę energetyczną, która obróciła fragment sufitu w pył, rozrzucając wokoło drobiny. Ręce capnęły pasażerów i śnięta trójca ruszyła, chwilę potem lądując na dachu przed wejściem.
-TY RUDA ZDZIRO! ZAWRÓĆ SWOJĄ SZANOWNĄ DUPĘ I STAŃ PIERSIĄ W PIERŚ ZE MNĄ TUTAJ JAK PRZYSTAŁO NA PRAWDZIWĄ KOBIETĘ, A NIE! LICZĘ DO DZIESIĘCIU, JEŚLI NIE...O WIDZISZ, JAK ŁADNIE KRWAWI? BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ!
Patrycja chrząknęła, kaszlnęła i poczuła się strasznie zażenowana. Ale trzeba nadrabiać chorym uśmiechem! Nie lubiła używać takiego języka, czuła się brudna i wulgarna. Udawanie tego rodzaju psychopatów było o kant rozdroża pleców rozbić...Z bronią i zakrwawionym, "poranionym" zakładnikiem w pogotowiu, 'trycja czekała na rozwój wypadków.

O dziwo, opuszczając budynek, Wilhelmina odnotowała, że jej cel stanął jak zamrożony, wpatrując się z bezsilną złością w dach placówki. Zaciskając pięści i przygryzając dolną wargę. Bat Girl przestała unikać pogoni, stając oko w oko z prześladowcami.


- Heheh…właśnie ruda. Nie ruszaj się. Będzie bolało, ale tylko przez chwilę.

Leslie uniosła do góry prawicę, na której powstała wielka, migocząca bryła błyskawic. Egzekucja przy użyciu pioruna kulistego? Co jak co, ale nie można było jej zaprzeczyć oryginalności.
-Hooo nie kurwa, nie teraz Wire. - Flay, starająca się brzmieć równie groźnie co wtedy gdy sprawiała że wilkołaki uciekały w podskokach, miała pogrozić Live nożem (w końcu, to pasowało do roli którą odgrywała), ale a) mogło to skończyć się wyjątkowo energetyzująco; b) mogło to dać szansę dla Batgirl na zrobienie jej Kung-broń w sufit-fu -Pamiętasz po co tu jesteśmy, nie? To może być nasz most do szybkiego i łatwego wykonania zadania... erm, jak będzie po wszystkim, to będziesz może mieć szanse na zabawę z nią bez tykającej bomby zegarowej o zasięgu galaktycznym nad uchem. Patrycja czuła się trochę niezręcznie składając to półkłamstwo, bo nie miała zamiaru dać Lesile kogokolwiek usmażyć bez protestu, ale obietnica dobrej zabawy powinna ją skusić... Tymczasem Wilhelmina wylądowała na ziemi w pobliżu Batgirl.
- Dla bezpieczeństwa, pozwoli się Pani skrępować? - pokojówka posłała w stronę rudowłosej kobiety dwie wstęgi mające oplątać jej nadgarstki i palce w taki sposób, by nie mogła sięgnąć po swoje gadżety przy pasie. Jednocześnie białe taśmy pozwoliłyby błyskawicznie usunąć Batgirl z trasy pioruna, na wypadek gdyby kipiąca żądzą zemsty LiveWire zdecydowała się przeprowadzić atak.

- Chyba nie mam zbytniego wyboru, prawda!?

Syknęła wyraźnie rozzłoszczona ruda. Panna w czarnym stroju uważnie lustrowała Patrycję, której z niesprecyzowanych powodów zaczęło się robić gorąco. Ciężko powiedzieć czy eksponowała swą nienawiść, czy też dała się nabrać na wygłaszaną ofertę. Nagle, niebieska sylwetka naprężyła się. Kula miała zostać ciśnięta. Wilhelmina była gotowa do przeprowadzenia uniku w celu ratowania pojmanej, jednak… emanacja energetyczna zgasła, równie szybko jak się pojawiła. Live Wire uśmiechnęła się słodko i niewinnie do rozważnej Patty.

- Masz rację mała. Zawsze mogę policzyć się z nią potem. W mniej stresujących warunkach. Więc co, przechodzimy do właściwych rozm… ojej.

Wszystko stało się w ułamku sekundy. Cała, skumulowana przed chwilą energia na powrót rozbłysła w lewej dłoni Leslie. Lewica pomknęła wprost w stronę nożowniczki, której szczęśliwie udało się uskoczyć. W tym jednak momencie zrozumiała, że atak nie był wymierzony w nią.

- Nie, nie, nie!!! Nie rób tego Wire!

Tłusty mężczyzna dotknięty przez prąd, dosłownie palił się żywcem. Rozbudzony na moment ogromem bólu, przeraźliwie wył i krzyczał, dopóki wyładowanie nie usmażyło całkowicie jego receptorów. Skóra buchała krwią z rozmaitych wyrw. Z oczu nie pozostało w zasadzie nic, prócz ściętego białka. Aparycja przybrała ciemny, chrupki odcień, kiedy wciąż trzęsące się zwłoki upadły na powierzchnię dachu, roztaczając nieprzyjemny zapach.

- Hahahah. Skąd te smutne i rozgoryczone miny dziewczyny? Przecież mamy Bat Girl a tłuścioch nie był nam już dłużej potrzebny, prawda? Cieszę się, że się zgadzacie.

Zleciała z dachu, pozostawiając za sobą Patty i trupa. Ze ślepi rudej niewiasty wydobywały się prawdziwe łzy i można było usłyszeć niewyraźne łkanie. Leslie natomiast była cała w skowronkach. Kilka razy zakręciła się w powietrzu wokół własnej osi, wykonując taneczny manewr. Wilhelmina wiedziała, że nie był to losowy gest bestialskiej złośliwości. Błękitna sadystka nie była idiotką.

- Bezcelowa śmierć. - stwierdziła Tiamat, obecnie pod postacią maski, która nie pozwalała dojrzeć wyrazu twarzy pokojówki.
- Trudno o gorsze okoliczności do zawarcia znajomości. - poza tym komentarzem Wilhelmina nie zamierza jednak bardziej naciskać na LiveWire, zamiast tego zwracając się bezpośrednio do do rudowłosej obrończyni Gotham - Nazywam się Wilhelmina Carmel, Mistrzyni Dziesięciu Tysięcy Wstęg. Liczę, że raczy Pani odpowiedzieć na kilka prostych pytań.
Patrycja, pokonawszy początkowy szok, stała w milczeniu. Nie spodziewała się czegoś takiego. Nie wpadłoby jej nawet na myśl, że można dopuścić się takiego paskudnego uczynku. A właściwie... przecież można było. Spotykała się z takimi istotami codziennie, codziennie patrzyła im w oczy. Po prostu, nigdy nie stała z nimi po tej samej stronie barykady. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Automatycznie i bez udziału myśli, zmieniła chwyt na rękojeści broni, trzymając ją ostrzem w dół. Ponuro przeniosła swoje spojrzenie na elektryczną niewiastę, z twarzą zaklętą w kamiennym wyrazie. Nie sposób było odgadnąć, nad czym myśli i w jakie rzeczy próbuje wejrzeć teraz; czy stara się dostrzec sposób na zawrócenie Lesile ze ścieżki bestii? Czy może...
Gorzki uśmiech który wykwitł poniżej okularów nie pomagał w rozwiązaniu tej zagadki.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 01-11-2009 o 00:18.
Nemo jest offline  
Stary 03-11-2009, 22:52   #15
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny

Legion nie zważając w danej chwili ani na MVP ani na blondynę ruszył przed siebie. W czasie biegu z jego ciała wyrosło kilka metalicznych długich macek, które zaczęły podchwycać ładunki podrzucone przez Lobo po całym dachu. Udało mu się pochwycić pięć bomb zanim dobiegł do czerwonookiego. W jednej chwili wszystkie macki przeniosły się z całego ciała na lewą dłoń tworząc wielką wybuchową mackę a prawa zamieniła się w ostrze miecza. W czasie biegu skręcił lekko w prawo starając się minąć Lobo, ale jednocześnie zacisnąć przedłużoną kończynę wokół niego. Ostrze uniosło się do góry, ale nie było skierowane w przeciwnika tylko… we własną macko-rękę. Ucięta, kończyna uderzyła o podłoże.

Cały świat eksplodował. Przynajmniej dla osób wciąż zebranych na dachu. Mimo całej swojej szybkości, Michael nie zdążył na czas zabrać niewiasty o blond włosach z miejsca zagrożenia. Światło i gorąco zalały jego sylwetkę, podobnie jak salwa rykoszetujących fragmentów budynku. Dźwięk był wystarczający aby wywołać dzwonienie w jego uszach a siła posłużyła by wysłać go na spotkanie zejścia pożarowego na przeciwległej konstrukcji.

Kiedy ponownie otworzył swe ślepia, otulony powybijanym metalem młodzian zobaczył dość nieprzyjemny obraz. Połowa bloku została dosłownie odparowana. Nigdzie nie był w stanie dostrzec Marie. Czyżby przygniotły ją gruzy? Jedynie Pinhead stanowił stały, niewzruszony element. Stał z założonymi rękoma pośród nicości eksplozją, choć nie było najmniejszego elementu, który mógłby go w tamtym miejscu podtrzymać.. Legion nie zdążył uciec. Jego pozostałości składały się obecnie na zdezorientowaną, srebrną kałużę. Myśli substancji przyćmiewał nadmiar informacji. Chaotycznych i całkowicie nieskoordynowanych. Należących do wcześniej wchłoniętych istot. Jeśli zaś chodziło o Lobo… jego wielka, nadżarta do kości łapa wystawała z pomiędzy ceglanego pobojowiska kilka pięter niżej. Zapewne nieprzytomny. Nikt z grupy nie był na tyle naiwny by liczyć na jego śmierć.

MVP zaczął mozolnie gramolić się spomiędzy żelbetonowych odłamków. Jego mózg zamienił się w kałużę czerwienie, która teraz zalewała mu oczy i przyćmiewała swym szumem jakiekolwiek odgłosy ze świata na zewnątrz. Zmysł dotyku skupił się wyłącznie na bólu, ostrym i przenikliwym w miejscach gdzie z kuloodpornej skóry młodzieńca wystawały stalowe szrapnele, tępym i pulsującym gdzie kilkutonowe kawały cementu obiły mu kości. Mimo to Michael nie dawał za wygraną - trzęsąc się jak osika stanął na nogach. Jego zmasakrowana, przesiąknięta krwią koszulka opadła z mokrym plaśnięciem w pył, stopy niepewnie odnajdowały kołyszące się jak na okręcie podłoże. Młody superbohater czuł się jakby od nowa uczył się chodzić.

