Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2009, 20:24   #108
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Obóz opustoszał. Kapłan krzątał się po nim to zbierając pozostawione rzeczy, to podchodząc i uspokajając uwiązane konie. Przy co cenniejszym ekwipunku ubiegła go Liliel. Zirytowany coraz mocniej, powstrzymał się od uwag jedynie dlatego, iż opuściły go obie potrafiące rozgryźć magiczne przedmioty czarodziejki.

Pozostałości po obozowisku powędrowały do juków jednej z klaczy. Drugi koń miał posłużyć za wierzchowca, lecz nie udało się go uspokoić na tyle, by dał się dosiąść. Przez chwilę w końskich ślepiach zobaczył twarz Maureen. Łowczyni udałoby się je poskromić, zwierzęta jej ufały. W zamyśleniu zaskoczyła kapłana Liliel. Wręczyła mężczyźnie jajo. Osłupiały nie zdołał pisnąć ani słowa. Przycisnął, jak dziecko bojące się zabrania zabawki, szkatułkę i słuchał demonicy.

-Anzelmie.-przypomniał łagodnie. Zdawał sobie dobrze sprawę, co sukkub pragnie zawrzeć w tej pomyłce. Mimo to nie uważał się za niewolnika, zdawał sobie sprawę, że w końcu zetrą się w walce. Może po pokonaniu thana, może wcześniej. Może wyjdzie z tej konfrontacji cało, kapłańska wiara to potężny oręż, może zginie w męczarniach. Na ten jednak moment jeszcze potrzebowali siebie wzajemnie. W jednym zgodził się ze smutkiem. Nie miał już sojuszników. Drowy, Fosth'ka opuszczając obóz przystali do innej sprawy, której nie znał i nie chciał poznawać.
Pokiwał ni to z aprobatą, ni to politowaniem, lecz Liliel już nie zwracała uwagi na jego osobę. Tańczyła wokół obozu, gdy kapłan kończył przygotowania do wymarszu.

Ostatecznie w drogę wyruszyli pieszo. Odeszli spory kawałek od obozu, gdy dalekie niebo zasłoniły sylwetki tajemniczych ptaków. Kapłan szybko wymienił spojrzenie z Liliel. Odpowiedź padła natychmiast, zanim zabrzmiało pytanie. Wypowiedź kobiety sugerowała, że Vrocki nie powitają ich z radością.
-Przyśpieszmy-zasugerował mocniej szarpiąc wodze. Cały czas odwracał się za siebie, czekając kiedy zostaną dostrzeżeni. Było to kwestią czasu, wszak znaleźli się pośrodku pustej przestrzeni. Bariera otaczająca karczmę pierwszy raz wydała się wybawieniem, lecz wątpliwym było, by zdołali tam dotrzeć nim stado demonów zakołuje nad nimi.

Wolną ręką ściągnął z szyi amulet Nerulla i okręcił sobie wokół ręki. Blaszka drżała od nagromadzonej w dolinie negatywnej energii. W myślach obliczał ryzyko planowanego zagrania. Zamierzał przemienić moc zogniskowaną w boskim symbolu w zaklęcie rozkazu. Gdy Vrocki zbliżą się dostatecznie, podniesie amulet i wykrzyczy polecenie. Nakaże lecącym demonom znieruchomieć. Jeśli upadek ich nie ogłuszy dostatecznie, zrobi to samo zaklęcie. Oni zaś zyskają czas na dotarcie do bariery. Jeśli jednak czar zawiedzie czeka ich trudna potyczka z liczebniejszym przeciwnikiem. Pozostawała nadzieja, że nim nastąpi atak, będą na tyle blisko karczmy, by kapłan mógł przywołać szkielety. Nieumarli z pewnością nie byli wyzwaniem, ale zawsze lepsza kiepska osłona, niż jej całkowity brak.
 
Glyph jest offline