Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2009, 20:43   #128
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
w kooperacji z Kellym

Drogę do Pleven niemal przefrunęła. Nie wiedziała, co takiego dzieje się z jej organizmem, ale nieoczekiwane benefity ucieszyły ja wielce. Zmęczenie zniknęło bez śladu. O wiele już czystsza niż wcześniej, Vestine parła naprzód z uporem godnym sprawy większej niż rana faceta, który ją spławił. Może to cicha, zimna furia nadawała jej rytm? Niech to diabli, cokolwiek to było, Vestine nie miała nic przeciwko. Gdyby nie Bobby, byłaby pewnie nie zrobiła w całej tej drodze najmniejszego nawet odpoczynku. Piratka jednak zaczynała się słaniać, a ponieważ sama prędzej padłaby w konwulsjach niż zaproponowała postój, Ve zrobiła to za nią. Widok glinianej buteleczki i Bobby przypijającej nią toast, ukłuł nieco czarodziejkę. Pomyślała o poważnym stanie, w którym zostawiała za sobą Alberta. Nie wspominając nawet o dłoniach, które wciąż niewymownie bolały przy najmniejszym nawet drgnieniu. Bała się, że rany zaczną się paprać. Gdyby wdała się gangrena, obie dłonie trzeba by odjąć, a jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez nic. Przez myśl jej przemknęło, że wolałaby się utopić niż zostać kaleką. W mgnieniu oka jednak mikstura wylądowała w żołądku Bobby, i od tego momentu ciężko byłoby ją jakkolwiek odzyskać.

Wciąż szli.
Szli, szli, szli, szli.
Szli, jakby ta cholerna droga nigdy nie miała się skończyć. Kobieta miast zmęczenia odczuwała rozdrażnienie. Chciała mu pomóc już, natychmiast. Spłacić w końcu dług, którego się wstydziła.

Zajazd, który wyrósł im na horyzoncie, nie należał do najpiękniejszych jakie kiedykolwiek widziała. Trudno jednak wybrzydzać, gdy z lekka zmurszała budowla okazuje się błogosławieństwem. Był zajazd, byli ludzie, były więc i ubrania. A tych ostatnich potrzebowali naprawdę mocno.
Plan działania miała gotowy.
Wysuszone na słońcu włosy wciąż jeszcze były lekko sztywne od morskiej wody. Vestine wyglądała już jednak lepiej. Bardziej jak utrudzony wędrowiec niż uciekinier z kopalni. Ukryte pod ubraniem kajdany nie rzucały się w oczy. Palcami, na wyczucie, poprawiła czernidło na powiekach. Gotowa była do akcji.

Zastanawiała się jak to rozegrać. Zwykle miała ze sobą monetę chociaż na pierwszą kolejkę, bo tyle czasu wymagało ściągnięcie na siebie męskiej uwagi. W myślach przepatrywała różne warianty, wciąż jednak zbliżając się ku drzwiom wejściowym zajazdu.
Nim zdążyła położyć rękę na klamce, drzwi otworzyły się z hukiem. Ze środka wypadło dwóch mężczyzn, jednym z nich targnęły torsje i... Vestine nie zdążyła odsunąć nogi – pijany w sztok ozdobił krawędź jej buta mało gustownym rzucikiem z obrzydliwej treści własnego żołądka. Krzyknęła, zasłaniając usta dłonią. Drugi z nich, pijany niemal równie mocno, do tej pory próbujący asekurować kompana, wypuścił z garści jego pludry i jął bełkotliwie przepraszać „panienkę”. Ve zaproponowała, że może w ramach rekompensaty powinien jej postawić kolejkę. Spotkało się to z dużym entuzjazmem mężczyzny zwanego Gawłem. Tak dużym, że w pół obejmując „panienkę”, zostawił na progu najlepszego swojego przyjaciela zwanego Pawłem sam na sam z rzygowinami.
W ciemnym wnętrzu, o dziwo panował ruch. Gaweł zamówił flaszkę przepalanki. Choć był pijany w miarę sprawnym gestem rozlał ją do kubków. Zamówił śledzika, wszak do wódki trzeba zagrychy. Komplementując przy tym Vestine, wszak do wódki i zagrychy najlepsza jest baba. Powszechnie bowiem wiadomo, że bramy do nieba są trójkątne a na każdym z rogów siedzi kolejno wódka, zagrycha i baba.
Dziewczyna nie pozostawała dłużna. Niezbyt dyskretnie przysunąwszy się bliżej Gawła, wzniosła toast na jego zdrowie. Zarechotał rad, wolną ręką objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i ucałował. Trafił w ucho, bowiem poświęcenia poświęceniami, ale tego oddechu Ve znieść nie mogła.
- Co jest, gołąbeczko? Coś taka niedotykalska?
- Dotykalska, dotykalska. Tyle, że wstydliwa.