Potykając się i kuśtykając, powoli przemierzał pobojowisko wpatrując się niewidzącymi oczyma w zniszczenie któremu nie dał rady zapobiec. Parę pięter budynku zostało dosłownie zdezintegrowanych, a najwyraźniej wraz z nimi ich blond towarzyszka. Jeśli była zwykłym człowiekiem nie było szansy żeby zostało z niej coś co można chociaż pochować. Gniew i smutek zaatakowały gwałtownie, jedną szarżą pokonując otępienie i ból, po brutalnej rewolucji i gwałtownym przewrocie politycznym oddając władzę żądnemu zemsty umysłowi.

Michael dostrzegł wystającą ze sterty cegieł kończynę należącą do sprawcy całego zamieszania. Walczył z przemożną chęcią wyrwania jej jednym potężnym szarpnięciem tylko ułamek sekundy zanim poddał się tej atrakcyjnej opcji. Rozchlapując po drodze Legiona ruszył ku ciału swojego adwersarza, już nie kuśtykając, już nie sycząc przez zęby z bólu. W jego oczach był mord, a w głowie wizja dorzucenia skubańca do magnetosfery. Coś próbowało się przebić przez tę gęstą chmurę vendetty, coś co Pinhead rzekł parę momentów przed eksplozją... 'Dyplomacja', jak się zdawało. Michael nawet się nie zawahał - właśnie miał zamiar poznać Lobo z Dyplomacją i Serdecznością, jego prawą i lewą pięścią.

MVP dał susa i dopadł drgającą appendagię kosmicznego łowcy. Chwycił ją w nadgarstku i gwałtownym skrętem ciała wyszarpnął ogromne cielsko spod gruzu, tylko po to by wciąż tym samym ruchem posłać je z podrkęceniem na tuzin prętów zbrojeniowych wystających z rozłupanego na pół masywu dachu. Gdy nieprzytomny LoboAir wylądował w swoim żelaznym porcie lotniczym, młodzieniec już przy nim był. Brutalnie, z zamachu przygniótł piętą gardło kosmity i docisnął.

Wtem zdał sobie sprawę z tego co robi i niechętnie cofnął się parę kroków. Ból i gorycz powróciły, oczy zaś powędrowały ku rozwiniętemu łańcuchowi należącemu do niedoszłego zabójcy Bohaterskiej Czwórki. Związanie skubańca i poddanie go sprawiedliwemu osądowi Pinheada wydawało się być znacznie bardziej ludzkie, tudzież amerykańskie, niż rozłupanie mu czaszki gdy jest nieprzytomny...

Metaliczna kałuża w tym czasie robiła się coraz większa aż w końcu zaczęła się formować w kształt humanoidalny. Skóra przeplatała się z połyskującą substancją dając iluzje jakiejś namiastki człowieka - od pasa w górę, gdyż od pasa w dół przypominało to bardziej pełznącą breję zmierzającą w stronę MVP i Lobo… breję, której z każdą chwilą było coraz więcej i która cały czas próbowała się uformować. Połysk metalu zastępowała stopniowo ludzka skóra - regeneracja Legionu postępowała, ale o ile ciało miało - a raczej w ciągu kilku minut miało się mieć - dobrze o tyle z umysłem były problemy. Setki wspomnień różnych istot popadły w nieład i przeplatały się ze sobą dając początek chaosowi. Jedynie instynkt - jeśli tak to można nazwać - kierował jego ruchami w tym momencie. W końcu udało mu się doczłapać de spętanego Lobo. Wymierzył w jego stronę dłoń, z której wystrzeliło niczym włócznie wiele macek. W głowie okularnika tkwiła teraz tylko jedna myśl: “czas na obiad”.

MVP był diabelnie szybki. Był tak szybki, że molekuły powietrza wokół niego wrzasnęły 'O kurwa, gdzie jest Michał!?', gdy po ich mrugnięciu dosłownie zniknął. Legion prawdopodobnie nie zdał sobie sprawy z tego co się dzieje nim było za późno. Tyanowy uścisk przetrenowanego imadła, jakim była młodzieńcza dłoń Michaela, zagarnął wszystkie macki jednocześnie i zamknął je w sobie. Chwile później Legion poczuł, że leci. Van Patrick okręcił się wokół własnej osi, nadając doczepionemu do własnych macek Legionowi prędkość śmigła helikopteru. Lub przynajmniej próbował to zrobić.

Kolcogłowy rozejrzał się dokładnie, acz spokojnie dookoła. Zdawał się przebijać zdewastowaną scenerię swoim smolistym wzrokiem.

- Hm. Doprawdy… dziwne. Nie wyczuwam jej duszy.

Cóż, niektórzy twierdzili, że kobiety to bezduszne stworzenia, ale to już zdawało się lekką przesadą. Ponownie poddał okolicę dokładnej analizie tak dla pewności. Ślepia zmrużyły się kiedy Iglak zniżył swoją pozycję, lądując przy kopcu. Nic. Pustka.

- Ingerencja osób trzecich. Interesujące.

Koordynator grupy nie zważał na poczynania MVP czy Legiona. Najwyraźniej znał profil Czarnianina lepiej niż owa dwójka razem wzięta. Jednak kiedy agresywni młodzieńcy zaczęli kultywować przemoc między sobą, konieczna była odpowiednia reakcja. Macki Legiona wystrzeliły w odruchu obronnym, jednak nigdy nie dotarły na miejsce. Potężna fala fioletowych błyskawic zalała całą srebrną masę ogłuszając ją i sprawiając, że Michael wypuścił swoją zdobycz nim ta nabrała pełnej prędkości. Legion trafił centralnie w ziemię, ryjąc w niej około dziesięciu metrów. Jednak to nie uderzenie a magiczna szpila stanowiła najgorszy ból – jakby płonął żywcem, nie mogąc się ugasić.

- Wystarczy. Waszym celem nie jest pozabijać się nawzajem.
Skomentował Pinhead, swoim monotonnym tonem.
-To on zaczął! - wykrzyczał Legion odzyskując jako taką sprawność umysłu. Wstrząs spowodowany zabawką Pinheada był tak wielki, że zrobił w jego głowie dosłowny reset… je**ny bolący k**wa jak ch**ra reset. Dolna część ciała odzyskała jako taki humanoidalny kształt więc chłopiec podniósł się na nogi wskazując palcem w kierunku Lobo.
-Chcę go zjeść! Po tym wszystkim chce przynajmniej go wchłonąć. Uważam, że chociaż na tyle możesz mi pozwolić Pinhead!?
Michael zrobił wojowniczą minę.
-Już ja ci pokażę, co możesz wchłonąć- Warknął, pokazując chłopakowi swoją zaciśniętą prawicę z odstającym palcem serdecznym. -Nikt nie wchłonie tego kosmity na mojej wachcie, siostro. Niech Pinhead zdecyduje co z nim zrobić- Mruknął i zabrał się do owijania nieprzytomnego jego własnym łańcuchem z hakiem rzeźnickim, który wcześniej poharatał Michaelowi twarz. Rana wciąż paksudnie wyglądała i parowała karmazynową mgiełką, ale widać było że się goi.

Legion zaczął zmieniać kształt. Nie chodziło tu jednak o dodatkowe kończyny, ostrza i szpony zamiast dłoni ani nic w tym rodzaju. Zaczął rosnąć i postura zrobiła się bardziej muskularna. Po chwili metaliczna substancja została całkowicie zdominowana przez tkankę organiczną wyglądającą identycznie jak - MVP! Legion przemówił i gdyby nie to, że towarzysze widzieli to na własne oczy mogliby pomyśleć, że spotkali właśnie jakiegoś klona.
-Słuchaj przystojniaku. Gdyby nie ta zabawka Pinheada zabiłbym Cię już dawno. Raz to zrobiłem więc drugi raz też dałbym radę. A teraz szefie… - skierował się do Pana Szpilki
- … pojawiliśmy się w Metropolis bo Lobo stwarzał zagrożenie. Daj mi z nim minutę a już niedość, że nie będzie sprawiał kłopotu to może przysłuży się naszej misji jakoś.

Pokryty igłami mężczyzna donośnie huknął, ucinając bunt nim MVP zdążył odpowiedzieć.

- Cisza! Michael ma rację. Jednak to nie jego dziecinne, moralne pobudki odgrywają tu decydującą rolę. Ponieważ Marie… zniknęła, konieczne jest uzupełnienie naszej grupy. Odpowiedniego kandydata nie trzeba szukać daleko.

Postąpił do przodu, wyjmując jedną ze szpil zaścielających jego twarz. Jak na komendę, na miejscu poprzedniej pojawiła się nowa. Czy on zamierzał… rekrutować Lobo? A co ważniejsze, czy ten element krawieckiego uzbrojenia będzie w stanie utrzymać tego kosmicznego psychopatę w ryzach?
Michael tymczasem otworzył usta ze zdziwienia. Oto stał sam przed sobą, a Legion utrzymywał że w swoim uniwersum go zabił. Jak to możliwe? Czyżby Legion pochodził z jego własnego świata, tylko z jakiejś jego równoległej wersji? Chwilę później zdziwienie zostało zastąpione przez znacznie mniej przyjazne uczucie i powiązaną z nim reakcję. Nie ulegało wątpliwości że Legion był mordercą - małym, asymilującym metalicznym glutem z kompleksem pozowania na twardego badassa. Ale i mordercą.
Van Patrick zamachnął się, celując w swego sobowtóra. Jego pięść przeniknęła przez Legion jak przez strumień wody. Michael wbił w swojego teoretycznego sojusznika gorejący wzrok i siłą woli powstrzymał brutalniejsze metody.
-Kiedy to się skończy...- Wycedził. -Znajdę cię. I przysięgam, że jeśli spróbujesz uciekać, wystrzelenie na słońce stanie się bardzo przyjemną alternatywą dla tego co ci zrobię. Jeśli nie spróbujesz, obiecuję załatwić to szybko-
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 03-11-2009 o 22:58.
K.D. jest offline  
Stary 07-11-2009, 14:20   #16
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Na pogróżki Patrick’a Legion tylko westchnął i podrapał się po głowie w geście niezrozumienia reakcji towarzysza.
-Tak samo mówiłeś zanim dołączyłeś do Legionu. Ja nie rozumiem co jest z wami bohaterami nie tak… Ty, Kapitan Ameryka, Spider-Man,… wszyscy powtarzają tą samą gadkę i wszyscy kończą tak samo. Po przeanalizowaniu waszych wspomnień wciąż ciężko mi zrozumieć jak można być tak naiwnym. Jeśli chcesz, jak to wszystko się skończy zapraszam do mojego świata. Jestem pewien, że spojrzenie na alternatywną rzeczywistość będzie miało na Ciebie pozytywny wpływ.
W tonie głosu nie było drwiny. Mówił spokojnie i opanowanie, jakby cała wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Przedmiot okultystyczny zagłębił się w ciele nieprzytomnego motocyklisty, borując w nim głęboko, podobnie jak w przypadku srebrnej masy. Mimo to, Lobo wciąż nie odzyskał przytomności. Niektórych ciężko było dobudzić po porządnej imprezie. Koordynator plenarnej wycieczki oczyścił swe dłonie, po czym skierował spojrzenie na gwiaździste niebo.
- Powiedziałem, abyście skończyli. Nie powtórzę tego po raz kolejny.
Zapadła cisza, która sugerowała, że odesłanie każdego z nich do domu nie było jedynym wyjściem które przewidywał odziany na czarno masochista. Zreflektował się jednak odnośnie swojego tonu i wytworzonej atmosfery. Ta nie służyła współpracy, co trzeba było zmienić.

- Choć muszę przyznać, że bardzo dobrze się spisaliście. Jednak to nie koniec naszych obowiązków w Metropolis. Konieczne będzie także przywrócenie miastu jego obrońcy.
Komplement z ust kogoś takiego, kto by pomyślał. Ale czy wcześniej nie powiedział, że stróż tego miejsca zginął? Sprowadzenie kogoś z martwych nie należało do łatwych wyczynów, nawet dla istot o tak wielkiej potędze. Kolcogłowy był w stanie uczynić coś takiego? Zdecydowanie nie wyglądał na dobrego samarytanina.
- Legion. Pójdziesz ze mną aby odzyskać ciało. Będzie mi potrzebne do rytuału.
Pinhead zaczął zmierzać w stronę głównej ulicy. Najwyraźniej już wszystko zaplanował. Jednak… zatrzymał się w połowie drogi, przemawiając do bohaterskiego młodzika.
- Michael, gdybyś mógł przypilnować Lobo, dopóki ten nie dojdzie do siebie? Wrócimy tu za nie więcej jak pół godziny. Wolałbym abyś nie oglądał rzeczy które mają się wydarzyć.
O czym właściwie mówił? Może lepiej było nie wiedzieć. Michael kiwnął potakująco głową, choć z pewną rezerwą. Zdecydowanie nie przypadło mu do gustu to co przyszło mu do głowy pod hasłem 'rzeczy które mają się wydarzyć', nie stracił jednak rezonu. Zresztą, miał wrażenie że jeśli spędzi jeszcze sekundę z Legionem, to przepuści go przez maszynkę do mięsa, zapakuje do flaczków na kiełbaski i wyśle jako pomoc dla głodującej Afryki.

-Da się zrobić...
Mruknął. Zdawał sobie sprawę z tego, że Pinhead zaopatrzył nieprzytomnego w to samo urządzenie co Legiona i nie musiał się bać o to że Lobo zwróci się przeciwko niemu. Martwiło go co innego - co jeśli kosmita po prostu da nogę? MVP w determinacją powrócił do pakowania obcego łańcuchem niczym wielki, szary baleron, wbijając końcówkę rzeźnickiego haka głęboko w spory kawał budynku który zdemolowali.
-Sir, yes sir! - Legion, któremu widocznie przypadła do gustu powłoka MVP zasalutował po czym ruszył w kierunki Pana Szpilki.
-To dokąd konkretnie idziemy?
- Niedaleko stąd znajduje się główna siedziba organizacji LexCorp.

To była całość wyjaśnień na jakie wysilił się Pinhead względem srebrnego mordercy. Organizator grupy wskazał dłonią pobliski budynek, który swoim rozmiarem całkowicie przyćmiewał inne. Majestatyczna wieża z wielką literą „L” osadzoną na szczycie, której marmurowe, bogato zdobione ściany i nieliczne szklane okna przypominały sobą futurystyczny pałac. Oni zaś ruszyli aby sztormować jego bramy.


Michael został więc sam pośród gruzów. Jeśli nie liczyć wyblakłego przybysza z kosmosu, który z przyczyn oczywistych nie był na razie zbyt rozmowny. Jedynie postękiwał i pomrukiwał co jakiś czas, sugerując, że jego przebudzenie zbliża się wielkimi krokami. Chłopak powoli podniósł się z głazu na którym przesiadywał i strzelił kłykciami. Jego nagi tors był pokryty zaschłą krwią i paroma bladymi bliznami - niewiele zostało z paskudnych ran które znajdowały się tam jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Tylko jego twarz nadal nosiła ślad po haku rzeźnickim - szeroka, czerwona błyskawica przecinała wzdłuż jego przystojną twarz, nadając jej nieco upiorny wygląd w bladym świetle księżyca. Van Patrick powoli zbliżył się do nieprzytomnego kosmity i kucnął przy nim, sprawdzając improwizowane więzy którymi go spętał. Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na kaprawej mordzie Lobo - twarzy zawodowego matkojebcy, istoty niosącej na rękach krew, jeśli wierzyć Pinhead’owi, miliardów. Nawet we śnie wyglądał drapieżnie i nieludzko - jego mięśnie drgały spazmatycznie, blade wargi ukazywały pożółkłe zębiska w wilczych grymasach, delikatna czerwona poświata dobywała się spod wytatuowanych powiek. Przez moment Michael zastanawiał się nad tym, czy aby dobrze zrobił powstrzymując Legion przed zabiciem kosmity - z całą pewnością znajdująca się naprzeciw niego istota była daleko poza granicami odkupienia. A jednak nawet teraz, będąc w dogodnej pozycji do zakończenia żywota tego degenerata, nie potrafił się zmusić do działania. Świadomość że Lobo próbował zabić jego drużynę i z całą pewnością zrobiłby to gdyby był teraz na miejscu Michaela torturowała duszę młodzieńca, ale natrafiała na solidny mur moralności która wzięła się Bóg wie skąd. Ojciec wielokrotnie powtarzał, że to błąd przy produkcji, usterka, niepełnosprawność pokalana jeszcze w kodzie genetycznym oryginalnego MVP, coś co można naprawić jeśli tylko da się mu odpowiednio dużo czasu. Gyrich mu nie uwierzył i zamknął program, którego dziećmi był #6 i jego bracia. Z całej piątki poznał tylko Vana - historia reszty ograniczała się do wspomnienia na pomniku poległych w obozie Hammond i niejasnej notki archiwalnej dotyczącej KIA, oszalałego klona z obsesją na punkcie zamordowania wszystkich którzy mieli coś wspólnego ze śmiercią oryginału. Przypomniał sobie moment w którym widział swojego ostatniego brata po raz pierwszy i jedyny zarazem - gdy umierał w męczarniach, rozszarpany przez Sabertooth’a. Chłopak potrząsnął głową i wyrzucił z niej obraz krwawej jatki której dokonał Creed pod wpływem mutagenu Magneto. Wielu dobrych ludzi poległo w walce z napojonymi dopingiem złoczyńcami tamtego smutnego dnia i nie chcieliby być rozpamiętywani inaczej niż poprzez godne czyny ich następców. Michael wstał znad pomrukującego Lobo i przeczesał ciemne włosy dłonią. Zaczęło siąpić - delikatna mżawka opadła na zrujnowany budynek jak pył powoli zasypujący świeży grób. Daleko w tle strażackich syren dał się słyszeć pojedynczy, przytłumiony grzmot, niepewnym echem odbijający się od niebotycznych wieżowców. Po raz kolejny, związany kosmita poruszył się niespokojnie. Kątem oka MVP dostrzegł krwawy blask - dwa gorejące punkciki, karmazynowe supernowy widziane z odległości miliardów kilometrów, wpatrywały się w niego, i nie miały dobrych zamiarów.

***

Legion pod postacią MVP przyglądał się budynkowi do którego widocznie zmierzali. Robił wrażenie - szczególnie ta jakże charakterystyczna litera “L”. Jeśli kazał iść jemu a nie Patrickowi znaczyło to chyba, że nie będą bawić się w grzecznych chłopców ani dyplomatów. Miała się polać niewinna krew.
-A więc jaki jest plan szefie?
Prawa brew uniosła się do góry w pytającym geście.
- Nie ma żadnego planu. Dla ciebie posiadam jedynie prostą dyrektywę - wejść do środka i zabić wszystkie osoby stawiające opór. Nie próbuj jednak ich wchłaniać. Ciała, oraz zawarta w nich krew będą mi potrzebne kiedy znajdę to, czego szukam.
Dotarli przed frontowe drzwi. Kolczasty mężczyzna uchylił je gestem ręki, nawet nie dotykając klamki. Hol z kamiennymi kolumnami był ogromny. Naprzeciw wejścia znajdowały się trzy windy o złotych drzwiach, zaś z boku recepcja z dwójką kobiet, które obsługiwały przybyłych. Zawieszony na górze telebeam ukazywał wciąż zmieniające się wartości operacji finansowych. Nie zwracając na nic uwagi, Pinhead sunął w stronę złotych wrót niczym czarny żaglowiec pośród pozbawionego wody oceanu.
- Proszę pana! Proszę pana, nie może pan udać się na górę jeśli nie był pan wcześniej umówiony! Matko boska… co on ma… co jest nie tak z jego twarzą?
Brunetka w okularach krzyknęła za nim, jednak natychmiast pobladła jakby zobaczyła ducha. Zabawne, że mimo niedawnej groźby bomby w tym rejonie, przedstawiciele firmy zmuszeni byli pozostać na swoich stanowiskach.
- Jeśli… jeśli pan się nie zatrzyma będziemy musiały wezwać ochronę!
Blondynka wtrąciła się kiedy trupio blada dłoń nacisnęła przycisk sprowadzający kabinę.
Legion podszedł do zdenerwowanej sekretarki powolnym krokiem. Odgarnął w międzyczasie włosy i przyjął wyraz twarzy podrywacza numer 5. Zupełnie jak u oryginału jego twarz była… niemal idealna. Przynajmniej wystarczająco na tyle by stwierdzić, że tacy ludzie bardzo rzadko się rodzą. Oparł się o blat za którym siedziały dwie panny. Chłopak znajdował się dość blisko jednej z nich. Odległość mniej niż komfortowa.
-Mam do Ciebie małą prośbę…
Mrugnął okiem do tej siedzącej trochę dalej. Przyłożył jak gdyby nigdy nic dłoń to twarzy tej drugiej. Nagle ciało kobiety eksplodowało od tyłu. Wyglądało to tak jakby coś rozsadziło jej plecy rozrzucając krew, flaki i resztki mięsa na ścianie. W ciele ofiary wiły się dziesiątki metalicznych macek będących sprawcami zbrodni.
- … Wzywaj szybciej tę ochronę złotko. Spieszy się nam.