Sparowała puszczając doń oko.
Po trzeciej kolejce ręce Gawła zrobiły się nader niespokojne i chyba musiało go coś mocno zaswędzieć, bo kręcić się jął przy stole. Ani się obejrzał, jak wsparty na zgrabnej brunetce, z trudem piał się schodami na górę, ku pokojowi, który wynajmował wraz z Pawłem.
Vestine stojąc w progu pociągnęła łyk z trzymanej w ręku flaszki. Dobrze znany smak przywoływał wspomnienia. Dyskretnie przesunęła zasuwkę w drzwiach. Wcisnęła butelkę Gawłowi, nakazując mu pić, podczas gdy sama zajęła się sznurowaniem bluzki. Gaweł przełykał grzecznie, patrząc jak dekolt jego okazji rozchyla się coraz bardziej. W końcu udało się Vestine wyswobodzić z bluzki obie ciężkie piersi, Gaweł przywarł do nich ustami. Widział już gorzej niż podwójnie, ale z takiej okazji skorzystać musiał. Ve przejęła butelkę, wylewając sobie na okazały biust stróżkę alkoholu, którą nieświadomy sytuacji ochlaptus chciwie spijał z jej skóry.
Padł nim zdążył rozsznurować rozporek.

Nie miała wiele czasu, Paweł pijący wciąż na dole w każdej chwili mógł zechcieć skorzystać z pokoju. Gorączkowo rozejrzała się wokół. W kącie złożony leżał bagaż. Przejrzała go pobieżnie, nie zależało jej przecież na obrobieniu do cna chrapiącego na łóżku ochlaptusa. Kilka sztuk odzienia wcisnęła do wybebeszonej wcześniej torby i przerzuciwszy ją sobie przez ramię, ruszyła do okna.
Jak widzieli wcześniej, niewiele poniżej okien zaczynał się dach szopki na opał. Z pewnym wysiłkiem przecisnęła się przez szparę w oknie. Skoczyła. Na daszku drewutni nie udało jej się złapać równowagi i nieszczęśliwie wylądowała z biustem na twarzy próbującego ją łapać Callisto.

Jej łupy nie były może okazałe, ale z całą pewnością prezentowały się lepiej, niż ubrania, które mieli na sobie podczas ucieczki. Teraz przynajmniej mogli mieć nadzieję, na wejście do miasta bez wzbudzania sensacji.

*

„Pod rybim łbem” czekały ich prawdziwe luksusy.
Łóżko, ciepłe jedzenie, trunki. Wszystko, bez czego zmuszeni byli się obchodzić przez ostatnie tygodnie. Vestine przyjęła to błogosławieństwo z pomrukiem zadowolenia. Bobby zdążyła się jedynie okręcić na pięcie, błysnąć Estalijczykowi biustem i pobiegła w miasto spieniężać swoją czarną rezerwę.

- Wiesz, może to głupie,ale wierzę jej, ze spróbuje kogoś ściągnąć, żeby nam zdjął to zasmarkane dziadostwo - podniósł ciągle okute ręce. Obydwoje mieli ewidentnego pecha przy nieudanych próbach Aleama. - Natomiast Szurak, to zupełnie inna sprawa. Mam wrażenie, ze powieka nie drgnęłaby mu, gdyby wsypanie nas mogło choć troszkę zwiększyć szanse jego własnej ucieczki.
Vestine obdarzyła mężczyznę zdziwionym spojrzeniem stalowych oczu. Pojęcia nie miała, skąd mu się to wzięło
- To chyba dosyć oczywiste? Nie wiem jak Ty, ale ja od samego początku nie darzyłam Szuraka zaufaniem. Widziałeś to mięso? I mikstury? Gdyby Bobby nie ciągnęła nas ze sobą, już by się pewnie kąpała w oślim mleku.
- Możliwe, ale nie sądzę, żeby była tak głupia. Może trochę jest przewrażliwiona na punkcie magii i trochę przypomina świszczypałę, biorąc pod uwagę charakter, ale pewnie także tak ufa Szurakowi, jak my. Pewnie, że sztygar wyraźnie czuje do niej słabość, ale pewnie gdyby stanął przed alternatywą: on, albo Angie, puściłby ją kantem, identycznie jak dowolnego innego.
- Uhm. Bobby nie jest w ciemię bita. Ale widzę, że nie jeden Szurak darzy ją nieco ponadprzeciętną estymą
- czarodziejka wybuchnęła dźwięcznym, lecz cichym śmiechem.
- Estymą? Owszem jest niezła. Ona i ty. Może jeszcze Aleam. Ves, naprawdę szczerze mówiąc, sądzę, że zwyczajnie uciekniemy, potem zaś pewnie się rozstaniemy. Każdy pójdzie w inną stronę. Nawet nie wiem w jaką, przynajmniej nie znam ich planów, swoich zaś jeszcze nie mam. Ponoć znałaś się wcześniej z Bobby. Widziałaś także, ze wielu spośród nas ma swoje prywatne plany. Czy sądzisz, że wszyscy zechcą stworzyć fajną drużynkę przyjaciół? Nawet Bobby tutaj nie pomoże, tylko ewentualnie los.