Kobieta krzycząc nacisnęła czerwony guzik znajdujący się pod biurkiem. Rozległ się głośny, drażniący zmysły alarm, zaś Legionista mógł usłyszeć odgłosy nadbiegających z drugiego krańca holu osób. Choć zapewne wcale nie musiał z niej korzystać, Pinhead zniknął w kabinie windy zostawiając imitatora MVP samemu sobie. Ten jednak nie miał się nudzić zbyt długo. Oto bowiem zza rogu wyłoniły się postaci w czarnych kamizelkach kuloodpornych, uzbrojone w karabiny maszynowe i hełmy z wizjerami.
- Rzuć broń i ręce na głowę, natychmiast!
Ryknął jeden z trzydziestu mężczyzn, podczas gdy reszta zajmowała swoje pozycje.
Wyraz twarzy Legionu wskazywałby na to, że jest on w szoku. Było to tylko jednak udawane uczucie na potrzeby sytuacji. Dodał do tego nutkę zaskoczenia i całość przyprawił szczyptą strachu. Zawierał w sobie chyba wszystkie emocje znane ludziom więc odpowiednie przywoływanie wspomnień wchłoniętych istot nie było zbyt wielkim wyczynem. Zanim “kawaleria” przybyła zdążył się już odsunąć od martwej kobiety.
-Proszę nie strzelać! Nie mam broni, to jakaś pomyłka!
Krzyknął wykonując polecenia ochrony. Mało tego - nawet uklęknął co teoretycznie stawiało ochronę w bardzo komfortowej sytuacji - jednak kluczowym słowem było tu „teoretycznie” On to wiedział - oni nie. Gra łowcy toczyła się w najlepsze. Co prawda zignorował drugą, wciąż żyjącą kobietę, co mogło mieć nieciekawe konsekwencje. Zachlapana posoką koleżanki niewiasta otrząsnęła się, krzycząc.

- Uważajcie! To… to jakieś monstrum!
Miast składać dokładne wyjaśnienia, pannica rzuciła się do panicznej ucieczki, w stronę frontowych drzwi. Szarpnęła za klamkę. Ta ani drgnęła. Świat za oknami poszarzał, tylko po to aby stać się całkowicie czarnym. Wokół wrót wyświetliły się lśniące pierwotną czerwienią mistyczne symbole, których znaczenia Legion nie mógł pojąć. Strażnicy zignorowali jednak ingerencję sił nadprzyrodzonych, rozluźniając szereg i odbezpieczając swoją broń. Wyglądało to na robotę Pinhead’a. Czyżby zamknął cały budynek w jakiejś magicznej barierze? Legion czuł się jak w jakiejś klatce. Nie podobało mu się to. Dlatego też postanowił zakończyć tę robotę jak najszybciej. Skierował dłoń w kierunku ochrony i drugą w stronę sekretarki. Z kończyn wystrzeliły metaliczne macki w ilości równej przyszłym ofiarom. Były zakończone ostrymi szpikulcami, które bez problemu trafiły w głowy, przebiły czaszki i zatopiły się w miękkim mózgu. Jak na rozkaz wszyscy padli jednocześnie a Legion powstał na równe nogi. Było mało krwi, ale wszyscy mieli wymalowane na twarzach “co się stało?”.
- Czuję się jak zawodowy zabójca. Moment jak to było…
Poprawił koszulę po czym ułożył palce dłoni w taki sposób by imitowały pistolet przyjmując niezwykle poważny wyraz twarzy.
- Jeden strzał, jedna śmierć.
Pokiwał kilka razy głową po czym wybuchnął śmiechem. Może ten dzień nie był do końca taki stracony. Podszedł do drzwi do których kierował się Pinhead. Uniósł nogę po czym kopniakiem sprawił, że przeszły one do przeszłości. Ruszył dalej. Lub raczej wyżej.

***

Lobo mrugnął raz i drugi. Zmysły dostarczały mu natłoku nowych wiadomości.
- Matko, co za cholerny kac… Huh? Co jest kurna, kto mnie… ty! Co to ma znaczyć, ty mały gnoju! Nikt nie robi z Ważniaka kawału mięcha na haku!
Szarpnął się gwałtownie, szczerząc kły jak wściekły pies. Tupnął z siłą, która rozłupała kawał gruntu na dwoje. Co ciekawsze, mimo tego pokazu, zdawał się nie być równie bojowy jak chwilę temu. Choć agresja wciąż była niezaprzeczalnie dostrzegalna.
-Śpiąca królewna- zadrwił Michael, mając nadzieję że pozowanie na twardego skurwysyna wyjdzie mu przekonująco.
-A teraz nie grymaś, bo zabiję jak psa.
Skłamał i zrobił groźną minę.
- Ty!? Zabijesz mnie? Synku, nie zdołałbyś mnie zabić gdyby dali ci do pomocy cały L.E.G.I.O.N. i skrzynkę Whisky. Kiedy tylko stąd wyjdę zmienię cię pieprzony przecier! Rozumiesz mnie? Zrobię sobie z ciebie cholerną wycieraczkę!
Zdecydowanie nie mówił o srebrnym, psychopatycznym mordercy, raczej o jakimś ugrupowaniu. Jednak z racji tego, że MVP nie miał rozeznania w tutejszych realiach, niewiele mu to wyjawiło. Szare mięśnie co jakiś czas napinały całą konstrukcję łańcucha. Michael zrobił obrażoną minę i oparł nogę na wbitym w beton haku rzeźnickim.
-Mało ci, staruszku? Coś zbladłeś-
Młodzian starał się nie stracić rezonu, choć w głowie miał nieprzyjazny dźwięk pękających ogniw i dużo, dużo czerwieni. Nie bał się jednak - Van Patrickowie nigdy nie bali się zagrożenia. Zwłaszcza jeśli zagrożenie zostało wyekwipowane w najlepszy kaganiec w galaktyce. Lobo porządnie by się zdziwił gdyby podniósł rękę na chłopaka. MVP oparł się nonszalancko o połamaną kabinę prysznicową wystającą z gruzu jak wyłamany ząb. Walczył ze sobą - miał chęć poznać odpowiedzi na parę dręczących go pytań o naturę uniwersum w którym się znalazł, a w danym momencie spętany Lobo był równie dobrym rozmówcą jak ktokolwiek inny. Poza tym, może rozmowa odciągnie go od rozbijania Michael’owi czaszki. Pinhead wspomniał, że kosmita przybył tu by walczyć z jakąś lokalną personą, obecnie martwą... Ważniak, jak sam się tytułował, nazwał go harcerzykiem.
-Kim jest ten cały harcerzyk którego szukasz, dziadku? Dlaczego fatygowałeś się po niego na samą Ziemię?
MVP czuł, że właśnie pyta się tubylca o to czym jest ten dziwny, świecący dysk na niebie i dlaczego tak wali po oczach, ale nie miał teraz sił by o tym myśleć. Chciał odpowiedzi, skrępowany motocyklista mógł mu jej udzielić. Van Patrick postanowił zachować informację o tym że poszukiwany przez Lobo jegomość jest w stanie niedysponowanym jako tajną broń.

Czarnianin zgrzytnął zębami raz jeszcze, choć z powodu zmienionego toru myśli, jego twarz natychmiast rozłamała się w niezdrowym, złośliwym uśmiechu.
- Ha! Chyba kpisz gówniarzu! Na jakim zadupiu ty się uchowałeś, że nigdy nie słyszałeś o… Człowieku ze Stali? Pfff… Człowiek ze Stali, dobre sobie.
Splunął z jakąś formą pogardy. Jego ślina zaczęła toczyć chodnik niczym kwas.
- Wołają na niego Superman. Niańczy większość tego ziemskiego bydła. Heh, chroni frajerów przed niebezpieczeństwem. Sam wiele się nie różni, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd tej paskudnej japy, ale z tego co pamiętam, pochodzi z Kryptona.
-Superman...- Zamyślił się Michael. A podobno to nasi nie mają już pomysłów na ksywki/ Ale profil psychologiczny Człowieka ze Stali był bardzo zachęcający. Super istota chroniąca bezinteresownie planetę która nawet nie była jego ojcowizną. Michael poczuł przemożną chęć poznania tego osobnika - surrealistycznie czuł w nim pokrewną duszę.
-Jestem nietutejszy. Nietutejszowymiarowy
Usprawiedliwił się przed Czarnianinem i nerwowym gestem przeczesał włosy dłonią.
-Ale co ci do niego i tej planety?- Dopytywał się Van Patrick. -Chcesz zapanować na światem? Ten cały Superman wytrącił ci z ręki lizaka? Ziemia zasłania ci widok na Marsa? MVP wyliczał znane mu z kreskówek powody, dla którego kosmici mogliby chcieć trafić na niebieską planetę i zmierzyć się z jej protektorem.
 
Highlander jest offline  
Stary 11-11-2009, 00:08   #17
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
- Jakim imieniem należy się do Pani zwracać? - zapytała Wilhelmina nie chcąc korzystać z epitetów rzucanych przez LiveWire.

- Nic wam… nic wam nie powiem! – dziewczyna przełknęła ślinę i przymrużyła oczy, starając się powstrzymać cieknące po jej twarzy łzy. Nie trudno było doczytać się w jej osobie dużej ilości niespożytkowanej agresji, która powstała na skutek niesprawiedliwości.
Z ust Flay wydobyło się ciche westchnienie, pełne bliżej niesprecyzowanego uczucia. Łypnęła spod byka na Wire, a następnie pogrążyła się całym swym istnieniem w czyszczeniu nieistniejącego brudu spod paznokci używając wojskowego noża godnego komandosa Zielonego Bereta.
-No, wielki sukces. Teraz na pewno łatwiej będzie nam wykonać nasze zadanie. Ty przypadkiem nie powinnaś teraz być zajęta gdzie indziej, Live?

- Och, ale dlaczego? Bardzo mi się tu podoba, takie czadowe atrakcje! Co, boisz się, że przeze mnie ruda będzie płakać jeszcze głośniej? Heheh…

Leslie przejechała dłonią pomiędzy swoimi włosami, widocznie rozbawiona.

- Jeśli chcecie, mogę sprawić, że nieszczęsna nietoperzyca zacznie gadać bardzo szybko. Dajcie mi tylko trochę miejsca i obserwujcie pokaz świetlny.

Klasnęła dłonie roztaczając wokół nich aurę iskier.

-Nie, wierzę że specjalnie zdechnie i nic nie powie, by zrobić Ci na złość. Główny problem z nadużyciem siły to to, że jak już padną, to jedyne co pozostaje do zrobienia to tup nóżką, elektryczny lub nie. Ile mamy jeszcze czasu, Meido?
-Na chwilę obecną pozostało nam osiemnaście godzin. - Flame Haze odpowiedziała beznamiętnie nie poluźniając uścisku na Batgirl - Przy tej okazji muszę poinformować, że na północny zachód w odległości około dwustu kilometrów pojawiła się nieznana mi sygnatura magiczna. Fakt, że jestem ją w stanie wyczuć z tak daleka może wskazywać, że nasz limit czasu jest jeszcze bardziej ograniczony. - zawirowanie mocy egzystencji nie dawało się przyrównać do niczego czego Mistrzyni Dziesięciu Tysięcy Wstęg dotychczas doświadczyła. Gdyby jednak zaryzykować takie porównanie, to tajemniczemu efektowi najbliżej było do Klosza, którego Flame Hazes używają w czasie walk z Crimson Denizens.
-Heh, intryga pęcznieje. Nie mam zbytnio ochoty tracić czasu i ryzykować, że dowiem się co Pinky Head przygotował nam w razie niepowodzenia. A Ty, Live?

Machnięcie ręką sugerowało, że błękitna panna nie mogła przejmować się tym mniej.

- Ech! Niech już będzie. To wszystko zajmie mi to góra godzinę. Spotkajmy się przy restauracji w centrum. Jeśli dowiem się czego trzeba, odstrzelę jej głowę kiedy wrócę.

Stwierdziła ze swoim standardowym, lekkodusznym uśmiechem, ruszając bez pośpiechu w stronę przewodów wysokiego napięcia po drugiej stronie opustoszałej ulicy. Mimo tej jakże zawiłej konwersacji, Bat Girl nie odzywała się słowem, miast tego uważnie słuchała tego o czym mówią jej oprawcy.

Wciąż utrzymując bandaże wokół Batgirl Wilhelmina pochyliła się nad ciałem zabitego inżyniera. Dotknęła umarłego wyciągniętym palcem prawej dłoni. Na palcu zatańczył jaskrawy błękitny płomień, któremu Flame Haze przez chwilę się przyglądała. Nagle ciało mężczyzny rozharatane atakiem LiveWire rozpłynęło się w błękitnym blasku, by w chwilę później zostać całkowicie zreformowane. Nikt z obecnych poza Wilhelminą nie mógł tego dostrzec, ale serce inżyniera zostało zastąpione przez płonące światło Pochodni. Mężczyzna wstał, otrzepał się z kurzu i odszedł jakby nic się nie stało. Odprowadziło go spojrzenie Patrycji, która właśnie prezentowała dla wszystkich okolicznych much idealną okazje do zwiedzania jej ust... jeśli nie zostałyby po drodze przechwycone przez ostrze noża. Szybko odzyskawszy kompozycję, podziękowała wszystkim siłom czystym i nieczystym za to, że jej mina była pod kątem niemożliwym do obejrzenia przez skrępowaną bohaterkę. Dyskretnymi gestami przekazała Maido, że NIE WIEM. CO SIĘ. DZIEJE. ALE. TAK TRZYMAJ. DOBRA ROBOTA!. W końcu, wypadało udawać, że to wszystko zgodnie z planem, nie? I w ogóle...poczuła ulgę, widząc że jej głupi błąd został tak sympatycznie naprawiony. Kamień spadł jej z serca.
- Nie ma potrzeby wprowadzania dalszych komplikacji. - zwracając się do Batgirl - [/i] Czy mogę się ponownie zapytać o Pani imię?[/i]

Nagle… krzyk, jęk i szum. Pocisk balistyczny w postaci Live Wire minął młodą nożowniczkę, wbijając się w ścianę budynku elektrowni i znikając w jego wnętrzu. Rudowłosa otworzyła szerzej oczy, ukazując zdziwienie. Kątem oka, panna Flay dostrzegła jakąś złotą emanację. Mniej-więcej tyle, gdyż właśnie w tym momencie ktoś zaaplikował jej szczęce potężny sierpowy. Mięśnie karku naprężyły się do granic możliwości a niewielka osóbka upadła na ziemię czując, że potraktowano ją taranem i wyłamano dwa zęby. Wilhelmina poczuła natomiast przeogromny ból, jakby ktoś z pełnią swojej nadnaturalnej siły, kopnął ją centralnie w brzuch. Służka została gwałtownie odtrącona do tyłu, jej wstęgowe więzienie uległo rozluźnieniu a potem… eksplodowało żółcią i karmazynem!? Przeturlawszy się kilka metrów do tyłu, persona w fartuchu upadła na zadnią cześć ciała, starając się z całych sił powstrzymać odruch wymiotny, gdyż ostatnio spożyty posiłek był gotów aby ponownie obejrzeć światło dnia. Niepewna swego, płomienna panna, zrobiła krok do tyłu, dobywając czarny, ostry bumerang. Z nikąd, z trzaskiem, pojawił się dobrze umięśniony mężczyzna w złotym kostiumie z karmazynowymi wykończeniami o wzorze błyskawic.






- Co do… Zoom? Co ty tu robisz i… dlaczego mi pomogłeś? Flash? Zrozumiem. Jednak ty słyniesz raczej z prób morderstwa, lub zniszczenia połowy miasta.

- Na pytania odpowiem później. Na razie Bat Girl, radziłbym ci skorzystać z prostego prawidła… wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.


Zacisnął lewicę na prawym nadgarstku, poprawiając swoją rękawicę. Na jego twarzy tańczył demoniczny uśmiech. Ten osobnik z pewnością nie grał w dobrej drużynie, chyba że zmienił reprezentację pod koniec ostatniego sezonu. Dziwna emanacja mocy ponownie odżyła w umyśle Wilhelminy. Teraz była znacznie bardziej wyraźna. Stała tuż przed nią i najwidoczniej miała zamiar wysłać ją swymi ciosami do ciepłych krajów.

- Co to było, do jasnej cholery… Niech no ja tylko… Zoom!? Ty gnido!

Wyglądało na to, że zarówno niewiasta ze szpiczastymi uszami, jak i z niebieską cerą znają owego jegomościa. Oczy Wire zaszły wyładowaniami.

- Heh. Cofnij się ruda. Wezmę je wszystkie na siebie.

- Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, obiecaj mi, że żadnej nie zabijesz!

- Och, nie zabiję. Ale zdziwisz się jak wiele może znieść ludzkie ciało.


Zoom, czy jakkolwiek się nie nazywał, wykonał zapraszający gest. Flame Haze w najwyższym stopniu zdumiona wyczynem mężczyzny w złocie i karmazynie otoczyła cały obszar Elektrowni Kloszem. Zoom najwidoczniej dysponował potworną przewagę szybkości i inicjatywy i bez jej zniwelowania nie można było nawet myśleć o podjęciu równorzędnej walki. Pole widzenia zostało zalane ciemną czerwienią. Niestety, klosz nie spełnił należycie swojej funkcji. Bat Girl oczywiście zamarła, pokryta falą szarości. Jednak po sylwetce w kolorze przywodzącym na myśl bogactwo poczęły krążyć niewielkie, karmazynowe błyskawice. Live Wire i Flay szybko dostosowały się do nowych norm świata, choć z lekkimi problemami. Zoom sztucznie się zaśmiał.

- Proszę! Manipulatorka struktury czasu? Całkiem nieźle, ale nie zda się na nic. Chociaż muszę wam podziękować. Teraz kopiąc wasze seksowne zadki po okolicy nie będę musiał się przejmować rudą. To jak panie? Która pierwsza? Czy wolicie żebym sam wybrał? Zaręczam, że stojącego przed wami mężczyzny wystarczy dla wszystkich trzech. Heheheh…
Patrycja nie do końca była pewna co się działo, ale jedną z podstawowych rzeczy którą uczono w jej zawodzie, było "jeśli żyjesz, to zawsze masz szansę rozorać brzuch magicznego wilka który Cię połknął" w ten czy inny sposób. Najgorsze były jednak zęby. Co prawda kiedyś straciła wszystkie za jednym zamachem, ale zabieg który przywrócił jej pełną kolekcję był... godny zapamiętania. I nie wiedziała, czy znajdzie w okolicy jakiegoś speca w tej dziedzinie.
-Ło żesz wy kurwa, będę teraz dzieci na ulicy straszyć, wielkie dzięki. Przyjmując pozycję bojową, ostentacyjnie wymacywała językiem puste przestrzenie, pokazując wszystkim tragiczność swojej sytuacji. -Zanim zaczniemy tańce i kuksańce, mógłbyś mi wyjaśnić po ką cholerę nas zaczepiacie? I zacznij od niej. Bezczelnie wskazała ostrzem Live Wire. -Ja jestem zwykłą uczennicą, naprawdę...ups. W niewinnym i żartobliwym geście przypominającym popisy komika ze sceny schowała ostrze za plecami, uważnie lustrując oczyma swojego oponenta. -Nic nie widziałeś, serio.

Tymczasem pokojówka wykonała kilka kroków w stronę Flay, a przynajmniej zrobił to jej iluzoryczna duplikat, bowiem niewidzialna Wilhelmina zmierzała w dokładnie odwrotnym kierunku.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 12-11-2009, 22:55   #18
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Radosna pogawędka jaką toczyli ze sobą MVP i Czarnianin została przerwana przez coś niespodziewanego. Nie doszło do jakiejkolwiek eksplozji, ataku z zaskoczenia czy innego, równie widowiskowego zjawiska, miast tego do wyczulonych uszu młodzika dotarł głos.
- Jestem pod wrażeniem. Sądziłem, że Lobo napsuje nam dzisiaj sporo krwi.
Kiedy Michael się odwrócił, dostrzegł lewitującego w powietrzu mężczyznę, afroamerykanina. Ten odziany był w czarno-zielony strój z symbolem na białym tle. Nie okazywał wrogich zamiarów, miast tego na jego twarzy widniał lekki uśmiech, a nawet swoisty podziw. Zmniejszył odległość jaka ich dzieliła.
- Nazywam się John Steward. Jak Ci na imię chłopcze? Sam dałeś mu radę?
- Co to kurna jest?! Nocne zebranie ludzkich frajerów? Najpierw harcerzyk junior, a teraz jeden z Zielonych Latarni? Naprawdę… jak stąd wyjdę zaoram wami po…mmph!

Tajemniczy pierścień na lewej dłoni mężczyzny zalśnił a na twarzy obcego o szarej skórze pojawił się wielki, zielony knebel w kształcie stalowej płyty.
- Chociaż widzę, że z jego gadatliwością musimy radzić sobie w standardowy sposób.
MVP dostrzegł także zawieszoną na niebie, jednak znacznie bardziej oddaloną sylwetkę kobiety. Z powodu panujących warunków niestety nie był w stanie ustalić jej dokładnych cech, z wyjątkiem faktu, posiadania przez nią nietypowego koloru skóry i włosów w odcieniu czerwieni sięgających za kark. Najwidoczniej stanowiła sojuszniczkę tego całego Stewarda.