Czarodziejka uważnie przyglądała się swojemu rozmówcy. Był dorosły, ale sprawiał wrażenie, jakby całe swoje życie przeżył pod kloszem. Najwyraźniej pochodzili z dwóch nie mających ze sobą wiele wspólnego światów.

- Ech, wszyscy pomagaliśmy sobie. I dobrze się stało, bo osobno nie ma mowy, żebyśmy zwiali. Pamiętasz skaveny, czy strażników? Bez wspólnego działania oraz pomocy byłaby kicha. Cieszę się, że Albert także dołożył się do wspólnej puli działania, a ze skupił się akurat na tobie, trudno mu się dziwić.
Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie.
- Nie wiem, o co ci chodzi - zdziwił się jej reakcji. - Po prostu uważam, że jesteś bardzo ładną i zgrabną dziewczyną. Byłbym dziwakiem, gdybym tego nie dostrzegał - rzekł neutralnym tonem. - Możesz naprawdę zaś mi wierzyć, że dziwakiem nie jestem.
- Myślałam... mniejsza. Dziękuję.
- Dziękuje się za komplementy, natomiast to jest prawda. Masz urocza buzię, nawet umorusaną, ładną szyję, dłonie i ...
- ugryzł się w język - no i ogólnie ładną, zgrabną sylwetkę. Ale, może zmieńmy temat - wydawał się niepewny - niespecjalnie umiem rozmawiać z kobietami. nie miałem zbyt wiele okazji. Jeżeli coś schrzanię, po prostu mi powiedz. Na pewno to nie będzie złośliwość, tylko zwykłe nieporozumienie.
- Jesteś uroczy
- Vestine przymrużyła oczy. Pociągnęła wciąż nie spuszczając spojrzenia z Estalijczyka - Ale musisz wiedzieć, że taka ilość komplementów mówi się kobiecie zazwyczaj wtedy, kiedy oczekuje się, że zrzuci ona ubranie.
Jeżeli kiedykolwiek wcześniej Ves zdarzało się widzieć bardziej zaskoczonego mężczyznę, który w dodatku zarumienił się po czubki uszu, to zapewne było to bardzo dawno.
- To ... ja ... nie musisz ... znaczy ... znaczy nie to, co znaczy ... - próbował wybrnąć. - Znaczy nie wyobrażam sobie - wreszcie powstrzymał jąkanie oraz złapał jako taki tok wypowiadania się - żebym próbował ... no próbował ... wpłynąć na jakakolwiek kobietę komplementem, czy czymkolwiek innym, żeby się rozebrała. Nie myślałem tak. Naprawdę. Nie to, żebyś coś nie tego, ale naprawdę ... och, nie wiedziałem, że tak jest - wreszcie mruknął. - Pewnie muszę się wiele nauczyć.

Bobby wróciła, prowadząc ze sobą wolność w osobie Guntera. Przeguby i kostki lżejsze o żelastwo, pokryte mieli otarciami. Potem piratka zniknęła znów. Callisto zaś i Vestine zszedłszy na dół, postanowili uczcić odzyskanie wolności. Ona piła sporo, on o wiele mniej.
Dawno już nie rozmawiała z nimi o swojej przeszłości. Właściwie chyba ten wybuch szczerości był jak pęknięcie wrzodu. Ciemnowłosa nie przywykła do dzielenia się z kimś swoimi przeżyciami czy przemyśleniami. Miniony od śmierci męża czas uczynił ją szorstką.
Piła więc.
Zdecydowanie zbyt wiele.
Koniec końców Estalijczyk musiał zanieść ją na górę na rękach. Złożywszy ją delikatnie na łóżku, zdjął jej buty i poluzował odzienie.
Dziewczyna uśmiechnęła się przez sen.
 
hija jest offline