Chłopak wykonał w głowie szybkie działanie matematyczne i doszedł do wniosku, że ukrycie przed zielonym Murzynem faktu posiadania niezłych pleców w postaci całej drużyny superherosów będzie dobrym asem w rękawie, który warto zachować na później. Zazwyczaj MVP nie kłamał, ale w tym nieznanym świecie nie wiedział co reprezentują sobą zieloni osobnicy - równie dobrze mogli go zaraz zabić, a potem zacząć szukać reszty...
-Nazywam się Michael Van Patrick- Powiedział sucho, wstając i prostując się. -I tak, pokonałem go w pojedynkę- Powiedział pewnym głosem, zezując na zakneblowanego Lobo. Oby tylko go nie wygadał... -Mogę wam w czymś pomóc?- Spytał niemal uprzejmie, sugestywnie zaciskając dłoń na łańcuchu którym związany był Lobo, starając się przekazać 'Johnowi' pieską wiadomość pt. "moja kość, znajdź sobie własną".

John uniósł dłonie w improwizowanym geście pokoju, starając się rozwiać wątpliwości.
- Spokojnie, nie mamy wrogich zamiarów. Zapewniam cię Michael, ze gramy w tej samej drużynie. Chcemy po prostu odeskortować Lobo do karceru, tam gdzie jego miejsce.
Jego stopy dotknęły ziemi. Niewyraźna sylwetka kobiety także podleciała bliżej, ukazując strój który sprawiał wrażenie dość udanego połączenia mundurka szkolnego i kostiumu super herosa. Choć jej skóra w kolorze jadeitu, wydawała się dość mocno kontrastować z bielą, czerwienią i błękitem noszonego ubrania. Pstrokatość nieco biła po oczach.
- To jest Megan Morse. Megan, to Michael von Patrick.
Obca dziewczyna skinęła głową w geście przywitania i nieznacznie się uśmiechnęła. Chyba była równie nietutejsza jak MVP, tylko, że pod innym względem.


Michael westchnął i spuścił głowę. Naprawdę nie podobało mu się to co miało zaraz nastąpić - oto natrafił na konflikt interesów z jakimś rodzajem tutejszych stróżów prawa... W każdym innym momencie, w każdym innym świecie i w każdych innych okolicznościach pomógłby im z radością, ale w grę wchodziły całe uniwersa, a Pinhead wyraził swoje zainteresowanie zwerbowaniem szarego kosmity do ich grupy.
-Z całym szacunkiem panie Steward, ale nie mogę oddać w wasze ręce tego osobnika- W głosie Michaela brzmiał autentyczny żal. -Proszę mi uwierzyć gdy powiem że sprawa ma wagę międzygalaktyczną. Kiedy tylko skończę z Lobo, osobiście i z przyjemnością go u was odstawię, choćby zapakowanego jak na święta i ze wstążką, ale na ten moment, w zaistniałym stanie rzeczy, jestem zmuszony odmówić- W głosie chłopaka nie było groźby ani zuchwałości, a jedynie uprzejmy ton informacyjny, oczy błagały o pozytywne rozpatrzenie jego prośby, mózg zaś dosypywał węgla do pieca i szykował się na to co zaraz nastąpi - gdy dwójka policjantów spotyka chłopaka siedzącego na związanym seryjnym mordercy poszukiwanym w dziesięciu krajach świata za zbrodnie przeciwko ludzkości, który odmawia oddania im go...

Przedstawiciel Zielonych Latarni uniósł wyżej lewą brew.
- Hm? Ale dlaczego? Co to za sprawa? Skoro już go powstrzymałeś i złapałeś, co chcesz zrobić z nim dalej? Bo chyba nie zamierzasz prowadzać go ze sobą na smyczy?
Odpowiedź była bardziej pozytywna niż młody heros się spodziewał. Przynajmniej nie doszło do natychmiastowej bójki, a to dawało chociaż skromne nadzieje na rozwiązanie sytuacji bez wymiany ciosów. Megan przyglądała się Lobo, tak jak dziecko z ADHD przygląda się zwierzakom w schronisku kiedy ojciec obiecuje, że będzie można zabrać jednego z nich do domu. Obchodziła zarówno więźnia jak i stróża z każdej strony, kilkakrotnie zaglądała MVP przez ramię, nawet raz dźgnęła Czarnianina palcem w ramię. Gdyby nie łańcuchy ten już dawno zdecydowałby się na konfrontację, lub… coś znacznie bardziej perwersyjnego. W końcu, zielonoskóra dziewczyna uniosła swoją prawicę niepewnie do góry.
- Panie Steward… może ja zbytnio się nie znam, ale… on jest jakiś dziwny. Trochę. Bardzo. Znaczy, erm. Pan Michael, nie Lobo.
- Co dokładnie masz na myśli Megan?

Płomiennowłosa przygryzła wargę i przewróciła oczyma, niepewna jak właściwie powinna ubrać swoje myśli w słowa, patrząc to na MVP, to znów na swojego sojusznika.
Michael doszedł do wniosku, że kosmitka musiała wyczuć to że nie jest z tego wymiaru - z pewnością sprawa przejdzie nieco bardziej gładko przez Stewarda jeśli Michael sam się do tego przyzna, niż gdyby jego sojuszniczka miała go zdemaskować. Poza tym, świat w którym personifikacja Judas Priesta rozwala miasto, gdzie utrzymuje się stałą jednostkę nadludzkiej policji... Naprawdę się zdziwią?
-Pani Megan ma zapewne na myśli to- Van Patrick szybko zaczął mówić, przerywając tok myślowy kosmitki. -że nie pochodzę z waszego świata- Gdzieś w tle całej rozmowy przeturlała się kulka poskręcanej roślinności. Stwierdzenie wydawało się średnio zręcznie sformułowane, pomiając jego ogromne cliche-fu. -Przybyłem tu, ponieważ wiele uniwersów - w tym moje oraz wasze - jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zagraża im totalna anihilacja jeśli czegoś z tym nie zrobimy i wierzę, że obecny tu kryminalista Lobo może być pomocny w rozwiązaniu problemu. Został wyposażony w specjalne urządzenie ogrnaiczające - nie może zrobić mi krzywdy, co sprawia że jest względnie bezpieczny póki go potrzebuję. Nie wierzycie mi? Sami spójrzcie na to, co dzieje się na waszej planecie - Gotham i Metropolis są pogrążone w chaosie, pozbawione swoich protektorów- Michael teatralnie zagarnął wolną ręką otaczające czwórkę zgliszcza. -a to dopiero początek, jeśli nie zostanie przywrócona równowaga. Proszę was więc, odstąpcie-

***

Wspinający się szybem windy Legion, uchylił się w ostatnim momencie. Wrota jednego z pięter świsnęły obok jego głowy. Wyłamane ze swego wcześniejszego miejsca zaczęły spadać w dół, na spotkanie poziomów piwnicznych. Kiedy srebrny morderca uniósł głowę żeby zobaczyć źródło zamieszania, dostrzegł kobietę. Blondynkę ubraną w niebiesko-czerwony strój z wielką literą „S” na klatce piersiowej. Uśmiechnęła się dość jadowicie.
- Lex mówi, że nie macie zaproszenia, więc chyba czas wyrzucić śmieci.
Co ciekawsze, plenarny turysta mógł stwierdzić, że raczej nie miała wiele wspólnego ze zwykłymi ludźmi. Brak pulsu, brak zapachu. Coś było mocno nie tak.
-Moja męska duma została chyba właśnie urażona… - chłopak mruknął sam do siebie patrząc na dziewczę nie wiedząc jak do końca zareagować. Miał niby wszystkich powybijać, ale coś mu w niej nie pasowało.
-Poza tym nie lubię jak ktoś patrzy na mnie z góry… - klon MVP wypuścił z siebie macki, które wbiły się w ściany szybu. Następnie skoczył z całej siły ku górze dodając sobie dodatkowy pęd dzięki owym kończynom. W czasie lotu przybrał na powrót ludzką postać szykując swój prawy sierpowy na spotkanie z płcią piękną.



Tak, zdecydowanie coś było mocno nie tak. Świadczył o tym fakt, że jasnowłosa nie ruszyła się nawet o krok, przyjmując nadlatujący w jej stronę cios wprost na twarz. Lub tak przynajmniej wydawało się Legioniście, który poczuł, że jakaś nieznana siła targnęła jego ciałem tuż przed nawiązaniem kontaktu fizycznego. Niesprecyzowana emanacja mocy wyrwała mordercę z szybu, ciskając nim po całej długości dywanu bogato wystrojonego pomieszczenia, które najwidoczniej było korytarzem prowadzącym do jakiegoś salonu.
- Cóż, przykro mi kochanie, ale taka już jestem. Poza tym, trudno tego nie robić, kiedy leżysz na podłodze. Sam rozumiesz.
Stwierdziła spokojnie niewiasta odnośnie „patrzenia z góry”.
- Lubię kobiety z charakterem.
Odpowiedział po czym wyparował w powietrzu. Niewidzialny dla ludzkiego oka Legion skoczył z taką siłą, że w podłodze zrobiło się wgniecenie. Niemniej jednak nie kierował się na S-mankę tylko w kierunku przestrzeni powietrznej znajdującej się bezpośrednio nad nią. Kiedy wszystkie pozycje były zajęte wypuścił ze swego ciała dziesiątki macek, które niczym włócznie powędrowały ku podłodze. Atak zakończył się sukcesem. Metalowe pręty przebiły kobiece ciało w rozmaitych miejscach, jednak… z innym efektem niż Legion przewidywał. Naderwana struktura sylwetki ukazywała falującą purpurę – substancję bardzo podobną do jego własnej, gdzie jedyną różnicę stanowił kolor. Złotowłosa krzyknęła uwalniając skumulowany ból i gwałtownie się szarpnęła, odskakując poza zasięg powołanych kolców. Mimo, że jej rany zasklepiły się natychmiast, mimika twarzy bynajmniej nie ukazywała zadowolenia.
- Ty podstępny gnojku. Poczekaj no, już ja cię znajdę…
Zamknęła swoje oczy a niewidzialny agresor poczuł, że dziwaczna siła znów zacieśnia na nim swój uchwyt. Nim zdążył zareagować, coś trzasnęło nim gwałtownie o podłoże, powodując kolejne już odkształcenie. Jedna z osób walczących była nieco skołowana, druga dosyć rozeźlona. Poza tym, kombatanci zdawali się nienaruszeni. Jeśli ona faktycznie była taka jak on to będzie musiał ją zabijać cholernie długo. Ta myśl go irytowała, ale jednocześnie napawała pewną ekscytacją. Kiedy tylko uderzył o podłoże, z jego pleców wyrosły korzenie, które wbiły się w grunt, skutecznie się przytwierdzając. Nie cierpiał telepatów - byli strasznie irytujący, ale to powinno na chwilę utrudnić jej nieco życie. Zamachnął się prawą ręką , która nagle wydłużyła się na tyle by sięgnąć szyi przeciwnika. Zamierzał powtórzyć manewr zastosowany wcześniej na pewnej sekretarce - w końcu kobiety trzeba traktować jednakowo. Nim jednak nowopowstałe lasso zdołało owinąć się wokół karku dziewczyny, ta schyliła swoją głowę. Próbowała złapać niewidoczny, srebrny wyrostek, niestety nieskutecznie. Odskoczyła więc. Najwyraźniej dziwna bariera, która ją otaczała działała jako forma „drugiej skóry”. Choć białogłowa nie wiedziała gdzie dokładnie znajduje się agresor, była w stanie uniknąć części jego ataków zwyczajnie utrzymując swoją umysłową tarczę.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 12-11-2009 o 22:57.
Highlander jest offline  
Stary 17-11-2009, 21:32   #19
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Legion wiedział, że przeciwniczka go nie widzi. Inaczej już by latał od ściany do ściany niczym jakaś lalka sterowana sznurkami. Ostatni atak został uniknięty więc czyżby istniało prawdopodobieństwo, że potrafi też wyczuć myślami obecność innych wokół siebie? To by wiele wyjaśniało, ale stwarzało też nowy problem. Nie mógł jej zaatakować normalnie bo ta tylko by zrobiła unik jak ostatnio. Podskoczył do sufitu skutecznie się do niego przytwierdzając. Przytrzymując się rękami rozkołysał się lekko po czym uderzył stopami w sufit. Nastąpił dziwny huk i w powietrzu zaroiło się od pyłu. Gdy ten opadł widać było bardzo ładną dziurę wiodącą do wyższego piętra. Tym sposobem metalowy chłopiec opuścił swoją drugą połówkę stali.

Pomieszczenie przywodziło na myśl laboratorium. Wszędzie roiło się od dziwnych, metalowych kontenerów poukładanych rzędami, oraz wielkich rur, które pompowały jakąś zieloną substancję. Tak jak przewidział zabójca, kobieta podążyła za nim. Wleciała na piętro i zaczęła uważnie rozglądać się wokół. jednak naturalnie problemy powodowane niewidzialnością oponenta wciąż skutecznie ją ograniczały. Legion uczepiony sufitu obserwował powoli nowe otoczenie starając się znaleźć coś co mogłoby mu pomóc w pokonaniu przeciwnika. Zielona substancja w rurach przykuła jego uwagę. Osobiście miał nadzieję, że może to być jakiś kwas lub jakieś chemikalia. Czas sprawdzić jak bardzo jest do tej zdziry podobny. Macki na końcach których uformowały się ostrza wbiły się w rury sprawiając, że na dziewczynę spadł zielony deszcz. Pytanie było tylko… czego? Nieznany związek chemiczny ruszył w dół na spotkanie białogłowej. Ta nie miała czasu wykonać uniku, więc jedynie zasłoniła się rękoma kiedy masa spadła wprost na nią. Legion poczuł ukłucie rozczarowania. Kobieta nie wydała z siebie pojedynczego jęku, nie zmieniła się też w nieskładną maź na podłodze. Jedyne co (po raz kolejny) uległo zmianie to jej kolorystyka. Każdy element ciała stał się fioletowy. Długie włosy, gładka skóra, lśniące paznokcie i uważne oczy. Ba, nawet samo ubranie skrzyło purpurą. Choć… trwało to moment. Prawie natychmiast nabrała właściwych barw i wyraźnie rozjuszona wyciągnęła dłoń do przodu. Strzelając na ślepo w kierunku Legionisty, nie miała zbyt dużych szans na trafienie. Los okazał się jednak miłosierny i przezroczysta fala uderzeniowa trafiła centralnie w planarnego turystę. Dostarczona siła była na tyle wielka by oderwać go od sufitu i urwać jedną z niewidocznych kończyn. Zahaczając o trzy, niesprecyzowane kontenery i mocno je odkształcając, morderca mocarnie przywalił w parkiet. Mimo, że raczej nie ranny, był mocno zdezorientowany. Niemal natychmiast poderwał się na równe nogi odskakując od miejsca zderzenia z podłogą. Dłoń zaczęła odrastać formując się w kończynę nie do końca humanoidalną - przypominała wielką szponiastą łapę... w której idealnie leżał ten fajny biały kontener naprzeciwko. Ruchem łapy posłał go w kierunku wroga a za nim dwa następne tworząc coś na wzór serii pocisków. Sam zaś skoczył w kierunku sąsiedniej ściany i planował zaatakować z doskoku kiedy “nowa broń odwracająca uwagę” spełni swoje zadanie. Dłonie już zaczęły się formować w dwa długie ostrza specjalnie na tę okazję. Kobieta ledwie zdążyła się uchylić przed pierwszym z kontenerów. Przy drugim intuicyjnie machnęła dłonią, przez co obiekt poszybował w zupełnie innym kierunku, rozbijając się na bocznej ścianie. Trzeciego nie zdołała już skontrować. Uderzył w nią idealnie, odrzucając do tyłu i posyłając na podłogę w mocno zdekoncentrowanym stanie. Kątem oka, Legion dostrzegł coś wystającego z roztrzaskanego pojemnika. Delikatną dłoń oraz kosmyk złotych włosów.
Zabij najpierw - pytaj później. Jak na razie ta ścieżka życiowa pozwalała mu przetrwać. Z pleców wyrosły macki zakończone ostrzami podobnymi tymi do tych na dłoniach. Kiedy tylko trzeci kontener posłał kobietę na podłogę doskoczył do niej i zaczął wykonywać jak najszybsze cięcia po ciele super-woman. Może było ją ciężko zabić jak jego, ale nic na tym jebanym świecie nie jest nieśmiertelne. Metaliczne miecze rozpoczęły swój taniec. No i się przeliczył. Ostrza co prawda dosięgły swojego celu, ale panna z karmazynowym ‘S’ na klatce piersiowej po raz kolejny wykazała się swoją wytrzymałością (i pomysłowością). Pierwszy zamach odbił się od niewidzialnego pola siłowego jak piłeczka pingpongowa od gumowej powierzchni. Drugi ledwie pokonał barierę, rozdzierając kostium i przecinając skórę. Trzeci i ostatni nie zdołał przedostać się przez niewidoczną osłonę. Z krzykiem furii na ustach, blondynka wyprowadziła kontratak. Był on całkowicie pozbawiony koordynacji, jednak seria ciosów zadana przez Legionistę ujawniła otwarcie w obronie. Pięść wniknęła w szarą masę i… eksplodowała kinetyczną mocą. Dolne kończyny mordercy dosłownie rozchlapało na wszystkie strony a tors i nadżarte ręce pomknęły po podłodze po linii prostej. Skołatany i dość mocno zużyty, Legion musiał myśleć szybko. Purpurowa panna właśnie podnosiła się na równe nogi, ciężko przy tym dysząc.
Tors przemienił się szybko w niewidzialną kałużę, która zaczęła kierować się w stronę uszkodzonego kontenera. Nie miał pojęcia co tam jest, ale jeśli było to organiczne mogło go to postawić na nogi. Reszta metalicznej mazi była ciągle widzialna. Legion w postaci półpłynnej dopełzł do dłoni wystającej z kontenera. Metaliczna substancja wniknęła w ciało. W laboratorium zapanowała dziwna cisza. Istota, choć martwa, stanowiła bardzo interesujące zjawisko. Jej struktura była zbliżona do tej posiadanej przez srebrnego mordercę, choć… zdecydowanie nie tak aktywna. Z wiadomych przyczyn. Zdawała się być całkowicie niepodobna do jakiegokolwiek ziemskiego stworzenia, przynajmniej takiego, które występuje w naturalnym środowisku. Posiadała nadnaturalny, telekinetyczny potencjał, zupełnie jak… jak ta blondynka! Po prawdzie to martwa, humanoidalna przedstawicielka płci pięknej była niemal identyczna gdy przyrównać ją do agresywnej, błękitnej wojowniczki. Klony? Czy w tych wszystkich pojemnikach były klony? Legion nie zmienił postaci. Co prawda kobiece ciało było już częścią niego a wygląd tylko powłoką, niemniej jednak mógł spróbować. Zaczął… a raczej zaczęła się powoli podnosić i wyczołgiwać z kontenera. Wyglądało to jakby ktoś właśnie dostał za mocno w głowę i próbował się podnieść. Legion-a była ciekawa co teraz przeciwnik może myśleć. Gdy wyszła na zewnątrz podniosła się powoli i ostrożnie patrząc z niedowierzaniem w kierunku super-woman.
-… - uchyliła usta, ale nie wydobył się żaden dźwięk. Zaczęła kręcić przecząco głową jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi na własne oczy. Była ciekaw jak przeciwniczka zareaguje na to małe przedstawienie.
 

Ostatnio edytowane przez Famir : 17-11-2009 o 21:38.
Famir jest offline  
Stary 18-11-2009, 13:52   #20
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
W pomieszczeniu panował mrok, rozświetlany jedynie przez zieloną substancję okalającą nagie ciało. Kredowobiała dłoń przejechała powoli po szklanej powierzchni pojemnika. Odziany na czarno masochista zdawał się nie kryć swojej fascynacji obserwowaną istotą.
- Ach, Superman. Ostatni syn planety Krypton. Niezaprzeczalna legenda tego uniwersum, zabita poprzez… niefortunną ingerencję sił zewnętrznych.
Pinhead zatrzymał na moment swój monolog. Na ułamek sekundy jego twarz przeciął grymas niezadowolenia. Owe ‘siły zewnętrzne’ stawały się ostatnimi czasy coraz bardziej irytujące.
- Nieważne. Śmierć jest błahą przeszkodą. Taką, którą zaraz usunę.
Ślepia oszpeconego jegomościa otwarły się szerzej. Wyładowanie energetyczne właśnie naruszyło strukturę jego pleców, pozostawiając w niej obfitych rozmiarów dziurę.
- Nie sądzę nieznajomy. Martwy kosmita zostanie tam, gdzie jego miejsce. W słoiku. Tak jak mawiał mój ojciec. Jeśli chcesz aby coś zostało zrobione dobrze, zrób to sam.
Wyrwa powstała w barku była zaledwie pomniejszą niedogodnością. Pokryta szpilkami głowa powoli obróciła się w stronę, z której padł strzał. Smoliste ślepia iglastego osobnika uważnie przyglądały się personie, która zdecydowała się podnieść na niego rękę.
- Cóż Lex. Wydaje mi się, że będziesz… zbyt zajęty aby w jakikolwiek sposób móc mnie powstrzymać. Hm. To powiedziawszy… uważaj, nadchodzi z dołu.
- Co takiego!?

Kolcogłowy uśmiechnął się pobłażliwie. Wraz z przemożnym hukiem, fragmenty marmuru, które do niedawna stanowiły elementy podłogi zalały postać opancerzonego multimilionera. Jednak to ich żywa, humanoidalna zawartość stanowiła główny problem. Blondynka, z którą do tej pory walczył Legion wydawała się całkowicie owładnięta furią. Szałem, pozbawionym jakiejkolwiek logiki, który ogniskował się na panu Luthorze. Zdezorientowany właściciel budynku przyjmował na siebie cios za ciosem. Gdyby nie chroniąca go zbroja, już dawno padłby trupem. Złotowłosa jedynie krzyczała.
- Pobrałeś moje DNA! Sklonowaleś mnie ty przebrzydły sukinsynu! Zupełnie jakbym była jakąś cholerną owcą! Moim kosztem zrobiłeś sobie własną, prywatną armię!
Wrzeszczała, płakała. Jej pięści wciąż opadały. Iglak odnotował, że dolnego pomieszczenia wydobywał się przytłaczający zapach spalonych ciał. Łysy demon znał ów fetor bardzo dobrze i nie musiał zgadywać jak niewiele pozostało z owej ‘armii’. Najwyraźniej Matrix nie zniosła zbyt dobrze widoku swoich kopii. Zabawne, że psychika tak potężnych istot była bardziej krucha niż zwyczajnego człowieka. Ściana pękła jak skorupka jajka. Plenarny koordynator został sam na sam ze zwłokami Supermana.

***

Przedstawiciel Zielonych Latarni dość mocno się zasępił. Milczał przez kilka dobrych chwil, aby w końcu odezwać się ponownie do niepewnego swojej pozycji MVP.
- Hm. No ciężko w to wszystko uwierzyć na słowo honoru. Z drugiej strony, skoro Megan potwierdza twoją… nietypowość, to musi coś w tym być.
- Panie Steward, a może moglibyśmy zabrać Michael’a z nami na stację kosmiczną? Tam miałabym sporo czasu aby lepiej go poznać.

Sposób w jaki jadeitowa pannica to powiedziała nie sugerował tortur i więzienia, prędzej gorącą kawę i ciasteczka. Ale ponieważ jej sposób pojmowania świata był równie niezwykły jak wygląd, czy warto było ryzykować? Michael przybrał nieco niewyraźny wyraz twarzy, znany każdemu kto miał wątpliwą przyjemność układania w głowie sposobu wywinięcie się od paskudnego swetra który chce mu podarować babcia.
- Bardzo miło z waszej strony, ale obawiam się będzie to niemożliwe. Czas jest kluczowym zasobem, a już niedługo będę musiał ruszyć.
Wyciągnął dłoń w stronę Stewarda wyraźnie dając mu do zrozumienia, że to moment na pożegnanie. Dziewczyna cichutko jęknęła i przewróciła oczyma, co najwyraźniej miało sugerować, że zdaje sobie sprawę z niechęci jaką młodzik względem nich przejawiał.
-Dziękuję za troskę i obiecuję dotrzymać słowa w sprawie Lobo.
- No nie wiem. Może jednak powinieneś pójść z…

Tyle właśnie zdołał powiedzieć czarnoskóry mężczyzna, bo oto całą okolicą zawładnęły wstrząsy. Zakneblowany Czarnianin nieporadnie (acz dość boleśnie) kopnął młodego herosa w piszczel, zwracając jego uwagę na największy budynek w okolicy. Litera ‘L’ dosłownie eksplodowała odłamkami, ruszając na spotkanie chodnika daleko w dole. Jakieś dwie sylwetki wysadziły ściany wieży, mknąc w stronę rozmawiającej grupy bohaterów. Jedno z owych, super szybkich dziwadeł oderwało się od drugiego, znikając między chmurami. Michael zdołał jedynie zauważyć, że było błękitne. Drugie nie miało miękkiego lądowania. W towarzystwie iskier i rozrywanej na dwoje powłoki betonu, coś (awaryjnie) wylądowało. Był to łysy mężczyzna w fioletowo-zielonym, bojowym skafandrze. Jego twarz stłuczona na kwaśne jabłko, oczy pełne nienawiści. Zaczął niemrawe próby odzyskania równowagi.

Młodzieniec cofnął się, ciągnąc za sobą skutego kosmitę. Nie wiedział zupełnie jak zareagować - wolał zresztą tego nie robić, spuszczenie Lobo z oczu mogłoby się skończyć tragicznie. Obserwowanie reakcji Stewarda i M'gann wydawało się lepszym wyjściem.
-Co do...- Warknął tylko, przeklinając w myślach guzdrzącego się Pinhead’a. Chwila moment... czy ten budynek z ogromnym ‘L’, to nie miejsce do którego udał się wraz z Legionem? Marsjanka była równie zdezorientowana jak plenarny turysta i patrzyła na pana Stewarda niczym w święty obrazek, oczekując potencjalnych poleceń. Murzyn nieznacznie się uśmiechnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej wzbił się w powietrze. Zatrzymał swój lot nie więcej jak trzy metry przed łysolem, który starał się zetrzeć krwawą smugę z twarzy.
- Witaj Luthor. Heh. Nie wyglądasz za dobrze. Kto cię tak mocno obił?
- Pobiła go… pobiła go blond-włosa dziewczyna, proszę pana. Widziałam ją przez chwilę. Wyglądem przypominała nieco Super…

Kiedy Megan wtrąciła się, instynktownie odpowiadając za mężczyznę, oczy poobijanego zaszły karmazynową mgłą. Nie dał jej dokończyć wypowiadania imienia. Ryknął potępieńczo i nakierował prawicę w stronę rudowłosej obcej.
- Zamknij się! Do cholery, po prostu się zamknij ty kosmiczna wywłoko!
Złota wstęga destrukcyjnej energii pomknęła prosto na nią, ale mimo bezradności młodej dziewczyny, nie dotarła do celu. Zielona ściana zbudowana z pozornie zwyczajnych cegieł zagrodziła emanacji drogę, przemieniając promień w nic więcej jak niegroźny dym. - Jeszcze ty! Znalazł się obrońca uciśnionych! Mam już dosyć tych przeklętych kosmitów, którzy przybywają na ziemię jakby była jakimś kurortem turystycznym!
Niewielkie, karmazynowe iskry zaczęły trzaskać na krawędziach jego oczu. Z bocznych części skafandra wysunęły się dwie połówki przezroczystego hełmu, który zasłonił rozgniewaną twarz. Nie wyglądało to zbyt ciekawie.


MVP spojrzał pytająco na Lobo, po czym przeniósł wzrok na Stewarda.
-Kim jest ten człowiek?-Spytał czarnoskórego, bezwiednie przyjmując pozycję obronną. Zdecydowanie nie podobał mu się nieprzyjemny błysk w oku mężczyzny zwanego Luthorem.
- To Lex Luthor. Multimilioner cierpiący na megalomanię, który za cel postawił sobie pozbawienie Metropolis jedynego, prawdziwego obrońcy. Z resztą, w końcu dopiął swego.
- Nie nazywaj tego zdechłego kosmity obrońcą…

Syknął pozbawiony włosów mężczyzna. Z jego przydużych, opancerzonych butów trysnął ogień, a agresor oderwał się od parkietu, mknąc prosto na John’a. Zamachnął się, całą siłą wyprowadzając sierpowy. Czarnoskóry obrońca zasłonił się wygenerowanym polem, jednak moc ciosu była wystarczająca, żeby cisnąć nim dobre dziesięć metrów w tył.
- Ghhh… Luthor nie zmuszaj mnie żebym przywołał Cię do porządku. Nasze oddziały nie odpowiadają ziemskim prawom. Nie wykupisz sobie drogi na wolność.
W odpowiedzi Lex jedynie zgrzytnął zębami, gotując się do kolejnego ataku. Najwidoczniej świadomość spędzenia reszty życia w więzieniu nie robiła na nim wrażenia. Michael jęknął.
-Dosyć tego dobrego. Ira, siad- Mruknął do Lobo, z rozmachem ciskając trzymanym w dłoni hakiem ku najbliższemu budynkowi. Łańcuch poleciał niczym pocisk, ciągnąc za sobą złorzeczącego przez knebel na ustach Czarnianina, po czym wbił się głęboko w żelbetonową powierzchnię. Szaroskóry zadyndał na jego końcu jak wielka, mordercza piniada. Van Patrick, Tymczasem nie próżnował. Jednym skokiem znalazł się w powietrzu i wzniósł pięść do miażdżącego ciosu, wycelowany w opancerzony tors Luthor’a.
- A ty, coś za jeden? Kolejny parszywy, galaktyczny włóczykij? Zostańcie na swojej planecie, bo nikt na Ziemi was nie potrzebuje!

Cios MVP nie tylko został przechwycony, ale również skontrowany. Wraz z buczeniem serwomotorów przerośniętej, mechanicznej łapy, Luthor złapał mknącą na niego pięść i zadał swoją cios w żołądek, wyzwalając potężny ładunek energetyczny i posyłając bruneta bardzo wysoko, w kierunku chmur. Michael czuł, że zbiera mu się na wymioty, choć cios nie był na tyle silny, zrobił coś z jego układem nerwowym. Co właściwie było wmontowane w te przeklęte rękawiczki? Van Patrick powoli wyhamował i otarł wierzchem dłoni kropelkę krwi z kącika ust. Jego mięśnie drgały w dość nieprzyjemny sposób, w błędnik postanowił wyprowadzić się i rozpocząć życie na własną rękę.
-Cholera!- Zaklął młodzieniec, potrząsając skołowaną głową. Trzeba będzie uniknąć walki w zwarciu z tym sukinkotem, kto wie jakie jeszcze sztuczki ma w zanadrzu. Na szczęście MVP również nie narzekał na ich brak. Jego wzrok powędrował ku kilkumetrowemu piorunochronowi wieńczącemu jeden z okolicznych wieżowców. Michael podleciał do niego, chwycił i szarpnął potężnie, wyrywając go gładko wraz z nitami, następnie zaś machnął nim na próbę. -Spróbuj tego, cwaniaczku- Warknął, podnosząc metalowy drąg na wzór olimpijskich oszczepników i ze stęknięciem posyłając go w dół, wprost w odzianego w fioletowo-zielony pancerz mężczyznę. Nadludzka siła i precyzja młodzieńca dała o sobie znać - prowizoryczna włócznia poszybowała z ogromną prędkością i zdawało się że tylko Magneto mógłby zatrzymać ją nim dotrze do celu.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172